Temat 2 Kryzys Grecji (DONE!)


Kryzys. Skąd?

Statystyka nieprawde ci powie..

Ogarniający Grecję kryzys trudno zauważyć, jeśli patrzy się na statystyki ekonomiczne.
Wzrost PKB w całym 2008 roku osiągnie przyzwoity - biorąc pod uwagę światowy kryzys finansowy - poziom 3,2 procent. Według rządowych założeń budżetowych gospodarka grecka będzie się rozwijać w tempie 2,7 procent. W ryzach utrzymywane są również inne podstawowe wskaźniki ekonomiczne. Inflacja w tym roku osiągnie poziom 4,3 procent, a w przyszłym 3 procent. Deficyt budżetowy w tym roku wyniesie prawdopodobnie 2,5 procent, aby w 2009 roku spaść do poziomu 2 procent- czytamy na portalu finansowym FORSAL.pl. Powyższe dane i wskaźniki nie pokazują jednak pełnego i prawdziwego obrazu greckiej gospodarki. za która ciągną się stare błędy i zaniechania. Odnośnie statystyk, KE uznała, że Grecja nie dopełniła obowiązku komunikowania wiarygodnych statystyk budżetowych, zaskakując pod koniec zeszłego roku KE, strefę euro i rynki finansowe informacjami o rzeczywistej skali kryzysu. Rząd nagle podwyższył prognozy deficytu finansów publicznych z 3,7 do 12,5 proc. M.in. z dnia na dzień okazało się, że wydatki na publiczną służbę zdrowia były o 2,7 mld euro większe niż podawano wcześniej. Gwałtowne rewizje statystyk mocno podważyły zaufanie do Grecji, która już wcześniej była oskarżana o manipulowanie danymi o deficycie i długu, by wejść do strefy euro w 1999 r.

  1. Dług publiczny-300mld euro-113% PKB 2009 roku

  2. - Głównym źródłem tak wysokiego długu są wydatki poniesione w poprzednich latach na przygotowania do organizacji Igrzysk Olimpijskich w 2004 roku.

  3. brak reform

  4. coraz mniej wydolny system socjalny (Same wydatki na cele emerytalne w Grecji według danych Eurostatu za 2006 rok pochłaniały równowartość niemal 12 procent PKB)

  5. KORUPCJA-24 miejsce na 27 wg Transparency International, im niżej tym poziom korupcji jest niższy, państwo jest bardziej przejrzyste, transparentne

  6. Brak planu i strategii na przyszłość- Ani rząd, ani partia opozycyjna nie cieszą się obecnie zaufaniem społecznym, które umożliwiłoby przeprowadzenie niezbędnych reform gospodarczych. Jak komentuje Kevin Featherstone specjalista ds. Grecji z London School of Economics: „Dominuje poczucie frustracji. Jak zmienić system, który jest tak głęboko skorumpowany?”

  7. Bezrobocie-największe wśród młodych-wykres

Europejski plan pomocy dla Grecji - szczegóły

2 maja 2010 roku na specjalnym spotkaniu ministrów finansów strefy euro zapadła decyzja o udzieleniu Atenom pomocy w wysokości 110 mld euro. Decyzja ta została następnie przyjęta przez grecki parlament 6 maja, a 7 maja przez parlamenty francuski i niemiecki. Także Międzynarodowy Fundusz Walutowy potwierdził swój udział w pomocy dla Greków.

Pierwsza transza pomocy, 20mld euro przekazana została greckiemu rządowi 18 maja. Składała się ona z 14,5mld przekazanych przez państwa strefy euro, przede wszystkim Niemcy i Francję, a także 5,5mld euro z MFW. Wypłata w tak szybkim terminie od podjęcia decyzji związana była z koniecznością zapobieżenia całkowitemu bankructwu Grecji, które groziło jej 19 maja w związku z upływem terminu wykupu 10-letnich obligacji. Bez tych pieniędzy Ateny nie byłyby w stanie wywiązać się ze swoich zobowiązań.

Ponadto 10 maja 2010 roku założony został specjalny fundusz mający na celu ratowanie państw eurozony zagrożonych finansowo. Fundusz ten dysponować będzie środkami o łącznej wartości 750mld euro z 3 źródeł. 440mld wykładać będą państwa członkowskie strefy, 60mld zapewniać będzie Komisja Europejska, a 250mld MFW.

Kto i co dokładnie obiecał? Co w zamian mają zrobić Ateny? Jakie cele mają zostać osiągnięte dzięki tej pomocy?

110 miliardów euro, które mają pomóc uzdrowić grecką gospodarkę, podzielonych zostało pomiędzy poszczególne państwa Wspólnoty i Międzynarodowy Fundusz Walutowy.

Na Grecję nałożony został szereg warunków, mających doprowadzić do uzdrowienia finansów tego państwa. Nową ustawę budżetową poparło 160 deputowanych rządzącego Ogólnogreckiego Ruchu Socjalistycznego. Konserwatyści z Nowej Demokracji, komuniści, lewica i skrajna prawica głosowały przeciw, zbierając w sumie 139 głosów.
Są to:

•    Zmniejszenie deficytu budżetowego z 13,6% PKB w roku 2009 do 2,4% w roku 2014, wartość dla roku 2010 - 8,1%
•    Oszczędności rzędu 40mld euro w przeciągu najbliższych 3 lat
•    Zamrożenie i zmniejszenie pensji w sektorze publicznym, redukcja zatrudnienia w sektorze publicznym, stopniowa prywatyzacja państwowych zakładów
•    Rezygnacja z 13. i 14. pensji w sektorze publicznym dla zarabiających powyżej 3tys euro/mies., zmniejszenie pozostałych dodatków o 8%,
•    Rezygnacja z 13. i 14. emerytur dla otrzymujących powyżej 3tys. Euro/mies., pozostali otrzymają zredukowane dodatki, oparcie emerytury nie na ostatniej pensji, a na średnim wynagrodzeniu z całego okresu pracy, wydłużenie czasu pracy z 37 do 40 lat, średni wiek emerytalny podniesiony z 61 do 63 lat.
•    Zwiększenie ilości pracowników, jaką można w ciągu miesiąca legalnie zwolnić z zakładu z 2% do 4%.
•    Przesunięcie środków z tzw. „funduszu solidarności” dla najbiedniejszych Greków, obiecanych jeszcze przed wyborami
•    Obcięcie o 500mln euro planów inwestycyjnych na ten rok
•    Wzrost podstawowych stawek podatku VAT z 21 do 23% i z 10% do 11%
•    Wzrost akcyzy na alkohol, wyroby tytoniowe i paliwa o 10%
•    Jednorazowy podatek od dochodów plus dodatkowe regulacje w zakresie hazardu, ochrony środowiska i prawa własnościowego
•    Zaostrzenie kontroli podatkowej i walka z szarą strefą
•    Prognozowana jest recesja gospodarcza na poz. 4% w 2010r. i 2,6% w 2011, wzrost ma się pojawić w 2012r. - 1,2%
•    Dług publiczny ma wzrastać do 2013 roku, osiągając w szczytowym momencie blisko 150% wartości PKB

http://www.psz.pl/tekst-31084/Europejski-plan-pomocy-dla-Grecji-szczegoly

Międzynarodowy Fundusz Walutowy
Międzynarodowy Fundusz Walutowy został założony podczas konferencji Organizacji Narodów Zjednoczonych United Nations Monetary and Financial Conference, która odbyła się w dniach 01-22.07.1944 r. w Bretton Woods w Stanach Zjednoczonych. Również wtedy powołano Międzynarodowy Bank Odbudowy i Rozwoju, powszechnie znany jako Bank Światowy (World Bank). Formalnie MFW powstał jednak dopiero rok później, kiedy to 27.12.1945 r. 29 państw-założycieli podpisało tzw. warunki porozumienia (Articles of Agreement) [1]. Cele statutowe Funduszu, uzgodnione jeszcze w 1944 r., do dzisiaj nie uległy zmianie. Pierwsze posiedzenie Rady Gubernatorów MFW odbyło się w marcu 1946 r. w Savannah w USA. Podjęto tam decyzję o ulokowaniu siedziby organizacji w Waszyngtonie oraz wybrano pierwszy Komitet Wykonawczy. Aktualnie do MFW należy 185 państw - ostatnie z nich, Czarnogóra, wstąpiło do organizacji w dniu 18.01.2007 r. Członkami Funduszu są niemal wszystkie kraje ONZ - wyjątek stanowią jedynie Kuba, Korea Północna, Andora, Monako, Lichtenstein, Tuvalu oraz Nauru.
Polska była jednym z członków-założycieli MFW. Opuściła go jednak 14.03.1950 r., ulegając tym samym presji Związku Radzieckiego. Ponownie przystąpiła do organizacji 12.06.1986 r.

W MFW większość środków przeznaczanych na pożyczki pochodzi od krajów członkowskich (przede wszystkim ze składek), a także z oddzielnych funduszy. Każdy kraj członkowski ma przypisaną określoną składkę - kwotę udziałową, opartą na relatywnej wielkości gospodarki kraju. Cele i zadania MFW

Główne cele Funduszu określone są w warunkach porozumienia (Articles of Agreement) [2]:


Wyżej wymienione cele mają być osiągnięte poprzez realizację następujących zadań:

Unia Gospodarcza i Walutowa a kryzys grecki

Tutaj można by jeszcze coś wrzucić na slajdy, ewentualnie to będą nasze werbalne wnioski;)

  1. narażenie na szwank wspólnej waluty 16 krajów

  2. Wiarygodność kredytowa Grecji spadła do najniższego poziomu w strefie euro w związku z obawami o stan finansów publicznych tego kraju. Agencja ratingowa Fitch obniżyła Grecji rating kredytowy z poziomu A- do BBB+, najniższej kategorii jaką obecnie posiada kraj strefy euro. Perspektywa ratingu jest negatywna. Fotch Ratings obniżył też rating pięciu greckich banków, argumentując, że rząd Grecji nie jest w stanie udzielić im wsparcia.

  3. Joaquin Almunia, Unijny komisarz ds. gospodarczych i walutowych, powiedział, że greckie plany zakładające przede wszystkim surowe cięcia w wydatkach publicznych, są ambitne, ale do zrealizowania. Almunia uspokajał, że strefie euro nic nie zagraża. - Jestem całkowicie przekonany, że Unia Europejska i strefa euro mają wystarczające instrumenty, by sobie poradzić z tym problemem i go rozwiązać

  4. Grecki kryzys dotyka samej podstawy, na której przez ostatnie 60 lat budowano europejską jedność. Zagraża nie tylko euro, ale całemu gmachowi Unii Europejskiej?

  5. W greckim kryzysie, z którym ma do czynienia eurostrefa chodzi o znacznie więcej niż o wyłożenie pieniędzy na kraj, który prowadził złą gospodarkę. Stawką jest utrzymanie modelu integracji europejskiej - ocenia publicysta "Financial Times" Gideon Rachman. Rozwiązanie kryzysu finansowego w Grecji oraz groźby podobnego kryzysu w Hiszpanii, Portugalii i z czasem we Włoszech wymagają śmiałych kroków prowadzących do przekształcenia UE w unię polityczną - argumentuje publicysta. Nie ma jednak pewności, czy taka idea ma poparcie społeczne. Integracja gospodarcza i walutowa wymaga jego zdaniem integracji politycznej. Ta zaś dotyczy obywateli na niskim szczeblu, ponieważ pociąga za sobą ważne wybory dotyczące wydatków i podatków.

  6. państwa starające się o akcesję do eurostrefy będą pod bardziej dogłębną inwigilacją odnośnie spełniania kryteriów przystąpienia.

Strefa euro zostanie podzielona na silniejszych i słabszych?

Niemcy i Francja badają możliwość stworzenia dwuwarstwowego systemu wewnątrz strefy euro tak, by odseparować silniejsze gospodarki północnej Europy od słabszych południowoeuropejskich i ograniczyć przez to zasięg kryzysu - twierdzi sobotni "Daily Telegraph".

Takie rozwiązanie ma przewidywać "plan B" rozważany na wypadek, gdyby przyjęty ostatnio gigantyczny pakiet stabilizacyjny na sumę 750 mld euro nie ustabilizował słabszych państw eurostrefy borykających się z wysokim zadłużeniem.

Według "Daily Telegraph", powołującego się na źródło urzędowe, w skład strefy "supereuro" wchodziłyby Niemcy, Francja, Holandia, Austria, Dania (referendum w tym państwie ws. wprowadzenia euro przewidziane jest na 2011 r.) i Finlandia.

Reszta eurostrefy byłaby zdominowana przez państwa śródziemnomorskie: Grecję, Hiszpanię, Włochy i Portugalię, ale znalazłaby się w niej też Irlandia.

"Stare euro straciłoby na wartości wobec nowej walut"

"Stare euro straciłoby na wartości wobec nowej waluty opartej na gospodarkach francuskiej i niemieckiej, ale zarówno północna, jak i południowa Europa byłyby chronione: gospodarki północy zabezpieczyłyby się przed rozszerzeniem się na nie perturbacji finansowych, a południowym zaoszczędzono by horroru relegowania z eurostrefy i zdania na własne siły" - wyjaśnia "Daily Telegraph".

Nie wymieniony z nazwiska urzędnik powiedział gazecie, że niemieccy i francuscy oficjele zastanawiali się nad tym, jak wykluczyć słabsze państwa eurostrefy, ale doszli do wniosku, że nie da się tego zrobić. Stąd zaczęto myśleć nad "planem B" przewidującym rozwarstwienie eurostrefy.

Prezydent Francji Nicolas Sarkozy - twierdzi to źródło - wolałby tego nie robić, "ale jeśli Hiszpania, Włochy i Grecja pociągną za sobą Francję, to przyjmuje do wiadomości, że będzie musiał je odciąć".

"Grecji można dopomóc stosunkowo łatwo, ale Hiszpanii nie można ani uratować, ani dopuścić, by się załamała. Wywieranie większej presji na Niemców i Francuzów, by ratowali inne państwa, jest politycznie nierealne" - dodaje urzędnik.

Zarówno Francja jak i Niemcy są wystawione na ryzyko ewentualnej niewypłacalności Hiszpanii. Jak przypomina "Daily Telegrach", Francuzi pożyczyli Hiszpanom ok. 600 mld euro, zaś Niemcy - ok. 400 mld euro.

Cztery scenariusze dla euro

Unijny plan ratowania strefy euro powiedzie się tylko pod warunkiem, że zreformuje się sama Wspólnota oraz kraje, które wpadły w ogromne tarapaty gospodarcze. Inaczej wspólnej walucie może grozić nawet upadek.

Uzgodnienie planu obrony europejskiej waluty to pierwszy krok na drodze do przywrócenia zaufania do euro. Jego powodzenie zależy od zdecydowania wszystkich graczy: tych, których gospodarki niebezpiecznie zbliżyły się do krawędzi bankructwa, i tych, którzy na ratowanie będą musieli wyłożyć najwięcej. Kreślimy cztery scenariusze rozwoju sytuacji.

Odrodzenie strefy euro

Gotowość wydania 750 mld euro na ratowanie europejskiej waluty przekonuje inwestorów, że Bruksela nie dopuści do załamania żadnego z zagrożonych rynków. Banki i instytucje finansowe przestają nerwowo wycofywać pieniądze z giełd. Rosnące zaufanie do euro zauważają agencje ratingowe, które zwiększają wiarygodność wypłacalności Grecji, Hiszpanii i Portugalii.

Ten plan, jak najbardziej realistyczny, wymaga działań z obu stron. Grecja, a za nią inne zagrożone państwa strefy euro, muszą zacząć uzdrawianie własnych gospodarek. Przede wszystkim konsekwentnie ciąć wydatki na strefę budżetową, zmniejszać emerytury i podwyższać podatki, by ograniczyć ogromne deficyty budżetowe. Proces reanimacji strefy euro może potrwać dwa, trzy lata. Pod warunkiem że rząd w Atenach nie ugnie się pod presją związków, które chcą złagodzić planowane reformy. Z kolei wszystkie państwa UE (łącznie z aspirującymi do przyjęcia euro) muszą zredukować swoje zadłużenie tak, by nie przekraczało 3 proc. PKB. Tego zapisu nie przestrzegają obecnie nawet Niemcy i Francja. W dalszej perspektywie konieczne będą zmiany zasad funkcjonowania strefy euro - w tym koordynacja polityk budżetowych państw ją tworzących. Taki wariant najgłośniej popierają Niemcy.

Powstanie euro-1 i euro-2

Gdy na jaw wychodziły kolejne kłamstwa Grecji na temat jej zadłużenia, pojawił się pomysł, by wyrzucić ten kraj ze strefy euro. Ostatecznie żadne duże państwo UE nie podchwyciło pomysłu, ale nie oznacza to, że Grecja nie zaczęła być traktowana jak parias. - Nie grozi nam podział na dwie strefy euro: lepszą, do której należą państwa o zdrowszych gospodarkach, i gorszą, do której zostałyby zepchnięte te państwa, które mają problemy. To byłoby zabójcze dla europejskiej waluty - mówi „DGP” Simon Tilford z Centre for Europan Reform. Pęknięcie polegałoby na tym, że państwa dotknięte grecką chorobą byłyby spychane na margines, a ich głos nie byłby brany pod uwagę podczas dalszej dyskusji nad finansową integracją Europy. Już we wrześniu Bruksela ma debatować nad powołaniem Europejskiego Funduszu Walutowego.

Podział na lepszych i gorszych dotknąłby też Polskę. Największe państwa strefy euro - Niemcy i Francja - które wyłożą najwięcej na ratowanie europejskiej waluty, z pewnością nie będą już orędownikami szybkiego poszerzenia eurostrefy. A to oznacza, że Warszawa nieprędko zostanie jej 17 członkiem.

Mocniejsza integracja

Scenariusz, w którym grecka choroba powoduje, że Unia wzmaga gospodarczą integrację, wydaje się najmniej realistyczny. Jeszcze przed ogłoszeniem w niedzielę w nocy unijnego bailoutu pojawił się pomysł, by Wspólnota stworzyła własną agencję ratingową, która byłaby przeciwwagą dla najbardziej wpływowych amerykańskich firm tego typu. To właśnie ich decyzje o zmniejszeniu oceny wypłacalności Aten, Madrytu i Lizbony spowodowały ostatnie zawirowania w eurostrefie. Problem jednak w tym, że powołanie unijnej agencji ratingowej popiera tylko Berlin.

Nie od dziś padają również sugestie o konieczności ujednolicenia systemów podatkowych, co wzmocniłoby wspólną walutę. Zwolennicy tego rozwiązania argumentują, że dzięki temu można by lepiej kontrolować stan budżetów poszczególnych państw. A to zapobiegłoby uprawianiu kreatywnej księgowości, którą przez lata stosowała Grecja. Jednak na razie żadne państwo nie jest gotowe do wyrzeczenia się prawa podejmowania decyzji o wysokości podatków.

Plan ratunkowy, i w jego ramach Europejski Mechanizm Stabilizacji (EMS), zajmie się co prawda kontrolą finansów wszystkich państw strefy euro. Jednak jest to dopiero pierwszy z wielu kroków na drodze do pogłębienia integracji gospodarczej w ramach UE.

Upadek euro

Jeśli Grecja, Portugalia i Hiszpania nie zaczną reform, i tym samym nie przekonają inwestorów do kupna ich obligacji, nawet 750 mld euro nie wystarczy dla uratowania eurostrefy. Najbardziej pesymistyczny scenariusz kreśli Albert Edwards, strateg banku Societe Generale. Jego zdaniem kraje południowej Europy popadły w pułapkę przeszacowanej waluty i dławią się wskutek niskiej konkurencyjności. W efekcie tego euro musi upaść - przekonuje Edwards. - Stosowanie przez wiele lat nieadekwatnie niskich stop procentowych doprowadziło do przegrzania i szybkiej inflacji - dodaje.

Równie sceptyczny wobec euro jest Amerykanin Martin Feldstein z Uniwersytetu Harvarda. Jego zdaniem problemem UE jest fakt, że unii monetarnej nie towarzyszy wspólna polityka fiskalna i podatkowa.

Analitycy wskazują również na geopolityczne konsekwencje osłabienia euro. Ogromnym sukcesem Brukseli było stworzenie w wyjątkowo krótkim czasie waluty, którą inwestorzy obdarzyli zaufaniem większym nawet od dolara. Dzięki temu UE zaczęła być traktowana jako równorzędny partner. Upadek projektu euro spowoduje, że przez długie lata Wspólnota będzie traktowana jako gracz z drugiej ligi. Unijni przywódcy upadku euro nie chcą nawet brać pod uwagę.

Dwa Eurolandy i dwie waluty

Niemcy samodzielnie walczą z kryzysem. Chcą po swojemu reformować strefę euro i wprowadzić kontrolę rynków finansowych. Jednym z pomysłów jest budowa nowej unii walutowej, złożonej z krajów prowadzących odpowiedzialną politykę fiskalną.  To budzi sprzeciw innych krajów, oraz rynków - euro i giełdy lecą w dół.

Złoty nadal pikuje. Kurs euro dochodził w czwartek do 4,2 zł, a dolara - do 3,4 zł. Spadła także warszawska giełda. Podobnie było w całej Europie.

Rynek wystawia rachunek

Londyński FTSE100 spadł o 1,65 proc., niemiecki DAX stracił ponad 2 proc., a euro nie było tak słabe względem dolara od 4 lat. To efekt obaw inwestorów, że politycy strefy euro nie będą w stanie współpracować w obliczu kryzysu.

Według ministra finansów Niemiec Wolfganga Schaeublego kraje strefy euro, które utracą płynność finansową, powinny zostać zmuszone do restrukturyzacji. Berlin jednak również został poddany krytyce za nieskonsultowanie z EBC wprowadzenia regulacji rynkowych.

- Jeśli sytuacja się nie uspokoi, grożą nam dalsze spadki - mówi Marcin Stebakow, analityk Beskidzkiego Domu Maklerskiego. Przedłużający się stan zapaści może doprowadzić do stworzenia dwóch stref wewnątrz Eurolandu.

Europa broni się przed Niemcami

Francja, Włochy, Wielka Brytania, Holandia i Szwecja sprzeciwiły się wczoraj krucjacie Angeli Merkel przeciw „funduszom spekulacyjnym”. Podzielone są w tej sprawie nawet unijne instytucje. Szef Komisji Europejskiej Jose-Manuel Barroso popiera Berlin. Przewodniczący Rady Europejskiej Herman Van Rompuy mówi propozycji: „nie”. Najdalej idzie niemiecki profesor ekonomii z uniwersytetu w Tybindze Joachim Starbatty. W tekście dla „New York Timesa” proponuje podzielenie strefy euro na część zdrową i tę, która nie radzi sobie z deficytem budżetowym i wypłacalnością.

- Należy zbudować nową unię walutową złożoną z krajów, które prowadzą odpowiedzialną politykę fiskalną: Niemiec, Holandii, Austrii, Finlandii, Francji - uważa Starbatty. Jego zdaniem takie rozwiązanie byłoby dobre także dla samej Grecji. Zamiast drastycznych oszczędności, załamania gospodarczego, a zapewne i bankructwa, kraj mógłby zdewaluować swoją walutę i w ten sposób znów stać się konkurencyjny.

Zakaz bez konsultacji

Już w środę niemiecki urząd regulacji rynków finansowych (BaFin) wprowadził tymczasowy zakaz zakupu bez pokrycia obligacji skarbu państwa Republiki Federalnej, jak również 10 najważniejszych banków i towarzystw ubezpieczeniowych (w tym Deutsche Banku, Allianz i Commerzbanku). To spowodowało dalszy spadek kursu euro do dolara. Inwestorzy obawiają się, że nie będą mogli sprzedawać aktywów denominowanych we wspólnej walucie.

- Żałuję, że Niemcy nie przeprowadzili w tej sprawie żadnych konsultacji z nami. W dzisiejszym, globalnym świecie jednostronne inicjatywy poszczególnych państw nie mogą być skuteczne - oświadczyła wczoraj w radiu RTL Christine Lagarde, francuska minister gospodarki i finansów. Berlin nie zamierza jednak zmieniać swoich planów.

Angela Merkel zaapelowała wczoraj o regulację rynków finansowych w skali międzynarodowej. Jej zdaniem potrzebny jest w tej sprawie „mocny sygnał”, a decyzje powinny zapaść na czerwcowym szczycie G20 w Toronto.

Zaniepokojenie rynków

Sytuacja jest bez precedensu. - Angela Merkel podjęła decyzję, aby uzyskać większość w Bundesbanku dla 750-miliardowego europejskiego mechanizmu stabilizacyjnego. To pierwszy przypadek, kiedy Niemcy samodzielnie walczą z kryzysem, a nie we współpracy z innymi krajami UE. Stąd zaniepokojenie rynków - mówi w rozmowie z „DGP” Philippe Moreau Defarges, ekspert Francuskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych (IFRI).

Herman Van Rompuy zwołał na dziś spotkanie ministrów finansów krajów UE, aby przedyskutować zakaz handlu obligacjami bez pokrycia. Jednak na razie tylko Austria zapowiedziała, że pójdzie śladami Niemiec. Wczoraj taką możliwość oficjalnie wykluczyły zarówno Francja, jak i Wielka Brytania. A to na giełdzie w Londynie przeprowadzanych jest gros transakcji europejskich obligacjami skarbowymi.

Inne części niemieckiego planu poddania kontroli rynków finansowych znajdują większe poparcie w Unii. Na początku tego tygodnia rząd w Berlinie zapowiedział, że będzie starał się wprowadzać powszechny podatek od transakcji finansowych. Mógłby on wynieść 0,01 proc. wartości sprzedaży. Uzyskane w ten sposób środki mają pomóc w sfinansowaniu ewentualnego upadku banków i towarzystw ubezpieczeniowych. Wśród krajów UE jedynie Wielka Brytania i Szwecja są temu przeciwne.

Niemiecki minister finansów Wolfgang Schaueble chce jednak pójść o wiele dalej. Zamierza m.in. zaproponować wprowadzenie przez wszystkie kraje Unii maksymalnych limitów zadłużenia, a także ustanowić kary za łamanie kryteriów z Maastricht (łącznie z odebraniem Funduszy Spójności oraz zawieszeniem prawa do głosowania w Radzie UE). To wymagałoby jednak zmiany traktatu lizbońskiego, a więc jednomyślnego poparcia wszystkich krajów UE.

Część niemieckich ekspertów uważa, że ich kraj nie powinien dłużej się przejmować zadłużonymi i mało konkurencyjnymi krajami południa Europy.

Pęknięcie strefy euro jest możliwe

Niemcy i Francuzi szykują plan odcięcia się od Hiszpanii i Grecji. Na podstawie traktatów mogą powołać strefę pogłębionej współpracy w dziedzinie walutowej. Wtedy bogata Północ i biedniejsze Południe będą mieć odrębne waluty

Po raz pierwszy najważniejsi unijni politycy dopuszczają scenariusz, w którym unia monetarna zostaje podzielona na dwie części: bogatą Północ z własną silniejszą walutą i Południe, które posługiwać się będzie innym pieniądzem.

- Formalne powstanie dwóch stref euro to dramatyczna ostateczność, ale trzeba się przygotować także na taką możliwość - powiedział brytyjskiemu dziennikowi „Daily Telegraph” wysoki rangą unijny dyplomata. Zwłaszcza na wypadek, gdyby po pieniądze z wartego 750 mld euro Europejskiego Mechanizmu Stabilizacyjnego zgłosiły się w najbliższym czasie kolejne zadłużone kraje południa Europy, jak Hiszpania czy Portugalia. Anonimowe unijne źródło przyznaje, że prezydent Francji Nicolas Sarkozy polecił swoim strategom przygotowanie analizy politycznych i gospodarczych konsekwencji pęknięcia obszaru wspólnej waluty. Nad scenariuszami wyeliminowania najsłabszych ogniw strefy od kilku miesięcy pracuje też niemieckie ministerstwo finansów.

Supereuro zgodne z traktatami

Podział euro technicznie nie stanowiłby problemu. - Niemcy, Francja, Austria, Finlandia i kraje Beneluksu mogą z łatwością na podstawie obowiązujących traktatów powołać strefę pogłębionej współpracy w dziedzinie monetarnej, czyli po prostu obszar supereuro - mówi nam Marco Papic, autor analizy na temat przyszłości unijnej waluty przygotowanej przez amerykański instytut analityczny Stratfor. Takie rozwiązanie nastąpiłoby oczywiście w porozumieniu z resztą członków Eurolandu: Grecją, Portugalią, Hiszpanią czy Włochami.

Po wyjściu najbogatszych te kraje mogłyby zdewaluować stare euro i poprawić w ten sposób własną konkurencyjność. „Gospodarki Północy zabezpieczyłyby się dzięki temu przed dalszym rozszerzeniem perturbacji finansowych i utrzymały silne, stabilne euro, a Południu zaoszczędzono by horroru relegowania z obszaru walutowej integracji” - pisze „Daily Telegraph”.

Ten scenariusz niesie jednak ze sobą spore ryzyko. - Pęknięcie euro grozi cofnięciem integracji europejskiej o kilka dekad i powiększeniem przepaści pomiędzy bogatymi a biednymi, dla których wypadnięcie z serca Eurolandu może być biletem w jedną stronę - mówi nam Nicolas Veron z brukselskiego Instytutu Bruegla. W praktyce zniknie też wiele plusów związanych z eliminacją ryzyka walutowego. Utrudni to życie nie tylko unijnym przedsiębiorcom, lecz także zwykłym obywatelom.

Silne euro stanie się też wówczas bardziej elitarnym klubem, co oznacza wydłużenie drogi do niego dla krajów takich jak Polska. - Wasza gospodarka radzi sobie z kryzysem na tyle dobrze, że trudno wyobrazić sobie, by aspirowała do członkostwa w euro południowców. Z drugiej jednak strony niemiecko-francuskie supereuro byłoby naprawdę silną walutą, co nie wyszłoby na dobre polskiej konkurencyjności - mówi nam Fredrik Erixon, szef brukselskiego instytutu analiz gospodarczych ECIPE.

Pierwszy test jesienią

O tym, czy dojdzie do pęknięcia strefy euro, przekonamy się już jesienią. Wówczas Hiszpania stanie wobec konieczności sprzedaży obligacji na sumę 67 mld euro, a rynki finansowe mogą zareagować podobną paniką jak podczas kwietniowej i majowej aukcji greckich papierów rządowych. Pewne jest wówczas jedno. Z powodu wielkości hiszpańskiego długu wariant grecki (czyli jego wykupienie przez kraje strefy euro) nie wchodzi w rachubę. Berlin i Paryż po prostu nie zdołają przekonać swoich obywateli do takich poświęceń. Wówczas naszkicowany przez „Daily Telegraph” plan B może nabrać realnych kształtów.

Europejski Bank Centralny chce kar za nieodpowiedzialne budżety

Europejski Bank Centralny wezwał do utworzenia niezależnej agencji ds. monitorowania narodowych budżetów i wprowadzenia „quasi-automatycznych” sankcji wobec krajów z wysokim deficytem, żeby zapobiec powtórce kryzysu zadłużeniowego wywołanego przez Grecję.

Besztając kraje strefy euro za brak wzajemnej kontroli, EBC stwierdziło, że władze Unii Europejskiej potrzebują więcej uprawnień w celu podejmowania interwencji w sprawach podatkowych oraz decyzji dotyczących wydatków, zwłaszcza w krajach ze słabymi finansami.

„W warunkach istniejących przepisów, stosowanie sankcji w sposób wiarygodny jest problemem, dlatego poprawa tej sytuacji stanowi znaczne wyzwanie” - czytamy w memorandum banku, zamieszczonym na jego stronie internetowej. 

Liderzy UE zamierzają przedstawić w październiku propozycje wzmocnienia systemu egzekwowania prawa. W swoim memorandum EBC wykluczyło natomiast opcję usunięcia danego kraju ze strefy euro, “ponieważ jej istnienie podważyłoby żywotność wspólnej waluty i nie byłoby postrzegane, jako wiarygodne”.

Zamiast tego bank dąży do zaostrzenia sankcji, poczynając od takich “proceduralnych” kroków, jak bardziej wymagające monitorowanie budżetów narodowych po zawieszenie prawa do głosu nad decyzjami w sprawach regionu i kary finansowe.

Grecki koń trojański
Grecja już dziś nazywana jest koniem trojańskim Europy i strefy euro. Według niemieckiego dziennika „Bild-Zeitung”, 55 proc. Niemców uważa, że Grecja powinna zostać zmuszona do opuszczenia strefy euro. Blisko 70 proc. niemieckich respondentów uważa, że Unia Europejska nie powinna udzielać Grecji pomocy. Podobnie też myślą przedstawiciele Szwecji, Austrii, czy Holandii. Bardzo ostre stanowisko w tej sprawie zaprezentował również premier Luksemburga J. C. Juncker. Problem w tym, że w traktacie z Lizbony zapisano zasadę solidarności wewnątrzunijnej, ale co najważniejsze, to to, że niemieckie, jak i europejskie banki i fundusze mają wielkie ekspozycje na greckie papiery wartościowe, w tym rządowe greckie obligacje w astronomicznej kwocie nawet kilkuset mld dolarów. A wielkie długi to kłopot wierzyciela. Nie do końca jednak wiadomo, czy bardziej za obecne tarapaty Irlandii, Grecji, Hiszpanii, krajów nadbałtyckich odpowiadają beztroska fiskalna, kreatywna księgowość, brak dyscypliny finansowej, życie ponad stan, boom kredytowy, czy jak twierdzą coraz liczniejsi - przedwczesne przyjęcie wspólnej waluty przez kraje wyraźnie odstające od wysokiego poziomu konkurencyjności, produktywności, i innowacyjności, zamożności i dobrego zorganizowania czołówki Eurolandu. Zafundowanie niektórym krajom UE euro było zdecydowanie przedwczesnym eksperymentem, za który w dobie kryzysu przyjdzie słono zapłacić. Na razie w przypadku Grecji to 25 mld euro, ale to początek. Ci, którzy dzięki euro mieli gonić czołówkę beletonu, wyraźnie spowalniają ten wyścig.

Nie wiem czy te rzeczy powinny wylądować w prezentacji. Może tylko na zasadzie ustnej dygresji? Ale zawsze warto wiedzieć.

  1. Grecja nakłania Chińczyków do zakupu swoich obligacji rządowych. Uzyskane w ten sposób pieniądze miałyby pomóc załatać olbrzymi deficyt budżetowy Aten. Choć greckie obligacje tracą na wartości, dla Państwa Środka to przede wszystkim sposób na umacnianie swoich wpływów na świecie. Nigdy dotąd żaden europejski rząd nie ubiegał się bowiem o tak daleko idącą pomoc Pekinu. - Grecko-chińskie negocjacje, są prowadzone za pośrednictwem amerykańskiego banku inwestycyjnego Goldman Sachs. Ateny chcą, by Chińczycy kupili ich warte 25 mld euro obligacje rządowe.

  2. STRAJKI w Grecji. Cięciom budżetowym sprzeciwiają się pracownicy związków zawodowych, pracownicy sektora publicznego, transportu,

  3. CZY EURO PRZETRWA? Edmund Phelps noblista z dziedziny ekonomii z 2006r: - W najczarniejszym scenariuszu, unia walutowa będzie dalej istniała bez Grecji. Ale to skrajny rozwój wydarzeń. Według mnie, euro przetrwa. Pożyczkodawcy być może nie wrócą do tego kraju - powiedział Phelps. - Grecki kryzys na negatywny wpływ na europejską gospodarkę. Ale nie jest katastrofą. Nawet jeśli Grecja miałaby upaść, to stanowi tylko 3 proc. całego PKB.

Euro nie jest szczepionką na kryzys

Autor Janusz Szewczak   

Poniedziałek, 01. 03. 2010 09:34

Przeciwnicy euro mówią coraz głośniej: kto nie ma euro, ten łatwiej przezwycięży skutki kryzysu. Wielu analityków i ekonomistów, w przeciwieństwie do ekonomistów-lobbystów przez ostatnie lata ostrzegało, że strefa euro może nawet się rozpaść, a z pewnością będzie przechodzić poważne turbulencje, ponieważ słabsze, peryferyjne kraje Eurolandu nie wytrzymają wyścigu, presji i konkurencji. Będą też coraz częściej zastanawiać się, czy nie uciec z nabierającej wody łodzi pod nazwą strefa euro. Nie spodziewano się tej skali kryzysu gospodarczego i jego skutków. Na nic zdały się ostrzeżenia, że wiele z tych krajów, które otrzymały euro nieco na wyrost, na zachętę, często nie przywiązywało zbyt wielkiej wagi do kryteriów z Mastricht, które należało spełnić, by do strefy euro wejść. Wiele z tych krajów nie było przygotowanych na wspólną walutę. Nie zapłaciły one wpisowego, choć w elitarnym klubie się znalazły. Dodatkowo jeszcze oszukiwały przy wchodzeniu do tego klubu. Grecja, wchodząc do strefy euro, miała już dług publiczny na poziomie 100 proc. Włosi też nie przejmowali się zbytnio prawdziwością niektórych danych statystycznych.

Euro nie jest lekiem na całe zło
Jak dziś widać, choćby na przykładzie Irlandii czy Grecji, a wkrótce pewnie i na przykładzie Portugalii czy Hiszpanii, a nie wykluczone, że i Włoch, nie mówiąc już o krajach nadbałtyckich, których waluty były sztywno powiązane z euro, nie tylko one same nie uchroniły się przed kilkunastoprocentowymi deficytami sektora finansów publicznych, przekroczeniem 60-proc. progu zadłużenia ani załamaniem swojego PKB od kilku do kilkunastu nawet proc., ale też napytały sporo kłopotów pozostałym członkom Eurolandu i Unii Europejskiej. Nikt nie traktował bowiem poważnie ostrzeżeń, że silna waluta euro w razie kryzysu może być przysłowiowym gwoździem do trumny, może paraliżować i wiązać ręce. Chwilowo pożar ugaszono, ale ognisko zapalne dalej tli się w najlepsze i pożar może wybuchnąć na nowo ze zdwojoną siłą w całkiem innym miejscu Europy.

Grecki koń trojański
Grecja już dziś nazywana jest koniem trojańskim Europy i strefy euro. Według niemieckiego dziennika „Bild-Zeitung”, 55 proc. Niemców uważa, że Grecja powinna zostać zmuszona do opuszczenia strefy euro. Blisko 70 proc. niemieckich respondentów uważa, że Unia Europejska nie powinna udzielać Grecji pomocy. Podobnie też myślą przedstawiciele Szwecji, Austrii, czy Holandii. Bardzo ostre stanowisko w tej sprawie zaprezentował również premier Luksemburga J. C. Juncker. Problem w tym, że w traktacie z Lizbony zapisano zasadę solidarności wewnątrzunijnej, ale co najważniejsze, to to, że niemieckie, jak i europejskie banki i fundusze mają wielkie ekspozycje na greckie papiery wartościowe, w tym rządowe greckie obligacje w astronomicznej kwocie nawet kilkuset mld dolarów. A wielkie długi to kłopot wierzyciela. Nie do końca jednak wiadomo, czy bardziej za obecne tarapaty Irlandii, Grecji, Hiszpanii, krajów nadbałtyckich odpowiadają beztroska fiskalna, kreatywna księgowość, brak dyscypliny finansowej, życie ponad stan, boom kredytowy, czy jak twierdzą coraz liczniejsi - przedwczesne przyjęcie wspólnej waluty przez kraje wyraźnie odstające od wysokiego poziomu konkurencyjności, produktywności, i innowacyjności, zamożności i dobrego zorganizowania czołówki Eurolandu. Zafundowanie niektórym krajom UE euro było zdecydowanie przedwczesnym eksperymentem, za który w dobie kryzysu przyjdzie słono zapłacić. Na razie w przypadku Grecji to 25 mld euro, ale to początek. Ci, którzy dzięki euro mieli gonić czołówkę beletonu, wyraźnie spowalniają ten wyścig.

Dewaluacja lekarstwem na kryzys
Coś ewidentnie pęka w szwach. Pożary mogą wybuchnąć na nowo, a spekulanci doskonale czują krew potencjalnych ofiar. Zwłaszcza jeśli do Grecji miałyby wkrótce dołączyć kłopoty Hiszpanii, Portugalii czy Włoch. Również takie małe kraje jak Słowenia czy Słowacja będą miały problemy z gospodarką, zwłaszcza jeśli nastąpi druga faza kryzysu, koniunktura w Eurolandzie będzie dalej tak mizerna, zaś przemysł motoryzacyjny pozostanie w letargu. Dla wielu krajów dumnych posiadaczy euro, którymi tak bardzo zachwycają się polskie media, kończy się dekada życia na kredyt, dekada wysokich wzrostów i spokoju społecznego. Zaczyna się okres wysokich deficytów, stagnacji gospodarczej, drastycznych cięć budżetowych, oszczędności, wyrzeczeń oraz niepokojów społecznych. Kraje nadbałtyckie już to przećwiczyły w 2009 r. Za pomoc MFW zapłacili zwykli obywatele i to olbrzymią cenę. Teraz czeka to peryferyjne kraje Eurolandu, choć tu społeczeństwa mogą być mniej spolegliwe i wyrozumiałe. Grecja dopiero rozważa zwrócenie się o pomoc do MFW. Gdyby kraje te nie miały euro - walutę, którą jak widać nie jest łatwo porzucić, z pewnością w tej czy innej formie zdewaluowałyby swe waluty, by szybciej wyjść z kryzysu. Tańsza waluta, tańsze towary, większa konkurencyjność, większy eksport, lepszy bilans płatniczy, niższy deficyt, więcej miejsc pracy, większe dochody budżetowe itd. Wystarczy popatrzeć dziś na Chiny, Brazylię, a nawet Szwajcarię. Sama obecność w strefie euro niczego tak naprawdę nie gwarantuje, z pewnością nie jest szczepionką przeciwko kryzysowi gospodarczemu. Wprost przeciwnie, w razie kłopotów wiąże ręce, paraliżuje decyzje, zdaje na łaskę i niełaskę najsilniejszych w Unii. Mimo że Greckie długi stają się bólem głowy europejskich banków i ich rządów, żaden automat tu nie działa. Unijny pakiet stabilizacji i rozwoju, który miał zdyscyplinować kraje Eurolandu, okazał się fikcją. Teraz konieczne będą olbrzymie transfery finansowe do peryferyjnych krajów Eurolandu. Do Grecji na początek 25 mld euro, ale będą potrzebne jeszcze większe kwoty w przypadku kłopotów Hiszpanii, Portugalii, Irlandii, a mogą przecież dołączyć kolejne kraje. Tylko nikt nie chce płacić, bo wszędzie pustki w kasie, a końca kryzysu nie widać. Unia Europejska będzie musiała wcześniej czy później stworzyć specjalny fundusz pomocowy - instytucję europejskiego MFW, czyli łodzi ratunkowej dla eurorozbitków. Obecne europejskie egoizmyi opory w sięgnięciu do własnej kieszeni w celu ratowania eurosojuszników muszą być jak najszybciej przezwyciężone, by nie wywołać efektu domina. Im później to nastąpi, tym bardziej będzie to podważać wiarygodność strefy euro.

To będzie nas słono kosztować
Samo wsparcie polityczne i deklaracje solidarności nie zapewnią ani Grecji ani Hiszpanii, czy Irlandii łatwego przejścia przez kryzys. W razie pogłębienia się problemów gospodarczych w Grecji rykoszetem uderzy to w niemieckie, francuskie, brytyjskie, czy włoskie banki. A zainwestowały one w greckie obligacje i banki ponad 250 mld dolarów. Sami Niemcy kupili greckie obligacje aż za 43 mld euro. Ale kolejne setki mld euro zainwestowano w obligacje w Irlandii, Hiszpanii, Portugalii i Włoch. Polska też sprzedaje na potęgę swoje papiery wartościowe. Pamiętajmy o tym. Greckie banki kupiły rządowe obligacje za około 110 mld euro. Aż dziw, że to wszystko jeszcze się trzyma, cała ta pajęczyna utkana z półprawd i wirtualnych aktywów. To będzie słono kosztowało nie tylko rządy Eurolandu, ale i europejskie banki, z których wiele działa przecież również w Polsce. Nie będzie to obojętne dla ceny naszych polskich obligacji, ich dostępności i ceny kapitału na rynku europejskim. Jeśli pojawią się euroobligacje dla Grecji, które o dziwo polski rząd poparł, ucierpią nasze możliwości realizacji potrzeb pożyczkowych, a są one na ten rok ogromne (ok. 196 mld zł). Grecy skutecznie przez lata oszukiwali Komisję Europejską, jak i Eurostat. I nie tylko oni, w czym skutecznie pomagały im amerykańskie banki inwestycyjne Goldman CHS, JP Morgan, obniżając bieżącą wartość greckiego zadłużenia przy pomocy swapów walutowych. Polska tez ćwiczy patent swapów walutowych od grudnia 2009 r. na dużą skalę. Ciekawe, swoją drogą, kto pomagał nam z tymi tzw. quasi-opcjami walutowymi w wydaniu polskiego fiskusa, na które przeznaczono pod koniec 2009 r. blisko 3 mld euro. Grecy robili to w znacznie mniejszych transzach, a i tak się wydało. Ciekawe, czy polskiemu Ministerstwu Finansów pomagały te same banki, które wcześniej tak ostro spekulowały na polskiej walucie.

Czujność bardzo wskazana
To bardzo ryzykowne przedsięwzięcie. Gra w „miliard rano, miliard wieczorem” toczy się dalej. Ciekawe, kto będzie następną ofiarą. Grecja już zapłaciła wysoką cenę. Komisja Europejska wyciągnęła wnioski z Greckiej tragedii i przewiduje zwiększenie kontroli i audytu narodowych danych statystycznych. Istnieją bowiem coraz bardziej uzasadnione obawy, że nie tylko Grecy oszukiwali. Wiarygodność statystyk i danych makroekonomicznych niektórych krajów UE budzi zaniepokojenie Komisji Europejskiej i Eurostatu. Prekursorem w tej dziedzinie w Europie Środkowo-Wschodniej były Węgry za premiera Gurscyaniego. Wygląda na to, że mają godnych naśladowców. Głębokie i gwałtowne rewizje planów gospodarczych i wskaźników makroekonomicznych są coraz częstsze w Unii Europejskiej. Niestety, dotyczy to także po części i nas. Co innego raportujemy do Unii Europejskiej (wzrost PKB o 3 proc. w planie konwergencji), co innego wpisujemy do budżetu (1,2 proc. wzrostu PKB). Deklarujemy wzrost deficytu finansów publicznych na 2009 r. na poziomie 3,6 proc., wykonujemy 7,2 proc. Deficyt budżetu na 2010 r. ogłaszamy na poziomie 52 mld zł, a wyniesie, włącznie z tym, co poukrywano i wypchnięto poza budżet, około 90 mld zł. Euro mieliśmy przyjąć w 2011 r., teraz podobno przyjmiemy w 2015 r. Deficyt finansów publicznych mamy zbić w ciągu zaledwie jednego roku z 2011 na 2012 r. z 6,9 proc. na 2,9 proc., choć wydatki rosną, a wpływy maleją, a reguła wydatkowa to reguła wirtualna, obejmująca zaledwie 1/8 całości wydatków. Kreatywna księgowość wcześniej, czy później się zemści.

Gdzie sens, gdzie logika?
Obecne problemy Grecji, Hiszpanii, Irlandii powinny dać naszym decydentom wiele do myślenia. Nie ma najmniejszego sensu przyjmowanie euro, dopóki nie będziemy mieli pewności, że polska gospodarka jest w pełni konkurencyjna, innowacyjna, zaś poziom zamożności, oszczędności i poziom wynagrodzeń przynajmniej zbliżony do krajów Eurolandu, a nie trzy-, czterokrotnie niższy. Argumenty o tańszych urlopach zagranicznych i braku ryzyka kursowego są wręcz dziecinne. Gdybyśmy mieli już euro, bylibyśmy w sytuacji jeszcze gorszej niż Irlandia czy Grecja. Prymusi mogą, jak widać, bardzo szybko spaść do oślej ławki. Wtedy nie byłaby możliwa ani deprecjacja ani dewaluacja naszej waluty, co bardzo osłabiło pierwsze uderzenie kryzysu w 2009 r. Ale kryzys się jeszcze nie skończył. Druga faza jest możliwa. Czekają nas niemiłe niespodzianki. Słusznie absolutnie prezes NPB przestrzega polskie władze przed kreatywną księgowością, za którą bardzo wysoką cenę zapłaciły zarówno Węgry, jak i Grecja. Wcześniej polski minister finansów J. V. Rostowski odcinał się od problemów naszych przyjaciół Węgrów. Teraz deklaruje pomoc dla Grecji. To gwałtowna zmiana stanowiska, bo jak twierdzi sam minister finansów, podobno sami możemy być w potrzebie. Może Ministerstwo Finansów wie już coś, czego my jeszcze nie wiemy? Może zielona wyspa zaczyna zmieniać kolor na czerwony i tylko daltoniści tego jeszcze nie dostrzegają?

Niemiecki pomysł na kryzys euro

Niemiecki minister finansów Wolfgang Schaeuble pracuje nad 12-punktową propozycją reformy unii walutowej, zakładającą m.in. wprowadzenie w państwach strefy euro "hamulca zadłużenia" na wzór niemiecki - donoszą w poniedziałek niemieckie media.

Swoją inicjatywę Schaeuble ma przedstawić najpóźniej w piątek na forum grupy roboczej Rady UE. Wprowadzony w 2009 roku do niemieckiej konstytucji limit długu publicznego przewiduje, że zobowiązania finansowe netto zaciągane przez państwo nie mogą przekroczyć 0,35 proc. Produktu Krajowego Brutto. Reguła ta zacznie obowiązywać od 2016 roku, ale już od przyszłego roku Niemcy będą musiały podjąć kroki oszczędnościowe, by spełnić konstytucyjny wymóg.


Według tygodnika "Wirtschaftswoche", niemiecki minister finansów zaproponuje też, by kraje rozmyślnie łamiące zasady unii walutowej i gospodarczej pozbawiać prawa głosu co najmniej na rok oraz stosować wobec nich kary finansowe. W najtrudniejszych przypadkach powinno być możliwe kontrolowane bankructwo nadmiernie zadłużonego państwa.


Koncepcja Schaeublego przewiduje również powołanie w UE na wzór niemiecki niezależnej gospodarczej "rady mędrców", obserwującej sytuację gospodarczą i finansową państw członkowskich.
Niemcy sięgają do portfela

W tym tygodniu niemiecki Bundestag ma debatować nad ustawą w sprawie udziału Niemiec w europejskim mechanizmie wsparcia dla państw strefy euro, które popadną w kłopoty finansowe. Wraz ze środkami Międzynarodowego Funduszu Walutowego (do 250 mld euro) mechanizm ten ma opiewać na 750 mld euro. Na Berlin przypadną 123 mld euro.

Niemiecka opozycja uzależnia poparcie ustawy od podjęcia przez chadecko-liberalny rząd kanclerz Angeli Merkel działań na rzecz lepszej regulacji rynków finansowych, w tym wprowadzenia podatku od transakcji zawieranych na tym rynku. Rozwiązanie takie odrzuca szczególnie mniejszy partner koalicyjny chadeków, liberalna Partia Wolnych Demokratów (FDP).

ARTYKUŁ
I właśnie w tym kontekście do debaty włącza się dr Nichole Gelinas, ekonomistka z Manhattan Institute, autorka niezwykle interesującej książki „After The Fall - Saving Capitalism From Wall Street - and Washington”.

Gelinas twierdzi, że najpoważniejszy problem, jaki euro stanowi dla państw europejskich, polega na tym, że zachęca do inwestowania ponad granicami, ale wiele z tych inwestycji jest bezproduktywnych. Banki i fundusze zbyt łatwo i tanio pożyczały Portugalii, Włochom, Irlandii, Grecji i Hiszpanii. Grecja spożytkowała tanie kredyty na utrzymanie archaicznej struktury zatrudnienia



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Temat 2 Kryzys Grecji (DONE!)
Temat 3 Polityka Konkurencji 2 (DONE!)
Temat 4 Polityka Regionalna 4 (DONE!)
KRYZYS W GRECJI
Temat 4 Polityka Regionalna 1 (DONE!)
Temat 3 Polityka Konkurencji 1 (DONE!)
Temat 7 Polityka Równościowa (DONE!)
Temat 7 Polityka Równościowa (DONE!)
Temat 4 Polityka Regionalna 2 (DONE!)
Temat 4 Polityka Regionalna 6 (DONE!)
Temat 5 Fundusze Strukturalne 2 (DONE!)
Temat 4 Polityka Regionalna 3 (DONE!)
Temat 3 Polityka Konkurencji 2 (DONE!)
Krytykapolityczna artykuły na temat kryzysu
Dramatyczny list arcybiskupa Lengi na temat kryzysu w Kościele
KRYZYS W GRECJI
Temat 3 Polityka Konkurencji 3 (DONE!)
Temat 5 Fundusze Strukturalne 1 (DONE!)
Kryzys w Grecji odpowiedzi na czesto zadawane pytania

więcej podobnych podstron