LEGDOM12


Legendy dominikańskie 12

Św. Piotr z Werony (+ 1252)
* Jego pierwsze "Wierzę w Boga"
* Pan wyniósł go na świecznik kaznodziejstwa
* Jak heretycki podstęp obrócił się na szkodę herezji i dobro
heretyka
* Jak zwyciężył heretyka nie argumentami, lecz modlitwą
* Jego ostatnie "Wierzę w Boga"

Naczelna idea inkwizycji wydawała się zbożna. Inkwizytorzy mieli być
psami, które bronią Bożej owczarni przed wilkami. Czy nie należy bronić
bezbronnych tylko dlatego, że krzywda jest zadawana duszy, a nie ciału?
Czy należy spokojnie godzić się na rozprzestrzenianie poglądów, które
niosą krzywdę i nieszczęście, głoszą nienawiść i kłamstwo? Czyżby na
przykład zakaz głoszenia poglądów nazistowskich, obowiązujący w wielu
państwach współczesnych, był kompletnym nieporozumieniem? Ale z drugiej
strony: Czy represja stosowana przeciw błędowi jest naprawdę sojuszniczką
prawdy? Czy nie za prosty ten podział ludzi na posiadaczy prawdy i jej
niszczycieli?
Św. Piotr z Werony był inkwizytorem, a więc postawmy pytanie dla nas
dzisiaj niezmiernie ważne: Czy jako inkwizytor Piotr nie krzywdził ludzi?
Zdecydowanie tego wykluczyć nie można, gdyż każdy - jak wiadomo - jest
dzieckiem swojego czasu, a w statycznym społeczeństwie średniowiecznym w
inkwizycji widziano przede wszystkim instytucję broniącą przed
mącicielami. Wszakże ważkie argumenty psychologiczne przemawiają za tym,
że Piotr jest wolny od tych zarzutów, które zwykliśmy wytaczać przeciw
inkwizycji. Mianowicie Piotr miał niezwykły dar przekonywania heretyków -
w jego żywocie mówi się o tym niemal nieustannie. Toteż jest rzeczą
psychologicznie trudną do przyjęcia, żeby jednocześnie przywiązywał wagę
do argumentów policyjnych. Rzecz charakterystyczna, że w żywocie ten
aspekt pominięto prawie zupełnym milczeniem, mówi się natomiast o
licznych dysputach z heretykami w zwyczajnych sytuacjach duszpasterskich.
Jacek Salij OP

Jego pierwsze "Wierzę w Boga"
Pewnego razu - miał wtedy siedem lat - stryj jego, heretyk, przez
którego szatan niejednego już usidlił, zapytał go, czego się w szkole
nauczył. Odpowiedział, że poznał wyznanie wiary, i wyrecytował: "Wierzę w
Boga, Ojca wszechmogącego, Stworzyciela nieba i ziemi" - aż do końca.
Stryj próbował przekonać chłopca, że jest złym bojownikiem, i odwieść
go od tego wyznania. Dowodził, że nie Boga, ale diabła należy uznać za
stwórcę rzeczy widzialnych. Przytaczał argumenty na poparcie tego błędu,
sam bowiem był obrońcą i głosicielem takiej niewiary. Nie przekonał
jednak chłopca, który wytrwale twierdził, że chce tak wierzyć i wyznawać,
jak czytał i jak jest napisane.
Wówczas ten zwodziciel dusz rzecz rozważył i o wszystkim doniósł ojcu.
Namawiał go ze wszystkich sił, aby Piotrusia zabrał ze szkoły. "Boję się
- powiada - aby Piotruś, kiedy zdobędzie wykształcenie, nie zwrócił się
do tej nierządnicy, Kościoła rzymskiego, i nie niszczył naszej wiary".
Mówił zaś to nie sam z siebie, ale jak Kajfasz prorokował, choć nie
zdawał sobie z tego sprawy, że błogosławiony Piotr będzie zwalczał
heretycką niewiarę.
Ponieważ jednak nikt nie może sprzeciwić się zamysłom Pana, ojciec nie
usłuchał swego brata. Miał nadzieję, że kiedy syn podrośnie, jakiś
wybitniejszy heretyk potrafi go przyciągnąć do ich sekty.

Pan wyniósł go na świecznik kaznodziejstwa
Już od młodych lat pragnął męczeństwa, toteż często i gorąco modlił
się do Pana, aby nie pozwolił mu inaczej zejść z tego świata, jak przez
wypicie dla Niego kielicha Męki. I nie zawiódł się w tym pragnieniu.
Pan postanowił nie ukrywać pod korcem pochodni, która tak ofiarnie
płonęła, ale na krótki czas wyniósł ją na świecznik kaznodziejstwa.
Piotrowi powierzono głoszenie słowa Bożego. Dzięki mocy Bożej, której
towarzyszyło osobiste studium, został kaznodzieją powszechnym. Jeśli zaś
gdzieś poniósł, jak drugi Gedeon, trąbę przepowiadania i zatrąbił jej
chwalebnym dźwiękiem, słyszano ją w całej okolicy i budziła ona zarówno
wrogów, jak wiernych. Rozlegał się jej głos po całej ziemi Lombardii, w
Rzymie, Toskanii, w okolicach Rzymu i hrabstwie Ankony. Czy są tam jakieś
miasta albo osiedla, których by Piotr nie budził swoim wołaniem? Czy jest
tam jakaś ludność, której by nie nawoływał do skruchy?
Na całe tamte ziemie rozeszła się woń jego świętości, dla jednych była
to woń życia, dla innych woń śmierci. Wszędzie go szanowano, wszędzie był
sławny. Ci, którzy mieli uszy, żeby słyszeć, błogosławili go; ci, którzy
mieli oczy, żeby widzieć, dawali świadectwo o jego świętych czynach, o
wielkiej jego wierze i o zwycięstwach nad błędem. O jego zaś owocowaniu
dla zbawienia dusz wie tylko Ten, który zna liczbę gwiazd i przed którym
nic nie jest ukryte ani zamknięte. Jeśli bowiem szczęśliwy jest ten,
który od samej młodości nosi jarzmo Pańskie, to o ileż szczęśliwszy był
Piotr, który jak młodziutki Beniamin zapalił się do świętości i
dziewictwa, spędził w zakonnej wspólnocie prawie trzydzieści lat, a cały
czas i kolejne dni swego życia wytrwale służył Bogu, w końcu zaś poniósł
chwalebną mękę. Aby zaś wypełnić swoje dni, również po nocach nie
próżnował, lecz ciszę nocną, przeznaczoną na odpoczynek, zażywszy nieco
snu, spędzał na studiowaniu, modlitwie i błaganiach. Dni zaś poświęcał
dobru dusz: codziennie głosił żarliwe kazania, słuchał spowiedzi albo
zwalczał za pomocą logicznych argumentów śmiercionośny dogmat heretycki

Jak heretycki podstęp obrócił się na szkodę herezji i dobro heretyka
Żarliwy o wiarę i prawdę, błogosławiony Piotr zawstydzał w dysputach
heretyków, a przez czynione cuda jaśniał mocą Chrystusa. Otóż pewien
heretyk z Mediolanu zapłonął niegodziwością i wezwawszy licznych
heretyków, powiada im: "Ten głupi naród okazuje tyle czci bratu Piotrowi
z Werony, a uwielbia go między innymi dlatego, że ten czyni cuda. Mam
pomysł skompromitowania go. Pokażemy, że jego cuda są fałszywe. Wówczas
lud, który rozsławia go za czynienie cudów, zostanie zawstydzony. Choć
jestem zdrów jak ryba, udam ciężką chorobę i będę go błagał, aby mi
przywrócił zdrowie. On mnie przeżegna i dotknie, a ja udam uzdrowionego.
Kiedy zaś wieść o cudzie będzie na ustach całego ludu, wówczas ja
ogłoszę, że w ogóle nie byłem chory, wy zaś zaświadczycie o tym pod
przysięgą. W ten sposób nikt już nie będzie wierzył w jego cuda".
Spodobała się tamtym niegodziwa mowa i postanowili podstępem zwyciężyć
błogosławionego Piotra, bo nie potrafili mu sprostać w dysputach.
Przyszedł więc ów heretyk do kościoła Braci Głosicieli w Mediolanie,
podpierając się laską, tak jakby nie mógł ustać o własnych siłach. Słabym
i chytrym głosem powiada błogosławionemu Piotrowi: "Święty ojcze, jestem
niebezpiecznie i ciężko chory, a lekarze nie potrafią mi pomóc. Dotknij
mnie, proszę, swoją ręką, a mocą twych zasług otrzymam dar zdrowia".
Na to mąż Boży, oświecony łaską Ducha Świętego, powiada: "Proszę Pana
mojego, Jezusa Chrystusa, aby jeśli jesteś chory, przywrócił ci zdrowie,
jeśli zaś podstępnie udajesz chorobę, aby dla zdrowia duszy nawiedził
chorobą twoje ciało". Zaledwie wypowiedział te słowa, jak tamtego
chwyciła bardzo wielka gorączka, tak że nie mógł się utrzymać na nogach i
trzeba go było odnieść do domu. Wezwani lekarze nie mogli mu nic pomóc i
orzekli, że wkrótce umrze.
Dopiero udręka obdarzyła go zrozumieniem. Z nieudawaną pobożnością
poprosił, żeby błogosławiony Piotr przyszedł do niego. Wyjawił mu winę
swojej niegodziwości, wyznał z pokorą swój grzech, wyrzekł się herezji i
od razu - przez modlitwę i zasługi błogosławionego Piotra - został
uwolniony z choroby duszy i ciała. Wszystko więc skończyło się
zawstydzeniem heretyków, a niegodziwość okłamała tych, którzy próbowali
zawstydzić męża Bożego.

Jak zwyciężył heretyka nie argumentami, lecz modlitwą
Kiedyś spotkał się Piotr z jednym z przywódców herezji, który był
znany ze złośliwego i ciętego języka. Ten wezwał go do walki w dyspucie
na otwartym polu. Piotr nie mógł się wymówić, aby obecni przy tym ludzie
nie sądzili, że się jej boi albo że mógłby jej nie sprostać. Heretyk
zaczął więc wyciągać dość wyszukane argumenty, aby udowodnić słuszność
swojej niewiary. Wówczas błogosławiony Piotr, ponieważ dysputa spadła na
niego nieoczekiwanie, poprosił o chwilę czasu na odpowiedź. Zgodzono się
na to. Święty wszedł do pobliskiego kościoła i żarliwie modlił się,
płacząc przed ołtarzem Błogosławionej Dziewicy, aby Ona sama zatroszczyła
się o obronę prawdziwej wiary. Na zewnątrz zaś wszyscy czekali. Ponieważ
ogarniała go niepewność, tym żarliwiej się modlił, aż wszystkie wahania
ustąpiły i poczuł się mocny w wierze. Usłyszał wtedy głos wychodzący z
obrazu Błogosławionej Dziewicy: "Prosiłam za tobą, Piotrze, aby nie
ustała wiara twoja".
Tak wzmocniony wyszedł do heretyka i poprosił go o dalsze wyjaśnienie
jego argumentów. Ten zaś mocą Bożą stał się niemy, tak że nawet jednego
słowa nie mógł wypowiedzieć. W ten sposób zawstydzony odszedł.

Jego ostatnie "Wierzę w Boga"
W Niedzielę Palmową, na czternaście dni przed swoim męczeństwem,
głosił kazanie w Mediolanie, a słuchał go wielki tłum ludzi. Wiedział, że
heretycy postanowili jego śmierć i wyznaczyli na to pieniądze. "Niech
czynią - powiada - co zamierzyli, ja więcej zdziałam przeciw nim po
śmierci niż za życia..."
W Białą Sobotę zapaśnik Chrystusa wyszedł ze swojego klasztoru na
walkę do Mediolanu. W środku drogi, kiedy przechodził przez gęsty las,
wypadł z lewej strony morderca Karyn, heretyk i okrutny przyjaciel
heretyków, którzy go namówili do tego swą prośbą i sumą czterdziestu
talarów. Napadł zbój na świętego męża, który kroczył drogą zbawienia,
wilk na baranka, dziki na łagodnego, bezbożny na pobożnego, wściekły na
spokojnego, niepohamowany na skromnego, bezecny na sprawiedliwego. Z
kapłana czyni ofiarę, uderza zbrodniczym ostrzem w świętą głowę i poi
swój miecz krwią sprawiedliwego, a rany, jakie zadaje, pobudzają go do
jeszcze większego gniewu. Ten nie ucieka przed wrogiem, ale bez reszty
oddaje się na ofiarę i przyjmuje w cierpliwości mordercze rany.
Półżywy, leżał na miejscu męki. Morderca zostawił go i zwrócił się do
brata Dominika, jego towarzysza, wołającego głośno o ratunek; zadał mu
cztery śmiertelne rany. W tym czasie święty mąż powierza swojego ducha
Panu: "W ręce Twoje, Panie, oddaję ducha mego". Nawet w obliczu śmierci
nie przestaje głosić wiary i nie zapomina wyznać tego samego symbolu
wiary, którego nie wyparł się jako chłopiec, pomimo nalegań stryja.
Zeznał to sam zabójca, któremu nie udało się uciec (wołanie bowiem brata
Dominika ściągnęło wiernych), oraz brat Dominik, który żył jeszcze przez
kilka dni.
Ponieważ Świadek Pana drgał jeszcze, okrutny najemnik chwycił sztylet
i przebił bok wyznającego wiarę, dopełniając w ten sposób błogosławionego
męczeństwa. Tak zakończyła się pielgrzymka jego siedemdziesiątnicy,
dziewiczy męczennik wybielił swoją szatę w Białą Sobotę i z soboty
doczesnej przeszedł do szabatu wiekuistego.




Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
LEGDOM06
LEGDOM09
LEGDOM04
LEGDOM20
LEGDOM17
LEGDOM02
LEGDOM05
LEGDOM03
LEGDOM22
LEGDOM08
LEGDOM07
LEGDOM21
LEGDOM01
LEGDOM10
LEGDOM27
LEGDOM26
LEGDOM16
LEGDOM23
LEGDOM19

więcej podobnych podstron