Kazanie na VI niedzielę Wielkiego Postu
A:hover {
FONT-WEIGHT: bold; COLOR: #dccd47
}
strona
główna nowości email księga gości ogłoszenia dyskusja
reklama-banery
chat
Kazania Pasyjne (cykl
II)
VI Niedziela Wielkiego
Postu – Krzyż – cierpienie i
nadzieja
„Gdy Go ukrzyżowali,
rozdzielili między siebie Jego szaty, rzucając o nie losy. I siedząc tam
Go pilnowali. A nad głową Jego umieścili napis z podaniem Jego winy: To
jest Jezus Król żydowski. Wtedy też ukrzyżowano z Nim dwóch złoczyńców:
jednego po prawej, drugiego po lewej stronie. Ci zaś, którzy przechodzili
obok, przeklinali go i potrząsali głowami mówiąc: Ty, który burzysz
przybytek i w trzech dniach odbudowujesz, wybaw sam siebie, jeśli jesteś
Synem Bożym zejdź z krzyża. Podobnie arcykapłani z uczonymi w Piśmie i
starszymi szydząc powtarzali: Innych wybawiał, siebie nie może wybawić.
Jest Królem Izraela niechże teraz zejdzie z krzyża, a uwierzymy w Niego.
Zaufał Bogu niechże Go teraz wybawi, jeśli Go miłuje. Przecież powiedział:
Jestem Synem Bożym. Tak samo lżyli Go i złoczyńcy, którzy byli z Nim
ukrzyżowani.
Od godziny szóstej
mrok ogarnął całą ziemię aż do godziny dziewiątej. Około godziny
dziewiątej Jezus zawołał donośnym głosem: Eli Eli lema sabachthani? To
znaczy, Boże mój, Boże mój czemuś mnie opuścił? Słysząc to niektórzy ze
stojących tam mówili: On Eliasza woła. Zaraz też jeden z nich pobiegł i
wziąwszy gąbkę napełnił ją octem, włożył na czcinę i dawał Mu pić. Lecz
inni mówili: Poczekaj! Zobaczymy czy przyjdzie Eliasz, aby Go wybawić. A
Jezus raz jeszcze zawołał donośnym głosem i wyzionął ducha.”
Tak wyglądały według
ewangelisty Mateusza ostatnie godziny ziemskiego życia Jezusa Chrystusa.
Trzy godziny konania w straszliwych męczarniach. Przebite ręce i nogi.
Poranione całe ciało od biczowania, głowa od cierniowej korony, brak
powietrza w płucach. I na dodatek drwiny i szyderstwa gapiów obojętnie
patrzących na śmierć. Czy można sobie wyobrazić gorszą śmierć. Może
byliśmy przy śmierci kogoś bliskiego, patrzyliśmy w jego oczy – może też
umęczone od straszliwych boleści, jakiejś strasznej choroby. Może byliśmy
w Oświęcimiu i oglądaliśmy miejsca gdzie ginęli w strasznych męczarniach
nasi rodacy. I byliśmy tym przerażeni. Ale te wszystkie cierpienia nie są
wstanie nawet w części dorównać cierpieniom Chrystusa na krzyżu.
Umierał wielki uczony,
profesor Neander, człowiek bogobojny. Na łożu śmierci majaczył. Wydawało
mu się, że jest na sali wykładowej. Nagle ocknął się, oprzytomniał i
powiedział: A teraz chodźmy do domu – i umarł. Do domu, do Ojca – oto czym
może być odejście ze świata. Tak było u Chrystusa w ostatniej godzinie i
tak powinno być w ostatniej godzinie naszego życia.
Starożytny pisarz
Plutarch napisał dzieło, które zatytułował: „Żywoty sławnych mężów” We
wstępie napisał: Kto żywoty te czytać będzie musi postawić sobie pytanie –
czy też jestem takim? Te słowa możemy – my chrześcijanie – odnieść do
siebie gdy stajemy pod krzyżem. Pytamy więc: Czy jest coś w naszym życiu
co oglądamy u Chrystusa? Czy jasno widzimy kierunek w którym rozwija się
nasze życie? Czyśmy dobrze uchwycili tę nić żywota jaką podaje
Ukrzyżowany, a która ma nas zaprowadzić do Ojca w wieczności? To ważne
pytanie! Na Golgocie widzimy nie tylko cienie, okropności cierpień i mroki
śmierci, lecz również niezwykłe blaski i jasność. Poprzez chmury i cienie
prześwieca tam słońce nowego życia.
Umierający Pan wie z
całą pewnością, że w dobrym czy złym, we wszystkim co jest jego udziałem –
należy do Ojca. Z tą świadomością kończy swoje ziemskie życie.
A my do kogo należymy?
Czy i nad naszymi głowami będzie świecić światło w naszej ostatniej
godzinie? To zależy od tego kim dla nas jest Jezus i Jego Śmierć oraz jaki
jest nasz stosunek do Niego. Komu zaufaliśmy?
Okrętem płynęła
dziewczynka, której ojciec był kapitanem statku. Nagle zerwał się
gwałtowna burza, rozległy się krzyki trwogi. Dziewczynka obudziła się i
pyta: Co się dzieje? Słyszy odpowiedź: Straszny sztorm na morzu, nie
czujesz jak kołysze statkiem? A na to dziewczynka: A czy ojciec mój jest
na pokładzie? Dowiedziawszy się że tak, położyła się spokojnie i zasnęła.
Mogła tak zareagować, gdyż jej zaufanie w stosunku do swojego ojca było
bezgraniczne.
Wielki pisarz Lew
Tołstoj zapytał raz chłopa: Co byś dziś zrobił, gdyby ci powiedziano, że
jutro zacznie się sąd ostateczny? Chłop odpowiedział: Chodziłbym dalej za
pługiem... To była chyba najlepsza odpowiedź charakteryzująca wewnętrzny
nastrój pokoju wierzącego człowieka, który żyje na co dzień z Bogiem w
stanie łaski uświęcającej.
A co my byśmy zrobili,
gdyby nam powiedziano to samo? Wielu pewnie rzuciłoby się wtedy do
konfesjonałów, aby szybko uporządkować swoje życie. Wielu sięgnęłoby do
swoich bogactw by mozolnie gromadzone przez całe życie pieniądze wydać i
zabawić się. Inni wpadliby w rozpacz, że nie zdążyli zrealizować tego co
sobie zamierzyli a niewielu uklękłoby, aby z radością i spokojem oczekiwać
tej chwili. Każdy reagowałby zgodnie z kierunkiem i wartością, jaką obrał
sobie w życiu za najważniejszą.
W starożytnej Grecji
żył mędrzec Diogenes. Opowiadają o nim, że żył w całkowitym ubóstwie.
Jedynym jego majątkiem było to, co nosił na sobie oraz drewniany kubek i
beczka w której spał. Dziś nazwalibyśmy go nędzarzem. Lecz czy on sam tak
myślał o sobie? Przeciwnie! Pewnego razu odwiedził go król Aleksander i
zapytał czy mógłby dla niego coś zrobić. Diogenes, który się właśnie
wygrzewał na słońcu odrzekł: Usuń się proszę ze słońca, bo mi je
zasłaniasz. Ubogi Diogenes nie myślał, że mógłby czegoś potrzebować od
jednego z najpotężniejszych władców świata. Czuł się bogaty i był w swoim
rodzaju bogatszy a nizeli król. Był mądry.
A co jest moją
mądrością: Bóg wzywający mnie do wiecznego życia w szczęściu z Nim czy
złudne bogactwa tego świata i grzechy, które proponuje mi szatan razem z
życiem wiecznym ale z nim?
Stoimy dziś pod
krzyżem na którym umiera Chrystus. Ale na tym krzyżu powinien znajdować
się każdy z nas za swoje grzechy. On przyjął na siebie karę za nasze
grzechy. Moje, twoje, innych – nasze! Czy więc godzi się w obliczu Jego
męki lekceważyć grzechy? To przecież my przez grzechy jesteśmy sprawcami
jego męki. Pięknie to wyraził poeyta w swojej modlitwie do Chrystusa:
„Ja w dłoni miałem
młot! I gwóźdź po gwoździu
Wpijał się w Twoje
dłonie i żyły rozdzierał –
Wlałem ogień w Twoje
ciało i łamałem kości,
Byś płonący
cierpieniem na krzyżu umierał.
Co dzień pierś Twoją
darłem, łamałem golenie,
I octem z żółcią Twoje
cieszyłem pragnienie
To ja śledziłem, jak
twarz Twoja dogorywa...
I wiecznie gwóźdź mój
ciało skrwawione rozdziera,
I włócznia moja piersi
zsiniałe rozrywa –
I wiecznie pod ciosami
moimi umierasz.”
Czy więc godzi się w
obliczu Jego męki lekceważyć nasze grzechy?
Ks.
Piotr Kufliński
Wyszukiwarka
Podobne podstrony:
Kazanie Pasyjne 3 BKazanie Pasyjne 4 BKazanie Pasyjne 5 BBBKazanie Pasyjne 3Kazanie Pasyjne 6 BBKazanie Pasyjne 4 BBKazanie Pasyjne 3 BBkazanie pasyjneKazanie Pasyjne 5 BBKazanie Pasyjne 5 BKazanie na święto Matki Bożej Gromnicznejwięcej podobnych podstron