Może Tomasz Burek entuzjazmować, a może też nieźle zdenerwować. W końcu stawia on „Dolinę Nicości” w jednym szeregu
z „Weselem” i „Przedwiośniem”, a jej autora Bronisława Wildsteina
- z Wyspiańskim, Żeromskim, Berentem, Brzozowskim, Witkacym czy Kadenem. Choć oceny Burka [1.] mogą razić - in plus bądź in minus - [2.+3.] zwłaszcza, gdy dotyczą one literatury, która idzie pod rękę z publicystyczną oceną historii najnowszej Polski, zasługują jednak na uwagę. Choćby ze względu na [4.+5.] rozmach eseistycznego spojrzenia
Tomasz Burek, [6.] rocznik 38, krytyk literacki,
w „Niewybaczalnych sentymentach” zebrał - i na nowo ułożył
- szkice, które publikował [7.] na przestrzeni kilku dziesięcioleci (te
z ostatnich lat głównie w prasie prawicowej). Takie teksty - jak te
z lat 60. i 70. - rzadko się dziś pisze i rzadko się czyta. To lektura bardziej dla koneserów. Widać w tej książce, jak zmienił się sposób pisania publicystyki. Teksty nowsze są krótsze, ale [8.] wymuszona na autorze dyscyplina nierzadko działa na jego korzyść.
[9.+10.] Zbiór esejów otwiera szkic o literackich powrotach do [11.] powstania styczniowego 1863 r.. [12.+13.] Te eseje krytycz-
no-literackie pomagają wniknąć w historię, by zrozumieć jej sens,
a także samych autorów, o których wiemy, że są wielcy, [14.+15.] ale nie zawsze wiemy, dlaczego?
[16.] Tym natomiast, co nadaje sens literaturze, jest według Burka pamięć narodu; [17.] ta sama, jaka z salonu egotystów czyni świadomą swej tożsamości inteligencję polską. Czy nie jest jednak pretensjonalne, że za wyznacznik wartości literatury [18.] obiera fakt, że stawia ona
w centrum czytelniczej uwagi tę rzecz niebłahą, którą nazywamy Polską?
I czy to wystarczy, by już dziś [19.] ustawiać Widlsteina w literackim panteonie?