Jerzy Ziomek Retoryka IX Figury slow

background image

u. 'i i • „w*

1

-

; Rozdział VII

TROPY

Rozważania nad tropami zacząć wypada od metafory, metonimii i synekdo-

chy, dlatego że są to tropy najczęściej spotykane, i dlatego, że ich definicja tudzież

wzajemny stosunek jest ciągle przedmiotem sporu i dyskusji.

Już u Arystotelesa rzecz ta nie została jasno wyłożona. Poruszył on ją dwu­

krotnie - i w Poetyce, i w Retoryce.

W Retoryce (III, 3-4; 1406a-1407a) zaczyna Arystoteles od wytykania błę­

dów stylistycznych, w tym także chybionych metafor. Rozdzielając styl właści­

wy prozie i poezji przestrzega przed mieszaniem dwu konwencji - w poezji np.

uchodzi wyrażenie „białe mleko" (ten epitet został użyty w Iliadzie'), w prozie

natomiast nie jest stosowne, zapewne dlatego, że jako epitet tautologiczny jest

tylko zbyteczną ozdobą. Wytyka Stagiryta Gorgiaszowi metafory nieoczekiwa­

ne, zbyt teatralne i uroczyste, jak np. „okrywając się hańbą to siałeś i nędzny

zebrałeś też plon" (ArRh III, 3, 1406b); następnie przechodzi do porównania,

o którym pisze, że jest też metaforą, tyle że opatrzoną spójnikiem Jak" (III, 4;

1406b, 20-25).

Teoria metafory jako skróconego porównania ma wielu przeciwników, któ­

rych argument sprowadza się na ogół do skądinąd słusznego stwierdzenia, że nie

każde porównanie da się przekształcić w metaforę

2

. Istotnie - jeśli powiemy, że

Karol jest wyższy niż Piotr, to z tego porównania nie da się wyprowadzić żadnej

metafory; podobnie z wyrażeniami typu: „on jest tak silny jak jego ojciec". Tylko

że te argumenty są chybione. Aby uniknąć nieporozumień, musimy nie tylko po­

wtórzyć formułę Kwintyliana („metaphora brevior est similitudo"; VIII, 6,8), gdzie
similitudo

może znaczyć także podobieństwo, ale przypomnieć przykład metafo-

ry-porównania, który w rozważaniach Stagiryty i jego rzymskiego kontynuatora

miał charakter modelowy.

Arystoteles pisze, że porównaniem jest wyrażenie odnoszące się do Achillesa

„runął jak lew", ale metaforą „runął lew" (ArRh III, 4; 1406b), gdzie „lew" jest

podmiotem zdania w miejsce „Achilles". Różnica sprowadza się nie tylko do bra­

ku spójnika ,jak": jeśli powiemy o kimkolwiek, o jakimś Janie, „a to osioł", to

wyrażenie to będzie się odwoływać do ukrytego i w tym momencie nie wyartyku­

łowanego porównania: „Jan jest głupi jak osioł". Związek porównania z metaforą

1

Trzy stylistyki greckie. Arystoteles. Demetriusz. Dionizjusz, przel. i oprać. W. Madyda, Wro­

cław 1953, BN II 75, s. 16.

2

A. Vigh, Porównanie i podobieństwo, przeł. M. Tomicka, „Pamiętnik Literacki" 1986, z. 4.

background image

158

na tym polega, że porównanie częściej i wyraźniej ujawni&jjwoję motywacje.
Można by to tak zapisać:

X jest jak Y pod względem Y,,

gdzie Y jest jedną z cech Y, tą mianowicie, którą chcemy przypisać X i która jest

motywacją wyrażenia X jak Y, nieraz zwaną tertium comparationis. Możemy

wprawdzie czasem motywację tę opuścić, zwłaszcza w porównaniach tak utar­

tych jak to o ośle, ale możemy też wypowiedzieć bez szkody dla konstrukcji. Tym­

czasem w metaforze z motywacji z zasady rezygnujemy. Mówimy więc „Achilles

jest jak lew (dzielny)", gdzie stwierdzenie dzielności jest fakultatywne - i to jest

zasada porównania; i mówimy „Achilles jest lwem", ale nie powinniśmy doda­

wać, że mówimy o nim tak dlatego, że jest dzielny - i to jest zasada metafory,

która źle znosi ujawnianie motywacji, podobnie jak dowcip nie lubi niszczącego

komentarza. Najprościej zatem zapisujemy metaforę w ten sposób:

XjestY,

natomiast uzasadnienie mówiące, że chodzi nam o jedną z cech Y, a mianowicie

o Y,, zostawiamy w domyśle.

Tak ująwszy kwestię unikniemy nieporozumień, które tezie o metaforze jako

skróconym porównaniu towarzyszą od lat - prawdopodobnie dlatego, że zdanie

o krótkości jako o cnocie metafory (virtus brevitas; CicDeorat III, 39,158), wielo­

krotnie zresztą powtarzane, zrozumiano jako zdanie o pochodzeniu metafory z po­

równania. Tymczasem przeciwnie, rozróżniwszy porównania zwykłe i metaforycz­

ne, powiemy, że to raczej porównanie należy wyprowadzić z metafory jako jej

postać rozwiniętą. Arystoteles (ArRh III 4; 1407a) przytacza zaczerpnięte z Rze­
czypospolitej

Platona (IV 488A) porównanie ludu ateńskiego do kapitana okrętu:

Jest silny, lecz głuchy". Jest to przykład znamienny - motywacja porównania

może się bowiem znaleźć po obu stronach konstrukcji, to znaczy można powie­

dzieć: „lud ateński jest silny i głuchy jak ów kapitan" i „lud ateński jest jak ów

kapitan - silny i głuchy" i oba kształty są poprawne, co nie znaczy, że nie ma

różnicy między tym, co ma być porównane (comparandum), i tym, do czego po­

równujemy {comparans). Porównujemy zawsze coś mniej lub gorzej znanego do

bardziej i lepiej znanego, przy czym „lepiej znane" znaczy często tyle, co bardziej

stereotypowe, prostsze, należące do repertuaru znaków kulturowych. W tym sen­

sie więcej wiemy o lwie niż o Achillesie, więcej o ośle niż o danym Janie. Dlatego

też przykład z Platona o Ateńczykach i kapitanie okrętu nie jest dziś jasny - czy

chodzi o pewnego kapitana okrętu jako postać powszechnie znaną, czy o kapitana

w ogóle, który jest i powinien być silny i zdecydowany, co znaczy, że nieczuły

(głuchy) na rady i perswazje? Upływ czasu może naruszyć regułę „bardziej zna­

nego", czego dowodem pochodzące z tego samego rozdziału Retoryki porówna­

nie Archidamosa do pewnego Euksenosa, dziś całkiem niejasne.

Owo tertium comparationis jest w porównaniu jako w tropie zapewne czymś

więcej niż tylko uzasadnieniem podobieństwa. Ten trzeci element zachowuje często

background image

159

pewną autonomię estetyczną, zostaje rozwinięty i skupia na sobie uwagę. Ponieważ

porównanie kobiety do róży jest znanym banałem, ten przykład będzie wygodny:

Kordian w scenie IV aktu III Kordiana mówi o Polkach: *

[...] Kobiety dokoła

Rozkwitłe, świeże, wonne jak Saronu róże,
Na rosyjskich ramionach opierają czoła.

Tertium comparationis

wiąże obydwa człony porównania, tak że ważne jest

to, iż kobietę porównuje się do róży, a nie na odwrót, i ważne również, że porów­

nuje się pod jakimś względem i że wzgląd ten - jak zwykle - w porównaniu został

dokładnie określony. Prawo sformułowania przyczyny porównania bywa nieraz

okazją do dowcipu:

- Kobiety są jak róże!
- Takie piękne? [delikatne? wonne? etc]
- Nie, też mają kolce.

Nazwijmy owo tertium comparationis: to motywowanie podobieństwa mo­

dulatorem. Odnajdziemy go także w metaforze bez względu na to, czy stosunki

wzajemne między przenośnią a porównaniem są oczywiste, czy gramatycznie

złożone. Gramatyczność jest tu o tyle kwestią ważną, że najłatwiej przekształcić

porównanie w metaforę mianownikową typu „... to lew", „x jest różą", nato­

miast metafory dopełniaczowe, skądinąd częste, typu „morze głów", wymagają

pośrednich zabiegów transformujących. Np. „suchego przestwór oceanu" da się

przepisać w porównanie, ale najpierw trzeba rozwiązać peryfrazę „suchy prze­

stwór" (= „step"), potem „step oceanu" przepisać, zgodnie z formą bardziej po­

spolitą w metaforach dopełniaczowych, jako „ocean stepu" (a nie „step oceanu"),

a następnie wrócić do formy „step to ocean" i „step jak ocean".

Drugim problemem, z którym trzeba się uporać, problemem jednak bardziej

złożonym i bardziej spornym, jest Arystotelesowska systematyka metafor. W Po­
etyce,

ale w związku z Retoryką, bo w rozdz. XXI, po omówieniu części wyrazu,

mowy i zdania, zatrzymawszy się na chwilę przy rodzajach „imion", przy imio­

nach „pojedynczych i złożonych", przechodzi Stagiryta do omówienia czterech

odmian metafor:

Metafora jest to przeniesienie nazwy jednej rzeczy na inną: z rodzaju na gatunek, z gatunku na

rodzaj, z jednego gatunku na inny lub też przeniesienie nazwy z jakiejś rzeczy na inną na zasadzie
analogii.

Przeniesienie nazwy rodzajowej na gatunek ma miejsce, gdy mówi się np. „tutaj stoi mój okręt".

„Stać na kotwicy" wchodzi bowiem w zakres pojęcia rodzajowego „stać". Przeniesienie nazwy z ga­
tunku na rodzaj: zaiste Odys dokonał tysięcznych czynów wspaniałych". „Tysięcznych" znaczy tu
„wielu" i zostało użyte przez poetę właśnie zamiast „wielu".

Przeniesienie nazwy z jednego gatunku na inny ma zaś miejsce w takich np. sformułowaniach:

„spiżem wyczerpał mu życie" i „przeciął spiżem hartownym wodę". W pierwszym przypadku po­
wiedziano bowiem „czerpać" zamiast „ciąć", w drugim - zamiast „czerpać" - „ciąć", bo obydwa
słowa wchodzą w zakres pojęcia - „odejmować" (ArPoet XXI, 1457b).

Łatwo dostrzec, że Arystoteles pod mianem metafory omawia tu zarówno

metafory właściwej jak metonimie z synekdochami. Jeśli bowiem rodzaj i gatu-

background image

160

nek (w oryginale: genos i eidos) rozumieć jako nazwy zbiorów wzajemnie upodrzęd-

nionych, to znaczy, jeśli rodzaj ma zakres większy niż gatunek, a gatunek jest

częścią rodzaju, to dwie pierwsze grupy należy traktować jako synekdochy.

Trzecia odmiana polegająca na przeniesieniu z gatunku na gatunek ze wzglę­

du na brak stosunku podrzędności i nadrzędności mieści wszystko to, co dzisiaj

chcielibyśmy nazwać metaforąw szerokim sensie. Należy domniemywać, że dwu­

krotne powtórzenie słowa „gatunek" nie rozstrzyga niczego w kwestii systema­

tycznej hierarchii, lecz mówi o dwu dziedzinach, z których jedna niejako użycza

znaczenia drugiej. Bez odwołania do doskonałej znajomości oryginału trudno tę

metaforę interpretować, ale przecież wiemy o co chodzi: o śmierci jako o zakoń­

czeniu, dobiegnięciu do kresu i wyczerpaniu sił życia mówi metafora sięgając do

pola znaczeniowego naczynia i jego zawartości: wylać (np. wodę) z naczynia to

tak jakby otworem rany wylać z człowieka życie.

Cała antyczna i potem cała klasycystyczna stylistyka marzyły o systematy­

ce metafor. I Kwintylian, i Izydor z Sewilli, a w wieleset lat później Fontanier

(por. niżej, s. 173-175) podejmowali próby porządkowania owych gatunków.

Kwintylian (VIII, 6, 9) twierdził, że są cztery rodzaje metafor - a pomysł ten

powtarzali następcy - mianowicie: 1) przeniesienie z dziedziny żywotnych na

dziedzinę żywotnych, 2) z nieżywotnych na żywotne, 3) z żywotnych na nieży­

wotne i 4) z nieżywotnych na nieżywotne. Niewiele taki podział daje, trzeba by

bowiem dzielić dalej na ludzkie i zwierzęce, naturalne i sztuczne, jednostkowe

(indywidualne) i zbiorowe, a może i na męskie, i żeńskie. Skończyć taki den-

dryt trudno, natomiast nietrudno zauważyć, że wyliczone klasy musiałyby się

krzyżować (choćby męskie i żeńskie oraz ludzkie i zwierzęce).

Odnotowawszy więc te usiłowania klasyfikacyjne jako daremne, przejdźmy

do czwartej grupy metafor Arystotelesa, która jest nie tyle klasą w zbiorze, ile

interesującym konceptem, cenionym bardzo w ciągu wieków. Metafora tzw. na

podstawie proporcji powstaje, „gdy druga nazwa pozostaje w takim samym sto­

sunku do pierwszej, jak czwarta do trzeciej i gdy zamiast drugiej można posłużyć

się czwartą lub zamiast czwartej drugą" (ArPoet XXI, 1457b). Prościej wyjaśnia

to przykład: czara jest atrybutem Dionizosa, tarcza zaś Aresa. Między postaciami

i atrybutami zachodzi stosunek analogii i proporcji, tak że czarę można nazwać

tarczą Dionizosa, a tarczę - czarą Aresa. Podobnie postępujemy, gdy starość na­

zywamy wieczorem życia oraz wieczór starością dnia.

Oba przykłady możemy zapisać w postaci równania:

czara : Dionizos = tarcza : Ares

wieczór : dzień = starość : życie

Oczywiście można te równania układać i w inne pary, ponieważ tym sposo­

bem czara ma się do tarczy tak jak Dionizos do Aresa oraz wieczór ma się do

starości tak jak dzień do życia. To równanie może uchodzić za wytworne i dow­

cipne, nie jest jednakże, jak chcą niektórzy badacze

3

, modelem generowania metafo-

3

Ch. Perelman, L'empire rhetoriąue, Paris 1977, s. 128. Por. też A. Henry, Metonymie et

metaphore, Paris 1971, s. 89.

background image

161

ry w ogóle. Nie było przypadkiem, że Stagiryta wydzielił i oddzielił te metafory

od synekdoch i metafor właściwych. Nie mamy dla nich osobnej nazwy, ale do­

brze wyczuwamy ich odrębność - ich mechanizm działa przy produkowaniu wy­

rażeń nieco żartobliwych i komplementujących typu „Warszawa - Paryż Wscho­

du", „Bydgoszcz - polska Wenecja", a nawet „wilk morski", co jest skrótem wy­

rażenia wyjściowego „marynarze na morzu jak wilki na lądzie". >

Nie można jednak na odwrót nazwać wilków marynarzami lądu, Paryża -

Warszawą Zachodu, a tym bardziej Wenecji - Bydgoszczą Południa.

A nie można dlatego, że Warszawa i Bydgoszcz biorą od Paryża i Wenecji

pewną niezwerbalizowaną cechę wytworności, marynarze od wilków cechę sa­

motności i dzikości, ale nie na odwrót, podczas gdy Dionizos i Ares wzajemnie

użyczają sobie tej samej cechy czary i tarczy, jaką jest po prostu atrybut. W meta­

forze o starości i wieczorze mamy też pewien wspólny mianownik, a nawet dwa -

czas w danym długim (życie) lub krótkim (dzień) trwaniu; zwróćmy jednak uwa­

gę, że o ile wyrażenie „wieczór życia" jest jakoś ładne, o tyle odwrócona metafora

„starość dnia" może być niezręczna, a w każdym razie niecałkiem paralelna do

„wieczoru życia". Prawdopodobnie jest tak dlatego, że starość jest określeniem

zawierającym więcej ujemnych i smutnych konotacji. Piszemy „prawdopodob­

nie", ponieważ z dużą pewnością możemy na ten temat orzekać w zasięgu dobrze

znanego języka - tak zatem jest po polsku, ale jak po grecku? Zresztą i po polsku,

gdy zamiast „stary" powiemy „sędziwy", uzyskamy pewną powagę. Natomiast

mówiąc o Aresie i Dionizosie, czy to po grecku, czy po polsku, jesteśmy związani

nie tyle znaczeniem językowym, ile kulturowym sensem atrybutu

4

.

Komentarz do Arystotelesa prowadzi nas do dwu kapitalnych kwestii tropu,

a mianowicie: 1) składników metafory i 2) stosunku metafory do metonimii (wraz

z synekdochą).

Jeśli twierdzimy, że metaforą orzekamy coś o czymś, to niezależnie od tego,

jak te dwie części składowe nazwiemy, deklarujemy się po stronie określonej

teorii metafory. Teoria ta da się sprowadzić w skrócie do przekonania, że prze­

nośnie potrzebne są i powstają wówczas, gdy dla spostrzeżonego zjawiska nie

mamy nazwy właściwej lub gdy nazwa właściwa z określonych powodów nie

wystarcza. Język naturalny jest z istoty swej ograniczony w możliwościach sy-

nonimicznych i możliwościach różnicowania wizji i doświadczania świata. Je­

śli można utrzymać w mocy pojęcie „słowa właściwego" (yerbumproprium), to

powiemy, że wyrażenie metaforyczne albo wypełnia lukę w leksykonie, w któ­

rym właśnie nie było „słowa właściwego" (wtedy nazywa się katachrezą, o któ­

rej patrz niżej, s. 166-171), albo wytwarza nowe sensy nie naruszając leksyko­

nu, ale dokonując w nim nowych połączeń kombinatorycznych.

Taką teorię metafory nazywa się teorią substytucyjną: substytucją jest bo­

wiem zastąpienie wyrażenia właściwego wyrażeniem metaforycznym i „wypo­

życzenie" słowa.

4

Nie ma chyba racji Podbielski, gdy pisze, że „Arystoteles pojęcie metafory opiera na bazie

językowej i traktuje je z językoznawczego punktu widzenia" (Arystoteles, Poetyka, s. 66, przyp. 8).

background image

162

Konkurencyjną wobec tej teorii jest teoria interakcyjna metafory, która spro­

wadza się do przekonania, że tworząc przenośnie i używając ich wyrażamy jedno­

cześnie dwie myśli o różnych rzeczach, „działające razem i oparte na jednym sło­

wie lub zdaniu"

5

, tak że znaczenie tego słowa lub zdania jest nowym znaczeniem,

wywołanym przez interakcję.

Teoria interakcyjna najostrzej w wieku XX została sformułowana przez

I.A. Richardsa

6

w duchu antyretorycznym. Ale antyretoryzm w stylistyce trwa

już trzy stulecia - jego najwybitniejszym przedstawicielem, a nawet więcej, bo

twórcą kierunku, był Giambattista Vico (1668-1744), którego Scienza nuova

(1725)

7

to dzieło przełomowe. Vico ustalił opozycję między językiem poetyc­

kim jako językiem obrazowym i ekspresywnym a językiem filozoficznym -

wytworem abstrakcyjnego myślenia. Język poetycki w tym sensie to nie język

poezji, lecz „w ogóle aktywność językowa człowieka pierwotnego, tj. człowie­

ka odznaczającego się silnym uczuciem i potężną wyobraźnią oraz brakiem wy­

kształconej zdolności abstrakcyjnego myślenia. Ekspresją takiego człowieka staje

się w pierwszym rzędzie antropomorfizująca metafora. Antropomorfizująca -

ponieważ doświadczający świata nie jest w stanie jeszcze odróżnić siebie od

świata"

8

.

Opozycja: język poetycki (czy ściślej mówiąc: pierwotnie metaforyczny) i ję­

zyk abstrakcyjny w ten sposób doprowadziła do swoistego antyarystotelizmu,

tak że wszelka wypracowana czy wyteoretyzowana ozdobność języka, a więc

niespontaniczna metaforyczność, uznana została za czczą retorykę. Stąd zresztą

wzięła się generalnie zła opinia retoryki u opozycjonistów klasycyzmu. Klasy­

cyzm traktował metaforę jako „wyjątek" od zwykłego sposobu mówienia, wy­

jątkiem bowiem jest użycie (celowe zresztą) „niewłaściwego" słowa; dla ro­

mantyzmu zaś, który w tym względzie nawiązywał do Vica, mówienie metafo­

ryczne jest lub powinno być regułą

9

, poeta bowiem - poeta natchniony, a nie

poeta nauczony - posiadł ową nieskażoną przepisami zdolność dotarcia do pier­

wotnej tajemnicy bytu.

Nie wystarczy jednak zdać sprawę z różnicy zdań, wypada też zająć stanowi­

sko w tym sporze. Trudno wprawdzie przecenić znaczenie Vica dla historii estety­

ki, zwłaszcza sztuki słowa, ale trzeba stwierdzić, że nigdy nie została (bo nie mo­

gła zostać) udowodniona hipoteza wyłożona w Scienza nuova. Wprawdzie często

hipotezy fałszywe odgrywały niebagatelną rolę w rozwoju nauki (nauki nawet,

a nie sztuki), ale mimo to wydaje się, iż należy szukać rozsądnego kompromisu

między substytutywizmem a interakcjonizmem w rozumieniu metafory.

Najmądrzejszy z polskich teoretyków retoryki, a tym samym i stylistyki, wspo­

minany już Stanisław Kostka Potocki, który nie chciał przejść obojętnie wobec

5

Mayenowa, Poetyka teoretyczna..., s. 233.

6

I.A. Richards, The Philosophy of Rhetoric, New York 1936.

7

G.B. Vico, Nauka nowa, przeł. J. Jakubowicz, oprać. S. Krzemień-Ojak, Warszawa 1966.

8

Mayenowa, op. cit., s. 54.

9

Tz. Todorov, Synekdochy, przeł. G. Borkowska, „Pamiętnik Literacki" 1986, z. 4, s. 239.

background image

163

wczesnoromantycznych nawiązań do Vica, Rousseau czy Herdera, pisał w tomie I

swego dzieła:

Mniemać należy, iż pierwiastkowych wieków mowa, jak dzisiaj hord dzikich, była metaforycz­

ną i popędliwąj bo języki z małej liczby słów złożone nosiły cechę charakteru grubych i nowych, że
tak powiem, ludzi, prawie zawsze miotanych gwałtownymi namiętnościami, częstym uderzonych
zdziwieniem, jakie na nich sprawiały prawie wszystkie niezwykłe dla nich zdarzenia

10

.

Potocki jest mistrzem adaptacji - nie odrzuca nowych koncepcji w wiedzy

0 języku, nie lekceważy ich, ale nie schodzi z dobrze wytyczonego szlaku. Wraca

jeszcze do tego problemu w tomie III:

Badacze powierzchowni mogliby mniemać, że sposoby wyobrażenia, które figurami nazywamy,

są późniejszym wynalazkiem postępu języków, który winniśmy retorom i mówcom. Lecz byłoby to
wielkim błędem: nigdy bowiem ludzie nie używali w mowie takiej obfitości figur jak w starożytnej
epoce, w której im zbywało na słowach do wystawienia pomysłów swoich. Bo najprzód w braku imion
właściwych rzeczom musieli używać jednego do wyobrażenia kilku przedmiotów; stąd wynikały

przyrównania, przenośnie, przystosowania i wszystkie postacie, co składają mowę figuryczną".

Tu ustępstwo na rzecz postwikańskich teorii jest jakby wyraźniejsze, ale zara­

zem obrona tego, co w przybliżeniu można nazwać substytutywizmem, lepiej uza­

sadniona. Przyznaje Potocki, że figury, a w tym sensie także tropy jako figur odmia­

na, nie są wymysłem retorów (i poetów - trzeba by dodać), lecz objawem i skutkiem

spontanicznej działalności człowieka. Ale ta akceptacja pomysłu o „starożytnej epo­

ce, której [jakoby] zbywało na słowach", wzmacnia przekornie tezę, wedle której

wszelka figuratywność w języku jest wyrazem potrzeby mówiących, ich niezbęd­

nej aktywności i wynalazczości: ograniczony zasób leksykonu i gramatyki które­

gokolwiek z języków naturalnych zmusza zawsze do działań kombinatorycznych.

Cóż z tego, że Potocki nie używa tego terminu, skoro o to mu właśnie chodzi.

Jedno wszakże nie zostało tu, bo nie mogło być, dopowiedziane: czy figura

(trop) po prostu nazywa coś, co jest rzeczą (w najpospolitszym znaczeniu), czy też

mocą dokonanych zabiegów kombinatorycznych wyraża nową myśl. Rozróżnia

się - i słusznie - metafory zleksykalizowane, potoczne, wchłonięte przez język

ogólny od metafor jednorazowych, nieraz zwanych metaforami aktualnymi

l2

, chyba

niezbyt fortunnie - istotą bowiem ich jest to, że są autorskie, powołane na użytek

jednego utworu; a to, że nieraz zapamiętane, dzięki swej trafności, jako cytaty

wchodzą w obieg, to inna sprawa. W literaturze fachowej na temat metafory naj­

częściej analizuje się metafory zleksykalizowane - są łatwiejsze i lepiej poddają

się modelowaniu, ale mają tę wadę, że nie dają wyobrażenia o wielostronnych
1 wieloczynnościowych mechanizmach przekształcania ograniczonego zasobu ję­

zyka w nieograniczone innowacje.

Spór między teorią substytucyjną a interakcyjną nie musi być sporem trwa­

łym. Ale pogodzenie tych teorii wymaga uprzedniego usunięcia pewnych niepo­

rozumień.

10

S.K. Potocki, O wymowie i stylu, cz. 1, t. 1, Warszawa 1815, s. 32.

11

Op. cit., t. 3, s. 197.

12

A. Bogusławski, O metaforze, „Pamiętnik Literacki" 1971, z. 4.

background image

164

Tzvetan Todorov tak refenije poglądy Arystotelesa: „Obok «klasycznej» teo­

rii metafory jako wyjątku i teorii «romantycznej», gdzie metafora stanowi regułę,

istnieje jeszcze trzecia, którą nazwać by można «formalną»; trzymając się prze­

kroju synchronicznego usiłuje ona opisać zjawisko językowe samo w sobie. Teo­

rię tę zaprezentował już Arystoteles w postaci, prawdę mówiąc, niefortunnej, nie

tylko z powodu wiary w istnienie znaczenia właściwego, lecz także z powodu prze­

konania, że nowe znaczenie zastępuje [podkr. 7z. T.] stare. I.A. Richards pierw­

szy zauważył, że mamy do czynienia raczej z interakcją niż z substytucją. Znacze­

nie podstawowe nie znika (w przeciwnym razie nie byłoby metafory), ono scho­

dzi na drugi plan, ustępując miejsca znaczeniu metaforycznemu"

l3

.

Jeśliby już Arystotelesa gdzieś wyraźnie zaklasyfikować, to raczej do nurtu

„klasycystycznego", w każdym razie nie daje on początku żadnej teorii „formal­

nej". Ale to mniej ważne. Istotne jest to, czy w koncepcji Stagiryty znaczenie nowe

zastępuje stare, czy też tylko stare znaczenie „schodzi na drugi plan, ustępując

miejsca znaczeniu metaforycznemu". Przykłady podawane we wcześniej cytowa­

nym fragmencie Poetyki (1457b) dowodzą, że Arystotelesowi wręcz zależało na

tym, aby metaforę rozumieć jako przytłumienie pierwotnego znaczenia, które do­

chodzi jednak do głosu. Jako przykład metafory (tej najwłaściwszej - dodajmy -

a więc nie z pogranicza metonimii i synekdochy) z jednego gatunku na inny gatu­

nek nieprzypadkowo przytacza dwie uzupełniające się przenośnie: „spiżem wy­

czerpał mu życie", co zastępuje: spiżem zadał cios, przeciął (ciało), zabił; i para-

lelnie: „przeciął spiżem hartownym (wodę)" zamiast: opróżnił naczynie. Jeśli Ary­

stoteles, lakoniczny z zasady i nierozrzutny w przykładach, pisze, że w pierwszym

wypadku „czerpać" użyte zostało zamiast „ciąć", a w drugim na odwrót: „ciąć"

zamiast „czerpać", „bo obydwa słowa wchodzą w zakres pojęcia odejmować"

M

,

to znaczy, że chciał pokazać, jak znaczenie pominięte czy - inaczej mówiąc -

zastąpione pozostaje czynne pod wierzchem tekstu. W tym sensie zawsze mamy

do czynienia z interakcją, tyle że różny jest stopień aktywności każdego z dwu (co

najmniej) składników metafory.

Najsłabsza jest ta aktywność w metaforach in absentia i w katachrezach ino-

piae causa.

Wbrew hierarchii ważności, ale w zgodzie ze stopniem utrudnienia zacznie­

my od tych dwu odmian metafor, by przejść do pozytywnych propozycji termino­

logicznych i taksonomicznych.

Metafory w ogóle dzielimy na metafory in absentia i in praesentia. Różnica

polega na tym, że w metaforze in absentia nieobecny jest ten składnik, o którym

się orzeka, że jest tym a tym, czy takim a takim. Metafory przybierają różny kształt

gramatyczny - najczęściej spotykamy metafory dopełniaczowe typu „gwiazdy

oczu", ale dla ułatwienia posłużmy się prostym predykatem typu: „Richelieu to

13

Todorov, Synekdochy, s. 239.

14

Metafora ta pochodzi z poematu Empedoklesa (ok. 495-435 p.n.e.) pt. Katharmoi (Oczysz­

czenia), frg. 138. Podbielski (op. cił., s. 65) pisze „«przeciąć żyły» - byłoby sformułowaniem kon­
kretnym".

background image

165

lis". Orzekamy o tym mężu stanu, że był jak lis czy że był podobny do lisa, to

znaczy był podstępny, sprytny, chytry, przebiegły. Możemy to samo orzec o in­

nych mężach stanu i nie tylko o nich. Nie jest przypadkiem, że za przykład wybra­

liśmy wyrażenie, w którym człon orzekający jest zwierzęciem - cechy zwierząt są

wszak w tradycji kulturowo-literackiej (bajka ezopowa) silnie skonwencjonalizo­

wane, skutkiem czego takie metaforyczne orzeczniki stoją jakby w pogotowiu,

aby posłużyć w różnych okolicznościach i dać się odnieść do różnych przedmio­

tów (w tym znaczeniu - także czy przede wszystkim do ludzi) i stać się zdecy­

dowanie metaforą in absentia, czyli: w nieobecności przedmiotu odniesienia. Me­

tafora in absentia jest więc takim wyrażeniem, w którym miejsce przedmiotu od­

niesienia zajmuje zmienna x. Zmienna ta może zostać względnie dowolnie zwer­

balizowana, czyli schemat „x jest osioł" wypełniamy mówiąc „Jan jest osioł",

„Piotr jest osioł" etc. Nb. gramatycznym sygnałem metaforyczności jest prawdo­

podobnie użycie mianownika w orzeczniku zamiast współcześnie poprawniej sze-

go narzędnika („on jest lis", a nie „on jest lisem"!).

Metafory in absentia właśnie dlatego, że są do pewnego stopnia uniwersalne,

łatwo wchodzą w obieg języka ogólnego, gdzie ulegają leksykalizacji, nieraz tak

radykalnej, że dotarcie do znaczenia etymologicznego wymaga niejakiego wysił­

ku. Takie czasowniki, jak „zdębieć", „zbaranieć", „osowieć" (częściej w postaci

imiesłowu: „osowiały"), „indyczyć się", „przekomarzać się", „zacietrzewić się"

etc, są metaforami in absentia. Metaforyczne pochodzenie niektórych z nich jest

widoczne wyraźnie („zbaranieć", „indyczyć się"), inne mają etymologię zapo­

mnianą i zatartą na tyle, że jej przypomnienie prowadzi niemal do tej odmiany

paronomazji, która nazywa się figura ethymologica, a w każdym razie jest dobrą

okazją do żartu, by przypomnieć choćby Figielek Tuwima:

Raz się komar z komarem przekomarzać zaczął,
Mówiąc, że widział raki, co się winkiem raczą.

Cietrzew się zacietrzewił słysząc takie słowa,
Sęp się zasępił strasznie, osowiała sowa.

Kura dała drapaka, aż się zakurzyło,
Zając zajęczał smętnie, kurczę się skurczyło.

Kozioł fiknął koziołka, słoń się cały słaniał,
Baran się rozindyczył, a indyk zbaraniał.

Oczywiście nie wszystkie paronomazje są tu metaforami („raczyć się" nie

pochodzi od „rak", „kurzyć się" - od „kura", „zajęczeć" - od „zając", „kurczyć

się" - od „kurczę", a tym bardziej „słaniać się" nie pochodzi od „słoń"), ale fakt,

że metafory rzeczywiste prawie na równi z metaforami rzekomymi mogą być przed­

miotem żartobliwego igrania z etymologiami, dowodzi, że metafory in absentia

łatwo ulegają absorpcji i wchodzą w zasób leksykonu.

Zjawiskiem poniekąd zbliżonym do metafory in absentia jest katachreza, któ­

rej mechanizm należy omówić przed przystąpieniem do metafory właściwej.

background image

166

Katachreza ma często złą opinię wśród badaczy

15

, a to dlatego, że pod tą samą

nazwą kryją się dwa podobne, ale jednak nietożsame tropy; można by też rzec, że

termin katachreza ma dwa zbliżone znaczenia. Po grecku katdchresis znaczy to

samo, co po łacinie abusio, a mianowicie „użycie niewłaściwe". Często tłumaczy

się oba te słowa przez „nadużycie", o tyle nietrafnie, że w tym pejoratywnym zna­

czeniu abusio zaczęło funkcjonować dopiero w języku średniołacińskim.

Kwintylian (VIII, 6, 34) pisze, że katachrezy czyli abuzji używa się wówczas,

gdy rzecz nie ma swojej nazwy. Podobnie Cyceron (Deor 3, 38,155) dopuszcza

użycie katachrezy w razie braku (inopia) słowa właściwego. Kwintylian jako przy­

kład katachrezy cytuje Eneidę Wergiliusza: „[...] equum divina Palladis arte aedifi-

cant", co* w przekładzie Karyłowskiego

16

brzmi:

[...] wojną złamani, losem starci w sile

Danąjów wodze, kiedy już zbiegło lat tyle,
Konia-górą, Pallady sztuką wsparci bożą,
Budują...

(II, 13-16)

Katachreza jest tu czasownik aedificare (= budować), co dzisiaj, w każdym

razie mówiącego po polsku, może trochę dziwić; ale musimy w tym względzie

zaufać autorytetowi Kwintyliana - prawdopodobnie aedificare znaczyło tyle co

„wznosić budynek", ale nie znaczyło „konstruować", „montować" (statek, konia).

O parę wieków później i w tekście pochodzącym z innej kultury, bo w Starym

Testamencie,

szukał katachrez Beda zwany Venerabilis, anglosaski benedyktyn,

kronikarz Kościoła i teoretyk wymowy. Powtórzył on i rozwinął poniekąd defini­

cję katachrezy stosowaną w antyku - zwracał uwagę na to, czym katachreza różni

się od metafory: metafora jest użyciem innego słowa z niejakiej szczodrości, po­

nieważ właściwa nazwa istnieje, katachreza natomiast jest skutkiem konieczności

w sytuacji braku odpowiedniej nazwy

17

. Przykład zacytowany przez Bedę i po­

wody zaliczenia wyrażenia do katachrez są dla nas wyraźniejsze niż wyżej oma­

wiany fragment Eneidy. Beda za katachrezę uważa zwrot labium calicis (= wargi

kielicha) w następującym kontekście: „labiumąue eius quasi labium calicis et fo-

lium repandii lilii" (3 Reg 7, 26). Mamy tu właściwie dwukrotną katachrezę - raz
labium (eius)

odnosi się do poprzedniej połowy wersetu, gdzie mowa o umywal­

ni, drugi raz do kielicha. Beda zwraca uwagę, że tylko ludzie i zwierzęta mogą

mieć wargi, a nie przedmioty martwe. Istotnie można się tylko domyślać, o co tu

chodzi. I tak Biblia Wujka/Stysia przekłada ten fragment:

A grubość umywalni była na trzy wielkie palce, a kraj jej, jakby kraj u kubka i jak liść rozwinię­

tej lilii

1S

.

15

Błędnie objaśnia ten termin Słownik terminów obcych (Warszawa 1980, s. 346) jako „prze­

nośnię nielogiczną, stosowaną w celu wywołania niezwykłego efektu". Dwa znaczenia terminu traf­
nie rozróżnia Słownik terminów literackich
pod red. J. Sławińskiego (Wrocław 1988, s. 215 i n.).

16

Wergiliusz, Eneida, przeł. T. Karyłowski, oprać. T. Sinko, Wrocław [1950], BN II 29, s. 33.

17

Bedae Venerabilis liber de schematibus et tropis, [w:] C. Halm, Rhetores latini minores,

Lipsiae 1863; Cyt za: Lausberg, Handbuch der literarischen Rhetorik, s. 289, § 562.

18

Pismo Święte Starego i Nowego Testamentu w przekładzie polskim W.O. Wujka T.J. Tekst

poprawił [...] ks. S. Styś T.J., wyd. 2, Kraków 1956, s. 351.

background image

167

Tłumacze nie chcieli zaakceptować katachrezy, którą uznali za zbyt śmiałą

metaforę, i dali peryfrazę - niezbyt trafną zresztą. Bliżej sensu oryginału jest Bi­
blia Tyniecka,

w której czytamy w tym samym miejscu:

Grubość jego [„morza", tj. wielkiego zbiornika wody w kapłańskim dziedzińcu świątyni - jak

objaśniają tłumacze] była na szerokość dłoni, a brzeg był wykonany jak brzeg kielicha kwiatu lilii
(1 Kri 7, 26

1 9

).

Porównanie to uzasadnione jest przekładem wersu 24, gdzie znajdujemy taką

peryfrazę:

W jego odlewie były razem odlane dwa rzędy rozchylonych kielichów kwiatowych (podkr. J. Z).

Rozmyślnie zatrzymaliśmy się przy tych dwu przykładach, ponieważ ułożyły

się one na dwu krańcach osi: pierwszy wydaje nam się dzisiaj słowem właściwym
(verbum proprium),

a nie katachrezą, drugi jest tak odległy od wszelkich możli­

wych motywacji przenośni, że wymaga skomplikowanego omówienia.

Katachrezy

20

dlatego są dobrym wprowadzeniem do analizy mechanizmów

metaforyzacyjnych, że jasno ujawniają swoje motywacje dla zastąpienia braku

w leksykonie (swoje tertium comparationis). Katachrezą inopiae causa (czyli

z przyczyny luki w języku) może być zastosowana, gdy użytkownicy języka uni­

kając słowa obcego pochodzenia lub neologizmu uciekają się do rodzimej po­

życzki. Tak zatem wygięty odpływ w urządzeniach hydraulicznych nazywamy

„kolankiem", drewniany przyrząd do cerowania (pończoch, skarpet) - „grzyb­

kiem" ze względu na jego kształt. Nie zawsze podobieństwo jest tak oczywiste,

jest jednak łatwe do akceptacji: w pończosze poleciało „oczko" (ale - co ciekawe

i warte uwagi - na mleku pływają „oka", a nie oczy); bierzemy garnek czy torbę

za „ucho" (ale jeśli są dwa, to nazywająsię „ucha", a nie uszy). Katachrezy języka

ogólnego są niejednokrotnie jakby ukryte i niewyczuwalne jako metaforyczne

odstępstwo od normy. Katachrezą jest rzeczownik „podnóże (góry)", ponieważ

góra nie ma nóg; jest to jednak pogranicze katachrezy, a to dlatego, że z jednej

strony tę część góry nazwano z braku właściwego określenia za pomocą rdzenia

odnoszącego się poprawnie tylko do istot żywych („nogi stołu są już katachrezą"),

ale z drugiej strony ukształtowanie morfologiczne (pod.. .e, tak jak „podgórze,

„podcienie", „podbrzusze") poniekąd zaciera pamięć znaczenia etymologicznego

i przekształca katachrezę w wyraz o cechach wyrazu właściwego {yerbum pro­

prium).

W języku działają w tym polu dwie przeciwstawne siły: jedna pozwala na

katachretyczne użycie istniejącego wyrazu o już „przydzielonym" znaczeniu bez

obawy ewentualnego nieporozumienia, druga stara się ów wyraz przekształcić, co

pozwala odróżnić katacherezę od metafory nietrafnej lub zbyt śmiałej. Jeśli do­

brze przyjrzymy się wcześniej przytoczonym przykładom potocznych katachrez,

19

Pismo Święte Starego i Nowego Testamentu. Oprać. Zespół biblistów polskich z inicjatywy

Benedyktynów Tynieckich, wyd. 2. Poznań-Warszawa 1971, s. 3 1 9 . - Nieco inna notacja ksiąg stąd
pochodzi, że Biblia Tyniecka
odróżnia Księgi Samuelowe, gdzie indziej zaliczane do Królewskich,
tak że księga 3 otrzymuje tu nr 1.

20

T. Dobrzyńska, Metafora, Wrocław 1984, s. 130-138.

background image

168

to spostrzeżemy zabiegi wewnątrzjęzykowe podobne do opisanego przypadku
„podnóża". Obok innej liczby mnogiej („oka", „ucha)" mamy charakterystyczne

~^diminutiva:

„oczko" (pończochy), „kolanko", „grzybek" (a nie: oko, kolano, grzyb).

Kiedy mówimy „łożysko" (dajmy na to: rzeki), w pierwszej chwili nie podejrze­
wamy katachrezy, prawdopodobnie dlatego, że katachrezą ta stała się konstruk-
tem pod względem morfologicznym nader produktywnym: łożysko kulkowe, ło­
żysko karabinu, łożysko płodu (nb. łac. placenta, co zasadniczo znaczy „placek").
Tymczasem „łożysko" jest derywatem rzeczownika „łoże" i w językach uboższych
w formanty przyrostkowe katachrezą ta występuje wyraziściej: niem. Bett = łoże,

łóżko pozwala utworzyć compositum: Flufibett; podobnie po francusku: lit de fleuve.
Po polsku, bez przyrostka -iskoAysko, powiedzieć, że „rzeka płynie łożem", było­
by nader śmiałą metaforą (choć pogłos takiej śmiałości znajdziemy u Krzysztofa
Baczyńskiego: „przykryj ciała płaszczem rzeki"). Górną krawędź góry czy gór
nazywamy „grzbietem" i nie odczuwamy w tym metaforycznego pochodzenia
nazwy. Po francusku mówimy wprawdzie dos du livre (grzbiet książki), ale o gó­
rze możemy powiedzieć arete, co dosłownie znaczy „ość"; po polsku z kolei „ość
gór" byłaby metaforą nader pomysłową. j

Stosunki między właściwym a katachretycznym użyciem słowa układają się

różnie nie tylko w przestrzeni (w różnych językach), lecz i w czasie. Użytkownik

języka polskiego jako prymarne znaczenie wyrazu „granat" wskaże bez wątpienia

rodzaj pocisku, a nie owoc, choć historyczna kolejność była odwrotna, tj. pocisk
nazwano tak ze względu na kształt przypominający owoc. Słowacki bawiąc w Lon­
dynie zwiedzał tunel wykopany pod Tamizą, wówczas jeszcze nieukończone przej­

ście na drugi brzeg rzeki (dzisiaj jedna z linii undergroundu) - i, nie mając odpo­

wiedniej nazwy, w liście do matki z dnia 10. 9. 1831 pisał o tym cudzie techniki:
„most podziemny"

21

.

Nie jest ważne, czy Słowacki był autorem tego określenia, czy norma języko­

wa dopuszczała takie znaczenie mostu, czy też przełożył on ang. bridge. Ważne

i interesujące jest tylko, że spośród znaczeń „most" wybrane zostało to, które za­
wiera konotację: połączenie obu brzegów.

Najprostsze objaśnienie owego „wyboru znaczenia" wymaga przypomnienia

dwu kluczowych terminów semiologii logicznej.

Między wyrażeniem a przedmiotem odniesienia zachodzą dwa możliwe sto­

sunki: stosunek denotowania i stosunek konotowania. Denotacjąjest zbiór wszyst­

kich desygnatów danego wyrażenia (dla uproszczenia: nazwy), a więc zakres na­
zwy. Konotacją jest natomiast treść charakterystyczna dla danej nazwy, czyli ze­
spół cech przysługujących wszystkim desygnatom nazwy. Im szerszy zakres, tym
uboższa treść. I na odwrót: im węższy zakres, czyli im mniej desygnatów weń
wchodzi, tym bogatsza treść; dzieje się tak, ponieważ przy szerokim zakresie
w skład konotacji mogą wchodzić tylko cechy wspólne wszystkim desygnatom,

21

W. Weintraub, Słowacki i angielska rewolucja przemysłowa, [w:] Od Reja do Boya, Wro­

cław 1977, s. 178. ,

M

„ , „ „

rf

,i

Vli

,.....

background image

169

zatem mało zróżnicowane; kiedy natomiast zakres się zwęża, treść jest bogatsza
o cechy z konieczności pomijane przy zakresie szerokim.

Oto najprostszy przykład. Zakres nazwy i pojęcia „człowiek" jest szerszy niż

zakres nazwy i pojęcia „kobieta". Treść nazwy „człowiek" zawiera przeto tylko
cechy wspólne „dwunogim, nieopierzonym, myślącym" bez względu na płeć.
Zakres nazwy „kobieta" (resp. „mężczyzna") jest oczywiście węższy, ale treść
bogatsza o wszystkie cechy właściwe danej płci.

Zamiast „konotacja" można po polsku mówić „współoznaczanie", ale termin

ten jest niewygodny z racji łatwego pomylenia podobnie brzmiących, a co innego
znaczących terminów - takich jak „oznaczanie", „znaczenie".

Oczywiście dany wyraz konotuje wszystkie cechy tylko wówczas, gdy stoi

poza wszelkim kontekstem i poza wszelką pragmatyką użycia. Jest to więc sytu­
acja - można by rzec - laboratoryjnie czysta, taka, którą znajdziemy w dobrze
opracowanym słowniku. W wypowiedzi aktualnej zawsze dokonujemy wyboru
w polu możliwości konotacyjnych, czyli - mówiąc krócej - wybieramy jakąś (ja­
kieś) konotację. Kiedy mówimy np. „las szabel", to opuszczamy cały obszar ko­
notacji z wyjątkiem takich, jak „gęstość", „mnogość", „pionowość".

Wróćmy jednak do analizowanych już przykładów metafor in absentia oraz

katachrez. Nazwy zwierząt użyte w tych metaforach konotują - zgodnie z kon­
wencją, co nie znaczy, że słusznie - wybrane cechy. Osioł jest głupi, świnia -
brudna, krowa - niedołężna i też głupia. W katachrezach zazwyczaj chodziło
o kształt - „grzybka", „kolanka", „ucha", „oczka"; inne właściwości - jak np.
smak grzyba, bycie narzędziem ruchu (kolanem), organem zmysłu (uchem i okiem)
- zostały pominięte.

Problem wyboru konotacji nieraz dobrze ilustrują stosunki międzyjęzykowe,

ponieważ katachrezy są z jednej strony wchłonięte już przez system leksykalny,
a z drugiej są ciągle motywowane wyobrażeniami pozajęzykowymi.

Kiedyś cukier sprzedawało się nie w postaci sypkich kryształków lub w kost­

kach, lecz w kawałkach odrąbywanych z jednego bloku, wysokiego, o okrągłej
podstawie i obłym szczycie. Blok ten po polsku nazywano ,,głową"(cukru), jako
że istotnie przypominał głowę; z zespołu cech przysługujących desygnatowi „gło­
wa" wzięto zatem jedną konotację: kształt głowy, pozostawiając na boku inne -
siedlisko mózgu (np. najlepsza głowa w tym zespole), najważniejsza część orga­
nizmu (np. głowa państwa) etc. Jest rzeczą pouczającą sprawdzenie sposobu na­
zywania tego samego przedmiotu w innych językach. Po niemiecku mówiło się
o tym cukrowym bloku Zuckerhut, a więc „kapelusz cukru", po francusku zaśpain
de sucre

22

,

a więc chleb (a raczej bułka) cukru. W trzech różnych językach trzy

różne słowa miały to samo znaczenie katachretyczne, ponieważ w każdym z nich
wystąpić mogła ta sama konotacja, a odrzucone zostały konotacje zbędne na ten
raz: smak chleba czy przynależność kapelusza do pola znaczeniowego ubrania.

22

Uzupełniamy w ten sposób przykład podany przez: H. Konrad, Etude sur la metaphore, Pa-

ris 1958, s. 25.

background image

170

Graficznie można by tę sytuację niespodziewanego spotkania katachrez przedsta­

wić w sposób następujący:

pain de sucre

Część wspólną możliwych znaczeń, czyli wybraną konotację, nazwijmy do­

minantą znaczeniową

23

.

Katachrezy nazwano „martwymi obrazami", a to dlatego, że użytkownik nie

ma żadnego wyboru w nazwaniu odnośnego przedmiotu i tym samym figura ja­

koby zanika

24

. Nie całkiem to słuszne, ponieważ wartość obrazowa i rozumienie

znaczenia pierwotnego nie zanika całkiem, a dowodem na to mogą być katachre­

zy chybione.

Są dwie możliwości: albo odróżnić dwa typy katachrez, tzn. katachrezy ino-

piae causa

od katachrez jako wykolejonych semantycznie związków słów

25

; albo

uznać za katachrezy owe wypełnienia luk i braków w słowniku, wszystkie inne

zaś uważać po prostu za błędy. Nie ma jednak potrzeby rozstrzygania sporu, bo

i właściwie go nie ma, skoro wszystko sprowadza się do tego, czy wykolejenie

było zamierzoną grą, czy niezręcznością w gruncie rzeczy ośmieszającą mówią­

cego. Jedno jest pewne: katachreza nie jest martwym obrazem tak długo, jak dłu­

go dostrzegalna jest umowność użycia danego wyrazu, czyli jego przeniesienia.

Być może „granat" w znaczeniu „pocisku" nie jest już katachreza, podobnie jak

kolor granatowy, ponieważ w tych obu użyciach pamięć owocu, jego kształtu i ko­

loru jego soku już prawdopodobnie nie funkcjonuje.

Jest natomiast katachreza zastosowanie przymiotnika „różowy" w znaczeniu

„miły", „budzący optymizm" (por. patrzeć przez różowe okulary) do niezręczne­

go i nader komicznego wyrażenia: „położenie ciała profesorskiego w Polsce nie

jest różowe"

26

. Ale nie trzeba przeoczyć faktu, że „różowe" przed wejściem w no­

wy i zabawny kontekst było już metaforą zleksykalizowaną. Także spetryfikowa-

23

H. Konrad (op. cit., passim) w tym znaczeniu używa terminu „le trait dominant".

24

Cohen, Teoria figury, s. 227.

25

Tylko to drugie znaczenie przypisuje katachrezie Kleines Wórterbuch sprachwissenschaft-

licher Termini (Hrsg. R. Conrad, Leipzig 1981, s. 126): „Semantisch abweichende Verbindung von

Wortern und Phrasen unterschiedlicher syntaktischer Funktion".

'

2 6

Dobrzyńska, op. cit., s. 134.

Ą

background image

171

nymi tropami są wyrażenia: „coś jest w czyimś ręku" (= zależy od kogoś) czy

„serce" (= uczucie, charakter). Gdy tropy takie zostaną oderwane od macierzyste­

go kontekstu i skutkiem braku uwagi (czy smaku) mówiącego wplątane w nowy

kontekst, mogą powstać zdania jawnie i oczywiście kalekie, jak np. okrzyk spra­

wozdawcy sportowego: „Bomba idzie w górę i od tej pory wszystko jest w rękach

konia"

21

, czy zdanie pewnego adwokata, który tak próbował bronić brudnego hip­

pisa: „Zapewniam wysoki sąd, że w tych podartych i zniszczonych dżinsach bije

uczciwe serce"

28

.

Ale katachrezą jako wykolejony związek słów może być zamierzonym żartem

- przykładem fraszka Safrina:

Chełpliwy pająk rzekł raz do sąsiada:
„Sieć sporządziłem, że mucha nie siada!"

2 9

Podkreślenie pochodzi od autora i przeznaczone jest chyba dla mniej spostrze­

gawczego czytelnika, który mógiby nie dostrzec dwuznaczności wyrażenia „mu­

cha nie siada" jako frazeologizmu i dosłownego komunikatu.

- W pobliżu katachrezy

30

sytuuje się metonimia z synekdochą. Ale nie jest to

jedyny powód, aby rozważania nad tropami ułożyć w tej właśnie kolejności, to

znaczy odłożyć jeszcze na chwilę analizę metafory właściwej, postępując tak wbrew

tradycji antycznej, ale zgodnie z licznymi współczesnymi sugestiami lub dla pole­

miki z nimi.

Metonimia, przez niektórych klasyków zwana denominacją (AdHer IV, 32.43),

polega według Kwintyliana (VIII, 6, 23) na zastąpieniu słowa właściwego (ver-
bum proprium)

innym słowem, takim jednakże, którego znaczenie związane jest

realnie ze słowem właściwym. Cyceron (Or 27, 29) nazywa to rzeczywiste od­

niesienie res conseąuens w odróżnieniu od similitudo (podobieństwo), które jest

zasadą metafory.

Stosunki między metonimicznym użyciem słowa a jego domniemanym zna­

czeniem są natury jakościowej, podczas gdy synekdochą opiera się na stosunkach

ilościowych. Retoryka Ad Herennium, nazywając zresztą synekdochę intellectio,

pisze, że trop ten występuje wtedy, gdy całość jest oznaczona częścią albo część

całością (IV, 33, 44).

Pora teraz dokonać przeglądu terminów stosowanych na oznaczenie dwu skład­

ników tropu, problem uporządkować i zaproponować konkluzję.

Weźmy raz jeszcze z Arystotelesa przykład tropu „wieczór życia" - ten wła­

śnie przykład, ponieważ jego status jest niejako pograniczny: możemy przerobić

tę metaforę w porównanie „starość jest jak wieczór" i dodać dlaczego: przychodzi

27

Za W. Doroszewskim cyt.: Słownik terminów literackich, s. 183.

28

Łyczywek, Missuna, Sztuka wymowy sądowej, s. 150.

29

H. Safrin, Warce Noego. Bajki oraz facecje żydowskie, Łódź 1979, s. 63.

30

Bardzo piękny, ale chyba rzadki i wyszukany przykład katachrezy poważnej i poetyckiej

przytacza Dobrzyńska (op. cit., s. 135) z wiersza T. Kubiaka Gall pisze ze zgrozą:

Pióropusz z chmur burzliwych przepływał przez głowę,
krew spływała po mieczu, a łzy po kądzieli [...]

background image

172

późno, poprzedza noc i sen, a jej (jego) cechą jest znużenie (albo prawo do odpo­

czynku) etc. Można też potraktować ten trop jako metonimię lub synekdochę przyj­

mując następującą interpretację: jest taki zbiór (późnych pór), do którego należą

i starość, i wieczór. Nie o to chodzi w tej chwili, która z tych interpretacji najbar­

dziej trafia do przekonania - chcemy się tylko posłużyć wyrażeniem „starość jest

jak wieczór" lub „starość to wieczór" jako modelem dla wprowadzenia terminów,

którymi będziemy się w dalszym ciągu posługiwać. A to, że wyrażenie to jest od­

wracalne, wcale w tym wypadku nie wadzi - przeciwnie.

Najprościej byłoby powiedzieć, że starość, czyli to co porównujemy i o czym

chcemy coś orzec, to determinandum, natomiast to, za pomocą czego orzekamy

daną cechę, to determinans. Jeśli mówimy, że starość jest jak wieczór, to znaczy

że lepiej są nam znane cechy wieczoru (determinans) niż starości (determinan­
dum);

wyliczone wyżej cechy, które chcemy orzec o starości - to tertium compa­

rationis

albo motywacja. Inaczej mówiąc, motywujemy trop odwołując się do

wskazanych konotacji jako dominant znaczeniowych.

Spośród innych propozycji terminologicznych wymienić wypada co najmniej

trzy. I.A. Richards

31

wyraz określany (determinandum) nazywa tenor, a wyraz

określający - vehicle. Z kolei M. Black proponuje pierwszy z tych członów na­

zwać focus, a drugi -frame

32

. Przełożenie tych terminów byłoby dość kłopotliwe.

Tenor

znaczy mniej więcej treść, brzmienie, osnowa, ale także i tenor (w kontek­

ście: taki jest tenor tej wypowiedzi = treść, sens i zabarwienie), tymczasem, jak

wynika z dotychczasowych rozważań, to właśnie determinandum oczekuje na

wniesienie nowego sensu i treści - tak więc trudno posłużyć się tym terminem bez

uzupełniającego komentarza. Z kolei vehicle znaczy i pojazd, i sposób, środek;

można by też użyć łacińskiego vehiculum, ale wówczas tym bardziej odsłoniłaby

się niezręczność terminu. Vehiculum oznacza bowiem substancję, a w semiologii

strukturę, która służy do przeniesienia innej aktywnej substancji czy innego zna­

czenia, sama pozostając neutralna - wehikularność znaku odpowiadałaby jego

„przezroczystości" dla innego znaczenia.

Teresa Dobrzyńska

33

ma rację, gdy człon determinowany proponuje nazwać

tematem, ponieważ w zgodzie ze znaczeniem potocznym jest to materiał, przed­

miot, zadanie, o którym się wypowiadamy. Jest więc tematem x, o którym mówi­

my, że jesty-owate lub jest jak y -przy czym na razie nie zastanawiamy się, czy

y

użyte zostało zgodnie ze swoim znaczeniem, czy też zostało zastosowane ze

względu na pewne cechy, które można warunkowo przypisać x-owi. W tym sensie

tematem jest przedmiot definicji, jak i determinowany człon metafory. Oczywi­

ście w metaforach in absentia temat jest funkcją zmiennej, w katachrezach nato­

miast jest niewyartykułowany (to coś, czego używamy do cerowania, to grzybek).

31

Richards, op. cit.

32

M. Black, Metaphor, [w:] Models and Metaphors. Studies in Language and Philosophy,

New York 1962. - Zob. skróconą wersję polską: Metafora, przeł. J. Japola, „Pamiętnik Literacki"

1971, z. 3.

3 3

Dobrzyńska, op. cit., s. 49. ,

,

- , ; -J--'"

v . , -M..-.- •.•„.. .

background image

173

Człon determinujący proponuje Dobrzyńska nazwać tematem pomocniczym

34

,

co jednak może być mylące, jako że tu właśnie zawarty jest ładunek nazewniczej

aktywności. Zazwyczaj jest bowiem tak, że w tropie (dajmy na to „kobieta jest jak

róża, kobieta to róża") element determinujący przeważa nad elementem determi­

nowanym, który wprawdzie nie pozostaje bierny we wzajemnej akcji udzielania

sobie znaczeń, ale jest słabszy. Aby więc dostatecznie wyraźnie odróżnić oba człony

a zarazem nie wikłać się w wieloznacznych terminach (niechże przynajmniej ter­

miny z dziedziny metaforologii nie będą metaforami), proponujemy człon deter­

minowany nazywać (jak wyżej) tematem, natomiast dla członu determinującego

użyć terminu o ustalonym w językoznawstwie znaczeniu: remat.

Metonimia z synekdochą są to więc takie wyrażenia, w których między rema-

tem a tematem zachodzi realny związek inkluzji (wzajemnego zawierania się w so­

bie) lub przyległości.

Klasyczne retoryki systematyzowały metonimie (wraz z synekdochami) jako

stosunki zachodzące między rzeczą a osobą, naczyniem a zawartością, przyczyną

a skutkiem, abstrakcją a konkretem, przedmiotem a reprezentacją, znakiem lub

symbolem (AdHer 4, 32; CicDeor 3, 42). Synekdochą podlegała mniej dokład­

nym podziałom, co zrozumiałe, jako że stosunki przyległości nie dają się wyraź­

nie systematyzować; dzielono na ogół synekdochy na synekdochy części-całości,

rodzaju-gatunku i liczby (Quintlnst VIII, 6, 19).

Podziały te przez stulecia przetrwały niewiele zmienione. Podsumowaniem

tej tradycji była wspomniana już praca Pierre'a Fontaniera, wciąż ciesząca się

uwagą i estymą

35

.

Fontanier dzielił metonimie jako tropy „przez związek" {correspondance) na

dziewięć grup (niektóre przykłady odnotujemy):

a) metonimia przyczyny: gdy zamiast nazwy dzieła używa się imienia autora,

np. „czytam Homera" (powiedzielibyśmy więc, zgodnie z zaproponowaną termi­

nologią, że tematem jest dzieło, rematem zaś autor);

b) metonimia narzędzia: „najlepsze pióro" zamiast „najlepszy pisarz", „pierwsza

rakieta" zamiast „pierwszy tenisista";

c) metonimia skutku; Fontanier jako przykład daje la lumiere zamiast lesyeux,

czyli „światło" zamiast „oczy"; ten rodzaj metonimii bywa jednak trudny do prze­

łożenia: z jednej strony po polsku byłaby to metonimia śmiała, z drugiej zaś, po

łacinie, lumina jest jednym ze znaczeń oculi, choć zapewne w etymologii tkwi

relacja metonimiczna. Izydor z Sewilli za metonimie skutku uważa wyrażenie spu-
mantia... frena

16

(Werg. Eneida 5, 817), czyli „spienione wędzidła", „spieniona

uzda" zamiast „zmęczone konie"; ale i ta zamiennia wydała się trudna do przyję­

cia polskiemu tłumaczowi, który stosowny ustęp przełożył tak: „W złoty zaprzęg

34

Dobrzyńska nawiązuje tu zapewne do stanowiska Blacka, który „focus" określił jako „prin-

cipal subject", a „frame" jako „subsidiary subject" (por. też Mayenowa, op. cit., s. 236). „Subject"
może znaczyć też 'temat', ale jako termin jest to słowo niebezpiecznie wieloznaczne.

35

Fontanier, Les Jigures du discours, s. 77-107.

36

Isidori Hispalensis episcopi Etymologiarum sive Originum libri XX. Recensuit W.M. Lind-

say, Oxonii 1911, 1, 37, 10; cyt. za: Lausberg, op. cit., s. 294, § 569.

background image

174

zakłada zapienione srodze / Rumaki dzikie..."

37

. Lepszym polskim odpowiedni­

kiem byłby „pot" zamiast „praca, trud";

d) metonimia zawartości: tu o przykład łatwo, bo metonimia ta występuje w

wielu jeżykach: „wypić kielich" zamiast „wypić wino";

e) metonimia miejsca: podajemy miejscowość, okolicę, kraj, z którego pocho­

dzi dany przedmiot, najczęściej wyrób: „kaszmir" zamiast tkanina wytwarzana

w Kaszmirze z wełny kaszmirskich kóz, ewentualnie imitacja takowej;

f) metonimia oznaki (znaku?, symbolu?), w oryg. m. du signe: „tron" zamiast

„król" lub „władza";

g) metonimia konkretu (w oryg. m. du physiąue): gdy cechę fizyczną podaje

się zamiast duchowej, konkret zamiast abstraktu: „serce" zamiast „uczucie", „gło­

wa" zamiast „rozum" (w oryg. coeur pour courage, czyli „serce" zamiast „odwa­

ga"; godzi się jednak zauważyć, że tego typu metonimie wsparte są wielowiekową

tradycją kulturową - i tak np. w kulturze semickiej, a więc w całej tradycji biblij­

nej serce jest siedliskiem rozumu, siedliskiem zaś uczuć są nerki);

h) metonimia „patrona" (w oryg. m. du maitre ou du patron): oznaczenie rze­

czy przez wymienienie imienia właściciela lub patrona - jeśli Lares i Penates były

opiekuńczymi bóstwami domu, to larami i penatami nazywano cały domowy doby­

tek; przykładem bardziej współczesnym mogłoby być wyrażenie „dostać nobla",

albo „ford", jako nazwa marki samochodu produkowanego przez fabrykę Forda;

i) metonimia rzeczy (m. de la chose), gdzie nazwa przedmiotu oznacza jego

posiadacza, np. „dwieście koni" oznacza oddział złożony z dwustu jeźdźców.

Granice między poszczególnymi typami metonimii nie są ostre, a uzasadnie­

nie przynależności danego przykładu do danego typu nie dość oczywiste, a i od­

graniczenie metonimii od synekdoch często wątpliwe.

Według Fontaniera synekdochy dzielą się następująco:

a) synekdochą części, np. „serce" zamiast „człowiek", „żagiel" zamiast „statek";
b) synekdochą całości, której wyraźnego przykładu Fontanier nie daje - a i kla­

sycy mają z tą odmianą pewne trudności. Cyceron (Deor III 42,168) pisze, że taką

synekdochę otrzymamy wtedy, „ut cum unam turmam «equitatem populi Roma-

ni» dicimus", czyli gdy zamiast „turma" powiedzielibyśmy Jazda rzymska" (wy­

starczy wiedzieć, że turma to oddział liczący 30-40 jeźdźców). Odpowiednikiem

byłoby po polsku nazwanie jednego szwadronu konnicą - i rzecz w tym, że nie

byłoby w tym żadnego błędu, ale nie wiadomo, czy byłaby synekdochą;

c) synekdochą tworzywa, np. „żelazo" zamiast „miecz", „broń";
d) synekdochą liczby (gramatycznej zazwyczaj), gdy zamiast liczby mnogiej

używamy pojedynczej lub odwrotnie. Jako przykład adaptowany do polszczyzny

niech posłuży krótkie zdanie z Kadena-Bandrowskiego: „Bigda idzie", co w kon­

tekście nie znaczy, że idzie on, Mateusz Bigda, lecz jego ludzie. Użycie liczby

mnogiej zamiast pojedynczej jest zjawiskiem nader częstym i charakterystycz­

nym dla prozy publicystycznej, nie najwyższego chyba lotu: „kraj Koperników,

Modrzewskich, Kołłątajów". Znamienne jednak, że często tej figury używamy

Wergiliusz, Eneida..., s. 142.

background image

175

także w nieżyczliwej intencji, gdy „oburzają nas poglądy Reaganów i Pinoche-

tów". Zwielokrotnienie imienia własnego jest ambiwalentne: raz oznacza bogac­

two talentów, drugi raz - pospolitość typu;

e) oraz f) synekdochy rodzaju i gatunku: gdy zamiast „pies" powiemy „zwie­

rzę" (posłużyliśmy się rodzajem), lub na odwrót, gdy powiemy „lew" zamiast

„bestia" (posłużyliśmy się gatunkiem). Trzeba jednak zgłosić zasadniczą wątpli­

wość co do tych dwu punktów: nie każde bowiem użycie nazwy nadrzędnej za­

miast podrzędnej lub podrzędnej zamiast nadrzędnej jest synekdochą; zjawisko

hiperonimii i hiponimii jest czymś oczywistym w języku i trzeba starannie badać,

czy i dlaczego powiedzenie „ten człowiek" zamiast dajmy na to - „Jan" jest sy­

nekdochą: nie jest, gdy nie znam imienia lub nazwiska, jest, gdy zamiarem mó­

wiącego było np. obraźliwe odindywidualizowanie;

g) synekdochą abstrakcji zamiast konkretu - przykład Fontaniera dość trudny

w przekładzie: sa victoire zamiast Lui vainqueur, czyli Jego zwycięstwo" zamiast

„on, zwycięzca". Typ ten jest i dlatego wątpliwy, że aby abstrakt sa victoire był

synekdochą, musiałby się zawierać w konkrecie „zwycięzca";

h) synekdochą zwana antonomazją, najciekawsza i najbardziej godna uwagi,

która polega na użyciu imienia własnego postaci rzeczywistej lub fikcjonalnej dla

oznaczenia powszechnie znanej, szczególnie wyrazistej cechy - np. donżuan, ksan-

typa, egeria.

Stylistyki, które używają określenia „metonimia z synekdochą", mają rację,

ponieważ, jak widać z wyliczonych przykładów, nieraz trudno utrzymać ścisłe

rozgraniczenie tropów wedle zasady przyległości i zasady inkluzji. Można się spie­

rać, czy metonimia oznaczona literą i) powstała na zasadzie przyległości (między

jeźdźcem a koniem zachodzi związek i stosunek właściciela i własności), czy też

na zasadzie nadrzędności i podrzędności (konie są częścią oddziału konnicy).

Równie niejasne jest, czy „serce" zastępuje „uczucie" (konkret zastępuje abstrakt),

czy serce będąc częścią człowieka funkcjonuje jako pars pro toto, czyli jest sy­

nekdochą, a nie metonimia. Dałoby się dowieść, że przykład „żelazo" zamiast

„miecz" (rubryka c. synekdoch) jako tworzywo, z którego miecz został wykona­

ny, stanowi całość wobec części, czyli winien być umieszczony pod punktem b.

Zabiegi o korektę tabeli Fontaniera, czy jakiejkolwiek innej wcześniejszej lub

późniejszej systematyki, byłyby jednak trudem zbytecznym, nieostrość taksono­

mii tkwi bowiem w samym materiale. Tak czy inaczej, metonimie z synekdocha-

mi są to wyrażenia przenośne, na ogół zleksykalizowane i mało produktywne,

które tworzy się wybierając z danego zbioru część najlepiej nadającą się do roli

reprezentowania całości. I nieraz jest rzeczą drugorzędną, czy zbiór ten zbudowa­

ny jest liniowo (przyległość), czy piętrowo (podporządkowanie, inkluzja). Istotne

jest to, że w ciągu wieloletniego kulturowego doświadczenia, a więc raczej z mi­

nimalną inwencją autorską, pewna część zbioru została uznana za dominantę zna­

czeniową. Pisano kiedyś przyrządem, który nazywał się stilus i koleją długotrwa­

łych przekształceń nazwa tego narzędzia stała się nazwą sposobu pisania; dzisiaj

w słowie „styl" już nie rozpoznajemy metonimii, ale odczuwamy ją w nazwie „pió­

ro" zastępującej „autora", nawet gdy pisze ołówkiem, długopisem czy na maszynie.

background image

176

„Żagiel" zamiast „statek" (ten przykład będzie nam za chwilę potrzebny) został

zapewne użyty dlatego, że jest to przedmiot najlepiej widoczny albo najważniejszy

dla poruszania się statku. Nikt jednak nie powie już „żagiel" o statku parowym czy

motorowym, co jest jednym z dowodów na to, że metonimie i synekdochy czerpią

swe uzasadnienie z pozajęzykowych, cywilizacyjno-kulturowych urządzeń świata.

A jest to cecha metonimii i synekdochy nader istotna i różniąca te tropy od

metafory. Fontanier spróbował także systematyzować metaforę - co mu się nie

udało, bo udać się nie mogło. Śladem Kwintyliana podzielił on metafory następu­

jąco: a) polegające na przeniesieniu nazwy z przedmiotu ożywionego na przed­

miot ożywiony, b) z nieożywionego na nieożywiony, c) z nieożywionego na oży­

wiony i d) z ożywionego na nieożywiony

38

. Łatwo zauważyć, że idąc tą drogą

trzeba by z kolei dzielić dalej ożywione na ludzkie i zwierzęce, a nieożywione na

konkretne i abstrakcyjne itd. Jak już była mowa, kłopot jednak w tym, że taki

podział nie tworzy jednego drzewka (dendrytu), lecz układ o przecinających się

gałęziach. A przy tym wszystkim metafory należące do tego samego działu wcale

nie są do siebie podobne. Weźmy na przykład trzy metafory, w których człowiek

zostaje porównany do zwierzęcia: „ludzie to wilki", „ludzie to osły", „ludzie to

ptaki". To, co orzekamy tu o temacie „ludzie", „człowiek (w ogóle)" lub „(ten)

człowiek" nie mieści się w żadnej wspólnej kategorii, ponieważ nazwy te nie wy­

stępują w pełni swych denotatów, lecz w wybranych konotacjach, które nazwali­

śmy dominantami znaczeniowymi: wilk to drapieżność lub samotność, osioł to

głupota lub upór, ptak - wolność, szybkość.

Wahania w wyborze dominanty nie są wcale słabością metafory, lecz przeciw­

nie, jej szansąjako narzędzia nieograniczonej wyobraźni. Dlatego metonimie z sy-

nekdochami są klasyfikowalne i należą do repertuaru języka, metafory zaś - nie,

z wyjątkiem stosunkowo nielicznych metafor utartych, o których możemy powie­

dzieć, że były może kiedyś metaforami oryginalnymi i zarazem tak trafnymi, że

zostały przyswojone przez słownik.

Te uwagi były koniecznym wstępem do zaprezentowania głośnej koncepcji

Romana Jakobsona

39

, który dokonał radykalnego rozdzielenia metafory i metoni­

mii. Wychodząc od znanej już de Saussure'owi zasady ujmowania każdego znaku

w dwu możliwych relacjach, a mianowicie w relacji do paradygmatu jako zbioru

wszystkich możliwości oraz do syntagmy jako realnego sąsiedztwa znaków już

użytych i tych, które mają być użyte, Jakobson pokazał, jak w każdej wypowiedzi

działają dwa aspekty języka: jeden - to dokonywanie selekcji spośród zbioru moż­

liwości i wynikająca stąd substytucja, drugi - to kombinacja już obecnych zna­

ków, która służy do zbudowania kontekstu.

Od lat stu znana jest psychiatrom choroba zwana afazją, polegająca na zakłó­

ceniu zdolności mowy, pochodzącym z pewnych uszkodzeń półkul mózgowych.

38

Fontanier, op. cit., s. 99.

39

R. Jakobson, Dwa aspekty i dwa typy zakłóceń afatycznych, [w:] R. Jakobson i M. Halle,

Podstawy języka. Autoryzowane wydanie polskie zmienione i rozszerzone [...] sporządził [...]

L. Zawadowski, Wrocław 1964.

background image

177

Nowatorstwo Jakobsona-językoznawcy polegało na tym, że podsunął sposób ro­

zumienia pewnych zjawisk patologicznych przez wyjaśnienie prawidłowych me­

chanizmów językowych. Dwu aspektom języka miałyby więc odpowiadać dwa

typy zakłóceń: albo chory ma ograniczone (lub żadne) możliwości selekcji, a za­

tem dokonywania substytucji, albo cierpi z powodu zaburzeń w zdolnościach kom­

binacyjnych, a zatem ma trudności z budowaniem zdań, nie panując nad prawi­

dłami składni.

Nie wdając się w szczegóły neuropatologii, zwróćmy uwagę tylko na uogól­

nione rozumienie obu aspektów działalności językowej, to bowiem, co jako cho-

robajawi siew postaci skrajnej,jako norma funkcjonuje w stanie równowagi. Prze­

ciwieństwem zakłóceń są na obu biegunach zdolności - metaforotwórcze i meto-

nimiotwórcze.

„Metafora jest obca zakłóceniu w dziedzinie podobieństwa, a metonimia za­

kłóceniu w dziedzinie przyległości. Rozwijanie dyskursu (discours) może się po­

suwać dwiema liniami semantycznymi: jeden temat wiąże się z drugim albo przez

podobieństwo, albo przez przyległość. Sposób metaforyczny to chyba najwła­

ściwszy termin w pierwszym wypadku, sposób metonimiczny - w drugim, gdyż

najbardziej skondensowaną formą tych związków jest metafora względnie meto­

nimia. W wypadku afazji albo jeden, albo drugi z tych procesów jest ograniczony,

lub całkowicie wstrzymany; dlatego analiza afazji jest szczególnie pożyteczna dla

lingwisty. W normalnym użyciu języka działają bez przerwy oba procesy, ale do­

kładna obserwacja wykazuje, że pod wpływem typu kulturowego, osobowości

i stylu słownego różne osoby mówiące stosująjeden z tych dwóch procesów czę­

ściej niż drugi"

40

(podkr. autora).

Tak więc nie tylko wszelkie indywidualne predylekcje językowe, ale też prą­

dy, okresy i epoki, tudzież pozasłowna działalność artystyczna podlegałyby pra­

wu powszechnej dychotomii: indywidualne sposoby mówienia i marzenia senne­

go, zarazem wspólne dla literatury, malarstwa, teatru (czy kina nawet), byłyby

albo metaforyczne, albo metonimiczne.

Ten problem zostawmy jednak na boku i zatrzymajmy się przy metaforze i me-

tonimii jako właściwościach stylu językowego.

Jeśli prawdą jest, że metafora polega na reakcji substytutywnej, a metonimia

na reakcji predykatywnej (jako że budowanie kontekstu można sprowadzić do

predykacji), to nie wszystkie metafory okażą się operacjami na osi paradygma-

tycznej i nie wszystkie operacje syntagmatyczne będą metonimiami. Przedtem

jeszcze jeden cytat z pracy Jakobsona, który omawia doświadczenie psycholo­

giczne polegające na podsuwaniu pacjentowi jakiegoś rzeczownika (np. „chata")

i sprawdzaniu reakcji:

„Ten sam bodziec wywołał następujące reakcje substytutywne: tautologię

«chata» (hut); synonimy «chałupa» (cabin) i «rudera» (hovel); antonim «pałac»
(palące)

i metafory «nora» (den) i «legowisko» (burrow). Zdolność dwóch wy­

razów do zastępowania się wzajemnie jest wypadkiem podobieństwa pozycyj-

Op.

cit.,

s. 127.

background image

178

nego, a nadto wszystkie te odpowiedzi są połączone z bodźcem przez podobień­

stwo semantyczne (lub przez kontrast). Reakcje metonimiczne na ten sam bo­
dziec, takie jak «strzecha» (thatch), «ściółka» (liłter) lub «bieda» (poverty), łą­
czą i kontrastują podobieństwo pozycyjne z przyległością semantyczną"

41

.

Analizując ten przykład trudno się zgodzić, że „nora" zamiast „chata" jest

metaforą, ponieważ można by równie dobrze twierdzić, że „chata" i „nora", na­
leżąc do tego samego zbioru nazw oznaczających miejsca zamieszkania (ludzi
i zwierząt), mogłyby wzajemnie wobec siebie pozostawać w relacji metonimicz-
nej - tak jak w tejże pracy Jakobsona przywołany przykład widelca i noża, któ­
rych związek oparty jest na przyległości. Zresztą o tym, czy „nora" jest metafo­
rą, można rozstrzygać dopiero po sprawdzeniu tych operacji, które określiliśmy
przedtem jako wybór konotacji, czyli wskazanie dominanty znaczeniowej. „Cha­
ta" nazwana „norą", podobnie jak „chata" nazwana „pałacem" - to w najprost­
szej lekcji raczej hiperbola, która przecież może działać w obu kierunkach, a więc
można hiperbolicznie chwalić i hiperbolicznie ganić. Jeśli o zwykłym domu,
a więc o skromnej, ale przyzwoitej chacie powiemy „ależ to nora" albo „ależ to

pałac", to postąpimy tak samo, tylko z odwrotną intencją. Rzecz bowiem w tym,
że nie wszystkie części całości, nie wszystkie całości zamiast części i wreszcie
nie wszystkie współprzynależności do zbioru dają metonimie z synekdochami -
to tylko te przyległości nabierają znaczeń reprezentacji, którym poprzez histo­
ryczne przeżywanie kultury i cywilizacji prawo to zostało nadane - sam zaś pro­
ces owego nadawania pozostaje zazwyczaj nieuchwytny; i to przede wszystkim
różni metonimie od metafor, że wybór i odczytanie dominanty znaczeniowej

i metonimii, i synekdochy ustala się nie na poziomie językowym, lecz encyklo­

pedycznym - w tym sensie metonimia (tudzież synekdochą) ma wiele wspólne­

go z symbolem jako tekstem kulturowym^ Zakłócenia w odbiorze metonimii
i symbolów pochodzą najczęściej z ułomnej erudycji. Ale i na odwrót - sens
metonimii fałszywie czytanych lub zatartych możemy przywrócić za pomocą
komentarza. Oto przykład antonomazji o podwójnym znaczeniu, pochodzącym
z dwu różnych stanów bohatera literackiego (w tym wypadku biblijnego).

W Fircyku w zalotach Zabłockiego w scenie 1 aktu I Pustak podziwia bogaty

strój Świstaka, służącego Fircyka, bogactwo pozorne zresztą, ludzi zgranych do
ostatniej nitki. Świstak na to odpowiada:

Joby, Joby na oko, w rzeczy - reformaty [...]

Zestawienie może być zmyłkowe: dlaczego reformatom (gałąź żebrzącego

zakonu franciszkanów) został przeciwstawiony biblijny Job (Hiob), skoro jest on

uosobieniem niezawinionych nieszczęść? Dlatego - odpowiemy - że są dwie fazy

w życiu Hioba i dwie stąd wyprowadzone antonomazje, z których jedną posłużył

się Zabłocki: Hiob to najpierw wielki bogacz, a dopiero później z niezbadanych

wyroków Pańskich - nędzarz.

Op. cit, s. 128.

background image

179

O tym, że nie wszystkie relacje syntagmatyczne, w tym relacje przyległości

i przynależności, dają metonimie i synekdochy, a więc że nie można wszystkich
tropów dzielić dychotomicznie na metafory i metonimie, przekonani są retorycy

z Liege. Ponieważ idee Grupy \x zyskały zwolenników wśród wielu badaczy i po­
nieważ powtarzane weszły w obieg współczesnej teorii literatury, mimo połowicz­
nej trafności ich wywodów, zasługują na omówienie.

Główna teza Grupy u, głosi, że metonimia z synekdochą nie są opozycyjne

wobec metafory, ale przeciwnie - to metafora jest jakoby rezultatem podwójnej
operacji synekdochicznej.

Synekdochy dzielić się mają pionowo i poziomo wedle typów „dekompozy­

cji" i stosunku całości i części. W tabelarycznym skrócie

42

wygląda to tak (w prze­

kładzie na język polski):

Synekdochy

Dekompozycja

Synekdochy

s

n

Generalizujące

„żelazo" zamiast

„ostrze"

„człowiek" zamiast

„ręka"

Partykularyzuj ące

„zulus" zamiast

„murzyn", „czarny"

„żagiel" zamiast

„statek"

Znak dużej sigmy (X) oznacza stosunek koniunkcji, znak dużego pi (TI) -

stosunek alternatywy. Inaczej mówiąc synekdochą całości zamiast części jest
generalizująca (w skrócie Sg), synekdochą części zamiast całości jest partykula­
ryzuj ąca (w skrócie Sp). W ten sposób powstają cztery kombinacje (SgZ, Sp£,
SgTI, SpIT), z których tylko dwie są synekdochami (resp. metonimiami), a mia­
nowicie SgZ i SpIT; np. „żelazo" w znaczeniu „ostrze", i „żagiel" w znaczeniu
„statek", ale nie „człowiek" zamiast „ręka" i nie „zulus" zamiast „murzyn". I to

jest trafna krytyka koncepcji Jakobsona, nie wszystko bowiem, co znajduje się

na linii syntagmatycznej, jest metonimia czy synekdochą, choć może być wyra­
żeniem sensownym.

Dalej w propozycjach Grupy [i zaczynają się komplikacje i mnożą wąt­

pliwości. Lojalność jednak wobec stanu badań nie pozwala ominąć tej prze­

szkody.

Najważniejsze i najgłośniejsze twierdzenie retoryków z Liege brzmi: synek­

dochą nie jest alternatywą metafory, lecz przeciwnie - jest tropem nadrzędnym,
ponieważ metafory powstają z trafnego połączenia dwu synekdoch. Ilustruje to
następująca tabela

43

(którą w miarę możności przekładamy):

42

Dubois, Edeline i in., Rhetorigue generale par le Groupe p., s. 108.

43

Op. cit., s. 109.

background image

180

SCHEMAT GŁÓWNY

D —> /I/ —» A

a. (Sg+Sp)Z
metafora możliwa

giętka

brzoza dziewczyna

b. (Sg +

Sp)n

metafora niemożliwa

człowiek ^ ^ ^ ^

ręka głowa

c. (Sp + Sg)E
metafora niemożliwa

zielone . ^ ^ ^ giętkie

brzoza

A (s

P

+s

g

)n

metafora możliwa

statek wdowa

*• żagiel

welon

Litera D oznacza termin wyjściowy (depart), I - termin pośredniczący (inter-

mediaire), A -

termin końcowy (arrivee). Strzałki skierowane ku górze oznaczają

„generalizację", skierowane ku dołowi zaś - „partykularyzację". Spośród czte­
rech kombinacji dwie tylko wytwarzają metafory, a mianowicie połączenie sy­
nekdochy generalizującej z synekdochą partykułaryzującą w koniunkcji (czyli

przypadek a.) oraz połączenie synekdochy partykularyzującej z synekdochą ge­
neralizującą w alternatywie (przypadek d.).

Pomińmy fakt, że prawem rachunku prawdopodobieństwa kombinacji tych

powinno być więcej, a zatrzymajmy się nad samym stylem rozumowania retory-
ków z Liege. Że przypadki b. i c. nie dają metafory, na to zgoda, ale czy wytwa­
rzają ją operacje zapisane pod punktami a. i d.?

Rozumowanie Grupy [i tak mniej więcej wygląda: brzoza jest częścią zbioru

giętkości, a jedną z cech młodej dziewczyny jest giętkość, możemy więc powie­
dzieć o dziewczynie - brzoza (dziewczyna jak brzoza). Musimy lojalnie dodać, że
w oryginale francuskim mamy następujące terminy D -1 - A: bouleau -flexible -

jeune fdle.

Kłopot polega na tym, że flexible znaczy i „giętki", i „wiotki". Po pol­

sku można powiedzieć o dziewczynie, że jest wiotka, ponieważ prawdopodobnie
chodzi tu o jej drobną, szczupłą figurę. Ale „dziewczyna giętka" byłaby albo dziew­
czyną dobrze wygimnastykowaną, albo określenie to niepochlebnie odnosiłoby
się do cechy charakteru.

Jeszcze więcej wątpliwości budzi przykład d., który w oryginale tak wygląda:

bateau - voiles - veuve.

Metafora statek - wdowa (statek jak wdowa) jest do

przyjęcia, ale tylko wtedy, kiedy za „termin pośredniczący", czyli - inaczej mó­
wiąc i używając terminologii w poprzednich rozważaniach zaproponowanej - za
dominantę znaczeniową uznamy samotność. Tymczasem metaforę tę ma (po fran­
cusku) uzasadnić słowo pośredniczące voiles, które znaczy jednocześnie i „ża­
gle", i „welony", „woalki" (nb. po francusku prendre le voile jest zwrotem fraze­
ologicznym oznaczającym wstąpienie do klasztoru). Dwuznaczność franc. voile
uzasadniałaby ewentualną grę słów, ale nie metaforę.

background image

181

Nieraz wydaje się - chociaż jest to tylko domniemanie pozbawione dowodu -

że frankofońska Grupa fi ulega złudzeniu, wedle którego doskonałość francusz­
czyzny zasadza się na tożsamości porządku leksykalnego z porządkiem referen-
cjalnym.

Rozważania nad metaforą zwykło się przeprowadzać na przykładzie metafor

skonwencjonalizowanych, co o tyle zrozumiałe, że metafory te dobrze nadają się

na konstrukcje modelowe jako zwroty powszechnie znane. Wadą jednak takiego

postępowania jest przynależność tych metafor do języka, a więc ich banalność.

Metafory autorskie, przez niektórych badaczy zwane metaforami aktualnymi

44

,

mają z kolei tę wadę, że każda z nich wymaga odrębnej interpretacji - mimo to nie

możemy się od nich odżegnać, są one bowiem istotnym obiektem zainteresowań

poetyki i retoryki.

Zacznijmy od sławnego Pascalowskiego: „Człowiek to myśląca trzcina" , tym

bardziej że autorzy Rhetońąue generale też tym przykładem się posłużyli, by do­
wodzić, że metafora powstaje z dwu synekdoch

45

.

Ich zdaniem morfologię tej metafory można by przedstawić w postaci nastę­

pującego diagramu:

co należy czytać tak mniej więcej: „człowiek" i „trzcina" są terminami, które we­
szły w skład wspólnego wyrażenia metaforycznego dzięki uprzedniemu istnieniu

jak gdyby dwu synekdoch - „człowiek" i fragilite oraz „trzcina" i fragilite. Fra­

gilite

znaczy tyle, co ^łamliwość", „kruchość", a tym samym „słabość". Na razie

pozostawiamy oryginalne brzmienie francuskie, ponieważ od przekładu tego jed­
nego słowa zbyt wiele mogłoby zależeć. Rzeczownikpensee znalazł się tu dlate­

go, że u Pascala wyartykułowany został imiesłów („myśląca") - należy jednak

wątpić, czy uznanie „myśli" za podklasę klasy „człowiek" jest poprawne.

Nim zaproponujemy inny zapis (tej i wszelkiej) metafory, spróbujmy zanali­

zować opisowo zdanie Pascala.

Kiedy człowieka porównujemy do czegokolwiek, niekoniecznie wyliczamy

jego cechy, ponieważ byłoby ich za wiele lub byłyby zbyt oczywiste, ale za każ­

dym razem którąś cechę jako najważniejszą mamy na myśli, choćby po to, by jej
zaprzeczyć: porównując człowieka do wilka zaprzeczamy ludzkiej dobroci i mo­
ralności altruistycznej, porównując do świni - czystości cielesnej lub duchowej.
Możliwa więc by była metafora „człowiek - to trzcina" lub porównanie „człowiek

44

Bogusławski, op. cit.

45

Rhetoriąue generale..., s. 110.

background image

182

jest jak trzcina", a nawet konstrukcja z epitetem „ludzka trzcina" (budowa grama­

tyczna nie jest tu najważniejsza) - a wyliczenie innych cech człowieka czy jednej

najważniejszej cechy (homo sapiens) mogłoby być zbyteczne. Jeśli Pascal ją do­

powiedział, to dla uzyskania paradoksalnego efektu: człowiek niczym się nie róż­

ni od trzciny poza tym, że myśli. I tu sens metafory, którego nie da się sprowadzić

do cechy fragilite, ponieważ trzcina jest nie tyle krucha i łamliwa, ile giętka i ela­

styczna, wrośnięta w ziemię, ale zarazem poruszana każdym podmuchem - i gdy­

by taka trzcina umiała myśleć, przypominałaby człowieka.

Zapiszmy tę metaforę innym sposobem:

człowiek trzcina

^

^

•.. myślący (giętka, wrośnięta, poruszana...)

Ponieważ w ten sposób będziemy zapisywać i inne metafory - kilka słów le­

gendy

46

.

Po lewej stronie będziemy zapisywać to, o czym się orzeka w metaforze (de-

terminandum),

czyli temat, po prawej zaś to, co orzekamy (determinans), czyli

remat, od którego, a więc z prawej ku lewej, prowadzi ku tematowi strzałka. Nie

jest to zapis powszechnie przyjęty, wobec tego musimy się umówić, że wyartyku­

łowane tematy i rematy będziemy zapisywali nad kreską i nazywali „licznikiem",

natomiast pod kreską (nazwijmy to miejsce „mianownikiem") będziemy zapisy­

wali konotacje, czyli dominanty znaczeniowe - bez nawiasu, gdy są wyartykuło­

wane w danej metaforze, lub w nawiasie, gdy są domyślne.

Weźmy dla przykładu wyraz „morze" w jego możliwych konotacjach: jest to

wielki zbiornik wody, rozległa przestrzeń; jest słone, głębokie; można w nim uto­

nąć, można zaginąć; jest to część oceanu, jest połączone z oceanem; jego wód nie

da się wyczerpać... Stawiamy trzy kropki, ponieważ trudno zamknąć tę listę moż­

liwości.

W wyrażeniu „morze sosen", podobnie jak w większości metafor dopełnia­

czowych, tematem są „sosny", rematem zaś „morze", w znaczeniu, które możemy

ustalić na podstawie krótszego lub dłuższego kontekstu. Zapewne nie chodzi tu

o akwen ani o coś słonego, ale o rozległą przestrzeń, coś, w czym można się zgu­

bić (choć nie utonąć). Utwierdza nas w tej interpretacji kontekst (metafora pocho­

dzi z wiersza Jerzego Kamila Weintrauba Elegia komandorska i jest nieco iro­

niczna):

Komandorze, ta płaska weranda to pokład
okrętu, którym płyniesz w ciemne morze sosen.

Zapisać by można to w ten oto sposób:

sosny morze

(rozległa przestrzeń)

46

Rozwinięcie sposobu zapisu metafory: J. Ziomek, Metafora a metonimia. Refutacja ipropo-

zycje, „Pamiętnik Literacki" 1984, z. 1. ,

background image

183

Ponieważ nie ma nic do dodania (wyjaśnienia) w temacie, mianownik tematu

zostawiamy wolny, w remacie natomiast pod „morze" podpisujemy „rozległa prze­
strzeń"; moglibyśmy jeszcze dodać, że niezmierzona, gdzie nie widać drugiego
krańca itd. Odsunęliśmy na bok inne konotacje (woda), ale musimy pamiętać, że
to, co pominięte, nigdy bez reszty nie usuwa się z pola uwagi. W metaforze Wein-
trauba takie niebezpieczeństwo nie istnieje, ale istnieje za to ślad oksymoronu
podobnego do tego z Sonetów krymskich, z tą różnicą, że u Mickiewicza oksymo-
roniczność ta została wysłowiona: „suchy przestwór oceanu". Oksymoron Wein-
trauba jest ukryty także w poprzednich słowach: „weranda - pokład okrętu", okrę­
tem zaś jest chyba cały dom.

W zapisach Grupy jx, a zresztą i w potocznych ujęciach, metafora jest wyraże­

niem trójskładnikowym: poza tematem i rematem istnieje jakoby jeszcze element
trzeci, przez retoryków z Liege zwany intermediaire (pośrednik), najczęściej okre­
ślany mianem tertium comparationis. Tymczasem jednak wiele przemawia za tym,
by metaforę ująć jako wyrażenie czteroelementowe: uzasadnienie spotkania te­
matu z rematem nie leży „pośrodku", lecz po obu stronach konstrukcji, choć nie­
równomiernie rozłożone, z niejednakową intensywnością i ważnością.

Z tego właśnie powodu nie możemy ograniczać się w badaniach metaforo-

logicznych do metafor utartych, bo te - z natury rzeczy - zawierają oczywiste
tematy i łatwo opisywalne rematy - dotyczy to też metafor in absentia, gdzie
temat jest in blanco, oraz metonimii z synekdochami, a wśród nich zwłaszcza

antonomazji.

W metaforach właściwych, czyli autorskich, nawiązywane są różne gry licz­

ników i mianowników w tematach i rematach. W Pascalowskiej metaforze wła­
ściwość tematu, czyli jego „mianownik", został wyartykułowany dlatego, że temat
„człowiek" jest nader wieloznaczny: lecz nie od razu wiadomo, czy chodzi o isto­
tę kochającą, pracującą, wędrującą, walczącą... Dlatego mianownik tematu jakby
„promieniuje" na remat: powstaje przerażający obraz trzciny, która myśli, a zatem
chyba wszystko wie o swojej roślinnej kondycji.

Pokusa komentowania metafor stąd także pochodzi, że w metaforach jest coś

z zagadki - nieraz ta zagadka jest już rozwiązana, nieraz jednak zadanie przedsta­
wia sporo trudności.

Oto dwa przykłady:

1. Wyrażenie „stalowy ptak" bez wątpienia odnosi się do samolotu i jest po­

niekąd banałem stylistycznym. Problemem jest tu jednak morfologia tej metafory,
widoczna w zapisie:

(samolot) ptak

stalowy (latanie)

W tym wyrażeniu temat właściwy nie został wysłowiony - dlatego „licznik"

dajemy w nawiasie, natomiast wypowiedziana została ta cecha samolotu, która
utrudnia porównanie do ptaka: stal, nb. tylko część tworzywa samolotu; to coś
ciężkiego, co spada i tonie, coś przeciwstawnego lekkim piórom.

background image

184

2. Pełną enigmą jest Peiperowska „pierś z kryształu", ponieważ poprawna

odpowiedź („karafka") nie jest prosta:

? pierś

z kryształu (obła, wypukła, ponętna) .

Inne konotacje „piersi" (karmiąca, ciepła, miękka [?], nie mówiąc już o „klat­

ce piersiowej") muszą być wykluczone i zapomniane; w przeciwnym bowiem ra­

zie ta śmiała metafora - enigma stanie się nonsensem.

Zdarza się, że motywacja metafory (lub porównania), a dokładniej mówiąc -

motywacja rematu, zapisywana tu jako jego „mianownik", zostaje wyartykułowa­

na obszernie przez poetę:

I serce ma podobne do dawnej świątyni
Spustoszałej niepogod i czasów koleją,
Gdzie bóstwo nie chce mieszkać, a ludzie nie śmieją

(Mickiewicz, Sonet XI. Rezygnacja)

W proponowanej tu formie zapisu wyglądałoby to tak:

serce dawna świątynia

, » •<

(konwencjonalne znaczenie: „spustoszała niepogod

1

siedlisko uczuć) i czasów koleją, gdzie..." .

Oczywiście „serce" jest tu znaną powszechnie metonimia (lub synekdochą?),

której nie musimy objaśniać, ale na wszelki wypadek to robimy; natomiast obie
części rematu wypełniamy własnymi słowami poety, bez których metafora byłaby
możliwa, ale trudna.

Mówimy tu o metaforze, mimo że łącznikiem między tematem a rematem jest

przymiotnik „podobne". Zwróćmy jednak uwagę, że bez trudu można by wyraże­
nie przekształcić w metaforę mianownikową (serce - dawna świątynia) lub nawet
metaforę dopełniaczową (typ: świątynia serca), na ogół częstą, w tym wypadku
zbyt lakoniczną i trudną dla rozwiązania enigmy

47

i rozwinięcia rematu.

Kwestia gramatycznego (fleksyjnego) kształtu metafory byłaby osobnym za­

gadnieniem, które tu tylko sygnalizujemy dlatego głównie, żeby poprzeć to tra­
dycyjne stanowisko, które widzi pokrewieństwo metafory i porównania. Tak więc
np. metafora może być epitetem, co nie znaczy, że każdy epitet artystyczny jest
metaforą - nie jest nią epitet ozdobny (np. Kochanowskiego „niedobyte brony"
= bramy; psalm 24), jeśli nie wnosi (nie przenosi) cechy nowej a obcej, czyli

47

Arystoteles (ArPoet XXII; 1458a) przestrzega! przed nadużywaniem słów rzadkich i wyszu­

kanych, których „wytworem byłaby albo zagadka, albo barbaryzm". Akceptował jednak (i dwukrot­
nie przytoczył) „znaną zagadkę: męża widziałem, co spiż przykuwał ogniem mężowi", której roz­
wiązaniem jest czynność stawiania baniek. Enigma ta podobna jest do metafory w tym, że jest zbu­
dowana z pojęć „bliskich sobie i jednorodnych". „Czynność ta nie posiada własnej nazwy, ale zarówno
ona, jak «przykuwanie» wchodzą w zakres pojęcia «przystawiać» i dlatego stawianie bańki nazwa­
no tu «przykuwaniem»" (ArRh III, 2; 1405a-b). , <.,..,,„. ,

background image

185

jeśli nie jest dewiacyjny. Nie jest także metaforą epitet tautologiczny, np. „białe

mleko", o którym Arystoteles pisze, że przystoi poezji, w sztuce wymowy zaś

jest niedopuszczalny (ArRh III, 3, 3; 1406a). Natomiast jest wyrażeniem metafo­

rycznym „czarne mleko", które w badaniach bywa przytaczane jako metafora nie­

możliwa - niesłusznie jednak, bo jest to w naszej kulturze symbol melancholii.

Być może jest to oksymoron, istotne jednak jest to, że „czerń" występuje w tym

połączeniu z konotacją braku światła, „mleko" zaś nie musi konotować barwy,

lecz także posiłek - najważniejszy czy też w ogóle pierwszy w ludzkim życiu.

Obok najczęstszych metafor mianownikowych i dopełniaczowych występują

także metafory narzędnikowe - np. „Safo śpiewa słowikiem" (Pawlikowska, Róże
dla Safony).

Przykład ten jest na pozór wyszukany, tymczasem poetka skonstru­

owała to wyrażenie na wzór częstych w języku polskim i niemal potocznych na-

rzędników porównawczych (instrumentalis comparationis), takich jak „zakwit­

nąć różą", „stawać okoniem", „stawać kością w gardle", a także „stanąć dębem"

(obok częstszego „stanąć dęba") - wszystkie te konstrukcje narzędnikowe można

przekształcić w zdania zawierające porównanie: „x zakwita jak róża", ,y stanęło

mi w gardle jak kość", a nawet w równoważniki zdań „pegaz dęba" (tak u Tuwi­

ma, ale mogłoby być „pegaz dębem").

Powiedziało się na początku tych rozważań, że dwie teorie metafory, substy­

tucyjna i interakcyjna, nie muszą być konkurencyjne - w każdym razie nie na

płaszczyźnie stylistyki opisowej.

Prawdą jest, że nie da się wszystkich metafor opisać za pomocą zastosowane­

go powyżej modelu. Tylko dla ułatwienia posługiwaliśmy się przykładami, w któ­

rych temat był w zasadzie użyty w swoim znaczeniu właściwym, a jedynie remat

funkcjonował ze wskazaniem konotacji uczestniczących w porównaniu i przeno­

szeniu. Ale i takie metafory, zwane nieraz metaforami konfrontacyjnymi

48

, za­

wierają pewne elementy interakcyjności - i tak np. w często analizowanej mode­

lowej metaforze (porównaniu) „łzy to brylanty", „łzy jak brylanty", „brylanty łez"

- „«lśnienie» i «okrągły kształt» to semy peryferyjne i obligatoryjne dla obu skład­

ników metafory"

49

; istotnie, przecież z tematu usunięta została konotacja „słone",

na korzyść konotacji „okrągłe", „przezroczyste".

Weźmy jednak pod lupę metafory autorskie, trudne i odkrywcze; niech to będą

zarazem tytuły tomów, bo w ten sposób zwracamy uwagę na złożoność sensów

i odsyłamy do znanej całości. Jeden przykład to Zbigniewa Herberta Struna świa­
tła,

drugi - Bolesława Leśmiana Napój cienisty. Jeśli postawimy sobie pytanie, co

w tych dwuskładnikowych wyrażeniach jest tematem, a co rematem, nie znajdziemy

prostej odpowiedzi, rzecz bowiem w tym, że niezależnie od formy gramatycznej -

oba składniki są jakby równorzędne.

U Herberta „struna" udziela „światłu" tych konotacji, które z grubsza można

by opisać tak: „struna" - to napięta na instrumencie, drgająca nić, ale dopiero

48

H. Markiewicz, Uwagi o semantyce i budowie metafory, [w zbiorze:] Studia o metaforze II,

s. 12.

49

Op. cit., s. 13. . • - • ,

v

, i

background image

186

poruszona wydaje dźwięk. Z drugiej strony „światło" orzeka o „strunie" swąpro-

mienistość, tak że „struna", skądinąd metonimia sztuki, zwłaszcza muzyki i po­

ezji, staje się źródłem światła. Gdyby chcieć to zanotować sposobem przedtem

praktykowanym, otrzymalibyśmy co najmniej dwa zapisy:

struna ^ światło

1. ; ^.

a

(napięta na instrumencie (jest z promieni) .

drgająca nić...)

światło < (instrument)

(jest z promieni) ^ (ma) struny .

Dwie strzałki odwrócone wyrażają przekonanie, że role tematu i rematu

są odwracalne; drugi z kolei zapis dopuszcza jeszcze inną interpretację: rema­

tem mógłby być nienazwany instrument, o którym wiemy, że ma struny; cała

zresztą metafora jest synestezyjna, mówi o słyszeniu światła i widzeniu dźwię­

ków.

Podobną wieloznaczność (co zrozumiałe) i dwukierunkowość wydobyć moż­

na z tytułu Leśmiana:

napój cienisty my:

(zaspokaja pragnienie...) > (kolor, chłód...) .

Układ - rzeczownik z epitetem przymiotnikowym - sugeruje, że tu „napój"

jest tematem; ale nie powinniśmy przeoczyć, że i na odwrót - właściwość bycia

napojem, gaszenia pragnienia... przysługuje cieniowi.

Te przykłady i propozycje analiz mają jeden cel: usunąć zbyteczną kontrower­

sję. Prawdą jest, że składniki metafory współgrają wzajemnie w sposób nieraz tak
złożony, że zawieść by musiały wszelkie próby graficznego przedstawienia pro­

blemu. Ale interakcja nie wyklucza substytucji. Metafory odkrywają nieoczeki­
wane podobieństwa, analogie i związki (correspondances) rzeczy - twierdzi Ste­
phen Ullmann

50

- i ma słuszność. Działalność metaforotwórcza jest porządkowa­

niem i nazywaniem - zarówno wtedy, gdy uzupełnia braki w języku, jak i wtedy,
gdy jest aktem jednorazowego olśnienia. Napięcia międzysłowia są w metaforach
różne - od słabych w zleksykalizowanych zbitkach, do silnych i złożonych w twór­
czych poczynaniach poetyckich.

Problem metafory jest kluczowy dla teorii tropów, przez które - jak o tym

była mowa wyżej (s. 131) - rozumiemy te figury, które polegają na przekształce­
niach semantycznych, tj. na naruszaniu ustabilizowanego związku między signi-

fiant

a signifie. Inaczej mówiąc, tropy są to ułomne pod względem semantycznym

50

S. Ullmann, Semantiąue et stylistique [w zbiorze:] Melanges de linguistiąue et de philoso-

phie medievale, Offerts a P. Delbouille, Gembloux 1964, s. 648.

background image

187

użycia języka, ale licencjonowane na prawach chlubnego wyjątku, czyli stanowią
abusio cum virtute.

Jak wiemy, nie wszystkie tropy da się podzielić na metafory i metonimie z sy-

nekdochami - należy wobec tego przyjrzeć się bliżej tym pozostałym, które, nie

będąc przenośniami, powstają poprzez zastosowanie pokrewnych mechanizmów

językowych.

Tradycyjna lista niemetaforycznych tropów nie jest długa: emfaza, hiperbola,

litota, peryfraza. Nieraz mówi się o ironii, której zaklasyfikowanie waha się mię­

dzy tropami a figurami słów, i o antonomazji, którą omówiliśmy za Fontanierem

wśród synekdoch. Natomiast oksymoron, którego obecność dała się wyczuć przy

okazji analizy metafor, bywa zaliczany do figur właściwych, tj. figur słów i figur

myśli, w pobliżu antytezy. Ponieważ nie jest bynajmniej z nią tożsamy i ponieważ

jest źródłem wielu nieporozumień, od niego zaczniemy ten podrozdział.

Przykłady na oksymoron są o tyle trudne do przełożenia i skomentowania,

0 ile sprzeczność logiczna nie zawsze jest sprzecznością semantyczną, skutkiem

której jest gra słów. Gdy Horacy (Epist. I, 12, 19) pisze: „rerum

Concordia

dis-

cors", to w tej zasadzie, uchodzącej potem za regułę sztuki barokowej, jest
1 sprzeczność, i oksymoroniczna gra słów (niezgodna zgoda rzeczy). Ale już

przykład, który podaje Kwintylian (I, 10, 5): „mortalis ąuidam deus" (śmiertel­

ny bóg) można interpretować tylko na gruncie określonego systemu filozoficz-

no-religijnego.

Słusznie zwraca uwagę Jean Cohen

51

, że niektóre określenia uchodzące za

sprzeczne są sprzeczne pozornie lub też nie wszystkie sprzeczności są oksymoro-

nami albo antytezami. Sprzeczne (logicznie) jest zdanie, które twierdzi o jakimś

S, że jest A i nie jest A. Jeśli jednak weźmiemy wyrażenie typu „ten sztandar jest

czarny i biały" (może być „czarno-biały", ale nie „czarnobiały"), to sprzeczność

tu wbrew powierzchownemu przekonaniu nie wystąpi. Pomyłka, zdaniem Cohe­

na, pochodzi stąd - i to jest konkluzja zaskakująca, choć może nadto kategorycz­

na - że w sformalizowanym języku zaciera się różnica dwu podobnych wyrażeń

i że różnicę tę, a co za tym idzie i błąd logiki, można odkryć przez krytyczne za­

stosowanie języka naturalnego. Chodzi o łącznik „być".

„Logika zna tylko jeden łącznik «być», dzięki któremu orzecznik wskazywa­

ny jest jako predykat całego podmiotu. Można by powiedzieć, że łącznik «jest»

nie chwyta szczegółu. Ujmuje przedmiot ogólnie, całościowo, jak niepodzielną

całość. S jest P albo nie jest P, bez stopni pośrednich. «Być albo nie być» jest to

rzeczywiście pytanie, przynajmniej w łonie binarnej opozycji obejmującej cza­

sownik «być», a która stanowi tę antyczną parę: ten sam, inny, która podzieliła

filozofię u jej zarania"

52

.

Prościej i bez wchodzenia w zawiłe problemy historii filozofii powiemy, że

chodzi tu o wiele znaczeń czasownika „być" w strukturze głębokiej. Różnicę tę

najlepiej uświadamia wgląd w dwujęzyczny słownik - w języku ojczystym czę-

51

Cohen, op. cit., s. 218.

52

Op. cit., s. 217.

background image

188

sto bowiem wieloznaczności głębokiej nie spostrzegamy i nie zdajemy sobie

sprawy, że - i tu ograniczamy się do dwóch najczęstszych znaczeń - „być" zna­

czy po pierwsze „istnieć", po drugie ma znaczenie łącznika (copula), który spa­

ja podmiot z orzeczeniem (z orzeczeniem tworzy orzecznik) o znaczeniu naj­

częściej kwalitatywnym (on jest dobry, on jest lekarzem) lub lokatywnym (on

jest w pokoju).

Cohen twierdzi, że w strukturze głębokiej mamy do dyspozycji dwa łączniki -

„być" i „mieć", chociaż w strukturze powierzchniowej ich repartycja bywa nie­

konsekwentna. I tak np. po polsku mówi się ,jestem głodny", ale po francusku

,j'ai faim"; po niemiecku i tak, i tak: „ich habe Hunger" albo „ich bin hungrig".

Znamienne, że po polsku człowiek ,jest głodny", ale „ma pragnienie" (lub „chce

mu się pić").

Ten wywód może mieć dla teorii figur, zwłaszcza tych tropów, które nie są

metaforami, znaczenie kapitalne. Tak rozumując możemy wyjaśnić trudność z czar­

nym i białym. Nie ma sprzeczności w zdaniu mówiącym, że x jest czarno-białe

(czarne i białe), ponieważ w strukturze głębokiej występuje tu łącznik „mieć",

zwany przez Cohena łącznikiem słabym (w opozycji do „być" jako łącznika moc­

nego). Wprawdzie nie mówimy potocznie, że ten sztandar „ma" kolor biały i czar­

ny, ale taka interpretacja jest poprawna.

Oksymoron nie musi być sprzecznością logiczną, lecz zadziwiającym zesta­

wieniem dwu cech niezgodnych

53

pod pewnym względem; inaczej mówiąc, oksy­

moron zaliczamy do anomalii językowych, które w określonych warunkach mogą

być akceptowane, a także odkrywcze. Jest więc oksymoron tropem na prawach

omówionej już abusio cum virtute. I tak np. wyrażenie „to był najczarniejszy

dzień w moim życiu" jest tropem oksymoronicznym, ponieważ epitet „czarny"

(„najczarniejszy") użyty został nie w znaczeniu dosłownym koloru, lecz w już

zleksykalizowanym sensie metaforycznym: nieszczęścia, smutku, niepowodze­

nia. „Biały murzyn" jest oksymoronem, ponieważ temat i remat występują w nie­

symetrycznych konotacjach. „Biały" oznacza tu człowieka białej rasy, „murzyn"

zaś nie człowieka o czarnej skórze, lecz człowieka tej rasy, która spełniała funk­

cje niewolnicze - mechanizm tego wyrażenia moglibyśmy opisać następująco:

człowiek, który ma białą skórę i należy do cywilizacji ludzi wolnych, spełnia

funkcję niewolnika, a niewolnikami są zazwyczaj murzyni. Zresztą wyrażenie

„murzyn" pojawia się metaforycznie też w znaczeniu kogoś, kto wykonuje za

innego ciężką pracę, np. w zdaniu: „On sam nie przekładał, on miał swojego

murzyna".

53

Lojalnie trzeba oświadczyć, że korzystając pełną ręką z myśli Cohena nie podzielamy zara­

zem niektórych jego wniosków. Cohen słusznie odróżnił łącznik mocny i łącznik słaby, a tym sa­
mym dwa rodzaje sprzeczności; oksymoron zaliczył właśnie do sprzeczności z łącznikiem mocnym,
antytezę zaś do sprzeczności z łącznikiem słabym (op. cit.,
s. 221). Zarazem jednak autor nadto
rozszerzył pole rozumienia oksymoronu: czyż przywołane wyrażenie „aigre-doux" (kwaśno-słodki)

jest oksymoronem? Jest to wyrażenie zleksykalizowane o znaczeniu „obłudny", ale nie ma w nim

żadnej sprzeczności (czy jest sprzeczność moralna w obłudnym człowieku? to pytanie nie należy już
do poetyki).

background image

189

Natomiast można dyskutować, czy sławna zwrotka kolędy Karpińskiego, w któ­

rej nagromadzone zostały wyrażenia antytetyczne, jest dobrym przykładem oksy-

moronów:

Bóg się rodzi, moc truchleje,
Pan niebiosów obnażony.
Ogień krzepnie, blask ciemnieje,
Ma granice nieskończony.
Wzgardzony okryty chwałą,
Śmiertelny król nad wiekami [...]

Tu istotnie o to chodzi, że ogień nie może krzepnąć, blask ciemnieć, a wiecz­

ny, przeto nieśmiertelny Król, nie może być śmiertelny. Tylko że Karpiński opisu­

je właśnie tajemnicę Boga i człowieka, śmierci i zmartwychwstania, wiecznej chwa­

ły i wzgardy męki na krzyżu, czyli wyraża absurd w tym najszlachetniejszym sło­

wa rozumieniu, które zawiera się w chrześcijaństwie, a które najdobitniej wyraził

św. Augustyn: „Credo quia absurdum" - wierzę, bo to absurd.

Są to więc raczej antytezy kunsztownie przez poetę złożone i jest to zarazem

popis retorycznej sprawności.

Oksymoron pochodzi od dwu słów greckich: oxys = ostry (a także kwaśny,

wytrawny) i morós = tępy (a także: głupi). Jest to więc trop, który łączy sprzecz­

ności w powierzchownej lekcji nie dające się pogodzić, który jednak zadziwia

ukrytą możliwością współwystępowania i współsensu. Gdy Cyceron w sławnej

Mowie przeciw Katylinie

mówi o pomordowanych „qui tacent, clamant" (krzy­

czą, którzy milczą), to jest to wyrażenie oksymoroniczne, ponieważ wprawdzie

milczący nie mogą wydać głosu, ale przy rozwiniętym podtekście zostaje przy­

wrócony sens: ci, którzy zostali zamordowani, właśnie dlatego, że są nieobecni

wśród żywych, oskarżają głośno, a więc wołają, krzyczą.

„Wymowne milczenie" byłoby nonsensem tylko w razie literalnej lekcji wy­

rażenia; przymiotnik „wymowny" jest tu rematem, z którego wzięte zostały tylko

konotacje: „przekonywający", „dający do zrozumienia", a więc to samo znacze­

nie, które występuje w zwrocie „wymowny fakt".

Tropem w ustalonym dotychczas znaczeniu jest także hiperbola, która najczę­

ściej jest tropem in absentia, ponieważ miejsce tematu zajmuje zmienna (zazwy­

czaj zmienna indywiduowa), rematem zaś jest wyrażenie, które, podobnie jak w me­

taforze, byłoby użyte niewłaściwie, gdyby użyte było w całej szerokości konota­

cji. Najczęściej jednak powiększeniu (lub pomniejszeniu) podlega jedna cecha:

gdy mówimy, że jakieś x jest darem królewskim, to z przymiotnika „królewski"

bierzemy takie konotacje, jak bogaty, wspaniały, szczodry, ale nie bierzemy nicze­

go, co odnosiłoby się do władzy, majestatu... Między hiperbolą a metaforycznym

epitetem istnieje bliskie pokrewieństwo: „płomienna miłość" jest wyrażeniem

metaforycznym, ale zarazem hiperbolą, ponieważ nie tylko uczuciu została przy­

pisana cecha temperatury, ale cecha ta została przypisana w sposób przesadny.

Ulubioną formą hiperboli jest użycie stopnia wyższego w porównaniu z przed­

miotem posiadającym tę cechę w stopniu bardzo wysokim - np. coś jest bielsze

background image

190

niż śnieg, czarniejsze niż noc, jaśniejsze niż słońce. W tym wypadku hiperbola

jest odmianą katachrezy - nie mając nazwy na określenie danej barwy, posługuje­

my się nazwą barwy istniejącej, choćby to była barwa skrajna. Możliwe jest także

uzyskanie tego samego efektu przez zaprzeczenie: „miód nie tak słodki". Hiper­

bolą jest nie tylko przesada w pochwale, choć najczęściej trop ten odnajdujemy

w tekstach panegirycznych, ale także przesada w naganie: jeśli np. o dziecku, któ­

re broi, powiemy „łobuz", to przy poprawnym odczytaniu wyrazu jako tropu hi-

perboliczność doprowadzi nie tylko do złagodzenia sensu, ale nawet nada mu za­

barwienie żartobliwe i pieszczotliwe.

Hiperbola zaliczana bywa zarówno do tropów, jak i do figur myśli jako jeden

ze sposobów amplifikacji (Quintlnst VIII, 6, 73 i VIII, 6, 67). Granice między

nimi są niewyraźne, ponieważ na efekt figury myśli pracuje jej wyposażenie styli­

styczne, z drugiej jednak strony sensu rozbudowanej hiperboli nie da się wprost

sprowadzić do opisanego wyżej modelu, chociaż mechanizm jest podobny.

Była powyżej mowa o Stepach Akermańskich Mickiewicza, który to sonet cały

zbudowany jest na zasadzie przesadni - od obrazu stepu jako oceanu do obrazu

ciszy, jeśli tak można rzec, ciszy absolutnej, w której jednak żaden głos z Litwy

nie dochodzi. Hiperboli jest kilka - ułożone są stopniowo:

Stójmy! - jak cicho! - słyszę ciągnące żurawie,
Których by nie dościgły źrenice sokoła;
Słyszę, kędy się motyl kołysa na trawie,
Kędy wąż śliską piersią dotyka się zioła.

Można wprawdzie słyszeć lot czy głos żurawi, ale chyba nie wtedy, gdy nie­

widoczne są nawet dla sokoła; kołysanie się motyla na trawie jest niesłyszalne,
raczej już ruch węża, ale nie wtedy, gdy ledwo „dotyka się zioła" i do tego „śliską
piersią".

Bliska hiperboli jest wszelka peryfraza (inaczej: omówienie), trop dobrze zna­

ny, polegający na tym, że zamiast istniejącej nazwy właściwej używa się przesad­
nego opisu z nadmiarem określeń. Peryfraząjest niewymienienie nazw „zwiercia­
dło", „tytoń", „herbata" i zastąpienie ich opisem:

Ten, w lśniący kryształ włożywszy oblicze,
Wschodnim balsamem złoty kędzior pieści,
Drugi stambulskie oddycha gorycze
Lub pije z chińskich ziół ciągnione treści.

(Mickiewicz, Zima miejska)

Nieprzypadkowo to nagromadzenie zastępczych określeń, bliskie czasem enig­

mie (bo naprawdę trzeba zgadnąć, że „włożyć oblicze w lśniący kryształ" - to
przeglądać się w lustrze) pochodzi z młodzieńczego wiersza poety, z istnego ćwi­
czenia w klasycystycznej poetyce. Nie znaczy to jednak, że poezja romantyczna,
rozstawszy się z doktryną retoryki jako systemem obligatoryjnym, poniecha tra­
dycji stylistycznej wypracowanej w długim ciągu kultury europejskiej.

Pojęcia i terminy klasycznej retoryki weszły w obieg nauki o języku, stylu

i literaturze, często jednak ich znaczenie potoczne, a nawet notowane przez en-

background image

191

cyklopedie i szczegółowe opracowania, odbiega znacznie od znaczenia klasycz­

nego.

I tak np. litota (gr. litótes = dosł. prostota, niewykwintność) jest nieraz defi­

niowana jako przeciwieństwo hiperboli - tak np. rzecz ujmuje cytowany wyżej

Cohen

54

, choć - trzeba przyznać - dodaje, że ta figura nie zawsze jest wobec

przesadni „symetryczna". Istotnie, przeciwieństwem hiperboli byłby raczej eufe­

mizm, z tym tylko zastrzeżeniem, że eufemizm jest złagodzeniem cechy negatyw­

nej . Litotą natomiast jest takie zaprzeczenie cechy x, które nie jest równoznaczne

z cechy tej antonimem: mając w paradygmacie do dyspozycji antonimicznie uło­

żone epitety „mądry" - „głupi" i zaprzeczając jednemu z nich, nie wyrażamy by­

najmniej jego słownikowego przeciwieństwa. „Niegłupi" nie znaczy tyle co „mą­

dry"; jest oczywiście określeniem pochlebnym, ale wypowiedzianym z pewną re­

zerwą; i na odwrót, „niemądry" jest naganą łagodną.

Ulubiony przykład badaczy francuskich - to słowa Szimeny z Cyda: „Va, je

ne te hais point", które w przekładzie na polski przysparzają nieco kłopotu, tym

razem jednak kłopotu pożytecznego. Po francusku hair (= nienawidzić) jest an­

tonimem aimer (= kochać), zatem bohaterka dramatu nie chcąc powiedzieć że

go kocha, posługuje się zaprzeczonym antonimem „kochania". Kiedy próbuje­

my to przełożyć, popadamy w niezręczną konstrukcję: „Idź, wcale cię nie niena­

widzę"

55

, niezręczną dlatego, że „nienawidzieć" jest już czasownikiem zaprze­

czonym, skutkiem czego litota zawiera dwa „nie".

Litota jest figurą trudną - także dla badaczy, którzy przytaczają taki przykład:

„Zdaje mi się, że poczułem kilka kropel deszczu" - mówi ktoś, gdy zaczęła się

ulewa

56

. Zdanie to nie jest bynajmniej litotą, bo nie jest nią każde pomniejszenie

obrazu sytuacji. Ale problem jest wart uwagi: przeredagujmy powyższe zdanie

w sposób następujący: ktoś, kto przemókł do suchej nitki, powiada: „Słońce to dziś

raczej nie świeci". Wtedy istotnie będziemy mieli do czynienia ze strukturą litoty

i ironiczną intencją wypowiedzi. Rzecz jest o tyle ważna, że ironia, tradycyjnie zali­

czana do figur myśli (figurae sententiae), bywa różnicowana w stosunku do litoty

jako figury słów (figurae verborum), a dokładniej mówiąc - jako tropu. Ale to róż­

nicowanie nie jest konsekwentne: ponieważ ironią jest użycie niewłaściwego słowa

dla osiągnięcia właściwego i zamierzonego efektu (abusio cum virtute), ironia ucho­

dzić może za figurę słowną; ponieważ jednak nie ma ironii bez sprzeczności między

obiektywnym sensem słowa a intencją jego użycia, przy czym ramą modalną może

być zarówno kontekst jak pozajęzykowa konsytuacja, tudzież intonacyjne i gestycz-

ne sposoby wykonania mowy (wypowiedzenia wszelkiego tekstu), ironia słusznie

zaliczana jest do figur myśli (będzie o niej mowa w rozdz. IX).

54

Op. cit., i. 215.

55

Tak rzecz ujmuje tłumaczka omawianego artykułu Cohena (op. cit., s. 215). Kłopoty z tym

wierszem miał już J.A. Morsztyn, w którego wersji Szimena odpowiada Roderykowi: „Ach, nie
mam cię w niełasce!" (akt III, w. 226).

56

C. Kerbrat-Orecchioni, Ironia jako trop, przeł. M. Dramińska-Joczowa, „Pamiętnik Literac­

ki" 1986, z. 1, s. 303. .. ,, .

background image

192

Z kolei emfaza - trop dość szczególny, którego nazwa skomplikowaną koleją

rzeczy zmieniła z czasem znaczenie. Potocznie emfazą nazywamy - i nie ma w

tym błędu - nacisk położony na jakieś wyrażenie, prowadzący do przesady, afek-

tacji i fałszywej zazwyczaj wzniosłości. Po gr. emphasis to: „obraz", „odbicie",

„wizerunek", ale w znaczeniu bliskim „pozoru", „fantomu". W stylistyce termin

ten znalazł zastosowanie dla przypadków nieprzenośnego celowego odstępstwa

od znaczenia właściwego.

Kwintylian analizuje ten trop w rozdziale 2 księgi VIII De perspicuitate. Jak

wiemy, wady i zalety elokucji dzielą się na trzy stopnie: 1) latinitas, czyli dosłow­

nie łacińskość, ale w znaczeniu elementarnej gramatycznej poprawności, 2) per-

spicuitas,

czyli jasność, wyrazistość, jako dalszy krok w organizacji wypowiedzi,

oraz 3) ornatus, co - podkreślmy to z całym naciskiem - nie oznacza „ozdobno-

ści", jak to się w wielu opracowaniach myśli i pisze, ale trzeci stopień, wykracza­

jący poza gramatyczność i jasność, obliczony na sprawianie przyjemności (delec-

tatio),

a więc to, co my dzisiaj nazywamy funkcją poetycką jako szczególnym

sposobem organizacji wypowiedzi.

Otóż na granicy między perspicuitas a ornatus rozpatruje Kwintylian emfazę,

chodzi bowiem o to, że wymienienie jakiejś szczególnej cechy człowieka lub rze­

czy czyni ich charakter wyraźniejszym, ale zarazem wkracza w dziedzinę ornatus.

I tak np. nazwanie Fabiusa, wybitnego wodza, kunktatorem, a raczej Kunktatorem

(Cunctator), spełnia funkcję wyróżniająco-informującą i jednocześnie jest tropem.

Emfaza jest tropem odwołującym się do znanej logicznej reguły odwrotnej

proporcjonalności treści i zakresu. Przypomnijmy, że im szerszy zakres pojęcia

i jego nazwy, tym uboższa treść, i im węższy zakres, tym bogatsza treść. Użycie

szerszego zakresu zamiast właściwego węższego, lub odwrotnie, jest właśnie uży­

ciem emfatycznym (i stąd poniekąd wzięło się później potoczne, błędne rozumie­

nie terminu). Oto przykłady przytoczone przez Kwintyliana (VIII, 3, 86), które

powtórzymy w oryginale wraz z próbą przekładu: 1) „homo est ille", czyli „to

człowiek" w znaczeniu „tylko człowiek, słaby człowiek, któremu trzeba wyba­

czyć"; 2) „virum esse oportet", czyli „trzeba być mężem" („mężczyzną") w zna­

czeniu „bądź dzielny". Wyraźniej jeszcze wystąpi ta zasada w wyrażeniu czasow­

nikowym: „vivendum est", czyli dosłownie „trzeba żyć", ale w znaczeniu „trzeba

sobie radzić".

Dotychczas rozpatrywaliśmy tropy jako wyrażenia należące do sztuki eloku­

cji „w pojedynczych słowach" (ornatus in verbis singulis). W rozdziale następ­

nym przejdziemy do problematyki ornatus in verbis coniunctis (w słowach połą­

czonych, w związkach słów), czyli do figur słów (figurae verborum).

Jest jednak jeszcze pewien problem pograniczny, często w opracowaniach

i kompendiach z zakresu stylistyki pomijany, a mianowicie problem tzw. solecy-

zmów.

Jak wiemy, wykroczeniem przeciw elementarnej poprawności, zwanej przez

rzymskich retoryków latinitas, jest barbarismus. Jest to wykroczenie w zakresie

pojedynczych słów (in verbis singulis), które jednak, będąc w zasadzie błędem

background image

193

(vitium),

może pod pewnymi warunkami zostać przekształcone w zaletę (virtus).

Odpowiednikiem barbaryzmu w zakresie już nie pojedynczych słów, ale ich połą­

czeń (in verbis coniunctis), jest solecyzm. Można by więc sądzić, że solecyzm jest

odstępstwem (nagannym lub akceptowanym) od składni; jest to poniekąd prawda,

ale nie cała prawda: w problematyce solecyzmu zawarte są te szczegółowe zagad­

nienia stylu, których bez reszty nie da się przyporządkować tradycyjnym działom

semantyki i syntaksy.

Wypada te rozważania poprzedzić przykładami - tu jednak od razu pojawia

się przeszkoda w postaci subtelności języka, z natury rzeczy nieprzetłumaczal­

nych lub trudno przekładalnych. Zatrzymajmy się przy najprostszych. Kwinty­

lian (IX, 3, 10) cytuje solecyzm, który „popełnił" Horacy: „virtus est vitium

fugere" (Epist. I, 1,41); latinitas nakazywałaby powiedzieć „virtus est fuga vi-

tiorum". Łatwiejszym przykładem solecyzmu będzie wyrażenie „hic mulier" -

oczywiście mulier jako rzeczownik rodzaju żeńskiego wymaga zaimka w tymże

rodzaju, a więc powinno być „haec mulier", jednakże błąd jest tu umyślny, po­

nieważ zaimek rodzaju męskiego wskazuje męskie cechy charakteru kobiety, do

której wyrażenie się stosuje. Solecyzmy trudno się przekłada, możemy więc tyl­

ko przywołać ekwiwalent, i to po francusku: Katarzynę Wielką zwano „Catheri-

ne le Grand", a nie „la Grandę", jakby nakazywała składnia zgody. Wyobrażenie
0 efekcie pochodzącym z naruszenia tych reguł może ewentualnie dać polskie

„Herod-baba", ale tu odstępstwo od normy jest mniej widoczne, a zarazem bar­

dziej skomplikowane.

Solecyzmy jako figury dzielono per accidentia partibus orationis, czyli co do

okoliczności części mowy - rodzaju, czasu, osoby, strony, liczby, przypadku, stop­

niowania. Najciekawsze jednak są te solecyzmy, które opierają się wyraźnej kla­

syfikacji, bo pochodzą z nieuzgodnienia frazeologii i idiomatyki.

Powyżej napisaliśmy o Horacym, że „popełnił" solecyzm, a użyty tu cudzy­

słów był rozmyślnym sygnałem pewnego wahania: bo jeżeli traktować cytowane

wyrażenie jako błąd, to cudzysłów nie jest potrzebny; jeśli jednak wyrażenie jest

poprawne, to słowo „popełnić" jest zbyteczne lub jest tylko żartem.

I to właśnie przykład solecyzmu: „popełnić" bowiem, wedle specyficznych

reguł języka (polskiego), wchodzi zazwyczaj w kontakt z rzeczownikami o zna­

czeniu ujemnym (popełnić : grzech, przestępstwo, zbrodnię etc); zdarza się, że

wchodzi w związek z rzeczownikiem neutralnym (popełnić czyn), ale wówczas

czasownik zwęża znaczenie rzeczownika w ten sposób, że nadaje mu zabarwie­

nie ujemne (czyny „dokonane" są z zasady wielkie, czyny „popełnione" niskie
1 brzydkie). Zresztą lepszym, bo bardziej wyraźnym przykładem może być (skąd­

inąd żartobliwe, ale to w tym względzie niczego nie zmienia) wyrażenie „popeł­

nił książkę" lub „popełniła małżeństwo". Można by (a nawet trzeba) jednak za­

pytać, czy wyrażeń tych nie interpretować jako metafor - i to jest kwestia rze­

czywiście istotna.

Jak staraliśmy się dowieść, metafora powstaje przez udzielenie tematowi pewnej

części konotacji, nazwanej dominantą znaczeniową, dzięki której wyrażenie

w lekcji literalnej dewiacyjne staje się sensownym, a nawet odkrywczym. W wy-

background image

194

rażeniach solecystycznych natomiast brak owej selekcji i hierarchizacji semów.

Jeśli w cytowanym przykładzie „małżeństwo" i „książka" są tematami, to remat

„popełnić" pojawia się w komplecie swoich wyposażeń znaczeniowych.

Dokładniej, choć mniej przystępnie, można to objaśnić w ten sposób: grama­

tyka (generatywna) zna dwie najważniejsze reguły budowania wyrażeń popraw­

nych - reguły selekcyjne i reguły ścisłej subkategoryzacji. I jedne, i drugie doty­

czą pośrednio semantyki - pośrednio dlatego, że gramatyka generatywna jest skłon­

na dawać pierwszeństwo składni nad semantyką, czyli rozumieć reguły doboru

(i zakazu) słów w układzie syntagmatycznym jako reguły doboru syntaktycznego.

Jest w tym, a raczej była, pewna przesada, z której generatywiści się stopniowo

wycofywali. Adaptując nieco i upraszczając poglądy Chomsky'ego

57

powiemy,

że reguły selekcyjne wskazują, jakie elementy słownika mogą ze względu na swo­

je znaczenie w kontekście współwystępować, kiedy współwystępowanie jest nie­

dopuszczalne, a kiedy wreszcie może być licencjonowane (wtedy naruszenia re­

guł selekcyjnych „mogąbyć interpretowane przenośnie"

58

).

Reguły ścisłej subkategoryzacji tym się różnią od reguł selekcyjnych, że kla­

syfikują jednostki znaczące (leksemy) wedle właściwych dla nich „wymiarów",

czyli takich właściwości, jak: liczba, rodzaj, aspekt, strona czy trwanie czasowni­

ka, rodzaj czy stopniowalność przymiotnika i jego zdolność do tworzenia przy­

słówków. Reguły subkategoryzacji są bardziej arbitralne, totalne i obligatoryjne:

używając np. rzeczownika w języku polskim, musimy ustalić jego liczbę i jeden

z trzech rodzajów; używając czasownika, rozstrzygamy prawie za każdym razem,

czy jest on dokonany czy niedokonany, przechodni czy nieprzechodni etc.

Nie jest rzeczą całkiem jasną, jak szeroko możemy rozumieć reguły subkate­

goryzacji, to znaczy, czy zaliczyć do nich można niektóre „przymusowe" związki

frazeologiczne oraz tzw. dublety synonimiczne

59

, które tym się różnią od zwy­

kłych synonimów, że pozostają wobec siebie w stosunku dysjunkcji (albo - albo),

a nie alternatywy (lub - i). Nie ma wprawdzie synonimów równoznacznych, ale

wyrazy bliskoznaczne cechuje to, że są do pewnego stopnia wymienne: możemy

wybierać między „pokonać", „pobić", „zwyciężyć", choć są między tymi czasow­

nikami drobne różnice; możemy także użyć wszystkich tych (i tym podobnych)

synonimów naraz dla wzmocnienia efektu, a tautologia takowa nie będzie szcze­

gólnie naganna. Tymczasem dublety synonimiczne nie mogą współwystępować

ani się wzajemnie zastępować pod groźbą popełnienia wykroczenia szczególnie

niebezpiecznego, jakim jest barbarismus in verbis coniunctis.

Ale, jak już była mowa, jeśli dewiacje (vitia) mogą być pod pewnymi warun­

kami przekształcone w zalety (virtutes), to zasada ta dotyczy i solecyzmów.

O koniu z czarną sierścią mówimy „kary", choć nie jest błędem powiedzieć,

że „czarny"; błędem byłoby natomiast powiedzieć o czymkolwiek czarnym albo

57

N. Chomsky, Zagadnienia teorii składni, przeł. I. Jakubczak, Wrocław 1982, s. 128 i passim,

58

Dobrzyńska, op. cit., s. 21.

59

Ju.D. Apresjan, Semantyka leksykalna. Synonimiczne środki języka, przeł. Z. Kozłowska

i A. Markowski, Wrocław 1980, s. 301 i n.

background image

195

o kimkolwiek czarnowłosym - „kary". Po hiszpańsku kolor czerwony zwie się
rojo,

ale wino tego koloru jest tinto. Zbiorowisko stosunkowo wielkie, a nieupo­

rządkowane nazywa się „stadem", gdy mowa o zwierzętach, gdy zaś chodzi

o ludzi - „tłumem".

Jeśli koniec życia określamy dysjunktywnie jako „umieranie" albo „zdycha­

nie", to powiedzenie o człowieku, że „zdechł", będzie albo barbaryzmem (dajmy

na to, że cudzoziemiec niedostatecznie znający język polski nie wyczuł tej różni­

cy), albo wyrażeniem o szczególnie obraźliwej intencji, a w tym sensie także tro­

pem (ale nie odwrotnie: „piesek umarł" mówi dziecko, gdy nie zna jeszcze du­

bletu).

Człowiek „odzywa się" - o zwierzęciu, a ściślej mówiąc o psie, mówimy, że

„dał głos". Pewna polemika mogła więc być przyczyną pozwu o obrazę: publicy­

sta C. Ch., uniesiony słusznym oburzeniem na publicystę W. M., zaczął swą repli­

kę od słów: „redaktor M. [...] dał głos" (redaktor W. M. - mówiąc nawiasem -

wolał pozwu nie ryzykować).

Ciekawym przykładem solecyzmu bywa poetyckie wykorzystanie zakazu

(a więc jego przekroczenie) w stosunkach między przymiotnikami a przysłówka­

mi. Tworzenie przysłówków odbywa się według prostego paradygmatu (przez do­

danie końcówki -o lub - 'e, typu Jasny" - , jasno", „dobry" - „dobrze"), ale nie

wszystkie przymiotniki można przekształcać w przysłówki. Jest więc solecyzmem
0 wysokiej artystycznej randze fragment (i tytuł) następującego wiersza Juliana

Przybosia:

ZIEMIĄ GWIEZDNIE POJĘTĄ

Ziemią ornie pojętą
aż tak idąc, aby tylko przekraczać widnokrąg -
Urodzony do pługa - z nadmiaru ziemi zostałem poetą.

Przymiotniki „gwiezdny" i „orny" nie tworzą przysłówków i nie odpowiadają

na pytanie , jak?". Tu solecyzm został spleciony z trudną metaforą: „gwiezdnie"
1 „ornie" została pojęta ziemia, przy czym czasownik „pojąć" gra - jak często

u Przybosia - wieloznacznością: „pojąć" może znaczyć „zrozumieć", a może też

pochodzić ze związku „pojąć za [żonę, męża]".

Inny przykład - łatwiejszy i dowcipny - znajdziemy u Orwella: „Wszystkie

zwierzęta są sobie równe, ale niektóre są równiejsze od innych". Solecyzm polega

tu na tym, że przymiotnik „równy", ze względu na swoje znaczenie, nie jest stop-

niowalny. Wyrażenie jest błędem językowym i logicznym, obliczonym na dema-

skację języka propagandy.

Niestopniowalność przymiotników może nie dopuszczać także wskaźnika in­

tensywności -jest więc dowcipem solecystycznym powiedzenie „on jest bardzo

żonaty" lub „on jest bardzo partyjny". Dowcip ten w dużej mierze na tym polega,

że wyrażenie jest niezgodne z regułami języka, ale opisuje poprawnie sytuację,

ponieważ w rzeczywistości można być mniej lub bardziej zaangażowanym w mał­

żeństwo czy działalność polityczną.

Znakomitych przykładów celowego użycia solecyzmów dostarcza twórczość

Gombrowicza, zwłaszcza Ferdydurke.

background image

196

„Zrozumiałem wreszcie, o co mu [prof. Pimce] chodziło - chciał w ten sposób

po prostu zakochać mnie w pensjonarce"

60

- celowy błąd tego zdania polega na

użyciu czasownika („zakochać się w..."), który jako tylko zwrotny nie jest prze­

chodni, tzn. nie można kogoś zakochać tak, jak np. można go zamknąć w pokoju.

Ale o to właśnie chodziło, żeby podmiotowi spontanicznego uczucia narzucić

właściwość „bycia obiektem".

Zresztą „pensjonarka" w tym zdaniu niekoniecznie jest nazwą osoby, choć

z pewnością chodzi też o Zutę Młodziakównę. „Pensjonarka" jest tu rzeczowni­

kiem również abstrakcyjnym, o znaczeniu zbliżonym mniej więcej do „pensjonar-

skości", o czym świadczy stylistyka kolejnych rozdziałów, a zwłaszcza zdanie,

które, gdyby było interpretowane dosłownie, byłoby fałszywie i nieprzyzwoicie

jednoznaczne: „Tortura - tkwić bez reszty w nowoczesnej pensjonarce"

61

. Ta gra

między znaczeniem konkretnym a wynikającym dopiero z kontekstu znaczeniem

abstrakcyjnym jest w ogóle kluczem do stylu Ferdydurke

61

.

Można mieć wątpliwości, w jakim stopniu solecyzmy należą do tropów, a w ja­

kim do figur - jest to z jednej strony działanie na znaczeniach, z drugiej jednak

operacja na połączeniach słów (in verbis coniunctis). Zważmy jednak, że żaden

trop, nawet metafora in absentia, nie da się sprowadzić - jak tego chce teoria

klasyczna - do słów pojedynczych (in verbis singulis). Jedynie potrzeba taksono­

micznej przejrzystości każe nam posługiwać się podziałami bardziej ostrymi.

Solecyzm jako przypadek graniczny jest dogodnym przejściem od problema­

tyki tropów do problematyki figur.

60

W. Gombrowicz, Ferdydurke, Kraków 1986, s. 104.

61

Op. cit., s. 129.

' ' ^ ' r

62

O tym szerzej: J. Ziomek, Solecyzmy w „Ferdydurke ", [w zbiorze:] Studia Ó tropach %pod

red. T. Dobrzyńskiej, Wrocław 1987, s. 67-77.

background image

;.->•-.;:. Rozdział VIII
- FIGURY SŁÓW

Przed objaśnieniem sposobów tworzenia i dzielenia figur przypomnieć należy

elementarne wiadomości z zakresu klasyfikacji języków, które ze względu na pewne

charakterystyczne właściwości w niejednakowym stopniu poddają się procede­

rom retoryzacyjnym.

Najogólniej mówiąc, istnieją języki analityczne i języki syntetyczne. Języki

analityczne wyrażają stosunki gramatyczne przez odmianę rodzajników i przyim-

ki (np. le pere w mianowniku, du pere w dopełniaczu itd.). Języki syntetyczne

wyrażają stosunki gramatyczne przez morfologiczne przekształcenia wyrazu (np.

pater

lub „ojciec" w mianowniku, patris lub „ojca" w dopełniaczu itd.). W prak­

tyce należy jednak mówić o językach z przewagą analityczności i z przewagą syn-

tetyczności, ponieważ oba typy często się mieszają (np. niem. der Vater w mia­

nowniku, des Vaters w dopełniaczu, gdzie rodzajnik i końcówka wyrażają okre­

ślony przypadek). Język polski, podobnie jak grecki i łaciński, należy zasadniczo

do języków syntetycznych - zasadniczo, a nie bezwzględnie, ponieważ siedem

przypadków (w łacinie sześć) nie jest w stanie wyrazić wszystkich rzeczywistych

relacji, czyli sprostać wszystkim kilkudziesięciu przypadkom istniejącym w struk­

turze głębokiej. I tak np. przypadek (głęboki) zwany essivus, wyrażający cechę

danego przedmiotu (człowieka) polegającą na ogół na wykonaniu lub wykonywa­

niu pewnej czynności, po polsku oddajemy analitycznie przez mianownik z przy-

imkiem: „[pracuje] jako nauczyciel", a po rosyjsku w tym wypadku używamy

zastępczo narzędnika „rabotajet uczitielem".

Ważniejsze konsekwencje dla stylu retorycznego ma podział języków ze wzglę­

du na typ pozycyjny składni, tzn. ze względu na stopień obligatoryjności szyku.

Język francuski, właśnie dlatego, że jest językiem analitycznym, odróżnia pod­

miot od obiektu przez położenie podmiotu w stosunku do dopełnienia. Jeśli chce­

my powiedzieć, że „wilk je owcę", to musimy ułożyć zdanie w przepisowej kolej­

ności: „le loup mange la brebis", ponieważ w przeciwnym razie („la brebis mange

le loup") okazałoby się, że to „owca je wilka". Po polsku tymczasem częściej

wprawdzie powiemy, że „wilk zjadł owcę", ale zdanie „owcę zjadł wilk" nie bę­

dzie błędne, ponieważ mianownik wskazuje, co jest podmiotem, a biernik co obiek­

tem (dopełnieniem bliższym). Nb. warto może przypomnieć, że ten liberalizm

pozycyjny w języku polskim spowodował takie zjawisko charakterystyczne dla

języków syntetycznych, jakim jest synkretyzm przypadków: gdy rzeczownik (ro­

dzaju męskiego) jest żywotny, w funkcji biernika ma formę dopełniacza; gdy zaś

jest nieżywotny, pozostaje biernikiem. Chodzi po prostu o to, by wiedzieć, że czło-

background image

198

wiek sprzedał psa, a nie pies człowieka, których to wątpliwości nie maitoy, gdy

chodzi o jednakowo brzmiące przypadki mianownika i biernika rzeczowników

oznaczających przedmioty nieożywione (np. „człowiek kupił stół").

Tak więc szyk zdania w języku polskim (podobnie jak w łacińskim), w odróż­

nieniu od francuskiego, angielskiego czy niemieckiego, jest bardziej liberalny, co

znaczy, że lepiej może służyć celom logiczno-retorycznym. Najprościej mówiąc:

obok akcentu wyrazowego w języku polskim do podkreślenia roli poszczegól­

nych składników wypowiedzi służy zmiana szyku. W zdaniu: „Nauczyciel dał

uczniowi zeszyt", gdy zdanie to wypowiadamy ustnie, możemy mocą głosu pod­

kreślić każdy z wyrazów; i tak czynimy w każdym języku. Ale język o liberalnej

pozycyjności pozwala także w tekście pisanym, a tym bardziej mówionym, przy

zastosowaniu odpowiedniego szyku dać instrukcję akcentu logicznego: „Ucznio­

wi dał nauczyciel zeszyt", „Dał nauczyciel zeszyt uczniowi", „Zeszyt dał nauczy­

ciel uczniowi". Sposób zapisu sugeruje, że akcent pada na pierwszy wyraz zdania

- i trafnie sugeruje, ale nie wyklucza innych możliwości i kombinacji. Intonacja

bowiem może nawiązać swoistą grę z regułami szyku - i tak na przykład możemy

powiedzieć (słowa podkreślone wymawiamy z mocniejszym przyciskiem): „Dal

nauczyciel zeszyt uczniowi", „Dał nauczyciel zeszyt uczniowi", „Dał nauczyciel

zeszyt uczniowi" i „Dał nauczyciel zeszyt uczniowi", by tym sposobem otrzymać

kilka kombinacji.

Podobne zabiegi możliwe są we wszystkich chyba językach - z niejednakową

wszakże swobodą. Polszczyzna, podobnie jak łacina, szczególnie miękko poddaje

się tym operacjom, które sprzyjają „figurotwórczej" pomysłowości. Ale zalety

bywają zarazem wadami. Z jednej strony języki pod względem szyku swobod­

niejsze stwarzają więcej okazji do retoryzowania wypowiedzi, z drugiej zaś zbyt

łatwo zacierają granice między komunikatem zwykłym a retorycznym.

*

* *

^Figury dzielimy na figury słów (figurae verborum) i figury myśli (figurae sen-

tentiarum),

zależnie od tego, czy celem ich jest naruszenie syntaktycznego porząd­

ku wypowiedzi, czy też szczególna organizacja przebiegu myślowego, która przez

uwypuklenie lub przysłonięcie obrazu stanu sprawy wspiera przebieg dowodzenia

i przekonywania. Figury słów, nader ważna część elokucji, stawały się często au­

tonomicznym działem retoryki (por. rozdz. II), co z jednej strony przysporzyło tej

dyscyplinie niezbyt pochlebnej opinii i naraziło na zarzut pustosłowia, a z drugiej

doprowadziło do zbyt radykalnej separacji teorii wymowy od teorii poezji.

Rozróżniamy tropy i figury jako przekształcenia (semantyczne) i przemiesz­

czenia (syntaktyczne). Systematyka tropów - jak wiemy - jest nie tylko trudna,

ale często wręcz zbyteczna. Figury łatwiej poddają się zabiegom taksonomicz­

nym, co obrazuje tabela nr III, s. 199-202.

Figur słów jest kilkadziesiąt lub kilkaset - w każdym razie kilkaset jest nazw

figur, często nazw wymiennych albo w najlepszym razie bliskoznacznych. Wyli-

background image

199

czenie ich wszystkich, zwłaszcza z zachowaniem perspektywy historycznej było­

by zadaniem godnym trudu, ale wymagającym osobnego tomu'.

Problem zresztą i trudność nie w tym, jak objaśnić napotkany termin retorycz­

ny (nazwę figury), bo liczne słowniki obcojęzyczne, a po polsku Słownik termi­
nów literackich

pod red. Janusza Sławińskiego, dają właściwie komplet informa­

cji, ale w tym, jak nazwać napotkaną figurę i jak w danym odchyleniu od normy

rozpoznać działanie celowe i podległe artystycznemu systemowi.

Rozdział ten więc konstruujemy tak, aby posłużył jako swego rodzaju klucz

do rozpoznawania figur - układ taki ma na względzie nie tylko przydatność dy­

daktyczną, lecz w istocie odpowiada głównym zasadom taksonomii retorycznej,

widocznej choćby w układzie wielokrotnie tu przywoływanego dzieła Lausberga.

Wiemy już, że wszelkie operacje retoryczne jako sposoby reorganizacji mate­

riału językowego i rzeczowego dzielą się na adiekcje, detrakcje, transmutacje i im-

mutacje; transmutacje i immutacje nieraz łączy się w jedną grupę i nazywa figura­

mi per ordinem (co do porządku). Tak też będziemy dzielić figury słów oznacza­

jąc trzy zasadnicze grupy literami A, B, C.

Najciekawszy i poniekąd najtrudniejszy jest podział figur przez adiekcję, czy­

li przez przyłączenie, które dzielą się na adiekcję przez powtórzenie tych samych

słów (A^, przez powtórzenie słów o rozluźnionej identyczności brzmienia lub

znaczenia (A

2

) oraz przez nagromadzenie (A

3

). Powtórzenia dzielą się dalej na

powtórzenia w kontakcie (1), w klamrach (2) i na odległość (3). Z kolei figury

przez powtórzenie w kontakcie dzielimy dalej, wyliczając ich właściwe nazwy (np.

a. geminatio, b. reduplicatio... itd.). Podobnie dzielimy figury przez detrakcje (B)

i przez transmutacje (C).

Podział ten będzie bardziej przejrzysty, gdy klasy figur i figury ujmiemy w upo­

rządkowane kolumny (zob. tabela nr III).

TABELA III

wg: Heinrich Lausberg, Handbuch der literarischen Rhetorik, Miinchen 1960 (wybór, adaptacja
i komentarz autora Retoryki opisowej).

I

Uwaga: pojęciem nadrzędnym dla wszelkich tropów i figur jest w antycznej (łacińskiej) teo-

riiTiteratury, w retoryce i poetyce pojęcie ornatus, przez co należy rozumieć nie „styl ozdobny",
lecz spełnianie przez język funkcji poetyckiej resp. estetycznej^Lausberg za autorami łacińskimi
dzieli ornatus
na ornatus in verbis singulis [w poszczególnych słowach] i ornatus in verbis co-
niunctis
[w związkach słów]. Ornatus in verbis singulis dzieli się na I. vocalitas [warstwa brzmień]
i II. proprietas ad vim significandi relata
(co można przełożyć przez „warstwę znaczeń"). Z kolei

proprietas ad vim significandi relata dzieli się na 1. antiąuitas (chodzi tu o archaizmy), l.fictio

(w tym sensie neologizmy) i 3. tropi. Jak wiadomo, tropy z trudem poddają się klasyfikacji, odno­
tujmy więc tylko, że Lausberg dzieli je następująco: a. metafora, b. metonimia, c. synekdochą,
d. emfaza, e. hiperbola, f. antonomazja, g. ironia, h. litota, j. peryfraza.

1

L. Arbusow, Colores rhetorici. Eine Auswahl rhetorischer Figuren und Gemeinplatze ais

Hilfsmittelfur akademische Ubungen an mittelalterlichen Texten, Gottingen 1948.

background image

200

Natomiast ornatus in verbis coniunctis, który dzieli się na figurae verborum [figury słów]

i figurae sententiarum [figury myśli] jest tym działem retoryki, który z pożytkiem można klasyfi­
kować.

FIGURY SŁÓW

A. Figurae per adiectionem [figury przez przyłączenie]

A , . Powtórzenie tych samych słów

1. Powtórzenie w kontakcie

a. geminatio [często jest to nazwa nadrzędna dla całej grupy figur w kontakcie]
b. reduplicatio
[inaczej anadiploza, czyli powtórzenie tego samego słowa na końcu jed­

nego segmentu i na początku następnego]

c. gradatio [inaczej: klimaks]

2. Powtórzenie jako klamra

a. redditio [inaczej: prosapodosis, czyli powtórzenie na początku i na końcu tego same­

go segmentu]

3. Powtórzenie na odległość

a. anafora
b. epifora
c. complexio
[inna nazwa: symploke, czyli połączenie anafory i epifory]

A

2

. Powtórzenie słów o rozluźnionej identyczności brzmienia lub znaczenia

Ą, 1. Rozluźnienie identyczności brzmienia

a. annominatio [inna nazwa: paronomazja - używana zazwyczaj jako nazwa nadrzędna

wszelkiej gry słów]

b. poliptoton [powtórzenie tego samego słowa w różnych formach, np. różnych przy­

padkach]

c. synonimia [powtórzenie słowa o tym samym znaczeniu, lecz innym brzmieniu]

2. Rozluźnienie identyczności znaczenia

a. traductio [powtórzenie słowa o niemal identycznym brzmieniu, lecz całkiem różnym

znaczeniu]

b. distinctio [inna nazwa: diafora, czyli użycie tego samego słowa - raz w znaczeniu

ogólnym, drugi raz z wybraną konotacją; „matka jest matką"]

c. reflexio [inna nazwa: anaklasis lub antanaklasis, czyli diafora zastosowana w dialogu]

A

3

. Nagromadzenie [inna nazwa: congeries]

1. Nagromadzenie w kontakcie

a. enumeratio

2. Nagromadzenie na odległość

a. distributio

3. Nagromadzenie z podporządkowaniem [subordierende Haufung]

a. epitheton [inaczej: epithetum ornans - zazwyczaj szereg epitetów określających

rzeczownik]

4. Nagromadzenie współrzędne

a. polisyndeton

B. Figurae per detractionem [figury przez odłączenie]

B

L

. Detrakcja przez „zawieszenie" [suspensive detractio]

1. elipsa

B

2

. Detrakcja jako klamra

1. zeugma prosta

2. zeugma złożona

a. zeugma syntaktyczna
b. zeugma semantyczna [rozróżnienie zależne od tego, które reguły spójnościowe zo­

stały naruszone]

c. syllepsis

background image

201

B

3

. Detrakcja jako rozsianie

1. asyndeton

C. Figurae per ordinem [figury przez sposób uporządkowania)

C, . Anastrofa [zmiana szyku wyrazów, inwersja albo powtórzenie wypowiedzi w odwrotnej

kolejności]

C

2

. Hyperbaton

C

3

. Izokolon [inna nazwa: parisosis]

1. w formach językowych

a. upodobnienie zakończenia członów retorycznych: homoioteleuton i homoioptoton
b. upodobnienie początków członów retorycznych: paromoiosis [odmiana anafory]
c. wyrównanie liczby członów
d. wyrównanie długości członów
e. syntaktyczne uporządkowanie członów.

N ; :

FIGURY MYŚLI

A. Figury kontaktu (z publicznością albo z uczestnikami sporu lub narady) [Figuren der Publikums-

-zugewandtheit]
A, . Figury zwrotu [der Anrede] do słuchaczy

1. obsecratio [zaklinanie]

2. licentia [tu: deklaracja szczególnej prawdomówności, ujawnianie niemiłej prawdy]
3. apostrofa [tu: nagła zmiana adresata mowy, np. zwrot do przeciwnika zamiast do sę­

dziów]

A

2

. Figury pytań [pytania retoryczne]

1. interrogatio [pytanie, chociaż odpowiedź dobrze jest znana]

2. subiectio [fikcja dialogu - pytanie stawiane sobie samemu i udzielenie odpowiedzi]
3. dubitatio
[pytanie zwrócone do publiczności, typ: „czy mam dalej mówić?"]
4. communicatio
[udana wątpliwość]

B. Figury odnoszące się do sprawy [Figuren der Sachzugewandtheit]

B ! . Figury semantyczne

1. finitio [ustalenie pojęć i terminów; nb. por.: definicja)

2. conciliatio [obrócenie argumentu strony przeciwnej na własną korzyść]
3. correctio
[poprawienie własnej wypowiedzi dla wzmocnienia argumentu)
4. antitheton
[zestawienie dwu przeciwnych znaczeń]

a. regressio [powtórzenie myśli dla uwypuklenia jej sprzeczności]
b. commutatio
[powtórzenie myśli w zmienionym porządku syntaktycznym i semantycz­

nym - typ: „Filozofia nędzy" czy „Nędza filozofii?"]

c. distinctio [zob. wyżej: Figury słów, pkt A

2

2b)

d. subiectio [zob. wyżej: Figury myśli, pkt A

2

2)

5. oksymoron

B

2

. Figury emotywne [afektywne]

1. exclamatio [wykrzyknienie]

2. evidentia [wyliczenie silnie unaoczniające; inna nazwa: hypotypoza]
3. sermocinatio
[rekonstruowane, a częściej fikcjonalne przytoczenie cudzej wypowiedzi,

zazwyczaj mowy]

4. fictio personae [inna nazwa: prozopopeja]
5. expolitio
[dosł.: wymalowanie, przyozdobienie; przedstawienie tej samej myśli różnymi

- synonimicznymi lub bliskoznacznymi - środkami językowymi]

6. similitudo [argument per analogiom, czyli przez podobieństwo, a więc też tworzenie

poetyckich porównań]

7. aversio [zmiana adresata mowy, a też odejście od tematu, celowa dygresja] ,

background image

202

B . Figury dialektyczne

1. conciliatio (por. wyżej: Figury myśli, pkt B,2)

2. praeparatio [rodzaj antycypacji, przewidywanie przebiegu sprawy, zwłaszcza argumen­

tów przeciwnika]

3. concessio [chwyt polegający na pozornym lub ironicznym przyznaniu racji przeciwni­

kowi, obrócenie jego argumentów na własną korzyść]

4. permissio [figura stosowana głównie w genus deliberativum, podobna do concessio,

polega na wykorzystaniu błędów przeciwnika; inna nazwa tej grupy figur: epitrope]

i S

4

. Figury kompozycyjne - wedle czterech kategorii operacyjnych [Figuren nach den vier Ande-

;y rungskategorien)

1. figurae per adiectionem

a. interpositio [inna nazwa: parenteza, zdanie wtrącone, nawiasowe]
b. subnexio
[dołączenie do myśli głównej wywodu ubocznego uzasadnienia]
c. aetiologia
(odmiana subnexio, dołączenie dodatkowego argumentu „z przyczyn"]
d. sententia
[inna nazwa: gnoma; por. sentencja wyroku]

2. figurae per detractionem

a. percursio [dosł.: przebieganie; tu: przypomnienie i wyliczenie, nieraz przelotne

'

r !

' napomknienie]

b. praeteritio [pominięcie niektórych kwestii, a raczej deklaracja takiego pominięcia]
c. reticentia
[nagłe przerwanie rozpoczętej myśli i zdania]

3. figurae per transmutationem [figury przez przestawienie]

a. hysterologia [inna nazwa: hysteron-proteron; przestawienie kolejności zdarzeń,

' inwersja czasowa]

4. figurae per immutationem [figury przez zastąpienie]

s

a . alegoria

b. ironia
c. emphasis
[jako figura myśli emfaza oznacza użycie szczególnie wyrazistego i zna­

miennego fragmentu sprawy]

d. synekdochą
e. hiperbola.

Uwaga: Tabela ta jest przekładem i wyciągiem ze Spisu rzeczy z książki Lausberga, dlatego

zmienione zostały i przystosowane do tabelarycznego ujęcia sygnatury haseł (oznaczenia cyfrowe
i literowe). Większość terminów jest przedmiotem rozważań w niniejszej książce - do odpowied­
nich miejsc czytelnik trafi przez indeks rzeczowy. Niekiedy jednak, gdy termin jest rzadki lub uży­
wany w zmienionym znaczeniu, dajemy w nawiasach kwadratowych objaśnienie, którego nie ma
u Lausberga w danej kolumnie Spisu, choć oczywiście jest w tekście. W nawiasach kwadratowych
dajemy też niemieckie określenia Lausberga, gdy przekład nastręcza wątpliwości.

Kolejność omawiania figur nie będzie oczywiście odpowiadała ich randze,

rozumianej jako częstotliwość występowania w tekstach albo jako popularność.

Opisu figury dokonamy przy użyciu prostego wzoru złożonego z kropek na ozna­

czenie składników dowolnych oraz z liter (x, y, z...) na oznaczenie składników

nacechowanych i powtarzanych. I tak np. najczęstszą i najbardziej popularną fi­

gurę, jaką jest bez wątpienia anafora, zapiszemy tak:

x x x ,

co znaczy, że na początku tekstu oraz na początku kolejnych jego segmentów

powtarza się ten sam wyraz. Zapis zostanie zawsze poparty przykładem:

background image

203

[...] chociaż opanował część posiadłości naszych, chociaż co dzień szerzy zdobycia swoje, chociaż
cała Grecyja jest ofiarąjego przemocy, sąjeszcze ludzie dosyć zaślepieni, by spokojnie w tym zgro­
madzeniu słyszeli powtarzanym to samo twierdzenie, że niektórzy z nas usiłują wciągnąć was w wojnę.

Jest to fragment Filipiki Demostenesa w przekładzie Stanisława Kostki Potoc­

kiego

2

. Gdybyśmy napotkali ten ustęp lub temu podobny w dowolnym tekście,

nazwalibyśmy go anaforąpo stwierdzeniu, że dany wyraz (tu: „chociaż") zamiast
być użyty raz tylko, co by wystarczyło do zbudowania zdania podrzędnego wie­

loczłonowego (okolicznikowego przyzwalającego), został powtórzony trzy razy,

a więc została dokonana adiekcja (przyłączenie); ponieważ przyłączenie, czyli
powtórzenie tych samych wyrazów, odbyło się na odległość, nazwy figury szukać
będziemy w dziale A,3 i odnajdziemy ją pod nazwą anafory.

Ale rozpatrzmy tę tabelę w porządku w retoryce opisowej przyjętym

3

.

Najprostszym przykładem adiekcji przez powtórzenie byłby po prostu ple-

onazm; wprawdzie pleonazm powtarza nie tyle te same słowa, ile słowa synoni-
miczne lub bliskoznaczne, ale problem jest zawsze ten sam: czy powtórzenie jest
po prostu błędem, czy też staje się stylistyczną cnotą. Zazwyczaj pleonazmem
albo tautologią nazywamy powtórzenia zbyteczne, dla powtórzeń o zbliżonym
znaczeniu wraz z odmiennym lub też zbliżonym brzmieniem wybieramy inne na­
zwy (np. annominatio), które to figury umieszczamy w dziale A

2

; różnią się one

od działu A

1

tym, że nie kolejność słów decyduje o ich przynależności do pod­

działu i o nazwie, lecz relacja między znaczeniem podstawowym a brzmieniem,
co z tego działu czyni obszar poniekąd zbliżony do tropów. Tu należą paronoma-
zje, czyli różne typy gry słów.

Figury przez adiekcję zbudowane „w kontakcie" są z natury rzeczy najbar­

dziej czytelne. Pierwszą w grupie Ajl wymienia się anadiplozę (anadiplosis, nie­
raz zwana epanalepsis), której zapis jest dość prosty, choć może mieć dwie wer­
sje: albo xx , albo xx , czyli te same słowa mogą wystąpić w środku wy­
powiedzi lub na początku. Te na początku bywają częściej cytowane, jako że
wszelkie wykrzyknięcie zaczynające się od imienia adresata w wołaczu stwarza

anadiplozę. Jako przykład postantyczne retoryki przywołują biblijne: „Boże mój,
Boże mój, czemuś mnie opuścił" (słowa Jezusa na krzyżu, nb. wypowiedziane po
aramejsku i w tym języku wraz z przekładem greckim zapisane przez ewangeli­
stę; Mt 27, 46).

Zaczynamy od tego przykładu z wyraźną intencją: otóż trudno przystać na

nazwanie rozpaczliwego okrzyku konającego Jezusa figurą retoryczną. Nie dlate­
go, że retoryka jest przeciwieństwem spontaniczności i sakralności (bo nie jest),
ale dlatego, że styl prozy antycznej i styl prozy biblijnej znacznie się od siebie
różnią skutkiem tego, że proza retoryczna wywodzi się z indoeuropejskich języ­
ków (greki i łaciny), proza biblijna zaś czerpała z języków semickich - hebraj-

2

S.K. Potocki, O wymowie i stylu, cz. l,t. 1, s. 328.

3

Powtarzamy tu i adaptujemy układ rozdziałów, podrozdziałów i ustępów wg: Lausberg, Hand-

buch der literarischen Rhetorik.

background image

204

skiego i aramejskiego. Rzecz jednak z czasem się skomplikowała - Nowy Testa­
ment

znamy z wersji greckiej, ponieważ nie dochowała się praewangelia aramej-

ska, choć pamiętać należy, że greka ewangelistów, podobnie jak później łacina

Wulgaty,

znacznie się różni od klasycznych kanonów.

Wróćmy do figur przez adiekcję. Powtórzenie słów w środku segmentu jest

ciekawszą wersją anadiplozy. Najczęściej stosuje się powtórzenie kończące je­

den i zaczynające drugi segment, jak np. w artykule wstępnym, zawierającym

deklarację:

Stojąc na gruncie realiów i prawa [...] chcemy występować [...] jako przedstawiciele formacji,

która wierzy, że zawsze, a szczególnie w chwilach trudnych, niezależnie od wszelkich możliwych
wyborów, niezbędna jest rozmowa, rozmowa, a więc spotkanie [...], troska o wartości zasadnicze,
odpowiedzialność

4

.

W tym cytacie, poza skrótami koniecznymi, które niczego nie zniekształcają,

dokonaliśmy małego fałszerstwa. W oryginalnej interpunkcji, bo o nią tu chodzi,

interesujący nas fragment tak wygląda:

[...] niezależnie od wszelkich możliwych wyborów, niezbędna jest rozmowa.

Rozmowa, a więc spotkanie [...].

r-

I To, czy postawimy przecinek, czy kropkę, nie zmienia niczego w klasyfikacji

figury, choć nie jest obojętne z punktu widzenia ewentualnego wygłoszenia tek­

stu. Anadiploza może być wypowiedziana szybko, z naciskiem, irytacją nawet,

ale może być wygrana jako pauza z zawieszeniem głosu^Wskazuje na to stosowa­

ne często rozdzielenie przylegających słów, typu x/p/x , gdzie symbolem

p oznaczamy słowo spełniające funkcję sygnału pauzy: „vivis et vivis non ad de-

ponendam, sed confirmandam audaciam" (CicCat 1, 2, 4), czyli „żyjesz i żyjesz

nie by poniechać zuchwałości, lecz by ją utwierdzić" - Cyceron zwracając się tu

do Katyliny wprowadził spójnik et dla oddzielenia dwu inaczej zapewne wypo­

wiedzianych czasowników.

Podobny efekt osiąga Kochanowski w tzw. pieśni O spustoszeniu Podola przez

Tatarów:

Zbójcę (niestety), zbójcę nas wojują,
Którzy ani miast, ani wsi budują;

(Pieśni II, 5, ww. 13-14) ,

gdzie nawiasowe wtrącenie nie niszczy anadiplozy, ale ją nawet uwypukla.

Omawiana figura ma kilka nazw: obok anadiplozy - epanalepsis, epizeuksis,

a nieraz po prostu, ale rzadziej, geminatio i reduplicatio, czyli podwojenie. Nieraz

próbuje się rozróżnić te terminy i uznać arbitralnie np. reduplicatio (anadiplozę)

za odmianę geminatio (rozumianej jako epanalepsis), która polega na zetknięciu

dwu tych samych słów w taki sposób, że pierwsze kończy jedną frazę, drugie za­

czyna następną. Wtedy anadiploza właściwą byłby poprzednio cytowany wstęp

do pierwszego numeru miesięcznika „Res Publica", inne zaś tylko epanalepsą.

4

Od redakcji, „Res Publica" 1987, nr 1, s. 2.

background image

205

Wobec braku powszechnej zgody, takiego rozróżnienia nie da się chyba utrzymać

i przyjdzie te terminy uznać za wyrażenie synonimiczne.

Już przy omawianiu względnie prostej figury, jaką jest anadiploza, należy

zwrócić uwagę, że konstrukty syntaktyczne jako naruszenia normy mogą jedno­

cześnie tworzyć więcej niż jedną figurę oraz że figury kwalifikowane jako figury

stów przeplatają się z figurami myśli. Sugerowana przez anadiplozę pauza może

być wyrazem namysłu i utwierdzenia w przekonaniu; tak należy czytać parente-

tyczne „(niestety)" Kochanowskiego.

W tejże pieśni Kochanowskiego, poety-retora, mamy taką puentę:

Cieszy mię ten rym: „Polak mądr po szkodzie",
Lecz jeśli prawda i z tego nas zbodzie,
Nową przypowieść Polak sobie kupi,
Że i przed szkodą i po szkodzie głupi.

(ww. 45^18)

Słowo „szkoda" pojawia się podwojone w kontakcie, choć w innym przypad­

ku i z innym przyimkiem. Tym sposobem anadiploza otwiera się na figurę z roz­

luźnionym brzmieniem, o czym poniżej.

Nieraz anadiploza, gdy nie zachowuje bezwzględnie zasady powtórzenia w kon­

takcie, przekształca się w inną figurę czy też miesza się z inną figurą:

- Już chciałem kropnąć wiersz liryczny...
A to był Pożar Świata. Pożar
Z całą pewnością polityczny.

(J. Tuwim, Jamby polityczne)

Wyrażenie „pożar świata" zostaje dopełnione i jakby poprawione przez po­

wtórzenie słowa i uzupełnione epitetem „polityczny" (efekt wzmocniony także

przez przerzutnię, która pozwala na zawieszenie głosu, choć do tego nie zobo­

wiązuje). Takie poprawienie wyrażenia nosi nazwę correctio i zazwyczaj prowa­

dzi do użycia wyrażenia bliskoznacznego o większej mocy (typ: „Lubię. Lubię?

Co mówię? Kocham!") lub oznaczającego zdarzenie bardziej nacechowane (gor­

sze lub lepsze, zależnie od okoliczności). Cyceron w swej sławnej Katylinarce

(CicCat I, 1, 2) stwierdza i pyta: „Hic tamen vivit; vivit? immo vero etiam in

senatum venit", czyli „Ten jednak żyje; żyje? owszem, i jeszcze przychodzi do

senatu". Jest ta figura raczej figurą myśli - nie odwołuje się bowiem do relacji

językowych, ale do obyczajów: przyjść do senatu to większa bezczelność niż żyć.

Stopień mocy słowa czy zdarzenia jest materiałem, z którego buduje się figurę

zwaną klimaks, a będącą rozwinięciem anadiplozy i korekcji.

Gr. klimaks - to po łacinie gradatio, a więc gradacja, stopniowanie. Jest to na

pozór figura jeśli nie łatwa, to oczywista. Na pozór, ponieważ kryje w sobie pew­

ne komplikacje.

Jeśli użyjemy trzech czasowników w takiej kolejności: żałować, płakać, roz­

paczać, to zbudowane za ich pomocą zdania zapewne stworzą układ stopniowal-

ny, czyli gradację. O takiej figurze pisał Stanisław Kostka Potocki nie bez racji, że

„mniej ją uważać należy za osobną figurę, jak za sposób zręcznego kilku użycia,

co do jednego zbiegają się celu; Służyć ona może do powiększenia lub osłabienia

background image

206

wyrazów w wyliczeniu foremnym okoliczności [...]"

5

. Zarazem autor przytacza

jako piękny przykład tak rozumianej figury, będącej także amplifikacją, fragment

mowy Cycerona przeciw Werresowi:

Występkiem jest więzić obywatela rzymskiego, zbrodnią chłostać, prawie ojcobójstwem życie

mu odebrać; cóż o ukrzyżowaniu powiem?

6

.

To jest klimaks sensu largo. Ale istnieje jeszcze klimaks sensu stricto, figu­

ra bardziej wymyślna i trudniejsza o następującej budowie: ...x/x...y/y...z/...,

a więc nie tylko ze zwykłymi powtórzeniami, lecz z nawiązaniami, które pro­

wadzą do szczególnej odmiany gradacji. Często taką figurę nazywa się „anadi-

plozą kroczącą"

1

. Przykładem mogłaby być fraza z mowy Cycerona na cześć

żołnierzy, którzy polegli w walce przeciw Antoniuszowi (jest to mowa druga

z tzw. filipik: In Marcum Antonium orationes Philippicae): „[...] Zdaje się, że

tenże Bóg, co dał Rzym narodom, dał was Rzymowi"

8

. Podobną konstrukcję ma

w Panu Tadeuszu okrzyk (XI, 70): „Bóg jest z Napoleonem, Napoleon z nami",

z czego ma wynikać, że „Bóg jest z nami".

Mimo poczynionych poprzednio zastrzeżeń co do stylu retorycznego w Piśmie

Świętym

odnotujmy fragment listu św. Pawła, pisanego z całą pewnością po grecku:

Dostąpiwszy więc usprawiedliwienia przez wiarę zachowajmy pokój z Bogiem przez Pana-

naszego Jezusa Chrystusa, dzięki któremu uzyskaliśmy przez wiarę dostęp do tej łaski, w której
trwamy i chlubimy się nadzieją chwały Bożej. Ale nie tylko to, lecz chlubimy się także z ucisków,
wiedząc, że ucisk wyrabia wytrwałość, a wytrwałość - wypróbowaną cnotę, wypróbowana
cnota zaś - nadzieję. A nadzieja zawieść nie może, ponieważ miłość Boża rozlana jest w sercach
naszych przez Ducha Świętego, który został nam dany (List do Rzymian,
5, 1-5, podkr. J.Z.)

Klimaks polega tu na stopniowaniu rzeczowników (stopniowanie w sensie

teologiczno-moralnym, a nie gramatycznym) oraz na ich ułożeniu w związek

przyczynowo-skutkowy: ucisk - wytrwałość - cnota - nadzieja.

Obok klimaksu istnieje też figura zwana antyklimaks, ale różnice między

nimi są raczej nieistotne. Wiemy, że klimaks znaczy po grecku dosłownie „drabi­

na", „schody", co użyte jako termin retoryczny ma obrazować wspinanie się od

słów niższych do coraz wyższych, od słabszych do silniejszych. Antyklimaks był­

by więc ruchem w przeciwnym kierunku. Ale co jest słowem niższym i słabszym,

a co wyższym i mocniejszym? Da się to tylko ustalić wtedy, gdy normy językowe

lub społeczne są dostatecznie wyraźne. Za przykład antyklimaksu, pozbawionego

jednak owego „kroczącego" efektu anadiplozy, weźmy fragment mowy Peryklesa

ku czci poległych Ateńczyków (w relacji Tukidydesa):

Dlatego i was obecnych tutaj rodziców poległych nie tyle opłakuję, ile pocieszam. Wiecie bo­

wiem, że zmienne są koleje życia ludzkiego, szczęśliwy zaś jest ten, kto jak ci oto najzaszczytniejszą

śmierć znalazł, albo jak wy - najzaszczytniejszą boleść [...]

9

.

5

S.K. Potocki,\>p. cit., cz. 2, t. 3, s. 347.

6

Op. cit., s. 348.

7

Lausberg, op. cit., s. 315, § 623.

8

Przekład wg: S.K. Potocki, op. cit., cz. 1, t. 2, s. 151.

9

Tukidydes, Wojna peloponeska, s. 40 i n.

background image

207

Antyklimaksem byłoby tu osłabienie wartości emotywnej słów: opłakuję -

pocieszam, zaszczytna śmierć - zaszczytna boleść.

Jest w retoryce figura, bardzo popularna w łacinie i trudna do przełożenia,

rzadka w języku polskim, a mianowicie hendiadys.

Polega ona na użyciu dwu słów, najczęściej dwu rzeczowników złączonych

spójnikiem, z których jeden wbrew pozorom współrzędności jest podporządko­

wany drugiemu jako przydawka. Bardzo lubił tę figurę Cyceron: „in iudiciis peri-

culisąue" (Pro Archia poeta), czyli w dosłownym przekładzie „w sprawach i nie­

bezpieczeństwach" zamiast „w niebezpiecznych sprawach [sądowych]". Ale naj­

lepszym przykładem hendiadys będzie początek Eneidy:

Arma virumque cano Troiae qui primus ab oris... ,

a w przekładzie Karyłowskiego:

Broń i męża opiewam, co z Troi wybrzeża... ,

co jednak należy rozumieć: „męża zbrojnego opiewam...", ponieważ wbrew rów-

norzędności gramatycznej nie chodzi tu o broń w ogóle, ani o broń Eneasza, lecz

o zbrojnego Eneasza - „orężnego męża".

Osobną figurą przez adiekcję i przez powtórzenie w klamrach jest prosapo-

dosis, zwana też epanadiplozą, jako że jest to jakby odwrócenie anadiplozy. Ma
ona kształt następujący: x x, a więc polega na powtórzeniu tego samego słowa
na początku i na końcu zdania lub dostatecznie wyrazistego segmentu (mniej niż

zdania, a nawet dwu podobnych zdań do siebie przylegających). Jako przykład

zacytujmy fragment Stanisława Kostki Potockiego Uwag nad powyższą mową

(czyli nad Mową Jana Jakuba Rousseau) - fragment bogaty w figury:

Mniemamyż, że tego nie czuł, nie znał, nie widział potężny Russa umysł, co zdrowy wskazuje

rozsądek? i że nieuważnie prostą porzucił drogę, by się rzucić w uboczne? Nierozsądnym byłoby tak
biegłego dialektyka o tak grubą oskarżać pomyłkę, popełnił ją więc, bo ją chciał popełnić

1 0

.

Słowa tworzące epanodiplozę nie są wprawdzie identyczne co do formy gra­

matycznej, ale tożsame co do sensu.

Innym przykładem niech będzie tytuł pracy Rene Chateaubrianda, powtarza­

jący starą francuską formułę, wypowiadaną po śmierci króla: „Le roi est mort:

Vive le roi!" Po polsku możemy to przełożyć na dwa sposoby: albo „Król umarł.

Niech żyje król!" i wówczas powtórzymy strukturę epanadiplozy; ale jeśli ten szyk

brzmi niezbyt zręcznie, to możemy też powiedzieć: „Umarł król. Niech żyje król!"

Wówczas otrzymamy inną figurę, zwaną epiforą ( x x).

Przechodząc do figur przez adiekcję na odległość, zacząć trzeba od figury

najbardziej popularnej, o której wyżej była już mowa, a mianowicie od anafory.

Ma ona budowę przejrzystą: x..., x..., x..., przy czym, w przeciwieństwie do in­

nych figur przez adiekcję, które, aby były czytelne, muszą być objętościowo ogra­

niczone, anafora teoretycznie nie ma końca, w praktyce zaś sięga kilku lub nawet

kilkunastu powtórzeń.

10

S.K. Potocki, op. cit., cz. 1, t. 2, s. 407.

background image

208

Łatwość anafory powoduje, że ojej przykład nietrudno; trudniej natomiast

0 skomentowanie celowości artystycznej anafory. Porównajmy dwa cytowane już

wcześniej fragmenty, oba z Kazań sejmowych Skargi, oba z Kazania wtórego. O mi­
łości ku ojczyźnie [...]:

(1) Gdy się z okrętem źle dzieje, gdy dziur jego nie zatykamy, gdy wody z niego nie wylewamy,
gdy się o zatrzymanie jego nie staramy, gdy dla bezpieczności jego wszytkim, co w domu jest, nie
pogardzamy: zatonie, i z nim my sami poginiemy ".
(2) Rozmyślcie, jakie od tej matki, od Korony i Rzeczypospolitej] tej, dobrodziejstwa i upominki
macie. Ona wam wiary ś. katolickiej, przez którą do wiecznej ojczyzny przychodzicie, dochowała;
1 Chrystusa, zbawienie wasze, i jego Ewangeliją przyniosła. Ona jej od fałszywych nauk i jadów
heretyckich obroniła. Ona Husa przed stem kilkadziesiąt lat swymi kaptury i konfederacyjami
i jego przeklęte kacerstwo odpłoszyła. Do tego czasu kapłany wam i biskupy, i duchowne pasterze
wasze daje, przy których przystęp do łaski Bożej i obrony od wszystkich nieprzyjaciół macie. Ona

wszczepiła tu ołtarz służby Bożej i ofiar przedziwnych, z których wam ubłaganie Boskie zawżdy
płynie. Ona się i dzisiejszych złych wieków srogim heretykom odejmuje [...]

1 2

.

Różnica między anaforami w pierwszym i drugim przykładzie na tym polega,

że w pierwszym w funkcji anafory występuje spójnik „gdy", w drugim zaś za­

imek „ona", nawiązujący do początku fragmentu, a zatem zastępujący ważne dla

wypowiedzi słowo „ojczyzna". Różnica jest istotna, ponieważ „ona = ojczyzna"

wpaja słuchaczowi usilnie określone przekonanie i poniekąd działa mnemotech­

nicznie, natomiast spójnik „gdy" mógłby wydać się zbyteczny. A jednak oba uży­

cia anafory są uzasadnione.

Porównano kiedyś pracę retora do biegacza. Jeśli wolno pozostać przy tym

porównaniu, to ąnafora jest zabiegiem taktycznym: zwalnia tempo w obawie

przed zgubieniem sensu. Albo zostaje powtórzone to słowo, na którym mówcy

szczególnie zależy, albo słowo anaforyczne jest semantycznie obojętne i mo­

głoby bez szkody dla sensu zdania być opuszczone, ale zostaje jednak użyte, by

wstrzymać bieg myśli, przygotować słuchacza do odbioru ważnej informacji

i wskazówki oraz aby powiązać ze sobą myśli różne zawarte w kolejnych zda­

niach pobocznych.

Ten spójnikowy typ anafory jest przeciwieństwem asyndetonu, a anafora w ogó­

le jest przeciwieństwem elipsy, a tym samym redundancji. I tak jak nie ma jedynej

poprawnej odpowiedzi na pytanie, czy redundancja w języku (por. rozdz. VI,

s. 146) jest zjawiskiem korzystnym czy nie, tak nie możemy odpowiedzieć, co

lepsze: nieredundantna elipsa i asyndeton, czy redundantna anafora i polisynde-

ton, czyli wielokrotne zespolenie tym samym spójnikiem segmentów syntaktycz-

nie współrzędnych. Możemy jedynie sprawdzać efekt i skuteczność użycia figury

przeciwstawiając sobie dwie wersje - z figurą i bez figury (rozmyślnie dla ekspe­

rymentu fałszując na chwilę tekst).

Cezar powiedział: „Veni, vidi, vici". A co by było, gdyby zamiast tego asyn­

detonu, skłaniającego się ku elipsie, użył wyrażenia ze spójnikami?

" P. Skarga, Kazania sejmowe, s. 45. > -

12

Op. cit., s. 48.

~ó» .» £ r ,i ..•> 4b .<*.* iis+J; .A.c

background image

209

W Przemówieniu na zjeździe wychowańców Szkoły Głównej dn. 6 czerwca

1905 roku mówił Sienkiewicz o „wyższym przybytku naukowym":

Miał on zaświecić jak gwiazda nad całym krajem, miał rzucić jasne promienie wiedzy w najod­

leglejsze krańce tej ziemi, miał wytworzyć ludzi nauki i światłych obywateli, miał podnieść poziom
naszej kultury i uszlachetnić, a zarazem pogłębić myśl narodową

13

.

Sienkiewicz powtórzył cztery razy „miał", za pierwszym razem z zaimkiem

odnoszącym się do dopiero co wypowiedzianego rzeczownika „przybytek (na­

ukowy)". Można by na kilka sposobów przeredagować ten fragment - mógłby się

powtarzać podmiot (przybytek ten), można by opuścić trzykrotnie powtarzane

orzeczenie (miał), ponieważ pierwszy raz użyty czasownik może dobrze rządzić

następnymi zdaniami; można by wreszcie użyć także dwu spójników „i", łączą­

cych pierwsze zdanie z drugim i trzecie z czwartym - powtarzając czasownik przed

zdaniem trzecim (przed „wytworzyć") - wszystkie te kombinacje są dopuszczalne

i mają swoje zalety. Wybór takiej właśnie anafory można by wytłumaczyć chęcią

zwolnienia tempa mowy, ale najbliższe intencji autora będzie chyba domniemanie

inne: oto wielokrotne powtarzanie słowa „miał" (w znaczeniu: devoir, sollen, de-

bere)

zwraca uwagę na powinność i możliwość, ale zarazem na możliwości tej

i nadziei utratę: Szkoła Główna została przecież po kilku latach, w 1869 r., zlikwi­

dowana i przekształcona w rosyjski Uniwersytet Państwowy.

Anafory można by więc podzielić na anafory gramatyczne i anafory seman­

tyczne: gramatyczne (spójniki, zaimki, przyimki) spełniają funkcję pomocniczą

zrównując zaczęte w ten sposób człony, anafory semantyczne natomiast, do któ­

rych użyte zostały tzw. wyrazy samodzielne (rzeczownik, czasownik, przymiot­

nik, rzadziej liczebnik), czynią dobitnym znaczenie wyrazów powtarzanych.

Odwróceniem anafory jest epifora o budowie x x x, czyli figura po­

wtarzająca te same wyrazy na końcu segmentu. Liczba powtórzeń jest teore­

tycznie nieograniczona, ale epifory właściwe na ogół kończą się na dwu lub

trzech członach. Mówimy o epiforach właściwych, ponieważ często jako epifo­

ry przytaczane bywają układy litanijne (np. „wysłuchaj nas, Panie"), które epi-

forami nie są.

Epifora, podobnie jak anafora, przeciwstawia się elipsie i jest figurą zwięk­

szającą redundancję, co znaczy zarazem, że jej pojawienie sięjest o tyle znaczące,

o ile jej brak byłby rzeczą naturalną i o ile nie naruszałby poprawności składni.

O przykład prostej epifory znacznie trudniej niż o anaforę, ponieważ jest ona mniej

efektowna, a ponadto jest figurą ryzykowną. Użycie tego samego słowa na zakoń­

czenie dwu segmentów tworzy rym, który w językach nowożytnych wszedł w ro­

lę wierszotwórczą. Nie spełniała epifora takiej funkcji w grece i w łacinie, w któ­

rych to językach wykształcił się system metrycznej poezji bezrymowej. Wobec

tego użycie słów o podobnym brzmieniu na zakończenie dwu (co najmniej) mniej

lub bardziej równych członów było w klasycznej prozie dopuszczalne, a nawet

13

Tekst i omówienie tej mowy w: H. Kurkowska, S. Skorupka, Stylistyka polska. Zarys, War­

szawa 1959, s. 256 i n.

background image

210

dobrze widziane. Zabieg polegający na powtórzeniu tych samych słów w iden­

tycznej lub nieco zmienionej formie gramatycznej albo części końcowej słów (choć

niekoniecznie samych końcówek, bo także części piennej) nazywał się homoiote-

leuton (zob. rozdz. XI).

Epifora nie jest tożsama z homoioteleutonem, ale niektóre homoioteleutony

mogą być epiforami. Po przykład - z konieczności w przekładzie - sięgnijmy do

mowy Peryklesa, wygłoszonej po wojnie z Samos. Chwaląc Ateny miał powie­

dzieć tak:

Nie, dom wasz pustym nie jest: Nie widzicie w nim dzieci waszych, ale ich sława przemieszku­

je z wami, zajaśnieją jej blaskiem ostatnie dni wasze!

1 4

Różne formy zaimka „wy" i „wasze" przesunięte na końce segmentów nawią­

zują pewną grę w polu znaczeniowym posiadania: nie ma już na świecie ich dzieci

(synów, którzy polegli), ale jest dzieci tych sława, której dumni rodzice nie utracą

do końca dni „swoich".

Ryzyko rymu spowodowane epifora, a zarazem jeszcze bardziej widoczne ry­

zyko pleonazmu podjął Tuwim w następującym, bardzo znamiennym fragmencie
Kwiatów polskich,

w tzw. Modlitwie:

Każda niech Polska będzie wielka,
Synom jej ducha czyjej ciała
Daj wielkość serc, gdy będzie wielka,
I wielkość serc, gdy będzie mała.

Niezależnie od anafory w wierszach 3 i 4 mamy tu tożsamość brzmieniowo-

-znaczeniową zakończenia w. 1 i 3, którą możemy interpretować jako epiforę. Przy

okazji warto przypomnieć, że niektórzy przyjaciele, gdy poeta nadesłał ten ustęp

z Ameryki do Londynu, mieli do niego pretensje o te słowa i chcieli je wycofać

z druku

15

: chodziło im o to, że wymarzona Polska nie może być mała, przeto al­

ternatywa w. 3 i 4 jest fałszywa. Tymczasem jeśli tu jest jakiś problem, to nie

w opozycji wielkości i małości politycznej, lecz w rymie naddokładnym, co za­

stanawia u poety, który z wyszukiwaniem rymów nie miał nigdy kłopotów. Błąd

jest zbyt gruby, by nie był umyślny: poeta powtórzeniem słowa „wielka" nawiązał

grę z dwoma odcieniami znaczeniowymi: za pierwszym razem chodzi o wielkość

moralną, która jest celem nadrzędnym i darem Boga, za drugim razem chodzi

o wielkość terytorialną, która jest wartością względną. Dlatego właśnie o „wiel­

kość serc" upraszamy dla każdej Polski, także, a nawet może przede wszystkim

dla tej „wielkiej". O grze słów, zwanej polyptoton, będzie jeszcze mowa niżej, na

razie tylko trzeba zwrócić uwagę na możliwą współpracę figur.

Epifora sama jest wprawdzie figurą raczej rzadką, ale w połączeniu z anafora,

chociaż jest to konstrukt trudniejszy, występuje wcale często. Ma wtedy taką for-

14

S.K. Potocki, op. cit., cz. 1, t. 2, s. 119 (przeł. S.K. Potocki).

15

Grydzewski rozstrzygnął wątpliwości na rzecz wersji autorskiej i rzeczony fragment ukazał

się bez zmian, choć niektóre inne zostały przeredagowane. Zob. M. Grydzewski, Listy do Tuwima
i Lechonia (1940-1943),
oprać. J. Stradecki, Warszawa 1986, s. 52.

background image

211

mę: x y, x y i nazywa się complexio albo symploke: „Kto często łamał przy­

mierza? Kartagińczycy. Kto prowadził najokrutniejsze wojny? Kartagińczycy. Kto

Italię znieważył? Kartagińczycy..." (AdHer 4, 14, 20; w oryginale część anafo-

ryczna symploke jest wyraźniejsza: „qui sunt, qui foedera saepe ruperunt?").

Przejdźmy z kolei do następnej grupy figur przez adiekcję, czyli przez powtó­

rzenie, ale powtórzenie nie dokładnie tych samych słów, lecz słów podobnych

bądź to brzmieniem, bądź to znaczeniem, czyli do grupy A

2

4 (powtórzenie z roz­

luźnioną tożsamością).

Całą tę grupę nazywamy paronomazją lub annominatio - pod tym terminem

przywykło się rozpatrywać zestawienia wyrazów zbliżonych brzmieniem oraz

znaczeniem, przy czym zbliżenie to może mieć charakter etymologiczny, ale może

też być przypadkiem. Ta dość liberalna definicja pozwala użyć nazwy „parono­

mazją" jako terminu nadrzędnego wobec odmian, które różnią się między sobą

stopniem rozluźnienia bądź to brzmienia, bądź to znaczenia. Na wstępie jednak

wypada się zastrzec, że właśnie owa stopniowalność jest powodem, dla którego

w grupie tej trudno o ścisłą klasyfikację. Retoryki wprawdzie usiłowały podzielić

paronomazję wedle zasad adiekcyjno-detrakcyjno-immutacyjnej taksonomii, ale

te próby niewiele dały. Możemy przyjrzeć się jedynie szeregowi tych figur w ko­

lejności malejącej identyczności brzmienia i (lub) zwiększającej się identyczno­

ści znaczenia. Inaczej mówiąc - paronomazję to konstrukcje różne z jednej strony

od homonimów, a z drugiej od synonimów, ale umieszczane na linii łączącej te

dwa przeciwne sobie zjawiska. Homonimy - jak wiadomo - to dwa (co najmniej)

identycznie brzmiące wyrazy o całkiem różnych znaczeniach. Synonimy zaś - to

wyrazy o całkiem różnym brzmieniu, ale o tym samym, a raczej bliskim znacze­

niu (jako że właściwie nie ma wyrazów tak dalece jednoznacznych, by wzajemnie

mogły się zastępować we wszelkich kontekstach).

Homonim powinien być dziełem przypadku, tzn. że identyczność brzmienia

nie powinna mieć żadnego uzasadnienia w języku jako systemie, nawet historycz­

nego - i tak np. słowo „pokój" mimo dwu całkiem różnych znaczeń (1. der Frie-
de, la paix

i 2. das Zimmer, la chambre) nie jest pełnym homonimem, ponieważ

oba znaczenia wywodzą się z tego samego rdzenia i w gruncie rzeczy mają cząst­

kę podobnego znaczenia: „pokój" jako pomieszczenie jest lub był miejscem osob­

nym, przeznaczonym do zabawy, posiłków, odpoczynku lub snu.

Homonimy mogą być wykorzystywane jako paronomazję i to pod dwiema

postaciami: jako homofony i homogramy.

Homofonem nazywamy taki homonim, który przy identycznym lub bardzo zbli­

żonym brzmieniu ma jednak inną pisownię, ujawniającą odmienny sens (w wersji

ustnej dwuznaczność można odsłonić pewnymi środkami intonacyjnymi), np. „Opinia

oburzona, że ta pani obu żona". Homogramem nazywamy homonim, którego iden­

tyczność sprowadza się do takiej samej pisowni, którego jednak dwojakie znaczenie

oddaje wymowa. O ile homofony są wcale częste, i to nawet nie w sztuce wymowy,

ale w życiu codziennym, w środowiskowym folklorze, w felietonistyce jako wdzięcz­

ny materiał dla dowcipów, o tyle o homogramy, przynajmniej w języku polskim,

trudniej. Po rosyjsku muka (z akcentem paroksytonicznym) znaczy „męka", nato-

background image

212

miast mukd (z akcentem oksytonicznym) znaczy „mąka". Przykładem polskim

mogłaby być niewielka różnica w wymowie kładącej nacisk na dział wewnątrz-

wyrazowy, np. „podrobić" możemy wymówić wyodrębniając przedrostek pod­

robić (imitować, fałszować) i po-drobić (porozdzielać na drobne części). Inny

przykład, wzięty z pożyczki łacińskiej, gdy wymową nie umiemy odróżnić dwu

znaczeń w takiej samej pisowni rzeczownika to „kontrakcja", o dwu różnych przed­

rostkach i tym samym o dwu różnych znaczeniach: kontr-akcja (przeciwdziała­

nie) i kon-trakcja (ściągnięcie; jako termin gramatyczny).

Przykład to na pozór marginalny, ale jednak ważny, bo wskazuje na rolę

znaczenia etymologicznego w budowie paronomazji, a dokładniej mówiąc, fi­

gury etymologicznej. Figura ethymologica polega na użyciu dwu wyrażeń po­

dobnie brzmiących, których podobne znaczenie jest niejako ukryte czy nieuświa-

damiane, skutkiem leksykalizacji jednego z nich. Rzeczownik „czyściec" ma

znaczenie jako termin teologiczny wyraźne, ale jego spokrewnienie z pospoli­

tym znaczeniem czasownika „czyścić", choć niewątpliwe, nie od razu jest oczy­

wiste. A więc w trenie X. Kochanowski jakby odsłania historię słowa:

^ Czyli sie w czyścu czyścisz, jeśli z strony ciała

Jakakolwiek zmazeczka na tobie została?

(ww. 11-12)

Bardziej skomplikowany wypadek figury etymologicznej znajdziemy w Sa­

tyrze

tegoż Kochanowskiego:

Jako tego za ojców waszych było siła,
Którym Rzecz Pospolita milsza niż swa była.

(ww. 173-174)

Sens tego dwuwiersza, dziś może ukryty, polega na przeciwstawieniu „rzeczy

swej" (w znaczeniu swojej własnej) - „rzeczy pospolitej" (w znaczeniu dobra

wspólnego), które to znaczenie zawarte jest w zleksykalizowanej nazwie „Rzecz­

pospolita".

Gra

16

z ukrytym znaczeniem słowa często tworzy figurę zwaną diafora (lub

distinctio),

która polega na użyciu słów o identycznym brzmieniu i pozornie iden­

tycznym znaczeniu, jak np. we fraszce Sienkiewicza:

Umarła guwernantka, jest w niebie.

Jak zwykle wziął ją pan do siebie.

Ta diafora spokrewniona jest z homogramem, ponieważ dwuznaczność do­

myślną w tekście wygłoszonym rozstrzyga lub może rozwiązać zapis: „wziął ją

Pan" lub „wziął ją pan".

Diafora może być użyta w dialogu jako skuteczny środek polemiczny; ta od­

miana nazywa się nieraz antanaklasis i polega na użyciu tego samego słowa w re­

plice, tj. na pozornej zgodzie z przeciwnikiem. Wedle tej zasady zbudowany jest

16

Pojęcie gry słów i pojęcie paronomazji nie pokrywają się, ale mają rozległy wspólny obszar

służący dowcipowi (zob. D. Buttler, Polski dowcip językowy, Warszawa 1968).

background image

213

wiersz Mickiewicza Zaloty, w którym mamy wprawdzie nie dialog, lecz takiego
dialogu ślad i pamięć:

Póki córeczki opiewałem wdzięki,
Mamusia słucha, stryj czyta;
Lecz skórom westchnął do serca i ręki,
Ja słucham, cały dom pyta.

Mama o wioskach i o duszach gada,
Pan stryj o rangach, dochodach,
A pokojowa służącego bada
0 mych w kochaniu przygodach.

Mamo, stryjaszku! Jednają duszę
1 na Parnasie mam włości;
Dochodów piórem dorabiać muszę,
A ranga u potomności.

Czym dawniej kochał? Ciekawość jałowa!
Czy kochać mogę? Dowiodę:
Porzuć lokaja, kotko pokojowa,
Przydź w wieczór na mą gospodę.

Antanaklasis pochodzi tu z dwuznaczności 1 ° słowa „ranga" (= stopień urzęd­

nika oraz miejsce w pewnej nieformalnej hierarchii) i 2° słowa „dusza" (= pańsz­

czyźniany chłop oraz niematerialna część ludzkiego indywiduum).

Pokrewną figurą jest polyptoton, który polega na powtórzeniu tego samego

słowa, o bardzo zbliżonym znaczeniu, w innej formie gramatycznej - np. „człowiek

człowiekowi wilkiem" czy „Wiosną niech wiosnę, nie Polskę zobaczę" (Lechoń).

Na skraju figur przez rozluźnienie znajdziemy figurę zwaną parechesis; jest

to powtórzenie w bliskim sąsiedztwie dwu słów o zupełnie innym znaczeniu,

ale podobnym, całkiem zresztą przypadkowym brzmieniu - np. „urbi et orbi",

których współzestawienie jest jednak uzasadnione pozajęzykowymi okoliczno­

ściami.

Osobną grupę (A

3

), ale nie autonomiczną, przeciwnie - związaną z innymi

figurami, stanowi tzw. congeries czyli nagromadzenie (nieraz zwane accumula-
tio),

które polega na wielokrotnym powtórzeniu tego samego słowa albo stów

bliskoznacznych, spełniających podobną funkcję lub podobnie brzmiącychuNa-

gromadzenie trudno usystematyzować, ale nie dlatego, że nie da się w ten ob­

szar wprowadzić niejakiego porządku, ale dlatego, że jest to obszar w gruncie

rzeczy pograniczny; anafora, jeśli wystąpi więcej niż dwa - trzy razy, daje w efek­

cie congeries, podobnie klimaks, który nie musi ograniczać się do trzech tylko

stopni.

Jeśli rozpatrujemy congeries osobno, to dlatego, że samo powtarzanie bez

względu na porządek bywa celnym środkiem w polemice, stosowanym bardziej

jako wyraz oburzenia niż jako chłodny argument.

Przypisywany Franciszkowi Zabłockiemu, napisany w czasie obrad Sejmu

Wielkiego i kolportowany jako pismo ulotne wiersz pt. Do Jezierskiego kasztela-

background image

214

na, odgrażającego palcem na rękę piszącego paszkwile

zbudowany jest na zasa­

dzie wielokrotnego powtarzania słowa „błazen", wkomponowanego w styl ody,

skierowanej do „ręki" (piszącej paszkwile właśnie):

Ręko moja! stępione pióro twoje zatnij
A błazna Jezierskiego dokończ rys ostatni.
Błaźnie! czy to nie w wolnym kraju żyjem, błaźnie,
Żeby ci prawdy mówić nie można wyraźnie?

, 1 jak śmiesz, błaźnie, palcem ręce straszyć czyje,

Gdy już naród na twoją wyrok pisze szyję?
Błaźnie! to ty żyć możesz pod plamą nieczystą,
Dla wszystkich ludzi oszust, sobie egoistą [...]?

• Błaźnie! to tobie wolno (błaźnieś wart kagańca)

Naszego, ty psie stary, kąsać pomazańca [...]?
To tobie wolno, błaźnie, błazna z błaznów plemię,
Bluźnić Bogu, lżyć króla, zdradzać swoją ziemię?
A ręce cnotliwego za uczciwe pióro

' Masz zuchwale odgrażać palem i torturą?

Hola, błaźnie! ta ręka, Bóg moja nadzieja,
Skoro nie twoja, zatem nie ręka złodzieja,
Wkrótce ci taki, błaźnie, nagrobek napiszę:
„Jak żyłem, tak umieram, jak kradłem, tak wiszę" '

7

.

W całym wierszu liczącym 44 wersy słowo „błazen" powtarza się 16 razy,

z czego 3 razy tworzy polyptoton („błaźnie, błazna z błaznów...").

Jak figury przez adiekcję bliskie są pleonazmu, tak figury przez detrakcje spo­

krewnione są z elipsą, którą można traktować jako zwykły błąd, jako zjawisko

gramatycznie obligatoryjne i jako figurę (jedyną zresztą) działu „detrakcja przez

zawieszenie" (suspendium). O błędzie jśko zbyt oczywistym nie warto mówić,

trzeba się jednak chwilę zatrzymać przy elipsie koniecznej. W zdaniu ,ja przyjdę

we wtorek, a ty w piątek" w drugim członie zostało opuszczone orzeczenie, w czym

nie tylko nie ma żadnego uchybienia, ale przeciwnie - powtórzenie czasownika

(,ja przyjdę we wtorek, a ty przyjdziesz w piątek") należałoby jakoś usprawiedli­

wić: choćby chęcią podkreślenia (że przyjdziemy, a nie przyjedziemy itp.), co da­

łoby figurę przez adiekcję.

Elipsa retoryczna tym się różni od gramatycznej, że opuszczehie słowa jest

podyktowane nie naturalnym dążeniem do oszczędzenia wysiłku, lecz chęcią zwró­

cenia uwagi na to, co zostało opuszczone.

Retoryka pośredniczy w trivium między gramatyką a dialektyką: figury słów

sąsiadują z figurami myśli i krzyżują się z nimi. I tak np. figura zwana reticentia

lub aposiopesis (zamilknięcie) może być zbudowana przy zastosowaniu elipsy.

Szczególnie wyraźnie osiąga się to w wierszu, gdzie - zwłaszcza w systemach

numerycznych - oczekiwana jest pewna kompletność: równa ilość sylab, przyci­

sków, a także rym. Wprawdzie od czasu upowszechnienia przerzutni odcinek syn-

taktyczny (zdanie lub jego część) nie pokrywa się z wersem (jego częścią lub jego

17

F. Zabłocki, Pisma, wyd. B. Erzepki, Poznań 1907, s. 212-214.

background image

215

wielokrotnością) - mimo to przy wygłaszaniu wiersza obserwujemy skłonność do

chwilowego, krótkiego, niemal niedostrzegalnego zawieszania głosu - pauzy po­

przedzającej wers następny. Wprawdzie istnieją lub istniały szkoły, które zalecały

mówić wiersz jak prozę (Osterwa), ignorując średniówki, klauzule, rymy etc.

Odpowiadano na tę doktrynę uwagą nie pozbawioną słuszności, że jednak po coś

wymyślono wiersze i że przerzutnia zdania z wersu do wersu nie jest bynajmniej

jednoznacznym zatarciem sylabizmu czy sylabotonizmu. Należałoby raczej po­

wiedzieć, że odejście od wiersza zdaniowo-rymowego na rzecz sylabizmu ścisłe­

go (czy szerzej: na rzecz numeryczności) stworzyło szansę lub pokusę niejakiej

dwuznaczności.

Porównajmy przekład i parafrazę tego samego utworu (znanego anakreontyku):

Ciężko, kto nie miłuje, ciężko, kto miłuje [...] ,

tak pisał Kochanowski we fraszce ZAnakreonta (ks. I). A tak Sęp w Sonecie Fpt.
O nietrwałej miłości rzeczy świata tego:

I nie miłować ciężko, i miłować.

Zdanie brzmi poprawnie pod względem syntaktycznym, ponieważ orzeczenie

„ciężko [jest]" może się odnosić i do jednego, i do drugiego członu („i nie miło­

wać" i „i miłować"); jednakże koniec wersu jest tu tylko pozornym końcem zda­

nia, gdyż kropka po „miłuje" jest zbyteczna (była chwilowym i rozmyślnym fał­

szem w cytacie) i zdanie biegnie dalej:

I nie miłować ciężko, i miłować
Nędzna pociecha, gdy żądzą zwiedzione
Myśli cukrują nazbyt rzeczy one [...] .

Inaczej mówiąc, w pierwszej a zbyt pośpiesznej interpretacji rozumieliśmy

zdanie jako figurę zwaną zeugmą (por. niżej, s. 216), która to figura została tylko

jakby zapowiedziana, ale nie wykonana.

Aposiopesis jest figurą wykonania (pronuncjacji - por. rozdz. X) o tyle, o ile

zamilknięcie może należeć do inicjatywy mówcy lub aktora - inicjatywy nie za­

wsze zaznaczonej czy możliwej do zaznaczenia w tekście pisanym, gdzie niewie­

le mamy znaków odnoszących się do intonacji (chyba tylko myślnik, znak zapyta­

nia, wykrzyknik i trzykropek). Natomiast forma wierszowa daje znakomite nieraz

okazje do wyraźnego i funkcjonalnego sygnalizowania zamierzonej pauzy:

Kobieto! puchu marny! ty wietrzna istoto!
Postaci twojej zazdroszczą anieli,
A duszę gorszą masz, gorszą niżeli!...
Przebóg! tak ciebie oślepiło złoto!

(Dziady, cz. IV, ww. 960-963)

Warto się przyjrzeć wersowi 962 - jak chytrze jest zbudowany, by mógł unieść

impet oskarżenia: wers ten powinien się rymować z 960; ale nie tylko dlatego

oczekujemy rymu do „istoto", także i z tej racji, że zamiast jedenastozgłoskowca

spodziewamy się prawdopodobnego i równającego do w. 960 trzynastozgłoskow-

ca, chociaż ten byłby o tyle trudny, o ile średniówka musiałaby przypaść po szó-

background image

216

stej zgłosce (po „masz") - byłaby wtedy oksytoniczna lub jak cezura cięłaby wy­

raz („... gorszą masz, gor/szą..."). Ale wers zarazem został uratowany przez zasto­

sowanie rymowania a b b a. Obelga nie wypowiedziana brzmi tym wyraźniej, im

jakby daremniej w wierszach następnych Gustaw szuka właściwego rymu.

Figury przez detrakcję z jednej strony częściej naruszają ogólnojęzykową normę

(latinitas),

ale zarazem częściej są wyrazistymi figurami o dużym ładunku emocji

i dowcipu. Z punktu widzenia gramatyczności są to na ogół odstępstwa zwane

anakolutami - które polegają na rozchwianiu i rozluźnieniu związków składnio­

wych i uważane są za błędy. Wiemy wprawdzie, że błędy (vitia) mogą być licen­

cjonowane i uznane za wartości artystycznie celowe (virtutes), ale w tym wypad­

ku ryzyko jest większe, to znaczy, że anakolut może być pomówiony o zwykłą

niepoprawność i przestać być figurą.

Znany, wspomniany przedtem (zob. rozdz. IV) fragment z Odprawy posłów

greckich

Kochanowskiego, tj. relacja Posła, ma już niemal całą literaturę przed­

miotu, w której rozważa się problem indywidualizacji języka w tej tragedii. Poseł,

zgodnie z regułami tego gatunku, opowiada zdarzenia, których nie można było

naocznie przedstawić na scenie - ale nie tylko opowiada w genus enarrativum,

lecz także przytacza wypowiedzi uczestników obrad w genus dramaticum (zwa­

nym też genus mimeticum), skutkiem czego powstaje rodzaj mieszany (genus mi-

xtum)

zawierający obok własnych słów Posła słowa cudze, przytaczane wiernie

lub naśladowane. Jedną z bardziej barwnych postaci Odprawy jest Iketaon, które­

go nie oglądamy na scenie, bo znamy go tylko z tego właśnie sprawozdania z prze­

biegu narady. Jego mowę Poseł przytacza jakby dosłownie: „[...] Iketaon coś in­

szego rozumiał i w te słowa mówił: [...]". I tu następuje przytoczenie całej wypo­

wiedzi, istotnie pełnej anakolutów, zdań niedokończonych, urwanych pytań, które

mają być stylistycznym obrazem demagogicznego nieopanowania. Anakolutem

jest zdanie:

Mówiono zawżdy o to i do końca będą [...] .

Ale nie zawsze anakolut to błąd pochodzący z pobudliwości, bo może to być

błąd zamierzony. Tenże Kochanowski z całym rozmysłem pisze w Pieśni XXIV
Ksiąg wtórych:

0 mnie Moskwa i będą wiedzieć Tatarowie,
1 różnego mieszkańcy świata, Anglikowie [...]

Powinno być „O mnie wiedzieć będzie Moskwa i będą wiedzieć..."; chyba że

„Moskwa" uznamy za rzeczownik zbiorowy (typu „bracia będą"), do którego może

się odnieść orzeczenia w 3. os. 1. mn. Ale tak czy inaczej jest to figura zwana

zeugmą, wywodząca się z anakolutu. Zeugma znaczy dosłownie po grecku „spo­

jenie, most, jarzmo", w retoryce zaś oznacza figurę, która polega na podporządko­

waniu kilku członów składniowych jednemu członowi nadrzędnemu, najczęściej

frazie werbalnej, która już nie jest wielokrotnie powtarzana. Zeugma jest kon­

strukcją o różnych stopniach eliptyczności - może łączyć się z elipsą oczywistą

i wówczas prawie nie jest figurą, jak np. w pierwszych dwu wersach tzw. Hymnu

Kochanowskiego:

background image

217

i:! .« Czego chcesz od nas, Panie, za Twe hojne dary?

Czego za dobrodziejstwa, którym nie masz miary?

(Pieśń XXV Ksiąg wtórych) ,

gdzie elipsa (nie ma drugi raz „chcesz") jest właśnie oczywista, czyli zeugma jest
figurą łagodną. Staje się figurą wyrazistą, gdy podporządkowanie jednemu czło­
nowi wszystkich pozostałych odbywa się kosztem składni zgody albo składni rzą­
du. W dalszym ciągu cytowanej Pieśni XXIV Ksiąg wtórych czytamy:

Mnie Niemiec i waleczny Hiszpan, mnie poznają,
Którzy głęboki strumień Tybrowy pijają.

W tej pieśni, naśladowanej, a właściwie przekładanej starannie z Horacego,

nie ma miejsca dla spontanicznych niezręczności, wybaczalnych w tekście mó­
wionym. Zeugma jest tutaj celowa - elipsę nakazują względy wierszotwórcze
(musiałoby być: Mnie Niemiec pozna...), a ponadto zeugma sprzyja ulubio­
nemu przez poetów i retorów szykowi antycypacyjnemu: zdanie zaczyna się
od przedmiotu, potem następują podmioty, jeszcze raz przedmiot i dopiero orze­
czenie oddzielające podmioty od zdania pobocznego podrzędnie złożonego.

Gdy zeugma sprzęga za pomocą tego samego słowa dwa człony, do których

co prawda to słowo poprawnie się odnosi, ale użyte zostało podstępnie, ponieważ

jest właściwie homonimem kryjącym dwa znaczenia, wtedy figura nazywa się

syllepsis.

A więc na przykład: jeśli powiemy „podnosić ręce i głowę", to będzie to zeug­

ma (łagodna), z elipsą zalecaną, ponieważ redakcja „podnosić ręce i podnosić gło­
wę" grzeszyłaby pewnym nadmiarem, czyli redundancją. Jeśli natomiast ktoś po­
wie: „podniosły się ręce i głosy", to zeugma zbliży się do syllepsy, ponieważ cza­
sownik „podnosić" w stosunku do „ręce" lub „głowę" został użyty w zgodzie ze
znaczeniem podstawowym, natomiast wobec „głosy" występuje w znaczeniu nie­
co metaforycznym. Co prawda metafora ta jest dobrze przyswojona i niemal nie­
zauważalna - ale mimo wszystko „głos podniesiony" czy „głos wysoki" to kata­
chrezy, ponieważ tylko z braku innego określenia, uznanego za właściwe, porów­
nano potocznie określoną częstotliwość fal akustycznych i ich siłę do położenia
w określonym poziomie. Inaczej się podnosi ręce czy nogi, a nawet oczy, a ina­
czej i w nieco innym sensie - głos. Syllepsa nie jest jednak błędem, albo raczej

jest błędem celowym i rodzajem gry słów: tu chodzi o zbliżenie dwu sensów, rzecz

bowiem w tym, że ręce i głosy podniosły się w podobnej sprawie, np. w proteście,
w prośbie lub z radości.

Syllepsa bardzo łatwo, ze względu na grę między gramatycznie poprawną a se­

mantycznie niepoprawną zależnością, staje się domeną dowcipu, ponieważ albo
zrównuje i zbliża te człony, do których odnosi się człon rządzący, albo przez jaw­
ną niekoherencję odniesienia zwraca uwagę na wieloznaczność tego członu ukry­
tą, a teraz ujawnianą.

Na pytanie o warunki, jakie należy spełnić, by być przyjętym do pewnego

związku, odpowiadano, że trzeba wydać dwie książki lub dwu kolegów. W roku

background image

218

1965 krążył po Polsce taki dowcip: Johnson skończył Harvard, Breżniew - Chrusz-

czowa, a Gomułka - sześćdziesiąt lat.

Można by w tym miejscu przywołać jeszcze raz Mickiewicza Zaloty, analizo­

wane jako przykład antanaklasis, ponieważ figury wzajemnie się wspierają i anta-

naklasis korzysta z tych samych właściwości języka co syllepsa. Zresztą można

by dowcip zawarty u Mickiewicza przeredagować składniowo, tak że otrzymali­

byśmy wyraźną syllepsę - coś w rodzaju zdania: „Bogatszy człowiek i uczciwszy,

który ma jedną duszę, niż ten który ma dusz pięćset". Bardzo wyraźną syllepsa

jest bon mot pewnego księdza-profesora, znanego z wolnomyślności, który zwykł

był mawiać: „Dwóch rzeczy nigdy nie odmawiam - wódki i brewiarza". ' -

Przechodzimy do trzeciej grupy figur - przez transmutacje albo inaczej per

ordinem,

czyli „co do porządku". Figury te powstają przez połączenie procederów

detrakcyjnych z adiekcyjnymi: coś, co zmieniło miejsce, zostało przecież zarazem

opuszczone (gdzie powinno się znajdować) i dodane (gdzie nie było oczekiwane).

W zakresie morfologicznym, a więc wewnątrz jednego słowa, typową figurą

per ordinem

jest wspomniana już (patrz rozdz. V) tmesis.

Znacznie częstszą i dlatego ważniejszą figurą jest hyperbaton, który jest szcze­

gólną odmianą inwersji (szyku przestawnego) i polega na rozdzieleniu dwu wyra­

zów (zazwyczaj współwystępujących) przez wstawienie między nie tego składni­

ka zdania, który znalazł się nie na swoim miejscu. Najczęściej dochodzi w hyper-

batonie do rozłamania grupy nominalnej

18

, tzn. do odsunięcia przymiotnika od

rzeczownika, do którego się odnosi - i tak np. w najprostszym zdaniu „piękna

dziewczyna śpiewa" możemy przestawić orzeczenie i otrzymamy hyperbaton „pięk­

na śpiewa dziewczyna".

Powody stosowania hyperbatonu mogą być różne - nieraz tę figurę dyktuje

potrzeba uwznioślenia stylu, oddalenia go od potocznej normy prozaicznej, nieraz

decydują tu względy wierszotwórcze, zwłaszcza rym, średniówka i tok sylaboto-

niczny, ale bywa też, że za hyperbatonem przemawiają potrzeby dobitności, ja­

sności i akcentu logicznego, a nieraz reguły prozodii polskiej, które źle tolerują

oksytoniczny spadek zdania. Znawca polskiej składni Zenon Klemensiewicz pi­

sał: „W składni istnieją normy, którymi zajmuje się składnia gramatyczna, i są

tych norm realizacje, które stanowią przedmiot składni stylistycznej"

19

.

Decyzje użycia hyperbatonu mogą być wyraźne, ale mogą też być tłumaczone

tylko celami ornamentacyjnymi lub instrumentacyjnymi.\oto jedna zwrotka ero­

tyku Kniaźnina Do lutni, gdzie stosować hyperbatonu poeta wcale nie musiał:

Lutni ma złota, co miłym gwarem
Do mdłego zaciekasz ucha; (podkr. J. Z.)

18

Liczne analizy hyperbatonów Jana Kochanowskiego w artykule L. Pszczołowskiej O szyku

wyrazów w wierszu Kochanowskiego („Pamiętnik Literacki" 1980, z. 4).

19

Z. Klemensiewicz, Problematyka składniowej interpretacji stylu, „Pamiętnik Literacki" 1951,

s. 102.

background image

219

Ty zmysły poisz słodkim nektarem,
Jedyna trosków potucha.

W w. 2. mogłoby być, bez psucia rytmu i rymu: „Zaciekasz do mdłego ucha",

a w w. 4: „Trosków jedyna potucha".

Hyperbaton nieraz wchodzi w związek z innymi figurami, jak ze wspomnianą

apozjopezą lub epifrazą (nieraz z hyperbatonem utożsamianą), gdzie w lekturze

szyk zdania wprowadza na chwilę w rozmyślny błąd, a w wykonaniu ustnym daje

możliwość dwuznaczności przez zawieszenie głosu:

Sędzia się zrazu sierdził, potem zaś obwinił
Wojnę, wojnie przypisał zło i zwierzęcoście
Ludzkie, nawet francuskie poturbował goście

Skargą i prośbą... ;

(J. Słowacki, Pan Tadeusz, fragm. III)

Bardziej kunsztowną figurą osiągniętą przez zmianę szyku, ale zmianę syme­

tryczną, prowadzącą do antytezy, jest chiazm. Jego kształt przypomina grecką

literę X (czyli „ch"), co można zapisać w układzie krzyżowym:

a b

b a ,

przy czym identyczne symbole nie oznaczają dosłownie identycznych słów, lecz

słowa o podobnej funkcji gramatycznej lub semantycznej. Stanisław Kostka Po­

tocki porównując Demostenesa z Cyceronem napisał, że „pierwszy jest silniej­

szym, przyjemniejszym drugi"

20

, co jest chiazmem, jeśli liczebnik (w funkcji za­

imka zresztą) oznaczymy a, i a

2

, natomiast cechy obu mówców przez 6, i b

r

Świetnym przykładem chiazmu, który samym układem wymusza niejako in­

terpretację, jest fragment Zagłębia Dąbrowskiego Broniewskiego:

Węgiel dobywa Zagłębie,
Zagłębie dobywa śmierć.

gdzie zmienna b ma identyczne brzmienie i sens (jest nazwą miejscową), nato­

miast pod zmienną a mamy dwa różne rzeczowniki w bierniku, w funkcji przed­

miotu, przy czym kolejność składniowa jest odwrócona (1. przedmiot, orzeczenie,

podmiot i 2. podmiot, orzeczenie, przedmiot); rzeczowniki w pozycji a są różne,

ale mocą figury zostają zrównane: albo węgiel jest dobywany jak śmierć, albo

Zagłębie dobywając węgiel dobywa śmierć.

Chiazm ze względu na swą budowę, która linię a - b przeciwstawia linii b - a,

świetnie nadaje się na wszelakie sentencje

21

, a zwłaszcza na antymetabole (rodzaj

antytezy); ma także szerokie zastosowanie - od poezji poprzez polemikę po pro­

pagandowy slogan:

20

S.K. Potocki, op. cit., cz. 1, t. 1, s. 83.

21

F.H. Mautner, Maksymy, sentencje, fragmenty, aforyzmy, przeł. M. Łukasiewicz, „Pamiętnik

Literacki" 1978, z. 4, s. 299 i n.

background image

220

Śmierć chroni od miłości

A miłość od śmierci.

(Lechoń)

albo

Potępi nas świętoszek, rozpustnik wyśmieje

(Mickiewicz, sonet V) ,

czy w sonecie XIII, pełnym retoryczności, na zakończenie:

Bogu chwała, że taką zdarzył mi kochankę,
I kochance, że uczy chwalić Pana Boga.

Chiazm jest w zasadzie figurą formalną, którą definiujemy jako krzyżowy układ

dwu elementów - pod danym względem, najczęściej pod względem składniowym

- identycznych lub dostatecznie podobnych. Ale już z przywołanych przykładów

widać, że odwróceniu porządku tych elementów towarzyszy przeciwstawienie

znaczeń, skutkiem czego nawiązana zostaje paronomazyjna gra. Antyczna retory­

ka nazywała taką figurę commutatio (AdHer 4, 28, 39) albo z grecka antimeta-
bolś,

zaliczając ją w zasadzie do figur myśli, ale wyodrębniając spośród nich jako

figurę semantyczną nastawioną na przedmiot sprawy (w odróżnieniu od figur

zwrotu do publiczności). Pewna niekonsekwencja w systematyce nie jest tu szcze­

gólnie rażącym błędem (nic zresztą gorszego nie może spotkać retoryki jak nad­

miernie schludny porządek). Antymetabola (lub komutacja, ale ten termin ma we

współczesnym językoznawstwie inne znaczenie) jest figurą nieraz utwierdzającą,

częściej jednak polemiczno-demaskatorską. Gdy powiemy, że poezja jest mówią­

cym malarstwem, malarstwo zaś milczącą poezją („poema loąuens pictura, pictu­

ra tacitum poema debet esse"; AdHer 4, 28, 39), to zbudujemy i chiazm

poema pictura
pictura poema ,

i antymetabolę wzmocnioną przeciwstawieniem „milczenia" i „mówienia",. Po­

wtarzamy maksymę:l„Nie po to się żyje, aby jeść, lecz po to sieje, aby żyć"] ale

już nie pamiętamy, że jest to dokładny przekład antymetaboli, przytoczonej przez

Kwintyliana („Non, ut edam vivo; sed, ut vivam, edo"; IX, 3, 85). Zupełnie do-

rzeczną antymetabola jest slogan wywieszony w sklepie z alkoholem (inna rzecz,

czy we właściwym miejscu): „Kto myśli, ten nie pije - kto pije, ten nie myśli".

Komutacja jest w ogóle zręcznym chwytem polemicznym - i tak np. układ krzy­

żowy

argument siła
siła argument

można zredagować na różne sposoby, rozwinięte w zdania: „Jesteśmy za siłą ar­

gumentu, a przeciw argumentowi siły" czy: „Niech przemawia siła argumentu..."

etc. Marks polemizując z pracą Proudhona Filozofia nędzy nadał swej replice tytuł

Nędza filozofii.

f

. <;

background image

221

Osobliwą figurą syntaktyczną jest hypallage (nieraz zwana enallage), której

zaklasyfikowanie jest dość trudne i sporne i która wiele kłopotów sprawia tłuma­

czom. Wróćmy do cytowanego już przykładu. Kwintylian (VIII, 6,27) cytuje z Enei-
dy

Wergiliusza (5, 817) wyrażenie „spumantia frena", co można, a raczej trzeba

przełożyć jako „pieniące się uzdy", i dodaje, że uzda nie może się sama pienić^

może tylko być pokryta pianą pochodzącą z końskiego pyska. Tymczasem Kary-

łowski tak przekłada te wersy:

Kiedy tak ją pocieszył wśród niebiańskich zacisz,
W złoty zaprzęg zakłada zapienione srodze /
Rumaki dzikie - [...] ,

a więc w zgodzie ze zdrowym rozsądkiem usuwa figurę stosując czasownik w imie­

słowie biernym i odnosząc go do koni, a nie do uzdy.

Hypallage (ściślej: hypallage adiectivi, czyli przymiotnika) polega na zakłó­

ceniu zgody składniowo-logicznej przez przeniesienie słowa (najczęściej przy­

miotnika) z jednego członu wypowiedzi na inny. Często hypallage rozpatruje się

jako rodzaj metonimii, ponieważ wraz z zamianą miejsca następuje zamiana (za­

stępowanie) sensu. Hypallage dzieli się na 3 grupy: 1) h. przyczyny - skutku,

2) h. stosunku właściciela i własności, 3) h. stosunków czasowych.

Hypallagi są dość znamienną cechą stylu Wergiliusza, to z Eneidy pochodzą

najczęstsze przykłady. Typ 1 zilustrowaliśmy wyżej omówionym cytatem; typ 2

polega na przeniesieniu cechy wyrażonej przymiotnikiem z dopełniacza (nb. ge-
netivus possessoris)

na rzeczownik, np. „altae moenia Romae" (wysokiego Rzy­

mu mury) zamiast „alta moenia Romae" (wysokie mury Rzymu

22

); przykładem

zaś typu 3 może być - „submersasąue obrue puppes" (pogrąż zatopione okręty)

zamiast „submergando" (przez zatopienie pogrąż...)

23

.

Przeniesienie atrybucji w cytowanych przykładach nie dotyczy wbrew nazwie

(hypallage adiectivi)

tylko przymiotnika, podobnie zresztą w przykładach, które

potrafimy znaleźć w poezji polskiej, a nawet w wyrażeniach skonwencjonalizo­

wanych. Mówimy, że „las się skończył", a las się nie może kończyć, to my koń­

czymy marsz przez las, ale ze względu na leksykalizację wyrażenia nie odczuwa­

my tu żadnego naruszenia normy. Wydobywa hypallage dopiero taki wiersz

24

:

Mijał strumień. Trzcina wiała wiotka.
Las się kończył i zaczynał księżyc.

(K.K. Baczyński, Orfeusz w lesie)

Hypallage albo w ogóle nie zauważamy, albo odczuwamy ją jako wyszukaną

metaforę tudzież metonimie. „Dziś jest taki senny dzień" - jest wyrażeniem po­

prawnym, choć to naszą senność jako skutek przenosimy na przyczynę - na pogo­

dę tego dnia, która wywołuje senność.

22

Karyłowski tłumaczy poprawiając ten wers (I, 7) Wergiliusza: „wielki gród Romy" (Wergi-

liusz, Eneida, s. 3).

23

Op. cit., s. 6: „Pobite wichrem ich statki we fali" (I, 69).

i

24

Zob. na ten temat: Dobrzyńska, Metafora, s. 176. i

background image

222

:: To wozy jadąc drogą mogą turkotać i dudnić, ale w wierszu jest inaczej:

'

!

A tam na wschód dudniły, turkotały drogi [...],

"' (W. Broniewski, Młodość)

co bynajmniej nie jest figurą ornamentacyjną, lecz wyrazem zwielokrotnionego
wyrażenia: tyle wozów dudniło i turkotało, iż dźwięki się zlewały i rzec by moż­
na, że to wszystkie drogi wydawały ten hałas.

Złożoną hypallage spotykamy w przekładzie Brunona Jasieńskiego poematu

Majakowskiego Flet kręgosłupa:

Pójdę na place
i runę na wznak,
i głowę wyścielę kamiennym Newskim!

Komplikacja polega tu na tym, że hypallage przekształca nie normę językową,

ale konstrukcję pierwotnie metaforyczną - już byłby to trop, gdyby poeta (tu:

tłumacz) napisał hiperbolicznie: „Newski kamienny wyścielę swą głową", co by

odwoływało się do obrazu pokrywania uderzeniami głowy całej ulicy; ale tu jest

na odwrót - to w akcie bólu i rozpaczy bohater głowę owinie (wyścielę) kamie­

niami Prospektu, w który tłuc będzie. Nb. w oryginale jest oparta na neologizmie

śmiała metafora, ale nie ma hypallagi: „[...] i gołowu wymozżu kamiennym Nie-

wskim!" (i głowę „wymóżdżę" kamiennym Newskim).

Ale poszukajmy przykładu prostszego, tak prostego, że pozostaje niemal nie­

zauważony:

[...] Drudzy, co podali

Żagle wiatrom, na ślepe skały powpadali [...].

(J. Kochanowski, Tren XIX, w. 86)

Hypallage polega tu na tym, że ślepota tych, co zaufali wiatrom i poniechali

sterowania, przypisana została skałom.

Porządek taksonomiczny figur słów jest nieco chwiejny - i na szczęście, bo

w przeciwnym razie nie miałyby one żadnej referencjalnej skuteczności i pozo­

stałyby formalistyczną ornamentacją. Figury te z jednej strony nawiązują do tro­

pów sensu stricto, jak właśnie hypallage, którą tu rozpatrujemy ze względów po­

rządkowych, bo jest konstruktem in verbis coniunctis i polega na przemieszcze­

niu elementów, z drugiej zaś leżą na pograniczu figur myśli, takich jak np. prolepsis

i hysteron-proteron, którymi teraz na zakończenie tego rozdziału i jako zapowiedź

rozdziału następnego wypadnie się zająć.

Prolepsis (po gr. dosł. „przeczucie") polega na uprzedzeniu w miejscu wcze­

śniejszym zdarzenia późniejszego; łacińscy retorzy raczej nie używali tego termi­

nu lub przywoływali go w greckim brzmieniu i alfabecie; po łacinie mówili czę­

ściej anticipatio i wiązali z figurą blisko pokrewną, jaką jest hysterologia albo

inaczej hysteron-proteron, polegająca na porzuceniu relacji w porządku natural­

nym i wcześniejszym poinformowaniu (wcześniejszym przedstawieniu) o zdarze­

niu późniejszym.

Różnica między prolepsis vel hysteron-proteron jako figurą słów i jako figurą

myśli nie jest wyraźna. Odróżnia się zwykle trzy znaczenia prolepsis: gramatyczne,

background image

223

argumentacyjne (nieraz zwane retorycznym) i poetycko-narracyjne. W sensie gra­

matycznym prolepsis polega na tym, że rzeczownik, który ma być podmiotem zda­

nia podrzędnego, znajduje się w zdaniu nadrzędnym. Jest to konstrukcja częsta w ła­

cinie dzięki możliwości użycia accusativus cum infinitivo, rzadka natomiast i trudna

w języku polskim, spotykana od czasu do czasu jako stylizacja - np.:

Bo wiem Witołda, że z wojskami stoi

(A. Mickiewicz, Grażyna, w. 244) ,

co znaczy: „Wiem, że Witołd z wojskami stoi".

W sensie argumentacyjnym figura ta jest po prostu uprzedzeniem spodziewa­

nego zarzutu; najciekawsza jest jednak jej wersja poetycko-narracyjna, nb. przez

Arystotelesa analizowana nie w Retoryce czy Poetyce, lecz w Kategoriach (XII;

14a 26), gdzie w związku z problemem przejścia od potencjalności do aktu roz­

różnione zostały odmienne znaczenia wyrazu „wcześniejszy". Można by więc o tej

figurze rozprawiać w związku z teorią dyspozycji, a zwłaszcza z problematyką

stosunku ordo naturalis do ordo artificialis.

Naruszenie logicznej kolejności zdarzeń może być zwykłym, choć niepozba-

wionym uroku błędem albo też projekcją czasu narratora w czas opowiadanej fa­

buły. Przykładem takiego błędu mogłaby być zwrotka pieśni, cytowanej m.in. przez

Orzeszkową w Nad Niemnem, z całą pewnością obca jakiejkolwiek intencji reto­

rycznej :

A gdy pomrzemy, a gdy pomrzemy,
Każemy sobie
Złote litery, złote litery
Wyryć na grobie.

Hysteron-proteron jako figura narracyjna występuje wszędzie tam, gdzie mię­

dzy czasem fabuły a czasem narracji pojawia się niezgodność - o przykłady i ła­

two, bo właściwie prawie nie ma tekstów fabularnych, które by"f>rzestrzegały skru­

pulatnie kolejności zdarzeń w narracji, i trudno, bo trzeba by opisywać lub stresz­

czać skomplikowane opowieści.

Przykładem argumentacyjnego, a w tym wypadku polemicznego użycia figu­

ry może być dwuwiersz z Kwiatów polskich:

Już znakomici katolicy,
Tylko że jeszcze nie chrześcijanie

[•••]

który nie tyle narusza porządek, ile naruszenie takie ośmiesza - porządek zaś po­

winien polegać na rozumieniu chrześcijaństwa jako kategorii nadrzędnej wobec

katolicyzmu; sarkazm polemisty przekształca stosunek nadrzędności-podrzędno-

ści w relacje czasowe. J\,

Ale wraz z tym przykładem przechodzimy już właściwie do figur myśli, które

nigdy nie są całkowicie niezależne od systemu językowego, gdy zaś stają się

względnie autonomiczne, wiążą się z teorią argumentacji.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Jerzy Ziomek RETORYKA X Figury mysli
Jerzy Ziomek RETORYKA V Retoryka Elokucyjna Zalozenia
J Ziomek, Figury slow
Figury słów i myśli - o retoryce, Retoryka i erystyka
05.01.09, Figury słów (figurae elocutionis)
FIGURY SŁÓW pojęcia
Figury słów
Jerzy Ziomek Epoki i formacje w dziejach literatury polskiej (skrót)(1)
Jerzy Ziomek o sztukach fabularnych
Jerzy Ziomek Epoki i formacje w dziejach literatury polskiej
10 Jerzy Ziomek(TL)
Tropy i figury słów
FIGURY RETORYCZNE, Nauka, Dziennikarstwo
figury retoryczne definicje id 169945
Jerzy ZYGMUNT SZEJA Retoryczne gry Polemika z artykułem Piotra Sterczewskiego Czytanie gry O proced
Ziomek Parodia jako problem retoryki
1 000 słów Jerzy Bralczyk
Co Ty mowisz Magia slow czyli retoryka dla dzieci Rusinek Michal zalazinska Aneta
Jerzy Buzek Errata do wyczynów Władka K O Leszku Kołakowskim Do sztambucha kilka słów z obory ślę

więcej podobnych podstron