Legendy dominikańskie 2
Św. Dominik (+ 1221)
* Jedyny przekaz z czasów jego młodości
* O studiowaniu w księdze miłości
* Zatwierdzenie zakonu
* Trzeba trwać w Bogu bez względu na wszystko
* Diabeł Koniecznie chce nas przestraszyć
* O cudownym nakarmieniu braci
* Zysk diabła łatwo obraca się przeciw niemu
* Na szczęście jest w klasztorze kapitularz
* Śmierć męża Bożego
* Jego testament
Założyciel zakonu, św. Dominik Guzman, urodził się ok. 1171 roku w
Kastylii. Święcenia kapłańskie otrzymał ok. 1196 roku i był kanonikiem w
Osmie. W latach 1203 i 1205 wraz ze swoim biskupem i przyjacielem brał
udział w poselstwie do Danii oraz do Rzymu. Podczas drugiej podróży, idąc
przez południową Francję, przyłączyli się do legatów papieskich,
przysłanych tutaj w celu nawracania heretyków - i doradzili zmianę
stosowanych dotychczas metod.
Dwa elementy nowej metody miały w przyszłości znaleźć się u podstaw
nowego zakonu. Po pierwsze, miało to być apostołowanie w ubóstwie,
postach i wyrzeczeniu - Dominik chciał wytrącić argument przeciw nauce
katolickiej, że nie jest ona wiarogodna, bo głoszą ją ludzie bogaci i
syci. Po wtóre, miało to być apostołowanie wędrowne, od wsi do wsi, od
miasta do miasta, aby nie czekać na ludzi szukających pouczenia, ale
samemu ich szukać.
Legaci odjechali do innych obowiązków, biskup Dydak umarł, pracę zaś
kontynuował Dominik oraz garstka jego przyjaciół. To było początkiem
zakonu, który został zatwierdzony w roku 1216. W tym momencie Dominik
zdecydował się na krok ze wszech miar ryzykowny: całą wspólnotę, która
liczyła zaledwie siedemnastu braci, rozesłał na cztery strony świata, aby
głosili Ewangelię. Ówczesny Kościół zaroił się od dominikańskich
klasztorów. Dominik umarł 6 sierpnia 1221 roku. W roku 1234 papież
Grzegorz IX zaliczył go w poczet świętych.
Wszystkie poniższe teksty zostały zapisane przez ludzi, którzy
osobiście znali świętego lub obracali się w kręgu bezpośrednich świadków
jego życia. Toteż trudno dziwić się przeświadczeniu tych ludzi, że ktoś
prowadzący taki tryb życia - rozmodlony, a przecież ciągle odbywający
apostolskie pielgrzymki, surowy pokutnik, a przecież pełen Bożej radości,
zwalczający błędy, a przecież pochylający się z delikatnością nad każdym
człowiekiem, przyjacielem i obcym - musiał być naprawdę blisko Boga,
musiał już na tej ziemi przebywać w wymiarach, które przekraczają
doczesność.
Jacek Salij OP
Jedyny przekaz z czasów jego młodości
Kiedy Dominik studiował w Palencji, wielki głód nastał w całej prawie
Hiszpanii. Poruszony nędzą ubogich i gorąco z nimi współcierpiąc,
postanowił jednym i tym samym czynem pójść za radami Pana i pomóc wedle
możności umierającym biedakom. Sprzedał więc książki, które mu wówczas
były niezbędne do studiów, oraz cały swój dobytek i rozdzielił wszystko
pomiędzy ubogich. Swoim pobożnym przykładem tak pociągnął innych teologów
i mistrzów, że z hojności młodzieńca zrozumieli, jak skąpo sami
dotychczas siali [por. 2 Kor 9, 6]; toteż odtąd dużo więcej przeznaczali
na jałmużnę.
O studiowaniu w księdze miłości
Zapytał go pewien student, z jakich książek korzysta. Uderzyły go
bowiem jego wspaniałe kazania oraz to, że o Piśmie mógł rozprawiać na
dowolnie każdy temat. Święty mąż odpowiedział mu: "Synu, w księdze
miłości studiowałem więcej niż w innych książkach. Ta książka uczy bowiem
wszystkiego".
Zatwierdzenie zakonu
Pewnej nocy Ojciec Święty [Innocenty III], a było to z objawienia
Bożego - miał widzenie, że ściany kościoła św. Jana na Lateranie jakby
zaczynały pękać i kościołowi groził nagły upadek. Kiedy na to patrzała
drżeniem i smutkiem, nadbiegł z naprzeciwka mąż Boży Dominik i swoimi
ramionami powstrzymał całą budowlę od upadku. Ojciec Święty dobrze
zrozumiał zarówno nowość tego widzenia, jak jego znaczenie. Nie zwlekając
poparł zamysł męża Bożego i z radością zatwierdził jego prośbę o uznanie
zakonu. Kazał mu wrócić do braci i roztropnie zastanowić się nad tym,
którą z uznanych reguł wybiorą dla siebie, aby budować na niej początki
zakonu; później zaś niech wróci do niego, aby bez przeszkód otrzymać
zatwierdzenie. Z mądrością i nasłuchując Ducha Świętego zastanowił się
nad tym mąż mądry, pamiętając o tym, że mocniej trzymają się takie
budowle, które opierają się na starych fundamentach, a starożytne i
królewskie drogi są bezpieczniejsze od nowych ścieżek, jak to sam Pan
powiedział przez proroka: "Stańcie na drogach i pytajcie o ścieżki
starożytne: ta droga jest dobra i nią postępujcie" (Jr 6, 16).
Trzeba trwać w Bogu bez względu na wszystko
Którejś nocy święty mąż leżał krzyżem na modlitwie, a diabeł
zazdrośnik wyjął z dachu kościoła wielki kamień i rzucił obok niego z
taką siłą, że łoskot rozległ się w całym kościele. Chciał mianowicie zły
duch rozproszyć w nim modlitewną żarliwość. Kamień zaś upadł tak blisko
Dominika, że otarł się o jego kaptur. Jednakże święty mąż trwał
nieporuszony na modlitwie. Diabeł natychmiast odstąpił ze wstydem,
wydając z siebie straszliwe jęki.
Diabeł Koniecznie chce nas przestraszyć
Po odprawieniu mszy błogosławiony Dominik przyszedł kiedyś do sióstr i
powiedział im, aby się zebrały koło młyna nad kanałem, gdyż chce im
głosić słowo Boże. Wiedząc zaś o tym, co się stanie, powiedział im:
"Córki moje, gdyby nieprzyjaciel rodu ludzkiego chciał was w jakikolwiek
sposób nastraszyć, wy się go nie bójcie!" Poszły więc siostry, tak jak im
polecił święty Dominik. Dziwiły się tylko, że chce do nich przemawiać w
tak niezwyczajnym miejscu. Mimo że młyn był właśnie w remoncie, święty
ojciec wszedł do wnętrza wraz z towarzyszącymi braćmi, siostry zaś były
już tam zebrane.
Gdy wszyscy już usiedli nad kanałem, błogosławiony Dominik zaczął z
mocą mówić o fałszach nieprzyjaciela i o jego podstępach. Właśnie o tym
mówił, kiedy nagle wpadł szatan w postaci okropnego i odrażającego
jaszczura o dwóch głowach i dwóch ogonach. Był czarny jak noc, biegał
brzegiem kanału, z ogromną szybkością podnosząc i spuszczając swoje głowy
i ogony. Zamierzał się na siostry, jak gdyby chciał je zaatakować.
Błogosławiony Dominik poznawszy przez Ducha Świętego, kto to ukrywa
się pod postacią jaszczura, spojrzał na niego groźnie i kiwając głową,
mówił: "Oj ty, nieprzyjacielu! nieprzyjacielu!" Widząc zaś, jak bardzo
siostry są przerażone, że niektóre zabierają się już do ucieczki, zwrócił
się do niego: "Rozkazuję ci, nieprzyjacielu rodu ludzkiego, abyś
natychmiast zniknął w tej wodzie!" Bestia od razu zanurzyła się w wodę i
nigdy więcej już się nie pokazała.
Świadkami cudu była Cecylia oraz inne siostry z klasztoru świętego
Sykstusa, a także wielu braci.
O cudownym nakarmieniu braci
Kiedy bracia mieszkali jeszcze przy kościele św. Sykstusa, a liczba
ich sięgała stu, błogosławiony Dominik wysłał raz brata Jana z Kalabrii i
brata Alberta Rzymianina do miasta po jałmużnę. Chodzili od rana aż do
godziny trzeciej i niczego nie znaleźli. Właśnie wracali do domu bez
żadnego wsparcia, gdy w pobliżu kościoła św. Anastazji wyszła im
naprzeciw pewna matrona, która bardzo szanowała nasz zakon. Widząc, że
nie zdobyli żadnej jałmużny, dała im jeden chleb ze słowami: "Żebyście
przynajmniej nie wracali tak całkiem bez niczego!"
Wracali więc z tym chlebem, gdy oto pewien uczciwy i przyzwoity
człowiek natarczywie prosi ich o jałmużnę. Oni zaczęli się wymawiać: sami
dla siebie nie mają, nie mogą więc dać jemu. Gdy jednak ten prosił coraz
usilniej, rzekł jeden do drugiego: "Cóż nam po jednym chlebie? Damy mu go
w imię Bożej miłości". I oddali mu ten chleb. Ten szybko zniknął i nie
zauważyli nawet, dokąd poszedł. Gdy wrócili do domu, pobożny ojciec
wyszedł im naprzeciw. Twarz miał uradowaną, wiedział bowiem już wszystko,
gdyż Duch Święty mu to objawił. Odezwał się do nich: "Nic nie macie,
synowie?" Odpowiedzieli mu: "Niestety, Ojcze". Opowiedzieli mu o
wszystkim, również o biedaku, któremu oddali chleb.
Na to czcigodny ojciec Dominik: "Był to anioł Pański. Zapewne sam Pan
nakarmi swoje sługi. Chodźmy na modlitwę". Wszedł do kościoła, a kiedy po
chwili wyszedł, rozkazał braciom, aby zwołali wspólnotę na obiad.
Odpowiedzieli mu: "Ojcze święty, dlaczego każesz nam to czynić, skoro nie
mamy co położyć na stół?" On jednak, przeczuwając, co się stanie,
powiedział: "Pan nakarmi swoje sługi". Ponieważ ci zwlekali z
wypełnieniem rozkazu, zawołał brata Rogera ekonoma i kazał mu zwołać
braci na obiad, gdyż Pan zatroszczy się o swoje sługi.
Bracia nakryli wreszcie stoły i położyli naczynia. Na dany znak
wszyscy weszli do refektarza. Błogosławiony ojciec pobłogosławił stoły,
bracia usiedli, a brat Henryk Rzymianin zaczął im czytać. Błogosławiony
Dominik, złożywszy ręce, zaczął się modlić nad stołem. I oto, zgodnie z
tym, co natchniony Duchem Świętym przewidywał, mocą Bożej Opatrzności
pojawili się nagle na środku refektarza dwaj młodzieńcy niezwykłej urody,
niosący dwa śnieżnobiałe obrusy wypełnione chlebem. I poczynając od
najmłodszych - jeden od prawego, drugi od lewego końca stołu - położyli
przed każdym bratem wspaniale wypieczony bochen. Kiedy doszli do
błogosławionego Dominika, również przed nim położyli jeden bochen i
skłoniwszy się, natychmiast zniknęli, a skąd przyszli i dokąd poszli, aż
do dzisiaj nie wiadomo. Błogosławiony Dominik powiada wówczas do braci:
"Spożywajcie, bracia, chleb, który Pan wam przysłał".
Następnie rozkazał braciom usługującym przynieść na stół wino. Oni
odpowiedzieli: "Ojcze święty, nic nie ma". Wówczas błogosławiony Dominik,
proroczym duchem napełniony, powiada im: "Idźcie do beczki i podajcie
braciom wina, które Pan nam przysłał". Poszli według rozkazu i znaleźli
beczkę przepełnioną najlepszym winem. A zaczerpnąwszy, zanieśli braciom.
I rzekł błogosławiony Dominik: "Pijcie, bracia, wino, jakie Pan
przysłał". Jedli więc i pili do woli - tego dnia i nazajutrz, i dnia
trzeciego.
Po obiedzie rozkazał święty ojciec wszystek pozostały chleb i wino
rozdać ubogim, nie chciał bowiem, aby cokolwiek zostało w domu. Przez
trzy dni jednak nikogo nie wysłał po jałmużnę, gdyż Pan dał im chleba i
wina pod dostatkiem. Następnie święty ojciec wygłosił do braci przepiękną
mowę: napominał ich, aby nawet w nędzy nie zwątpili w Opatrzność Bożą.
O tym przedziwnym cudzie opowiadali brat Tankred przeor, bracia Odon i
Henryk, obaj z Rzymu, i brat Wawrzyniec Anglik, i brat Gaudio, i brat Jan
Rzymianin oraz wielu innych siostrze Cecylii, która aż dotąd przebywa w
klasztorze Świętej Marii; opowiadali o tym również innym mniszkom.
Zysk diabła łatwo obraca się przeciw niemu
Spotkał raz święty diabła, jak w swoich żelaznych łapach trzymał
karteczkę i przy świetle lampy ją czytał. Zapytał go Dominik, cóż takiego
czyta. Ten mu odpowiedział: "Grzechy twoich braci". Rozkazał mu święty w
imię Chrystusa oddać karteczkę, co się też stało. Znalazł tam wiele
rzeczy, w których później poprawił braci.
Na szczęście jest w klasztorze kapitularz
Innym znów razem święty spotkał diabła, jak obchodził kolejno
klasztorne pomieszczenia. Zapytał go, dlaczego to czyni. Ten
odpowiedział: "Patrzę, jakie korzyści tutaj osiągnę". Zapytał go: "Cóż ty
możesz zyskać w naszym dormitarzu?" Odpowiedział: "Sprawiam, żeby spali
więcej niż im potrzeba, żeby późno wstawali i opuszczali wspólne
modlitwy. Ponadto, jeśli tylko się da, podsuwam im pokusy i wyobrażenia
cielesne".
Święty zaprowadził go do kaplicy i pyta: "A w tym miejscu co
zyskujesz?" Odpowiedział: "Ileż to razy sprawiłem, że przychodzili tu
późno i szybko odchodzili, a w międzyczasie byli rozproszeni!" Zapytany o
refektarz, odpowiedział: "Tutaj jedni jedzą za mało, a drudzy za dużo!"
Natomiast przy rozmównicy zachichotał: "To miejsce należy całkowicie do
mnie: tutaj rozlegają się śmiechy, hałasy, a słowa puszczane są na
wiatr!"
Wreszcie zaciągnął diabła do kapitularza. Ten, pełen przerażenia,
zaczął uciekać. "To miejsce - powiada - jest moim piekłem. Co gdzie
indziej zyskam, tutaj w całości tracę. Tutaj zakonnicy się wzajemnie
upominają, wyznają swoje winy, oskarżają się, tutaj się biczują i tutaj
otrzymują rozgrzeszenia. Ze względu na to miejsce złorzeczę temu domowi
więcej niż wszystkim innym domom".
Śmierć męża Bożego
Świadek Wentura z Werony, przeor klasztoru w Bolonii, zeznał, że kiedy
brat Dominik ciężko zachorował, przeniesiono go do Świętej Marii na
Górze, gdzie klimat jest zdrowszy. Kiedy spostrzegł, że umiera, wezwał
przeora oraz braci. Przyszło do niego prawie dwudziestu braci wraz z
przeorem. Gdy go otoczyli, leżąc zaczął ich pouczać o sprawach Bożych,
wzywał ich do dobrej służby i do pokuty. Następnie został namaszczony.
Posłyszał zaś, że zakonnik, który był rektorem owego kościoła,
zapowiadał, iż nie wypuści go od siebie, lecz każe pochować w swoim
kościele. Gdy błogosławiony brat Dominik o tym się dowiedział, powiada:
"Żadną miarą. Chcę być pogrzebany pod stopami moich braci. Weźcie mnie
stąd, abym umarł w drodze i abyście mogli mnie pogrzebać przy naszym
kościele". Wówczas wzięli go do Bolonii, do kościoła św. Mikołaja, z
obawą, że może umrzeć im w drodze. Kiedy tam przebywali, po dobrej
godzinie kazał zawołać brata Wenturę i rzekł mu: "Przygotujcie się".
Podczas gdy ten oraz inni bracia przygotowywali się do uroczystych
modlitw przy konającym, błogosławiony brat Dominik powiada: "Jeszcze
zaczekajcie". Wówczas przeor: "Ojcze, ty wiesz, że zostawiasz nas w
smutku i opuszczeniu. Pamiętaj o nas i módl się za nami do Pana". Na to
błogosławiony brat Dominik, podniósłszy oczy ku niebu, modli się: "Ojcze
święty, Ty wiesz, że chętnie trwałem w woli Twojej, a tych, których mi
dałeś, strzegłem i zachowałem. Polecam ich Tobie. Zachowaj i strzeż ich"
[por. J 17, 11b-12a].
Świadek zeznał też, że słyszał od braci, którzy prosili męża Bożego,
aby się modlił za nimi, iż ten im odpowiedział: "Po śmierci będę dla was
bardziej potrzebny i pożyteczny, aniżeli byłem za życia". I niedługo
potem tenże błogosławiony brat Dominik powiedział przeorowi i braciom:
"Zaczynajcie". I zaczęli uroczyste modlitwy przy skonaniu, polecając jego
duszę Bogu. Świadek sądzi, że błogosławiony brat Dominik modlił się razem
z nimi, gdyż poruszał wargami. Kiedy odprawili modlitwy, zakończył. Byli
głęboko przeświadczeni, że oddał ducha w chwili, gdy wymawiali słowa:
"Przybądźcie, święci Boży, wyjdźcie mu naprzeciw, aniołowie Pańscy:
przyjmijcie duszę i zanieście ją przed oblicze Najwyższego".
Jego testament
Kiedy już się zbliżał koniec zawodów i dobiegał kresu bieg obfity w
dobre czyny, błogosławiony Dominik, mający już wkrótce otrzymać w niebie
przygotowany dlań wieniec sprawiedliwości [por. 2 Tm 4, 7n], popadł,
przebywając w Bolonii, w ciężką słabość ciała; wszakże duch jego był
niezmordowany i zjednoczony z Bogiem. Choć choroba się wzmagała, duch nie
słabł, ale wciąż wzrastał i wzrastała również wewnętrzna moc duszy.
Zwołał więc spośród braci przebywających w Bolonii grupę dwunastu i
zaczął ich zachęcać do dyscypliny zakonnej i do stałości w cnotach.
Napominał ich, aby się strzegli zwłaszcza podejrzanego towarzystwa
niewiast, szczególnie młodych, gdyż jego podniety bardzo rozmiękczają i
wykrzywiają dusze mężczyzn! Aby zaś nie wydawało się, że synów, których
dał mu Pan, pozostawia bez dziedzictwa i w sieroctwie, że pozbawieni będą
odtąd pociechy ze strony takiego ojca, sporządził testament. Testament
godzien był tego biedaka Chrystusowego, który w wierze stał się bogaczem
i dziedzicem Królestwa, jakie Bóg obiecał tym, którzy Go miłują. Dotyczył
nie ziemskich bogactw, ale łaski, nie materialnych dostatków, ale mocy
duchowej, nie ziemskich posiadłości, ale zażyłości z Bogiem.
Otóż przekazywał to, co sam powiedział: "Takie oto bogactwa - powiada
-zostawiam wam, bracia najdrożsi, abyście ja jako synowie posiadali na
mocy dziedzicznego prawa. Miejcie miłość, zachowujcie pokorę, posiądźcie
dobrowolne ubóstwo". Zaiste jest to testament pokoju. Nie mamy prawa go
unieważniać naszym zapomnieniem, wzgardzić nim naszą bezecnością, zmienić
go naszymi reformami. Stał się on prawomocny nie przez śmierć testatora,
ale przez jego wejście do nieśmiertelnego życia. Błogosławiony, kto nie
zaniedba, nie wzgardzi i nie odrzuci tej, przekazanej przez takiego ojca,
niezniszczalnej szaty miłości, urodzajnej gleby pokory, upragnionego
skarbu ubóstwa.
Wyszukiwarka
Podobne podstrony:
LEGDOM06LEGDOM09LEGDOM04LEGDOM20LEGDOM17LEGDOM05LEGDOM03LEGDOM22LEGDOM08LEGDOM07LEGDOM21LEGDOM01LEGDOM10LEGDOM27LEGDOM12LEGDOM26LEGDOM16LEGDOM23LEGDOM19więcej podobnych podstron