Niezaspokojona ciekawość, Fan Fiction, Dir en Gray


Niezaspokojona ciekawość

- Spóźnia się - mruknął Die, tasując karty. Kaoru chrząknął ostrzegawczo i gitarzysta z miną niewiniątka odłożył do kupki dwa asy. - Totchi, grasz?
- Mogę zagrać - ziewnął szeroko basista, kręcąc gałką radia. Skrzywili się jak na komendę, gdy z głośników dobiegło upiorne wycie, przemieszane z dudniącymi wstawkami techno.
- Na Boga, wyłącz to - jęknął Kyo, wychodząc z zaplecza z kubkiem kawy. Postawił ją na stole, rozglądając się za papierosami. Kaoru podał mu paczkę, przeszukując kieszenie. Nie znalazłszy zapalniczki, spojrzał złym wzrokiem na basistę.
- Totchi, ty cholerny kleptomanie, oddawaj ogień - zażądał, wyciągając rękę. Toshiya spojrzał na niego ze zdziwieniem, posłusznie sięgając do kieszeni. Die wywrócił oczami, gdy oprócz zapalniczki lidera wyjął z niej jego własną i zapałki Kyo.
- Nie wiem, skąd to się tam wzięło - oznajmił basista z niekłamanym zdumieniem. Die parsknął szyderczo.
- Dlatego to kleptomania, a nie zwykłe złodziejstwo - poinformował go uprzejmie, zapalając papierosa. - Bogowie, niech ta nasza dzidzia wreszcie przyjdzie, odwalmy robotę i chodźmy do domu.
- Widzisz, Daisuke - powiedział złowieszczo Kaoru, patrząc na niego z odrazą. - I to właśnie dlatego nie ty jesteś liderem. Odwalić, przelecieć po łebkach i zapomnieć. Doprawdy, gdybyś ty zechciał się do niektórych rzeczy bardziej przykładać…
- Do przelatywania przykładałem się zawsze - mruknął zaczepnie Die, z przyjemnością obserwując jak twarz Kaoru przybiera odcień buraka. Lider warknął coś niewyraźnie, zrywając się z krzesła i wychodząc z sali. Die uśmiechnął się promiennie do oniemiałych kolegów i wyszedł za nim, leniwie oblizując usta. Toshiya pokręcił głową, widząc jego wzrok bezczelnie wlepiony w tyłek lidera.
- Powiedz mi - zaczął z zadumą Kyo - czy oni ze sobą sypiają?
- Nie mam pojęcia - odparł basista równie zamyślonym tonem. - Myślisz…?
- Jeśli nie, to Kaoru długo już nie wytrzyma - powiedział dobitnie wokalista - i zerżnie go tak, że mu się tego całego dziwkarstwa odechce.
- Ale on tak tylko do niego, co? Patrz, jaki chojrak. Gdyby Kaoru choć raz tak na mnie popatrzył…
- Marne szanse - stwierdził Kyo, dopijając kawę. Zdziwiony przedłużającym się milczeniem basisty spojrzał na niego badawczo. - Co?...
- Sugerujesz - zaczął Toshiya nienaturalnie spokojnym głosem. - Że ja nie jestem tak atrakcyjny jak Die…?
Kyo patrzył na niego przez chwilę szeroko otwartymi oczami. Gwałtownie zamrugał.
- Co ty pieprzysz, Totchi? - jęknął rozpaczliwie, pukając się w czoło. - Mowa była o wzroku zabiję-cię-i-nie-uciekniesz, nie o wzroku zerżnę-cię-i-dlatego-zostaniesz! A tak swoją drogą to ciekaw jestem… - urwał, zamyśliwszy się głęboko. Naburmuszony wciąż Toshiya zerknął na niego z ciekawością.
- Czy co?
- Nie zastanawiałeś się nigdy, jak to jest z Shinyą? - wypalił Kyo, uśmiechając się szeroko. Toshiya zmarszczył brwi, postukując palcem w paczkę papierosów.
- Jak jest się z nim pieprzyć? - upewnił się, wyciągając dwa i podając jednego Kyo. Wokalista zapalił, odchylając głowę do tyłu.
- Nie tyle pieprzyć - wyjaśnił po chwili - co z jego orientacją, w ogóle. On jest hetero?
- A wiesz, nie mam pojęcia - zdziwił się basista. - Widziałeś go z jakąś babą kiedyś? - spytał badawczo po chwili. Kyo pokręcił przecząco głową.
- Ale z facetem też nie… a nie, czekaj! - ucieszył się nagle, prostując się na krześle. - Ty pamiętasz, jak mieliśmy tę durną sesję?
- Którą? - zapytał nieufnie Toshiya. - Trochę sesji mieliśmy, wszystkie tak samo durne. Bo?
- Kiedy to było… - zastanowił się Kyo, przygryzając wargi. Basista pomyślał nagle, zupełnie niespodziewanie dla samego siebie, że Kyo ma ładne usta. - Jakoś w zeszłym roku chyba?... Nieważne, chodzi mi o tę, na której Kaoru o mało nie pobił tego gościa z techników, pamiętasz?
- Było coś takiego… - przytaknął Toshiya. - Z tego co pamiętam, to Die poleciał go powstrzymywać, a w końcu sam facetowi przywalił. I?
- A wiesz, za co? Napaleniec się do Shina dobierał.
Toshiya patrzył na niego w milczeniu, przetrawiając zasłyszane informacje.
- I to, że facet na niego leciał ma świadczyć o tym, ze on na facetów leci? - spytał z niejakim niedowierzaniem.
- E tam - zniecierpliwił się wokalista. - Chodzi mi o to, co było potem…
- W ten sposób opowiesz mi cały życiorys Shinyi…
- Jak mi będziesz nieustannie przerywał, to nic ci nie powiem! - warknął Kyo, odwracając się ostentacyjnie plecami do niego. Toshiya zwalczył w sobie nagłą ochotę by podejść do niego i przytulić do siebie oporne ciało.
- Przepraszam - powiedział pokojowo, opierając twarz na dłoni. Przesunął powoli spojrzeniem po sylwetce wokalisty, zatrzymując wzrok na dłoni, szarpiącej nerwowo jakąś nitkę od swetra. Kyo miał piękne dłonie, o długich, smukłych palcach. Toshiya uśmiechnął się lekko, przypominając sobie początki ich fanservice'u, które narodziły się tyleż nagle, co niespodziewanie, kiedy to Kyo, występujący wówczas w roli seksownej nimfetki, zaopatrzony został również w adekwatne do wizerunku, szkarłatne pazury. Kiedy przebiegał na scenie koło Daisuke, zawadził jednym z tych koszmarnych tipsów o jego ażurowy sweter, niemal wywracając się w biegu. Zaalarmowany morderczym spojrzeniem lidera, zerknął gorączkowo na publiczność i przytulił się do pleców gitarzysty, walcząc z nadłamanym paznokciem. Pisk, jaki rozległ się wówczas ogłuszył ich na kilka dobrych chwil, a Toshiya, łapiąc spojrzenie równie jak on sam zdezorientowanego lidera, parsknął śmiechem, zastanawiając się nad złożoną duszą nastoletniej fanki, która kochając się w wokaliście, najchętniej zobaczyłaby go w łóżku z kolegą z zespołu. Od tamtego momentu `uśmiechy w stronę fanów' były coraz częstsze, a nawet - jak stwierdził kiedyś, patrząc na Die'a, ocierającego się sugestywnie o pośladki lidera - coraz bardziej maskujące. Sam także, wymawiając się entuzjazmem publiczności, wykorzystywał to, by choć na scenie przytulić się do Kyo, czy nawet go objąć. Kiedyś, pomagając mu wstać po upadku - Kyo chwycił jego wyciągniętą dłoń i, zataczając się w jego ramiona, musnął przelotnie wargami jego usta. Nigdy potem o tym nie mówili, Kyo od razu po zejściu ze sceny pomaszerował do pokoju, trzaskając po drodze drzwiami, a on został, z palącymi policzkami i łomotem krwi w uszach, nie dowierzając sobie, ani swoim odczuciom. Potrząsnął głową z rozbawieniem, wracając do rzeczywistości, gdy wokalista stanął przed nim opierając dłonie na biodrach.
- Nie było w nim tego zdziwienia, wiesz? To znaczy było zdziwienie faktem, że się ktoś nachalnie dobierał, ale nie, że akurat facet.
- Myślisz, że nasza zespołowa dzidzia lubi chłopców?
- Przepraszam za spóźnienie! - krzyknął od progu Shinya, z impetem wchodząc do sali. Zdezorientowany zatrzymał się w drzwiach, wodząc spojrzeniem od basisty do wokalisty. - O - zauważył inteligentnie - a gdzie chłopaki?
- Poszli zapalić - zbył go Kyo, odgaszając jednocześnie papierosa. Perkusista popatrzył na niego dziwnym wzrokiem, ale się nie odezwał. - Shin, tak się właśnie zastanawialiśmy…
- Nad? - zapytał Shinya, marszcząc brwi. Odruchowo założył ręce na piersi w obronnym geście, gdy wpatrzyli się w niego z zachłanną ciekawością.
- Co tak wali? - zainteresował się nagle Toshiya, unosząc się z krzesła. Z głębi budynku dobiegało miarowe, jednostajne stukanie. Zaintrygowany Kyo wyjrzał na korytarz, po czym postąpił kilka kroków ku źródle dźwięków. - Co się tam dzieje? Haloooo!
- Nie drzyj się tak i nareszcie - dobiegł ich przytłumiony, ale wyraźnie zirytowany głos Kaoru. - Otwórzcie te cholerne drzwi, klamka mi odpadła!
Kyo parsknął śmiechem, podchodząc do drzwi i z zastanowieniem popatrzył na drugą część klamki, leżącą i po tej stronie. Schylił się, podnosząc ją i usiłując wsunąć w otwór. Drzwi pozostały zamknięte.
- Cóż, jest pewien drobny kłopot - powiedział ostrożnie Toshiya, zaglądając mu przez ramię. - To znaczy, obawiam się… hm, sami cię nie wyciągniemy… Ale się nie denerwuj! - zawołał pospiesznie, zanim Kaoru zdążył na nich nawrzeszczeć. - Zaraz zadzwonię po pogotowie techniczne i cię wyciągną…
- Was - mruknął Kaoru.
Przez chwilę panowała cisza.
- Co?... - spytał szalenie inteligentnie Kyo, patrząc się na drzwi jak na obcego. - Was…?
- No nas - mruknął zza drzwi rozbawiony Die. - Która godzina?
- Dochodzi dziewiąta - powiedział Shinya, zerkając na zegarek.
- O, Shin, jesteś już - ucieszył się nie wiadomo z czego Die, po czym rozległo się jakieś gorączkowe szeptanie.
- Od której przyjmują zgłoszenia w niedziele? - zapytał Kaoru nienaturalnie spokojnym głosem, a Kyo zachichotał.
- Za półtorej godziny - poinformował go radośnie. - Mści się twój sadyzm, lider-sama.
- Jak wyjdę, zamorduję - obiecał solennie Kaoru, przeczekawszy wybuchy śmiechu. - Na litość boską!... - jęknął nagle.
- Co się stało? - przeraził się Toshiya, starając się zajrzeć przez dziurkę od klucza. Kyo złapał go za ramię, próbując odciągnąć. - Kao?...
- N… nic - tym razem jęk lidera był niższy i zdecydowanie rozmarzony. Toshiya oderwał się od drzwi, ciągnięty za rękaw przez wokalistę.
- Totchi - tłumaczył Kyo jak małemu dziecku - nie trzeba im przeszkadzać. - Oni tam, ten, no…
- Uprawiają seks - wyjaśnił oniemiałemu basiście Shinya obojętnym głosem. Ziewnął szeroko i potarł dłonią czoło. - Chce ktoś kawy?

- Shinya? - zagadnął wokalista, mieszając w swoim kubku. - A jak tam twoja narzeczona?
- Nie mam narzeczonej - powiedział perkusista nieuważnie, odwijając z papierka czekoladowy baton. Na głodne spojrzenie basisty westchnął, odłamując mu kawałek. - Czy ty musisz mi wszystko zawsze zjadać? - spytał z wyrzutem.
Toshiya pospiesznie przełknął słodycz i zaprotestował z oburzeniem.
- Kiełków ci nie tykałem - wytknął z triumfem, strzepując okruszki ze swetra. - Nie lubię.
- Szkoda, że ja też nie - westchnął Shinya.
Przez chwilę siedzieli w milczeniu. Toshiya wzdrygnął się lekko, gdy gdzieś z czeluści korytarza dobiegł ich głośny, krótki krzyk Die'a.
- Ile oni tak mogą? - mruknął z niechętnym podziwem. - Zatrzasnęli się przeszło godzinę temu.
- Długo najwyraźniej - skwitował Kyo i parsknęli śmiechem. Wokalista zmrużonymi oczami obserwował, jak Shinya wyciąga przed siebie nogi i zaczyna przegladać leżące na stole nuty. - Shin-chan?
- Hm? - wymruczał perkusista, pochłonięty odcyfrowywaniem bazgrołów Toshiyi. - Coś ty tu napisał? To jest górne czy dolne cis?
- Górne - zawyrokował basista, zaglądając do kartek. - A dalej nie wiem - zastrzegł się, uprzedzając ewentualne pytania. - Dalej Die spisywał.
- Shin! - ponaglił Kyo, wyrywając mu z rąk kartki. Perkusista powoli spojrzał na niego, zabierając mu je z powrotem. - A kobieta?
- Jaka? - spytał śmiertelnie zdumiony Shinya, mimowolnie rozglądając się dookoła.
- No twoja - powiedział Kyo niemalże oskarżycielsko, celując w niego palcem. Shinya przez chwilę wpatrywał się w niego z osłupieniem, a potem odchylił się do tyłu na krześle, splatając dłonie za głową i wybuchnął szczerym, głośnym śmiechem.
- A kto ci powiedział, Kyo-kun - wykrztusił, nie zwracając uwagi na oburzone prychnięcie wokalisty i skonsternowane spojrzenie Toshiyi - że ja mam kobietę?
- A nie masz? - zainteresował się basista, patrząc na niego z ciekawością. Zanim rozbawiony perkusista zdążył odpowiedzieć, na dole dało się słyszeć warkot silnika i wychylający się przez okno Kyo dostrzegł furgonetkę ekipy technicznej.

Epilog

Shinya przystanął przy regałach z winami, uważnie lustrując etykiety. Z trudem wspiął się na palce, usiłując uchwycić stojącą wyżej butelkę. Nad jego ramieniem pojawiła się ręka Die'a i gitarzysta bez trudu zdjął z półki pożądany trunek, krzywiąc się z niesmakiem.
- Wytrawne? - zapytał z niechęcią, oddając łup Shinyi i sięgając po półsłodkie. - Jak można to pić, do dziś nie rozumiem.
- Ja też nie - zgodził się z nim Kaoru, dorzucając do wyładowanego już wózka karton papierosów.
- Ja nie rozumiem, jak można truć się tym świństwem - odgryzł się im perkusista, popychając wózek do kasy. - Mamy wszystko?
- Koperek jest, śmietana i majonez… chyba tak. Będzie pyszna sałatka z paluszków krabowych - zaraportował radośnie Die, podając mu portfel.
- A wziąłeś, kochanie, kraby? - zapytał podejrzliwie lider, lustrując zawartość koszyka. Shinya pogrzebał w wiktuałach, wyciągając z trudem zamrożoną paczkę.
- Skorupiaki odhaczone - potwierdził, patrząc ze zdziwieniem na niebieskie, podłużne pudełko, leżące na samym dnie. - Co to jest? - spytał nieufnie, oglądając opakowanie.
- Komplet ekskluzywnej bielizny z francuskiej serii - wyszczerzył się Die. - Totchi kiedyś mówił, że marzy mu się a znaleźć nie może.
- A właśnie - powiedział konspiracyjnie Shinya, ściszając głos. - Oni się dziś strasznie dziwnie zachowywali, Kyo i Totchi… zadawali jakieś dziwne pytania i… Kaoru - syknął nagle, wyciągając z wózka drugie, identyczne opakowanie - a to?
- A to dla ciebie - mruknął mu do ucha lider, owiewając je gorącym oddechem. Shinya zadrżał, przymykając oczy i czując jednocześnie dłoń Die'a, gładzącą jego pośladek. - Musimy ci jakoś wynagrodzić to dzisiejsze odosobnienie. To mówisz, ze o co chciał zapytać Kyo?...



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Gdy coś we mnie umiera, Fan Fiction, Dir en Gray
Sweet, Fan Fiction, Dir en Gray
Umysł typowo humanistyczny, Fan Fiction, Dir en Gray
Miłość Gorąca Jak Benzyna Płonąca, Fan Fiction, Dir en Gray
Die uświadomiony, Fan Fiction, Dir en Gray
Cena, Fan Fiction, Dir en Gray
Pierwsze wyjście z mroku, Fan Fiction, Dir en Gray
Po prostu odszedł, Fan Fiction, Dir en Gray
Na skrzyżowaniu słów, Fan Fiction, Dir en Gray
Platinum Egoist, Fan Fiction, Dir en Gray
Fever, Fan Fiction, Dir en Gray
Drain Away, Fan Fiction, Dir en Gray
Pierwszy pocałunek, Fan Fiction, Dir en Gray
W naszym zawodzie, Fan Fiction, Dir en Gray
Są takie noce, Fan Fiction, Dir en Gray
Perwersja o smaku truskawek, Fan Fiction, Dir en Gray
No nie, Fan Fiction, Dir en Gray
Wszystko inaczej, Fan Fiction, Dir en Gray
Sprawdź mnie, Fan Fiction, Dir en Gray

więcej podobnych podstron