Totalny Fikoł - bajka enneagramowa
za Schodami do Nieba:
http://www.schodamidonieb...swoje&Itemid=54
Z brewiarza zmiany, cz. 2
Krzysztof Wirpsza
ENNEAGRAM - potężna mapa osobistej zmiany, wykorzystywana w coachingu i szkoleniach na całym świecie. Podobno wywodzi się z bardzo starej tradycji Sufich. Enneagram dzieli ludzi na dziewięć podstawowych typów osobowości, którym tradycyjnie przypisano dziewięć zwierząt. Poznanie własnego zwierzęcia jest kluczem do przemiany, jaka może zajść w życiu człowieka. Jakie jest Twoje Zwierzę i jak ma wyglądać przemiana? W ustaleniu tego pomoże niniejsza bajka...
Było sobie raz dziewięcioro zwierząt. Przybyły one do lasu po cudowny klejnot, leżący na dnie jeziora. Ale żadne z nich nie potrafiło go zdobyć i dziwiły się dlaczego.
Mrówka próbowała zdobyć klejnot ciężką pracą i godną podziwu dokładnością. Latami czerpała liściem krople wody z jeziora, aż osuszyła jezioro zupełnie. Jednak gdy tego dokonała, była tak zmęczona, że nie pragnęła właściwie niczego - stała tylko i gapiła się tępo w muł.
Pies na początku też miał dużo entuzjazmu. Potem bobry poprosiły go, żeby im pomógł wyciągać z dna jeziora puszki po konserwach. Tego samego dnia odciążył jeszcze kunę w wywożeniu zeschłych liści na kompost, zorganizował bal charytatywny na rzecz bezdomnych norek i udzielał żubrowi korepetycji z hiszpańskiego. O klejnocie całkiem zapomniał, zbyt był zajęty dobrocią dla innych.
Paw obawiał się, że mieszkańcy lasu, pochłonięci szukaniem klejnotu, przestaną Jego, Pawia, podziwiać. Rozłożył ogromny ogon i napuszył się znacznie, twierdząc, że to on sam ma tutaj najwyższą wartość. Jednak choć ogon pawia był piękny, zwierzęta intuicyjnie czuły, że klejnot, który spoczywał na dnie jeziora, jest w istocie bez porównania bardziej wspaniały.
Na przykład Kot. Ten dobrze znał wartość klejnotu. Długo i żałośnie zawodził pieśni o jego urodzie oraz o dniach kiedy, jak twierdził, klejnot był jego wyłączną własnością. Ostatecznie powodowany rozpaczą dał desperackiego susa z gałęzi w głębinę. Może chciał ukrócić w ten sposób swe cierpienie, a może liczył, że jakimś cudem wyłowi z dna swój skarb. Jednak nie umiał pływać, i utonął.
Sowa była roztropniejsza - opracowała chytry plan złowienia klejnotu na wędkę. Plan miał słaby punkt. Okazało się, że do łapania na wędkę kamieni zwykły haczyk nie całkiem się nadaje i Sowa swój pomysł musiała gruntownie przemyśleć. Myślała i myślała, zapisując na kartce kolejne teoretyczne rozwiązania, a międzyczasie czas płynął, a klejnot spoczywał na dnie jeziora nietknięty.
Zając był czujny i nieufny. Przeprowadził mnóstwo wywiadów i wydał książkę pod tytułem "Metody wydobywania klejnotów z dna jezior i dlaczego żadna z nich nie działa". Książka okazała się bestsellerem, jednak żadnej z obecnych tam strategii Zając nie wypróbował, ze zrozumiałej przyczyny - w żadną z nich nie wierzył.
Małpa - ona jedna wiedziała, że nie ma rzeczy niemożliwych. Wykradła klejnot nocą, za pomocą sprytnego elektromagnesu, skleconego z dwóch skórek od banana i latarki. Jednakże gdy to robiła, z zaaferowania potknęła się o własny ogon i klejnot z powrotem wpadł w odmęty.
Nosorożec był bardzo duży i silny. Wskoczył do jeziora i za jednym zamachem wychlapał z niego całą wodę pozostawiając jedynie suchą nieckę. Niestety fala była tak mocna, że razem z nią został wychlapany także klejnot, który niestety zaginął potem w niewyjaśnionych okolicznościach.
Pozostał jeszcze prastary mieszkaniec jeziora - Wieloryb. Wieloryb od początku twierdził, że jest prawowitym właścicielem klejnotu, choć go, Bogiem a prawdą, nigdy na oczy nie widział. Być może należy winić o to wysokie zamulenie wody rejonach przydennych, gdzie żerował? Tak czy owak, Wieloryb snuł marzenia co to będzie, gdy kiedyś wreszcie odnajdzie upragniony skarb. I póki co, na marzeniach się kończyło.
Pewnego dnia, dziewięć zwierząt rozczarowanych swoimi niepowodzeniami udało się do Bajmistrza, z prośbą o radę. Bajmistrz przyjrzał się im wszystkim po kolei, po czym nauczył je praktycznej umiejętności zwanej Totalnym Fikołem.
- Każde z was ma talent. - powiedział. - Nie wykorzystujecie go jednak w sposób właściwy, ale trwonicie. Gdybyście nauczyły się właściwie korzystać z mocy, wówczas wydobyłybyście kamień bez problemu. Oznacza to jednak działanie wynikające z miłości, w miejsce działania obarczonego lękiem."
I tu Bajmistrz pouczył Mrówkę:
"Masz talent do pracy. Gdybyś jednak zamiast harować w pocie czoła, otworzyła się z ufnością na świat - inni pomogliby ci, nawet nie wiesz jak i kiedy"
Usłyszawszy to, Mrówka zorganizowała party, na które zaprosiła swoich przyjaciół. Bawili się świetnie, a że była ciepła noc, rozpalili pod drzewem ognisko, pili wino i do późna opowiadali dowcipy. Potem Okoń rzucił hasło, żeby iść na pomost. Poszli i długo tam jeszcze siedzieli gapiąc się na księżyc. "Marzę o zdobyciu klejnotu, który leży na dnie", szepnęła kompletnie zamroczona Mrówka, przytulając się do Okonia. Okoń pocałował ją, wskoczył do wody i wyłowił z dna Klejnot. A potem się Mrówce oświadczył.
A wtedy Bajmistrz pouczył Psa:
"Masz niezwykły dar stymulowania energii. Gdybyś jednak zamiast wielkim nakładem środków zasilać swą energią cudze sprawy, zajął się szukaniem klejnotu, i gdybyś go znalazł - wówczas zainspirowałbyś wszystkich znacznie bardziej"
Wówczas Pies szczekając głośno i rozchlapując łapami wodę popłynął na środek jeziora. Zanurkował i po chwili, ku zdumieniu pozostałych, wypłynął na powierzchnię z klejnotem w pysku. Następnie wrócił na brzeg, położył klejnot na trawie i z dumą otrząsnął sierść z wody, tak, że dosłownie wszyscy byli mokrzy. A potem zwierzęta długo jeszcze podziwiały klejnot i grzały się w jego ciepłym świetle.
I tu Bajmistrz pouczył Pawia:
"Potrafisz zachwycać, a to bardzo cenna umiejętność. Gdybyś jednak nie poświęcał tyle czasu i wysiłku aby skupiać uwagę innych na wrażeniu jakie wywierasz, a zamiast tego - umiejętnie skierował tę uwagę na klejnot, już dawno by go wyłowiono i nie potrzebowałbyś wcale się trudzić"
Na te słowa Paw zawołał: "Do dzieła, wszyscy!" I zwierzęta rzuciły się raźno do współpracy. Klejnot wydobyto, i odtąd mieszkańcy lasu mogli na równi kąpać się w jego blasku i nikt nie czuł się poszkodowany.
A wtedy Bajmistrz pouczył Kota:
"Potrafisz bardzo mocno pragnąć. Gdybyś jednak zamiast cierpieć bezowocnie i ulegać bez końca nierealnym fantazjom, wziął się do systematycznej pracy - własnymi siłami zaspokoiłbyś pragnienie i odzyskałbyś klejnot, nie trwoniąc życia."
Kot słysząc to, przystąpił do samodzielnego budowania łodzi podwodnej. Pracował dniem i nocą, uśmiechając się pod wąsem czule, z wielkiej sympatii dla swego dzieła. Dzień po dniu rósł na brzegu pękaty kadłub, a mieszkańcy lasu dosłownie nie mogli wyjść z podziwu, nad skrzętnością i dokładnością Kota. Gdy łódź była już prawie gotowa, Kot, za pomocą koniuszka własnego ogona, delikatnie posmarował wszystkie deski pszczelim woskiem. Potem zaś wszedł po trapie na pokład, przełożył dźwignię do pozycji "pełne zanurzenie" i wydobył z dna jeziora klejnot, jak gdyby nigdy nic.
Następnie Bajmistrz pouczył Sowę:
"Zgromadziłaś wielką wiedzę. Gdybyś jednak skupiła się bardziej na przeżywaniu życia, niż na rozmyślaniu o jego zagadkach, twoja wiedza dałaby znacznie szybsze i bardziej konkretne rezultaty"
Wkrótce potem, Sowa wystartowała w zawodach motocyklowych i zdobyła w nich pierwszą nagrodę. Za zarobione pieniądze kupiła sobie landrovera i wyruszyła w nim na rajd po Saharze. Znów zwyciężyła i zgarnęła kasę. Potem jeszcze nauczyła się tańczyć flamenco, i zapisała na warsztaty samoobrony, a wreszcie zrobiła kurs płetwonurków i zatrudniła się przy obsłudze platformy wiertniczej. Niedługo potem, przejeżdżając przypadkiem przez las, założyła się z kumplami, że zanurkuje i wyłowi klejnot. I oczywiście udało się jej to.
Wtedy też Bajmistrz pouczył Zająca:
"Twoim talentem są roztropność i umiejętność zadawania pytań. Gdybyś jednak wykorzystał je do podążania za raz obranym celem, zamiast do szukania dziur w całym i krytykowania wszystkich dookoła, uzyskałbyś prawdziwy spokój i pewność.
Na te słowa Zając zaczął kopać w ziemi jamę. Zwierzęta zgromadziły się zaciekawione nieopodal, pytając go, co też robi. Gdy twierdził, że chce podkopać się pod dno jeziora, uśmiechały się między sobą i nie chciały wierzyć. Nikt w lesie nigdy jeszcze nie wykopał tak głębokiej jamy. Pomimo to, Zając kopał i kopał, aż znalazł się pod jeziorem, dokładnie poniżej miejsca gdzie spoczywał klejnot. A wtedy wypłynął przez specjalną klapę, schował klejnot do kieszeni i wrócił korytarzem na górę. Zanim zniknął w krzakach, puścił jeszcze do osłupiałych zwierząt oko.
A następnie Bajmistrz pouczył Małpę:
"Potrafisz stosować sprytne sztuczki. Gdybyś jednak zamiast gonić za błyskotkami, zrozumiała, że już masz wszystko co potrzebne, bo wszystko jest w Tobie - byłabyś o wiele szczęśliwsza."
I wtedy Małpa zatrzymała się w biegu i usiadła pod drzewem. Siedziała tak i siedziała, a wkrótce przeszła jej wszelka ochota na podrygi i skoki. Ze śmiechem mistrza zen kopnęła dziurawy garnek, z którego, ku jej zdumieniu, wypadł długo poszukiwany klejnot.
I Bajmistrz pouczył Nosorożca:
"Jesteś bardzo potężny, tak potężny, że drży przed tobą cała ziemia. Jednak gdybyś użył swojej potęgi nie do walki o swoje, a do umacniania innych, twoja siła dałaby ci o wiele większą radość."
Nosorożec, słysząc te słowa, poszedł pomóc wiewiórkom rozgniatać orzechy. Potem wspólnie z bobrami taszczył ścięte gałęzie na żeremie i wreszcie z posłużył młodym małpkom jako zjeżdżalnia. A gdy pod koniec dnia, ścigał się z wydrą przez jezioro, stwierdził ze zdziwieniem, że zamiast płynąć, biegnie po dnie. Oczywiście, był zbyt ciężki, by płynąć. I wtedy nagle, zupełnie niespodziewanie, w gąszczu wodorostów dostrzegł klejnot.
A na końcu Bajmistrz pouczył Wieloryba:
"Masz dar snucia odważnych marzeń. Jednak gdybyś wcielił te marzenia w czyn, zamiast jedynie o nich marzyć, klejnot mógłby znaleźć się w twoim własnym domu, na twoim stole, zamiast błyszczeć gdzieś z dala, w odmętach."
I wtedy Wieloryb wyszedł na ląd i zbudował tam swój wymarzony Lodowy Hotel. Wodę do sporządzania lodowych bloków pobierał oczywiście z jeziora, za pomocą własnych fiszbinów i wielorybiej tryskawki. Z czasem wzbogacił się na odwiedzających hotel obcokrajowcach, zaczął bywać w towarzystwie i pojął za żonę zgrabną, młodą Koszatkę. A pewnego dnia, w czasie pracy, na jego fiszbinach zupełnie niespodziewanie odcedził się upragniony skarb.
I w ten sposób każde z dziewięciorga zwierząt odebrało swoją własną instrukcję wykonania Totalnego Fikoła.
A nawiasem mówiąc - każde z tych zwierząt znajduje się w Tobie. I jest też wśród nich jedno zwierzę najważniejsze, jedno z dziewięciu. To ono udziela ci pierwszej lekcji w całym Elementarzu. A więc - od czego zaczyna się twój Elementarz i co to jest za zwierzę?
Czy jest to Mrówka, która zamiast sama zaharowywać się na śmierć, powinna raczej wyluzować się i odnaleźć wsparcie w innych?
Czy jest to Pies, który zamiast w pocie czoła pomagać wszystkim i potem złościć, się, że go wykorzystano, powinien zająć się rozwijaniem własnej błyskotliwości i talentów?
Czy jest to Paw, który zamiast skupiać uwagę na sobie, powinien zainspirować innych w dążeniu do wspólnego celu?
Czy może jest to Kot, który zamiast pragnąć tragicznie i cierpieć bezowocnie, mógłby wytrwałym wysiłkiem zapracować na nagrodę?
A może chodzi tu o Sowę, która zamiast tworzyć kolejne teorie, powinna podjąć wyzwania z jakich składa się życie?
Czy też może mamy do czynienia z Zającem, który zamiast wątpić i wyśmiewać, mógłby wreszcie odważyć się zawierzyć czemuś całym sercem?
Może jest to Małpa, która zamiast poszukiwać wciąż nowych rozwiązań, mogłaby odkryć, że rozwiązanie jest tuż obok, i że zawsze było?
Czy może to Nosorożec, który zamiast kontrolować sytuację i wymuszać rezultaty mógłby z humorem wesprzeć innych w ich wysiłkach do celu, jakkolwiek oni go rozumieją?
I wreszcie, może to Wieloryb, który zamiast roić na jawie, mógłby swoim marzeniom nadać wymierny kształt?
Jeśli dziecko przynosi złe stopnie, można po prostu załatwić mu korepetycje. Można też porozmawiać z nim i odkryć, że jest, w jakiejś sferze życia, nieszczęśliwe. Jeżeli ktoś jest chory, można go leczyć. Można też odkryć, że to nie jego organizm, ale sytuacja i wewnętrzne postawy, wywołały chorobę. Wybór jest zawsze między rozwiązaniem technicznym, radzącym sobie z problemem przedmiotowo, tj. na zewnątrz, a ujawnieniem fałszywego przekonania, które tkwi w człowieku, w środku. Oczywiście fałsz ujawniony przestaje być fałszem. Znika, bo nigdy nie istniał. Na tym polega fikoł.
Cytat: |
To czym jestem wystarczy, jeśli tylko będę tym jawnie. |
Rozwiązanie techniczne - jest oparte na poczuciu że coś nie działa i że trzeba się na tę okoliczność zabezpieczyć. Mówimy, że jest to rozwiązanie oparte na lęku. Choć pozornie radzimy sobie z problemem technicznie - ukryte lękowe przekonanie ("nie działa"), pozostaje w człowieku nietknięte. Zasilany tym przekonaniem problem odrodzi się jak głowa hydry - pomimo zaleczenia, wypłynie zaraz obok w innej formie. Co innego, gdybyśmy najpierw uzdrowili przekonanie. Tu przychodzi z pomocą Totalny Fikoł. Mówi on - ujawnij, poczuj i zaakceptuj swoje przekonania bez prób wywoływania zmiany. Jeżeli jednocześnie poczujesz swój problem i przestaniesz go zmieniać, on stanie się Tobą. Przez chwilę będzie trochę dziwnie. Świat stanie na głowie. Ale zaraz potem raniące cię przekonanie zniknie, ponieważ
nie można świadomie ranić samego siebie
Gdy problem i ty połączycie się w jedno wtedy zmiana, w odpowiednim momencie, wydarzy się naturalnie i bez oporu. Wyeliminowana zostanie przyczyna oporu - twoja nieświadomość, że -
robisz to sobie sam.
Wszelkie próby wywołania zmiany na wyrost, zanim naprawdę zaakceptujemy siebie - powodują bunt. Jego powodem jest nasza emocjonalna część, która, odepchnięta, zachowuje się jak królik w matni. Nie traktowana poważnie, zwyczajnie się boi. "To oni! - krzyczy. - Chcą mi coś zrobić, ratunku!!!!" Jednak wychodząc z takiej pozycji trudno jest w coś naprawdę wierzyć, bo zawsze są oni, którzy przyjdą i zburzą...
Lęk to inaczej brak całkowitej wiary w sukces. Możemy coś robić, ale co z tego, jeśli nie ma w nas ekstatycznej i trwałej radości, która mówi: "Hurra! To się na pewno uda!" Przeczuwamy, że gdybyśmy naprawdę w siebie wierzyli, nic nie mogłoby się nam oprzeć. Podziwiamy wielkich sportowców i wielkich polityków, którzy właśnie tak działali. To taka trochę sprzeczność. Wielcy sportowcy i wielcy politycy byli przede wszystkim twardzielami. A jednak wiara która popychała ich naprzód - jest emocją. Aby mieć wiarę - trzeba najpierw uruchomić emocje, a to oznacza totalną miękkość.
Dopiero potraktowanie swoich emocji serio, budzi w nas wiarę w to, że warto w ogóle się wysilać. To jest ten Pierwszy Krok. Im bardziej miękcy się staniemy, i im bardziej rzeczywiście pokochamy i uszanujemy nasze emocje teraz, tym większą przestrzeń stworzymy dla wiary w nasze poczynania potem. Będziemy sami sobie zwyczajnie wdzięczni. Ten kto kocha - jest wdzięczny i wierzy, i to jest rozwiązanie oparte na miłości.
Kochanie siebie wyklucza obronny kontratak. Wiąże się ono raczej z jakiegoś rodzaju wypoczynkiem i troską. Owszem, zaniechanie obrony może wywołać dreszczyk - owo wąskie okno próby każdy odkrywa na własną rękę, w odpowiednim miejscu i czasie. Wytwarza ono jednak naturalną motywację, która w kolejnym etapie może popchnąć nas do nieugiętej, zdeterminowanej akcji, tam gdzie to możliwe i wskazane.
Krzysztof Wirpsza
www.realtiger.pl/