Są takie noce, Fan Fiction, Dir en Gray


„Są takie noce...”

Są takie noce
od innych łaskawsze,
kiedy się wolno wygłupić,
wolno powtarzać „nigdy” i zawsze,
wolno słowami się upić,
tylko nie wolno tej nocy pod różą
okraść, okłamać, oszukać,
bo się już będzie
odtąd na próżno
bezsennej nocy tej szukać...
Szukam wiatru w polu,
zapomnianych słów
śladu łez w kąkolu,
przedwczorajszych bzów.
Szukam wiatru w polu,
jak to trwa i trwa,
chociaż oczy bolą,
szukam w niebie dna...

- Shinya, chodź do nas!
- Kao...!
- A daj mu spokój, on stateczny, za stare kości na bieganie po łąkach, pląsanie jaskierków...
- Kwiatki to jaskierki. Jaskierki kwiatki, znaczy się. Pląsają ci?
- Idiota. Shinyaaaa!...
- Zostaw to...! Weź większą, nie umrzesz, a doczołgasz! Ten gruby, gruby, kretynie!
- Odłóż ten patyk, oko komuś wydłubiesz! I nie machaj tym nożem, mam go przecież!
Patrzyłem na nich, osłaniając oczy przed żarem ogniska. Czerwona czupryna Die'a błyszczała jak miedziany rondel, cienkie nitki babiego lata zaplątały się w bezlistnych gałęziach. Stałem oparty o drzewo, paląc, głęboko zaciągając się dymem.
- ... zostaw mnie, ty orangutanie bezmózgi!...
- Totchi, gdzie masz zapałki? Jak mam to rozpalić, jak zapałek nie wziąłeś.
- Przecież się pali...
- Ognisko, durniu! W ognisko ją wsadzisz?
- A nie można?
- Ja już wiem, czemu to Kyo wsadza tobie... Jeszcze raz mnie walniesz, jak Boga kocham, napcham ci tego pierza do gęby!!!
Uparli się na pieczenie gęsi w glinie. Nie miałbym nawet i obiekcji, gdyby nie to, że gliny nie było, gęsi też nie i Die obskubywał z piór kuropatwę. A Kyo mieszał glinę.
- Dieeeee!... Zapalniczka!
- Zdecyduj się, zapalniczka, czy Die...
- Moja babcia tak mówiła, jak ktoś nie chciał się napić... „dziękuję, jestem samochodem”, a ona, że myślała, że człowiekiem.
- Przywalić ci?
Raczej wyczułem, niż zobaczyłem, że na mnie spojrzał. Leniwym, powolnym krokiem, który zawsze przywodził mi na myśl stąpającego ostrożnie kota, zbliżył się do mnie. Stał tak, z głową przechyloną lekko w bok, mrużąc zabawnie oczy.
- Nie przyjdziesz?
- Idę już... zamierzacie naprawdę te nieszczęsną przepiórkę piec?
- Kuropatwę. Kyo się uparł, że chce, a jak się uprze, to koniec, nie ruszymy się, dopóki nie zagrzebiemy tej padliny w popiele.
- Nie można samych ziemniaków? Co on, uraz do kartofli ma?
- A się od buraków wyzywają...
Usiedliśmy koło ognia, bezczelnie zajmując karimatę basisty. Plecami oparłem się o bok samochodu, Die natychmiast władował się mi na kolana, niewiele sobie robiąc z moich narzekań. Zresztą, dużo warte narzekania popierane pocałunkami. Czasem podejrzewam, że gdyby zachciało mu się mojej głowy, przyniósłbym mu ją w zębach, obwiązana cholerną kokardką. Ognisko płonęło coraz jaśniej. Gdzieś z daleka słychać było pokrzykiwania Toshiyi i Shina, zbierających tyle zawzięcie, co bezskutecznie w tych ciemnościach na oko wykol, drewno. Kyo podśpiewywał pod nosem, rozbełtując w misce glinkę, mieszaną pałeczką Shinyi. Z odchyloną do tyłu głową, czując miękkie wargi Daisuke na swojej szyi, wpatrywałem się w niebo. Gwiazdę już mu dałem. Dokładnie na drugą rocznicę naszego bycia-niebycia uroczyście wpisałem jego imię do światowego rejestru gwiazd.

*****

Są takie noce
od innych ciemniejsze,
kiedy się wolno rozpłakać,
wolno powtarzać słowa najświętsze,
mówić o wróżbach i znakach,
tylko nie wolno tej nocy pod różą,
okraść, okłamać, oszukać,
bo się już będzie
odtąd na próżno
bezsennej nocy tej szukać...

Czasem mnie to przerażało. Nadal mnie to przerażało, bądźmy szczerzy. Uzależniłem się od niego, z każdym dniem kochałem go coraz mocniej, jakby chcąc zatrzeć głupie kłótnie, niepotrzebne słowa, szyderczy śmiech i trzaśnięcia drzwiami. Zatrzeć pustkę, którą wypełnił. Z każdą chwilą, minutą, czułem, że przepadam, pogrążam się w tym uczuciu, bez odwrotu, bez możliwości ucieczki. Że kocham taką obłąkaną, dziką miłością, którą czasem tylko krok dzieli od szaleństwa. I gdyby odszedł, pewnie bym oszalał. Zamruczał coś niewyraźnie, sadowiąc się wygodniej i grzebiąc giętką gałązką w piasku. Niewyraźne linie, jakieś wijące się zygzaki. Pokazywał mi rysunek, szczerząc zęby, jak małe dziecko, dumne z pierwszej laurki. Wtulając twarz w pachnące dymem ogniska włosy, czułem jak szybko, nierówno, bije mi serce.
Nawet jak szliśmy w to szaleństwo, to nadal przecież razem.
- Kocham cię, kocham cię, kocham cię, kocham... - mógłbym powtarzać w nieskończoność. Magiczne słowa, talizman zaklinający szczęście, zabijający głupi, niepotrzebny strach. Śmiał się, kiedy mu powiedziałem, że go kocham. I płakał.
- Kocham cię - szeptał, ciaśniej obejmując mnie ramionami. Uwierzyłem wtedy, ze kłamstwo nie zawsze ma rację bytu. Że czasem szczęście może być prawdziwe. Że może być. Że... jest.

*****

Ognisko dogasało, a gęś w ciele kuropatwy, czy innego ptaka, skwierczała nieprzyjemnie. Shinya prawie spał, owinięty kocem, ukołysany whisky, przywiezioną przez naszego, jakże sprytnego, wokalistę. Odkąd mu powiedziałem, że namioty są dwa, a ja im dwójki nie oddam, rozmyślał nad możliwością pozbycia się Shinyi. Totchi też dobry... Grzebiący do tej pory ponuro w żarzących się gałęziach, jakby nagle oprzytomniał, przylegając do Kyo w momencie, gdy Shinya zaczął pochrapywać. Chłodna dłoń Die'a wślizgnęła się bez wahania w moje spodnie. Zacisnął na mnie palce, zaglądając mi w twarz błyszczącymi oczami. Schyliłem się do jego ust, zaciskając palce we włosach, przyciągając go do siebie. Mój.
- Mój... - mówił cicho, zaklinając w słowach to, co było najważniejsze, tę miłość.

*****

Szukam wiatru w polu,
zapomnianych słów,
śladu łez w kąkolu,
przedwczorajszych bzów.
Szukam wiatru w polu,
jak to trwa i trwa,
chociaż oczy bolą,
szukam w niebie dna...
*

Epilog

Skrzywił się, trącając czubkiem buta zaskorupiałe zwłoki przepiórki. Glina odpadała płatami, odsłaniając zwęglone resztki piór, spalony na węgiel grzbiet i absolutnie surowy spód. Pociągnął spory łyk mineralnej, resztę wylewając na tlące się resztki. Zasyczało, gdy rozgniatał je butem. Ciemne wierzchołki drew kołysały się delikatnie, falując na wzór gigantycznej zasłony. Założył ręce z tyłu, zmrużonymi oczami patrząc w rozgwieżdżone niebo. Z namiotu Kyo i Toshiyi, z którego dobrowolnie wyemigrował na początku, dochodziły mniej lub bardziej zagłuszane jęki, sugerujące, ze ktoś zbliża się do orgazmu.
Z namiotu gitarzystów dochodził szmer cichej rozmowy, przerywanej głośniejszymi wybuchami śmiechu. Ostry krzyk Die'a, który obudził go parę minut temu, ucichł natychmiast, pożarty, jak się domyślał, zachłannymi wargami lidera.
Z uśmiechem pochylił się nad zadeptanym, pokracznym sercem, z wypisanymi w nierównym rządku, koślawymi literami. „Kaoru Niikura + Daisuke Andou = Wielka Nieskończona Miłość”
... wciąż uśmiechając się do siebie, wsunął się do samochodu, zwijając na tylnym siedzeniu. Niebieski wyświetlacz komórki fosforyzował, gdy wystukiwał pośpieszne słowa sms-a. Kolejne „kocham”, kolejne „tęsknię”... kolejne, nieodzowne. Bo można kochać metodą w szaleństwie. I lepiej tego kochania żałować, niż żałować, ze się nie kochało, na tyle mocno, by w to szaleństwo skoczyć. I, jak zakończenie z dziecięcej bajki, napłynęły słowa - już na zawsze.

* słowa przytoczonego wiersza Agnieszki Osieckiej, „Szukam wiatru w Polu”.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Gdy coś we mnie umiera, Fan Fiction, Dir en Gray
Sweet, Fan Fiction, Dir en Gray
Umysł typowo humanistyczny, Fan Fiction, Dir en Gray
Miłość Gorąca Jak Benzyna Płonąca, Fan Fiction, Dir en Gray
Die uświadomiony, Fan Fiction, Dir en Gray
Cena, Fan Fiction, Dir en Gray
Pierwsze wyjście z mroku, Fan Fiction, Dir en Gray
Po prostu odszedł, Fan Fiction, Dir en Gray
Na skrzyżowaniu słów, Fan Fiction, Dir en Gray
Platinum Egoist, Fan Fiction, Dir en Gray
Fever, Fan Fiction, Dir en Gray
Drain Away, Fan Fiction, Dir en Gray
Pierwszy pocałunek, Fan Fiction, Dir en Gray
W naszym zawodzie, Fan Fiction, Dir en Gray
Perwersja o smaku truskawek, Fan Fiction, Dir en Gray
No nie, Fan Fiction, Dir en Gray
Wszystko inaczej, Fan Fiction, Dir en Gray
Sprawdź mnie, Fan Fiction, Dir en Gray
Niech mówią, Fan Fiction, Dir en Gray

więcej podobnych podstron