http://www.ziola.lap.pl/index.php/historia-ziol
W Polsce zioła znane były od najdawniejszych czasów. Prawdziwy rozwoju zielarstwa, jako osobnej gałęzi wiedzy medycznej datuje się dopiero w czasach średniowiecza, wraz z przybyciem do Polski zakonu benedyktynów, cystersów czy augustianów.
Zakonnicy przywieźli ze sobą wiele roślin pochodzenia śródziemnomorskiego, które po aklimatyzacji szybko rozpowszechniły się w uprawach przydomowych.
Kontynuacją tej wspaniałej, średniowiecznej wiedzy przyrodniczej było zielarstwo praktyczne. Na użytek lecznictwa średniowiecznego zaczęły się ukazywać pierwsze książki (zwane Herbarzami), medyczno - botaniczne z zakresu ziołolecznictwa. Te bogato zdobione i obszerne w treść – początkowo pisaną- Herbarze, oprócz przepisów leczenia ziołami, zawierały porady i wskazówki o zastosowaniu ziół i roślin w kosmetyce, farbiarstwie, garbarstwie i gospodarstwie domowym.
Najsłynniejsze herbarze minionych okresów to m.in. dzieła Stefana Falimirza (1534), Marcina z Urzędowa (1595) oraz Szymona Syreniusza (1613). Księgi te były pisanie po łacinie. Były bogato zdobione w rysunki oraz charakteryzowały się szczegółowymi opisami znanych ziół w owych czasach.
Te swoiste księgi medyczne czasów średniowiecza były dostępne tylko niewielkiej grupie lekarzy i aptekarzy , którzy przeważnie byli mnichami lub osobami wysoko postawionymi.
Warto zaznaczyć że przepisy zielarskie w tamtych czasach były znane także ludziom zwykłym a raczej tzw. Zielarzom i zielarkom żyjącym wśród mieszczaństwa jak i na wsi. (W niektórych przypadkach miało to jednak zgubny wpływ ze względu na wprowadzoną Inkwizycję w Kościele katolickim w XIII w. *) Znajomość ziół i ziołolecznictwa wśród zwykłych ludzi była jednak w stopniu bardzo ograniczonym a zioła i ziołolecznictwo były raczej domeną mnichów i zakonów. Jednak w dużych ośrodkach miejskich w czasach średniowiecznych były nieliczne apteki oraz wykształceni lekarze. Społeczeństwo średniowiecza było jednak w większości zdane na znachorów i szarlatanów ze względu na niedostępność jak i ogromną barierę jaka była między pospólstwem a klasą średnią czy wyższą .
Pierwszą drukowaną książką w języku polskim o ziołach i ziołolecznictwie była encyklopedia zdrowia Stefana Falimirza „ O ziołach i o mocy ich” . Książka ta na owe lata miała ogromną wartość społeczną i była dostępna dla szerszej grupy odbiorców. Encyklopedia zdrowia jest tłumaczeniem z języka łacińskiego na podstawie oryginału llcrbariusa i Ortus sanitatis –a. Zielnik Falimirza doczekał się kilku wydań. Po niemalże 10 latach ukazał się w opracowaniu Hieronima Spiczyńskiego o tytule „O ziołach mlecznych i zamorskich”. W tej wersji wydania poprawione zostały drzeworyty.
Następnym dostępnym opracowaniem było wydane w 1568 r. pod tytułem „ Herbarz to jest ziół tutecznych, postronnych i zamorskich opisane” autora Hieronima Spiczyńskiego . Wersja tego wydania była poprawiona pod kontem drzeworytów jak i terminologii.
Oryginalne i nowe podejście do tematu ziół i ziołolecznictwa opracował Marcin z Urzędowa w dziele „Herbarz polski” wydanym w 1595r. w Krakowie . W tym dziele opisano wszystkie znane i stosowane zioła oraz leki roślinne na terenie Polski. Marcin z Urzędowa podaje wiele własnych, trafnych obserwacji dotyczących ziołolecznictwa.
Następne dzieło to – Zielnik Szymona Syreńskiego wydany w 1613 r. Zielnik ten był już bardzo oryginalny i obejmował 1540 stron. Było to największe dzieło europy i opisywało około 760 roślin. Polskie ziołolecznictwo okresu XVI i XVII wieku używano w większości środków leczniczych, roślinnych, ziół pochodzenia rodzimego. Nieliczne zioła takie jak imbir, cynamon czy pieprz holenderski sprowadzane były z innych krajów np. z Włoch , Francji czy Portugalii.
Zioła dostarczane były przez kupców wędrujących szlakami handlowymi prowadzącymi początkowo przez Morze Czarne aż do Lwowa a od XIV w. przez Lizbonę, gdzie znajdował się jeden z największych targów korzennych tamtych czasów. Był on od wieku XVI do XVIII głównym szlakiem prowadzącym do Gdańska.
Czas Baroku jak i Oświecenia nie przyniósł większych zmian w ziołolecznictwie. Leczono się za pomocą zielników oraz spuścizny z poprzednich okresów, kiedy to był rozkwit ziołolecznictwa. Jedyną różnicą między wcześniejszymi okresami a Barokiem czy Oświeceniem w dziedzinie ziół i ziołolecznictwa to lepszy przekaz informacji już za pomocą druku oraz stopniowy rozwój cywilizacji.
Zioła i ziołolecznictwo okresu drugiej połowy XIX wieku to spadek zainteresowania lecznictwem ziołowym. Wraz z rozwijaniem się nauk przyrodniczych jak i medycyny leki chemiczne wyparły stosowanie ziół. (O dziwo w XXI w. Jest na odwrót)
Osobami najbardziej zasłużonymi w dziedzinie upowszechniania ziołolecznictwa w okresie międzywojennym w Polsce to : Jan Biegański (1863-1939), aptekarz i pionier zielarstwa oraz Jan Muszyński (1884-1957), profesor farmakognozji i uprawy roślin leczniczych a także Wacław Strażewicz (1889—1950). profesor farmakognozji. Z pod jego pióra wyszło wiele prac naukowych i popularyzatorskich, które do dnia dzisiejszego stanowią wartościowe opracowania z zakresu zielarstwa.
Informacje zawarte w artykule są ogólnodostępne i pochodzą z wielu źródeł: książki, Internet ,przekazy ustne. Jest to 1 z 10 części poświęcona Ziołom i ziołolecznictwie w Polsce i na świecie.
http://www.ziola.lap.pl/index.php/ziola-polska-swiat
Zielarstwo w Polsce jest odrębna gałęzią gospodarki i działa w ramach Przemysłu Zielarskiego , podległego Polskiej Izbie Zielarsko-Medycznej.
Zielarskie surowce krajowe pochodzą z upraw oraz ze zbioru roślin występujących w warunkach naturalnych.
Większość gatunków zbieranych roślin rośnie dziko –Jest to stosunek około 130 gatunków dziko rosnących do 60 gatunków z upraw plantacyjnych. Ilościowo więcej roślin pozyskuje się oczywiście z upraw i plantacji.
Znaczenie upraw roślin przeznaczonych do przemysłu zielarskiego ma bardzo duże znaczenie ze względu na ciągle rosnące zapotrzebowanie w m.in. branży farmaceutycznej jak i zielarskiej. Jeśli chodzi o rośliny dziko rosnące jest duży problem ze względu na rozwój gospodarki i zwiększające się zanieczyszczenie środowiska naturalnego.
Postępujące uprzemysłowienie, a także chemizacja rolnictwa powodują zmiany niekorzystne dla roślin dziko rosnących.
Są również i inne przyczyny, dla których przemysł zielarski dąży do zwiększenia powierzchni plantacji ziół. Powodują to m.in. stale wzrastające wymagania pod względem jakości surowca a dokładnie substancji biologicznie czynnych zawartych w roślinach.
Uprawa ziół w przeciwieństwie do zbioru ziół w warunkach naturalnych umożliwia wprowadzenie do hodowli odmian najbardziej wartościowych, które są zbadane pod kątem różnorakich cech przydatności terapeutycznych i przemysłowych.
Badania naukowe nad ziołami i lekami pochodzenia naturalnego prowadzone są w placówkach naukowych oraz przez firmy farmaceutyczne. Dotyczy to nie tylko Polski ale dużych i dobrych firm np. z Indii ( Zioła w niektórych regionach świata są wolne od działań chemii i w nienaruszonym stanie od wielu stuleci)
Rodzimy jak i światowy przemysł zielarski wytwarza obecnie ponad kilka tysięcy gotowych i sprawdzonych preparatów ziołowych.
Dzięki badaniom naukowym w Polsce i na świecie leki i preparaty pochodzenia roślinnego okazują się niejednokrotnie bardziej skuteczne w działaniu niż czysta chemia. Nasze zaufanie do ziół ciągle rośnie i nie bez powodu , gdyż to co przekazała nam medycyna ludowa gromadząca wiedzę o ziołach przez wiele wieków na podstawie obserwacji a ostatnio badań naukowych potwierdza słuszność stosowania ich w życiu codziennym.
http://www.poradnia.pl/historia-ziololecznictwa-zielarki-i-panny-apteczkowe.html
Ziołami leczył się człowiek zanim jeszcze zszedł z drzewa. Jest to więc najstarsza gałąź ludzkiej wiedzy. Pierwszymi farmaceutami były zielarki, wiedźmami zwane. „Wiedzące” budziły podziw i strach, bo źródła ich wiedzy były nieznane. Kiedy jednak ludzie zaczęli racjonalizować umiejętności, nie wystarczała im już wiedza, że coś pomaga; chcieli wiedzieć, dlaczego pomaga. Znalezienie odpowiedzi na to pytanie zajęło mnóstwo czasu, bo farmacja jako nauka pojawiła się dopiero w XIX wieku.
Zielarki w szczególny sposób obecne były w Polsce, a ma to związek z istnieniem niezliczonych ilości dworów i dworków szlacheckich – w Polsce było dziesięć razy więcej szlachty niż w innych krajach Europy, a o wiele mniej miast.
Taki wiejski dwór musiał więc być samowystarczalny. Na miejscu wyrabiano nie tylko wszelkie artykuły spożywcze świeże i konserwowane, ale także materiały i ubrania oraz przedmioty codziennego użytku. Pani domu miała z tym huk roboty, a jakby tego było mało, musiała jeszcze leczyć domowników i chłopów z wszystkich wsi należących do dworu. Do pomocy miała czeladź, a przy opiece nad chorymi „pannę apteczkową” – była to funkcja poważna i nie powierzało się jej byle komu. Ona to otrzymywała klucze do apteczki.
Apteczki były dobrze zaopatrzone i starannie urządzone. W większych dworach przeznaczano im specjalne pomieszczenie, w mniejszych – szafę w spiżarni lub obok niej.
Obszerny opis apteczki domowej z polskiego dworku – pisze Katarzyna Hanisz z Katedry Historii Medycyny i Farmacji AM w Łodzi – można odnaleźć w „Encyklopedii staropolskiej” Z. Glogera, gdzie wspomniano o oddzielnej izdebce służącej do przechowywania leków, a obok nich przypraw, korzeni, konfitur, soków, wódek i likierów.
W zamożniejszych domach i dworach książęcych organizowano większe apteki, które z reguły były zarządzane przez panią domu. Sztuka przygotowywania leków była również domeną kobiet, a profilaktyka i leczenie domowymi sposobami, zgodne z wiedzą wynikającą z doświadczeń, przekazywanych z pokolenia na pokolenie. fachową pomoc. Była to więc wiedza nie byle jaka. Toteż opanowanie wspomnianych umiejętności zapewniało dziewczętom „dobre wyjście” za mąż.
W. Łoziński kreśląc w barwny sposób polski krajobraz z przeszłości, pisał, że w dawnych dworach i dworkach zakładano tzw. wirydarze, łączące cechy ogrodu spacerowego, owocowego (sadu) i kwiatowego (botanicznego). Hodowano w nich zioła lecznicze, z których wytwarzano różne formy leków, m.in.: woski, olejki, wody, octy, konfekty. Apteczka domowa zastępowała prawdziwą aptekę, a składała się prawie wyłącznie z ziół „swojskich”. Wyjątkiem był egzotyczny teriak (driakiew), panaceum na wszystkie choroby. Apteczka miała służyć nie tylko zdrowiu, ale także wygodzie i przyjemności. Dlatego też oprócz leków znajdowały się w niej środki pielęgnacyjne i to, co miłe dla podniebienia, a wiec soki, powidła, wyroby cukiernicze, słodkie wódki oraz marynaty. Potrzebnych surowców dostarczały panny dworskie i kobiety z gminu oraz myśliwi. Z pewnością były to zioła polne i łąkowe, owoce runa leśnego oraz dzika zwierzyna i tłuszcze do produkcji maści i kosmetyków.
„Jest rzeczą szczególną, że choćby wszystkie meble w dworku były skromne, to jednak w dwóch przypadkach robiono wyjątek: kunsztownie urządzano kantorek pana domu oraz apteczkę, którą często nazywano sanktuarium pani domu”.
Julian Ursyn Niemcewicz w opisie domu swego dzieciństwa powiada tak: „Dom ten według dawnego zwyczaju polskiego był z gankiem; z tego ganku wchodziło się do sieni [...]. Z tej sieni na lewą rękę wchodziło się do pokoju wybitego ciemnym obiciem [...] Z tego wchodziło się do sypialnego rodziców moich pokoju, z którego prowadziły jedne drzwi do dziecinnego, drugie do dużego przyjęć. [...] Drzwi z salonu uboczne prowadziły do małej sionki, po lewej ręce była apteczka, pełna wódek, kordiałów, tłuczeńców, pierników, ajeru, konfitur pędzonych i smażonych [...] po prawej stronie korytarz prowadzący do pokoju ojca mego i drugich dwóch, później przybudowanych, dla synów”. Usytuowanie apteczki w samym centrum domu dowodzi, jaką rolę odgrywała. Nie powinno nas dziwić, że w apteczkach znajdowały się konfitury, przyprawy i borsucze sadło, bo wszystko to były – i są – środki lecznicze. Nalewki, skuteczne na niestrawności i przeziębienia, paniom pomagały na migrenę, a panom na kaca, bo po dworach piło się tęgo, szczególnie w karnawale.
To, że opieką zdrowotną zajmowały się kobiety, wcale nie było typowe dla wszystkich kultur, tylko dla słowiańszczyzny, a wśród Słowianek pierwsze były Polki. Objęcie tą opieką wszystkich chłopów przynależnych do dworu, było zjawiskiem charakterystycznym wyłącznie dla Polski, gdzie indziej w ogóle nieznanym. W XVI stuleciu, a po części i w następnych, przez „dwór” rozumiano u nas wszystko, co się w obrębie całej tej jednostki terytorialno-społecznej skupiało.
Panny apteczkowe czerpały wiedzę z dwóch źródeł. Z cieszących się wielkim uznaniem książek medycznych Stefana Falmirza – zaufanego pisarza na dworze Tęczyńskich i Szymona Syreniusza – od 1590 r. profesora Akademii Krakowskiej. Posiadanie tych książek – mimo bardzo wysokiej ceny – było ambicją każdego szlachcica. A także od zielarek, z którymi spotykały się w czeladnej, by odebrać zamówione zioła oraz inne ingrediencje i przy tej okazji zaznajamiały z zasadami lecznictwa ludowego. W czasach saskich modne stały się raptularze zawierające silva rerum – las rzeczy wszelakich, a właściwie groch z kapustą, jak mówili kpiarze. Bo rzeczywiście można w nich było znaleźć obok recepty „na bolenie zębów” wiersz miłosny, a obok przepisu na konserwowanie ogórków informację o uderzeniu kulistego pioruna.
Ten rodzaj lecznictwa utrzymał się aż do drugiej wojny światowej, bo choć lekarze pojawiać się zaczęli na wsiach w XIX wieku, nie cieszyli się dobrą opinią. Pomocy szukano we dworze, dopiero gdy te metody zawiodły i chory był umierający, wzywano lekarza. Utarł się nawet zwyczaj wzywania go razem z księdzem.
Panny apteczkowe miały tak mocną pozycję, że towarzystwa naukowe, zajmujące się między innymi szerzeniem wiedzy medycznej, zaadresowały do nich spis leków, które powinny się znajdować w każdej apteczce dworskiej. Spis ten ogłoszony w 1844 r. powtórzony został bez zmian w sto lat później.