Kazanie na III niedzielę Wielkiego Postu
A:hover {
FONT-WEIGHT: bold; COLOR: #dccd47
}
strona
główna nowości email księga gości ogłoszenia dyskusja
reklama-banery
chat
Kazania Pasyjne (cykl
II)
III Niedziela
Wielkiego Postu – Upadek –
bezsilność
W pewnym towarzystwie
toczyła się rozmowa na bardzo ciekawy temat – jaki może być dla człowieka
najboleśniejszy widok. Jak to bywa w podobnych wypadkach wypowiadano różne
zdania. Jedni sądzili, że najboleśniejszy widok to rozbicie i rozkład
małżeństwa i rodzinnego życia; drudzy, że to widok człowieka, którego
umysł zaczyna się zaciemniać i który zaczyna pogrążać się w chorobie
umysłowej; inni byli zdania, że jest nim jakaś ciężka choroba; jeszcze
inni wymieniali inne przykłady i okropności. W towarzystwie tym znajdował
się dwudziestoletnia dziewczyna. Przysłuchiwała się jakiś czas rozmowie w
milczeniu, aż w pewnej chwili rzekła: „Sądzę, że najboleśniejszy jest
widok kochanego człowieka, który się zapomniał i stacza się na dno”. Jej
słowa zrobiły na obecnych głębokie wrażenie. Są takie upadki moralne,
które doprowadzają człowieka do upodlenia, na samo dno życia. Upadek!
Tradycja
chrześcijańska przekazuje nam wiadomość, że Chrystus Pan idąc z pałacu
Piłata na Golgotę – miejsce straceń skazańców – i niosąc na ramionach
ciężką belkę krzyża, po drodze bardzo boleśnie upadał.
W drodze krzyżowej
przeżywamy z Chrystusem trzy Jego upadki. Ewangelie nic o nich nie mówią,
lecz Całun Turyński, który w ostatnich latach jest przedmiotem
szczegółowych badań, zdaje się wskazywać na słuszność tradycji
chrześcijańskiej. Są tam bowiem „zanotowane” straszne rany na twarzy i
kolanach pochodzące właśnie od upadków. Ile ich było naprawdę – nie
wiemy.
„Panie już dłużej
nie możesz wytrzymaćI znowu jesteś na ziemi. Tym
razem nie tylko z powodu ciężaru krzyża, ale dlatego, że zwiększyło
się zmęczenieznużenie.Tak to długie cierpienie usypia
wolę.Moje grzechy Panie są straszliwymi usypiaczami
sumienia.Bardzo szybko przyzwyczajam się do złaBrak
szlachetności tuNiewierność tamZwykła nieostrożność ówdzieI
mój wzrok zaciemnia się, już nie widzę przeszkódjuż nie widzę
bliźnich na mej drodzeI moje uszy zamykają się, nie słyszę już skarg
ludzkich.I znów jestem na ziemi, na nizinie, z dala od
drogiktórąś mi nakreślił.
Tak pisze o upadku
Chrystusa i naszych upadkach Michel Quoist. Chrystus upadł z wyczerpania,
zmęczenia, ciężaru krzyża, ale właściwą istotą Jego upadków są nasze
grzechy, nasze upadki. A my upadamy w grzech z rozmaitych powodów:
lenistwa, zniechęcenia , z lekceważenia, bezmyślności, braku
odpowiedzialności i wielu jeszcze innych. Jakże te nasze powody wydają się
nędzne wobec powodów Chrystusa. A jednak tylko takimi – jeśli się szczerze
uderzymy w piersi – możemy się przed Bogiem tłumaczyć.
Stare podania greckie
znały opowiadanie o legendarnym królu Koryntu Syzyfie, który za swoje
ciężkie przestępstwa został skazany na okrutną karę. Kazano mu mianowicie
w zaświatach toczyć ciężki głaz na wysoką górę. Wśród największego
wysiłku, zlany potem pchał Syzyf na szczyt góry głaz. A gdy miał już
szczytu dosięgnąć, głaz wyślizgiwał mu się z rąk, staczał w dolinę i Syzyf
musiał całą pracę zaczynać na nowo.
Czy nie bywamy nieraz
podobni do owego Syzyfa? Wśród wysiłków pniemy się mozolnie w górę ku
Bogu. I zdaje się nam nieraz żeśmy się wznieśli wysoko, że nam starczy sił
aby tam dotrzeć, a nagle spostrzegamy, iż znaleźliśmy się – na wskutek
jednej chwili nieuwagi lub słabości – z powrotem na dole, i że trzeba
wspinanie się rozpocząć od nowa.
Może chcielibyśmy
wykorzystać jednak ten obraz, aby się usprawiedliwić przed Bogiem, że tak
jak Syzyfowi nie udaje się ciągle wtoczyć tego głazu na szczyt, tak samo
nie udaje się wejść bo to niemożliwe! Nie możemy oderwać się od grzechów,
do których przywykliśmy. Gdyby tak było, to nie mielibyśmy tak licznych
szeregów świętych, którym nie tylko to się udało, ale udało się wejść w
pięknym stylu. A byli to różni ludzie: młodzi i starzy; żyjący w
klasztorach i w normalnym życiu jak nasze; wykształceni i prości. A więc
jest to możliwe! Czegóż nam zatem brakuje, że nie możemy tego
osiągnąć?
„Dalej mówił do nich:
Ktoś z was mając przyjaciela pójdzie do niego o północy i powie mu:
Przyjacielu użycz mi trzy chleby bo mój przyjaciel przybył do mnie z
drogi, a nie mam co mu podać. Lecz tamten odpowie z zewnątrz: Nie
naprzykrzaj mi się! Drzwi są już zamknięte i moje dzieci leżą ze mną w
łóżku. Nie mogę wstać i dać tobie. Mówię wam: choćby nie wstał i nie dał z
tego powodu, że jest jego przyjacielem, to z powodu jego natręctwa wstanie
i da mu ile potrzebuje.”
Tego właśnie nam
brakuje: wytrwałości! Zbyt szybko się zniechęcamy i mówimy, że to
niemożliwe. Od jednego przyłożenia siekiery nie można powalić potężnego
dębu, ale to wcale nie znaczy, że jest to niemożliwe.
Nasz wieszcz narodowy
Adam Mickiewicz powiada: „ze słabością łamać uczmy się za młodu”, a wielki
przywódca Indii Mahatma Gandhi wyznał w sędziwym już wieku, że nie zdołał
jeszcze uwolnić się całkowicie od różnych żądz tego świata.
A nam się wydaje, że
jak raz nam coś nie wyjdzie, to nie warto już drugi raz brać się do tego
samego. Popatrzmy na Chrystusa, z jakim uporem i wytrwałością mimo upadków
po drodze dąży do celu – na Golgotę. Uczmy się tej wytrwałości od
Niego.
Jeszcze nie tak dawno
na naszych drogach stawiano w pewnych miejscowościach zapory, przy których
pobierano opłaty drogowe nazywane mytem. Ci co je pobierali – celnicy –
chronili się nocą w budkach, w których mieli przygotowane posłanie, żeby
mogli się przespać. Zawód ten pełnili ludzie przeważnie starsi, którzy
zmęczeni, nocą przeważnie spali. Pewnej nocy chciał ktoś przejechać drogą
i zaczął budzić strażnika, żeby podniósł zaporę. Strażnik odpowiedział:
Już idę, ale nie wyszedł. Woźnica puka ponownie do drzwi i znowu słyszy:
Już idę, ale i tym razem nikt nie wyszedł. Zniecierpliwiony woźnica chce
tym razem drzwi wyważyć, ale w tym momencie wychodzi celnik i tłumaczy
się: – Zmęczony jestem i przyzwyczajony do kołatania do drzwi. Gdy ktoś
puka nie budzę się, lecz mówię we śnie: Już idę, ale śpię dalej...
Wielu z nas jest
podobnych do tego celnika. Słyszymy wezwanie, nakazy i upomnienia Jezusa,
ale nasze grzechy tak uśpiły naszą czujność iż jakby we śnie odpowiadamy
Bogu: Już idę, jednak do czynu nie dochodzi.
Wielki Post jest
właśnie czasem, w którym mamy się obudzić ze snu w grzechu, usłyszeć
Jezusa, przejąć się tym i zacząć realizować – nawet, gdyby nam to z
początku nie wychodziło. Czy nadal pozostaniemy głusi na głos Chrystusa
upadającego za nasze grzechy pod krzyżem.
Ks. Piotr
Kufliński
Wyszukiwarka
Podobne podstrony:
Kazanie Pasyjne 4 BKazanie Pasyjne 5 BBBKazanie Pasyjne 3Kazanie Pasyjne 6 BBKazanie Pasyjne 4 BBKazanie Pasyjne 3 BBkazanie pasyjneKazanie Pasyjne 5 BBKazanie Pasyjne 6 BKazanie Pasyjne 5 BKazanie na święto Matki Bożej Gromnicznejwięcej podobnych podstron