Antonio Labriola
Przeciwko
rewizjonizmowi
Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (Uniwersytet Warszawski)
WARSZAWA 2007
Antonio Labriola – Przeciwko rewizjonizmowi (1899 rok)
© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)
- 2 -
www.skfm-uw.w.pl
„Przeciwko rewizjonizmowi. Na marginesie książki
Bernsteina” („Contro il revisionismo”) to napisany
w Rzymie 15 kwietnia 1899 roku po francusku list
Antonio Labrioli do Huberta Lagardelle, redaktora
naczelnego francuskiego czasopisma «Mouvement
Socialiste», opublikowany w tymże czasopiśmie 1
maja 1899. Książka Bernsteina, o którą chodzi w
liście, to „Die Voraussetzungen des Sozialismus
und die Aufgaben der Sozialdemokratie” („Zasady
socjalizmu i zadania socjalnej demokracji”, wyd.
pol.: Lwów 1901 r.), Stuttgart 1899.
Podstawa niniejszego wydania: Antonio Labriola,
„Pisma filozoficzne i polityczne”, tom 2, wyd.
Książka i Wiedza, Warszawa 1963.
Tłumaczenie z języka włoskiego: Barbara
Sieroszewska.
Antonio Labriola – Przeciwko rewizjonizmowi (1899 rok)
Drogi obywatelu Lagardelle!
Dopiero co skończyłem czytać książkę Bernsteina, o której chcieliście usłyszeć moje zdanie, i
mówiąc szczerze, przeczytałem ją bardzo pospiesznie i raczej dla siebie niż po to, by zrobić z niej przedmiot
dyskusji. Nie miałem także czasu przeczytać tak uważnie, jak bym chciał, licznych artykułów polemicznych
napisanych jako odpowiedź na tę książkę, a w szczególności Kautsky'ego, Adlera, Parvusa i Róży
Luksemburg.
Jeżeli spojrzeć na to zagadnienie z punktu widzenia niemieckiej socjaldemokracji – a to jest właśnie,
jak Wam pisałem 21 grudnia ubiegłego roku, punkt widzenia najważniejszy – wydaje mi się, że dokoła tej
idei oraz nazwiska Bernsteina nie zrodzi się żaden nowy prąd, żaden ruch nowy, i że ta partia, która
przezwyciężyła tyle oporów, pokonała tyle trudności, wyjdzie z tej dyskusji silniejsza, z jaśniej
sprecyzowaną świadomością własnych celów. To, co pompatycznie nazywa się kryzysem marksizmu, nie
będzie miało, moim zdaniem, żadnego znaczenia z punktu widzenia praktycznego w ogóle, a politycznego
w szczególności, poza Niemcami, bo tylko w Niemczech istniało rzeczywiste wzajemne przenikanie między
socjalistycznym ruchem robotniczym a marksizmem – nieomal doskonałe zlanie się w jedno. Dlatego też
dyskusja nad książką Bernsteina obchodzi niemal wyłącznie Niemców.
Niełatwo przewidzieć – zwłaszcza mnie, cudzoziemcowi – jakie reperkusje może ta dyskusja o
zasadach socjalizmu wywołać we Francji, gdzie istnieje pięć różnych organizacji socjalistycznych i każda
reprezentuje inny odłam ruchu proletariackiego oraz inną fazę rewolucyjnej tradycji. Wyjąwszy tę
organizację, która samą siebie określa jako marksistowską, wydaje mi się, że czterech pozostałych w bardzo
małym stopniu dotyczy ta kwestia, która dla Niemców stanowi żywotną część ich praktycznego życia.
I jeżeli znajdujące się już na tak dobrej drodze zjednoczenie Waszych wszystkich frakcji dokona się,
nastąpi to z pewnością nie w imię jakichś doktrynalnych definicji i nie na ich zasadzie, lecz jako wynik
wewnętrznych warunków samego ruchu i ogólnej sytuacji politycznej Francji. Już «L'Affaire» dostatecznie
obfitowała we wskazania, także i pod adresem polityki socjalizmu.
W tych warunkach, jakże mógłbym wypowiadać wobec Francuzów moją opinię o zagadnieniu,
które w Niemczech wywołało tak żywą polemikę, skoro nie mam dokładnego i sprecyzowanego poglądu na
temperamenty i zabarwienie tych poszczególnych frakcji? Nie mogę więc przyjąć Waszej propozycji
napisania dla «Mouvement Socialiste» artykułu na 15 stron. Przy okazji napiszę z pewnością dla Waszego
pisma artykuł na 15 stronic, choćby i na temat jakiejś książki; ale czyż dzieło Bernsteina, stawiające sobie
za zadanie całkowitą reformę socjalizmu, może być, poważnie rzecz biorąc, przedmiotem zwykłej recenzji?
Tutaj należałoby dyskutować, analizować, walczyć. Oczywiście, dyskutować, walczyć w interesie
partii, na terenie dobrze znanym, w oparciu o tradycje doświadczeń i czynów. Przeczytajcie artykuły, które
książka ta sprowokowała w Niemczech – mam właśnie przed oczyma bardzo żywe i przenikliwe artykuły
Róży Luksemburg w «Leipziger Volkszeitung» – czyż nie wydaje się to naprawdę bezpośrednią reakcją
żywej istoty, która się poprzez samą tę reakcję afirmuje? Czuje się, że wielokrotne powtarzanie
podstawowych zasad nie wypływa z doktrynalnego uporu, ale z samego życia tej istoty, karmionej
zasadami, które stały się jej ciałem i krwią; że broni ona swoich kryteriów czynu, swoich naczelnych zasad,
swego sposobu działania – jednym słowem: swego istnienia.
Co się tyczy stawania ponad tymi realnymi warunkami, traktowania ich ze sztucznego punktu
widzenia bezstronnego widza, bezinteresownego poszukiwacza prawdy – byłaby to niewątpliwie piękna
okazja i odpowiednie zajęcie dla pisarza w poszukiwaniu tematów do artykułu, ale nas nie to interesuje.
Jednym słowem – w ideach tych, którzy biorą udział w walce, zawarte jest założenie, że walka jest
konieczna i aktualna.
Bywają, prawdę mówiąc, tacy, którzy co krok odczuwają potrzebę przedyskutowania od początku
teorii wartości, dialektyki, materializmu historycznego, walki klas, hipotezy katastroficznej, dalszych
losów świata i społeczeństwa przyszłości. Ale czyż podobna dać sobie narzucać na co dzień, co godzina,
obowiązek krytycznej rewizji całej encyklopedii? Z tego formalnego punktu widzenia książka Bernsteina
ma poważną wadę: jest zbyt encyklopedyczna. Gdyby autor wszczął po prostu dyskusję o praktycznej
© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)
- 3 -
www.skfm-uw.w.pl
Antonio Labriola – Przeciwko rewizjonizmowi (1899 rok)
działalności i politycznej postawie partii w szczególnych warunkach Niemiec, o których my wszyscy nie
będący Niemcami możemy być poinformowani fałszywie – zrobiłby robotę bardziej pożyteczną, łatwiej
dającą się zużytkować w dyskusji. Ale on napisał całkowite wyznanie wiary, ab imis fundamentis,
stawiając tych, którzy chcieliby z nim walczyć, wobec konieczności napisania całej książki, a to jest zadanie
na dłuższy oddech.
Co do mnie, to jestem osobiście w sprawę wmieszany, a ponadto nie lubię się powtarzać. Dopiero co
zaprezentowałem francuskim czytelnikom drugi niewielki szkic na temat materializmu historycznego,
uczynniwszy z niego, o tyle, o ile potrafiłem, rodzaj rewizji krytycznej. Sam więc zaliczam się do tych,
którzy mają być sądzeni, a tym samym nie mogę stawać w szeregu sędziów. Wobec tego, że czekam na sąd
innych, nie wyłączając «Mouvement Socialiste», i że nie jestem publicystą zawodowym – nie chcę
postępować jak ci kaznodzieje wielkopostni, którzy wędrują od miasta do miasta, od wsi do wsi,
powtarzając wszędzie to samo kazanie.
Jeśli chodzi o Włochy, możecie być pewni, że ich mała i skromna partia socjalistyczna (muszę ją tak
określić w porównaniu z kolosalną socjaldemokracją niemiecką), choć może zostać odepchnięta wstecz
wskutek rozmaitych przyczyn zewnętrznych, to przecież nie grozi jej niebezpieczeństwo ani pokusa
odcięcia się od samej siebie i rozpadnięcia na poszczególne nurty. Tak się rzeczy mają i nie wymagają
specjalnych wyjaśnień. Tym bardziej, że z jednakowym zainteresowaniem odnoszę się do ruchu
socjalistycznego wszystkich krajów i nie położyłem żadnych szczególnych zasług w dziele uczynienia tej
partii tym, czym jest. Partia ta nie będzie przeżywała żadnych kryzysów, zważywszy, że w obecnym
momencie walczy w obronie własnego istnienia. Trudno więc, aby polityczne i teoretyczne walki toczące
się w Niemczech budziły tu silne echa i znajdowały trwałe odbicie.
Jak widzicie, nie z lenistwa odmawiam napisania artykułu. Ale czemu nie mielibyście opublikować
tego listu? Czyż nie jest to najbardziej naturalny sposób wyrażania szczerych uczuć? Czyż sama maniera
artykułu nie zniekształca prostoty i szczerości wypowiedzi?
Wierzę mocno, że socjalizm krajów łacińskich musi jeszcze dobrze przetrawić utopizm i że tocząca
się obecnie dyskusja nie będzie dla niego bez pożytku. Wierzę również, że socjalizm bywa zawsze i
wszędzie skażany przez elementy czysto radykalne, przez reformistów niezdecydowanych i tylko w
przybliżeniu rewolucyjnych, toteż obecna dyskusja może dopomóc do przeprowadzenia nowej eliminacji.
Cóż za zbieg okoliczności! W jednym z ostatnich numerów tegoż «Sozialdemokrat», pamiętnym
organie walki partii niemieckiej w okresie reżimu ustaw wyjątkowych – drukowanym, jak wiecie,
początkowo w Zurychu, następnie w Londynie – czytamy: „Jeżeli socjaldemokracja niemiecka pójdzie na
ustępstwa, «Sozialdemokrat» zmartwychwstanie, aby zaprotestować”. Nie minęło jeszcze dziewięć lat, a już
«Sozialdemokrat» – i nie tylko ta skromna, nieduża gazeta, ale cały legion wielkiej prasy – powstaje, aby
zaprotestować w Niemczech przeciwko temu samemu Bernsteinowi, który był tak odważnym i zdolnym
redaktorem naczelnym «Sozialdemokrat», jakże bojowego w latach 1879-90! Któż z nas odważyłby się
wygłaszać proroctwa co do przyszłości, skoro życie codzienne gotuje nam takie niespodzianki?
Naprawdę pod całym tym głośnym hałasem dysputy kryje się jedna rzecz poważna i zasadnicza:
płomienne nadzieje sprzed kilku lat, żywe, a wtedy przedwczesne – te zbyt szczegółowe, zbyt precyzyjnie
zarysowane oczekiwania – obecnie rozbijają się o nader skomplikowany opór stosunków ekonomicznych i
powikłanych mechanizmów świata politycznego. A ci, którzy nie potrafią zestroić swojego tempa
psychologicznego (w grę wchodzi tu cierpliwość i umiejętność obserwacji) z rytmem rzeczy konkretnych –
stają w połowie drogi i wykolejają się. Tylko proletariusze mogą liczyć na czas nieograniczony i tylko ich
czas rośnie w nieskończoność. Świat kapitalistyczny, choćby się nie wiedzieć jak komplikował, nie może
przeszkodzić, aby się mnożyli i kształcili.
Kryzys marksizmu jest tylko przejawem faktu zupełnie prostego i zrozumiałego: jedni odchodzą,
inni słabną w drodze. Pierwszym życzymy szczęśliwej podróży, drugim podajemy środek wzmacniający. A
co się tyczy tych, którzy posługują się tym wyrażeniem jako efektownym frazesem, jako dogodnym
pretekstem do insynuacji – możemy się z nich jedynie śmiać.
© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)
- 4 -
www.skfm-uw.w.pl