LEGDOM08


Legendy dominikańskie 8

Bł. Czesław (+ 1242)
* Pożegnanie ze świętym Dominikiem
* Wędrowny kaznodzieja
* Oblężenie Wrocławia w relacji Długosza
* Nowy Mojżesz, który modlitwą obronił swój lud

Jakąż niepojętą energię musieli mieć w sobie św. Jacek i bł. Czesław,
jeśli - pracując przede wszystkim jako wędrowni kaznodzieje - zdążyli w
ciągu swojego życia pokryć klasztorami całą Polskę i zapełnić je
gorliwymi zakonnikami. Obu naszych świętych Boża energia musiała
dosłownie rozpierać, bo nawet Polska im była jakby za mała. Wracając z
Rzymu do Krakowa, założyli klasztor we Fryzaku, który dał początek
dominikanom niemieckim. W Krakowie Czesław z Jackiem się rozdzielili.
Czesław poszedł założyć klasztor we Wrocławiu, potem w tym samym celu
udał się do Pragi i stał się w ten sposób założycielem dominikanów
czeskich.
Pomimo tak wybitnej działalności praktycznie nic nie wiemy o
osobowości bł. Czesława. Historia przekazała nam o nim tylko suche fakty;
nie zanotowała żadnej anegdoty, żadnego charakterystycznego powiedzenia.
Wiemy tylko, że Czesław był kanonikiem sandomierskim, który w wyniku
spotkania ze św. Dominikiem porzucił wszystko i wstąpił do zakonu (r.
1218), że ten niestrudzony misjonarz i założyciel dominikanów śląskich
oraz czeskich był w latach 1233-1236 przełożonym dominikanów na całą
Polskę oraz że umarł prawdopodobnie w roku 1242 we Wrocławiu, w rok po
słynnym oblężeniu miasta przez Tatarów.
Jacek Salij OP

Pożegnanie ze świętym Dominikiem
Czesław ustawicznie przykładał się do studium niebieskiej nauki, a
studiował zwłaszcza w księdze miłości. Dominik tak mu powiedział na
pożegnanie: "Idź w imię Boże, głoś pokutę na odpuszczenie grzechów. Takie
jest zadanie zakonu, który na siebie przyjąłeś, na tym on polega i to go
zdobi. Kto zbłąkanego zawróci z fałszywej drogi, i jego duszę zbawi, i
sobie zapewni wielką nagrodę".
Nakazu Dominika, danego wielu braciom, Czesław wysłuchał z nie
mniejszą uwagą niż inni. Wracając do ojczyzny, pomógł wydatnie bratu
Jackowi w założeniu klasztoru we Fryzaku, który dał początek innym
klasztorom w Niemczech.

Wędrowny kaznodzieja
Biegł często do wiosek, na place i rozstaje dróg, aby znaleźć tych,
których Ewangelia nazywa chorymi i kulawymi, i nakarmić ich życiodajnym
posiłkiem, a upadających umocnić. Przypiekało go południowe słońce,
krwawy pot niemal go zalewał, gardło wysychało z pragnienia, lecz jego
nie zmęczyła ani nie złamała niepogoda ani trudy podróży i pracy. Jedynym
jego pragnieniem było znaleźć zbłąkane owce, zagubione wyprowadzić na
prostą drogę, a ich dusze zbawiennie pokrzepić.

Oblężenie Wrocławia w relacji Długosza
Z postoju pod Raciborzem Tatarzy szybko przybywają pod Wrocław. A
kiedy wszyscy mieszczanie ogarnięci podobnym strachem jak krakowianie do
tego stopnia, że chwytali w największym popłochu i pośpiechu tylko
cenniejsze rzeczy, uciekając pospiesznie, jakby Tatarzy byli już na
miejscu, opuścili miasto pełne nie tylko żywności, ale i wielu bogactw,
rycerze i ludzie Henryka wyszedłszy z zamku, który obsadzili dla obrony,
z wielkim pośpiechem zwożą do zamku majątek i żywność i dopiero wtedy
puste miasto przezornie podpalają, żeby Tatarzy nie mogli zawładnąć jego
domami i chlubić się jego spaleniem albo urządzić tam postoju. Tatarzy
zaś zastawszy miasto spalone i ogołocone, zarówno z ludzi, jak z
jakiegokolwiek majątku, oblegają zamek wrocławski.
Lecz gdy przez kilka dni przeciągali oblężenie, nie usiłując zdobyć
zamku, brat Czesław z Zakonu Kaznodziejskiego, z pochodzenia Polak,
pierwszy przeor klasztoru św. Wojciecha we Wrocławiu, który sam z braćmi
ze swojego zakonu i innymi wiernymi schronił się na zamku wrocławskim,
modlitwą ze łzami wzniesioną do Boga odparł oblężenie. Kiedy bowiem trwał
w modlitwie, ognisty słup zstąpił z nieba nad jego głową i oświetlił
niewypowiedzianie oślepiającym blaskiem całą okolicę i teren miasta
Wrocławia. Pod wpływem tego niezwykłego zjawiska serca Tatarów ogarnął
strach i osłupienie do tego stopnia, że zaniechawszy oblężenia, uciekli
raczej niż odeszli.

Nowy Mojżesz, który modlitwą obronił swój lud
Straszliwi Tatarzy, przebiegłszy Ruś oraz całą Polskę, zabijając i
paląc wszystko wzdłuż i wszerz, dotarli również na Śląsk, gdyż żadni
obrońcy nie potrafili ich zatrzymać. Oblegli Wrocław, główną twierdzę tej
ziemi. Pod naporem wroga, w obawie przed ogniem i mieczem, wrocławianie
porzucili miasto i schronili się na zamku. Nie wiedzieli nieszczęśni, co
mogłoby ich obronić. Rzeka? Tę mogli wrogowie przejść. Mury? Te umieli
Tatarzy zniszczyć ogniem. Żołnierze? Tych nie było.
Zwracają oczy na Czesława, który był wówczas w mieście, i w tym
wielkim niebezpieczeństwie życia oraz mienia błagają o pomoc. Ten, pod
wpływem nalegań, odważył się na przedziwny czyn; niby drugi Mojżesz,
który powalił Amalekitów wyciągniętym ramieniem [por. Wj 17, 11-13].
Oddał się cały modlitwom i złożył się w świętej ofierze za wszystkich. A
kiedy zstąpił na mury zamku, aby swoją piersią, którą osłaniała tarcza
wiary, bronić uciśnionych przed wrogiem, oto płomień łagodnego i kojącego
światła zstąpił na niego z nieba i otoczył w postaci kuli jego głowę.
Kulę tę natychmiast zauważyli w swoim obozie wrogowie, a ponieważ wielu
spośród nich zabiła, w obawie przed śmiercią odstąpili od oblężenia.




Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
LEGDOM06
LEGDOM09
LEGDOM04
LEGDOM20
LEGDOM17
LEGDOM02
LEGDOM05
LEGDOM03
LEGDOM22
LEGDOM07
LEGDOM21
LEGDOM01
LEGDOM10
LEGDOM27
LEGDOM12
LEGDOM26
LEGDOM16
LEGDOM23
LEGDOM19

więcej podobnych podstron