Kazanie Pasyjne 4 BB




Kazanie




A:hover {
FONT-WEIGHT: bold; COLOR: #dccd47
}








strona
główna nowości  
email  księga gości      ogłoszenia    reklama-banery
chat zasponsoruj




Kazania Pasyjne
(cykl III)
 
IV Niedziela
Wielkiego Postu – Grzech – upadek?
„Gdy Go
wyprowadzili, zatrzymali niejakiego Szymona z Syreny, który wracał z pola
i włożyli na niego krzyż, aby go niósł za Jezusem. A szło za Nim mnóstwo
ludu, także kobiet, które zawodziły i płakały nad Nim. Lecz Jezus zwrócił
się do nich i rzekł: Córki jerozolimskie, nie płaczcie nade mną; płaczcie
raczej nad sobą i nad waszymi dziećmi! Oto bowiem przyjdą dni, kiedy mówić
będą: Szczęśliwe niepłodne łona, które nie rodziły i piersi, które nie
karmiły. Wtedy zaczną wołać do gór: Padnijcie na nas; a do pagórków:
Przykryjcie nas! Bo jeśli z zielonym drzewem to czynią, cóż stanie się z
suchym?” (Łk 23,26-31)
Męka naszego
Zbawiciela wkracza w decydującą fazę. Pozostało jeszcze – bagatela –
zanieść belkę krzyża na miejsce straceń – Golgotę – pozwolić się przybić i
umrzeć na krzyżu.
Droga z
pretoriom Piłata na Golgotę mogła liczyć około 600 – 700 metrów i mogła
trwać w wypadku Jezusa około pół godziny ze względu na skrajne wyczerpanie
skazańca. Świadczy o tym fakt, że żołnierze w „trosce” o to by skazaniec
doszedł żywy przydzielają Mu do pomocy przygodnie spotkanego człowieka –
Szymona z Syreny. Co działo się po drodze przekazuje nam tradycja
chrześcijańska notując trzy upadki Jezusa. A może było ich więcej?
Spotkanie z Matką; bohaterski czyn Weroniki, która podbiega, aby otrzeć
twarz Jezusowi; i chwilę odpoczynku, którą dają Mu żołnierze bojąc się by
im nie umarł po drodze. To właśnie wtedy Jezus zwraca się do zawodzących
płaczem kobiet, że nie chce ich łez nad swoim cierpieniem, a wolałby
bardziej, aby płakały nad sobą i swoimi dziećmi. Nawet w takim momencie
Chrystus myśli raczej o innych niż o sobie i swoim bólu. Myśli o nas
wszystkich, którzy możemy Jego wysiłek zmarnować i zaprzepaścić. A mogą to
zrobić nasze grzechy.
Dzisiejszy
człowiek nie lubi słyszeć tego słowa – grzech. Cóż to za anachronizm!
Przeżytek! Ciemnota! Jaki grzech? To było w średniowieczu, ale dziś? I
tego chyba Chrystus najbardziej się obawiał! Odrzucając pojęcie grzechu i
jego istnienie, odrzucimy też sensowność całej drogi krzyżowej i śmierci
Boga za nas. A jeśli już uznaję grzech, to tylko u innych ale nie u
siebie.
„Mogę Panie
litować się nad Twoimi cierpieniami i nad cierpieniem świata.
Ale płakać nad
własnymi grzechami to inna sprawa.
Lubię także
lamentować nad grzechami innych.
To
łatwiej.
Na tym się
dobrze znam: codziennie cały świat defiluje przed moim
trybunałem.


Znalazłem
już winnych: polityka, ekonomia, nory mieszkaniowe, alkohol, kino,
praca, ludzie, którzy nic nie robią, proboszczowie, którzy nic nie
rozumieją, chrześcijanie.
I wielu innych,
Panie, wielu innych!
W sumie prawie
cały świat – oprócz mnie.
Panie, naucz
mnie, żem grzesznik!”
Grzech może
bardzo zmienić człowieka. Zmienić jego serce. Kiedyś przyszedł do
spowiedzi człowiek, który tłumaczył swoje złe postępowanie tym, że
przecież inaczej nie może, bo teraz są takie czasy. On musi pracować,
nawet w niedzielę, i nie ma czasu dla Pana Boga. Był zdziwiony, a nawet
oburzony, że ksiądz taki tępy i nie może tego zrozumieć. Usłyszał wtedy
odpowiedź: „Nawet, jeśli ja zrozumiem, to czy Bóg to zrozumie! Przecież to
On wyda ostateczny werdykt w tej sprawie!”
Grzech tak
bardzo zmienia człowieka, że można to nawet zobaczyć na jego twarzy.
Sławny malarz włoski Leonardo da Vinci chciał w młodości namalować głowę
anioła i szukał wzoru – modela. U swoich znajomych znalazł dziecko,
którego twarz, jasne włosy i niebieskie oczy nadawały się znakomicie, aby
je utrwalić na płótnie. Tak powstał jeden z najpiękniejszych obrazów
anioła. Gdy się da Vinci zestarzał, zapragnął namalować obraz
przedstawiający Wieczerzę Pańską. Malował go przez szereg lat. I oto, aby
namalować twarz Judasza, trzeba mu było znowu odpowiedniego modela. Szukał
go długo w zaułkach miasta, w spelunkach – i nie mógł znaleźć. Aż wreszcie
natknął się na człowieka w łachmanach, którego twarz naznaczona występkiem
i grzechem wydała mu się stosowna. Przyprowadził go do swojej pracowni i
tam się okazało, że ów upadły człowiek służył malarzowi niegdyś jako model
owego anioła, którego malował w młodości. Tak bardzo grzech potrafi
zmienić człowieka, że nawet zeszpeci jego twarz.
Św. Dominik
Savio miał takie hasło swojego życia „Raczej umrzeć niż zgrzeszyć”. A my?
Jaki jest nasz stosunek do grzechu? Skoro potrafimy się targować przy
konfesjonale jak przekupnie, że to, co zrobiliśmy nie jest grzechem, a
przynajmniej nie takim wielkim…
Izraelici w
Starym Testamencie rozumowali tak: za grzech należy się człowiekowi
śmierć, bo obraził Boga i tylko Jego miłosierdzie sprawia, że Bóg nie
domaga się takiej kary dla człowieka. Może on zamiast swojego życia złożyć
Bogu w ofierze zwierzę.
Dzięki temu, że
Chrystus umarł na krzyżu za nasze grzechy, możemy mieć Jego siłę, aby
powstać nawet z największego upadku i iść przez życie dalej, lepiej i
piękniej. Ale czy my tak właśnie chcemy?
Niemiecki pisarz
Ludwik Ganghofer opowiada, że zwiedzał przed I wojną światową domki
mieszkalne robotników hut szkła w Czechach. Wyrabiali oni szklane ozdoby i
zabawki. Uderzyło go gustowne i piękne urządzenie mieszkań: jasne okna,
białe firanki, lśniące zwierciadła, obrazy, dywany, błyszczące meble.
Zaskoczony tym widokiem pisarz zapytał: „Skąd się to bierze, że właśnie
wy, robotnicy hut szkła, macie tak cudownie urządzone mieszkania, że w
waszych domach jest tyle blasku, jasności, czystości i piękna?” Na to
usłyszał odpowiedź: „Żyjemy niedługo. Nasz zawód spala nam stosunkowo
prędko płuca. Rzadko który z nas przekracza czterdziestkę. Dlatego staramy
się uczynić nasze życie czyste i piękne. Trzymać z daleka wszelki bród,
pospolitość wszystko, co źle nastraja i zatruwa życie”.
Oni w taki
właśnie sposób chcieli to swoje krótsze niż innych ludzi życie uczynić
przez te drobiazgi bardziej radosnym. Największą jednak radość może
człowiekowi sprawić to, iż wie, że Bóg jest jego przyjacielem. A to jest
możliwe tylko wtedy, gdy człowiek uzna, że jest na świecie grzech. Również
w nim samym. I będzie robił wszystko, aby się go pozbyć.
Ale my jesteśmy
w życiu zajęci bardziej czymś innym. Może nawet tym, by urządzić sobie na
ziemi to nasze mieszkanie jak najpiękniej – tak jak ci hutnicy. A Bóg
gdzieś tam na końcu wszystkich naszych spraw. Tymczasem to my jesteśmy
świątynią Boga jak mówi św. Paweł i o ten dom powinniśmy dbać w pierwszej
kolejności.
„A szło za Nim
mnóstwo ludu” – powiada ewangelista. I my za Nim idziemy, bo przyszliśmy
tu właśnie za Nim do tej świątyni. Może ronimy gdzieś w duszy łzy nad Jego
cierpieniem, ale nic nie rozumiemy, tak jak spotkane na drodze krzyżowej
przez Jezusa kobiety. To nie o płacz nad Jezusem chodzi! Podobnie jak nie
o to, byśmy rozeszli się do domów w przeświadczeniu, że zrobiliśmy coś
wielkiego, bo przyszliśmy na Gorzkie Żale a przecież mogliśmy nie przyjść.
Tylu innych nie przyszło. A więc my ponieważ przyszliśmy jesteśmy lepsi. O
nie! To jest największy grzech! Grzech pychy, od którego początek biorą
wszystkie inne.
My musimy dziś
zapłakać nad sobą – tak jak radzi Chrystus. A zapłakać nad sobą to znaczy
paść na kolana przed kratką konfesjonału. Ale z takim prawdziwym żalem!
Którym się nie usprawiedliwiam ale oskarżam i chcę żyć inaczej. A potem
powstać, by nie być dalej suchym drzewem, lecz zielonym – jak mówi
Chrystus. Potraktujmy spowiedź św. nie jako odprawienie jakiegoś obrzędu,
ale jako prawdziwe nawrócenie. I nie bójmy się jej! Nikt, nawet największy
grzesznik nie powinien bać się Boga i Jego łaski! Chyba, że chce sobie
zadrwić z Niego. Wtedy lepiej się nie zbliżaj człowieku, bo On nie pozwoli
drwić z siebie bezkarnie.
Niezdecydowanym
zaś mówi:
„Moje dziecko,
jestem przy tobie,
Nie opuściłem
cię.
Jakże mało masz
wiary!
Jesteś za bardzo
pyszny,
Wciąż liczysz na
siebie.


Jeżeli przez
wszystkie pokusy chcesz przejść bez upadku, bez słabnięcia, spokojny,
pogodny.
To trzeba byś
oddał się w moje ręce
Trzeba byś
uznał, że jeszcze nie jesteś dojrzały, jeszcze nie dość silny.
Trzeba byś
zgodził się na kierowanie sobą,
Jak
dziecko
Jak moje jedyne
dzieciątko.
Więc podaj mi
rękę i nie bój się niczego.
Jeżeli będzie
błoto, poniosę cię w mych ramionach
Ale trzeba,
żebyś się stał malutki, maleńki
Bo tylko małe
dzieci Ojciec nosi.”
Opracował ks.
Piotr Kufliński
 

 


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Kazanie Pasyjne 6 BB
Kazanie Pasyjne 3 BB
Kazanie Pasyjne 5 BB
Kazanie Pasyjne 3 B
Kazanie Pasyjne 4 B
Kazanie Pasyjne 5 BBB
Kazanie Pasyjne 3
kazanie pasyjne
Kazanie Pasyjne 6 B
Kazanie Pasyjne 5 B
Kazanie na 5 Niedziele Zwykłą BB
Kazanie na 8 Niedziele Zwykłą BB

więcej podobnych podstron