Antonio Labriola
O socjalizmie
Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (Uniwersytet Warszawski)
WARSZAWA 2007
Antonio Labriola – O socjalizmie (1889 rok)
© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)
- 2 -
www.skfm-uw.w.pl
„O socjalizmie” („Del socialismo”) to odczyt
Antonio Labrioli wygłoszony 20 czerwca 1889 w
Robotniczym Kole Studiów Społecznych w
Rzymie. Jego I wydanie nastąpiło w tymże samym
roku (Perino, Rzym 1889); II wydanie zaś nastąpiło
w 1904 roku (Mongini, Rzym 1904).
Podstawa niniejszego wydania: Antonio Labriola,
„Pisma filozoficzne i polityczne”, tom 2, wyd.
Książka i Wiedza, Warszawa 1963.
Tłumaczenie z języka włoskiego, na postawie
zbioru: Antonio Labriola, Scritti vari di filosofia e
politica, Bari 1906 r.: Barbara Sieroszewska.
Antonio Labriola – O socjalizmie (1889 rok)
Ubogi i zdzierca spotkali się;
a wszakże obydwóch oczy Pan oświeca.
Salomon, Przypowieści, XXIX, 13.
Panowie!
Tak, nazywam was panami! I nie myślcie, że tylko przyzwyczajenie sprawia, że i dzisiaj używam
słowa, jakim zwracam się stale do moich zwykłych słuchaczy. Naprawdę czuję w sobie żywy i uczciwy
opór wewnętrzny przeciwko zwracaniu się do was inaczej.
Bo i jakże mógłbym użyć tu słowa bracia, nie narażając się na zarzut demagogicznej obłudy?
Wiecie przecież dobrze, że jestem profesorem uniwersytetu i że wielka istnieje różnica między moim
trybem życia a tym, jaki prowadzi większość z was, uczestników tego Koła Studiów Społecznych, którzy
zechcieliście mnie tutaj łaskawie zaprosić, żebym do was mówił. Cóż kiedykolwiek uczyniłem takiego,
abym mógł szczerze rościć sobie prawo do czynnego braterstwa?
Próżne to złudzenie uznawać za czyn dokonany – daleki cel, do którego się dąży, choćby nawet z
sercem pełnym nadziei; niebezpieczna to rzecz – mylić pragnienie z czynem! W dzisiejszym społeczeństwie
torują sobie drogi nowe prądy i wiele już oznak wskazuje na żywe kiełkowanie posiewu przyszłego
braterstwa. Niestety jednak życie obecne składa się całe z walk klasowych, z ohydnych, krzywdzących
nierówności, z przemocy i wyzysku; toteż wam, robotnikom, mogłoby się wydać zniewagą słowo bracia
wychodzące z ust kogoś takiego, jak ja, kto pędził dotychczas życie nieomal bierne, poświęcone wyłącznie
zdobywaniu wiadomości naukowych i sztuce udzielania ich innym poprzez nauczanie i pisanie.
Nie gardźcie jednak nami, pracownikami myśli, tylko dlatego, że nie mamy stwardniałych dłoni i
żyjąc we względnym dostatku, nie musimy walczyć o chleb powszedni. Pomyślcie o tym, że niemała część
uczuć, pragnień i dążeń, które wiodą robotników całego cywilizowanego świata ku czemuś nowemu, jest
owocem i konsekwencją śmiałych wysiłków wybitnych myślicieli, którzy, czy to dzięki bystrości umysłu,
czy wrażliwości uczuć, odkrywając przyczyny obecnego zła, szukali sposobów jego usunięcia, sposoby te
głosili, otwierali i poniekąd prostowali drogi do osiągnięcia zwycięstwa sprawiedliwości społecznej.
Pozwólcie, że wam przypomnę: socjalizm, jako przekonanie, jako nasz światopogląd, jest nie czym innym,
niż filozofią nędzy. A teraz pomyślcie, że dzień, w którym dzisiejsze pragnienia staną się rzeczywistością,
w którym na miejsce chaosu moralnego i ekonomicznego przyjdzie ład społeczny, dający każdemu to, co
mu się wedle jego zasługi i jego pracy należy – że dzień ten będzie wielkim, wspaniałym zwycięstwem
myśli ludzkiej i okaże niezaprzeczoną prawdę myśli Platona, że filozofia powinna rządzić republikami.
Nie będę was też głaskał pochlebczym tytułem obywateli. Wszyscy jesteśmy nimi według prawa;
ale w rzeczywistości większość nosi to miano jak na szyderstwo. Obywatel (cittadino) znaczy władca; oba
te słowa mogą oznaczać tylko jedną i tę samą rzecz.
Wszystkie rewolucje polityczne na całym świecie przeprowadzane były w ciągu ostatniego stulecia
z taką intencją i takimi kierowały się uczuciami: żeby nigdy więcej ludzie nie rodzili się jako przykuci do
ziemi feudalnej niewolnicy, jako poddani królów w państwach władzy absolutnej i przywilejów, jako
ujarzmieni przez księży kościołów ortodoksyjnych, jako pozbawieni wolności pracy w przemyśle i handlu,
skrępowani na skutek prerogatyw niezliczonych bractw, cechów i władz municypalnych. Z tego ruchu
rewolucyjnego zrodziły się instytucje, które określamy niezmiernie elastyczną nazwą instytucji liberalnych:
równość wobec prawa, wolność sumienia, wolność dyskusji i zgromadzeń, polityczne prawo wyborcze,
parlamenty, odpowiedzialność rządzących. Ale ze wszystkich tych swobód i praw niewielu korzysta,
niewielu może korzystać, gdyż po upadku feudalizmu i dawnych korporacji powstały nowe rządy klas
wydziedziczających i wyzyskujących, rządy nie mniej od poprzednich ciężkie dla wydziedziczonych i
wyzyskiwanych – może nawet cięższe i bardziej nienawistne od czasu, kiedy masy nie są już plebsem, ale
ludem. W bezlitosnej walce między kapitałem a pracą masy robotnicze, zaszczycane przez jeden kwadrans
w roku przy okazji zgromadzeń wyborczych pompatycznym tytułem prawnym ludu-władcy, a przez resztę
czasu faktycznie będące niewolnikami tych, którzy dzierżą w ręku środki produkcji – masy te żywo
© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)
- 3 -
www.skfm-uw.w.pl
Antonio Labriola – O socjalizmie (1889 rok)
odczuwają ironią swego losu, haniebną sprzeczność, jaką wytworzyła demokracja polityczna, czyniąc tych
samych ludzi obywatelami i niewolnikami zarazem.
Demokracja polityczna ze swymi rozległymi obietnicami, niemożliwymi do spełnienia ze względu
na ich iluzoryczność, zrodziła kwestię społeczną i sprawiła, że za naszych dni rozrosła się ona do
gigantycznych rozmiarów; jest to problem intelektualny dla tych, którzy ograniczają się do myślenia, dla
tych zaś, którzy czują swą przynależność do uciśnionych – podnieta i broń służąca agitacji i rewolcie.
Socjaliści wręcz żądają, aby demokracja przestała być nareszcie kłamstwem o zmiennym obliczu, aby stała
się zwykłą prawdą; protestują w imię rozumu, żądają, aby uczciwość społeczna zwyciężyła liberalną
hipokryzję.
Otóż mam uczucie, że słusznie, zgodnie z prawdą dałem wam to miano: panowie. Jeżeli wolno
kiedykolwiek wypowiadać wróżby i dawać obietnice w imieniu idei poruszających nasze umysły i
rozgrzewających nasze serca, nam, którzy staliśmy się socjalistami przez naukę; jeżeli demokracja nie ma
pozostać na wieczne czasy pustą nazwą czy gorzej jeszcze – narzędziem wyrafinowanego wyzysku ze
strony przywłaszczycieli głosów; jeżeli władza ludowa ma oznaczać coś szczerego i prawdziwego – ludzie,
owi panowie na zasadzie prawa natury, postawią na miejscu obecnej hierarchii politycznej państw
współdziałanie społeczne dla wspólnego dobrobytu moralnego i materialnego.
Taki jest temat, taki zakres mojego odczytu.
Wy prosiliście mnie o inny temat: uczczenie pamięci Komuny. Trochę się broniłem, trochę
potargowaliśmy się, w końcu uzgodniliśmy, aby tym odczytem O socjalizmie – rozpocząć serię wykładów
szkoleniowych, które wasze Koło zamierza, o ile mi wiadomo, prowadzić bądź na publicznych, bądź na
prywatnych zebraniach.
Obchodów rocznicowych mieliśmy już aż za dużo w tym naszym kraju, który jest jak gdyby
uciemiężony przez dumną tradycję i pełen związanych z tym przesądów; czas już zwrócić oczy ku
przyszłości. Przeszłość nie jest łatwa do poznania, a kiedy się ją bada pilnie i skrupulatnie, wynosi się z tych
badań duszę pełną rozczarowań.
Przeszłość zawiera w sobie przyczyny teraźniejszości i niemało przestróg nader pożytecznych dla
uniknięcia powtarzania błędów. Ale o to niechaj się troszczą uczeni!
Otóż ja studiowałem ostatnio, i to bardzo szczegółowo, historię Wielkiej Rewolucji. Z pewnych
powodów – a wyłożę je w przygotowywanej przeze mnie obecnie pracy na temat socjalizmu – bardzo
chciałem poznać do gruntu i z całą dokładnością prawdziwe, ukryte i decydujące przyczyny obecnego życia
społecznego Europy, życia, którego znamieniem, niejako emblematem, jest liberalizm ekonomiczny i
polityczny. Jak to się stało, że po entuzjastycznym humanitaryzmie wieku XVIII, który wszystko chciał
sprowadzić ponownie do prawa natury, przyszło obecne stulecie rozczarowanych i pesymistów? To stulecie
aroganckiego kapitalizmu i groźnego proletariatu? Jak to się stało, że po tak niezłomnych walkach o
równość i wolność, po tym, jak święciliśmy ich zwycięstwo, staliśmy się ostatecznie tacy potulni, że nasze
życie jest znowu życiem panów i sług, tylko według nowego wzoru, życiem wyzyskiwaczy i
wyzyskiwanych, tylko według nowego kroju, i że państwa i rządy bronią zawsze mniejszości przeciwko
większości?
Chcąc jasno dojrzeć przyczyny i pobudki tego stanu rzeczy, zabrałem się do studiów – i nadal je
prowadzę – nad źródłami tego, co nazywamy nowoczesnym państwem swobód politycznych, gdzieniegdzie
osiągniętych drogą powolnej ewolucji, we Francji natomiast i w krajach znajdujących się pod jej wpływem
– drogą gwałtownego kryzysu zwanego rewolucją. W tej właśnie intencji badam upadek starego
społeczeństwa feudalnego i początki obecnego społeczeństwa, które nazywamy burżuazyjnym. Studia te
umocniły mnie w moich socjalistycznych przekonaniach, a także odepchnęły mnie jeszcze silniej od
wszelkich form liberalnego jakobinizmu, bez względu na to, czy przybiera on dumne oblicze cezaryzmu,
czy poprzestaje skromnie na tym, co w języku prymitywnym, ale odpowiednim do przedmiotu nazwałbym
chętnie oszustwem parlamentarnym. Kto wzmacnia swój umysł tego rodzaju studiami historycznymi i
rozumną obserwacją wypadków, musi przyznać, że socjalizm jest w zakresie myśli – filozofią przyszłości, a
w duszach dręczonych i uciśnionych jest nową religią równości obywatelskiej.
© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)
- 4 -
www.skfm-uw.w.pl
Antonio Labriola – O socjalizmie (1889 rok)
– Cóż za powieści nam tu snujecie? – wykrzykują sceptycy śmiejąc się szyderczo i dodają złośliwie:
– rozczarowani humanitaryzmem ubiegłego stulecia, przekonani, że liberalizm jest mirażem, niezdolni do
uczynienia czegokolwiek rozumnego i pożytecznego w chwili obecnej, uparcie trwający w przekonaniu, że
ludzkość może być doskonała, dajecie się unosić marzeniom o przyszłości. – Tak mówią sceptycy,
pyszałkowate miernoty o mieszczańskiej logice. Ale mylą się, tu bowiem chodzi o posiew od dawna już
wschodzący, który rozwinie się w bujną roślinę; słusznym pragnieniom nadaje się formę konkretnych praw;
tu nie ma pustej gadaniny ani trwożliwych lamentów, ani majaczeń sennych, ale jest zaczątek nowego
życia, które kształtuje się najpierw w umysłach, by następnie utrwalić się w rzeczywistości. Stąd biorą się
prekursorzy i apostołowie, stąd propaganda. Przyszłość skoryguje pod wielu względami obecne poglądy i
oczekiwania, i nikt wyobraźnią nie może wyprzedzić tych przyszłych przemian; ale jedna zasada trwa i
trwać będzie niewzruszona: że nie jest prawem natury takie prawo, które oddaje większość w niewolę
mniejszości, i nieludzka jest społeczność, w której niewolnictwo jest nieuniknione.
Ale tu wysuwają głowę konserwatyści mówiąc: skoro tak ostro krytykujecie instytucja liberalne,
które pod pozorem popierania wszelkiego rodzaju interesów obywateli oddały rządy, niegdyś sprawowane
przez królów absolutnych, przez panów wielkich włości i uprzywilejowane korporacje, w ręce
wyzyskiwaczy, demagogów, łowców aplauzu i głosów – czyż nie lepiej powrócić do dawnych form
państwowości, zaufać i zdać się ze wszystkim na władców-filantropów i oświeconych ministrów?
Mylicie się. Socjaliści nie chcą ustępstw, lecz zdobyczy; uważają swobody polityczne za sprężynę,
za bodziec do nowej pracy, nowego ruchu. One to właśnie, swobody polityczne, ujawniają kontrast między
sytuacją obywatela sformułowaną teoretycznie, powiedziałbym – niemal idealną, a rzeczywistymi
warunkami życia ludzi pracy. Nie odrzuca się swobód politycznych, tylko chce się je uzupełnić. Nie robi się
kroku wstecz, lecz szereg kroków naprzód, poza demokrację polityczną. Dąży się do stworzenia
ekonomicznych podstaw do władzy ludu, a ekonomii chce się przydać cechę moralności. Szuka się nowego
prawa, które uczyniłoby sprawiedliwość rzeczywiście jednaką dla wszystkich. Jest to walka między prawdą
a zakłamaniem!
Socjalizm – doktryna apostołów, prekursorów, tych, którzy wstrząsają śpiącymi – dąży do
rozwiązania problemów, o których istnieniu sceptycy nie wiedzą, które liberałowie odsuwają w
nieokreśloną przyszłość, a demagodzy wykorzystują. Żaden człowiek nie będzie niewolnikiem innego
człowieka, żaden człowiek nie będzie narzędziem bogacenia się innych – oto najogólniejsze kanony, z
których wypływają zasady szczegółowe i które, jako narzędzie krytyki i jako siła rewolucyjna, otwierają
nowy okres idei i rzeczywistości historycznej, zapoczątkowują nowe prawo i nową moralność.
– Jak to, a więc prawo i moralność nie są niezmienne i absolutne? – wykrzykną ze swoich starych
katedr wielcy doktorzy i mali doktorkowie, usiłujący zatrzymać wschodzące słońce nowej społeczności
zaklęciami formułek i abstrakcyjnych definicji. Och, to stare żelastwo formułek, uświęconych w czasach
wyzysku i przemocy absolutnych królów, papieży i cesarzy, teraz zaś gotowych podjąć wierną służbę u
nowych królów banków i przemysłu, skoro samowoli potężnych trzeba dać pieczęć parlamentarnej
praworządności!
Otóż właśnie absolutne zasady prawa i moralności my, socjaliści, chcemy przełożyć na język
praktyczny i dlatego poddajemy gwałtownej i ostrej krytyce wszelkie zasady prawne broniące interesów
mniejszości przeciwko interesom wszystkich, dlatego walczymy w imię prawa społecznego i prawa
prywatnego, dlatego chcemy, aby prawnicy, adwokaci i sędziowie byli rzecznikami, opiekunami i
obrońcami ludu, a nie uosobieniem egoizmu klasowego.
Czyż nie widzą wcale doktorzy starych katedr, że najnowsza nauka prawa i ekonomii, precz
odrzuciwszy stare i nowe uprzedzenia, ze szczerym wysiłkiem stara się poznać przede wszystkim człowieka
i jego potrzeby, aby z samych tych potrzeb wydobyć zasady kolektywności? Ta krytyka starych systemów
jest, jak dotąd, największym tryumfem socjalizmu naukowego, który, pewny siebie jako teoria, mierzy
transformację miarą stuleci, podczas gdy udręczeni, uciśnieni i wynędzniali, którzy choć z imienia są
obywatelami, w rzeczywistości pełnią rolę niewolników, przygotowują w duszach i zamierzeniach swoich
najnowszą rewolucję socjalną.
© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)
- 5 -
www.skfm-uw.w.pl
Antonio Labriola – O socjalizmie (1889 rok)
Nie chcę tu rozstrzygać doniosłej kwestii, czy mianowicie nowy ruch społeczny powinien wywołać
kryzys, to jest gwałtowne rozdarcie ładu społecznego, które pospolicie nazywa się rewolucją, czy też
możliwe jest drogą powolnego działania zaszczepiać nowe formy na wspólnym pniu instytucji liberalnych.
Ja osobiście skłaniam się ku temu drugiemu poglądowi. Nie zamierzam też poruszać innego zagadnienia:
czy nowy ruch wywoła jednakowe skutki w całym świecie cywilizowanym, jak to leżało w planach sławnej
pamięci Międzynarodówki, czy też formy jego i przebieg będą się zmieniały w zależności od warunków
miejscowych, jak przypuszczają niektórzy socjaliści angielscy i jak, pozwolę sobie dodać – sądzę i ja.
W każdym wypadku faktem jest, że nowa rewolucja socjalna napotyka i napotykać będzie
przeszkody znacznie większe od tych, z jakimi przychodziło się zmagać w walce o powszechną wolność
polityczną. Wówczas walczyło się z wrogiem widzialnym, niewątpliwym, teraz walczy się z wrogiem
ukrytym, działającym podstępnie, częstokroć głaszczącym i schlebiającym tym, których krzywdzi.
Powiem jaśniej.
Wielkie natarcie rewolucji politycznej wymierzone było przeciwko królom absolutnym, których
przekonanie o własnym prawie skłaniało do zupełnie jawnej samowoli; przeciwko feudałom, którzy z
wysokości swoich zamków gnębili ubogich chłopów, bądź niewolnych, przykutych do ziemi, bądź
oplatanych siecią wszelkiego rodzaju ciężarów; przeciwko eksploatatorom dóbr kościelnych, dzień po dniu
znieważającym religię Chrystusa w gołosłownych kazaniach wygłaszanych we wspaniałych pałacach i
majestatycznych klasztorach; przeciwko władzom cechowym, podporządkowującym pracę sztucznym
przepisom korporacji cechowych, od dawna już martwych; przeciwko sądownictwu rządzącemu się
przywilejami, traktującemu wymiar sprawiedliwości jako swoją prywatną domenę; przeciwko nie
kończącym się utrudnieniom, jakich przemysł i handel doznawały ze strony poborców ceł i podatków i
patrycjuszowskich zarządów miast.
Wróg był widzialny, warunki walki wyraźne. Chciano osiągnąć to, co obecnie nazywamy
powszechnymi prawami obywatelskimi. W sumie wziąwszy, zasadzają się one na tym: nikomu nie
wzbrania się bogacić i piąć się w górę, byleby się okazał zdolniejszy od innych. Stąd zrodziła się
konkurencja – zacięta walka słabych przeciwko silnym, uczciwych przeciwko chytrym. Ale nowe
przywileje tych, którym się poszczęściło, są jeszcze wstrętniejsze i bardziej egoistyczne niż te dawne. Nowi
uprzywilejowani, jako ci, którzy wyszli z walki zwycięsko, trwają w postawie obronnej, nie korzystają ze
swych przywilejów spokojnie, gdyż nie są ich pewni, a to prowadzi do ekscesów egoizmu iście
kanibalskich.
Rok 89 był radosny. Proletariusze wsi i przedmieść ruszyli, weseli i ufni, brać odwet na zamkach,
pałacach i klasztorach, mścić się za podatki, dziesięciny i krzywdy sądowe, przeciwko królewskim
żołdakom i pachołkom miejskim. Uroczyście święcono zdobycie powszechnych swobód. Później przyszedł
zapał wyborów: wybierano rady i zgromadzenia wszelkiego rodzaju, wybierano sędziów, biskupów,
proboszczów i oficerów Gwardii Narodowej. Większą część dawnej własności likwidowano z pośpiechem i
zapałem; radość trwała szereg lat, nie mącona, przeciwnie, uświetniana przez gilotynę, która wydawała się
bronią zwycięskiego rozumu.
Ale oto z fermentu rodzą się nowe idee, a z potwornego terroru – trzy nowe plagi społeczne.
Pospieszna likwidacja dawnej własności feudalnej zrodziła kapitalizm; z patriotycznego zapału zrodził się
militaryzm; system wyborów politycznych otworzył drogę szarlatanerii demagogów. Nasze stulecie
odziedziczyło po tamtym trzy uroczyste kłamstwa. Pierwsze – że skoro wszyscy mogą uczestniczyć w
konkurencji, zwycięstwo w wyścigu jest zasługą; drugie – że chwała wojenna jest miarą wartości narodów;
trzecie – że system wyborczy niesie zbawienie narodom i postęp państwom. Pierwsze kłamstwo służy do
maskowania panoszącego się kapitału; drugie służy do podtrzymywania przewagi brutalnej siły nad
spokojną pracą; trzecie wypycha na czoło życia publicznego zawodowych intrygantów, fabrykantów
popularności, schlebiających słuchaczom na wiecach, a później, po wejściu do parlamentu, demaskujących
się jako sługi kapitału i chwalcy militaryzmu.
I to jest właśnie wielką zasługą socjalizmu: że ujawnił i opisał prawdziwą naturę najnowszego
wroga – kapitału; że napiętnował publicznie szarlatanów, hipokrytów i demagogów liberalizmu.
© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)
- 6 -
www.skfm-uw.w.pl
Antonio Labriola – O socjalizmie (1889 rok)
Ale jeśli nielicznym filozofom i przejętym entuzjazmem masom względnie łatwo było dostrzec i
celnie uderzyć w przedstawicieli tyranii, to nierównie trudniej jest dzisiaj odpierać skryte zakusy utajonego,
bezosobowego wroga, jakim jest kapitał, i uchronić się przed liberalnymi podstępami. Banku, na tyle
różnych sposobów usidlającego świat pracy, nie da się zaprowadzić na szafot, jak Ludwika XVI.
Spiżowego prawa płacy nie da się zdobyć, jak zamek czy fortecę. Społecznej organizacji pracy nie da się
zaimprowizować, jak Gwardię Narodową. Robotnicy nie stworzą zwartej falangi kooperatyw z takim
samym entuzjazmem, jaki w roku 93 popchnął proletariuszy na granice, aby tam gotowali ojczyźnie
zwodniczą chwałę orężną Napoleona, a własnym dzieciom nędzny los wyrobników. Tu nie wystarczy
retoryka żyrondystów ani zuchwałość jakobinów. Tu w grę wchodzi wysiłek olbrzymi, różnorodny i
długotrwały, taki, jaki jest potrzebny do regeneracji całego społeczeństwa.
Wiek XIX ze swymi częściowymi zwycięstwami liberalizmu i rozczarowaniami, które przyniósł,
oznacza tylko początek procesu. Mamy dopiero świt. Dwóch rzeczy potrzeba, żeby pójść naprzód: aby
wzrosła liczba socjalistów teoretyków i aby wytworzył się i umocnił w robotnikach duch klasy, duch
wspólnoty, aby nie dali się biernie unosić fali od próżnej nadziei na nagły przewrót – do ślepej wiary w
cezaryzm, wciąż się na nowo odradzający. O, rozczarowania ludu paryskiego, podburzanego do buntu przez
inicjatorów coraz to nowych monarchii i republik i zawsze zdradzanego po zwycięstwie! Bo tego, kto czyni
z siebie owcę, zawsze wilk pożera. O, hańbo czerwca po chwale lutego 48 roku! O, krwawe dni majowe
roku 71, po sierpniowym zrywie roku 70!
To właśnie są źródła kwestii robotniczej. To racja bytu socjalistów jako partii. Stąd ich nieufność
względem burżuazji. Stąd tarcia w obozie demokracji. Niemcy są może jedynym krajem, który posiada już
partię socjalistyczną trwale ukonstytuowaną – dzięki bardzo rozpowszechnionej kulturze ludowej i
geniuszowi tych, którzy ów ruch zapoczątkowali, oraz nawykowi do refleksji i dyscypliny, silnie
zakorzenionemu w tym narodzie. Socjalistów tych hartują od dziesięciu lat trwające prześladowania ze
strony rządu, który reprezentuje interesy posiadających oraz walczy mocno i otwarcie za sprawę, której
postanowił bronić; jest to rząd jawnych konserwatystów, a nie Rabagasów, konserwatystów, a nie
dwulicowców, którzy paradują wobec ludu w czapce frygijskiej, by odrzucić ją z chwilą dojścia do władzy.
Tam, gdzie brak żywego wyczucia kwestii robotniczej i trwałej więzi między ludźmi pracy,
socjalizm jest pustym słowem. Gdyż nie chodzi tu już o próżne zrywy buntu ani o lamenty, nie chodzi o
przerobienie natury ludzkiej, ale o osiągnięcie jasno określonego, praktycznego zwycięstwa pewnych
określonych zasad.
Oto one: Prawo do życia; prawo do kultury; prawo do pracy; prawo do pełnego wynagrodzenia za
wykonywaną pracę.
Będę się streszczał.
Osierocone dzieci, ślepcy, ułomni, chorzy, starcy niezdolni do pracy, ludzie wędrujący w
poszukiwaniu nowego miejsca zamieszkania w związku z przeludnieniem – oto ci, których dotyczy
najbardziej elementarne prawo do życia. Obecnie wspomaga ich prywatna dobroczynność, ale na ślepo i
dorywczo albo przez egoizm i próżność, w postaci na przykład kiermaszów i went dobroczynnych;
wspomaga ich także, ale również dorywczo i przypadkowo, dobroczynność pobożna, żerująca na
dziedzictwie przesądów, dążąca do ujarzmienia duszy drogą, skąpego nader, podtrzymywania ciała;
pomagają wreszcie rządy i gminy, ale tylko wtedy, kiedy pobudzi je do tej akcji strach, w momentach
ciężkich kryzysów – w sposób upokarzający, w imię politycznego interesu. Zresztą większość tych ludzi,
zdana na łaskę przypadku, spada poniżej poziomu ludzkiej egzystencji, ulega zezwierzęceniu, tępieje,
demoralizuje się. Stąd buntownicy z instynktu, stąd złodzieje, bandyci, wszelakie męty społeczne.
Pomoc społeczna, legalna, unormowana, trwała, światła i sprawiedliwa, nie krzywdząca pracy na
korzyść próżniactwa, musi zastąpić wszelkiego rodzaju filantropię, uprawianą z próżności czy dla interesu,
położyć kres kościelnemu i politycznemu wykorzystywaniu dobroczynności. Przykładem godnym
naśladowania, choć wymagającym licznych poprawek, jest tu Anglia, która trzy stulecia poświęciła na
zorganizowanie pomocy dla ubogich, od czasu kiedy wielka Elżbieta obarczyła tym obowiązkiem gminy po
zniesieniu klasztorów. Klerykali nazywają konfiskatę i sprzedaż dóbr kościelnych i klasztornych
© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)
- 7 -
www.skfm-uw.w.pl
Antonio Labriola – O socjalizmie (1889 rok)
bezprawnym przywłaszczeniem. Kradzież – owszem, ale nie własności biskupów, przeorów i opatów, lecz
mienia biednych, gdyż z tego mienia biorą się bogactwa Kościoła. My, socjaliści, powracamy do
chrześcijańskiej koncepcji społeczeństwa jako instytucji ludzi biednych: nie opatrzność z zaświatów, ale
opatrzność ziemska. My, socjaliści, mamy odwagę głosić się chrześcijanami lepszymi od księży, a nawet
jedynymi chrześcijanami naszego stulecia.
Prawo do kultury daje się określić zwięźle i niedwuznacznie: dać wszystkim najogólniejsze
wiadomości i rozwinąć elementarne uzdolnienia poprzez szkołę rzeczywiście ludową. Dwie ludzkie,
społeczne tendencje: sprawić, aby wszyscy wkraczali w życie świadomi własnych sił i zdolni do wybrania
sobie odpowiedniej pracy; znieść możliwie największą ilość spośród sztucznych różnic, zostawiając miejsce
dla tych tylko, które wynikają z inteligencji, powołania, zdolności. Taka jest idea szkoły ludowej
przyszłości; powinna ona zapoznać wszystkich jednako z pierwszymi elementami wiedzy i umożliwić
każdemu wzniesienie się tak wysoko, jak mu na to pozwolą jego osobiste zdolności. Obecny stan rzeczy jest
wprost przeciwny: nieliczni, którzy przypadkowo, dzięki sprzyjającym okolicznościom weszli w szranki
sztuki i wyższych studiów (niechaj mi wybaczą ci studenci, którzy tu słyszą moje słowa), uważają się za
uprzywilejowanych umysłowo, dlatego że są uprzywilejowani pod względem środków materialnych, i z
góry spoglądają na masy odsunięte od kultury; uzurpują oni sobie na swój prywatny użytek naukę, która jest
dobrem ludzkości – jako lekarze, inżynierowie, adwokaci, farmaceuci spekulują na przyrodzonych
niedolach, na potrzebach i cierpieniach społecznych. Wiele z tych zawodów, zwanych jak na szyderstwo
wolnymi, zniknie, a raczej przybierze postać obowiązkowych usług publicznych, tak by współzawodnictwu
podlegało to tylko w człowieku, co jest związane z geniuszem, wiedzą, sztuką, natchnieniem moralnym.
Prawo do pracy wyraża coś dokładnie przeciwstawnego w stosunku do zasady swobodnej umowy,
na której opiera się obecny ustrój społeczny, toteż nie da się ono zrealizować bez zmiany podstawowych
warunków życia gospodarczego. Odkąd zasady liberalne zatryumfowały w końcu nad starymi klasami i
starymi przywilejami, wykonywanie zawodów, sztuk i rzemiosł związanych z produkcją i handlem
przestało być uzależnione od uprawnień nadawanych przez cechy, od terminatorstwa, patentów i koncesji.
Mentalność robotników i ludzi pracy w ogólności, wyrobiona przez współzawodnictwo, wyostrzona przez
szybki postęp techniczny, stała się w krajach o wyższej cywilizacji mentalnością ludzi wolnych,
wnoszących w walkę o byt żywe poczucie godności osobistej i szlachetną ambicję niepoddawania się
żadnemu nowemu jarzmu.
Ale tu zachodzi pewna specyficzna sprzeczność: O ile wolno każdemu jako robotnikowi zaoferować
własną pracę, to natomiast, w wyniku tychże samych zasad wolnej konkurencji, nie ma takiego wytwórcy,
przedsiębiorcy, kapitalisty czy handlowca, który miałby obowiązek pracę tę nabyć. Praca ma swój własny
rynek, a konkurencja, obniżając jej wartość, sprowadza ją do rangi towaru – towaru ludzkiego, co daje
początek nowemu niewolnictwu. Szczupły zespół wielkich właścicieli i kapitalistów panoszy się pewnie i
niezachwianie, pod złudnym tytułem wolności, w świecie politycznym i społecznym. W porozumieniu z
nimi poczynają też sobie mniejsi kapitaliści i właściciele, powodowani chęcią wspięcia się wyżej drogą
ucisku i wyzysku robotników. Ci zaś, w teorii wolni, obywatele pod naciskiem potrzeby stają się
najemnikami. Zależni od zmiennej koniunktury rynkowej, której mechanizmu nie znają, podlegają
kryzysom rzeczywistym i sztucznym; prawie nigdy nie podnoszą się ze swojej kondycji proletariuszy; stale
żyją w nędzy, często w rozpaczy.
Przeciwko zasadzie swobodnej umowy występuje socjalistyczne pojęcie prawa do pracy, dążące do
wyeliminowania konkurencji, zniesienia wytwórczości prywatnej i zastąpienia konkurencji zasadą interesu
powszechnego, a wytwórczości prywatnej – wytwórczością przedsiębiorstw kolektywnych; do uczynienia
robotników członkami jednej wielkiej rodziny, w której los każdego z nich jest zagwarantowany interesem
wspólnym. Protestując przeciwko chaosowi swobodnej umowy, socjaliści głoszą się reorganizatorami życia
społecznego.
Tylko w społeczeństwie socjalistycznym możliwe będzie wynagrodzenie każdego według jego
zasługi i włożonej przez niego pracy. Obecnie masa wytworzonych towarów zostaje rozdzielona pomiędzy
właściciela gruntów – tytułem renty, przedsiębiorcę – tytułem zysku, posiadacza kapitału – tytułem
© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)
- 8 -
www.skfm-uw.w.pl
Antonio Labriola – O socjalizmie (1889 rok)
procentu, władze państwowe – tytułem podatków i opłat, oraz na koniec – pomiędzy robotników tytułem
wynagrodzenia za pracę. Oni, wytwórcy tego wszystkiego, otrzymują nie równowartość swego produktu,
ale minimum egzystencji, i nawet to nie zawsze, gdyż przyciśnięci nędzą, padają nieświadomą ofiarą
ślepego i nieubłaganego mechanizmu walki o byt.
W przyszłej organizacji społeczeństwa całość wyprodukowanej masy towarowej dzielona będzie na
dwie tylko części: na fundusz publiczny przeznaczony na zaspokajanie potrzeb ogólnych oraz fundusz
wynagrodzeń – każdemu ściśle według wykonanej przez niego pracy.
Wolność, którą legitymuje się nasz obecny ustrój społeczny, jest wolnością negatywną. Treść jej jest
następująca: wszystkim wam wolno szukać pracy, a zadowolicie się taką płacą, jaką uda wam się uzyskać.
Pozytywna będzie natomiast wolność socjalistyczna: wszyscy obowiązani są pracować, oprócz tych, którzy
podpadają pod opiekę społeczną; wynagrodzenie obejmie większą część tego, co obecnie pochłaniają renta,
zysk i procenty od kapitału.
Oto uzupełnienie ekonomiczne i uwieńczenie moralne swobód politycznych!
Ale jakie są drogi, jakie środki wiodące do zwycięstwa tych zasad, do tego, by przeniknąwszy do
umysłów i dusz, przyniosły odnowę społeczeństwa?
Sposób pierwszy, bezpośredni, uczciwy i pewny – to propaganda. Po to, by pewne rzeczy nastąpiły,
trzeba, aby niektórzy je obmyślili i aby wielu w nie uwierzyło. Zaczynać trzeba od uczuć; z chwilą kiedy w
nich nastąpi odnowa, przyjdzie też nowa wola i nowy czyn. Trzeba zbudzić śpiących, którzy jak niewolnicy
nieświadomi własnej niewoli przyjmują zapłatę za pracę jak łaskę, jak szczodry dar. Gdy się już obudzą,
trzeba zaprawiać ich do postępowania prawdziwie braterskiego w ich własnym gronie, przygotowując ich
do powszechnego braterstwa w przyszłości. Poruszyć i podsycać we wszystkich dumne poczucie
obywatelstwa, które jest zaczątkiem wszelkich form patriotyzmu lokalnego, regionalnego i narodowego,
źródłem ofiarności, zaprawą duchową do żywiołowej wspólnoty. Pozyskać dla sprawy społecznej czynne i
inteligentne jednostki klas uprzywilejowanych. Naukowiec, profesor, mieszczuch, kapitalista, który z
przekonaniem wejdzie na drogę socjalizmu, ma większe znaczenie niż stu, a nawet tysiąc proletariuszy,
gdyż jest żywym dokumentem słabnięcia egoizmu wśród tych najsilniej zainteresowanych, jest dowodem
ideowego uznania za nieuniknione – zwycięstwa sprawy, która wśród udręczonych i krzywdzonych
znajduje wyraz w namiętnych porywach buntu.
Środkiem życiowym, praktycznym i skutecznym jest stały nacisk pracy na kapitał: strajki stają się
regulatorem podwyżki płac, a ludzka godność utwierdza się w ograniczaniu godzin pracy. Potrzebny jest na
to żywy duch klasy, ta praktyczna szkoła oporu, zaprawa do przyszłych zwycięstw. Duch ten nie może być
jedynie narodowy, powinien być międzynarodowy. Będzie on bronią moralną i ekonomiczną do zwalczania
narastającego militaryzmu, który dla jednych stanowi patriotyczny miraż, dla innych chorągiew
dynastyczną, ale w gruncie rzeczy jest narzędziem kapitału i wielkiego przemysłu: bo czy państwo
wychodzi z wojny zwycięskie, czy zwyciężone, dla bankierów i spekulantów zawsze jednakie to święto.
Pożyteczną rzeczą jest spółdzielczość, byleby nie wyrodziła się w egoizm kolektywny pewnego
odłamu robotników, skierowany przeciwko wszystkim pozostałym.
Udział robotników w życiu politycznym powinien być gorliwy, trwały, namiętny; nie tylko dlatego,
że jest to doskonała zaprawa do uspołecznienia, ale dlatego także, aby ze wszystkich stron wywierać nacisk
na gospodarkę finansową i uczynić ją zdolną do zaspokajania najogólniejszych potrzeb tych, którzy
najmniej posiadają.
Spółdzielczość, gmina i państwo – oto trzy elementy tego społeczeństwa, które nie będzie się już
składało z wyzyskiwanych i wyzyskiwaczy.
Dziękuję wam, żeście mnie zaprosili, bym tu u was przemawiał. Jeżeli ten początek wyda się wam
użyteczny, prowadźcie tę rzecz dalej. Jeżeli będziecie nadal uprawiali ten rodzaj szkoleniowych zebrań,
Koło Studiów Społecznych nie będzie pustą nazwą. Wniesiecie nowe światło w wasze umysły, a z nich
rozszerzy się ono na umysły wielu, wielu innych. Dopomożecie wielu robotnikom, którzy na próżno starają
się podnieść swoją godność ludzką i świadomość obywatelską i którzy z braku środków i wskazań trwają w
leniwej bierności dawnego plebsu albo popadają w nią z powrotem. Jeżeli chcecie dalej prowadzić tę akcję,
© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)
- 9 -
www.skfm-uw.w.pl
Antonio Labriola – O socjalizmie (1889 rok)
zwróćcie się nie do jednego czy dwóch, ale do wielu takich, którzy mogą dopomóc wam radą i wskazówką.
Wielkich idei nie dźwiga na plecach jeden człowiek, ani też nie ciągnie się ich na nitce rozumowania czy
przemowy. Potrzeba pionierów, potrzeba wytrwałych pracowników dnia powszedniego, potrzeba
płomiennych duchów i spokojnych dyskutantów, entuzjastów i krytyków, burzycieli i budowniczych: każdy
niech spełnia swoją część.
Jestem socjalistą na swój własny sposób; zdecydowany jestem nie oddalać się od linii przekonań
naukowych, przezwyciężać swoje namiętności i nie sekundować namiętnościom innych. Nie
uczestniczyłem nigdy i nie uczestniczę w życiu konwentykli, stowarzyszeń i lig. Nie wierzę w nic, co jest
sztuczne, i odpycha mnie wszystko, co gwałtowne. Zaledwie trzy miesiące temu wstąpiłem do Koła
Radykałów i po raz pierwszy w życiu przekroczyłem próg jakiegoś klubu. Nie uczyłem się socjalizmu ze
słów żadnego wielkiego mistrza – wszystko, co z tej dziedziny wiem, zawdzięczam książkom. Do
socjalizmu przywiodła mnie niechęć do obecnego ustroju społecznego i bezpośrednie studia nad tymi
sprawami. Od roku 1873 począwszy występowałem przeciwko kierowniczym zasadom ustroju liberalnego
a od r. 1879 zacząłem kroczyć drogą nowej wiary intelektualnej, w której utwierdziły mnie studia i
obserwacje ostatnich trzech lat. Każdy ma własne drogi i własny temperament duchowy.
Kończę słowami płynącymi z głębi mojej duszy.
W tym kraju, klasycznym gnieździe srogiej tyranii duchowej, na tej ziemi papieży, księży i
mnichów uzurpujących sobie tytuł świętości – na tej ziemi bardziej niż gdziekolwiek indziej konieczne jest,
aby zrodził się i rozwinął duch prawdziwego chrystianizmu. My jesteśmy prawdziwymi uczniami Jezusa z
Nazaretu, którego uznano za Boga – tak dalece jego ludzka natura wolna była od wszelkich przejawów
egoizmu; Jezusa, głosiciela Królestwa Bożego, władztwa pokoju i miłości, które nadejdzie i urzeczywistni
się poprzez nasze czyny i nasze uczucia.
1
Labriola czyni tu aluzję do swojej książki O wolności moralnej, Neapol 1873. (Przyp. red. wł.).
© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)
- 10 -
www.skfm-uw.w.pl