u. 'i i • „w*
1
-
; Rozdział VII
TROPY
Rozważania nad tropami zacząć wypada od metafory, metonimii i synekdo-
chy, dlatego że są to tropy najczęściej spotykane, i dlatego, że ich definicja tudzież
wzajemny stosunek jest ciągle przedmiotem sporu i dyskusji.
Już u Arystotelesa rzecz ta nie została jasno wyłożona. Poruszył on ją dwu
krotnie - i w Poetyce, i w Retoryce.
W Retoryce (III, 3-4; 1406a-1407a) zaczyna Arystoteles od wytykania błę
dów stylistycznych, w tym także chybionych metafor. Rozdzielając styl właści
wy prozie i poezji przestrzega przed mieszaniem dwu konwencji - w poezji np.
uchodzi wyrażenie „białe mleko" (ten epitet został użyty w Iliadzie'), w prozie
natomiast nie jest stosowne, zapewne dlatego, że jako epitet tautologiczny jest
tylko zbyteczną ozdobą. Wytyka Stagiryta Gorgiaszowi metafory nieoczekiwa
ne, zbyt teatralne i uroczyste, jak np. „okrywając się hańbą to siałeś i nędzny
zebrałeś też plon" (ArRh III, 3, 1406b); następnie przechodzi do porównania,
o którym pisze, że jest też metaforą, tyle że opatrzoną spójnikiem Jak" (III, 4;
1406b, 20-25).
Teoria metafory jako skróconego porównania ma wielu przeciwników, któ
rych argument sprowadza się na ogół do skądinąd słusznego stwierdzenia, że nie
każde porównanie da się przekształcić w metaforę
2
. Istotnie - jeśli powiemy, że
Karol jest wyższy niż Piotr, to z tego porównania nie da się wyprowadzić żadnej
metafory; podobnie z wyrażeniami typu: „on jest tak silny jak jego ojciec". Tylko
że te argumenty są chybione. Aby uniknąć nieporozumień, musimy nie tylko po
wtórzyć formułę Kwintyliana („metaphora brevior est similitudo"; VIII, 6,8), gdzie
similitudo
może znaczyć także podobieństwo, ale przypomnieć przykład metafo-
ry-porównania, który w rozważaniach Stagiryty i jego rzymskiego kontynuatora
miał charakter modelowy.
Arystoteles pisze, że porównaniem jest wyrażenie odnoszące się do Achillesa
„runął jak lew", ale metaforą „runął lew" (ArRh III, 4; 1406b), gdzie „lew" jest
podmiotem zdania w miejsce „Achilles". Różnica sprowadza się nie tylko do bra
ku spójnika ,jak": jeśli powiemy o kimkolwiek, o jakimś Janie, „a to osioł", to
wyrażenie to będzie się odwoływać do ukrytego i w tym momencie nie wyartyku
łowanego porównania: „Jan jest głupi jak osioł". Związek porównania z metaforą
1
Trzy stylistyki greckie. Arystoteles. Demetriusz. Dionizjusz, przel. i oprać. W. Madyda, Wro
cław 1953, BN II 75, s. 16.
2
A. Vigh, Porównanie i podobieństwo, przeł. M. Tomicka, „Pamiętnik Literacki" 1986, z. 4.
158
na tym polega, że porównanie częściej i wyraźniej ujawni&jjwoję motywacje.
Można by to tak zapisać:
X jest jak Y pod względem Y,,
gdzie Y jest jedną z cech Y, tą mianowicie, którą chcemy przypisać X i która jest
motywacją wyrażenia X jak Y, nieraz zwaną tertium comparationis. Możemy
wprawdzie czasem motywację tę opuścić, zwłaszcza w porównaniach tak utar
tych jak to o ośle, ale możemy też wypowiedzieć bez szkody dla konstrukcji. Tym
czasem w metaforze z motywacji z zasady rezygnujemy. Mówimy więc „Achilles
jest jak lew (dzielny)", gdzie stwierdzenie dzielności jest fakultatywne - i to jest
zasada porównania; i mówimy „Achilles jest lwem", ale nie powinniśmy doda
wać, że mówimy o nim tak dlatego, że jest dzielny - i to jest zasada metafory,
która źle znosi ujawnianie motywacji, podobnie jak dowcip nie lubi niszczącego
komentarza. Najprościej zatem zapisujemy metaforę w ten sposób:
XjestY,
natomiast uzasadnienie mówiące, że chodzi nam o jedną z cech Y, a mianowicie
o Y,, zostawiamy w domyśle.
Tak ująwszy kwestię unikniemy nieporozumień, które tezie o metaforze jako
skróconym porównaniu towarzyszą od lat - prawdopodobnie dlatego, że zdanie
o krótkości jako o cnocie metafory (virtus brevitas; CicDeorat III, 39,158), wielo
krotnie zresztą powtarzane, zrozumiano jako zdanie o pochodzeniu metafory z po
równania. Tymczasem przeciwnie, rozróżniwszy porównania zwykłe i metaforycz
ne, powiemy, że to raczej porównanie należy wyprowadzić z metafory jako jej
postać rozwiniętą. Arystoteles (ArRh III 4; 1407a) przytacza zaczerpnięte z Rze
czypospolitej
Platona (IV 488A) porównanie ludu ateńskiego do kapitana okrętu:
Jest silny, lecz głuchy". Jest to przykład znamienny - motywacja porównania
może się bowiem znaleźć po obu stronach konstrukcji, to znaczy można powie
dzieć: „lud ateński jest silny i głuchy jak ów kapitan" i „lud ateński jest jak ów
kapitan - silny i głuchy" i oba kształty są poprawne, co nie znaczy, że nie ma
różnicy między tym, co ma być porównane (comparandum), i tym, do czego po
równujemy {comparans). Porównujemy zawsze coś mniej lub gorzej znanego do
bardziej i lepiej znanego, przy czym „lepiej znane" znaczy często tyle, co bardziej
stereotypowe, prostsze, należące do repertuaru znaków kulturowych. W tym sen
sie więcej wiemy o lwie niż o Achillesie, więcej o ośle niż o danym Janie. Dlatego
też przykład z Platona o Ateńczykach i kapitanie okrętu nie jest dziś jasny - czy
chodzi o pewnego kapitana okrętu jako postać powszechnie znaną, czy o kapitana
w ogóle, który jest i powinien być silny i zdecydowany, co znaczy, że nieczuły
(głuchy) na rady i perswazje? Upływ czasu może naruszyć regułę „bardziej zna
nego", czego dowodem pochodzące z tego samego rozdziału Retoryki porówna
nie Archidamosa do pewnego Euksenosa, dziś całkiem niejasne.
Owo tertium comparationis jest w porównaniu jako w tropie zapewne czymś
więcej niż tylko uzasadnieniem podobieństwa. Ten trzeci element zachowuje często
159
pewną autonomię estetyczną, zostaje rozwinięty i skupia na sobie uwagę. Ponieważ
porównanie kobiety do róży jest znanym banałem, ten przykład będzie wygodny:
Kordian w scenie IV aktu III Kordiana mówi o Polkach: *
[...] Kobiety dokoła
Rozkwitłe, świeże, wonne jak Saronu róże,
Na rosyjskich ramionach opierają czoła.
Tertium comparationis
wiąże obydwa człony porównania, tak że ważne jest
to, iż kobietę porównuje się do róży, a nie na odwrót, i ważne również, że porów
nuje się pod jakimś względem i że wzgląd ten - jak zwykle - w porównaniu został
dokładnie określony. Prawo sformułowania przyczyny porównania bywa nieraz
okazją do dowcipu:
- Kobiety są jak róże!
- Takie piękne? [delikatne? wonne? etc]
- Nie, też mają kolce.
Nazwijmy owo tertium comparationis: to motywowanie podobieństwa mo
dulatorem. Odnajdziemy go także w metaforze bez względu na to, czy stosunki
wzajemne między przenośnią a porównaniem są oczywiste, czy gramatycznie
złożone. Gramatyczność jest tu o tyle kwestią ważną, że najłatwiej przekształcić
porównanie w metaforę mianownikową typu „... to lew", „x jest różą", nato
miast metafory dopełniaczowe, skądinąd częste, typu „morze głów", wymagają
pośrednich zabiegów transformujących. Np. „suchego przestwór oceanu" da się
przepisać w porównanie, ale najpierw trzeba rozwiązać peryfrazę „suchy prze
stwór" (= „step"), potem „step oceanu" przepisać, zgodnie z formą bardziej po
spolitą w metaforach dopełniaczowych, jako „ocean stepu" (a nie „step oceanu"),
a następnie wrócić do formy „step to ocean" i „step jak ocean".
Drugim problemem, z którym trzeba się uporać, problemem jednak bardziej
złożonym i bardziej spornym, jest Arystotelesowska systematyka metafor. W Po
etyce,
ale w związku z Retoryką, bo w rozdz. XXI, po omówieniu części wyrazu,
mowy i zdania, zatrzymawszy się na chwilę przy rodzajach „imion", przy imio
nach „pojedynczych i złożonych", przechodzi Stagiryta do omówienia czterech
odmian metafor:
Metafora jest to przeniesienie nazwy jednej rzeczy na inną: z rodzaju na gatunek, z gatunku na
rodzaj, z jednego gatunku na inny lub też przeniesienie nazwy z jakiejś rzeczy na inną na zasadzie
analogii.
Przeniesienie nazwy rodzajowej na gatunek ma miejsce, gdy mówi się np. „tutaj stoi mój okręt".
„Stać na kotwicy" wchodzi bowiem w zakres pojęcia rodzajowego „stać". Przeniesienie nazwy z ga
tunku na rodzaj: zaiste Odys dokonał tysięcznych czynów wspaniałych". „Tysięcznych" znaczy tu
„wielu" i zostało użyte przez poetę właśnie zamiast „wielu".
Przeniesienie nazwy z jednego gatunku na inny ma zaś miejsce w takich np. sformułowaniach:
„spiżem wyczerpał mu życie" i „przeciął spiżem hartownym wodę". W pierwszym przypadku po
wiedziano bowiem „czerpać" zamiast „ciąć", w drugim - zamiast „czerpać" - „ciąć", bo obydwa
słowa wchodzą w zakres pojęcia - „odejmować" (ArPoet XXI, 1457b).
Łatwo dostrzec, że Arystoteles pod mianem metafory omawia tu zarówno
metafory właściwej jak metonimie z synekdochami. Jeśli bowiem rodzaj i gatu-
160
nek (w oryginale: genos i eidos) rozumieć jako nazwy zbiorów wzajemnie upodrzęd-
nionych, to znaczy, jeśli rodzaj ma zakres większy niż gatunek, a gatunek jest
częścią rodzaju, to dwie pierwsze grupy należy traktować jako synekdochy.
Trzecia odmiana polegająca na przeniesieniu z gatunku na gatunek ze wzglę
du na brak stosunku podrzędności i nadrzędności mieści wszystko to, co dzisiaj
chcielibyśmy nazwać metaforąw szerokim sensie. Należy domniemywać, że dwu
krotne powtórzenie słowa „gatunek" nie rozstrzyga niczego w kwestii systema
tycznej hierarchii, lecz mówi o dwu dziedzinach, z których jedna niejako użycza
znaczenia drugiej. Bez odwołania do doskonałej znajomości oryginału trudno tę
metaforę interpretować, ale przecież wiemy o co chodzi: o śmierci jako o zakoń
czeniu, dobiegnięciu do kresu i wyczerpaniu sił życia mówi metafora sięgając do
pola znaczeniowego naczynia i jego zawartości: wylać (np. wodę) z naczynia to
tak jakby otworem rany wylać z człowieka życie.
Cała antyczna i potem cała klasycystyczna stylistyka marzyły o systematy
ce metafor. I Kwintylian, i Izydor z Sewilli, a w wieleset lat później Fontanier
(por. niżej, s. 173-175) podejmowali próby porządkowania owych gatunków.
Kwintylian (VIII, 6, 9) twierdził, że są cztery rodzaje metafor - a pomysł ten
powtarzali następcy - mianowicie: 1) przeniesienie z dziedziny żywotnych na
dziedzinę żywotnych, 2) z nieżywotnych na żywotne, 3) z żywotnych na nieży
wotne i 4) z nieżywotnych na nieżywotne. Niewiele taki podział daje, trzeba by
bowiem dzielić dalej na ludzkie i zwierzęce, naturalne i sztuczne, jednostkowe
(indywidualne) i zbiorowe, a może i na męskie, i żeńskie. Skończyć taki den-
dryt trudno, natomiast nietrudno zauważyć, że wyliczone klasy musiałyby się
krzyżować (choćby męskie i żeńskie oraz ludzkie i zwierzęce).
Odnotowawszy więc te usiłowania klasyfikacyjne jako daremne, przejdźmy
do czwartej grupy metafor Arystotelesa, która jest nie tyle klasą w zbiorze, ile
interesującym konceptem, cenionym bardzo w ciągu wieków. Metafora tzw. na
podstawie proporcji powstaje, „gdy druga nazwa pozostaje w takim samym sto
sunku do pierwszej, jak czwarta do trzeciej i gdy zamiast drugiej można posłużyć
się czwartą lub zamiast czwartej drugą" (ArPoet XXI, 1457b). Prościej wyjaśnia
to przykład: czara jest atrybutem Dionizosa, tarcza zaś Aresa. Między postaciami
i atrybutami zachodzi stosunek analogii i proporcji, tak że czarę można nazwać
tarczą Dionizosa, a tarczę - czarą Aresa. Podobnie postępujemy, gdy starość na
zywamy wieczorem życia oraz wieczór starością dnia.
Oba przykłady możemy zapisać w postaci równania:
czara : Dionizos = tarcza : Ares
wieczór : dzień = starość : życie
Oczywiście można te równania układać i w inne pary, ponieważ tym sposo
bem czara ma się do tarczy tak jak Dionizos do Aresa oraz wieczór ma się do
starości tak jak dzień do życia. To równanie może uchodzić za wytworne i dow
cipne, nie jest jednakże, jak chcą niektórzy badacze
3
, modelem generowania metafo-
3
Ch. Perelman, L'empire rhetoriąue, Paris 1977, s. 128. Por. też A. Henry, Metonymie et
metaphore, Paris 1971, s. 89.
161
ry w ogóle. Nie było przypadkiem, że Stagiryta wydzielił i oddzielił te metafory
od synekdoch i metafor właściwych. Nie mamy dla nich osobnej nazwy, ale do
brze wyczuwamy ich odrębność - ich mechanizm działa przy produkowaniu wy
rażeń nieco żartobliwych i komplementujących typu „Warszawa - Paryż Wscho
du", „Bydgoszcz - polska Wenecja", a nawet „wilk morski", co jest skrótem wy
rażenia wyjściowego „marynarze na morzu jak wilki na lądzie". >
Nie można jednak na odwrót nazwać wilków marynarzami lądu, Paryża -
Warszawą Zachodu, a tym bardziej Wenecji - Bydgoszczą Południa.
A nie można dlatego, że Warszawa i Bydgoszcz biorą od Paryża i Wenecji
pewną niezwerbalizowaną cechę wytworności, marynarze od wilków cechę sa
motności i dzikości, ale nie na odwrót, podczas gdy Dionizos i Ares wzajemnie
użyczają sobie tej samej cechy czary i tarczy, jaką jest po prostu atrybut. W meta
forze o starości i wieczorze mamy też pewien wspólny mianownik, a nawet dwa -
czas w danym długim (życie) lub krótkim (dzień) trwaniu; zwróćmy jednak uwa
gę, że o ile wyrażenie „wieczór życia" jest jakoś ładne, o tyle odwrócona metafora
„starość dnia" może być niezręczna, a w każdym razie niecałkiem paralelna do
„wieczoru życia". Prawdopodobnie jest tak dlatego, że starość jest określeniem
zawierającym więcej ujemnych i smutnych konotacji. Piszemy „prawdopodob
nie", ponieważ z dużą pewnością możemy na ten temat orzekać w zasięgu dobrze
znanego języka - tak zatem jest po polsku, ale jak po grecku? Zresztą i po polsku,
gdy zamiast „stary" powiemy „sędziwy", uzyskamy pewną powagę. Natomiast
mówiąc o Aresie i Dionizosie, czy to po grecku, czy po polsku, jesteśmy związani
nie tyle znaczeniem językowym, ile kulturowym sensem atrybutu
4
.
Komentarz do Arystotelesa prowadzi nas do dwu kapitalnych kwestii tropu,
a mianowicie: 1) składników metafory i 2) stosunku metafory do metonimii (wraz
z synekdochą).
Jeśli twierdzimy, że metaforą orzekamy coś o czymś, to niezależnie od tego,
jak te dwie części składowe nazwiemy, deklarujemy się po stronie określonej
teorii metafory. Teoria ta da się sprowadzić w skrócie do przekonania, że prze
nośnie potrzebne są i powstają wówczas, gdy dla spostrzeżonego zjawiska nie
mamy nazwy właściwej lub gdy nazwa właściwa z określonych powodów nie
wystarcza. Język naturalny jest z istoty swej ograniczony w możliwościach sy-
nonimicznych i możliwościach różnicowania wizji i doświadczania świata. Je
śli można utrzymać w mocy pojęcie „słowa właściwego" (yerbumproprium), to
powiemy, że wyrażenie metaforyczne albo wypełnia lukę w leksykonie, w któ
rym właśnie nie było „słowa właściwego" (wtedy nazywa się katachrezą, o któ
rej patrz niżej, s. 166-171), albo wytwarza nowe sensy nie naruszając leksyko
nu, ale dokonując w nim nowych połączeń kombinatorycznych.
Taką teorię metafory nazywa się teorią substytucyjną: substytucją jest bo
wiem zastąpienie wyrażenia właściwego wyrażeniem metaforycznym i „wypo
życzenie" słowa.
4
Nie ma chyba racji Podbielski, gdy pisze, że „Arystoteles pojęcie metafory opiera na bazie
językowej i traktuje je z językoznawczego punktu widzenia" (Arystoteles, Poetyka, s. 66, przyp. 8).
162
Konkurencyjną wobec tej teorii jest teoria interakcyjna metafory, która spro
wadza się do przekonania, że tworząc przenośnie i używając ich wyrażamy jedno
cześnie dwie myśli o różnych rzeczach, „działające razem i oparte na jednym sło
wie lub zdaniu"
5
, tak że znaczenie tego słowa lub zdania jest nowym znaczeniem,
wywołanym przez interakcję.
Teoria interakcyjna najostrzej w wieku XX została sformułowana przez
I.A. Richardsa
6
w duchu antyretorycznym. Ale antyretoryzm w stylistyce trwa
już trzy stulecia - jego najwybitniejszym przedstawicielem, a nawet więcej, bo
twórcą kierunku, był Giambattista Vico (1668-1744), którego Scienza nuova
(1725)
7
to dzieło przełomowe. Vico ustalił opozycję między językiem poetyc
kim jako językiem obrazowym i ekspresywnym a językiem filozoficznym -
wytworem abstrakcyjnego myślenia. Język poetycki w tym sensie to nie język
poezji, lecz „w ogóle aktywność językowa człowieka pierwotnego, tj. człowie
ka odznaczającego się silnym uczuciem i potężną wyobraźnią oraz brakiem wy
kształconej zdolności abstrakcyjnego myślenia. Ekspresją takiego człowieka staje
się w pierwszym rzędzie antropomorfizująca metafora. Antropomorfizująca -
ponieważ doświadczający świata nie jest w stanie jeszcze odróżnić siebie od
świata"
8
.
Opozycja: język poetycki (czy ściślej mówiąc: pierwotnie metaforyczny) i ję
zyk abstrakcyjny w ten sposób doprowadziła do swoistego antyarystotelizmu,
tak że wszelka wypracowana czy wyteoretyzowana ozdobność języka, a więc
niespontaniczna metaforyczność, uznana została za czczą retorykę. Stąd zresztą
wzięła się generalnie zła opinia retoryki u opozycjonistów klasycyzmu. Klasy
cyzm traktował metaforę jako „wyjątek" od zwykłego sposobu mówienia, wy
jątkiem bowiem jest użycie (celowe zresztą) „niewłaściwego" słowa; dla ro
mantyzmu zaś, który w tym względzie nawiązywał do Vica, mówienie metafo
ryczne jest lub powinno być regułą
9
, poeta bowiem - poeta natchniony, a nie
poeta nauczony - posiadł ową nieskażoną przepisami zdolność dotarcia do pier
wotnej tajemnicy bytu.
Nie wystarczy jednak zdać sprawę z różnicy zdań, wypada też zająć stanowi
sko w tym sporze. Trudno wprawdzie przecenić znaczenie Vica dla historii estety
ki, zwłaszcza sztuki słowa, ale trzeba stwierdzić, że nigdy nie została (bo nie mo
gła zostać) udowodniona hipoteza wyłożona w Scienza nuova. Wprawdzie często
hipotezy fałszywe odgrywały niebagatelną rolę w rozwoju nauki (nauki nawet,
a nie sztuki), ale mimo to wydaje się, iż należy szukać rozsądnego kompromisu
między substytutywizmem a interakcjonizmem w rozumieniu metafory.
Najmądrzejszy z polskich teoretyków retoryki, a tym samym i stylistyki, wspo
minany już Stanisław Kostka Potocki, który nie chciał przejść obojętnie wobec
5
Mayenowa, Poetyka teoretyczna..., s. 233.
6
I.A. Richards, The Philosophy of Rhetoric, New York 1936.
7
G.B. Vico, Nauka nowa, przeł. J. Jakubowicz, oprać. S. Krzemień-Ojak, Warszawa 1966.
8
Mayenowa, op. cit., s. 54.
9
Tz. Todorov, Synekdochy, przeł. G. Borkowska, „Pamiętnik Literacki" 1986, z. 4, s. 239.
163
wczesnoromantycznych nawiązań do Vica, Rousseau czy Herdera, pisał w tomie I
swego dzieła:
Mniemać należy, iż pierwiastkowych wieków mowa, jak dzisiaj hord dzikich, była metaforycz
ną i popędliwąj bo języki z małej liczby słów złożone nosiły cechę charakteru grubych i nowych, że
tak powiem, ludzi, prawie zawsze miotanych gwałtownymi namiętnościami, częstym uderzonych
zdziwieniem, jakie na nich sprawiały prawie wszystkie niezwykłe dla nich zdarzenia
10
.
Potocki jest mistrzem adaptacji - nie odrzuca nowych koncepcji w wiedzy
0 języku, nie lekceważy ich, ale nie schodzi z dobrze wytyczonego szlaku. Wraca
jeszcze do tego problemu w tomie III:
Badacze powierzchowni mogliby mniemać, że sposoby wyobrażenia, które figurami nazywamy,
są późniejszym wynalazkiem postępu języków, który winniśmy retorom i mówcom. Lecz byłoby to
wielkim błędem: nigdy bowiem ludzie nie używali w mowie takiej obfitości figur jak w starożytnej
epoce, w której im zbywało na słowach do wystawienia pomysłów swoich. Bo najprzód w braku imion
właściwych rzeczom musieli używać jednego do wyobrażenia kilku przedmiotów; stąd wynikały
przyrównania, przenośnie, przystosowania i wszystkie postacie, co składają mowę figuryczną".
Tu ustępstwo na rzecz postwikańskich teorii jest jakby wyraźniejsze, ale zara
zem obrona tego, co w przybliżeniu można nazwać substytutywizmem, lepiej uza
sadniona. Przyznaje Potocki, że figury, a w tym sensie także tropy jako figur odmia
na, nie są wymysłem retorów (i poetów - trzeba by dodać), lecz objawem i skutkiem
spontanicznej działalności człowieka. Ale ta akceptacja pomysłu o „starożytnej epo
ce, której [jakoby] zbywało na słowach", wzmacnia przekornie tezę, wedle której
wszelka figuratywność w języku jest wyrazem potrzeby mówiących, ich niezbęd
nej aktywności i wynalazczości: ograniczony zasób leksykonu i gramatyki które
gokolwiek z języków naturalnych zmusza zawsze do działań kombinatorycznych.
Cóż z tego, że Potocki nie używa tego terminu, skoro o to mu właśnie chodzi.
Jedno wszakże nie zostało tu, bo nie mogło być, dopowiedziane: czy figura
(trop) po prostu nazywa coś, co jest rzeczą (w najpospolitszym znaczeniu), czy też
mocą dokonanych zabiegów kombinatorycznych wyraża nową myśl. Rozróżnia
się - i słusznie - metafory zleksykalizowane, potoczne, wchłonięte przez język
ogólny od metafor jednorazowych, nieraz zwanych metaforami aktualnymi
l2
, chyba
niezbyt fortunnie - istotą bowiem ich jest to, że są autorskie, powołane na użytek
jednego utworu; a to, że nieraz zapamiętane, dzięki swej trafności, jako cytaty
wchodzą w obieg, to inna sprawa. W literaturze fachowej na temat metafory naj
częściej analizuje się metafory zleksykalizowane - są łatwiejsze i lepiej poddają
się modelowaniu, ale mają tę wadę, że nie dają wyobrażenia o wielostronnych
1 wieloczynnościowych mechanizmach przekształcania ograniczonego zasobu ję
zyka w nieograniczone innowacje.
Spór między teorią substytucyjną a interakcyjną nie musi być sporem trwa
łym. Ale pogodzenie tych teorii wymaga uprzedniego usunięcia pewnych niepo
rozumień.
10
S.K. Potocki, O wymowie i stylu, cz. 1, t. 1, Warszawa 1815, s. 32.
11
Op. cit., t. 3, s. 197.
12
A. Bogusławski, O metaforze, „Pamiętnik Literacki" 1971, z. 4.
164
Tzvetan Todorov tak refenije poglądy Arystotelesa: „Obok «klasycznej» teo
rii metafory jako wyjątku i teorii «romantycznej», gdzie metafora stanowi regułę,
istnieje jeszcze trzecia, którą nazwać by można «formalną»; trzymając się prze
kroju synchronicznego usiłuje ona opisać zjawisko językowe samo w sobie. Teo
rię tę zaprezentował już Arystoteles w postaci, prawdę mówiąc, niefortunnej, nie
tylko z powodu wiary w istnienie znaczenia właściwego, lecz także z powodu prze
konania, że nowe znaczenie zastępuje [podkr. 7z. T.] stare. I.A. Richards pierw
szy zauważył, że mamy do czynienia raczej z interakcją niż z substytucją. Znacze
nie podstawowe nie znika (w przeciwnym razie nie byłoby metafory), ono scho
dzi na drugi plan, ustępując miejsca znaczeniu metaforycznemu"
l3
.
Jeśliby już Arystotelesa gdzieś wyraźnie zaklasyfikować, to raczej do nurtu
„klasycystycznego", w każdym razie nie daje on początku żadnej teorii „formal
nej". Ale to mniej ważne. Istotne jest to, czy w koncepcji Stagiryty znaczenie nowe
zastępuje stare, czy też tylko stare znaczenie „schodzi na drugi plan, ustępując
miejsca znaczeniu metaforycznemu". Przykłady podawane we wcześniej cytowa
nym fragmencie Poetyki (1457b) dowodzą, że Arystotelesowi wręcz zależało na
tym, aby metaforę rozumieć jako przytłumienie pierwotnego znaczenia, które do
chodzi jednak do głosu. Jako przykład metafory (tej najwłaściwszej - dodajmy -
a więc nie z pogranicza metonimii i synekdochy) z jednego gatunku na inny gatu
nek nieprzypadkowo przytacza dwie uzupełniające się przenośnie: „spiżem wy
czerpał mu życie", co zastępuje: spiżem zadał cios, przeciął (ciało), zabił; i para-
lelnie: „przeciął spiżem hartownym (wodę)" zamiast: opróżnił naczynie. Jeśli Ary
stoteles, lakoniczny z zasady i nierozrzutny w przykładach, pisze, że w pierwszym
wypadku „czerpać" użyte zostało zamiast „ciąć", a w drugim na odwrót: „ciąć"
zamiast „czerpać", „bo obydwa słowa wchodzą w zakres pojęcia odejmować"
M
,
to znaczy, że chciał pokazać, jak znaczenie pominięte czy - inaczej mówiąc -
zastąpione pozostaje czynne pod wierzchem tekstu. W tym sensie zawsze mamy
do czynienia z interakcją, tyle że różny jest stopień aktywności każdego z dwu (co
najmniej) składników metafory.
Najsłabsza jest ta aktywność w metaforach in absentia i w katachrezach ino-
piae causa.
Wbrew hierarchii ważności, ale w zgodzie ze stopniem utrudnienia zacznie
my od tych dwu odmian metafor, by przejść do pozytywnych propozycji termino
logicznych i taksonomicznych.
Metafory w ogóle dzielimy na metafory in absentia i in praesentia. Różnica
polega na tym, że w metaforze in absentia nieobecny jest ten składnik, o którym
się orzeka, że jest tym a tym, czy takim a takim. Metafory przybierają różny kształt
gramatyczny - najczęściej spotykamy metafory dopełniaczowe typu „gwiazdy
oczu", ale dla ułatwienia posłużmy się prostym predykatem typu: „Richelieu to
13
Todorov, Synekdochy, s. 239.
14
Metafora ta pochodzi z poematu Empedoklesa (ok. 495-435 p.n.e.) pt. Katharmoi (Oczysz
czenia), frg. 138. Podbielski (op. cił., s. 65) pisze „«przeciąć żyły» - byłoby sformułowaniem kon
kretnym".
165
lis". Orzekamy o tym mężu stanu, że był jak lis czy że był podobny do lisa, to
znaczy był podstępny, sprytny, chytry, przebiegły. Możemy to samo orzec o in
nych mężach stanu i nie tylko o nich. Nie jest przypadkiem, że za przykład wybra
liśmy wyrażenie, w którym człon orzekający jest zwierzęciem - cechy zwierząt są
wszak w tradycji kulturowo-literackiej (bajka ezopowa) silnie skonwencjonalizo
wane, skutkiem czego takie metaforyczne orzeczniki stoją jakby w pogotowiu,
aby posłużyć w różnych okolicznościach i dać się odnieść do różnych przedmio
tów (w tym znaczeniu - także czy przede wszystkim do ludzi) i stać się zdecy
dowanie metaforą in absentia, czyli: w nieobecności przedmiotu odniesienia. Me
tafora in absentia jest więc takim wyrażeniem, w którym miejsce przedmiotu od
niesienia zajmuje zmienna x. Zmienna ta może zostać względnie dowolnie zwer
balizowana, czyli schemat „x jest osioł" wypełniamy mówiąc „Jan jest osioł",
„Piotr jest osioł" etc. Nb. gramatycznym sygnałem metaforyczności jest prawdo
podobnie użycie mianownika w orzeczniku zamiast współcześnie poprawniej sze-
go narzędnika („on jest lis", a nie „on jest lisem"!).
Metafory in absentia właśnie dlatego, że są do pewnego stopnia uniwersalne,
łatwo wchodzą w obieg języka ogólnego, gdzie ulegają leksykalizacji, nieraz tak
radykalnej, że dotarcie do znaczenia etymologicznego wymaga niejakiego wysił
ku. Takie czasowniki, jak „zdębieć", „zbaranieć", „osowieć" (częściej w postaci
imiesłowu: „osowiały"), „indyczyć się", „przekomarzać się", „zacietrzewić się"
etc, są metaforami in absentia. Metaforyczne pochodzenie niektórych z nich jest
widoczne wyraźnie („zbaranieć", „indyczyć się"), inne mają etymologię zapo
mnianą i zatartą na tyle, że jej przypomnienie prowadzi niemal do tej odmiany
paronomazji, która nazywa się figura ethymologica, a w każdym razie jest dobrą
okazją do żartu, by przypomnieć choćby Figielek Tuwima:
Raz się komar z komarem przekomarzać zaczął,
Mówiąc, że widział raki, co się winkiem raczą.
Cietrzew się zacietrzewił słysząc takie słowa,
Sęp się zasępił strasznie, osowiała sowa.
Kura dała drapaka, aż się zakurzyło,
Zając zajęczał smętnie, kurczę się skurczyło.
Kozioł fiknął koziołka, słoń się cały słaniał,
Baran się rozindyczył, a indyk zbaraniał.
Oczywiście nie wszystkie paronomazje są tu metaforami („raczyć się" nie
pochodzi od „rak", „kurzyć się" - od „kura", „zajęczeć" - od „zając", „kurczyć
się" - od „kurczę", a tym bardziej „słaniać się" nie pochodzi od „słoń"), ale fakt,
że metafory rzeczywiste prawie na równi z metaforami rzekomymi mogą być przed
miotem żartobliwego igrania z etymologiami, dowodzi, że metafory in absentia
łatwo ulegają absorpcji i wchodzą w zasób leksykonu.
Zjawiskiem poniekąd zbliżonym do metafory in absentia jest katachreza, któ
rej mechanizm należy omówić przed przystąpieniem do metafory właściwej.
166
Katachreza ma często złą opinię wśród badaczy
15
, a to dlatego, że pod tą samą
nazwą kryją się dwa podobne, ale jednak nietożsame tropy; można by też rzec, że
termin katachreza ma dwa zbliżone znaczenia. Po grecku katdchresis znaczy to
samo, co po łacinie abusio, a mianowicie „użycie niewłaściwe". Często tłumaczy
się oba te słowa przez „nadużycie", o tyle nietrafnie, że w tym pejoratywnym zna
czeniu abusio zaczęło funkcjonować dopiero w języku średniołacińskim.
Kwintylian (VIII, 6, 34) pisze, że katachrezy czyli abuzji używa się wówczas,
gdy rzecz nie ma swojej nazwy. Podobnie Cyceron (Deor 3, 38,155) dopuszcza
użycie katachrezy w razie braku (inopia) słowa właściwego. Kwintylian jako przy
kład katachrezy cytuje Eneidę Wergiliusza: „[...] equum divina Palladis arte aedifi-
cant", co* w przekładzie Karyłowskiego
16
brzmi:
[...] wojną złamani, losem starci w sile
Danąjów wodze, kiedy już zbiegło lat tyle,
Konia-górą, Pallady sztuką wsparci bożą,
Budują...
(II, 13-16)
Katachreza jest tu czasownik aedificare (= budować), co dzisiaj, w każdym
razie mówiącego po polsku, może trochę dziwić; ale musimy w tym względzie
zaufać autorytetowi Kwintyliana - prawdopodobnie aedificare znaczyło tyle co
„wznosić budynek", ale nie znaczyło „konstruować", „montować" (statek, konia).
O parę wieków później i w tekście pochodzącym z innej kultury, bo w Starym
Testamencie,
szukał katachrez Beda zwany Venerabilis, anglosaski benedyktyn,
kronikarz Kościoła i teoretyk wymowy. Powtórzył on i rozwinął poniekąd defini
cję katachrezy stosowaną w antyku - zwracał uwagę na to, czym katachreza różni
się od metafory: metafora jest użyciem innego słowa z niejakiej szczodrości, po
nieważ właściwa nazwa istnieje, katachreza natomiast jest skutkiem konieczności
w sytuacji braku odpowiedniej nazwy
17
. Przykład zacytowany przez Bedę i po
wody zaliczenia wyrażenia do katachrez są dla nas wyraźniejsze niż wyżej oma
wiany fragment Eneidy. Beda za katachrezę uważa zwrot labium calicis (= wargi
kielicha) w następującym kontekście: „labiumąue eius quasi labium calicis et fo-
lium repandii lilii" (3 Reg 7, 26). Mamy tu właściwie dwukrotną katachrezę - raz
labium (eius)
odnosi się do poprzedniej połowy wersetu, gdzie mowa o umywal
ni, drugi raz do kielicha. Beda zwraca uwagę, że tylko ludzie i zwierzęta mogą
mieć wargi, a nie przedmioty martwe. Istotnie można się tylko domyślać, o co tu
chodzi. I tak Biblia Wujka/Stysia przekłada ten fragment:
A grubość umywalni była na trzy wielkie palce, a kraj jej, jakby kraj u kubka i jak liść rozwinię
tej lilii
1S
.
15
Błędnie objaśnia ten termin Słownik terminów obcych (Warszawa 1980, s. 346) jako „prze
nośnię nielogiczną, stosowaną w celu wywołania niezwykłego efektu". Dwa znaczenia terminu traf
nie rozróżnia Słownik terminów literackich pod red. J. Sławińskiego (Wrocław 1988, s. 215 i n.).
16
Wergiliusz, Eneida, przeł. T. Karyłowski, oprać. T. Sinko, Wrocław [1950], BN II 29, s. 33.
17
Bedae Venerabilis liber de schematibus et tropis, [w:] C. Halm, Rhetores latini minores,
Lipsiae 1863; Cyt za: Lausberg, Handbuch der literarischen Rhetorik, s. 289, § 562.
18
Pismo Święte Starego i Nowego Testamentu w przekładzie polskim W.O. Wujka T.J. Tekst
poprawił [...] ks. S. Styś T.J., wyd. 2, Kraków 1956, s. 351.
167
Tłumacze nie chcieli zaakceptować katachrezy, którą uznali za zbyt śmiałą
metaforę, i dali peryfrazę - niezbyt trafną zresztą. Bliżej sensu oryginału jest Bi
blia Tyniecka,
w której czytamy w tym samym miejscu:
Grubość jego [„morza", tj. wielkiego zbiornika wody w kapłańskim dziedzińcu świątyni - jak
objaśniają tłumacze] była na szerokość dłoni, a brzeg był wykonany jak brzeg kielicha kwiatu lilii
(1 Kri 7, 26
1 9
).
Porównanie to uzasadnione jest przekładem wersu 24, gdzie znajdujemy taką
peryfrazę:
W jego odlewie były razem odlane dwa rzędy rozchylonych kielichów kwiatowych (podkr. J. Z).
Rozmyślnie zatrzymaliśmy się przy tych dwu przykładach, ponieważ ułożyły
się one na dwu krańcach osi: pierwszy wydaje nam się dzisiaj słowem właściwym
(verbum proprium),
a nie katachrezą, drugi jest tak odległy od wszelkich możli
wych motywacji przenośni, że wymaga skomplikowanego omówienia.
Katachrezy
20
dlatego są dobrym wprowadzeniem do analizy mechanizmów
metaforyzacyjnych, że jasno ujawniają swoje motywacje dla zastąpienia braku
w leksykonie (swoje tertium comparationis). Katachrezą inopiae causa (czyli
z przyczyny luki w języku) może być zastosowana, gdy użytkownicy języka uni
kając słowa obcego pochodzenia lub neologizmu uciekają się do rodzimej po
życzki. Tak zatem wygięty odpływ w urządzeniach hydraulicznych nazywamy
„kolankiem", drewniany przyrząd do cerowania (pończoch, skarpet) - „grzyb
kiem" ze względu na jego kształt. Nie zawsze podobieństwo jest tak oczywiste,
jest jednak łatwe do akceptacji: w pończosze poleciało „oczko" (ale - co ciekawe
i warte uwagi - na mleku pływają „oka", a nie oczy); bierzemy garnek czy torbę
za „ucho" (ale jeśli są dwa, to nazywająsię „ucha", a nie uszy). Katachrezy języka
ogólnego są niejednokrotnie jakby ukryte i niewyczuwalne jako metaforyczne
odstępstwo od normy. Katachrezą jest rzeczownik „podnóże (góry)", ponieważ
góra nie ma nóg; jest to jednak pogranicze katachrezy, a to dlatego, że z jednej
strony tę część góry nazwano z braku właściwego określenia za pomocą rdzenia
odnoszącego się poprawnie tylko do istot żywych („nogi stołu są już katachrezą"),
ale z drugiej strony ukształtowanie morfologiczne (pod.. .e, tak jak „podgórze,
„podcienie", „podbrzusze") poniekąd zaciera pamięć znaczenia etymologicznego
i przekształca katachrezę w wyraz o cechach wyrazu właściwego {yerbum pro
prium).
W języku działają w tym polu dwie przeciwstawne siły: jedna pozwala na
katachretyczne użycie istniejącego wyrazu o już „przydzielonym" znaczeniu bez
obawy ewentualnego nieporozumienia, druga stara się ów wyraz przekształcić, co
pozwala odróżnić katacherezę od metafory nietrafnej lub zbyt śmiałej. Jeśli do
brze przyjrzymy się wcześniej przytoczonym przykładom potocznych katachrez,
19
Pismo Święte Starego i Nowego Testamentu. Oprać. Zespół biblistów polskich z inicjatywy
Benedyktynów Tynieckich, wyd. 2. Poznań-Warszawa 1971, s. 3 1 9 . - Nieco inna notacja ksiąg stąd
pochodzi, że Biblia Tyniecka odróżnia Księgi Samuelowe, gdzie indziej zaliczane do Królewskich,
tak że księga 3 otrzymuje tu nr 1.
20
T. Dobrzyńska, Metafora, Wrocław 1984, s. 130-138.
168
to spostrzeżemy zabiegi wewnątrzjęzykowe podobne do opisanego przypadku
„podnóża". Obok innej liczby mnogiej („oka", „ucha)" mamy charakterystyczne
~^diminutiva:
„oczko" (pończochy), „kolanko", „grzybek" (a nie: oko, kolano, grzyb).
Kiedy mówimy „łożysko" (dajmy na to: rzeki), w pierwszej chwili nie podejrze
wamy katachrezy, prawdopodobnie dlatego, że katachrezą ta stała się konstruk-
tem pod względem morfologicznym nader produktywnym: łożysko kulkowe, ło
żysko karabinu, łożysko płodu (nb. łac. placenta, co zasadniczo znaczy „placek").
Tymczasem „łożysko" jest derywatem rzeczownika „łoże" i w językach uboższych
w formanty przyrostkowe katachrezą ta występuje wyraziściej: niem. Bett = łoże,
łóżko pozwala utworzyć compositum: Flufibett; podobnie po francusku: lit de fleuve.
Po polsku, bez przyrostka -iskoAysko, powiedzieć, że „rzeka płynie łożem", było
by nader śmiałą metaforą (choć pogłos takiej śmiałości znajdziemy u Krzysztofa
Baczyńskiego: „przykryj ciała płaszczem rzeki"). Górną krawędź góry czy gór
nazywamy „grzbietem" i nie odczuwamy w tym metaforycznego pochodzenia
nazwy. Po francusku mówimy wprawdzie dos du livre (grzbiet książki), ale o gó
rze możemy powiedzieć arete, co dosłownie znaczy „ość"; po polsku z kolei „ość
gór" byłaby metaforą nader pomysłową. j
Stosunki między właściwym a katachretycznym użyciem słowa układają się
różnie nie tylko w przestrzeni (w różnych językach), lecz i w czasie. Użytkownik
języka polskiego jako prymarne znaczenie wyrazu „granat" wskaże bez wątpienia
rodzaj pocisku, a nie owoc, choć historyczna kolejność była odwrotna, tj. pocisk
nazwano tak ze względu na kształt przypominający owoc. Słowacki bawiąc w Lon
dynie zwiedzał tunel wykopany pod Tamizą, wówczas jeszcze nieukończone przej
ście na drugi brzeg rzeki (dzisiaj jedna z linii undergroundu) - i, nie mając odpo
wiedniej nazwy, w liście do matki z dnia 10. 9. 1831 pisał o tym cudzie techniki:
„most podziemny"
21
.
Nie jest ważne, czy Słowacki był autorem tego określenia, czy norma języko
wa dopuszczała takie znaczenie mostu, czy też przełożył on ang. bridge. Ważne
i interesujące jest tylko, że spośród znaczeń „most" wybrane zostało to, które za
wiera konotację: połączenie obu brzegów.
Najprostsze objaśnienie owego „wyboru znaczenia" wymaga przypomnienia
dwu kluczowych terminów semiologii logicznej.
Między wyrażeniem a przedmiotem odniesienia zachodzą dwa możliwe sto
sunki: stosunek denotowania i stosunek konotowania. Denotacjąjest zbiór wszyst
kich desygnatów danego wyrażenia (dla uproszczenia: nazwy), a więc zakres na
zwy. Konotacją jest natomiast treść charakterystyczna dla danej nazwy, czyli ze
spół cech przysługujących wszystkim desygnatom nazwy. Im szerszy zakres, tym
uboższa treść. I na odwrót: im węższy zakres, czyli im mniej desygnatów weń
wchodzi, tym bogatsza treść; dzieje się tak, ponieważ przy szerokim zakresie
w skład konotacji mogą wchodzić tylko cechy wspólne wszystkim desygnatom,
21
W. Weintraub, Słowacki i angielska rewolucja przemysłowa, [w:] Od Reja do Boya, Wro
cław 1977, s. 178. ,
M
„ , „ „
rf
,i
Vli
,.....
169
zatem mało zróżnicowane; kiedy natomiast zakres się zwęża, treść jest bogatsza
o cechy z konieczności pomijane przy zakresie szerokim.
Oto najprostszy przykład. Zakres nazwy i pojęcia „człowiek" jest szerszy niż
zakres nazwy i pojęcia „kobieta". Treść nazwy „człowiek" zawiera przeto tylko
cechy wspólne „dwunogim, nieopierzonym, myślącym" bez względu na płeć.
Zakres nazwy „kobieta" (resp. „mężczyzna") jest oczywiście węższy, ale treść
bogatsza o wszystkie cechy właściwe danej płci.
Zamiast „konotacja" można po polsku mówić „współoznaczanie", ale termin
ten jest niewygodny z racji łatwego pomylenia podobnie brzmiących, a co innego
znaczących terminów - takich jak „oznaczanie", „znaczenie".
Oczywiście dany wyraz konotuje wszystkie cechy tylko wówczas, gdy stoi
poza wszelkim kontekstem i poza wszelką pragmatyką użycia. Jest to więc sytu
acja - można by rzec - laboratoryjnie czysta, taka, którą znajdziemy w dobrze
opracowanym słowniku. W wypowiedzi aktualnej zawsze dokonujemy wyboru
w polu możliwości konotacyjnych, czyli - mówiąc krócej - wybieramy jakąś (ja
kieś) konotację. Kiedy mówimy np. „las szabel", to opuszczamy cały obszar ko
notacji z wyjątkiem takich, jak „gęstość", „mnogość", „pionowość".
Wróćmy jednak do analizowanych już przykładów metafor in absentia oraz
katachrez. Nazwy zwierząt użyte w tych metaforach konotują - zgodnie z kon
wencją, co nie znaczy, że słusznie - wybrane cechy. Osioł jest głupi, świnia -
brudna, krowa - niedołężna i też głupia. W katachrezach zazwyczaj chodziło
o kształt - „grzybka", „kolanka", „ucha", „oczka"; inne właściwości - jak np.
smak grzyba, bycie narzędziem ruchu (kolanem), organem zmysłu (uchem i okiem)
- zostały pominięte.
Problem wyboru konotacji nieraz dobrze ilustrują stosunki międzyjęzykowe,
ponieważ katachrezy są z jednej strony wchłonięte już przez system leksykalny,
a z drugiej są ciągle motywowane wyobrażeniami pozajęzykowymi.
Kiedyś cukier sprzedawało się nie w postaci sypkich kryształków lub w kost
kach, lecz w kawałkach odrąbywanych z jednego bloku, wysokiego, o okrągłej
podstawie i obłym szczycie. Blok ten po polsku nazywano ,,głową"(cukru), jako
że istotnie przypominał głowę; z zespołu cech przysługujących desygnatowi „gło
wa" wzięto zatem jedną konotację: kształt głowy, pozostawiając na boku inne -
siedlisko mózgu (np. najlepsza głowa w tym zespole), najważniejsza część orga
nizmu (np. głowa państwa) etc. Jest rzeczą pouczającą sprawdzenie sposobu na
zywania tego samego przedmiotu w innych językach. Po niemiecku mówiło się
o tym cukrowym bloku Zuckerhut, a więc „kapelusz cukru", po francusku zaśpain
de sucre
22
,
a więc chleb (a raczej bułka) cukru. W trzech różnych językach trzy
różne słowa miały to samo znaczenie katachretyczne, ponieważ w każdym z nich
wystąpić mogła ta sama konotacja, a odrzucone zostały konotacje zbędne na ten
raz: smak chleba czy przynależność kapelusza do pola znaczeniowego ubrania.
22
Uzupełniamy w ten sposób przykład podany przez: H. Konrad, Etude sur la metaphore, Pa-
ris 1958, s. 25.
170
Graficznie można by tę sytuację niespodziewanego spotkania katachrez przedsta
wić w sposób następujący:
pain de sucre
Część wspólną możliwych znaczeń, czyli wybraną konotację, nazwijmy do
minantą znaczeniową
23
.
Katachrezy nazwano „martwymi obrazami", a to dlatego, że użytkownik nie
ma żadnego wyboru w nazwaniu odnośnego przedmiotu i tym samym figura ja
koby zanika
24
. Nie całkiem to słuszne, ponieważ wartość obrazowa i rozumienie
znaczenia pierwotnego nie zanika całkiem, a dowodem na to mogą być katachre
zy chybione.
Są dwie możliwości: albo odróżnić dwa typy katachrez, tzn. katachrezy ino-
piae causa
od katachrez jako wykolejonych semantycznie związków słów
25
; albo
uznać za katachrezy owe wypełnienia luk i braków w słowniku, wszystkie inne
zaś uważać po prostu za błędy. Nie ma jednak potrzeby rozstrzygania sporu, bo
i właściwie go nie ma, skoro wszystko sprowadza się do tego, czy wykolejenie
było zamierzoną grą, czy niezręcznością w gruncie rzeczy ośmieszającą mówią
cego. Jedno jest pewne: katachreza nie jest martwym obrazem tak długo, jak dłu
go dostrzegalna jest umowność użycia danego wyrazu, czyli jego przeniesienia.
Być może „granat" w znaczeniu „pocisku" nie jest już katachreza, podobnie jak
kolor granatowy, ponieważ w tych obu użyciach pamięć owocu, jego kształtu i ko
loru jego soku już prawdopodobnie nie funkcjonuje.
Jest natomiast katachreza zastosowanie przymiotnika „różowy" w znaczeniu
„miły", „budzący optymizm" (por. patrzeć przez różowe okulary) do niezręczne
go i nader komicznego wyrażenia: „położenie ciała profesorskiego w Polsce nie
jest różowe"
26
. Ale nie trzeba przeoczyć faktu, że „różowe" przed wejściem w no
wy i zabawny kontekst było już metaforą zleksykalizowaną. Także spetryfikowa-
23
H. Konrad (op. cit., passim) w tym znaczeniu używa terminu „le trait dominant".
24
Cohen, Teoria figury, s. 227.
25
Tylko to drugie znaczenie przypisuje katachrezie Kleines Wórterbuch sprachwissenschaft-
licher Termini (Hrsg. R. Conrad, Leipzig 1981, s. 126): „Semantisch abweichende Verbindung von
Wortern und Phrasen unterschiedlicher syntaktischer Funktion".
'
2 6
Dobrzyńska, op. cit., s. 134.
Ą
171
nymi tropami są wyrażenia: „coś jest w czyimś ręku" (= zależy od kogoś) czy
„serce" (= uczucie, charakter). Gdy tropy takie zostaną oderwane od macierzyste
go kontekstu i skutkiem braku uwagi (czy smaku) mówiącego wplątane w nowy
kontekst, mogą powstać zdania jawnie i oczywiście kalekie, jak np. okrzyk spra
wozdawcy sportowego: „Bomba idzie w górę i od tej pory wszystko jest w rękach
konia"
21
, czy zdanie pewnego adwokata, który tak próbował bronić brudnego hip
pisa: „Zapewniam wysoki sąd, że w tych podartych i zniszczonych dżinsach bije
uczciwe serce"
28
.
Ale katachrezą jako wykolejony związek słów może być zamierzonym żartem
- przykładem fraszka Safrina:
Chełpliwy pająk rzekł raz do sąsiada:
„Sieć sporządziłem, że mucha nie siada!"
2 9
Podkreślenie pochodzi od autora i przeznaczone jest chyba dla mniej spostrze
gawczego czytelnika, który mógiby nie dostrzec dwuznaczności wyrażenia „mu
cha nie siada" jako frazeologizmu i dosłownego komunikatu.
- W pobliżu katachrezy
30
sytuuje się metonimia z synekdochą. Ale nie jest to
jedyny powód, aby rozważania nad tropami ułożyć w tej właśnie kolejności, to
znaczy odłożyć jeszcze na chwilę analizę metafory właściwej, postępując tak wbrew
tradycji antycznej, ale zgodnie z licznymi współczesnymi sugestiami lub dla pole
miki z nimi.
Metonimia, przez niektórych klasyków zwana denominacją (AdHer IV, 32.43),
polega według Kwintyliana (VIII, 6, 23) na zastąpieniu słowa właściwego (ver-
bum proprium)
innym słowem, takim jednakże, którego znaczenie związane jest
realnie ze słowem właściwym. Cyceron (Or 27, 29) nazywa to rzeczywiste od
niesienie res conseąuens w odróżnieniu od similitudo (podobieństwo), które jest
zasadą metafory.
Stosunki między metonimicznym użyciem słowa a jego domniemanym zna
czeniem są natury jakościowej, podczas gdy synekdochą opiera się na stosunkach
ilościowych. Retoryka Ad Herennium, nazywając zresztą synekdochę intellectio,
pisze, że trop ten występuje wtedy, gdy całość jest oznaczona częścią albo część
całością (IV, 33, 44).
Pora teraz dokonać przeglądu terminów stosowanych na oznaczenie dwu skład
ników tropu, problem uporządkować i zaproponować konkluzję.
Weźmy raz jeszcze z Arystotelesa przykład tropu „wieczór życia" - ten wła
śnie przykład, ponieważ jego status jest niejako pograniczny: możemy przerobić
tę metaforę w porównanie „starość jest jak wieczór" i dodać dlaczego: przychodzi
27
Za W. Doroszewskim cyt.: Słownik terminów literackich, s. 183.
28
Łyczywek, Missuna, Sztuka wymowy sądowej, s. 150.
29
H. Safrin, Warce Noego. Bajki oraz facecje żydowskie, Łódź 1979, s. 63.
30
Bardzo piękny, ale chyba rzadki i wyszukany przykład katachrezy poważnej i poetyckiej
przytacza Dobrzyńska (op. cit., s. 135) z wiersza T. Kubiaka Gall pisze ze zgrozą:
Pióropusz z chmur burzliwych przepływał przez głowę,
krew spływała po mieczu, a łzy po kądzieli [...]
172
późno, poprzedza noc i sen, a jej (jego) cechą jest znużenie (albo prawo do odpo
czynku) etc. Można też potraktować ten trop jako metonimię lub synekdochę przyj
mując następującą interpretację: jest taki zbiór (późnych pór), do którego należą
i starość, i wieczór. Nie o to chodzi w tej chwili, która z tych interpretacji najbar
dziej trafia do przekonania - chcemy się tylko posłużyć wyrażeniem „starość jest
jak wieczór" lub „starość to wieczór" jako modelem dla wprowadzenia terminów,
którymi będziemy się w dalszym ciągu posługiwać. A to, że wyrażenie to jest od
wracalne, wcale w tym wypadku nie wadzi - przeciwnie.
Najprościej byłoby powiedzieć, że starość, czyli to co porównujemy i o czym
chcemy coś orzec, to determinandum, natomiast to, za pomocą czego orzekamy
daną cechę, to determinans. Jeśli mówimy, że starość jest jak wieczór, to znaczy
że lepiej są nam znane cechy wieczoru (determinans) niż starości (determinan
dum);
wyliczone wyżej cechy, które chcemy orzec o starości - to tertium compa
rationis
albo motywacja. Inaczej mówiąc, motywujemy trop odwołując się do
wskazanych konotacji jako dominant znaczeniowych.
Spośród innych propozycji terminologicznych wymienić wypada co najmniej
trzy. I.A. Richards
31
wyraz określany (determinandum) nazywa tenor, a wyraz
określający - vehicle. Z kolei M. Black proponuje pierwszy z tych członów na
zwać focus, a drugi -frame
32
. Przełożenie tych terminów byłoby dość kłopotliwe.
Tenor
znaczy mniej więcej treść, brzmienie, osnowa, ale także i tenor (w kontek
ście: taki jest tenor tej wypowiedzi = treść, sens i zabarwienie), tymczasem, jak
wynika z dotychczasowych rozważań, to właśnie determinandum oczekuje na
wniesienie nowego sensu i treści - tak więc trudno posłużyć się tym terminem bez
uzupełniającego komentarza. Z kolei vehicle znaczy i pojazd, i sposób, środek;
można by też użyć łacińskiego vehiculum, ale wówczas tym bardziej odsłoniłaby
się niezręczność terminu. Vehiculum oznacza bowiem substancję, a w semiologii
strukturę, która służy do przeniesienia innej aktywnej substancji czy innego zna
czenia, sama pozostając neutralna - wehikularność znaku odpowiadałaby jego
„przezroczystości" dla innego znaczenia.
Teresa Dobrzyńska
33
ma rację, gdy człon determinowany proponuje nazwać
tematem, ponieważ w zgodzie ze znaczeniem potocznym jest to materiał, przed
miot, zadanie, o którym się wypowiadamy. Jest więc tematem x, o którym mówi
my, że jesty-owate lub jest jak y -przy czym na razie nie zastanawiamy się, czy
y
użyte zostało zgodnie ze swoim znaczeniem, czy też zostało zastosowane ze
względu na pewne cechy, które można warunkowo przypisać x-owi. W tym sensie
tematem jest przedmiot definicji, jak i determinowany człon metafory. Oczywi
ście w metaforach in absentia temat jest funkcją zmiennej, w katachrezach nato
miast jest niewyartykułowany (to coś, czego używamy do cerowania, to grzybek).
31
Richards, op. cit.
32
M. Black, Metaphor, [w:] Models and Metaphors. Studies in Language and Philosophy,
New York 1962. - Zob. skróconą wersję polską: Metafora, przeł. J. Japola, „Pamiętnik Literacki"
1971, z. 3.
3 3
Dobrzyńska, op. cit., s. 49. ,
,
- , ; -J--'"
v . , -M..-.- •.•„.. .
173
Człon determinujący proponuje Dobrzyńska nazwać tematem pomocniczym
34
,
co jednak może być mylące, jako że tu właśnie zawarty jest ładunek nazewniczej
aktywności. Zazwyczaj jest bowiem tak, że w tropie (dajmy na to „kobieta jest jak
róża, kobieta to róża") element determinujący przeważa nad elementem determi
nowanym, który wprawdzie nie pozostaje bierny we wzajemnej akcji udzielania
sobie znaczeń, ale jest słabszy. Aby więc dostatecznie wyraźnie odróżnić oba człony
a zarazem nie wikłać się w wieloznacznych terminach (niechże przynajmniej ter
miny z dziedziny metaforologii nie będą metaforami), proponujemy człon deter
minowany nazywać (jak wyżej) tematem, natomiast dla członu determinującego
użyć terminu o ustalonym w językoznawstwie znaczeniu: remat.
Metonimia z synekdochą są to więc takie wyrażenia, w których między rema-
tem a tematem zachodzi realny związek inkluzji (wzajemnego zawierania się w so
bie) lub przyległości.
Klasyczne retoryki systematyzowały metonimie (wraz z synekdochami) jako
stosunki zachodzące między rzeczą a osobą, naczyniem a zawartością, przyczyną
a skutkiem, abstrakcją a konkretem, przedmiotem a reprezentacją, znakiem lub
symbolem (AdHer 4, 32; CicDeor 3, 42). Synekdochą podlegała mniej dokład
nym podziałom, co zrozumiałe, jako że stosunki przyległości nie dają się wyraź
nie systematyzować; dzielono na ogół synekdochy na synekdochy części-całości,
rodzaju-gatunku i liczby (Quintlnst VIII, 6, 19).
Podziały te przez stulecia przetrwały niewiele zmienione. Podsumowaniem
tej tradycji była wspomniana już praca Pierre'a Fontaniera, wciąż ciesząca się
uwagą i estymą
35
.
Fontanier dzielił metonimie jako tropy „przez związek" {correspondance) na
dziewięć grup (niektóre przykłady odnotujemy):
a) metonimia przyczyny: gdy zamiast nazwy dzieła używa się imienia autora,
np. „czytam Homera" (powiedzielibyśmy więc, zgodnie z zaproponowaną termi
nologią, że tematem jest dzieło, rematem zaś autor);
b) metonimia narzędzia: „najlepsze pióro" zamiast „najlepszy pisarz", „pierwsza
rakieta" zamiast „pierwszy tenisista";
c) metonimia skutku; Fontanier jako przykład daje la lumiere zamiast lesyeux,
czyli „światło" zamiast „oczy"; ten rodzaj metonimii bywa jednak trudny do prze
łożenia: z jednej strony po polsku byłaby to metonimia śmiała, z drugiej zaś, po
łacinie, lumina jest jednym ze znaczeń oculi, choć zapewne w etymologii tkwi
relacja metonimiczna. Izydor z Sewilli za metonimie skutku uważa wyrażenie spu-
mantia... frena
16
(Werg. Eneida 5, 817), czyli „spienione wędzidła", „spieniona
uzda" zamiast „zmęczone konie"; ale i ta zamiennia wydała się trudna do przyję
cia polskiemu tłumaczowi, który stosowny ustęp przełożył tak: „W złoty zaprzęg
34
Dobrzyńska nawiązuje tu zapewne do stanowiska Blacka, który „focus" określił jako „prin-
cipal subject", a „frame" jako „subsidiary subject" (por. też Mayenowa, op. cit., s. 236). „Subject"
może znaczyć też 'temat', ale jako termin jest to słowo niebezpiecznie wieloznaczne.
35
Fontanier, Les Jigures du discours, s. 77-107.
36
Isidori Hispalensis episcopi Etymologiarum sive Originum libri XX. Recensuit W.M. Lind-
say, Oxonii 1911, 1, 37, 10; cyt. za: Lausberg, op. cit., s. 294, § 569.
174
zakłada zapienione srodze / Rumaki dzikie..."
37
. Lepszym polskim odpowiedni
kiem byłby „pot" zamiast „praca, trud";
d) metonimia zawartości: tu o przykład łatwo, bo metonimia ta występuje w
wielu jeżykach: „wypić kielich" zamiast „wypić wino";
e) metonimia miejsca: podajemy miejscowość, okolicę, kraj, z którego pocho
dzi dany przedmiot, najczęściej wyrób: „kaszmir" zamiast tkanina wytwarzana
w Kaszmirze z wełny kaszmirskich kóz, ewentualnie imitacja takowej;
f) metonimia oznaki (znaku?, symbolu?), w oryg. m. du signe: „tron" zamiast
„król" lub „władza";
g) metonimia konkretu (w oryg. m. du physiąue): gdy cechę fizyczną podaje
się zamiast duchowej, konkret zamiast abstraktu: „serce" zamiast „uczucie", „gło
wa" zamiast „rozum" (w oryg. coeur pour courage, czyli „serce" zamiast „odwa
ga"; godzi się jednak zauważyć, że tego typu metonimie wsparte są wielowiekową
tradycją kulturową - i tak np. w kulturze semickiej, a więc w całej tradycji biblij
nej serce jest siedliskiem rozumu, siedliskiem zaś uczuć są nerki);
h) metonimia „patrona" (w oryg. m. du maitre ou du patron): oznaczenie rze
czy przez wymienienie imienia właściciela lub patrona - jeśli Lares i Penates były
opiekuńczymi bóstwami domu, to larami i penatami nazywano cały domowy doby
tek; przykładem bardziej współczesnym mogłoby być wyrażenie „dostać nobla",
albo „ford", jako nazwa marki samochodu produkowanego przez fabrykę Forda;
i) metonimia rzeczy (m. de la chose), gdzie nazwa przedmiotu oznacza jego
posiadacza, np. „dwieście koni" oznacza oddział złożony z dwustu jeźdźców.
Granice między poszczególnymi typami metonimii nie są ostre, a uzasadnie
nie przynależności danego przykładu do danego typu nie dość oczywiste, a i od
graniczenie metonimii od synekdoch często wątpliwe.
Według Fontaniera synekdochy dzielą się następująco:
a) synekdochą części, np. „serce" zamiast „człowiek", „żagiel" zamiast „statek";
b) synekdochą całości, której wyraźnego przykładu Fontanier nie daje - a i kla
sycy mają z tą odmianą pewne trudności. Cyceron (Deor III 42,168) pisze, że taką
synekdochę otrzymamy wtedy, „ut cum unam turmam «equitatem populi Roma-
ni» dicimus", czyli gdy zamiast „turma" powiedzielibyśmy Jazda rzymska" (wy
starczy wiedzieć, że turma to oddział liczący 30-40 jeźdźców). Odpowiednikiem
byłoby po polsku nazwanie jednego szwadronu konnicą - i rzecz w tym, że nie
byłoby w tym żadnego błędu, ale nie wiadomo, czy byłaby synekdochą;
c) synekdochą tworzywa, np. „żelazo" zamiast „miecz", „broń";
d) synekdochą liczby (gramatycznej zazwyczaj), gdy zamiast liczby mnogiej
używamy pojedynczej lub odwrotnie. Jako przykład adaptowany do polszczyzny
niech posłuży krótkie zdanie z Kadena-Bandrowskiego: „Bigda idzie", co w kon
tekście nie znaczy, że idzie on, Mateusz Bigda, lecz jego ludzie. Użycie liczby
mnogiej zamiast pojedynczej jest zjawiskiem nader częstym i charakterystycz
nym dla prozy publicystycznej, nie najwyższego chyba lotu: „kraj Koperników,
Modrzewskich, Kołłątajów". Znamienne jednak, że często tej figury używamy
Wergiliusz, Eneida..., s. 142.
175
także w nieżyczliwej intencji, gdy „oburzają nas poglądy Reaganów i Pinoche-
tów". Zwielokrotnienie imienia własnego jest ambiwalentne: raz oznacza bogac
two talentów, drugi raz - pospolitość typu;
e) oraz f) synekdochy rodzaju i gatunku: gdy zamiast „pies" powiemy „zwie
rzę" (posłużyliśmy się rodzajem), lub na odwrót, gdy powiemy „lew" zamiast
„bestia" (posłużyliśmy się gatunkiem). Trzeba jednak zgłosić zasadniczą wątpli
wość co do tych dwu punktów: nie każde bowiem użycie nazwy nadrzędnej za
miast podrzędnej lub podrzędnej zamiast nadrzędnej jest synekdochą; zjawisko
hiperonimii i hiponimii jest czymś oczywistym w języku i trzeba starannie badać,
czy i dlaczego powiedzenie „ten człowiek" zamiast dajmy na to - „Jan" jest sy
nekdochą: nie jest, gdy nie znam imienia lub nazwiska, jest, gdy zamiarem mó
wiącego było np. obraźliwe odindywidualizowanie;
g) synekdochą abstrakcji zamiast konkretu - przykład Fontaniera dość trudny
w przekładzie: sa victoire zamiast Lui vainqueur, czyli Jego zwycięstwo" zamiast
„on, zwycięzca". Typ ten jest i dlatego wątpliwy, że aby abstrakt sa victoire był
synekdochą, musiałby się zawierać w konkrecie „zwycięzca";
h) synekdochą zwana antonomazją, najciekawsza i najbardziej godna uwagi,
która polega na użyciu imienia własnego postaci rzeczywistej lub fikcjonalnej dla
oznaczenia powszechnie znanej, szczególnie wyrazistej cechy - np. donżuan, ksan-
typa, egeria.
Stylistyki, które używają określenia „metonimia z synekdochą", mają rację,
ponieważ, jak widać z wyliczonych przykładów, nieraz trudno utrzymać ścisłe
rozgraniczenie tropów wedle zasady przyległości i zasady inkluzji. Można się spie
rać, czy metonimia oznaczona literą i) powstała na zasadzie przyległości (między
jeźdźcem a koniem zachodzi związek i stosunek właściciela i własności), czy też
na zasadzie nadrzędności i podrzędności (konie są częścią oddziału konnicy).
Równie niejasne jest, czy „serce" zastępuje „uczucie" (konkret zastępuje abstrakt),
czy serce będąc częścią człowieka funkcjonuje jako pars pro toto, czyli jest sy
nekdochą, a nie metonimia. Dałoby się dowieść, że przykład „żelazo" zamiast
„miecz" (rubryka c. synekdoch) jako tworzywo, z którego miecz został wykona
ny, stanowi całość wobec części, czyli winien być umieszczony pod punktem b.
Zabiegi o korektę tabeli Fontaniera, czy jakiejkolwiek innej wcześniejszej lub
późniejszej systematyki, byłyby jednak trudem zbytecznym, nieostrość taksono
mii tkwi bowiem w samym materiale. Tak czy inaczej, metonimie z synekdocha-
mi są to wyrażenia przenośne, na ogół zleksykalizowane i mało produktywne,
które tworzy się wybierając z danego zbioru część najlepiej nadającą się do roli
reprezentowania całości. I nieraz jest rzeczą drugorzędną, czy zbiór ten zbudowa
ny jest liniowo (przyległość), czy piętrowo (podporządkowanie, inkluzja). Istotne
jest to, że w ciągu wieloletniego kulturowego doświadczenia, a więc raczej z mi
nimalną inwencją autorską, pewna część zbioru została uznana za dominantę zna
czeniową. Pisano kiedyś przyrządem, który nazywał się stilus i koleją długotrwa
łych przekształceń nazwa tego narzędzia stała się nazwą sposobu pisania; dzisiaj
w słowie „styl" już nie rozpoznajemy metonimii, ale odczuwamy ją w nazwie „pió
ro" zastępującej „autora", nawet gdy pisze ołówkiem, długopisem czy na maszynie.
176
„Żagiel" zamiast „statek" (ten przykład będzie nam za chwilę potrzebny) został
zapewne użyty dlatego, że jest to przedmiot najlepiej widoczny albo najważniejszy
dla poruszania się statku. Nikt jednak nie powie już „żagiel" o statku parowym czy
motorowym, co jest jednym z dowodów na to, że metonimie i synekdochy czerpią
swe uzasadnienie z pozajęzykowych, cywilizacyjno-kulturowych urządzeń świata.
A jest to cecha metonimii i synekdochy nader istotna i różniąca te tropy od
metafory. Fontanier spróbował także systematyzować metaforę - co mu się nie
udało, bo udać się nie mogło. Śladem Kwintyliana podzielił on metafory następu
jąco: a) polegające na przeniesieniu nazwy z przedmiotu ożywionego na przed
miot ożywiony, b) z nieożywionego na nieożywiony, c) z nieożywionego na oży
wiony i d) z ożywionego na nieożywiony
38
. Łatwo zauważyć, że idąc tą drogą
trzeba by z kolei dzielić dalej ożywione na ludzkie i zwierzęce, a nieożywione na
konkretne i abstrakcyjne itd. Jak już była mowa, kłopot jednak w tym, że taki
podział nie tworzy jednego drzewka (dendrytu), lecz układ o przecinających się
gałęziach. A przy tym wszystkim metafory należące do tego samego działu wcale
nie są do siebie podobne. Weźmy na przykład trzy metafory, w których człowiek
zostaje porównany do zwierzęcia: „ludzie to wilki", „ludzie to osły", „ludzie to
ptaki". To, co orzekamy tu o temacie „ludzie", „człowiek (w ogóle)" lub „(ten)
człowiek" nie mieści się w żadnej wspólnej kategorii, ponieważ nazwy te nie wy
stępują w pełni swych denotatów, lecz w wybranych konotacjach, które nazwali
śmy dominantami znaczeniowymi: wilk to drapieżność lub samotność, osioł to
głupota lub upór, ptak - wolność, szybkość.
Wahania w wyborze dominanty nie są wcale słabością metafory, lecz przeciw
nie, jej szansąjako narzędzia nieograniczonej wyobraźni. Dlatego metonimie z sy-
nekdochami są klasyfikowalne i należą do repertuaru języka, metafory zaś - nie,
z wyjątkiem stosunkowo nielicznych metafor utartych, o których możemy powie
dzieć, że były może kiedyś metaforami oryginalnymi i zarazem tak trafnymi, że
zostały przyswojone przez słownik.
Te uwagi były koniecznym wstępem do zaprezentowania głośnej koncepcji
Romana Jakobsona
39
, który dokonał radykalnego rozdzielenia metafory i metoni
mii. Wychodząc od znanej już de Saussure'owi zasady ujmowania każdego znaku
w dwu możliwych relacjach, a mianowicie w relacji do paradygmatu jako zbioru
wszystkich możliwości oraz do syntagmy jako realnego sąsiedztwa znaków już
użytych i tych, które mają być użyte, Jakobson pokazał, jak w każdej wypowiedzi
działają dwa aspekty języka: jeden - to dokonywanie selekcji spośród zbioru moż
liwości i wynikająca stąd substytucja, drugi - to kombinacja już obecnych zna
ków, która służy do zbudowania kontekstu.
Od lat stu znana jest psychiatrom choroba zwana afazją, polegająca na zakłó
ceniu zdolności mowy, pochodzącym z pewnych uszkodzeń półkul mózgowych.
38
Fontanier, op. cit., s. 99.
39
R. Jakobson, Dwa aspekty i dwa typy zakłóceń afatycznych, [w:] R. Jakobson i M. Halle,
Podstawy języka. Autoryzowane wydanie polskie zmienione i rozszerzone [...] sporządził [...]
L. Zawadowski, Wrocław 1964.
177
Nowatorstwo Jakobsona-językoznawcy polegało na tym, że podsunął sposób ro
zumienia pewnych zjawisk patologicznych przez wyjaśnienie prawidłowych me
chanizmów językowych. Dwu aspektom języka miałyby więc odpowiadać dwa
typy zakłóceń: albo chory ma ograniczone (lub żadne) możliwości selekcji, a za
tem dokonywania substytucji, albo cierpi z powodu zaburzeń w zdolnościach kom
binacyjnych, a zatem ma trudności z budowaniem zdań, nie panując nad prawi
dłami składni.
Nie wdając się w szczegóły neuropatologii, zwróćmy uwagę tylko na uogól
nione rozumienie obu aspektów działalności językowej, to bowiem, co jako cho-
robajawi siew postaci skrajnej,jako norma funkcjonuje w stanie równowagi. Prze
ciwieństwem zakłóceń są na obu biegunach zdolności - metaforotwórcze i meto-
nimiotwórcze.
„Metafora jest obca zakłóceniu w dziedzinie podobieństwa, a metonimia za
kłóceniu w dziedzinie przyległości. Rozwijanie dyskursu (discours) może się po
suwać dwiema liniami semantycznymi: jeden temat wiąże się z drugim albo przez
podobieństwo, albo przez przyległość. Sposób metaforyczny to chyba najwła
ściwszy termin w pierwszym wypadku, sposób metonimiczny - w drugim, gdyż
najbardziej skondensowaną formą tych związków jest metafora względnie meto
nimia. W wypadku afazji albo jeden, albo drugi z tych procesów jest ograniczony,
lub całkowicie wstrzymany; dlatego analiza afazji jest szczególnie pożyteczna dla
lingwisty. W normalnym użyciu języka działają bez przerwy oba procesy, ale do
kładna obserwacja wykazuje, że pod wpływem typu kulturowego, osobowości
i stylu słownego różne osoby mówiące stosująjeden z tych dwóch procesów czę
ściej niż drugi"
40
(podkr. autora).
Tak więc nie tylko wszelkie indywidualne predylekcje językowe, ale też prą
dy, okresy i epoki, tudzież pozasłowna działalność artystyczna podlegałyby pra
wu powszechnej dychotomii: indywidualne sposoby mówienia i marzenia senne
go, zarazem wspólne dla literatury, malarstwa, teatru (czy kina nawet), byłyby
albo metaforyczne, albo metonimiczne.
Ten problem zostawmy jednak na boku i zatrzymajmy się przy metaforze i me-
tonimii jako właściwościach stylu językowego.
Jeśli prawdą jest, że metafora polega na reakcji substytutywnej, a metonimia
na reakcji predykatywnej (jako że budowanie kontekstu można sprowadzić do
predykacji), to nie wszystkie metafory okażą się operacjami na osi paradygma-
tycznej i nie wszystkie operacje syntagmatyczne będą metonimiami. Przedtem
jeszcze jeden cytat z pracy Jakobsona, który omawia doświadczenie psycholo
giczne polegające na podsuwaniu pacjentowi jakiegoś rzeczownika (np. „chata")
i sprawdzaniu reakcji:
„Ten sam bodziec wywołał następujące reakcje substytutywne: tautologię
«chata» (hut); synonimy «chałupa» (cabin) i «rudera» (hovel); antonim «pałac»
(palące)
i metafory «nora» (den) i «legowisko» (burrow). Zdolność dwóch wy
razów do zastępowania się wzajemnie jest wypadkiem podobieństwa pozycyj-
Op.
cit.,
s. 127.
178
nego, a nadto wszystkie te odpowiedzi są połączone z bodźcem przez podobień
stwo semantyczne (lub przez kontrast). Reakcje metonimiczne na ten sam bo
dziec, takie jak «strzecha» (thatch), «ściółka» (liłter) lub «bieda» (poverty), łą
czą i kontrastują podobieństwo pozycyjne z przyległością semantyczną"
41
.
Analizując ten przykład trudno się zgodzić, że „nora" zamiast „chata" jest
metaforą, ponieważ można by równie dobrze twierdzić, że „chata" i „nora", na
leżąc do tego samego zbioru nazw oznaczających miejsca zamieszkania (ludzi
i zwierząt), mogłyby wzajemnie wobec siebie pozostawać w relacji metonimicz-
nej - tak jak w tejże pracy Jakobsona przywołany przykład widelca i noża, któ
rych związek oparty jest na przyległości. Zresztą o tym, czy „nora" jest metafo
rą, można rozstrzygać dopiero po sprawdzeniu tych operacji, które określiliśmy
przedtem jako wybór konotacji, czyli wskazanie dominanty znaczeniowej. „Cha
ta" nazwana „norą", podobnie jak „chata" nazwana „pałacem" - to w najprost
szej lekcji raczej hiperbola, która przecież może działać w obu kierunkach, a więc
można hiperbolicznie chwalić i hiperbolicznie ganić. Jeśli o zwykłym domu,
a więc o skromnej, ale przyzwoitej chacie powiemy „ależ to nora" albo „ależ to
pałac", to postąpimy tak samo, tylko z odwrotną intencją. Rzecz bowiem w tym,
że nie wszystkie części całości, nie wszystkie całości zamiast części i wreszcie
nie wszystkie współprzynależności do zbioru dają metonimie z synekdochami -
to tylko te przyległości nabierają znaczeń reprezentacji, którym poprzez histo
ryczne przeżywanie kultury i cywilizacji prawo to zostało nadane - sam zaś pro
ces owego nadawania pozostaje zazwyczaj nieuchwytny; i to przede wszystkim
różni metonimie od metafor, że wybór i odczytanie dominanty znaczeniowej
i metonimii, i synekdochy ustala się nie na poziomie językowym, lecz encyklo
pedycznym - w tym sensie metonimia (tudzież synekdochą) ma wiele wspólne
go z symbolem jako tekstem kulturowym^ Zakłócenia w odbiorze metonimii
i symbolów pochodzą najczęściej z ułomnej erudycji. Ale i na odwrót - sens
metonimii fałszywie czytanych lub zatartych możemy przywrócić za pomocą
komentarza. Oto przykład antonomazji o podwójnym znaczeniu, pochodzącym
z dwu różnych stanów bohatera literackiego (w tym wypadku biblijnego).
W Fircyku w zalotach Zabłockiego w scenie 1 aktu I Pustak podziwia bogaty
strój Świstaka, służącego Fircyka, bogactwo pozorne zresztą, ludzi zgranych do
ostatniej nitki. Świstak na to odpowiada:
Joby, Joby na oko, w rzeczy - reformaty [...]
Zestawienie może być zmyłkowe: dlaczego reformatom (gałąź żebrzącego
zakonu franciszkanów) został przeciwstawiony biblijny Job (Hiob), skoro jest on
uosobieniem niezawinionych nieszczęść? Dlatego - odpowiemy - że są dwie fazy
w życiu Hioba i dwie stąd wyprowadzone antonomazje, z których jedną posłużył
się Zabłocki: Hiob to najpierw wielki bogacz, a dopiero później z niezbadanych
wyroków Pańskich - nędzarz.
Op. cit, s. 128.
179
O tym, że nie wszystkie relacje syntagmatyczne, w tym relacje przyległości
i przynależności, dają metonimie i synekdochy, a więc że nie można wszystkich
tropów dzielić dychotomicznie na metafory i metonimie, przekonani są retorycy
z Liege. Ponieważ idee Grupy \x zyskały zwolenników wśród wielu badaczy i po
nieważ powtarzane weszły w obieg współczesnej teorii literatury, mimo połowicz
nej trafności ich wywodów, zasługują na omówienie.
Główna teza Grupy u, głosi, że metonimia z synekdochą nie są opozycyjne
wobec metafory, ale przeciwnie - to metafora jest jakoby rezultatem podwójnej
operacji synekdochicznej.
Synekdochy dzielić się mają pionowo i poziomo wedle typów „dekompozy
cji" i stosunku całości i części. W tabelarycznym skrócie
42
wygląda to tak (w prze
kładzie na język polski):
Synekdochy
Dekompozycja
Synekdochy
s
n
Generalizujące
„żelazo" zamiast
„ostrze"
„człowiek" zamiast
„ręka"
Partykularyzuj ące
„zulus" zamiast
„murzyn", „czarny"
„żagiel" zamiast
„statek"
Znak dużej sigmy (X) oznacza stosunek koniunkcji, znak dużego pi (TI) -
stosunek alternatywy. Inaczej mówiąc synekdochą całości zamiast części jest
generalizująca (w skrócie Sg), synekdochą części zamiast całości jest partykula
ryzuj ąca (w skrócie Sp). W ten sposób powstają cztery kombinacje (SgZ, Sp£,
SgTI, SpIT), z których tylko dwie są synekdochami (resp. metonimiami), a mia
nowicie SgZ i SpIT; np. „żelazo" w znaczeniu „ostrze", i „żagiel" w znaczeniu
„statek", ale nie „człowiek" zamiast „ręka" i nie „zulus" zamiast „murzyn". I to
jest trafna krytyka koncepcji Jakobsona, nie wszystko bowiem, co znajduje się
na linii syntagmatycznej, jest metonimia czy synekdochą, choć może być wyra
żeniem sensownym.
Dalej w propozycjach Grupy [i zaczynają się komplikacje i mnożą wąt
pliwości. Lojalność jednak wobec stanu badań nie pozwala ominąć tej prze
szkody.
Najważniejsze i najgłośniejsze twierdzenie retoryków z Liege brzmi: synek
dochą nie jest alternatywą metafory, lecz przeciwnie - jest tropem nadrzędnym,
ponieważ metafory powstają z trafnego połączenia dwu synekdoch. Ilustruje to
następująca tabela
43
(którą w miarę możności przekładamy):
42
Dubois, Edeline i in., Rhetorigue generale par le Groupe p., s. 108.
43
Op. cit., s. 109.
180
SCHEMAT GŁÓWNY
D —> /I/ —» A
a. (Sg+Sp)Z
metafora możliwa
giętka
brzoza dziewczyna
b. (Sg +
Sp)n
metafora niemożliwa
człowiek ^ ^ ^ ^
ręka głowa
c. (Sp + Sg)E
metafora niemożliwa
zielone . ^ ^ ^ giętkie
brzoza
A (s
P
+s
g
)n
metafora możliwa
statek wdowa
*• żagiel
welon
Litera D oznacza termin wyjściowy (depart), I - termin pośredniczący (inter-
mediaire), A -
termin końcowy (arrivee). Strzałki skierowane ku górze oznaczają
„generalizację", skierowane ku dołowi zaś - „partykularyzację". Spośród czte
rech kombinacji dwie tylko wytwarzają metafory, a mianowicie połączenie sy
nekdochy generalizującej z synekdochą partykułaryzującą w koniunkcji (czyli
przypadek a.) oraz połączenie synekdochy partykularyzującej z synekdochą ge
neralizującą w alternatywie (przypadek d.).
Pomińmy fakt, że prawem rachunku prawdopodobieństwa kombinacji tych
powinno być więcej, a zatrzymajmy się nad samym stylem rozumowania retory-
ków z Liege. Że przypadki b. i c. nie dają metafory, na to zgoda, ale czy wytwa
rzają ją operacje zapisane pod punktami a. i d.?
Rozumowanie Grupy [i tak mniej więcej wygląda: brzoza jest częścią zbioru
giętkości, a jedną z cech młodej dziewczyny jest giętkość, możemy więc powie
dzieć o dziewczynie - brzoza (dziewczyna jak brzoza). Musimy lojalnie dodać, że
w oryginale francuskim mamy następujące terminy D -1 - A: bouleau -flexible -
jeune fdle.
Kłopot polega na tym, że flexible znaczy i „giętki", i „wiotki". Po pol
sku można powiedzieć o dziewczynie, że jest wiotka, ponieważ prawdopodobnie
chodzi tu o jej drobną, szczupłą figurę. Ale „dziewczyna giętka" byłaby albo dziew
czyną dobrze wygimnastykowaną, albo określenie to niepochlebnie odnosiłoby
się do cechy charakteru.
Jeszcze więcej wątpliwości budzi przykład d., który w oryginale tak wygląda:
bateau - voiles - veuve.
Metafora statek - wdowa (statek jak wdowa) jest do
przyjęcia, ale tylko wtedy, kiedy za „termin pośredniczący", czyli - inaczej mó
wiąc i używając terminologii w poprzednich rozważaniach zaproponowanej - za
dominantę znaczeniową uznamy samotność. Tymczasem metaforę tę ma (po fran
cusku) uzasadnić słowo pośredniczące voiles, które znaczy jednocześnie i „ża
gle", i „welony", „woalki" (nb. po francusku prendre le voile jest zwrotem fraze
ologicznym oznaczającym wstąpienie do klasztoru). Dwuznaczność franc. voile
uzasadniałaby ewentualną grę słów, ale nie metaforę.
181
Nieraz wydaje się - chociaż jest to tylko domniemanie pozbawione dowodu -
że frankofońska Grupa fi ulega złudzeniu, wedle którego doskonałość francusz
czyzny zasadza się na tożsamości porządku leksykalnego z porządkiem referen-
cjalnym.
Rozważania nad metaforą zwykło się przeprowadzać na przykładzie metafor
skonwencjonalizowanych, co o tyle zrozumiałe, że metafory te dobrze nadają się
na konstrukcje modelowe jako zwroty powszechnie znane. Wadą jednak takiego
postępowania jest przynależność tych metafor do języka, a więc ich banalność.
Metafory autorskie, przez niektórych badaczy zwane metaforami aktualnymi
44
,
mają z kolei tę wadę, że każda z nich wymaga odrębnej interpretacji - mimo to nie
możemy się od nich odżegnać, są one bowiem istotnym obiektem zainteresowań
poetyki i retoryki.
Zacznijmy od sławnego Pascalowskiego: „Człowiek to myśląca trzcina" , tym
bardziej że autorzy Rhetońąue generale też tym przykładem się posłużyli, by do
wodzić, że metafora powstaje z dwu synekdoch
45
.
Ich zdaniem morfologię tej metafory można by przedstawić w postaci nastę
pującego diagramu:
co należy czytać tak mniej więcej: „człowiek" i „trzcina" są terminami, które we
szły w skład wspólnego wyrażenia metaforycznego dzięki uprzedniemu istnieniu
jak gdyby dwu synekdoch - „człowiek" i fragilite oraz „trzcina" i fragilite. Fra
gilite
znaczy tyle, co ^łamliwość", „kruchość", a tym samym „słabość". Na razie
pozostawiamy oryginalne brzmienie francuskie, ponieważ od przekładu tego jed
nego słowa zbyt wiele mogłoby zależeć. Rzeczownikpensee znalazł się tu dlate
go, że u Pascala wyartykułowany został imiesłów („myśląca") - należy jednak
wątpić, czy uznanie „myśli" za podklasę klasy „człowiek" jest poprawne.
Nim zaproponujemy inny zapis (tej i wszelkiej) metafory, spróbujmy zanali
zować opisowo zdanie Pascala.
Kiedy człowieka porównujemy do czegokolwiek, niekoniecznie wyliczamy
jego cechy, ponieważ byłoby ich za wiele lub byłyby zbyt oczywiste, ale za każ
dym razem którąś cechę jako najważniejszą mamy na myśli, choćby po to, by jej
zaprzeczyć: porównując człowieka do wilka zaprzeczamy ludzkiej dobroci i mo
ralności altruistycznej, porównując do świni - czystości cielesnej lub duchowej.
Możliwa więc by była metafora „człowiek - to trzcina" lub porównanie „człowiek
44
Bogusławski, op. cit.
45
Rhetoriąue generale..., s. 110.
182
jest jak trzcina", a nawet konstrukcja z epitetem „ludzka trzcina" (budowa grama
tyczna nie jest tu najważniejsza) - a wyliczenie innych cech człowieka czy jednej
najważniejszej cechy (homo sapiens) mogłoby być zbyteczne. Jeśli Pascal ją do
powiedział, to dla uzyskania paradoksalnego efektu: człowiek niczym się nie róż
ni od trzciny poza tym, że myśli. I tu sens metafory, którego nie da się sprowadzić
do cechy fragilite, ponieważ trzcina jest nie tyle krucha i łamliwa, ile giętka i ela
styczna, wrośnięta w ziemię, ale zarazem poruszana każdym podmuchem - i gdy
by taka trzcina umiała myśleć, przypominałaby człowieka.
Zapiszmy tę metaforę innym sposobem:
człowiek trzcina
^
^
•.. myślący (giętka, wrośnięta, poruszana...)
Ponieważ w ten sposób będziemy zapisywać i inne metafory - kilka słów le
gendy
46
.
Po lewej stronie będziemy zapisywać to, o czym się orzeka w metaforze (de-
terminandum),
czyli temat, po prawej zaś to, co orzekamy (determinans), czyli
remat, od którego, a więc z prawej ku lewej, prowadzi ku tematowi strzałka. Nie
jest to zapis powszechnie przyjęty, wobec tego musimy się umówić, że wyartyku
łowane tematy i rematy będziemy zapisywali nad kreską i nazywali „licznikiem",
natomiast pod kreską (nazwijmy to miejsce „mianownikiem") będziemy zapisy
wali konotacje, czyli dominanty znaczeniowe - bez nawiasu, gdy są wyartykuło
wane w danej metaforze, lub w nawiasie, gdy są domyślne.
Weźmy dla przykładu wyraz „morze" w jego możliwych konotacjach: jest to
wielki zbiornik wody, rozległa przestrzeń; jest słone, głębokie; można w nim uto
nąć, można zaginąć; jest to część oceanu, jest połączone z oceanem; jego wód nie
da się wyczerpać... Stawiamy trzy kropki, ponieważ trudno zamknąć tę listę moż
liwości.
W wyrażeniu „morze sosen", podobnie jak w większości metafor dopełnia
czowych, tematem są „sosny", rematem zaś „morze", w znaczeniu, które możemy
ustalić na podstawie krótszego lub dłuższego kontekstu. Zapewne nie chodzi tu
o akwen ani o coś słonego, ale o rozległą przestrzeń, coś, w czym można się zgu
bić (choć nie utonąć). Utwierdza nas w tej interpretacji kontekst (metafora pocho
dzi z wiersza Jerzego Kamila Weintrauba Elegia komandorska i jest nieco iro
niczna):
Komandorze, ta płaska weranda to pokład
okrętu, którym płyniesz w ciemne morze sosen.
Zapisać by można to w ten oto sposób:
sosny morze
(rozległa przestrzeń)
46
Rozwinięcie sposobu zapisu metafory: J. Ziomek, Metafora a metonimia. Refutacja ipropo-
zycje, „Pamiętnik Literacki" 1984, z. 1. ,
183
Ponieważ nie ma nic do dodania (wyjaśnienia) w temacie, mianownik tematu
zostawiamy wolny, w remacie natomiast pod „morze" podpisujemy „rozległa prze
strzeń"; moglibyśmy jeszcze dodać, że niezmierzona, gdzie nie widać drugiego
krańca itd. Odsunęliśmy na bok inne konotacje (woda), ale musimy pamiętać, że
to, co pominięte, nigdy bez reszty nie usuwa się z pola uwagi. W metaforze Wein-
trauba takie niebezpieczeństwo nie istnieje, ale istnieje za to ślad oksymoronu
podobnego do tego z Sonetów krymskich, z tą różnicą, że u Mickiewicza oksymo-
roniczność ta została wysłowiona: „suchy przestwór oceanu". Oksymoron Wein-
trauba jest ukryty także w poprzednich słowach: „weranda - pokład okrętu", okrę
tem zaś jest chyba cały dom.
W zapisach Grupy jx, a zresztą i w potocznych ujęciach, metafora jest wyraże
niem trójskładnikowym: poza tematem i rematem istnieje jakoby jeszcze element
trzeci, przez retoryków z Liege zwany intermediaire (pośrednik), najczęściej okre
ślany mianem tertium comparationis. Tymczasem jednak wiele przemawia za tym,
by metaforę ująć jako wyrażenie czteroelementowe: uzasadnienie spotkania te
matu z rematem nie leży „pośrodku", lecz po obu stronach konstrukcji, choć nie
równomiernie rozłożone, z niejednakową intensywnością i ważnością.
Z tego właśnie powodu nie możemy ograniczać się w badaniach metaforo-
logicznych do metafor utartych, bo te - z natury rzeczy - zawierają oczywiste
tematy i łatwo opisywalne rematy - dotyczy to też metafor in absentia, gdzie
temat jest in blanco, oraz metonimii z synekdochami, a wśród nich zwłaszcza
antonomazji.
W metaforach właściwych, czyli autorskich, nawiązywane są różne gry licz
ników i mianowników w tematach i rematach. W Pascalowskiej metaforze wła
ściwość tematu, czyli jego „mianownik", został wyartykułowany dlatego, że temat
„człowiek" jest nader wieloznaczny: lecz nie od razu wiadomo, czy chodzi o isto
tę kochającą, pracującą, wędrującą, walczącą... Dlatego mianownik tematu jakby
„promieniuje" na remat: powstaje przerażający obraz trzciny, która myśli, a zatem
chyba wszystko wie o swojej roślinnej kondycji.
Pokusa komentowania metafor stąd także pochodzi, że w metaforach jest coś
z zagadki - nieraz ta zagadka jest już rozwiązana, nieraz jednak zadanie przedsta
wia sporo trudności.
Oto dwa przykłady:
1. Wyrażenie „stalowy ptak" bez wątpienia odnosi się do samolotu i jest po
niekąd banałem stylistycznym. Problemem jest tu jednak morfologia tej metafory,
widoczna w zapisie:
(samolot) ptak
stalowy (latanie)
W tym wyrażeniu temat właściwy nie został wysłowiony - dlatego „licznik"
dajemy w nawiasie, natomiast wypowiedziana została ta cecha samolotu, która
utrudnia porównanie do ptaka: stal, nb. tylko część tworzywa samolotu; to coś
ciężkiego, co spada i tonie, coś przeciwstawnego lekkim piórom.
184
2. Pełną enigmą jest Peiperowska „pierś z kryształu", ponieważ poprawna
odpowiedź („karafka") nie jest prosta:
? pierś
z kryształu (obła, wypukła, ponętna) .
Inne konotacje „piersi" (karmiąca, ciepła, miękka [?], nie mówiąc już o „klat
ce piersiowej") muszą być wykluczone i zapomniane; w przeciwnym bowiem ra
zie ta śmiała metafora - enigma stanie się nonsensem.
Zdarza się, że motywacja metafory (lub porównania), a dokładniej mówiąc -
motywacja rematu, zapisywana tu jako jego „mianownik", zostaje wyartykułowa
na obszernie przez poetę:
I serce ma podobne do dawnej świątyni
Spustoszałej niepogod i czasów koleją,
Gdzie bóstwo nie chce mieszkać, a ludzie nie śmieją
(Mickiewicz, Sonet XI. Rezygnacja)
W proponowanej tu formie zapisu wyglądałoby to tak:
serce dawna świątynia
, » •<
(konwencjonalne znaczenie: „spustoszała niepogod
1
siedlisko uczuć) i czasów koleją, gdzie..." .
Oczywiście „serce" jest tu znaną powszechnie metonimia (lub synekdochą?),
której nie musimy objaśniać, ale na wszelki wypadek to robimy; natomiast obie
części rematu wypełniamy własnymi słowami poety, bez których metafora byłaby
możliwa, ale trudna.
Mówimy tu o metaforze, mimo że łącznikiem między tematem a rematem jest
przymiotnik „podobne". Zwróćmy jednak uwagę, że bez trudu można by wyraże
nie przekształcić w metaforę mianownikową (serce - dawna świątynia) lub nawet
metaforę dopełniaczową (typ: świątynia serca), na ogół częstą, w tym wypadku
zbyt lakoniczną i trudną dla rozwiązania enigmy
47
i rozwinięcia rematu.
Kwestia gramatycznego (fleksyjnego) kształtu metafory byłaby osobnym za
gadnieniem, które tu tylko sygnalizujemy dlatego głównie, żeby poprzeć to tra
dycyjne stanowisko, które widzi pokrewieństwo metafory i porównania. Tak więc
np. metafora może być epitetem, co nie znaczy, że każdy epitet artystyczny jest
metaforą - nie jest nią epitet ozdobny (np. Kochanowskiego „niedobyte brony"
= bramy; psalm 24), jeśli nie wnosi (nie przenosi) cechy nowej a obcej, czyli
47
Arystoteles (ArPoet XXII; 1458a) przestrzega! przed nadużywaniem słów rzadkich i wyszu
kanych, których „wytworem byłaby albo zagadka, albo barbaryzm". Akceptował jednak (i dwukrot
nie przytoczył) „znaną zagadkę: męża widziałem, co spiż przykuwał ogniem mężowi", której roz
wiązaniem jest czynność stawiania baniek. Enigma ta podobna jest do metafory w tym, że jest zbu
dowana z pojęć „bliskich sobie i jednorodnych". „Czynność ta nie posiada własnej nazwy, ale zarówno
ona, jak «przykuwanie» wchodzą w zakres pojęcia «przystawiać» i dlatego stawianie bańki nazwa
no tu «przykuwaniem»" (ArRh III, 2; 1405a-b). , <.,..,,„. ,
185
jeśli nie jest dewiacyjny. Nie jest także metaforą epitet tautologiczny, np. „białe
mleko", o którym Arystoteles pisze, że przystoi poezji, w sztuce wymowy zaś
jest niedopuszczalny (ArRh III, 3, 3; 1406a). Natomiast jest wyrażeniem metafo
rycznym „czarne mleko", które w badaniach bywa przytaczane jako metafora nie
możliwa - niesłusznie jednak, bo jest to w naszej kulturze symbol melancholii.
Być może jest to oksymoron, istotne jednak jest to, że „czerń" występuje w tym
połączeniu z konotacją braku światła, „mleko" zaś nie musi konotować barwy,
lecz także posiłek - najważniejszy czy też w ogóle pierwszy w ludzkim życiu.
Obok najczęstszych metafor mianownikowych i dopełniaczowych występują
także metafory narzędnikowe - np. „Safo śpiewa słowikiem" (Pawlikowska, Róże
dla Safony).
Przykład ten jest na pozór wyszukany, tymczasem poetka skonstru
owała to wyrażenie na wzór częstych w języku polskim i niemal potocznych na-
rzędników porównawczych (instrumentalis comparationis), takich jak „zakwit
nąć różą", „stawać okoniem", „stawać kością w gardle", a także „stanąć dębem"
(obok częstszego „stanąć dęba") - wszystkie te konstrukcje narzędnikowe można
przekształcić w zdania zawierające porównanie: „x zakwita jak róża", ,y stanęło
mi w gardle jak kość", a nawet w równoważniki zdań „pegaz dęba" (tak u Tuwi
ma, ale mogłoby być „pegaz dębem").
Powiedziało się na początku tych rozważań, że dwie teorie metafory, substy
tucyjna i interakcyjna, nie muszą być konkurencyjne - w każdym razie nie na
płaszczyźnie stylistyki opisowej.
Prawdą jest, że nie da się wszystkich metafor opisać za pomocą zastosowane
go powyżej modelu. Tylko dla ułatwienia posługiwaliśmy się przykładami, w któ
rych temat był w zasadzie użyty w swoim znaczeniu właściwym, a jedynie remat
funkcjonował ze wskazaniem konotacji uczestniczących w porównaniu i przeno
szeniu. Ale i takie metafory, zwane nieraz metaforami konfrontacyjnymi
48
, za
wierają pewne elementy interakcyjności - i tak np. w często analizowanej mode
lowej metaforze (porównaniu) „łzy to brylanty", „łzy jak brylanty", „brylanty łez"
- „«lśnienie» i «okrągły kształt» to semy peryferyjne i obligatoryjne dla obu skład
ników metafory"
49
; istotnie, przecież z tematu usunięta została konotacja „słone",
na korzyść konotacji „okrągłe", „przezroczyste".
Weźmy jednak pod lupę metafory autorskie, trudne i odkrywcze; niech to będą
zarazem tytuły tomów, bo w ten sposób zwracamy uwagę na złożoność sensów
i odsyłamy do znanej całości. Jeden przykład to Zbigniewa Herberta Struna świa
tła,
drugi - Bolesława Leśmiana Napój cienisty. Jeśli postawimy sobie pytanie, co
w tych dwuskładnikowych wyrażeniach jest tematem, a co rematem, nie znajdziemy
prostej odpowiedzi, rzecz bowiem w tym, że niezależnie od formy gramatycznej -
oba składniki są jakby równorzędne.
U Herberta „struna" udziela „światłu" tych konotacji, które z grubsza można
by opisać tak: „struna" - to napięta na instrumencie, drgająca nić, ale dopiero
48
H. Markiewicz, Uwagi o semantyce i budowie metafory, [w zbiorze:] Studia o metaforze II,
s. 12.
49
Op. cit., s. 13. . • - • ,
v
, i
186
poruszona wydaje dźwięk. Z drugiej strony „światło" orzeka o „strunie" swąpro-
mienistość, tak że „struna", skądinąd metonimia sztuki, zwłaszcza muzyki i po
ezji, staje się źródłem światła. Gdyby chcieć to zanotować sposobem przedtem
praktykowanym, otrzymalibyśmy co najmniej dwa zapisy:
struna ^ światło
1. ; ^.
a
(napięta na instrumencie (jest z promieni) .
drgająca nić...)
światło < (instrument)
(jest z promieni) ^ (ma) struny .
Dwie strzałki odwrócone wyrażają przekonanie, że role tematu i rematu
są odwracalne; drugi z kolei zapis dopuszcza jeszcze inną interpretację: rema
tem mógłby być nienazwany instrument, o którym wiemy, że ma struny; cała
zresztą metafora jest synestezyjna, mówi o słyszeniu światła i widzeniu dźwię
ków.
Podobną wieloznaczność (co zrozumiałe) i dwukierunkowość wydobyć moż
na z tytułu Leśmiana:
napój cienisty my:
(zaspokaja pragnienie...) > (kolor, chłód...) .
Układ - rzeczownik z epitetem przymiotnikowym - sugeruje, że tu „napój"
jest tematem; ale nie powinniśmy przeoczyć, że i na odwrót - właściwość bycia
napojem, gaszenia pragnienia... przysługuje cieniowi.
Te przykłady i propozycje analiz mają jeden cel: usunąć zbyteczną kontrower
sję. Prawdą jest, że składniki metafory współgrają wzajemnie w sposób nieraz tak
złożony, że zawieść by musiały wszelkie próby graficznego przedstawienia pro
blemu. Ale interakcja nie wyklucza substytucji. Metafory odkrywają nieoczeki
wane podobieństwa, analogie i związki (correspondances) rzeczy - twierdzi Ste
phen Ullmann
50
- i ma słuszność. Działalność metaforotwórcza jest porządkowa
niem i nazywaniem - zarówno wtedy, gdy uzupełnia braki w języku, jak i wtedy,
gdy jest aktem jednorazowego olśnienia. Napięcia międzysłowia są w metaforach
różne - od słabych w zleksykalizowanych zbitkach, do silnych i złożonych w twór
czych poczynaniach poetyckich.
Problem metafory jest kluczowy dla teorii tropów, przez które - jak o tym
była mowa wyżej (s. 131) - rozumiemy te figury, które polegają na przekształce
niach semantycznych, tj. na naruszaniu ustabilizowanego związku między signi-
fiant
a signifie. Inaczej mówiąc, tropy są to ułomne pod względem semantycznym
50
S. Ullmann, Semantiąue et stylistique [w zbiorze:] Melanges de linguistiąue et de philoso-
phie medievale, Offerts a P. Delbouille, Gembloux 1964, s. 648.
187
użycia języka, ale licencjonowane na prawach chlubnego wyjątku, czyli stanowią
abusio cum virtute.
Jak wiemy, nie wszystkie tropy da się podzielić na metafory i metonimie z sy-
nekdochami - należy wobec tego przyjrzeć się bliżej tym pozostałym, które, nie
będąc przenośniami, powstają poprzez zastosowanie pokrewnych mechanizmów
językowych.
Tradycyjna lista niemetaforycznych tropów nie jest długa: emfaza, hiperbola,
litota, peryfraza. Nieraz mówi się o ironii, której zaklasyfikowanie waha się mię
dzy tropami a figurami słów, i o antonomazji, którą omówiliśmy za Fontanierem
wśród synekdoch. Natomiast oksymoron, którego obecność dała się wyczuć przy
okazji analizy metafor, bywa zaliczany do figur właściwych, tj. figur słów i figur
myśli, w pobliżu antytezy. Ponieważ nie jest bynajmniej z nią tożsamy i ponieważ
jest źródłem wielu nieporozumień, od niego zaczniemy ten podrozdział.
Przykłady na oksymoron są o tyle trudne do przełożenia i skomentowania,
0 ile sprzeczność logiczna nie zawsze jest sprzecznością semantyczną, skutkiem
której jest gra słów. Gdy Horacy (Epist. I, 12, 19) pisze: „rerum
Concordia
dis-
cors", to w tej zasadzie, uchodzącej potem za regułę sztuki barokowej, jest
1 sprzeczność, i oksymoroniczna gra słów (niezgodna zgoda rzeczy). Ale już
przykład, który podaje Kwintylian (I, 10, 5): „mortalis ąuidam deus" (śmiertel
ny bóg) można interpretować tylko na gruncie określonego systemu filozoficz-
no-religijnego.
Słusznie zwraca uwagę Jean Cohen
51
, że niektóre określenia uchodzące za
sprzeczne są sprzeczne pozornie lub też nie wszystkie sprzeczności są oksymoro-
nami albo antytezami. Sprzeczne (logicznie) jest zdanie, które twierdzi o jakimś
S, że jest A i nie jest A. Jeśli jednak weźmiemy wyrażenie typu „ten sztandar jest
czarny i biały" (może być „czarno-biały", ale nie „czarnobiały"), to sprzeczność
tu wbrew powierzchownemu przekonaniu nie wystąpi. Pomyłka, zdaniem Cohe
na, pochodzi stąd - i to jest konkluzja zaskakująca, choć może nadto kategorycz
na - że w sformalizowanym języku zaciera się różnica dwu podobnych wyrażeń
i że różnicę tę, a co za tym idzie i błąd logiki, można odkryć przez krytyczne za
stosowanie języka naturalnego. Chodzi o łącznik „być".
„Logika zna tylko jeden łącznik «być», dzięki któremu orzecznik wskazywa
ny jest jako predykat całego podmiotu. Można by powiedzieć, że łącznik «jest»
nie chwyta szczegółu. Ujmuje przedmiot ogólnie, całościowo, jak niepodzielną
całość. S jest P albo nie jest P, bez stopni pośrednich. «Być albo nie być» jest to
rzeczywiście pytanie, przynajmniej w łonie binarnej opozycji obejmującej cza
sownik «być», a która stanowi tę antyczną parę: ten sam, inny, która podzieliła
filozofię u jej zarania"
52
.
Prościej i bez wchodzenia w zawiłe problemy historii filozofii powiemy, że
chodzi tu o wiele znaczeń czasownika „być" w strukturze głębokiej. Różnicę tę
najlepiej uświadamia wgląd w dwujęzyczny słownik - w języku ojczystym czę-
51
Cohen, op. cit., s. 218.
52
Op. cit., s. 217.
188
sto bowiem wieloznaczności głębokiej nie spostrzegamy i nie zdajemy sobie
sprawy, że - i tu ograniczamy się do dwóch najczęstszych znaczeń - „być" zna
czy po pierwsze „istnieć", po drugie ma znaczenie łącznika (copula), który spa
ja podmiot z orzeczeniem (z orzeczeniem tworzy orzecznik) o znaczeniu naj
częściej kwalitatywnym (on jest dobry, on jest lekarzem) lub lokatywnym (on
jest w pokoju).
Cohen twierdzi, że w strukturze głębokiej mamy do dyspozycji dwa łączniki -
„być" i „mieć", chociaż w strukturze powierzchniowej ich repartycja bywa nie
konsekwentna. I tak np. po polsku mówi się ,jestem głodny", ale po francusku
,j'ai faim"; po niemiecku i tak, i tak: „ich habe Hunger" albo „ich bin hungrig".
Znamienne, że po polsku człowiek ,jest głodny", ale „ma pragnienie" (lub „chce
mu się pić").
Ten wywód może mieć dla teorii figur, zwłaszcza tych tropów, które nie są
metaforami, znaczenie kapitalne. Tak rozumując możemy wyjaśnić trudność z czar
nym i białym. Nie ma sprzeczności w zdaniu mówiącym, że x jest czarno-białe
(czarne i białe), ponieważ w strukturze głębokiej występuje tu łącznik „mieć",
zwany przez Cohena łącznikiem słabym (w opozycji do „być" jako łącznika moc
nego). Wprawdzie nie mówimy potocznie, że ten sztandar „ma" kolor biały i czar
ny, ale taka interpretacja jest poprawna.
Oksymoron nie musi być sprzecznością logiczną, lecz zadziwiającym zesta
wieniem dwu cech niezgodnych
53
pod pewnym względem; inaczej mówiąc, oksy
moron zaliczamy do anomalii językowych, które w określonych warunkach mogą
być akceptowane, a także odkrywcze. Jest więc oksymoron tropem na prawach
omówionej już abusio cum virtute. I tak np. wyrażenie „to był najczarniejszy
dzień w moim życiu" jest tropem oksymoronicznym, ponieważ epitet „czarny"
(„najczarniejszy") użyty został nie w znaczeniu dosłownym koloru, lecz w już
zleksykalizowanym sensie metaforycznym: nieszczęścia, smutku, niepowodze
nia. „Biały murzyn" jest oksymoronem, ponieważ temat i remat występują w nie
symetrycznych konotacjach. „Biały" oznacza tu człowieka białej rasy, „murzyn"
zaś nie człowieka o czarnej skórze, lecz człowieka tej rasy, która spełniała funk
cje niewolnicze - mechanizm tego wyrażenia moglibyśmy opisać następująco:
człowiek, który ma białą skórę i należy do cywilizacji ludzi wolnych, spełnia
funkcję niewolnika, a niewolnikami są zazwyczaj murzyni. Zresztą wyrażenie
„murzyn" pojawia się metaforycznie też w znaczeniu kogoś, kto wykonuje za
innego ciężką pracę, np. w zdaniu: „On sam nie przekładał, on miał swojego
murzyna".
53
Lojalnie trzeba oświadczyć, że korzystając pełną ręką z myśli Cohena nie podzielamy zara
zem niektórych jego wniosków. Cohen słusznie odróżnił łącznik mocny i łącznik słaby, a tym sa
mym dwa rodzaje sprzeczności; oksymoron zaliczył właśnie do sprzeczności z łącznikiem mocnym,
antytezę zaś do sprzeczności z łącznikiem słabym (op. cit., s. 221). Zarazem jednak autor nadto
rozszerzył pole rozumienia oksymoronu: czyż przywołane wyrażenie „aigre-doux" (kwaśno-słodki)
jest oksymoronem? Jest to wyrażenie zleksykalizowane o znaczeniu „obłudny", ale nie ma w nim
żadnej sprzeczności (czy jest sprzeczność moralna w obłudnym człowieku? to pytanie nie należy już
do poetyki).
189
Natomiast można dyskutować, czy sławna zwrotka kolędy Karpińskiego, w któ
rej nagromadzone zostały wyrażenia antytetyczne, jest dobrym przykładem oksy-
moronów:
Bóg się rodzi, moc truchleje,
Pan niebiosów obnażony.
Ogień krzepnie, blask ciemnieje,
Ma granice nieskończony.
Wzgardzony okryty chwałą,
Śmiertelny król nad wiekami [...]
Tu istotnie o to chodzi, że ogień nie może krzepnąć, blask ciemnieć, a wiecz
ny, przeto nieśmiertelny Król, nie może być śmiertelny. Tylko że Karpiński opisu
je właśnie tajemnicę Boga i człowieka, śmierci i zmartwychwstania, wiecznej chwa
ły i wzgardy męki na krzyżu, czyli wyraża absurd w tym najszlachetniejszym sło
wa rozumieniu, które zawiera się w chrześcijaństwie, a które najdobitniej wyraził
św. Augustyn: „Credo quia absurdum" - wierzę, bo to absurd.
Są to więc raczej antytezy kunsztownie przez poetę złożone i jest to zarazem
popis retorycznej sprawności.
Oksymoron pochodzi od dwu słów greckich: oxys = ostry (a także kwaśny,
wytrawny) i morós = tępy (a także: głupi). Jest to więc trop, który łączy sprzecz
ności w powierzchownej lekcji nie dające się pogodzić, który jednak zadziwia
ukrytą możliwością współwystępowania i współsensu. Gdy Cyceron w sławnej
Mowie przeciw Katylinie
mówi o pomordowanych „qui tacent, clamant" (krzy
czą, którzy milczą), to jest to wyrażenie oksymoroniczne, ponieważ wprawdzie
milczący nie mogą wydać głosu, ale przy rozwiniętym podtekście zostaje przy
wrócony sens: ci, którzy zostali zamordowani, właśnie dlatego, że są nieobecni
wśród żywych, oskarżają głośno, a więc wołają, krzyczą.
„Wymowne milczenie" byłoby nonsensem tylko w razie literalnej lekcji wy
rażenia; przymiotnik „wymowny" jest tu rematem, z którego wzięte zostały tylko
konotacje: „przekonywający", „dający do zrozumienia", a więc to samo znacze
nie, które występuje w zwrocie „wymowny fakt".
Tropem w ustalonym dotychczas znaczeniu jest także hiperbola, która najczę
ściej jest tropem in absentia, ponieważ miejsce tematu zajmuje zmienna (zazwy
czaj zmienna indywiduowa), rematem zaś jest wyrażenie, które, podobnie jak w me
taforze, byłoby użyte niewłaściwie, gdyby użyte było w całej szerokości konota
cji. Najczęściej jednak powiększeniu (lub pomniejszeniu) podlega jedna cecha:
gdy mówimy, że jakieś x jest darem królewskim, to z przymiotnika „królewski"
bierzemy takie konotacje, jak bogaty, wspaniały, szczodry, ale nie bierzemy nicze
go, co odnosiłoby się do władzy, majestatu... Między hiperbolą a metaforycznym
epitetem istnieje bliskie pokrewieństwo: „płomienna miłość" jest wyrażeniem
metaforycznym, ale zarazem hiperbolą, ponieważ nie tylko uczuciu została przy
pisana cecha temperatury, ale cecha ta została przypisana w sposób przesadny.
Ulubioną formą hiperboli jest użycie stopnia wyższego w porównaniu z przed
miotem posiadającym tę cechę w stopniu bardzo wysokim - np. coś jest bielsze
190
niż śnieg, czarniejsze niż noc, jaśniejsze niż słońce. W tym wypadku hiperbola
jest odmianą katachrezy - nie mając nazwy na określenie danej barwy, posługuje
my się nazwą barwy istniejącej, choćby to była barwa skrajna. Możliwe jest także
uzyskanie tego samego efektu przez zaprzeczenie: „miód nie tak słodki". Hiper
bolą jest nie tylko przesada w pochwale, choć najczęściej trop ten odnajdujemy
w tekstach panegirycznych, ale także przesada w naganie: jeśli np. o dziecku, któ
re broi, powiemy „łobuz", to przy poprawnym odczytaniu wyrazu jako tropu hi-
perboliczność doprowadzi nie tylko do złagodzenia sensu, ale nawet nada mu za
barwienie żartobliwe i pieszczotliwe.
Hiperbola zaliczana bywa zarówno do tropów, jak i do figur myśli jako jeden
ze sposobów amplifikacji (Quintlnst VIII, 6, 73 i VIII, 6, 67). Granice między
nimi są niewyraźne, ponieważ na efekt figury myśli pracuje jej wyposażenie styli
styczne, z drugiej jednak strony sensu rozbudowanej hiperboli nie da się wprost
sprowadzić do opisanego wyżej modelu, chociaż mechanizm jest podobny.
Była powyżej mowa o Stepach Akermańskich Mickiewicza, który to sonet cały
zbudowany jest na zasadzie przesadni - od obrazu stepu jako oceanu do obrazu
ciszy, jeśli tak można rzec, ciszy absolutnej, w której jednak żaden głos z Litwy
nie dochodzi. Hiperboli jest kilka - ułożone są stopniowo:
Stójmy! - jak cicho! - słyszę ciągnące żurawie,
Których by nie dościgły źrenice sokoła;
Słyszę, kędy się motyl kołysa na trawie,
Kędy wąż śliską piersią dotyka się zioła.
Można wprawdzie słyszeć lot czy głos żurawi, ale chyba nie wtedy, gdy nie
widoczne są nawet dla sokoła; kołysanie się motyla na trawie jest niesłyszalne,
raczej już ruch węża, ale nie wtedy, gdy ledwo „dotyka się zioła" i do tego „śliską
piersią".
Bliska hiperboli jest wszelka peryfraza (inaczej: omówienie), trop dobrze zna
ny, polegający na tym, że zamiast istniejącej nazwy właściwej używa się przesad
nego opisu z nadmiarem określeń. Peryfraząjest niewymienienie nazw „zwiercia
dło", „tytoń", „herbata" i zastąpienie ich opisem:
Ten, w lśniący kryształ włożywszy oblicze,
Wschodnim balsamem złoty kędzior pieści,
Drugi stambulskie oddycha gorycze
Lub pije z chińskich ziół ciągnione treści.
(Mickiewicz, Zima miejska)
Nieprzypadkowo to nagromadzenie zastępczych określeń, bliskie czasem enig
mie (bo naprawdę trzeba zgadnąć, że „włożyć oblicze w lśniący kryształ" - to
przeglądać się w lustrze) pochodzi z młodzieńczego wiersza poety, z istnego ćwi
czenia w klasycystycznej poetyce. Nie znaczy to jednak, że poezja romantyczna,
rozstawszy się z doktryną retoryki jako systemem obligatoryjnym, poniecha tra
dycji stylistycznej wypracowanej w długim ciągu kultury europejskiej.
Pojęcia i terminy klasycznej retoryki weszły w obieg nauki o języku, stylu
i literaturze, często jednak ich znaczenie potoczne, a nawet notowane przez en-
191
cyklopedie i szczegółowe opracowania, odbiega znacznie od znaczenia klasycz
nego.
I tak np. litota (gr. litótes = dosł. prostota, niewykwintność) jest nieraz defi
niowana jako przeciwieństwo hiperboli - tak np. rzecz ujmuje cytowany wyżej
Cohen
54
, choć - trzeba przyznać - dodaje, że ta figura nie zawsze jest wobec
przesadni „symetryczna". Istotnie, przeciwieństwem hiperboli byłby raczej eufe
mizm, z tym tylko zastrzeżeniem, że eufemizm jest złagodzeniem cechy negatyw
nej . Litotą natomiast jest takie zaprzeczenie cechy x, które nie jest równoznaczne
z cechy tej antonimem: mając w paradygmacie do dyspozycji antonimicznie uło
żone epitety „mądry" - „głupi" i zaprzeczając jednemu z nich, nie wyrażamy by
najmniej jego słownikowego przeciwieństwa. „Niegłupi" nie znaczy tyle co „mą
dry"; jest oczywiście określeniem pochlebnym, ale wypowiedzianym z pewną re
zerwą; i na odwrót, „niemądry" jest naganą łagodną.
Ulubiony przykład badaczy francuskich - to słowa Szimeny z Cyda: „Va, je
ne te hais point", które w przekładzie na polski przysparzają nieco kłopotu, tym
razem jednak kłopotu pożytecznego. Po francusku hair (= nienawidzić) jest an
tonimem aimer (= kochać), zatem bohaterka dramatu nie chcąc powiedzieć że
go kocha, posługuje się zaprzeczonym antonimem „kochania". Kiedy próbuje
my to przełożyć, popadamy w niezręczną konstrukcję: „Idź, wcale cię nie niena
widzę"
55
, niezręczną dlatego, że „nienawidzieć" jest już czasownikiem zaprze
czonym, skutkiem czego litota zawiera dwa „nie".
Litota jest figurą trudną - także dla badaczy, którzy przytaczają taki przykład:
„Zdaje mi się, że poczułem kilka kropel deszczu" - mówi ktoś, gdy zaczęła się
ulewa
56
. Zdanie to nie jest bynajmniej litotą, bo nie jest nią każde pomniejszenie
obrazu sytuacji. Ale problem jest wart uwagi: przeredagujmy powyższe zdanie
w sposób następujący: ktoś, kto przemókł do suchej nitki, powiada: „Słońce to dziś
raczej nie świeci". Wtedy istotnie będziemy mieli do czynienia ze strukturą litoty
i ironiczną intencją wypowiedzi. Rzecz jest o tyle ważna, że ironia, tradycyjnie zali
czana do figur myśli (figurae sententiae), bywa różnicowana w stosunku do litoty
jako figury słów (figurae verborum), a dokładniej mówiąc - jako tropu. Ale to róż
nicowanie nie jest konsekwentne: ponieważ ironią jest użycie niewłaściwego słowa
dla osiągnięcia właściwego i zamierzonego efektu (abusio cum virtute), ironia ucho
dzić może za figurę słowną; ponieważ jednak nie ma ironii bez sprzeczności między
obiektywnym sensem słowa a intencją jego użycia, przy czym ramą modalną może
być zarówno kontekst jak pozajęzykowa konsytuacja, tudzież intonacyjne i gestycz-
ne sposoby wykonania mowy (wypowiedzenia wszelkiego tekstu), ironia słusznie
zaliczana jest do figur myśli (będzie o niej mowa w rozdz. IX).
54
Op. cit., i. 215.
55
Tak rzecz ujmuje tłumaczka omawianego artykułu Cohena (op. cit., s. 215). Kłopoty z tym
wierszem miał już J.A. Morsztyn, w którego wersji Szimena odpowiada Roderykowi: „Ach, nie
mam cię w niełasce!" (akt III, w. 226).
56
C. Kerbrat-Orecchioni, Ironia jako trop, przeł. M. Dramińska-Joczowa, „Pamiętnik Literac
ki" 1986, z. 1, s. 303. .. ,, .
192
Z kolei emfaza - trop dość szczególny, którego nazwa skomplikowaną koleją
rzeczy zmieniła z czasem znaczenie. Potocznie emfazą nazywamy - i nie ma w
tym błędu - nacisk położony na jakieś wyrażenie, prowadzący do przesady, afek-
tacji i fałszywej zazwyczaj wzniosłości. Po gr. emphasis to: „obraz", „odbicie",
„wizerunek", ale w znaczeniu bliskim „pozoru", „fantomu". W stylistyce termin
ten znalazł zastosowanie dla przypadków nieprzenośnego celowego odstępstwa
od znaczenia właściwego.
Kwintylian analizuje ten trop w rozdziale 2 księgi VIII De perspicuitate. Jak
wiemy, wady i zalety elokucji dzielą się na trzy stopnie: 1) latinitas, czyli dosłow
nie łacińskość, ale w znaczeniu elementarnej gramatycznej poprawności, 2) per-
spicuitas,
czyli jasność, wyrazistość, jako dalszy krok w organizacji wypowiedzi,
oraz 3) ornatus, co - podkreślmy to z całym naciskiem - nie oznacza „ozdobno-
ści", jak to się w wielu opracowaniach myśli i pisze, ale trzeci stopień, wykracza
jący poza gramatyczność i jasność, obliczony na sprawianie przyjemności (delec-
tatio),
a więc to, co my dzisiaj nazywamy funkcją poetycką jako szczególnym
sposobem organizacji wypowiedzi.
Otóż na granicy między perspicuitas a ornatus rozpatruje Kwintylian emfazę,
chodzi bowiem o to, że wymienienie jakiejś szczególnej cechy człowieka lub rze
czy czyni ich charakter wyraźniejszym, ale zarazem wkracza w dziedzinę ornatus.
I tak np. nazwanie Fabiusa, wybitnego wodza, kunktatorem, a raczej Kunktatorem
(Cunctator), spełnia funkcję wyróżniająco-informującą i jednocześnie jest tropem.
Emfaza jest tropem odwołującym się do znanej logicznej reguły odwrotnej
proporcjonalności treści i zakresu. Przypomnijmy, że im szerszy zakres pojęcia
i jego nazwy, tym uboższa treść, i im węższy zakres, tym bogatsza treść. Użycie
szerszego zakresu zamiast właściwego węższego, lub odwrotnie, jest właśnie uży
ciem emfatycznym (i stąd poniekąd wzięło się później potoczne, błędne rozumie
nie terminu). Oto przykłady przytoczone przez Kwintyliana (VIII, 3, 86), które
powtórzymy w oryginale wraz z próbą przekładu: 1) „homo est ille", czyli „to
człowiek" w znaczeniu „tylko człowiek, słaby człowiek, któremu trzeba wyba
czyć"; 2) „virum esse oportet", czyli „trzeba być mężem" („mężczyzną") w zna
czeniu „bądź dzielny". Wyraźniej jeszcze wystąpi ta zasada w wyrażeniu czasow
nikowym: „vivendum est", czyli dosłownie „trzeba żyć", ale w znaczeniu „trzeba
sobie radzić".
Dotychczas rozpatrywaliśmy tropy jako wyrażenia należące do sztuki eloku
cji „w pojedynczych słowach" (ornatus in verbis singulis). W rozdziale następ
nym przejdziemy do problematyki ornatus in verbis coniunctis (w słowach połą
czonych, w związkach słów), czyli do figur słów (figurae verborum).
Jest jednak jeszcze pewien problem pograniczny, często w opracowaniach
i kompendiach z zakresu stylistyki pomijany, a mianowicie problem tzw. solecy-
zmów.
Jak wiemy, wykroczeniem przeciw elementarnej poprawności, zwanej przez
rzymskich retoryków latinitas, jest barbarismus. Jest to wykroczenie w zakresie
pojedynczych słów (in verbis singulis), które jednak, będąc w zasadzie błędem
193
(vitium),
może pod pewnymi warunkami zostać przekształcone w zaletę (virtus).
Odpowiednikiem barbaryzmu w zakresie już nie pojedynczych słów, ale ich połą
czeń (in verbis coniunctis), jest solecyzm. Można by więc sądzić, że solecyzm jest
odstępstwem (nagannym lub akceptowanym) od składni; jest to poniekąd prawda,
ale nie cała prawda: w problematyce solecyzmu zawarte są te szczegółowe zagad
nienia stylu, których bez reszty nie da się przyporządkować tradycyjnym działom
semantyki i syntaksy.
Wypada te rozważania poprzedzić przykładami - tu jednak od razu pojawia
się przeszkoda w postaci subtelności języka, z natury rzeczy nieprzetłumaczal
nych lub trudno przekładalnych. Zatrzymajmy się przy najprostszych. Kwinty
lian (IX, 3, 10) cytuje solecyzm, który „popełnił" Horacy: „virtus est vitium
fugere" (Epist. I, 1,41); latinitas nakazywałaby powiedzieć „virtus est fuga vi-
tiorum". Łatwiejszym przykładem solecyzmu będzie wyrażenie „hic mulier" -
oczywiście mulier jako rzeczownik rodzaju żeńskiego wymaga zaimka w tymże
rodzaju, a więc powinno być „haec mulier", jednakże błąd jest tu umyślny, po
nieważ zaimek rodzaju męskiego wskazuje męskie cechy charakteru kobiety, do
której wyrażenie się stosuje. Solecyzmy trudno się przekłada, możemy więc tyl
ko przywołać ekwiwalent, i to po francusku: Katarzynę Wielką zwano „Catheri-
ne le Grand", a nie „la Grandę", jakby nakazywała składnia zgody. Wyobrażenie
0 efekcie pochodzącym z naruszenia tych reguł może ewentualnie dać polskie
„Herod-baba", ale tu odstępstwo od normy jest mniej widoczne, a zarazem bar
dziej skomplikowane.
Solecyzmy jako figury dzielono per accidentia partibus orationis, czyli co do
okoliczności części mowy - rodzaju, czasu, osoby, strony, liczby, przypadku, stop
niowania. Najciekawsze jednak są te solecyzmy, które opierają się wyraźnej kla
syfikacji, bo pochodzą z nieuzgodnienia frazeologii i idiomatyki.
Powyżej napisaliśmy o Horacym, że „popełnił" solecyzm, a użyty tu cudzy
słów był rozmyślnym sygnałem pewnego wahania: bo jeżeli traktować cytowane
wyrażenie jako błąd, to cudzysłów nie jest potrzebny; jeśli jednak wyrażenie jest
poprawne, to słowo „popełnić" jest zbyteczne lub jest tylko żartem.
I to właśnie przykład solecyzmu: „popełnić" bowiem, wedle specyficznych
reguł języka (polskiego), wchodzi zazwyczaj w kontakt z rzeczownikami o zna
czeniu ujemnym (popełnić : grzech, przestępstwo, zbrodnię etc); zdarza się, że
wchodzi w związek z rzeczownikiem neutralnym (popełnić czyn), ale wówczas
czasownik zwęża znaczenie rzeczownika w ten sposób, że nadaje mu zabarwie
nie ujemne (czyny „dokonane" są z zasady wielkie, czyny „popełnione" niskie
1 brzydkie). Zresztą lepszym, bo bardziej wyraźnym przykładem może być (skąd
inąd żartobliwe, ale to w tym względzie niczego nie zmienia) wyrażenie „popeł
nił książkę" lub „popełniła małżeństwo". Można by (a nawet trzeba) jednak za
pytać, czy wyrażeń tych nie interpretować jako metafor - i to jest kwestia rze
czywiście istotna.
Jak staraliśmy się dowieść, metafora powstaje przez udzielenie tematowi pewnej
części konotacji, nazwanej dominantą znaczeniową, dzięki której wyrażenie
w lekcji literalnej dewiacyjne staje się sensownym, a nawet odkrywczym. W wy-
194
rażeniach solecystycznych natomiast brak owej selekcji i hierarchizacji semów.
Jeśli w cytowanym przykładzie „małżeństwo" i „książka" są tematami, to remat
„popełnić" pojawia się w komplecie swoich wyposażeń znaczeniowych.
Dokładniej, choć mniej przystępnie, można to objaśnić w ten sposób: grama
tyka (generatywna) zna dwie najważniejsze reguły budowania wyrażeń popraw
nych - reguły selekcyjne i reguły ścisłej subkategoryzacji. I jedne, i drugie doty
czą pośrednio semantyki - pośrednio dlatego, że gramatyka generatywna jest skłon
na dawać pierwszeństwo składni nad semantyką, czyli rozumieć reguły doboru
(i zakazu) słów w układzie syntagmatycznym jako reguły doboru syntaktycznego.
Jest w tym, a raczej była, pewna przesada, z której generatywiści się stopniowo
wycofywali. Adaptując nieco i upraszczając poglądy Chomsky'ego
57
powiemy,
że reguły selekcyjne wskazują, jakie elementy słownika mogą ze względu na swo
je znaczenie w kontekście współwystępować, kiedy współwystępowanie jest nie
dopuszczalne, a kiedy wreszcie może być licencjonowane (wtedy naruszenia re
guł selekcyjnych „mogąbyć interpretowane przenośnie"
58
).
Reguły ścisłej subkategoryzacji tym się różnią od reguł selekcyjnych, że kla
syfikują jednostki znaczące (leksemy) wedle właściwych dla nich „wymiarów",
czyli takich właściwości, jak: liczba, rodzaj, aspekt, strona czy trwanie czasowni
ka, rodzaj czy stopniowalność przymiotnika i jego zdolność do tworzenia przy
słówków. Reguły subkategoryzacji są bardziej arbitralne, totalne i obligatoryjne:
używając np. rzeczownika w języku polskim, musimy ustalić jego liczbę i jeden
z trzech rodzajów; używając czasownika, rozstrzygamy prawie za każdym razem,
czy jest on dokonany czy niedokonany, przechodni czy nieprzechodni etc.
Nie jest rzeczą całkiem jasną, jak szeroko możemy rozumieć reguły subkate
goryzacji, to znaczy, czy zaliczyć do nich można niektóre „przymusowe" związki
frazeologiczne oraz tzw. dublety synonimiczne
59
, które tym się różnią od zwy
kłych synonimów, że pozostają wobec siebie w stosunku dysjunkcji (albo - albo),
a nie alternatywy (lub - i). Nie ma wprawdzie synonimów równoznacznych, ale
wyrazy bliskoznaczne cechuje to, że są do pewnego stopnia wymienne: możemy
wybierać między „pokonać", „pobić", „zwyciężyć", choć są między tymi czasow
nikami drobne różnice; możemy także użyć wszystkich tych (i tym podobnych)
synonimów naraz dla wzmocnienia efektu, a tautologia takowa nie będzie szcze
gólnie naganna. Tymczasem dublety synonimiczne nie mogą współwystępować
ani się wzajemnie zastępować pod groźbą popełnienia wykroczenia szczególnie
niebezpiecznego, jakim jest barbarismus in verbis coniunctis.
Ale, jak już była mowa, jeśli dewiacje (vitia) mogą być pod pewnymi warun
kami przekształcone w zalety (virtutes), to zasada ta dotyczy i solecyzmów.
O koniu z czarną sierścią mówimy „kary", choć nie jest błędem powiedzieć,
że „czarny"; błędem byłoby natomiast powiedzieć o czymkolwiek czarnym albo
57
N. Chomsky, Zagadnienia teorii składni, przeł. I. Jakubczak, Wrocław 1982, s. 128 i passim,
58
Dobrzyńska, op. cit., s. 21.
59
Ju.D. Apresjan, Semantyka leksykalna. Synonimiczne środki języka, przeł. Z. Kozłowska
i A. Markowski, Wrocław 1980, s. 301 i n.
195
o kimkolwiek czarnowłosym - „kary". Po hiszpańsku kolor czerwony zwie się
rojo,
ale wino tego koloru jest tinto. Zbiorowisko stosunkowo wielkie, a nieupo
rządkowane nazywa się „stadem", gdy mowa o zwierzętach, gdy zaś chodzi
o ludzi - „tłumem".
Jeśli koniec życia określamy dysjunktywnie jako „umieranie" albo „zdycha
nie", to powiedzenie o człowieku, że „zdechł", będzie albo barbaryzmem (dajmy
na to, że cudzoziemiec niedostatecznie znający język polski nie wyczuł tej różni
cy), albo wyrażeniem o szczególnie obraźliwej intencji, a w tym sensie także tro
pem (ale nie odwrotnie: „piesek umarł" mówi dziecko, gdy nie zna jeszcze du
bletu).
Człowiek „odzywa się" - o zwierzęciu, a ściślej mówiąc o psie, mówimy, że
„dał głos". Pewna polemika mogła więc być przyczyną pozwu o obrazę: publicy
sta C. Ch., uniesiony słusznym oburzeniem na publicystę W. M., zaczął swą repli
kę od słów: „redaktor M. [...] dał głos" (redaktor W. M. - mówiąc nawiasem -
wolał pozwu nie ryzykować).
Ciekawym przykładem solecyzmu bywa poetyckie wykorzystanie zakazu
(a więc jego przekroczenie) w stosunkach między przymiotnikami a przysłówka
mi. Tworzenie przysłówków odbywa się według prostego paradygmatu (przez do
danie końcówki -o lub - 'e, typu Jasny" - , jasno", „dobry" - „dobrze"), ale nie
wszystkie przymiotniki można przekształcać w przysłówki. Jest więc solecyzmem
0 wysokiej artystycznej randze fragment (i tytuł) następującego wiersza Juliana
Przybosia:
ZIEMIĄ GWIEZDNIE POJĘTĄ
Ziemią ornie pojętą
aż tak idąc, aby tylko przekraczać widnokrąg -
Urodzony do pługa - z nadmiaru ziemi zostałem poetą.
Przymiotniki „gwiezdny" i „orny" nie tworzą przysłówków i nie odpowiadają
na pytanie , jak?". Tu solecyzm został spleciony z trudną metaforą: „gwiezdnie"
1 „ornie" została pojęta ziemia, przy czym czasownik „pojąć" gra - jak często
u Przybosia - wieloznacznością: „pojąć" może znaczyć „zrozumieć", a może też
pochodzić ze związku „pojąć za [żonę, męża]".
Inny przykład - łatwiejszy i dowcipny - znajdziemy u Orwella: „Wszystkie
zwierzęta są sobie równe, ale niektóre są równiejsze od innych". Solecyzm polega
tu na tym, że przymiotnik „równy", ze względu na swoje znaczenie, nie jest stop-
niowalny. Wyrażenie jest błędem językowym i logicznym, obliczonym na dema-
skację języka propagandy.
Niestopniowalność przymiotników może nie dopuszczać także wskaźnika in
tensywności -jest więc dowcipem solecystycznym powiedzenie „on jest bardzo
żonaty" lub „on jest bardzo partyjny". Dowcip ten w dużej mierze na tym polega,
że wyrażenie jest niezgodne z regułami języka, ale opisuje poprawnie sytuację,
ponieważ w rzeczywistości można być mniej lub bardziej zaangażowanym w mał
żeństwo czy działalność polityczną.
Znakomitych przykładów celowego użycia solecyzmów dostarcza twórczość
Gombrowicza, zwłaszcza Ferdydurke.
196
„Zrozumiałem wreszcie, o co mu [prof. Pimce] chodziło - chciał w ten sposób
po prostu zakochać mnie w pensjonarce"
60
- celowy błąd tego zdania polega na
użyciu czasownika („zakochać się w..."), który jako tylko zwrotny nie jest prze
chodni, tzn. nie można kogoś zakochać tak, jak np. można go zamknąć w pokoju.
Ale o to właśnie chodziło, żeby podmiotowi spontanicznego uczucia narzucić
właściwość „bycia obiektem".
Zresztą „pensjonarka" w tym zdaniu niekoniecznie jest nazwą osoby, choć
z pewnością chodzi też o Zutę Młodziakównę. „Pensjonarka" jest tu rzeczowni
kiem również abstrakcyjnym, o znaczeniu zbliżonym mniej więcej do „pensjonar-
skości", o czym świadczy stylistyka kolejnych rozdziałów, a zwłaszcza zdanie,
które, gdyby było interpretowane dosłownie, byłoby fałszywie i nieprzyzwoicie
jednoznaczne: „Tortura - tkwić bez reszty w nowoczesnej pensjonarce"
61
. Ta gra
między znaczeniem konkretnym a wynikającym dopiero z kontekstu znaczeniem
abstrakcyjnym jest w ogóle kluczem do stylu Ferdydurke
61
.
Można mieć wątpliwości, w jakim stopniu solecyzmy należą do tropów, a w ja
kim do figur - jest to z jednej strony działanie na znaczeniach, z drugiej jednak
operacja na połączeniach słów (in verbis coniunctis). Zważmy jednak, że żaden
trop, nawet metafora in absentia, nie da się sprowadzić - jak tego chce teoria
klasyczna - do słów pojedynczych (in verbis singulis). Jedynie potrzeba taksono
micznej przejrzystości każe nam posługiwać się podziałami bardziej ostrymi.
Solecyzm jako przypadek graniczny jest dogodnym przejściem od problema
tyki tropów do problematyki figur.
60
W. Gombrowicz, Ferdydurke, Kraków 1986, s. 104.
61
Op. cit., s. 129.
' ' ^ ' r
62
O tym szerzej: J. Ziomek, Solecyzmy w „Ferdydurke ", [w zbiorze:] Studia Ó tropach %pod
red. T. Dobrzyńskiej, Wrocław 1987, s. 67-77.
;.->•-.;:. Rozdział VIII
- FIGURY SŁÓW
Przed objaśnieniem sposobów tworzenia i dzielenia figur przypomnieć należy
elementarne wiadomości z zakresu klasyfikacji języków, które ze względu na pewne
charakterystyczne właściwości w niejednakowym stopniu poddają się procede
rom retoryzacyjnym.
Najogólniej mówiąc, istnieją języki analityczne i języki syntetyczne. Języki
analityczne wyrażają stosunki gramatyczne przez odmianę rodzajników i przyim-
ki (np. le pere w mianowniku, du pere w dopełniaczu itd.). Języki syntetyczne
wyrażają stosunki gramatyczne przez morfologiczne przekształcenia wyrazu (np.
pater
lub „ojciec" w mianowniku, patris lub „ojca" w dopełniaczu itd.). W prak
tyce należy jednak mówić o językach z przewagą analityczności i z przewagą syn-
tetyczności, ponieważ oba typy często się mieszają (np. niem. der Vater w mia
nowniku, des Vaters w dopełniaczu, gdzie rodzajnik i końcówka wyrażają okre
ślony przypadek). Język polski, podobnie jak grecki i łaciński, należy zasadniczo
do języków syntetycznych - zasadniczo, a nie bezwzględnie, ponieważ siedem
przypadków (w łacinie sześć) nie jest w stanie wyrazić wszystkich rzeczywistych
relacji, czyli sprostać wszystkim kilkudziesięciu przypadkom istniejącym w struk
turze głębokiej. I tak np. przypadek (głęboki) zwany essivus, wyrażający cechę
danego przedmiotu (człowieka) polegającą na ogół na wykonaniu lub wykonywa
niu pewnej czynności, po polsku oddajemy analitycznie przez mianownik z przy-
imkiem: „[pracuje] jako nauczyciel", a po rosyjsku w tym wypadku używamy
zastępczo narzędnika „rabotajet uczitielem".
Ważniejsze konsekwencje dla stylu retorycznego ma podział języków ze wzglę
du na typ pozycyjny składni, tzn. ze względu na stopień obligatoryjności szyku.
Język francuski, właśnie dlatego, że jest językiem analitycznym, odróżnia pod
miot od obiektu przez położenie podmiotu w stosunku do dopełnienia. Jeśli chce
my powiedzieć, że „wilk je owcę", to musimy ułożyć zdanie w przepisowej kolej
ności: „le loup mange la brebis", ponieważ w przeciwnym razie („la brebis mange
le loup") okazałoby się, że to „owca je wilka". Po polsku tymczasem częściej
wprawdzie powiemy, że „wilk zjadł owcę", ale zdanie „owcę zjadł wilk" nie bę
dzie błędne, ponieważ mianownik wskazuje, co jest podmiotem, a biernik co obiek
tem (dopełnieniem bliższym). Nb. warto może przypomnieć, że ten liberalizm
pozycyjny w języku polskim spowodował takie zjawisko charakterystyczne dla
języków syntetycznych, jakim jest synkretyzm przypadków: gdy rzeczownik (ro
dzaju męskiego) jest żywotny, w funkcji biernika ma formę dopełniacza; gdy zaś
jest nieżywotny, pozostaje biernikiem. Chodzi po prostu o to, by wiedzieć, że czło-
198
wiek sprzedał psa, a nie pies człowieka, których to wątpliwości nie maitoy, gdy
chodzi o jednakowo brzmiące przypadki mianownika i biernika rzeczowników
oznaczających przedmioty nieożywione (np. „człowiek kupił stół").
Tak więc szyk zdania w języku polskim (podobnie jak w łacińskim), w odróż
nieniu od francuskiego, angielskiego czy niemieckiego, jest bardziej liberalny, co
znaczy, że lepiej może służyć celom logiczno-retorycznym. Najprościej mówiąc:
obok akcentu wyrazowego w języku polskim do podkreślenia roli poszczegól
nych składników wypowiedzi służy zmiana szyku. W zdaniu: „Nauczyciel dał
uczniowi zeszyt", gdy zdanie to wypowiadamy ustnie, możemy mocą głosu pod
kreślić każdy z wyrazów; i tak czynimy w każdym języku. Ale język o liberalnej
pozycyjności pozwala także w tekście pisanym, a tym bardziej mówionym, przy
zastosowaniu odpowiedniego szyku dać instrukcję akcentu logicznego: „Ucznio
wi dał nauczyciel zeszyt", „Dał nauczyciel zeszyt uczniowi", „Zeszyt dał nauczy
ciel uczniowi". Sposób zapisu sugeruje, że akcent pada na pierwszy wyraz zdania
- i trafnie sugeruje, ale nie wyklucza innych możliwości i kombinacji. Intonacja
bowiem może nawiązać swoistą grę z regułami szyku - i tak na przykład możemy
powiedzieć (słowa podkreślone wymawiamy z mocniejszym przyciskiem): „Dal
nauczyciel zeszyt uczniowi", „Dał nauczyciel zeszyt uczniowi", „Dał nauczyciel
zeszyt uczniowi" i „Dał nauczyciel zeszyt uczniowi", by tym sposobem otrzymać
kilka kombinacji.
Podobne zabiegi możliwe są we wszystkich chyba językach - z niejednakową
wszakże swobodą. Polszczyzna, podobnie jak łacina, szczególnie miękko poddaje
się tym operacjom, które sprzyjają „figurotwórczej" pomysłowości. Ale zalety
bywają zarazem wadami. Z jednej strony języki pod względem szyku swobod
niejsze stwarzają więcej okazji do retoryzowania wypowiedzi, z drugiej zaś zbyt
łatwo zacierają granice między komunikatem zwykłym a retorycznym.
*
* *
^Figury dzielimy na figury słów (figurae verborum) i figury myśli (figurae sen-
tentiarum),
zależnie od tego, czy celem ich jest naruszenie syntaktycznego porząd
ku wypowiedzi, czy też szczególna organizacja przebiegu myślowego, która przez
uwypuklenie lub przysłonięcie obrazu stanu sprawy wspiera przebieg dowodzenia
i przekonywania. Figury słów, nader ważna część elokucji, stawały się często au
tonomicznym działem retoryki (por. rozdz. II), co z jednej strony przysporzyło tej
dyscyplinie niezbyt pochlebnej opinii i naraziło na zarzut pustosłowia, a z drugiej
doprowadziło do zbyt radykalnej separacji teorii wymowy od teorii poezji.
Rozróżniamy tropy i figury jako przekształcenia (semantyczne) i przemiesz
czenia (syntaktyczne). Systematyka tropów - jak wiemy - jest nie tylko trudna,
ale często wręcz zbyteczna. Figury łatwiej poddają się zabiegom taksonomicz
nym, co obrazuje tabela nr III, s. 199-202.
Figur słów jest kilkadziesiąt lub kilkaset - w każdym razie kilkaset jest nazw
figur, często nazw wymiennych albo w najlepszym razie bliskoznacznych. Wyli-
199
czenie ich wszystkich, zwłaszcza z zachowaniem perspektywy historycznej było
by zadaniem godnym trudu, ale wymagającym osobnego tomu'.
Problem zresztą i trudność nie w tym, jak objaśnić napotkany termin retorycz
ny (nazwę figury), bo liczne słowniki obcojęzyczne, a po polsku Słownik termi
nów literackich
pod red. Janusza Sławińskiego, dają właściwie komplet informa
cji, ale w tym, jak nazwać napotkaną figurę i jak w danym odchyleniu od normy
rozpoznać działanie celowe i podległe artystycznemu systemowi.
Rozdział ten więc konstruujemy tak, aby posłużył jako swego rodzaju klucz
do rozpoznawania figur - układ taki ma na względzie nie tylko przydatność dy
daktyczną, lecz w istocie odpowiada głównym zasadom taksonomii retorycznej,
widocznej choćby w układzie wielokrotnie tu przywoływanego dzieła Lausberga.
Wiemy już, że wszelkie operacje retoryczne jako sposoby reorganizacji mate
riału językowego i rzeczowego dzielą się na adiekcje, detrakcje, transmutacje i im-
mutacje; transmutacje i immutacje nieraz łączy się w jedną grupę i nazywa figura
mi per ordinem (co do porządku). Tak też będziemy dzielić figury słów oznacza
jąc trzy zasadnicze grupy literami A, B, C.
Najciekawszy i poniekąd najtrudniejszy jest podział figur przez adiekcję, czy
li przez przyłączenie, które dzielą się na adiekcję przez powtórzenie tych samych
słów (A^, przez powtórzenie słów o rozluźnionej identyczności brzmienia lub
znaczenia (A
2
) oraz przez nagromadzenie (A
3
). Powtórzenia dzielą się dalej na
powtórzenia w kontakcie (1), w klamrach (2) i na odległość (3). Z kolei figury
przez powtórzenie w kontakcie dzielimy dalej, wyliczając ich właściwe nazwy (np.
a. geminatio, b. reduplicatio... itd.). Podobnie dzielimy figury przez detrakcje (B)
i przez transmutacje (C).
Podział ten będzie bardziej przejrzysty, gdy klasy figur i figury ujmiemy w upo
rządkowane kolumny (zob. tabela nr III).
TABELA III
wg: Heinrich Lausberg, Handbuch der literarischen Rhetorik, Miinchen 1960 (wybór, adaptacja
i komentarz autora Retoryki opisowej).
I
Uwaga: pojęciem nadrzędnym dla wszelkich tropów i figur jest w antycznej (łacińskiej) teo-
riiTiteratury, w retoryce i poetyce pojęcie ornatus, przez co należy rozumieć nie „styl ozdobny",
lecz spełnianie przez język funkcji poetyckiej resp. estetycznej^Lausberg za autorami łacińskimi
dzieli ornatus na ornatus in verbis singulis [w poszczególnych słowach] i ornatus in verbis co-
niunctis [w związkach słów]. Ornatus in verbis singulis dzieli się na I. vocalitas [warstwa brzmień]
i II. proprietas ad vim significandi relata (co można przełożyć przez „warstwę znaczeń"). Z kolei
proprietas ad vim significandi relata dzieli się na 1. antiąuitas (chodzi tu o archaizmy), l.fictio
(w tym sensie neologizmy) i 3. tropi. Jak wiadomo, tropy z trudem poddają się klasyfikacji, odno
tujmy więc tylko, że Lausberg dzieli je następująco: a. metafora, b. metonimia, c. synekdochą,
d. emfaza, e. hiperbola, f. antonomazja, g. ironia, h. litota, j. peryfraza.
1
L. Arbusow, Colores rhetorici. Eine Auswahl rhetorischer Figuren und Gemeinplatze ais
Hilfsmittelfur akademische Ubungen an mittelalterlichen Texten, Gottingen 1948.
200
Natomiast ornatus in verbis coniunctis, który dzieli się na figurae verborum [figury słów]
i figurae sententiarum [figury myśli] jest tym działem retoryki, który z pożytkiem można klasyfi
kować.
FIGURY SŁÓW
A. Figurae per adiectionem [figury przez przyłączenie]
A , . Powtórzenie tych samych słów
1. Powtórzenie w kontakcie
a. geminatio [często jest to nazwa nadrzędna dla całej grupy figur w kontakcie]
b. reduplicatio [inaczej anadiploza, czyli powtórzenie tego samego słowa na końcu jed
nego segmentu i na początku następnego]
c. gradatio [inaczej: klimaks]
2. Powtórzenie jako klamra
a. redditio [inaczej: prosapodosis, czyli powtórzenie na początku i na końcu tego same
go segmentu]
3. Powtórzenie na odległość
a. anafora
b. epifora
c. complexio [inna nazwa: symploke, czyli połączenie anafory i epifory]
A
2
. Powtórzenie słów o rozluźnionej identyczności brzmienia lub znaczenia
Ą, 1. Rozluźnienie identyczności brzmienia
a. annominatio [inna nazwa: paronomazja - używana zazwyczaj jako nazwa nadrzędna
wszelkiej gry słów]
b. poliptoton [powtórzenie tego samego słowa w różnych formach, np. różnych przy
padkach]
c. synonimia [powtórzenie słowa o tym samym znaczeniu, lecz innym brzmieniu]
2. Rozluźnienie identyczności znaczenia
a. traductio [powtórzenie słowa o niemal identycznym brzmieniu, lecz całkiem różnym
znaczeniu]
b. distinctio [inna nazwa: diafora, czyli użycie tego samego słowa - raz w znaczeniu
ogólnym, drugi raz z wybraną konotacją; „matka jest matką"]
c. reflexio [inna nazwa: anaklasis lub antanaklasis, czyli diafora zastosowana w dialogu]
A
3
. Nagromadzenie [inna nazwa: congeries]
1. Nagromadzenie w kontakcie
a. enumeratio
2. Nagromadzenie na odległość
a. distributio
3. Nagromadzenie z podporządkowaniem [subordierende Haufung]
a. epitheton [inaczej: epithetum ornans - zazwyczaj szereg epitetów określających
rzeczownik]
4. Nagromadzenie współrzędne
a. polisyndeton
B. Figurae per detractionem [figury przez odłączenie]
B
L
. Detrakcja przez „zawieszenie" [suspensive detractio]
1. elipsa
B
2
. Detrakcja jako klamra
1. zeugma prosta
2. zeugma złożona
a. zeugma syntaktyczna
b. zeugma semantyczna [rozróżnienie zależne od tego, które reguły spójnościowe zo
stały naruszone]
c. syllepsis
201
B
3
. Detrakcja jako rozsianie
1. asyndeton
C. Figurae per ordinem [figury przez sposób uporządkowania)
C, . Anastrofa [zmiana szyku wyrazów, inwersja albo powtórzenie wypowiedzi w odwrotnej
kolejności]
C
2
. Hyperbaton
C
3
. Izokolon [inna nazwa: parisosis]
1. w formach językowych
a. upodobnienie zakończenia członów retorycznych: homoioteleuton i homoioptoton
b. upodobnienie początków członów retorycznych: paromoiosis [odmiana anafory]
c. wyrównanie liczby członów
d. wyrównanie długości członów
e. syntaktyczne uporządkowanie członów.
N ; :
FIGURY MYŚLI
A. Figury kontaktu (z publicznością albo z uczestnikami sporu lub narady) [Figuren der Publikums-
-zugewandtheit]
A, . Figury zwrotu [der Anrede] do słuchaczy
1. obsecratio [zaklinanie]
2. licentia [tu: deklaracja szczególnej prawdomówności, ujawnianie niemiłej prawdy]
3. apostrofa [tu: nagła zmiana adresata mowy, np. zwrot do przeciwnika zamiast do sę
dziów]
A
2
. Figury pytań [pytania retoryczne]
1. interrogatio [pytanie, chociaż odpowiedź dobrze jest znana]
2. subiectio [fikcja dialogu - pytanie stawiane sobie samemu i udzielenie odpowiedzi]
3. dubitatio [pytanie zwrócone do publiczności, typ: „czy mam dalej mówić?"]
4. communicatio [udana wątpliwość]
B. Figury odnoszące się do sprawy [Figuren der Sachzugewandtheit]
B ! . Figury semantyczne
1. finitio [ustalenie pojęć i terminów; nb. por.: definicja)
2. conciliatio [obrócenie argumentu strony przeciwnej na własną korzyść]
3. correctio [poprawienie własnej wypowiedzi dla wzmocnienia argumentu)
4. antitheton [zestawienie dwu przeciwnych znaczeń]
a. regressio [powtórzenie myśli dla uwypuklenia jej sprzeczności]
b. commutatio [powtórzenie myśli w zmienionym porządku syntaktycznym i semantycz
nym - typ: „Filozofia nędzy" czy „Nędza filozofii?"]
c. distinctio [zob. wyżej: Figury słów, pkt A
2
2b)
d. subiectio [zob. wyżej: Figury myśli, pkt A
2
2)
5. oksymoron
B
2
. Figury emotywne [afektywne]
1. exclamatio [wykrzyknienie]
2. evidentia [wyliczenie silnie unaoczniające; inna nazwa: hypotypoza]
3. sermocinatio [rekonstruowane, a częściej fikcjonalne przytoczenie cudzej wypowiedzi,
zazwyczaj mowy]
4. fictio personae [inna nazwa: prozopopeja]
5. expolitio [dosł.: wymalowanie, przyozdobienie; przedstawienie tej samej myśli różnymi
- synonimicznymi lub bliskoznacznymi - środkami językowymi]
6. similitudo [argument per analogiom, czyli przez podobieństwo, a więc też tworzenie
poetyckich porównań]
7. aversio [zmiana adresata mowy, a też odejście od tematu, celowa dygresja] ,
202
B . Figury dialektyczne
1. conciliatio (por. wyżej: Figury myśli, pkt B,2)
2. praeparatio [rodzaj antycypacji, przewidywanie przebiegu sprawy, zwłaszcza argumen
tów przeciwnika]
3. concessio [chwyt polegający na pozornym lub ironicznym przyznaniu racji przeciwni
kowi, obrócenie jego argumentów na własną korzyść]
4. permissio [figura stosowana głównie w genus deliberativum, podobna do concessio,
polega na wykorzystaniu błędów przeciwnika; inna nazwa tej grupy figur: epitrope]
i S
4
. Figury kompozycyjne - wedle czterech kategorii operacyjnych [Figuren nach den vier Ande-
;y rungskategorien)
1. figurae per adiectionem
a. interpositio [inna nazwa: parenteza, zdanie wtrącone, nawiasowe]
b. subnexio [dołączenie do myśli głównej wywodu ubocznego uzasadnienia]
c. aetiologia (odmiana subnexio, dołączenie dodatkowego argumentu „z przyczyn"]
d. sententia [inna nazwa: gnoma; por. sentencja wyroku]
2. figurae per detractionem
a. percursio [dosł.: przebieganie; tu: przypomnienie i wyliczenie, nieraz przelotne
'
r !
' napomknienie]
b. praeteritio [pominięcie niektórych kwestii, a raczej deklaracja takiego pominięcia]
c. reticentia [nagłe przerwanie rozpoczętej myśli i zdania]
3. figurae per transmutationem [figury przez przestawienie]
a. hysterologia [inna nazwa: hysteron-proteron; przestawienie kolejności zdarzeń,
' inwersja czasowa]
4. figurae per immutationem [figury przez zastąpienie]
s
a . alegoria
b. ironia
c. emphasis [jako figura myśli emfaza oznacza użycie szczególnie wyrazistego i zna
miennego fragmentu sprawy]
d. synekdochą
e. hiperbola.
Uwaga: Tabela ta jest przekładem i wyciągiem ze Spisu rzeczy z książki Lausberga, dlatego
zmienione zostały i przystosowane do tabelarycznego ujęcia sygnatury haseł (oznaczenia cyfrowe
i literowe). Większość terminów jest przedmiotem rozważań w niniejszej książce - do odpowied
nich miejsc czytelnik trafi przez indeks rzeczowy. Niekiedy jednak, gdy termin jest rzadki lub uży
wany w zmienionym znaczeniu, dajemy w nawiasach kwadratowych objaśnienie, którego nie ma
u Lausberga w danej kolumnie Spisu, choć oczywiście jest w tekście. W nawiasach kwadratowych
dajemy też niemieckie określenia Lausberga, gdy przekład nastręcza wątpliwości.
Kolejność omawiania figur nie będzie oczywiście odpowiadała ich randze,
rozumianej jako częstotliwość występowania w tekstach albo jako popularność.
Opisu figury dokonamy przy użyciu prostego wzoru złożonego z kropek na ozna
czenie składników dowolnych oraz z liter (x, y, z...) na oznaczenie składników
nacechowanych i powtarzanych. I tak np. najczęstszą i najbardziej popularną fi
gurę, jaką jest bez wątpienia anafora, zapiszemy tak:
x x x ,
co znaczy, że na początku tekstu oraz na początku kolejnych jego segmentów
powtarza się ten sam wyraz. Zapis zostanie zawsze poparty przykładem:
203
[...] chociaż opanował część posiadłości naszych, chociaż co dzień szerzy zdobycia swoje, chociaż
cała Grecyja jest ofiarąjego przemocy, sąjeszcze ludzie dosyć zaślepieni, by spokojnie w tym zgro
madzeniu słyszeli powtarzanym to samo twierdzenie, że niektórzy z nas usiłują wciągnąć was w wojnę.
Jest to fragment Filipiki Demostenesa w przekładzie Stanisława Kostki Potoc
kiego
2
. Gdybyśmy napotkali ten ustęp lub temu podobny w dowolnym tekście,
nazwalibyśmy go anaforąpo stwierdzeniu, że dany wyraz (tu: „chociaż") zamiast
być użyty raz tylko, co by wystarczyło do zbudowania zdania podrzędnego wie
loczłonowego (okolicznikowego przyzwalającego), został powtórzony trzy razy,
a więc została dokonana adiekcja (przyłączenie); ponieważ przyłączenie, czyli
powtórzenie tych samych wyrazów, odbyło się na odległość, nazwy figury szukać
będziemy w dziale A,3 i odnajdziemy ją pod nazwą anafory.
Ale rozpatrzmy tę tabelę w porządku w retoryce opisowej przyjętym
3
.
Najprostszym przykładem adiekcji przez powtórzenie byłby po prostu ple-
onazm; wprawdzie pleonazm powtarza nie tyle te same słowa, ile słowa synoni-
miczne lub bliskoznaczne, ale problem jest zawsze ten sam: czy powtórzenie jest
po prostu błędem, czy też staje się stylistyczną cnotą. Zazwyczaj pleonazmem
albo tautologią nazywamy powtórzenia zbyteczne, dla powtórzeń o zbliżonym
znaczeniu wraz z odmiennym lub też zbliżonym brzmieniem wybieramy inne na
zwy (np. annominatio), które to figury umieszczamy w dziale A
2
; różnią się one
od działu A
1
tym, że nie kolejność słów decyduje o ich przynależności do pod
działu i o nazwie, lecz relacja między znaczeniem podstawowym a brzmieniem,
co z tego działu czyni obszar poniekąd zbliżony do tropów. Tu należą paronoma-
zje, czyli różne typy gry słów.
Figury przez adiekcję zbudowane „w kontakcie" są z natury rzeczy najbar
dziej czytelne. Pierwszą w grupie Ajl wymienia się anadiplozę (anadiplosis, nie
raz zwana epanalepsis), której zapis jest dość prosty, choć może mieć dwie wer
sje: albo xx , albo xx , czyli te same słowa mogą wystąpić w środku wy
powiedzi lub na początku. Te na początku bywają częściej cytowane, jako że
wszelkie wykrzyknięcie zaczynające się od imienia adresata w wołaczu stwarza
anadiplozę. Jako przykład postantyczne retoryki przywołują biblijne: „Boże mój,
Boże mój, czemuś mnie opuścił" (słowa Jezusa na krzyżu, nb. wypowiedziane po
aramejsku i w tym języku wraz z przekładem greckim zapisane przez ewangeli
stę; Mt 27, 46).
Zaczynamy od tego przykładu z wyraźną intencją: otóż trudno przystać na
nazwanie rozpaczliwego okrzyku konającego Jezusa figurą retoryczną. Nie dlate
go, że retoryka jest przeciwieństwem spontaniczności i sakralności (bo nie jest),
ale dlatego, że styl prozy antycznej i styl prozy biblijnej znacznie się od siebie
różnią skutkiem tego, że proza retoryczna wywodzi się z indoeuropejskich języ
ków (greki i łaciny), proza biblijna zaś czerpała z języków semickich - hebraj-
2
S.K. Potocki, O wymowie i stylu, cz. l,t. 1, s. 328.
3
Powtarzamy tu i adaptujemy układ rozdziałów, podrozdziałów i ustępów wg: Lausberg, Hand-
buch der literarischen Rhetorik.
204
skiego i aramejskiego. Rzecz jednak z czasem się skomplikowała - Nowy Testa
ment
znamy z wersji greckiej, ponieważ nie dochowała się praewangelia aramej-
ska, choć pamiętać należy, że greka ewangelistów, podobnie jak później łacina
Wulgaty,
znacznie się różni od klasycznych kanonów.
Wróćmy do figur przez adiekcję. Powtórzenie słów w środku segmentu jest
ciekawszą wersją anadiplozy. Najczęściej stosuje się powtórzenie kończące je
den i zaczynające drugi segment, jak np. w artykule wstępnym, zawierającym
deklarację:
Stojąc na gruncie realiów i prawa [...] chcemy występować [...] jako przedstawiciele formacji,
która wierzy, że zawsze, a szczególnie w chwilach trudnych, niezależnie od wszelkich możliwych
wyborów, niezbędna jest rozmowa, rozmowa, a więc spotkanie [...], troska o wartości zasadnicze,
odpowiedzialność
4
.
W tym cytacie, poza skrótami koniecznymi, które niczego nie zniekształcają,
dokonaliśmy małego fałszerstwa. W oryginalnej interpunkcji, bo o nią tu chodzi,
interesujący nas fragment tak wygląda:
[...] niezależnie od wszelkich możliwych wyborów, niezbędna jest rozmowa.
Rozmowa, a więc spotkanie [...].
r-
I To, czy postawimy przecinek, czy kropkę, nie zmienia niczego w klasyfikacji
figury, choć nie jest obojętne z punktu widzenia ewentualnego wygłoszenia tek
stu. Anadiploza może być wypowiedziana szybko, z naciskiem, irytacją nawet,
ale może być wygrana jako pauza z zawieszeniem głosu^Wskazuje na to stosowa
ne często rozdzielenie przylegających słów, typu x/p/x , gdzie symbolem
p oznaczamy słowo spełniające funkcję sygnału pauzy: „vivis et vivis non ad de-
ponendam, sed confirmandam audaciam" (CicCat 1, 2, 4), czyli „żyjesz i żyjesz
nie by poniechać zuchwałości, lecz by ją utwierdzić" - Cyceron zwracając się tu
do Katyliny wprowadził spójnik et dla oddzielenia dwu inaczej zapewne wypo
wiedzianych czasowników.
Podobny efekt osiąga Kochanowski w tzw. pieśni O spustoszeniu Podola przez
Tatarów:
Zbójcę (niestety), zbójcę nas wojują,
Którzy ani miast, ani wsi budują;
(Pieśni II, 5, ww. 13-14) ,
gdzie nawiasowe wtrącenie nie niszczy anadiplozy, ale ją nawet uwypukla.
Omawiana figura ma kilka nazw: obok anadiplozy - epanalepsis, epizeuksis,
a nieraz po prostu, ale rzadziej, geminatio i reduplicatio, czyli podwojenie. Nieraz
próbuje się rozróżnić te terminy i uznać arbitralnie np. reduplicatio (anadiplozę)
za odmianę geminatio (rozumianej jako epanalepsis), która polega na zetknięciu
dwu tych samych słów w taki sposób, że pierwsze kończy jedną frazę, drugie za
czyna następną. Wtedy anadiploza właściwą byłby poprzednio cytowany wstęp
do pierwszego numeru miesięcznika „Res Publica", inne zaś tylko epanalepsą.
4
Od redakcji, „Res Publica" 1987, nr 1, s. 2.
205
Wobec braku powszechnej zgody, takiego rozróżnienia nie da się chyba utrzymać
i przyjdzie te terminy uznać za wyrażenie synonimiczne.
Już przy omawianiu względnie prostej figury, jaką jest anadiploza, należy
zwrócić uwagę, że konstrukty syntaktyczne jako naruszenia normy mogą jedno
cześnie tworzyć więcej niż jedną figurę oraz że figury kwalifikowane jako figury
stów przeplatają się z figurami myśli. Sugerowana przez anadiplozę pauza może
być wyrazem namysłu i utwierdzenia w przekonaniu; tak należy czytać parente-
tyczne „(niestety)" Kochanowskiego.
W tejże pieśni Kochanowskiego, poety-retora, mamy taką puentę:
Cieszy mię ten rym: „Polak mądr po szkodzie",
Lecz jeśli prawda i z tego nas zbodzie,
Nową przypowieść Polak sobie kupi,
Że i przed szkodą i po szkodzie głupi.
(ww. 45^18)
Słowo „szkoda" pojawia się podwojone w kontakcie, choć w innym przypad
ku i z innym przyimkiem. Tym sposobem anadiploza otwiera się na figurę z roz
luźnionym brzmieniem, o czym poniżej.
Nieraz anadiploza, gdy nie zachowuje bezwzględnie zasady powtórzenia w kon
takcie, przekształca się w inną figurę czy też miesza się z inną figurą:
- Już chciałem kropnąć wiersz liryczny...
A to był Pożar Świata. Pożar
Z całą pewnością polityczny.
(J. Tuwim, Jamby polityczne)
Wyrażenie „pożar świata" zostaje dopełnione i jakby poprawione przez po
wtórzenie słowa i uzupełnione epitetem „polityczny" (efekt wzmocniony także
przez przerzutnię, która pozwala na zawieszenie głosu, choć do tego nie zobo
wiązuje). Takie poprawienie wyrażenia nosi nazwę correctio i zazwyczaj prowa
dzi do użycia wyrażenia bliskoznacznego o większej mocy (typ: „Lubię. Lubię?
Co mówię? Kocham!") lub oznaczającego zdarzenie bardziej nacechowane (gor
sze lub lepsze, zależnie od okoliczności). Cyceron w swej sławnej Katylinarce
(CicCat I, 1, 2) stwierdza i pyta: „Hic tamen vivit; vivit? immo vero etiam in
senatum venit", czyli „Ten jednak żyje; żyje? owszem, i jeszcze przychodzi do
senatu". Jest ta figura raczej figurą myśli - nie odwołuje się bowiem do relacji
językowych, ale do obyczajów: przyjść do senatu to większa bezczelność niż żyć.
Stopień mocy słowa czy zdarzenia jest materiałem, z którego buduje się figurę
zwaną klimaks, a będącą rozwinięciem anadiplozy i korekcji.
Gr. klimaks - to po łacinie gradatio, a więc gradacja, stopniowanie. Jest to na
pozór figura jeśli nie łatwa, to oczywista. Na pozór, ponieważ kryje w sobie pew
ne komplikacje.
Jeśli użyjemy trzech czasowników w takiej kolejności: żałować, płakać, roz
paczać, to zbudowane za ich pomocą zdania zapewne stworzą układ stopniowal-
ny, czyli gradację. O takiej figurze pisał Stanisław Kostka Potocki nie bez racji, że
„mniej ją uważać należy za osobną figurę, jak za sposób zręcznego kilku użycia,
co do jednego zbiegają się celu; Służyć ona może do powiększenia lub osłabienia
206
wyrazów w wyliczeniu foremnym okoliczności [...]"
5
. Zarazem autor przytacza
jako piękny przykład tak rozumianej figury, będącej także amplifikacją, fragment
mowy Cycerona przeciw Werresowi:
Występkiem jest więzić obywatela rzymskiego, zbrodnią chłostać, prawie ojcobójstwem życie
mu odebrać; cóż o ukrzyżowaniu powiem?
6
.
To jest klimaks sensu largo. Ale istnieje jeszcze klimaks sensu stricto, figu
ra bardziej wymyślna i trudniejsza o następującej budowie: ...x/x...y/y...z/...,
a więc nie tylko ze zwykłymi powtórzeniami, lecz z nawiązaniami, które pro
wadzą do szczególnej odmiany gradacji. Często taką figurę nazywa się „anadi-
plozą kroczącą"
1
. Przykładem mogłaby być fraza z mowy Cycerona na cześć
żołnierzy, którzy polegli w walce przeciw Antoniuszowi (jest to mowa druga
z tzw. filipik: In Marcum Antonium orationes Philippicae): „[...] Zdaje się, że
tenże Bóg, co dał Rzym narodom, dał was Rzymowi"
8
. Podobną konstrukcję ma
w Panu Tadeuszu okrzyk (XI, 70): „Bóg jest z Napoleonem, Napoleon z nami",
z czego ma wynikać, że „Bóg jest z nami".
Mimo poczynionych poprzednio zastrzeżeń co do stylu retorycznego w Piśmie
Świętym
odnotujmy fragment listu św. Pawła, pisanego z całą pewnością po grecku:
Dostąpiwszy więc usprawiedliwienia przez wiarę zachowajmy pokój z Bogiem przez Pana-
naszego Jezusa Chrystusa, dzięki któremu uzyskaliśmy przez wiarę dostęp do tej łaski, w której
trwamy i chlubimy się nadzieją chwały Bożej. Ale nie tylko to, lecz chlubimy się także z ucisków,
wiedząc, że ucisk wyrabia wytrwałość, a wytrwałość - wypróbowaną cnotę, wypróbowana
cnota zaś - nadzieję. A nadzieja zawieść nie może, ponieważ miłość Boża rozlana jest w sercach
naszych przez Ducha Świętego, który został nam dany (List do Rzymian, 5, 1-5, podkr. J.Z.)
Klimaks polega tu na stopniowaniu rzeczowników (stopniowanie w sensie
teologiczno-moralnym, a nie gramatycznym) oraz na ich ułożeniu w związek
przyczynowo-skutkowy: ucisk - wytrwałość - cnota - nadzieja.
Obok klimaksu istnieje też figura zwana antyklimaks, ale różnice między
nimi są raczej nieistotne. Wiemy, że klimaks znaczy po grecku dosłownie „drabi
na", „schody", co użyte jako termin retoryczny ma obrazować wspinanie się od
słów niższych do coraz wyższych, od słabszych do silniejszych. Antyklimaks był
by więc ruchem w przeciwnym kierunku. Ale co jest słowem niższym i słabszym,
a co wyższym i mocniejszym? Da się to tylko ustalić wtedy, gdy normy językowe
lub społeczne są dostatecznie wyraźne. Za przykład antyklimaksu, pozbawionego
jednak owego „kroczącego" efektu anadiplozy, weźmy fragment mowy Peryklesa
ku czci poległych Ateńczyków (w relacji Tukidydesa):
Dlatego i was obecnych tutaj rodziców poległych nie tyle opłakuję, ile pocieszam. Wiecie bo
wiem, że zmienne są koleje życia ludzkiego, szczęśliwy zaś jest ten, kto jak ci oto najzaszczytniejszą
śmierć znalazł, albo jak wy - najzaszczytniejszą boleść [...]
9
.
5
S.K. Potocki,\>p. cit., cz. 2, t. 3, s. 347.
6
Op. cit., s. 348.
7
Lausberg, op. cit., s. 315, § 623.
8
Przekład wg: S.K. Potocki, op. cit., cz. 1, t. 2, s. 151.
9
Tukidydes, Wojna peloponeska, s. 40 i n.
207
Antyklimaksem byłoby tu osłabienie wartości emotywnej słów: opłakuję -
pocieszam, zaszczytna śmierć - zaszczytna boleść.
Jest w retoryce figura, bardzo popularna w łacinie i trudna do przełożenia,
rzadka w języku polskim, a mianowicie hendiadys.
Polega ona na użyciu dwu słów, najczęściej dwu rzeczowników złączonych
spójnikiem, z których jeden wbrew pozorom współrzędności jest podporządko
wany drugiemu jako przydawka. Bardzo lubił tę figurę Cyceron: „in iudiciis peri-
culisąue" (Pro Archia poeta), czyli w dosłownym przekładzie „w sprawach i nie
bezpieczeństwach" zamiast „w niebezpiecznych sprawach [sądowych]". Ale naj
lepszym przykładem hendiadys będzie początek Eneidy:
Arma virumque cano Troiae qui primus ab oris... ,
a w przekładzie Karyłowskiego:
Broń i męża opiewam, co z Troi wybrzeża... ,
co jednak należy rozumieć: „męża zbrojnego opiewam...", ponieważ wbrew rów-
norzędności gramatycznej nie chodzi tu o broń w ogóle, ani o broń Eneasza, lecz
o zbrojnego Eneasza - „orężnego męża".
Osobną figurą przez adiekcję i przez powtórzenie w klamrach jest prosapo-
dosis, zwana też epanadiplozą, jako że jest to jakby odwrócenie anadiplozy. Ma
ona kształt następujący: x x, a więc polega na powtórzeniu tego samego słowa
na początku i na końcu zdania lub dostatecznie wyrazistego segmentu (mniej niż
zdania, a nawet dwu podobnych zdań do siebie przylegających). Jako przykład
zacytujmy fragment Stanisława Kostki Potockiego Uwag nad powyższą mową
(czyli nad Mową Jana Jakuba Rousseau) - fragment bogaty w figury:
Mniemamyż, że tego nie czuł, nie znał, nie widział potężny Russa umysł, co zdrowy wskazuje
rozsądek? i że nieuważnie prostą porzucił drogę, by się rzucić w uboczne? Nierozsądnym byłoby tak
biegłego dialektyka o tak grubą oskarżać pomyłkę, popełnił ją więc, bo ją chciał popełnić
1 0
.
Słowa tworzące epanodiplozę nie są wprawdzie identyczne co do formy gra
matycznej, ale tożsame co do sensu.
Innym przykładem niech będzie tytuł pracy Rene Chateaubrianda, powtarza
jący starą francuską formułę, wypowiadaną po śmierci króla: „Le roi est mort:
Vive le roi!" Po polsku możemy to przełożyć na dwa sposoby: albo „Król umarł.
Niech żyje król!" i wówczas powtórzymy strukturę epanadiplozy; ale jeśli ten szyk
brzmi niezbyt zręcznie, to możemy też powiedzieć: „Umarł król. Niech żyje król!"
Wówczas otrzymamy inną figurę, zwaną epiforą ( x x).
Przechodząc do figur przez adiekcję na odległość, zacząć trzeba od figury
najbardziej popularnej, o której wyżej była już mowa, a mianowicie od anafory.
Ma ona budowę przejrzystą: x..., x..., x..., przy czym, w przeciwieństwie do in
nych figur przez adiekcję, które, aby były czytelne, muszą być objętościowo ogra
niczone, anafora teoretycznie nie ma końca, w praktyce zaś sięga kilku lub nawet
kilkunastu powtórzeń.
10
S.K. Potocki, op. cit., cz. 1, t. 2, s. 407.
208
Łatwość anafory powoduje, że ojej przykład nietrudno; trudniej natomiast
0 skomentowanie celowości artystycznej anafory. Porównajmy dwa cytowane już
wcześniej fragmenty, oba z Kazań sejmowych Skargi, oba z Kazania wtórego. O mi
łości ku ojczyźnie [...]:
(1) Gdy się z okrętem źle dzieje, gdy dziur jego nie zatykamy, gdy wody z niego nie wylewamy,
gdy się o zatrzymanie jego nie staramy, gdy dla bezpieczności jego wszytkim, co w domu jest, nie
pogardzamy: zatonie, i z nim my sami poginiemy ".
(2) Rozmyślcie, jakie od tej matki, od Korony i Rzeczypospolitej] tej, dobrodziejstwa i upominki
macie. Ona wam wiary ś. katolickiej, przez którą do wiecznej ojczyzny przychodzicie, dochowała;
1 Chrystusa, zbawienie wasze, i jego Ewangeliją przyniosła. Ona jej od fałszywych nauk i jadów
heretyckich obroniła. Ona Husa przed stem kilkadziesiąt lat swymi kaptury i konfederacyjami
i jego przeklęte kacerstwo odpłoszyła. Do tego czasu kapłany wam i biskupy, i duchowne pasterze
wasze daje, przy których przystęp do łaski Bożej i obrony od wszystkich nieprzyjaciół macie. Ona
wszczepiła tu ołtarz służby Bożej i ofiar przedziwnych, z których wam ubłaganie Boskie zawżdy
płynie. Ona się i dzisiejszych złych wieków srogim heretykom odejmuje [...]
1 2
.
Różnica między anaforami w pierwszym i drugim przykładzie na tym polega,
że w pierwszym w funkcji anafory występuje spójnik „gdy", w drugim zaś za
imek „ona", nawiązujący do początku fragmentu, a zatem zastępujący ważne dla
wypowiedzi słowo „ojczyzna". Różnica jest istotna, ponieważ „ona = ojczyzna"
wpaja słuchaczowi usilnie określone przekonanie i poniekąd działa mnemotech
nicznie, natomiast spójnik „gdy" mógłby wydać się zbyteczny. A jednak oba uży
cia anafory są uzasadnione.
Porównano kiedyś pracę retora do biegacza. Jeśli wolno pozostać przy tym
porównaniu, to ąnafora jest zabiegiem taktycznym: zwalnia tempo w obawie
przed zgubieniem sensu. Albo zostaje powtórzone to słowo, na którym mówcy
szczególnie zależy, albo słowo anaforyczne jest semantycznie obojętne i mo
głoby bez szkody dla sensu zdania być opuszczone, ale zostaje jednak użyte, by
wstrzymać bieg myśli, przygotować słuchacza do odbioru ważnej informacji
i wskazówki oraz aby powiązać ze sobą myśli różne zawarte w kolejnych zda
niach pobocznych.
Ten spójnikowy typ anafory jest przeciwieństwem asyndetonu, a anafora w ogó
le jest przeciwieństwem elipsy, a tym samym redundancji. I tak jak nie ma jedynej
poprawnej odpowiedzi na pytanie, czy redundancja w języku (por. rozdz. VI,
s. 146) jest zjawiskiem korzystnym czy nie, tak nie możemy odpowiedzieć, co
lepsze: nieredundantna elipsa i asyndeton, czy redundantna anafora i polisynde-
ton, czyli wielokrotne zespolenie tym samym spójnikiem segmentów syntaktycz-
nie współrzędnych. Możemy jedynie sprawdzać efekt i skuteczność użycia figury
przeciwstawiając sobie dwie wersje - z figurą i bez figury (rozmyślnie dla ekspe
rymentu fałszując na chwilę tekst).
Cezar powiedział: „Veni, vidi, vici". A co by było, gdyby zamiast tego asyn
detonu, skłaniającego się ku elipsie, użył wyrażenia ze spójnikami?
" P. Skarga, Kazania sejmowe, s. 45. > -
12
Op. cit., s. 48.
~ó» .» £ r ,i ..•> 4b .<*.* iis+J; .A.c
209
W Przemówieniu na zjeździe wychowańców Szkoły Głównej dn. 6 czerwca
1905 roku mówił Sienkiewicz o „wyższym przybytku naukowym":
Miał on zaświecić jak gwiazda nad całym krajem, miał rzucić jasne promienie wiedzy w najod
leglejsze krańce tej ziemi, miał wytworzyć ludzi nauki i światłych obywateli, miał podnieść poziom
naszej kultury i uszlachetnić, a zarazem pogłębić myśl narodową
13
.
Sienkiewicz powtórzył cztery razy „miał", za pierwszym razem z zaimkiem
odnoszącym się do dopiero co wypowiedzianego rzeczownika „przybytek (na
ukowy)". Można by na kilka sposobów przeredagować ten fragment - mógłby się
powtarzać podmiot (przybytek ten), można by opuścić trzykrotnie powtarzane
orzeczenie (miał), ponieważ pierwszy raz użyty czasownik może dobrze rządzić
następnymi zdaniami; można by wreszcie użyć także dwu spójników „i", łączą
cych pierwsze zdanie z drugim i trzecie z czwartym - powtarzając czasownik przed
zdaniem trzecim (przed „wytworzyć") - wszystkie te kombinacje są dopuszczalne
i mają swoje zalety. Wybór takiej właśnie anafory można by wytłumaczyć chęcią
zwolnienia tempa mowy, ale najbliższe intencji autora będzie chyba domniemanie
inne: oto wielokrotne powtarzanie słowa „miał" (w znaczeniu: devoir, sollen, de-
bere)
zwraca uwagę na powinność i możliwość, ale zarazem na możliwości tej
i nadziei utratę: Szkoła Główna została przecież po kilku latach, w 1869 r., zlikwi
dowana i przekształcona w rosyjski Uniwersytet Państwowy.
Anafory można by więc podzielić na anafory gramatyczne i anafory seman
tyczne: gramatyczne (spójniki, zaimki, przyimki) spełniają funkcję pomocniczą
zrównując zaczęte w ten sposób człony, anafory semantyczne natomiast, do któ
rych użyte zostały tzw. wyrazy samodzielne (rzeczownik, czasownik, przymiot
nik, rzadziej liczebnik), czynią dobitnym znaczenie wyrazów powtarzanych.
Odwróceniem anafory jest epifora o budowie x x x, czyli figura po
wtarzająca te same wyrazy na końcu segmentu. Liczba powtórzeń jest teore
tycznie nieograniczona, ale epifory właściwe na ogół kończą się na dwu lub
trzech członach. Mówimy o epiforach właściwych, ponieważ często jako epifo
ry przytaczane bywają układy litanijne (np. „wysłuchaj nas, Panie"), które epi-
forami nie są.
Epifora, podobnie jak anafora, przeciwstawia się elipsie i jest figurą zwięk
szającą redundancję, co znaczy zarazem, że jej pojawienie sięjest o tyle znaczące,
o ile jej brak byłby rzeczą naturalną i o ile nie naruszałby poprawności składni.
O przykład prostej epifory znacznie trudniej niż o anaforę, ponieważ jest ona mniej
efektowna, a ponadto jest figurą ryzykowną. Użycie tego samego słowa na zakoń
czenie dwu segmentów tworzy rym, który w językach nowożytnych wszedł w ro
lę wierszotwórczą. Nie spełniała epifora takiej funkcji w grece i w łacinie, w któ
rych to językach wykształcił się system metrycznej poezji bezrymowej. Wobec
tego użycie słów o podobnym brzmieniu na zakończenie dwu (co najmniej) mniej
lub bardziej równych członów było w klasycznej prozie dopuszczalne, a nawet
13
Tekst i omówienie tej mowy w: H. Kurkowska, S. Skorupka, Stylistyka polska. Zarys, War
szawa 1959, s. 256 i n.
210
dobrze widziane. Zabieg polegający na powtórzeniu tych samych słów w iden
tycznej lub nieco zmienionej formie gramatycznej albo części końcowej słów (choć
niekoniecznie samych końcówek, bo także części piennej) nazywał się homoiote-
leuton (zob. rozdz. XI).
Epifora nie jest tożsama z homoioteleutonem, ale niektóre homoioteleutony
mogą być epiforami. Po przykład - z konieczności w przekładzie - sięgnijmy do
mowy Peryklesa, wygłoszonej po wojnie z Samos. Chwaląc Ateny miał powie
dzieć tak:
Nie, dom wasz pustym nie jest: Nie widzicie w nim dzieci waszych, ale ich sława przemieszku
je z wami, zajaśnieją jej blaskiem ostatnie dni wasze!
1 4
Różne formy zaimka „wy" i „wasze" przesunięte na końce segmentów nawią
zują pewną grę w polu znaczeniowym posiadania: nie ma już na świecie ich dzieci
(synów, którzy polegli), ale jest dzieci tych sława, której dumni rodzice nie utracą
do końca dni „swoich".
Ryzyko rymu spowodowane epifora, a zarazem jeszcze bardziej widoczne ry
zyko pleonazmu podjął Tuwim w następującym, bardzo znamiennym fragmencie
Kwiatów polskich,
w tzw. Modlitwie:
Każda niech Polska będzie wielka,
Synom jej ducha czyjej ciała
Daj wielkość serc, gdy będzie wielka,
I wielkość serc, gdy będzie mała.
Niezależnie od anafory w wierszach 3 i 4 mamy tu tożsamość brzmieniowo-
-znaczeniową zakończenia w. 1 i 3, którą możemy interpretować jako epiforę. Przy
okazji warto przypomnieć, że niektórzy przyjaciele, gdy poeta nadesłał ten ustęp
z Ameryki do Londynu, mieli do niego pretensje o te słowa i chcieli je wycofać
z druku
15
: chodziło im o to, że wymarzona Polska nie może być mała, przeto al
ternatywa w. 3 i 4 jest fałszywa. Tymczasem jeśli tu jest jakiś problem, to nie
w opozycji wielkości i małości politycznej, lecz w rymie naddokładnym, co za
stanawia u poety, który z wyszukiwaniem rymów nie miał nigdy kłopotów. Błąd
jest zbyt gruby, by nie był umyślny: poeta powtórzeniem słowa „wielka" nawiązał
grę z dwoma odcieniami znaczeniowymi: za pierwszym razem chodzi o wielkość
moralną, która jest celem nadrzędnym i darem Boga, za drugim razem chodzi
o wielkość terytorialną, która jest wartością względną. Dlatego właśnie o „wiel
kość serc" upraszamy dla każdej Polski, także, a nawet może przede wszystkim
dla tej „wielkiej". O grze słów, zwanej polyptoton, będzie jeszcze mowa niżej, na
razie tylko trzeba zwrócić uwagę na możliwą współpracę figur.
Epifora sama jest wprawdzie figurą raczej rzadką, ale w połączeniu z anafora,
chociaż jest to konstrukt trudniejszy, występuje wcale często. Ma wtedy taką for-
14
S.K. Potocki, op. cit., cz. 1, t. 2, s. 119 (przeł. S.K. Potocki).
15
Grydzewski rozstrzygnął wątpliwości na rzecz wersji autorskiej i rzeczony fragment ukazał
się bez zmian, choć niektóre inne zostały przeredagowane. Zob. M. Grydzewski, Listy do Tuwima
i Lechonia (1940-1943), oprać. J. Stradecki, Warszawa 1986, s. 52.
211
mę: x y, x y i nazywa się complexio albo symploke: „Kto często łamał przy
mierza? Kartagińczycy. Kto prowadził najokrutniejsze wojny? Kartagińczycy. Kto
Italię znieważył? Kartagińczycy..." (AdHer 4, 14, 20; w oryginale część anafo-
ryczna symploke jest wyraźniejsza: „qui sunt, qui foedera saepe ruperunt?").
Przejdźmy z kolei do następnej grupy figur przez adiekcję, czyli przez powtó
rzenie, ale powtórzenie nie dokładnie tych samych słów, lecz słów podobnych
bądź to brzmieniem, bądź to znaczeniem, czyli do grupy A
2
4 (powtórzenie z roz
luźnioną tożsamością).
Całą tę grupę nazywamy paronomazją lub annominatio - pod tym terminem
przywykło się rozpatrywać zestawienia wyrazów zbliżonych brzmieniem oraz
znaczeniem, przy czym zbliżenie to może mieć charakter etymologiczny, ale może
też być przypadkiem. Ta dość liberalna definicja pozwala użyć nazwy „parono
mazją" jako terminu nadrzędnego wobec odmian, które różnią się między sobą
stopniem rozluźnienia bądź to brzmienia, bądź to znaczenia. Na wstępie jednak
wypada się zastrzec, że właśnie owa stopniowalność jest powodem, dla którego
w grupie tej trudno o ścisłą klasyfikację. Retoryki wprawdzie usiłowały podzielić
paronomazję wedle zasad adiekcyjno-detrakcyjno-immutacyjnej taksonomii, ale
te próby niewiele dały. Możemy przyjrzeć się jedynie szeregowi tych figur w ko
lejności malejącej identyczności brzmienia i (lub) zwiększającej się identyczno
ści znaczenia. Inaczej mówiąc - paronomazję to konstrukcje różne z jednej strony
od homonimów, a z drugiej od synonimów, ale umieszczane na linii łączącej te
dwa przeciwne sobie zjawiska. Homonimy - jak wiadomo - to dwa (co najmniej)
identycznie brzmiące wyrazy o całkiem różnych znaczeniach. Synonimy zaś - to
wyrazy o całkiem różnym brzmieniu, ale o tym samym, a raczej bliskim znacze
niu (jako że właściwie nie ma wyrazów tak dalece jednoznacznych, by wzajemnie
mogły się zastępować we wszelkich kontekstach).
Homonim powinien być dziełem przypadku, tzn. że identyczność brzmienia
nie powinna mieć żadnego uzasadnienia w języku jako systemie, nawet historycz
nego - i tak np. słowo „pokój" mimo dwu całkiem różnych znaczeń (1. der Frie-
de, la paix
i 2. das Zimmer, la chambre) nie jest pełnym homonimem, ponieważ
oba znaczenia wywodzą się z tego samego rdzenia i w gruncie rzeczy mają cząst
kę podobnego znaczenia: „pokój" jako pomieszczenie jest lub był miejscem osob
nym, przeznaczonym do zabawy, posiłków, odpoczynku lub snu.
Homonimy mogą być wykorzystywane jako paronomazję i to pod dwiema
postaciami: jako homofony i homogramy.
Homofonem nazywamy taki homonim, który przy identycznym lub bardzo zbli
żonym brzmieniu ma jednak inną pisownię, ujawniającą odmienny sens (w wersji
ustnej dwuznaczność można odsłonić pewnymi środkami intonacyjnymi), np. „Opinia
oburzona, że ta pani obu żona". Homogramem nazywamy homonim, którego iden
tyczność sprowadza się do takiej samej pisowni, którego jednak dwojakie znaczenie
oddaje wymowa. O ile homofony są wcale częste, i to nawet nie w sztuce wymowy,
ale w życiu codziennym, w środowiskowym folklorze, w felietonistyce jako wdzięcz
ny materiał dla dowcipów, o tyle o homogramy, przynajmniej w języku polskim,
trudniej. Po rosyjsku muka (z akcentem paroksytonicznym) znaczy „męka", nato-
212
miast mukd (z akcentem oksytonicznym) znaczy „mąka". Przykładem polskim
mogłaby być niewielka różnica w wymowie kładącej nacisk na dział wewnątrz-
wyrazowy, np. „podrobić" możemy wymówić wyodrębniając przedrostek pod
robić (imitować, fałszować) i po-drobić (porozdzielać na drobne części). Inny
przykład, wzięty z pożyczki łacińskiej, gdy wymową nie umiemy odróżnić dwu
znaczeń w takiej samej pisowni rzeczownika to „kontrakcja", o dwu różnych przed
rostkach i tym samym o dwu różnych znaczeniach: kontr-akcja (przeciwdziała
nie) i kon-trakcja (ściągnięcie; jako termin gramatyczny).
Przykład to na pozór marginalny, ale jednak ważny, bo wskazuje na rolę
znaczenia etymologicznego w budowie paronomazji, a dokładniej mówiąc, fi
gury etymologicznej. Figura ethymologica polega na użyciu dwu wyrażeń po
dobnie brzmiących, których podobne znaczenie jest niejako ukryte czy nieuświa-
damiane, skutkiem leksykalizacji jednego z nich. Rzeczownik „czyściec" ma
znaczenie jako termin teologiczny wyraźne, ale jego spokrewnienie z pospoli
tym znaczeniem czasownika „czyścić", choć niewątpliwe, nie od razu jest oczy
wiste. A więc w trenie X. Kochanowski jakby odsłania historię słowa:
^ Czyli sie w czyścu czyścisz, jeśli z strony ciała
Jakakolwiek zmazeczka na tobie została?
(ww. 11-12)
Bardziej skomplikowany wypadek figury etymologicznej znajdziemy w Sa
tyrze
tegoż Kochanowskiego:
Jako tego za ojców waszych było siła,
Którym Rzecz Pospolita milsza niż swa była.
(ww. 173-174)
Sens tego dwuwiersza, dziś może ukryty, polega na przeciwstawieniu „rzeczy
swej" (w znaczeniu swojej własnej) - „rzeczy pospolitej" (w znaczeniu dobra
wspólnego), które to znaczenie zawarte jest w zleksykalizowanej nazwie „Rzecz
pospolita".
Gra
16
z ukrytym znaczeniem słowa często tworzy figurę zwaną diafora (lub
distinctio),
która polega na użyciu słów o identycznym brzmieniu i pozornie iden
tycznym znaczeniu, jak np. we fraszce Sienkiewicza:
Umarła guwernantka, jest w niebie.
Jak zwykle wziął ją pan do siebie.
Ta diafora spokrewniona jest z homogramem, ponieważ dwuznaczność do
myślną w tekście wygłoszonym rozstrzyga lub może rozwiązać zapis: „wziął ją
Pan" lub „wziął ją pan".
Diafora może być użyta w dialogu jako skuteczny środek polemiczny; ta od
miana nazywa się nieraz antanaklasis i polega na użyciu tego samego słowa w re
plice, tj. na pozornej zgodzie z przeciwnikiem. Wedle tej zasady zbudowany jest
16
Pojęcie gry słów i pojęcie paronomazji nie pokrywają się, ale mają rozległy wspólny obszar
służący dowcipowi (zob. D. Buttler, Polski dowcip językowy, Warszawa 1968).
213
wiersz Mickiewicza Zaloty, w którym mamy wprawdzie nie dialog, lecz takiego
dialogu ślad i pamięć:
Póki córeczki opiewałem wdzięki,
Mamusia słucha, stryj czyta;
Lecz skórom westchnął do serca i ręki,
Ja słucham, cały dom pyta.
Mama o wioskach i o duszach gada,
Pan stryj o rangach, dochodach,
A pokojowa służącego bada
0 mych w kochaniu przygodach.
Mamo, stryjaszku! Jednają duszę
1 na Parnasie mam włości;
Dochodów piórem dorabiać muszę,
A ranga u potomności.
Czym dawniej kochał? Ciekawość jałowa!
Czy kochać mogę? Dowiodę:
Porzuć lokaja, kotko pokojowa,
Przydź w wieczór na mą gospodę.
Antanaklasis pochodzi tu z dwuznaczności 1 ° słowa „ranga" (= stopień urzęd
nika oraz miejsce w pewnej nieformalnej hierarchii) i 2° słowa „dusza" (= pańsz
czyźniany chłop oraz niematerialna część ludzkiego indywiduum).
Pokrewną figurą jest polyptoton, który polega na powtórzeniu tego samego
słowa, o bardzo zbliżonym znaczeniu, w innej formie gramatycznej - np. „człowiek
człowiekowi wilkiem" czy „Wiosną niech wiosnę, nie Polskę zobaczę" (Lechoń).
Na skraju figur przez rozluźnienie znajdziemy figurę zwaną parechesis; jest
to powtórzenie w bliskim sąsiedztwie dwu słów o zupełnie innym znaczeniu,
ale podobnym, całkiem zresztą przypadkowym brzmieniu - np. „urbi et orbi",
których współzestawienie jest jednak uzasadnione pozajęzykowymi okoliczno
ściami.
Osobną grupę (A
3
), ale nie autonomiczną, przeciwnie - związaną z innymi
figurami, stanowi tzw. congeries czyli nagromadzenie (nieraz zwane accumula-
tio),
które polega na wielokrotnym powtórzeniu tego samego słowa albo stów
bliskoznacznych, spełniających podobną funkcję lub podobnie brzmiącychuNa-
gromadzenie trudno usystematyzować, ale nie dlatego, że nie da się w ten ob
szar wprowadzić niejakiego porządku, ale dlatego, że jest to obszar w gruncie
rzeczy pograniczny; anafora, jeśli wystąpi więcej niż dwa - trzy razy, daje w efek
cie congeries, podobnie klimaks, który nie musi ograniczać się do trzech tylko
stopni.
Jeśli rozpatrujemy congeries osobno, to dlatego, że samo powtarzanie bez
względu na porządek bywa celnym środkiem w polemice, stosowanym bardziej
jako wyraz oburzenia niż jako chłodny argument.
Przypisywany Franciszkowi Zabłockiemu, napisany w czasie obrad Sejmu
Wielkiego i kolportowany jako pismo ulotne wiersz pt. Do Jezierskiego kasztela-
214
na, odgrażającego palcem na rękę piszącego paszkwile
zbudowany jest na zasa
dzie wielokrotnego powtarzania słowa „błazen", wkomponowanego w styl ody,
skierowanej do „ręki" (piszącej paszkwile właśnie):
Ręko moja! stępione pióro twoje zatnij
A błazna Jezierskiego dokończ rys ostatni.
Błaźnie! czy to nie w wolnym kraju żyjem, błaźnie,
Żeby ci prawdy mówić nie można wyraźnie?
, 1 jak śmiesz, błaźnie, palcem ręce straszyć czyje,
Gdy już naród na twoją wyrok pisze szyję?
Błaźnie! to ty żyć możesz pod plamą nieczystą,
Dla wszystkich ludzi oszust, sobie egoistą [...]?
• Błaźnie! to tobie wolno (błaźnieś wart kagańca)
Naszego, ty psie stary, kąsać pomazańca [...]?
To tobie wolno, błaźnie, błazna z błaznów plemię,
Bluźnić Bogu, lżyć króla, zdradzać swoją ziemię?
A ręce cnotliwego za uczciwe pióro
' Masz zuchwale odgrażać palem i torturą?
Hola, błaźnie! ta ręka, Bóg moja nadzieja,
Skoro nie twoja, zatem nie ręka złodzieja,
Wkrótce ci taki, błaźnie, nagrobek napiszę:
„Jak żyłem, tak umieram, jak kradłem, tak wiszę" '
7
.
W całym wierszu liczącym 44 wersy słowo „błazen" powtarza się 16 razy,
z czego 3 razy tworzy polyptoton („błaźnie, błazna z błaznów...").
Jak figury przez adiekcję bliskie są pleonazmu, tak figury przez detrakcje spo
krewnione są z elipsą, którą można traktować jako zwykły błąd, jako zjawisko
gramatycznie obligatoryjne i jako figurę (jedyną zresztą) działu „detrakcja przez
zawieszenie" (suspendium). O błędzie jśko zbyt oczywistym nie warto mówić,
trzeba się jednak chwilę zatrzymać przy elipsie koniecznej. W zdaniu ,ja przyjdę
we wtorek, a ty w piątek" w drugim członie zostało opuszczone orzeczenie, w czym
nie tylko nie ma żadnego uchybienia, ale przeciwnie - powtórzenie czasownika
(,ja przyjdę we wtorek, a ty przyjdziesz w piątek") należałoby jakoś usprawiedli
wić: choćby chęcią podkreślenia (że przyjdziemy, a nie przyjedziemy itp.), co da
łoby figurę przez adiekcję.
Elipsa retoryczna tym się różni od gramatycznej, że opuszczehie słowa jest
podyktowane nie naturalnym dążeniem do oszczędzenia wysiłku, lecz chęcią zwró
cenia uwagi na to, co zostało opuszczone.
Retoryka pośredniczy w trivium między gramatyką a dialektyką: figury słów
sąsiadują z figurami myśli i krzyżują się z nimi. I tak np. figura zwana reticentia
lub aposiopesis (zamilknięcie) może być zbudowana przy zastosowaniu elipsy.
Szczególnie wyraźnie osiąga się to w wierszu, gdzie - zwłaszcza w systemach
numerycznych - oczekiwana jest pewna kompletność: równa ilość sylab, przyci
sków, a także rym. Wprawdzie od czasu upowszechnienia przerzutni odcinek syn-
taktyczny (zdanie lub jego część) nie pokrywa się z wersem (jego częścią lub jego
17
F. Zabłocki, Pisma, wyd. B. Erzepki, Poznań 1907, s. 212-214.
215
wielokrotnością) - mimo to przy wygłaszaniu wiersza obserwujemy skłonność do
chwilowego, krótkiego, niemal niedostrzegalnego zawieszania głosu - pauzy po
przedzającej wers następny. Wprawdzie istnieją lub istniały szkoły, które zalecały
mówić wiersz jak prozę (Osterwa), ignorując średniówki, klauzule, rymy etc.
Odpowiadano na tę doktrynę uwagą nie pozbawioną słuszności, że jednak po coś
wymyślono wiersze i że przerzutnia zdania z wersu do wersu nie jest bynajmniej
jednoznacznym zatarciem sylabizmu czy sylabotonizmu. Należałoby raczej po
wiedzieć, że odejście od wiersza zdaniowo-rymowego na rzecz sylabizmu ścisłe
go (czy szerzej: na rzecz numeryczności) stworzyło szansę lub pokusę niejakiej
dwuznaczności.
Porównajmy przekład i parafrazę tego samego utworu (znanego anakreontyku):
Ciężko, kto nie miłuje, ciężko, kto miłuje [...] ,
tak pisał Kochanowski we fraszce ZAnakreonta (ks. I). A tak Sęp w Sonecie Fpt.
O nietrwałej miłości rzeczy świata tego:
I nie miłować ciężko, i miłować.
Zdanie brzmi poprawnie pod względem syntaktycznym, ponieważ orzeczenie
„ciężko [jest]" może się odnosić i do jednego, i do drugiego członu („i nie miło
wać" i „i miłować"); jednakże koniec wersu jest tu tylko pozornym końcem zda
nia, gdyż kropka po „miłuje" jest zbyteczna (była chwilowym i rozmyślnym fał
szem w cytacie) i zdanie biegnie dalej:
I nie miłować ciężko, i miłować
Nędzna pociecha, gdy żądzą zwiedzione
Myśli cukrują nazbyt rzeczy one [...] .
Inaczej mówiąc, w pierwszej a zbyt pośpiesznej interpretacji rozumieliśmy
zdanie jako figurę zwaną zeugmą (por. niżej, s. 216), która to figura została tylko
jakby zapowiedziana, ale nie wykonana.
Aposiopesis jest figurą wykonania (pronuncjacji - por. rozdz. X) o tyle, o ile
zamilknięcie może należeć do inicjatywy mówcy lub aktora - inicjatywy nie za
wsze zaznaczonej czy możliwej do zaznaczenia w tekście pisanym, gdzie niewie
le mamy znaków odnoszących się do intonacji (chyba tylko myślnik, znak zapyta
nia, wykrzyknik i trzykropek). Natomiast forma wierszowa daje znakomite nieraz
okazje do wyraźnego i funkcjonalnego sygnalizowania zamierzonej pauzy:
Kobieto! puchu marny! ty wietrzna istoto!
Postaci twojej zazdroszczą anieli,
A duszę gorszą masz, gorszą niżeli!...
Przebóg! tak ciebie oślepiło złoto!
(Dziady, cz. IV, ww. 960-963)
Warto się przyjrzeć wersowi 962 - jak chytrze jest zbudowany, by mógł unieść
impet oskarżenia: wers ten powinien się rymować z 960; ale nie tylko dlatego
oczekujemy rymu do „istoto", także i z tej racji, że zamiast jedenastozgłoskowca
spodziewamy się prawdopodobnego i równającego do w. 960 trzynastozgłoskow-
ca, chociaż ten byłby o tyle trudny, o ile średniówka musiałaby przypaść po szó-
216
stej zgłosce (po „masz") - byłaby wtedy oksytoniczna lub jak cezura cięłaby wy
raz („... gorszą masz, gor/szą..."). Ale wers zarazem został uratowany przez zasto
sowanie rymowania a b b a. Obelga nie wypowiedziana brzmi tym wyraźniej, im
jakby daremniej w wierszach następnych Gustaw szuka właściwego rymu.
Figury przez detrakcję z jednej strony częściej naruszają ogólnojęzykową normę
(latinitas),
ale zarazem częściej są wyrazistymi figurami o dużym ładunku emocji
i dowcipu. Z punktu widzenia gramatyczności są to na ogół odstępstwa zwane
anakolutami - które polegają na rozchwianiu i rozluźnieniu związków składnio
wych i uważane są za błędy. Wiemy wprawdzie, że błędy (vitia) mogą być licen
cjonowane i uznane za wartości artystycznie celowe (virtutes), ale w tym wypad
ku ryzyko jest większe, to znaczy, że anakolut może być pomówiony o zwykłą
niepoprawność i przestać być figurą.
Znany, wspomniany przedtem (zob. rozdz. IV) fragment z Odprawy posłów
greckich
Kochanowskiego, tj. relacja Posła, ma już niemal całą literaturę przed
miotu, w której rozważa się problem indywidualizacji języka w tej tragedii. Poseł,
zgodnie z regułami tego gatunku, opowiada zdarzenia, których nie można było
naocznie przedstawić na scenie - ale nie tylko opowiada w genus enarrativum,
lecz także przytacza wypowiedzi uczestników obrad w genus dramaticum (zwa
nym też genus mimeticum), skutkiem czego powstaje rodzaj mieszany (genus mi-
xtum)
zawierający obok własnych słów Posła słowa cudze, przytaczane wiernie
lub naśladowane. Jedną z bardziej barwnych postaci Odprawy jest Iketaon, które
go nie oglądamy na scenie, bo znamy go tylko z tego właśnie sprawozdania z prze
biegu narady. Jego mowę Poseł przytacza jakby dosłownie: „[...] Iketaon coś in
szego rozumiał i w te słowa mówił: [...]". I tu następuje przytoczenie całej wypo
wiedzi, istotnie pełnej anakolutów, zdań niedokończonych, urwanych pytań, które
mają być stylistycznym obrazem demagogicznego nieopanowania. Anakolutem
jest zdanie:
Mówiono zawżdy o to i do końca będą [...] .
Ale nie zawsze anakolut to błąd pochodzący z pobudliwości, bo może to być
błąd zamierzony. Tenże Kochanowski z całym rozmysłem pisze w Pieśni XXIV
Ksiąg wtórych:
0 mnie Moskwa i będą wiedzieć Tatarowie,
1 różnego mieszkańcy świata, Anglikowie [...]
Powinno być „O mnie wiedzieć będzie Moskwa i będą wiedzieć..."; chyba że
„Moskwa" uznamy za rzeczownik zbiorowy (typu „bracia będą"), do którego może
się odnieść orzeczenia w 3. os. 1. mn. Ale tak czy inaczej jest to figura zwana
zeugmą, wywodząca się z anakolutu. Zeugma znaczy dosłownie po grecku „spo
jenie, most, jarzmo", w retoryce zaś oznacza figurę, która polega na podporządko
waniu kilku członów składniowych jednemu członowi nadrzędnemu, najczęściej
frazie werbalnej, która już nie jest wielokrotnie powtarzana. Zeugma jest kon
strukcją o różnych stopniach eliptyczności - może łączyć się z elipsą oczywistą
i wówczas prawie nie jest figurą, jak np. w pierwszych dwu wersach tzw. Hymnu
Kochanowskiego:
217
i:! .« Czego chcesz od nas, Panie, za Twe hojne dary?
Czego za dobrodziejstwa, którym nie masz miary?
(Pieśń XXV Ksiąg wtórych) ,
gdzie elipsa (nie ma drugi raz „chcesz") jest właśnie oczywista, czyli zeugma jest
figurą łagodną. Staje się figurą wyrazistą, gdy podporządkowanie jednemu czło
nowi wszystkich pozostałych odbywa się kosztem składni zgody albo składni rzą
du. W dalszym ciągu cytowanej Pieśni XXIV Ksiąg wtórych czytamy:
Mnie Niemiec i waleczny Hiszpan, mnie poznają,
Którzy głęboki strumień Tybrowy pijają.
W tej pieśni, naśladowanej, a właściwie przekładanej starannie z Horacego,
nie ma miejsca dla spontanicznych niezręczności, wybaczalnych w tekście mó
wionym. Zeugma jest tutaj celowa - elipsę nakazują względy wierszotwórcze
(musiałoby być: Mnie Niemiec pozna...), a ponadto zeugma sprzyja ulubio
nemu przez poetów i retorów szykowi antycypacyjnemu: zdanie zaczyna się
od przedmiotu, potem następują podmioty, jeszcze raz przedmiot i dopiero orze
czenie oddzielające podmioty od zdania pobocznego podrzędnie złożonego.
Gdy zeugma sprzęga za pomocą tego samego słowa dwa człony, do których
co prawda to słowo poprawnie się odnosi, ale użyte zostało podstępnie, ponieważ
jest właściwie homonimem kryjącym dwa znaczenia, wtedy figura nazywa się
syllepsis.
A więc na przykład: jeśli powiemy „podnosić ręce i głowę", to będzie to zeug
ma (łagodna), z elipsą zalecaną, ponieważ redakcja „podnosić ręce i podnosić gło
wę" grzeszyłaby pewnym nadmiarem, czyli redundancją. Jeśli natomiast ktoś po
wie: „podniosły się ręce i głosy", to zeugma zbliży się do syllepsy, ponieważ cza
sownik „podnosić" w stosunku do „ręce" lub „głowę" został użyty w zgodzie ze
znaczeniem podstawowym, natomiast wobec „głosy" występuje w znaczeniu nie
co metaforycznym. Co prawda metafora ta jest dobrze przyswojona i niemal nie
zauważalna - ale mimo wszystko „głos podniesiony" czy „głos wysoki" to kata
chrezy, ponieważ tylko z braku innego określenia, uznanego za właściwe, porów
nano potocznie określoną częstotliwość fal akustycznych i ich siłę do położenia
w określonym poziomie. Inaczej się podnosi ręce czy nogi, a nawet oczy, a ina
czej i w nieco innym sensie - głos. Syllepsa nie jest jednak błędem, albo raczej
jest błędem celowym i rodzajem gry słów: tu chodzi o zbliżenie dwu sensów, rzecz
bowiem w tym, że ręce i głosy podniosły się w podobnej sprawie, np. w proteście,
w prośbie lub z radości.
Syllepsa bardzo łatwo, ze względu na grę między gramatycznie poprawną a se
mantycznie niepoprawną zależnością, staje się domeną dowcipu, ponieważ albo
zrównuje i zbliża te człony, do których odnosi się człon rządzący, albo przez jaw
ną niekoherencję odniesienia zwraca uwagę na wieloznaczność tego członu ukry
tą, a teraz ujawnianą.
Na pytanie o warunki, jakie należy spełnić, by być przyjętym do pewnego
związku, odpowiadano, że trzeba wydać dwie książki lub dwu kolegów. W roku
218
1965 krążył po Polsce taki dowcip: Johnson skończył Harvard, Breżniew - Chrusz-
czowa, a Gomułka - sześćdziesiąt lat.
Można by w tym miejscu przywołać jeszcze raz Mickiewicza Zaloty, analizo
wane jako przykład antanaklasis, ponieważ figury wzajemnie się wspierają i anta-
naklasis korzysta z tych samych właściwości języka co syllepsa. Zresztą można
by dowcip zawarty u Mickiewicza przeredagować składniowo, tak że otrzymali
byśmy wyraźną syllepsę - coś w rodzaju zdania: „Bogatszy człowiek i uczciwszy,
który ma jedną duszę, niż ten który ma dusz pięćset". Bardzo wyraźną syllepsa
jest bon mot pewnego księdza-profesora, znanego z wolnomyślności, który zwykł
był mawiać: „Dwóch rzeczy nigdy nie odmawiam - wódki i brewiarza". ' -
Przechodzimy do trzeciej grupy figur - przez transmutacje albo inaczej per
ordinem,
czyli „co do porządku". Figury te powstają przez połączenie procederów
detrakcyjnych z adiekcyjnymi: coś, co zmieniło miejsce, zostało przecież zarazem
opuszczone (gdzie powinno się znajdować) i dodane (gdzie nie było oczekiwane).
W zakresie morfologicznym, a więc wewnątrz jednego słowa, typową figurą
per ordinem
jest wspomniana już (patrz rozdz. V) tmesis.
Znacznie częstszą i dlatego ważniejszą figurą jest hyperbaton, który jest szcze
gólną odmianą inwersji (szyku przestawnego) i polega na rozdzieleniu dwu wyra
zów (zazwyczaj współwystępujących) przez wstawienie między nie tego składni
ka zdania, który znalazł się nie na swoim miejscu. Najczęściej dochodzi w hyper-
batonie do rozłamania grupy nominalnej
18
, tzn. do odsunięcia przymiotnika od
rzeczownika, do którego się odnosi - i tak np. w najprostszym zdaniu „piękna
dziewczyna śpiewa" możemy przestawić orzeczenie i otrzymamy hyperbaton „pięk
na śpiewa dziewczyna".
Powody stosowania hyperbatonu mogą być różne - nieraz tę figurę dyktuje
potrzeba uwznioślenia stylu, oddalenia go od potocznej normy prozaicznej, nieraz
decydują tu względy wierszotwórcze, zwłaszcza rym, średniówka i tok sylaboto-
niczny, ale bywa też, że za hyperbatonem przemawiają potrzeby dobitności, ja
sności i akcentu logicznego, a nieraz reguły prozodii polskiej, które źle tolerują
oksytoniczny spadek zdania. Znawca polskiej składni Zenon Klemensiewicz pi
sał: „W składni istnieją normy, którymi zajmuje się składnia gramatyczna, i są
tych norm realizacje, które stanowią przedmiot składni stylistycznej"
19
.
Decyzje użycia hyperbatonu mogą być wyraźne, ale mogą też być tłumaczone
tylko celami ornamentacyjnymi lub instrumentacyjnymi.\oto jedna zwrotka ero
tyku Kniaźnina Do lutni, gdzie stosować hyperbatonu poeta wcale nie musiał:
Lutni ma złota, co miłym gwarem
Do mdłego zaciekasz ucha; (podkr. J. Z.)
18
Liczne analizy hyperbatonów Jana Kochanowskiego w artykule L. Pszczołowskiej O szyku
wyrazów w wierszu Kochanowskiego („Pamiętnik Literacki" 1980, z. 4).
19
Z. Klemensiewicz, Problematyka składniowej interpretacji stylu, „Pamiętnik Literacki" 1951,
s. 102.
219
Ty zmysły poisz słodkim nektarem,
Jedyna trosków potucha.
W w. 2. mogłoby być, bez psucia rytmu i rymu: „Zaciekasz do mdłego ucha",
a w w. 4: „Trosków jedyna potucha".
Hyperbaton nieraz wchodzi w związek z innymi figurami, jak ze wspomnianą
apozjopezą lub epifrazą (nieraz z hyperbatonem utożsamianą), gdzie w lekturze
szyk zdania wprowadza na chwilę w rozmyślny błąd, a w wykonaniu ustnym daje
możliwość dwuznaczności przez zawieszenie głosu:
Sędzia się zrazu sierdził, potem zaś obwinił
Wojnę, wojnie przypisał zło i zwierzęcoście
Ludzkie, nawet francuskie poturbował goście
Skargą i prośbą... ;
(J. Słowacki, Pan Tadeusz, fragm. III)
Bardziej kunsztowną figurą osiągniętą przez zmianę szyku, ale zmianę syme
tryczną, prowadzącą do antytezy, jest chiazm. Jego kształt przypomina grecką
literę X (czyli „ch"), co można zapisać w układzie krzyżowym:
a b
b a ,
przy czym identyczne symbole nie oznaczają dosłownie identycznych słów, lecz
słowa o podobnej funkcji gramatycznej lub semantycznej. Stanisław Kostka Po
tocki porównując Demostenesa z Cyceronem napisał, że „pierwszy jest silniej
szym, przyjemniejszym drugi"
20
, co jest chiazmem, jeśli liczebnik (w funkcji za
imka zresztą) oznaczymy a, i a
2
, natomiast cechy obu mówców przez 6, i b
r
Świetnym przykładem chiazmu, który samym układem wymusza niejako in
terpretację, jest fragment Zagłębia Dąbrowskiego Broniewskiego:
Węgiel dobywa Zagłębie,
Zagłębie dobywa śmierć.
gdzie zmienna b ma identyczne brzmienie i sens (jest nazwą miejscową), nato
miast pod zmienną a mamy dwa różne rzeczowniki w bierniku, w funkcji przed
miotu, przy czym kolejność składniowa jest odwrócona (1. przedmiot, orzeczenie,
podmiot i 2. podmiot, orzeczenie, przedmiot); rzeczowniki w pozycji a są różne,
ale mocą figury zostają zrównane: albo węgiel jest dobywany jak śmierć, albo
Zagłębie dobywając węgiel dobywa śmierć.
Chiazm ze względu na swą budowę, która linię a - b przeciwstawia linii b - a,
świetnie nadaje się na wszelakie sentencje
21
, a zwłaszcza na antymetabole (rodzaj
antytezy); ma także szerokie zastosowanie - od poezji poprzez polemikę po pro
pagandowy slogan:
20
S.K. Potocki, op. cit., cz. 1, t. 1, s. 83.
21
F.H. Mautner, Maksymy, sentencje, fragmenty, aforyzmy, przeł. M. Łukasiewicz, „Pamiętnik
Literacki" 1978, z. 4, s. 299 i n.
220
Śmierć chroni od miłości
A miłość od śmierci.
(Lechoń)
albo
Potępi nas świętoszek, rozpustnik wyśmieje
(Mickiewicz, sonet V) ,
czy w sonecie XIII, pełnym retoryczności, na zakończenie:
Bogu chwała, że taką zdarzył mi kochankę,
I kochance, że uczy chwalić Pana Boga.
Chiazm jest w zasadzie figurą formalną, którą definiujemy jako krzyżowy układ
dwu elementów - pod danym względem, najczęściej pod względem składniowym
- identycznych lub dostatecznie podobnych. Ale już z przywołanych przykładów
widać, że odwróceniu porządku tych elementów towarzyszy przeciwstawienie
znaczeń, skutkiem czego nawiązana zostaje paronomazyjna gra. Antyczna retory
ka nazywała taką figurę commutatio (AdHer 4, 28, 39) albo z grecka antimeta-
bolś,
zaliczając ją w zasadzie do figur myśli, ale wyodrębniając spośród nich jako
figurę semantyczną nastawioną na przedmiot sprawy (w odróżnieniu od figur
zwrotu do publiczności). Pewna niekonsekwencja w systematyce nie jest tu szcze
gólnie rażącym błędem (nic zresztą gorszego nie może spotkać retoryki jak nad
miernie schludny porządek). Antymetabola (lub komutacja, ale ten termin ma we
współczesnym językoznawstwie inne znaczenie) jest figurą nieraz utwierdzającą,
częściej jednak polemiczno-demaskatorską. Gdy powiemy, że poezja jest mówią
cym malarstwem, malarstwo zaś milczącą poezją („poema loąuens pictura, pictu
ra tacitum poema debet esse"; AdHer 4, 28, 39), to zbudujemy i chiazm
poema pictura
pictura poema ,
i antymetabolę wzmocnioną przeciwstawieniem „milczenia" i „mówienia",. Po
wtarzamy maksymę:l„Nie po to się żyje, aby jeść, lecz po to sieje, aby żyć"] ale
już nie pamiętamy, że jest to dokładny przekład antymetaboli, przytoczonej przez
Kwintyliana („Non, ut edam vivo; sed, ut vivam, edo"; IX, 3, 85). Zupełnie do-
rzeczną antymetabola jest slogan wywieszony w sklepie z alkoholem (inna rzecz,
czy we właściwym miejscu): „Kto myśli, ten nie pije - kto pije, ten nie myśli".
Komutacja jest w ogóle zręcznym chwytem polemicznym - i tak np. układ krzy
żowy
argument siła
siła argument
można zredagować na różne sposoby, rozwinięte w zdania: „Jesteśmy za siłą ar
gumentu, a przeciw argumentowi siły" czy: „Niech przemawia siła argumentu..."
etc. Marks polemizując z pracą Proudhona Filozofia nędzy nadał swej replice tytuł
Nędza filozofii.
f
. <;
221
Osobliwą figurą syntaktyczną jest hypallage (nieraz zwana enallage), której
zaklasyfikowanie jest dość trudne i sporne i która wiele kłopotów sprawia tłuma
czom. Wróćmy do cytowanego już przykładu. Kwintylian (VIII, 6,27) cytuje z Enei-
dy
Wergiliusza (5, 817) wyrażenie „spumantia frena", co można, a raczej trzeba
przełożyć jako „pieniące się uzdy", i dodaje, że uzda nie może się sama pienić^
może tylko być pokryta pianą pochodzącą z końskiego pyska. Tymczasem Kary-
łowski tak przekłada te wersy:
Kiedy tak ją pocieszył wśród niebiańskich zacisz,
W złoty zaprzęg zakłada zapienione srodze /
Rumaki dzikie - [...] ,
a więc w zgodzie ze zdrowym rozsądkiem usuwa figurę stosując czasownik w imie
słowie biernym i odnosząc go do koni, a nie do uzdy.
Hypallage (ściślej: hypallage adiectivi, czyli przymiotnika) polega na zakłó
ceniu zgody składniowo-logicznej przez przeniesienie słowa (najczęściej przy
miotnika) z jednego członu wypowiedzi na inny. Często hypallage rozpatruje się
jako rodzaj metonimii, ponieważ wraz z zamianą miejsca następuje zamiana (za
stępowanie) sensu. Hypallage dzieli się na 3 grupy: 1) h. przyczyny - skutku,
2) h. stosunku właściciela i własności, 3) h. stosunków czasowych.
Hypallagi są dość znamienną cechą stylu Wergiliusza, to z Eneidy pochodzą
najczęstsze przykłady. Typ 1 zilustrowaliśmy wyżej omówionym cytatem; typ 2
polega na przeniesieniu cechy wyrażonej przymiotnikiem z dopełniacza (nb. ge-
netivus possessoris)
na rzeczownik, np. „altae moenia Romae" (wysokiego Rzy
mu mury) zamiast „alta moenia Romae" (wysokie mury Rzymu
22
); przykładem
zaś typu 3 może być - „submersasąue obrue puppes" (pogrąż zatopione okręty)
zamiast „submergando" (przez zatopienie pogrąż...)
23
.
Przeniesienie atrybucji w cytowanych przykładach nie dotyczy wbrew nazwie
(hypallage adiectivi)
tylko przymiotnika, podobnie zresztą w przykładach, które
potrafimy znaleźć w poezji polskiej, a nawet w wyrażeniach skonwencjonalizo
wanych. Mówimy, że „las się skończył", a las się nie może kończyć, to my koń
czymy marsz przez las, ale ze względu na leksykalizację wyrażenia nie odczuwa
my tu żadnego naruszenia normy. Wydobywa hypallage dopiero taki wiersz
24
:
Mijał strumień. Trzcina wiała wiotka.
Las się kończył i zaczynał księżyc.
(K.K. Baczyński, Orfeusz w lesie)
Hypallage albo w ogóle nie zauważamy, albo odczuwamy ją jako wyszukaną
metaforę tudzież metonimie. „Dziś jest taki senny dzień" - jest wyrażeniem po
prawnym, choć to naszą senność jako skutek przenosimy na przyczynę - na pogo
dę tego dnia, która wywołuje senność.
22
Karyłowski tłumaczy poprawiając ten wers (I, 7) Wergiliusza: „wielki gród Romy" (Wergi-
liusz, Eneida, s. 3).
23
Op. cit., s. 6: „Pobite wichrem ich statki we fali" (I, 69).
i
24
Zob. na ten temat: Dobrzyńska, Metafora, s. 176. i
222
:: To wozy jadąc drogą mogą turkotać i dudnić, ale w wierszu jest inaczej:
'
!
A tam na wschód dudniły, turkotały drogi [...],
"' (W. Broniewski, Młodość)
co bynajmniej nie jest figurą ornamentacyjną, lecz wyrazem zwielokrotnionego
wyrażenia: tyle wozów dudniło i turkotało, iż dźwięki się zlewały i rzec by moż
na, że to wszystkie drogi wydawały ten hałas.
Złożoną hypallage spotykamy w przekładzie Brunona Jasieńskiego poematu
Majakowskiego Flet kręgosłupa:
Pójdę na place
i runę na wznak,
i głowę wyścielę kamiennym Newskim!
Komplikacja polega tu na tym, że hypallage przekształca nie normę językową,
ale konstrukcję pierwotnie metaforyczną - już byłby to trop, gdyby poeta (tu:
tłumacz) napisał hiperbolicznie: „Newski kamienny wyścielę swą głową", co by
odwoływało się do obrazu pokrywania uderzeniami głowy całej ulicy; ale tu jest
na odwrót - to w akcie bólu i rozpaczy bohater głowę owinie (wyścielę) kamie
niami Prospektu, w który tłuc będzie. Nb. w oryginale jest oparta na neologizmie
śmiała metafora, ale nie ma hypallagi: „[...] i gołowu wymozżu kamiennym Nie-
wskim!" (i głowę „wymóżdżę" kamiennym Newskim).
Ale poszukajmy przykładu prostszego, tak prostego, że pozostaje niemal nie
zauważony:
[...] Drudzy, co podali
Żagle wiatrom, na ślepe skały powpadali [...].
(J. Kochanowski, Tren XIX, w. 86)
Hypallage polega tu na tym, że ślepota tych, co zaufali wiatrom i poniechali
sterowania, przypisana została skałom.
Porządek taksonomiczny figur słów jest nieco chwiejny - i na szczęście, bo
w przeciwnym razie nie miałyby one żadnej referencjalnej skuteczności i pozo
stałyby formalistyczną ornamentacją. Figury te z jednej strony nawiązują do tro
pów sensu stricto, jak właśnie hypallage, którą tu rozpatrujemy ze względów po
rządkowych, bo jest konstruktem in verbis coniunctis i polega na przemieszcze
niu elementów, z drugiej zaś leżą na pograniczu figur myśli, takich jak np. prolepsis
i hysteron-proteron, którymi teraz na zakończenie tego rozdziału i jako zapowiedź
rozdziału następnego wypadnie się zająć.
Prolepsis (po gr. dosł. „przeczucie") polega na uprzedzeniu w miejscu wcze
śniejszym zdarzenia późniejszego; łacińscy retorzy raczej nie używali tego termi
nu lub przywoływali go w greckim brzmieniu i alfabecie; po łacinie mówili czę
ściej anticipatio i wiązali z figurą blisko pokrewną, jaką jest hysterologia albo
inaczej hysteron-proteron, polegająca na porzuceniu relacji w porządku natural
nym i wcześniejszym poinformowaniu (wcześniejszym przedstawieniu) o zdarze
niu późniejszym.
Różnica między prolepsis vel hysteron-proteron jako figurą słów i jako figurą
myśli nie jest wyraźna. Odróżnia się zwykle trzy znaczenia prolepsis: gramatyczne,
223
argumentacyjne (nieraz zwane retorycznym) i poetycko-narracyjne. W sensie gra
matycznym prolepsis polega na tym, że rzeczownik, który ma być podmiotem zda
nia podrzędnego, znajduje się w zdaniu nadrzędnym. Jest to konstrukcja częsta w ła
cinie dzięki możliwości użycia accusativus cum infinitivo, rzadka natomiast i trudna
w języku polskim, spotykana od czasu do czasu jako stylizacja - np.:
Bo wiem Witołda, że z wojskami stoi
(A. Mickiewicz, Grażyna, w. 244) ,
co znaczy: „Wiem, że Witołd z wojskami stoi".
W sensie argumentacyjnym figura ta jest po prostu uprzedzeniem spodziewa
nego zarzutu; najciekawsza jest jednak jej wersja poetycko-narracyjna, nb. przez
Arystotelesa analizowana nie w Retoryce czy Poetyce, lecz w Kategoriach (XII;
14a 26), gdzie w związku z problemem przejścia od potencjalności do aktu roz
różnione zostały odmienne znaczenia wyrazu „wcześniejszy". Można by więc o tej
figurze rozprawiać w związku z teorią dyspozycji, a zwłaszcza z problematyką
stosunku ordo naturalis do ordo artificialis.
Naruszenie logicznej kolejności zdarzeń może być zwykłym, choć niepozba-
wionym uroku błędem albo też projekcją czasu narratora w czas opowiadanej fa
buły. Przykładem takiego błędu mogłaby być zwrotka pieśni, cytowanej m.in. przez
Orzeszkową w Nad Niemnem, z całą pewnością obca jakiejkolwiek intencji reto
rycznej :
A gdy pomrzemy, a gdy pomrzemy,
Każemy sobie
Złote litery, złote litery
Wyryć na grobie.
Hysteron-proteron jako figura narracyjna występuje wszędzie tam, gdzie mię
dzy czasem fabuły a czasem narracji pojawia się niezgodność - o przykłady i ła
two, bo właściwie prawie nie ma tekstów fabularnych, które by"f>rzestrzegały skru
pulatnie kolejności zdarzeń w narracji, i trudno, bo trzeba by opisywać lub stresz
czać skomplikowane opowieści.
Przykładem argumentacyjnego, a w tym wypadku polemicznego użycia figu
ry może być dwuwiersz z Kwiatów polskich:
Już znakomici katolicy,
Tylko że jeszcze nie chrześcijanie
[•••]
który nie tyle narusza porządek, ile naruszenie takie ośmiesza - porządek zaś po
winien polegać na rozumieniu chrześcijaństwa jako kategorii nadrzędnej wobec
katolicyzmu; sarkazm polemisty przekształca stosunek nadrzędności-podrzędno-
ści w relacje czasowe. J\,
Ale wraz z tym przykładem przechodzimy już właściwie do figur myśli, które
nigdy nie są całkowicie niezależne od systemu językowego, gdy zaś stają się
względnie autonomiczne, wiążą się z teorią argumentacji.