LEGDOM22


Legendy dominikańskie 22

Bł. Antoni Neyrot (+ 1460)
* Przemiana apostaty w męczennika

Opis poniższy jest równocześnie legendą i wyjątkowej klasy dokumentem
historycznym. Opisane tam wydarzenia mają bowiem tak oczywisty sens
duchowy, że autor nie musiał go nawet wydobywać. Wystarczyło, że opisał
to, czego był świadkiem, aby czytelnik zobaczył pod wydarzeniami ich sens
duchowy.
Historia bł. Antoniego Neyrot przypomina parę prawd niby to znanych, a
przecież nieznanych. Po pierwsze, że apostazja może się przytrafić nawet
chrześcijanom skądinąd bardzo porządnym, i to nawet w sytuacji
obiektywnie niezbyt trudnej. Wystarczy, że szatan znajdzie w naszej duszy
jakąś szczelinę, przez którą może wejść w człowieka. W wypadku bł.
Antoniego ową szczeliną był brak cierpliwości w znoszeniu niewoli. Po
wtóre, że hałaśliwość w wyznawaniu nowej wiary obliczona jest zwykle na
zagłuszenie wewnętrznego niepokoju, a niekoniecznie jest świadectwem
głębokiego przekonania do nowych poglądów. Wreszcie po trzecie, że Bóg
nie przestaje kochać nawet tych, którzy Go zdradzili, a jeśli kogoś
powołuje do męczeństwa - choćby nawet z natury był to człowiek słabszy od
innych - to zarazem umacnia go swoją mocą.
Jacek Salij OP

Przemiana apostaty w męczennika
Niejaki brat Antoni z Ripoli, dominikanin z klasztoru św. Marka we
Florencji, płynąc z Sycylii do Neapolu, został uwięziony przez Narda
Anekwina, który chociaż sam chrześcijanin, działał przeciwko
chrześcijanom jako pirat na służbie barbarzyńskiego władcy. Stało się to
2 sierpnia 1458 roku, zaś 9 sierpnia brat Antoni oraz pozostali jeńcy z
tego okrętu, z pętlami na szyjach, zostali wprowadzeni do miasta Tunis.
Odwiedziłem brata Antoniego możliwie najszybciej, pocieszyłem go i jak
mogłem przyszedłem mu z pomocą w jego nędzy, choć nie w takim stopniu, w
jakim tego potrzebował. Starannie go wyspowiadałem i dopóki przebywał w
tym samym więzieniu, rozmawialiśmy z sobą blisko i przyjaźnie. Zachowywał
się przyzwoicie i jak przystało na zakonnika. Jednej tylko rzeczy, lecz
bardzo ważnej, mu brakowało. Wydawało mi się, że zbyt niecierpliwie i ze
złością znosi udręki więzienia.
Toteż wkrótce zgłosił się do pracy poza więzieniem. Za zgodą bowiem
sułtana, jeńcy, jeśli złożyli przysięgę, mogli opuszczać więzienie.
Pracując poza więzieniem, ciągle narzekał i był niecierpliwy. Napisał
wówczas list w sprawie swojego uwolnienia do dostojnego pana Klemensa
Cycerusa, który był wtedy posłem Genui.
Rzecz się jednak odwlekała, gdyż zwykle w takich sprawach poseł pisał
do księcia i Republiki Genueńskiej. W międzyczasie brata Antoniego, już
wypuszczonego na wolność, przyjął do swego domu. Miał on tam dostęp do
kościoła, jaki znajdował się na terenie przeznaczonym dla genueńczyków.
Choć miał ubranie, jakie mu było potrzebne jako zakonnikowi i jeńcowi, a
także wystarczające wyżywienie, a nie brakowało mu również innych rzeczy
niezbędnych do życia, okazywał jak zwykle wiele niecierpliwości i źle
znosił swój los. Niemniej po wypuszczeniu z więzienia wytrwał w wierze
jakie pięć miesięcy.
W drugi piątek po Wielkanocy roku 1459, czy to pokonany diabelskim
podstępem, czy to pod naciskiem niewierności i wiarołomstwa
barbarzyńskiego władcy, w obecności tegoż władcy wyparł się
najwspanialszego imienia Chrystusa oraz świętej Jego katolickiej i
apostolskiej wiary, wyznał zaś wstrętną, fałszywą i szkaradną
mahometańską sektę. Przez cztery miesiące był wiarołomnym Maurem i
zaciętym wrogiem imienia chrześcijańskiego. Głośno odrzucał naszą wiarę
chrześcijańską, zaś przeklętą sektę Mahometa wychwalał i wynosił pod
niebiosa.
W tym czasie przystąpił do przekładu księgi, którą oni nazywają
Koranem, na łacinę oraz włoski. Otóż zajmując się tą księgą, przekonał
się i jasno stwierdził, że są w niej same błędy i fałsze, a samo jej
słuchanie budzi zgrozę lub śmiech.
Stwierdziwszy błąd i uznawszy swój grzech, wzmocniony przez Pana Boga
żywego i prawdziwego, który nikim nie gardzi, zaczął żałować i postanowił
wypić kielich męki. Z jawnym wyznaniem wiary postanowił czekać na
sułtana, który przebywał wtedy z wojskiem. W postanowieniu wytrwał z
największą stałością około sześciu miesięcy.
Wreszcie sułtan przybył. Dobry żołnierz Chrystusa natychmiast
przyodział się w niezbędną do zwycięstwa zbroję i przyjął sakramenty
Kościoła. Była to Niedziela Palmowa. W kościele, wobec zgromadzonych
chrześcijan, z przedziwną powagą odżegnał się od zgubnej sekty i oddał
się naszej świętej wierze. Ubrał się w święty habit, ostrzygł głowę,
pozostawiając na niej koronę z włosów, i poszedł z wielką radością na
miejsce, gdzie spodziewał się spotkać sułtana. Szedł wielkimi krokami,
spieszył się swoją męką potępić błąd oraz słowami i krwią wyznać Jezusa
Chrystusa, prawdziwego Boga i człowieka, którego się zaparł.
Samotnie, ale towarzyszyła mu pomoc wielkiego Boga, wszedł na zamek i
zwrócił się do sułtana, otoczonego licznymi dostojnikami. Z radością i
bez lęku, jasnym i spokojnym głosem wyznał, że jest chrześcijaninem i że
jest gotów umrzeć za wyznawanie wiary w Chrystusa. Uwielbiał imię
Chrystusa i potępiał swój nieszczęsny błąd. Sułtan, podziwiając stałość i
męstwo tego człowieka, wzywał go, aby wrócił do swego błędu. Obiecywał mu
życie pełne wygód i rozkoszy, jeśli tylko powróci do sekty Mahometa.
Na to ten z całą stanowczością zaczął go zachęcać i napominać, aby dla
uzyskania darów Bożych i wiecznych pobiegł do Jezusa Chrystusa, który
jest przeobfitym źródłem miłosierdzia, i żeby pociągnął za sobą swoich
poddanych, a w ten sposób stanie się najlepszym władcą i wodzem. Sułtan,
słysząc te słowa, kazał go zaprowadzić do więzienia.
Nazajutrz zaprowadzono go do przywódcy owej sekty, który starał się
nakłonić go do błędu po dobroci, a zwłaszcza przez różne obietnice. W
końcu stawił mu przed oczy straszną i okrutną śmierć, jaka go czeka. Ale
dobry i wierny żołnierz powalił sędziego tą samą bronią, którą przedtem
zwyciężył sułtana.
Odprowadzono go do więzienia wśród licznych policzków i razów.
Upłynęły trzy dni. Było to akurat w Wielki Czwartek, w dzień, w którym
Pan Jezus spożył z uczniami ostatnią wieczerzę. Prawdziwy uczeń Chrystusa
miał w ten dzień spożyć ucztę już w niebiańskiej ojczyźnie. Zaprowadzono
go kilkakrotnie przed sędziego. Kiedy nie pomogły napomnienia i groźby,
sędzia doszedł do wniosku, że nie da się go skłonić do tego jarzma, i
niegodziwym wyrokiem skazał go na ukamienowanie.
Kiedy przyszli na miejsce śmierci, najwierniejszy żołnierz Chrystusa
poprosił o chwilę modlitwy. Upadł na kolana, wzniósł ręce do nieba
zwrócone na wschód i modlił się żarliwie. Tłum Maurów oglądał go i
podziwiał, a także wielu chrześcijan, gdyż było to niedaleko od domów
chrześcijańskich. Kiedy tak się modlił i wydawał się jakby wziętym do
nieba, wreszcie liczni Maurowie z wielkim zgrzytaniem, krzykiem i hałasem
zaczęli rzucać w niego kamieniami lub uderzać mieczem.
Wreszcie kamienie i miecze powaliły go na ziemię, cały został nimi
zasypany i w ten sposób oddał swemu Stwórcy swą błogosławioną duszę.
Wówczas zebrano dużo drewna, aby spalić ciało. Dziwne to, ale sam
widziałem, mogę więc i powinienem powiedzieć o tym otwarcie: przez
dłuższy moment leżało ciało wśród płomieni, a one nie chciały się go
imać, tak że nawet jeden włos z jego głowy i brody nie został tknięty
ogniem.
Wyjęto ciało z płomieni, było całe potłuczone od kamieni i zranione od
mieczów. Dla wzgardy i postrachu obwieziono je głównymi ulicami miasta, w
końcu wrzucono do dołu pełnego nieczystości, z którego unosił się
niezmiernie przykry zapach. Wyciągnęli je, zresztą musieli za to
zapłacić, kupcy genueńscy i zawieźli de swojego kościoła. Wprowadzono je
z wielką miłością i pobożnością, przy zapalonych świecach. Najpierw
oczyszczono je z błota i brudu. Własnymi rękami ubierałem jego ciało w
habit. Pogrzebaliśmy je w kamiennym otworze, jaki znajduje się pod
stopami Ukrzyżowanego w kościele genueńczyków. Sam bowiem wybrał sobie to
miejsce na grób. Wszyscy świadkowie tych ostatnich i wielkich wydarzeń są
pełni podziwu dla stałości i niezłomności tego męża. Nikt nie może
wątpić, że ten prawdziwy świadek Chrystusa szczęśliwie przeżył swój
ostatni dzień, a swoją drogocenną śmiercią osiągnął życie wieczne. Że tak
jest, zaświadczył już o tym Bóg, niezmierzony Dawca łask. Dotychczas
czterech już godnych wiary chrześcijan oświadczyło, że w różnych
chorobach powierzyli się pobożnie wiernemu męczennikowi Chrystusa i zaraz
wrócili do zdrowia.




Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
LEGDOM06
LEGDOM09
LEGDOM04
LEGDOM20
LEGDOM17
LEGDOM02
LEGDOM05
LEGDOM03
LEGDOM08
LEGDOM07
LEGDOM21
LEGDOM01
LEGDOM10
LEGDOM27
LEGDOM12
LEGDOM26
LEGDOM16
LEGDOM23
LEGDOM19

więcej podobnych podstron