LEGDOM09


Legendy dominikańskie 9

Bł. Sadok i towarzysze (+ 1260)
* Męczennicy sandomierscy

Trudno dziś sobie wyobrazić tragedię, jaką przeżyły dwa kolejne
pokolenia Polaków na skutek najazdów tatarskich w roku 1241 i 1260.
Średniowieczna Europa była wprawdzie przywykła do wojen, pożarów i
przelewania krwi, ale nie znała dotychczas przeciwników, którzy nie
zachowują żadnych reguł, o których było tylko tyle wiadomo, że zabijają i
niszczą wszystko i że w ogóle nie można się z nimi dogadać.
Bohaterstwo tamtych czasów było szczególnie trudne i szczególnie
zwyczajne. W momencie bowiem, kiedy okazało się, że rycerstwo nie jest w
stanie obronić ludności przed wrogiem, nie było już szans na ocalenie,
śmierć albo niewola były praktycznie czymś nieuniknionym. Chodziło
właściwie tylko o to, żeby z duchową wolnością stanąć wobec faktu, że
musi się umrzeć z ręki wroga, żeby tę śmierć przeżyć jako coś jednak
więcej niż samo tylko gwałtowne zakończenie życia. Tak niewiele, a tak
dużo i tak niełatwo.
Właśnie za tę wolność w obliczu nieuniknionego Polacy ówcześni
otoczyli szczególną czcią pamięć dominikanów sandomierskich, którzy
zginęli podczas straszliwej rzezi tego miasta w roku 1260.
W poniższej legendzie o śmierci bł. Sadoka i jego zakonnych współbraci
bardzo podkreślono prawdę, że męczeństwo jest wezwaniem i darem Bożym.
Taki jest sens wydarzenia, które miało miejsce podczas wspólnej modlitwy
w noc poprzedzającą męczeństwo. Nie pytajmy, czy tak było naprawdę, czy
też są to szczegóły jedynie symboliczne. Te pytania są w tym wypadku mało
ważne. Ważna jest tu prawda, że cokolwiek by człowieka spotkało, wolą
Bożą jest, aby właśnie te wydarzenia zbliżyły nas do Boga, który jest
naszym Ojcem.
Jacek Salij OP

Męczennicy sandomierscy
W noc poprzedzającą rzeź klasztoru błogosławiony przeor Sadok,
otoczony pobożną gromadką braci, przebywał w kościele św. Jakuba w
Sandomierzu, aby odśpiewać jutrznię. Zgodnie z pradawnym zwyczajem
zakonnym brat nowicjusz przystąpił do odczytania listy męczenników, jaka
przypadała na następny dzień. Nagle widzi wypisane złotymi okrągłymi
zgłoskami takie oto słowa: "W Sandomierzu, męczeństwo czterdziestu
dziewięciu męczenników". Ogarnęła go wątpliwość: przeczytać czy pominąć
milczeniem? Odrzucił wszakże lęk i dźwięcznym, choć drżącym głosem
odśpiewał złotą zapowiedź.
Zdumiał się Sadok niesłychanym czytaniem, a pozostali bracia
zesztywnieli, słysząc wyjąkaną, niemogącą wyjść z gardła, ale przecież
zrozumiałą zapowiedź nowicjusza. Przeor pragnie zobaczyć czytanie, tak
samo pozostali, niezmiernie przestraszeni zakonnicy. Nowicjusz podaje
księgę, wszakże złote litery, które mówiły o Sandomierzu, zniknęły.
Powiada Sadok: "Bracia, to jest przestroga od Boga! Z nieba został
zesłany ten napis i nie na próżno zauważyły go oczy niewinnego chłopca.
Nie w powietrze wypowiedziało te słowa jąkające się dziecko, lecz abyśmy
je usłyszeli. To Pan życia i śmierci zaprasza nas do nieśmiertelności!
Chodźmy więc bez wahania za Tym, który nas wzywa, choćby przez obosieczne
miecze! Cóż z tego, że Tatar zabierze nam życie? Jakie życie?
Przemijające, narażone na upadki, pełne różnorakich niebezpieczeństw. Że
zada nam okrutną śmierć? Ale przecież wśród fal tego świata ona jest dla
nas portem, do którego trzeba zmierzać wszystkimi żaglami. Ona otwiera
nam drogę do chwały życia wiecznego. Niech każdy zajmie się teraz swoją
duszą, bracia, a jeśli jakieś wady do was przylgnęły, wyrzućcie je i
przebłagajcie świętą pokutą. Wzmocnijcie ducha Najsłodszym Wiatykiem, bo
już wkrótce wejdziemy do niebieskiego Królestwa, w którym nas czeka
szczęście bez granic. Zostaliście przyozdobieni obietnicą wiecznej
chwały, niech więc wasze piersi będą gotowe na wszelkie razy, a wasze
szyje na strzały. Trzeba nam umrzeć. Uczyńmy to ochoczo. Za te święte
ołtarze, ze te obrazy Chrystusa i Najświętszej Bogurodzicy, za tę
bezkrwawą żywą Ofiarę - przez cierpliwość okażmy nasze męstwo!"
Bracia, ożywieni zapowiedzią z nieba, cały czas, jaki im pozostał,
poświęcili przygotowaniom na przyjście Wielkiego Boga. Wzdychali z głębi
serca: "Ach, kiedy nadejdzie ta upragniona godzina, aby nas zabrać z
ziemi i oddać niebu? Szczęśliwi jesteśmy i słodkie te miecze, które nas
zaniosą do wspólnoty duchów błogosławionych. Najsłodszy Jezu oraz Słodka
Nadziejo Wzdychających, Maryjo, kiedyż się to stanie? Pozabijają nas czy
może pozostawią bez szkody? Biada nam, bo nasze przebywanie na tej ziemi
się przedłuża".
Zaświeciło im wreszcie upragnione słońce i nadszedł dzień, w którym
miały się rozwiązać ziemskie więzy, aby mogli opuścić ten padół. Okrutni
Scytowie przeprawili się przez Wisłę i zaczęli pustoszyć Sandomierz.
Część ich - a byli to wyjątkowi okrutnicy - wpadła do kościoła św.
Jakuba. Krwawe te bestie zastają pasterza Sadoka wraz z pobożną owczarnią
braci na środku kościoła, jak Matce Miłosierdzia śpiewali słodko na swój
zgon pieśń "Witaj, Królowo". Z barbarzyńskim okrucieństwem pozabijali
wszystkich, bez żadnej różnicy.
Przerwaną przez śmierć pieśń do Bogurodzicy Dziewicy śpiewają dalej,
idąc do nieba, a ich głosy zlewają się z sobą tak słodko, że głosy
śmiertelników nigdy nie potrafiłyby tak zaśpiewać. Słysząc to, jeden
brat, który się ukrył na strychu kościoła, natychmiast zeskoczył, oddał
się na zabicie mieczem okrutnych Scytów i przyłączył do braci idących do
nieba, którzy śpiewali Twoją pieśń, o Najświętsza Dziewico!




Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
LEGDOM06
LEGDOM04
LEGDOM20
LEGDOM17
LEGDOM02
LEGDOM05
LEGDOM03
LEGDOM22
LEGDOM08
LEGDOM07
LEGDOM21
LEGDOM01
LEGDOM10
LEGDOM27
LEGDOM12
LEGDOM26
LEGDOM16
LEGDOM23
LEGDOM19

więcej podobnych podstron