"Dzieła sztuki nigdy nie przyjmujemy jako zrozumiałego samo przez się; widzimy je zawsze na tle jego prekursorów i poprzedników." Przywołując 2-3 utwory literackie uzasadnij tezę sformułowaną przez Brotskiego lub podejmij polemikę.
Sztuka to jedno ze świadectw niesłychanego rozwoju naszego gatunku. Nasi przodkowie, których losy giną gdzieś w pomroce dziejów, nie znali takiego terminu. Dla nich liczyło się tylko to, co było niezbędne do przetrwania - woda, pożywienie, ogień, schronienie przed deszczem. Ich życie ograniczało się tylko do tych podstawowych potrzeb. Ale zapewnienie sobie tego minimum, niezbędnego do jakiejkolwiek egzystencji, stanowiło tak duży problem, że absorbowało pierwszych ludzi przez całe życie. Przetrwanie stawało się swojego rodzaju sztuką - sztuką, która zajmowała praczłowiekowi wszystkie jego dni. Człowiek jednak nie zatrzymał się na tym etapie i zrobił krok do przodu. Potrafił zorganizować życie tak, że przetrwanie stawało się coraz bardziej oczywiste. Wspólnoty, które powoli przekształcały się w państwa, zapewniały jednostce bezpieczeństwo i to niezbędne do życia minimum, o które wcześniej trzeba było toczyć ciężkie boje. Człowiek miał coraz więcej czasu dla siebie. W związku z tym zaczął zadawać sobie pytania. Początkowo proste, z czasem stawały się trudniejsze, aż w końcu dotknęły spraw, na które nie sposób było znaleźć odpowiedzi. Człowiek zaczął prócz potrzeb fizycznych odczuwać także potrzeby intelektualne, a potem także duchowe. I tak oto narodziła się sztuka - jeden ze sposobów odpowiedzi na trudne pytania, ale również sposób na zaspokojenie rodzących się właśnie potrzeb duchowych. Sztuka jest więc zjawiskiem nierozłącznie złączonym z naszym rozwojem i jest tego rozwoju świadectwem.
Sztuka, jak już stwierdziliśmy, może być odpowiedzią na trudne pytania, może także wywoływać pewne emocje, skłaniać do refleksji, lub po prostu pozwalać na chwilowe zapomnienie i oderwanie się od kręgu codziennych spraw. Ale żeby sztuka spełniła którąkolwiek z tych funkcji, musi być we właściwy sposób odebrana, czyli, innymi słowy, zrozumiana. Sztuka, która nie jest rozumiana staje się bezużyteczna dla odbiorcy. Dlatego bardzo poważnym problemem jest zrozumienie sztuki. Zrozumienie - czyli dostrzeżenie tego, co artysta chciał nam przekazać, uchwycenie przesłania jakie niesie ze sobą dane dzieło. Na zrozumienie składa się bardzo wiele czynników - znajomość realiów w których artysta tworzył; znajomość tematyki podejmowanej w epoce, w której twórca żył; znajomość jego artystycznego programu. A nawet to nie wystarcza, bo potrzebna jest jeszcze pewna wrażliwość na czytane słowo - cecha indywidualna i bardzo trudna do zdefiniowania. O tym w jaki sposób zrozumieć dzieło sztuki, można by pisać bardzo długo, a i tak praca byłaby niepełna. Ale ja zajmę się tylko jedną kwestią związaną z tym tematem, a mianowicie spróbuje odpowiedzieć na pytanie, czy dzieło sztuki można rozumieć samo przez się, czy może niezbędna do zrozumienia jest znajomość jego prekursorów i poprzedników ? To dość interesująca i warta rozważenia kwestia.
Teza, jakoby dzieła sztuki nie można było rozumieć samego w sobie, jest bardzo kontrowersyjna, ale nie pozbawiona racji. Dlaczego kontrowersyjna ? Bo zazwyczaj traktujemy każde dzieło jako osobną część sztuki i wydaje nam się, że jest ono zrozumiałe bez jakiejś wiedzy wykraczającej poza ramy danej powieści, dramatu, obrazu etc. Tymczasem bardzo często nieświadomie, wręcz automatycznie, łączymy dzieło z szeregiem elementów znanych z innych utworów, do których to elementów dany utwór nawiązuje. Robimy to, nie zdając sobie nawet z tego sprawy. A potem wydaje nam się, że dzieło jest niezależne od swoich prekursorów, czy poprzedników, tymczasem ono splata się z nimi całą siecią zależności.
Zanim jednak udowodnię, posługując się konkretnymi przykładami, prawdziwość tej tezy, muszę stwierdzić, że w pewnym stopniu jest ona również kłamstwem. "Dzieła sztuki nigdy nie przyjmujemy jako zrozumiałego samo przez się; widzimy je zawsze na tle jego prekursorów i poprzedników" - w tym zdaniu ukryta jest zarówno prawda, o której już pisałem, jak i fałsz. Kluczowe jest tu krótkie, ale brzmiące bardzo mocno słówko "nigdy". To jedno słowo sprawia, że teza staje się nonsensem. "Nigdy" - oznacza w tym wypadku, że nie ma dzieł, które mogą być rozumiane same przez się. Dlaczego to zdanie jest nonsensem ? Bo nawet posługując się prostą logiką musimy dojść do wniosku, że aby takie zdanie było prawdziwe musiałaby istnieć nieskończenie wielka liczba dzieł sztuki, z których każde byłoby poprzedzane przez jeszcze wcześniejsze. A to, ze względu choćby na logikę, jest niemożliwe. Ale nawet nie posługując się logiką można udowodnić nieprawdziwość tej tezy. Otóż po pierwsze, istnieją takie dzieła jak choćby Biblia, czy Mitologia, które choć poprzedzane przez dzieła jeszcze wcześniejsze, są rozumiane "same przez się". Już sam fakt, że dzieła te zawierają archetypy i toposy, świadczy o tym, że nie mogą być one poprzedzane przez żadne inne "pomagające w zrozumieniu" utwory. Innymi słowy, uważam, że istnieje cały szereg utworów, które stanowiły "punkty wyjścia" dla późniejszej sztuki, i te "punkty wyjścia" były rozumiane bez potrzeby sięgania po jakieś inne, wcześniejsze dzieła.
Drugim słówkiem, które sprawia, że dosłownie zacytowana teza jest fałszywa, jest słowo "prekursor". Otóż uważam, że o ile odwoływanie się do poprzedników, czyli dzieł wcześniejszych o podobnej tematyce, może pomóc w zrozumieniu tekstu, obrazu, rzeźby etc., o tyle odwoływanie się do prekursorów, czyli dzieł które legły u podstaw danego gatunku, moim zdaniem nie pomaga w zrozumieniu danego dzieła. Pierwszy stworzył sonet Petrarca, prekursor tego gatunku - nie znaczy to jednak, że aby zrozumieć wymowę późniejszych sonetów, muszę się koniecznie zapoznać z twórczością Włocha. Owszem - czasem znajomość prekursora może nam pomóc zrozumieć dlaczego artysta przyjął konkretną formę, rzadko jednak pomaga nam to w zrozumieniu sensu utworu. Dlatego też moim zdaniem teza, którą można udowodnić nie powinna brzmieć: "Dzieła sztuki nigdy nie przyjmujemy jako zrozumiałego samo przez się ; widzimy je zawsze na tle jego prekursorów i poprzedników" lecz raczej "W rozumieniu dzieła sztuki bardzo często pomaga nam, a czasem jest wręcz niezbędna, znajomość jego poprzedników i tekstów do których utwór się odwołuje". I taką, nieco zmodyfikowaną tezę, spróbuje udowodnić.
Zanim przejdę do utworów literackich, które są świadectwem prawdziwości takiej tezy, chciałbym zasygnalizować, że teza ta dotyczy wszystkich dzieł sztuki - nie tylko sztuki pisanej, ale również wszystkich sztuk plastycznych. Przykładów jest bardzo wiele, ale ja poprzestanę na jednym. Otóż XVI-wieczny malarz flamandzki - Peter Brueghel - namalował obraz zatytułowany "Upadek Ikara". Obraz ten jest przykładem na to, że czasem, bez znajomości utworu do którego dane dzieło się odwołuje, nie sposób zrozumieć intencji artysty. Bo cóż powiedziałby o tym obrazie człowiek nie znający mitycznych losów Ikara ? Przede wszystkim nie byłby w stanie zrozumieć tytułu, gdyż na obrazie trudno dostrzec jakikolwiek upadek. A po przyjrzeniu się obrazowi uznałby, że jest to pozbawiona jakichkolwiek głębszych treści scena, przedstawiająca zwykły krajobraz, ze zwykłymi ludźmi, wykonującymi zwykłą pracę. Tymczasem obraz Brueghela to przecież śmiały manifest przeciw destrukcyjnemu marzycielstwu, który wyraźnie wynosi trud codziennego życia przed szalone bohaterstwo jednostek. Ale żeby to zrozumieć, trzeba wiedzieć kim był Ikar . Co więcej - trzeba wiedzieć jaką postawę reprezentował. Dopiero wtedy możemy zrozumieć wymowę dzieła Brueghela. Tak więc jest to przykład dzieła sztuki, które nie może być właściwie rozumiane bez znajomości tekstu, do którego się odwołuje; swojego "poprzednika". Przykłady innych takich obrazów i rzeźb można by mnożyć, ale ja poprzestanę na tym jednym, i przejdę do utworów literackich, gdyż to na ich przykładach mam udowodnić tezę postawioną w temacie, którą ośmieliłem się nieco zmodyfikować
Utworem, który niewątpliwie wymaga od czytelnika odwołania się do swojego "poprzednika", jest "Mistrz i Małgorzata" Michała Bułhakowa. "Mistrz i Małgorzata" to interesujący przykład, głównie z tego powodu, że aby zrozumieć ten utwór można, ale nie trzeba odwołać się do "poprzednika". Wpływa to jednak w zasadniczy sposób na odbiór całego dzieła. Czytelnik, który zupełnie nie zna opisanych w Biblii wydarzeń i postaci - Szatana, Jezusa z Nazaretu, Poncjusza Piłata - przyjmie tą powieść jako utwór tylko i wyłącznie satyryczny, wymierzony w rosyjską rzeczywistość lat dwudziestych i trzydziestych naszego stulecia. Drugą płaszczyznę narracji - tj. wydarzenia, które mają miejsce w Jerozolimie w I w n.e. - przyjmie jako nic nie znaczącą ciekawostkę, element który urozmaica cały utwór. Ktoś, kto nie zna faktów biblijnych, najprawdopodobniej nie zrozumie też podwójnej roli Szatana "tej odwiecznej siły, która wiecznie zła pragnąc wieczne czyni dobro". Roli która wynika po części z pochodzenia króla piekieł (tylko osoba znająca fakty biblijne będzie wiedziała, że Szatan jest upadłym aniołem). Nie znaczy to, że czytelnik nie znający Biblii nie zrozumie wymowy tego utworu - otóż jak już pisałem, nawet bez znajomości Pisma Świętego można uchwycić satyryczne zabarwienie powieści i zrozumieć, że jest to krytyka i wyszydzanie systemu panującego w bolszewickiej Rosji. Ale dopiero ten, kto zaznajomi się z biblijną rzeczywistością, z zaciekawieniem przyjmie również drugą i trzecią płaszczyznę narracji, które przedstawiają zupełnie inną wersję niektórych nowotestamentowych zdarzeń. Powieść zyskuje wtedy znacznie na wartości - bo oto nagle czytelnika uderza słabość, a czasem wręcz strach Jeszui Ha-Nocri; zastanawia sylwetka Piłata, który jest tak dokładnie przedstawiony przez Bułhakowa; skłania do refleksji postać Wolanda - wszystko dlatego, że czytelnik zna ich biblijne odpowiedniki, które różnią się w zasadniczy sposób od postaci stworzonych przez Bułhakowa. Dzięki temu powieść zyskuje dodatkowe znaczenie - nie jest tylko satyrą na bolszewicką Rosję, ale również próbą innego spojrzenia na pewne powszechnie znane fakty biblijne. Jak już pisałem, to drugie znaczenie jest mniej istotne niż pierwsze i dlatego nie jest niezbędne do zrozumienia głównego przesłania. "Mistrz i Małgorzata" może być więc traktowany zarówno jako potwierdzenie, jak i zaprzeczenie postawionej przeze mnie tezy. Jest możliwe zrozumienie go bez znajomości tekstu Biblii, jednakże będzie to zrozumienie niepełne. Dlatego też uważam, że mimo wszystko "Mistrz i Małgorzata" raczej potwierdza moją tezę - czasem nie sposób całkowicie zrozumieć dzieła sztuki bez znajomości jego "poprzedników".
Kolejny utwór, który chcę przytoczyć, również nawiązuje do Biblii. Są to "Pamiętniki Adama i Ewy" M. Twaina. I znów - tekst ten może być zrozumiany również bez znajomości starotestamentowych zdarzeń, do których się odwołuje. Wówczas jest po prostu humorystycznym przedstawieniem losów mężczyzny i kobiety, którzy "uczą się" otaczającego ich świata i reguł które w nim panują. W ten sposób utwór ten może zostać odebrany i ta interpretacja nie będzie zbyt bardzo odbiegać od prawdy. Ale tak, jak w przypadku "Mistrza i Małgorzaty", będzie to tylko częściowe zrozumienie utworu. Bo jeżeli znamy opis stworzenia Świata i losy pierwszych ludzi, jeśli znamy podniosły ton, jakim opisane są te wydarzenia w Księdze Rodzaju, i zestawimy tenże opis z wersją Twaina, dopiero wówczas uzyskamy efekt pożądany przez pisarza. Z jednej strony mamy bowiem podniosły ton eposu o stworzeniu świata - a z drugiej zabawny, a momentami wręcz niepoważny pamiętnik pierwszych ludzi. Dopiero takie zestawienie daje prawdziwy efekt humorystyczny. Tak jak w "Mistrzu i Małgorzacie", tak i tutaj mamy do czynienia z pewną modyfikacją biblijnych dziejów - i tak jak w dziele Bułhakowa jest to kwestia interesująca, ale pod warunkiem, że czytelnik zna tekst biblijny. W innym wypadku jest to dla niego po prostu zabawny opis życia dwojga ludzi - i nic więcej.
Oba wymienione przeze mnie dzieła były oparte o Biblię. Czas więc na utwór oparty o Mitologię - drugi tekst, który jest "punktem wyjścia" dla literatury. Utwór, a konkretnie interesujący nas tytuł tego utworu, to "Syzyfowe prace" Stefana Żeromskiego. Powieść Żeromskiego opowiada o losach polskiego ucznia - Marcina Borowicza, który poddawany jest rusyfikacji, ale ostatecznie i tak odnajduje swą polską tożsamość. Treść utworu Żeromskiego jest zrozumiała dla każdego czytelnika, nawet tego, który nie zna mitologii. Ale już tytuł powieści pozostanie xsgadką dla tych, którzy nie znają mitu o Syzyfie. A więc po raz kolejny - utwór może być zrozumiany bez znajomości tekstu do którego nawiązuje, ale będzie to zrozumienie częściowe. Tytuł pozostanie tajemniczy do chwili, w której czytelnik pozna historię króla Koryntu.
Szereg nawiązań do "poprzedników" znajdujemy w poezji. Bardzo często są to krótkie, jednowersowe nawiązania. Przykładowo w renesansie, niemal w każdym utworze znajdujemy nawiązania do antyku - chociażby w trenach Kochanowskiego, w których pojawiają się "łzy Heraklitowe" i "łzy Symonidowe" ("Tren I"), "zła Persefona" ("Tren V"), "Safo słowieńska" ("Tren VI"), Charon wiozący Orszulkę przez jezioro ("Tren X") i "Brutus porażony" ("Tren XI"). Wszystkie te zwroty nawiązują bezpośrednio do antyku i zrozumienie ich jest uzależnione od znajomości tejże epoki - a konkretnie pewnych mitów, czasem twórców (Safona, Symonides). Oczywiście żaden z tych pojedynczych zwrotów nie uniemożliwia zrozumienia tekstu, ale aby w pełni poczuć rozpacz Kochanowskiego, trzeba umieć rozszyfrować te "antyczne zagadki".
Oczywiście przykład trenów Kochanowskiego nie jest odosobniony. Poezja każdej epoki wykorzystuje dobrze znane motywy. U Słowackiego pojawia się "Dejaniry płonąca koszula" w poemacie, który zatytułowany jest "Grób Agamemnona" (a więc także tytułem nawiązuje do antyku), Grochowiak i Bryll piszą o Ikarze, Staff przywołuje postać Odysa. Istnieje też szereg utworów nawiązujących do Biblii, a także nawiązujących do innych, dużo późniejszych dzieł (np. Słonimski w poemacie "Czarna Wiosna" przywołuje postać Konrada z "Dziadów cz. III").
Te wszystkie przykłady to tylko mała część ogromnej liczby dzieł, które w mniejszy, lub większy sposób nawiązują do "poprzedników", i które mogą być w pełni zrozumiane tylko przez czytelnika, który te "poprzednie utwory" zna. Są one jednocześnie argumentami na potwierdzenie tezy, że w rozumieniu dzieła sztuki bardzo często pomaga nam znajomość jego poprzedników i tekstów do których ten utwór się odwołuje. Jeżeli nie znamy tychże tekstów, utwór, który poznajemy, traci na wartości, a w niektórych przypadkach ("Upadek Ikara" Brueghela), wręcz nie jesteśmy w stanie zrozumieć przesłania jakie dzieło z sobą niesie. Najczęściej jednak znajomość tekstów, do których utwór nawiązuje, jedynie wzbogaca dzieło, nie wpływając w zasadniczy sposób na najważniejsze przesłanie tekstu. Dlatego też zgadzam się z tezą, że znajomość tekstów "poprzednich" pomaga w rozumieniu dzieł sztuki, nie zaś z tezą postawioną w temacie, jakoby znajomość tychże tekstów była do zrozumienia dzieł sztuki niezbędna. Poza tym warto pamiętać, że wiedza o "poprzednich" utworach jedynie pomaga w zrozumieniu dzieła. Tak naprawdę to, czy odbiorca zrozumie dzieło, czy nie, zależy głównie od tej niemożliwej do zdefiniowania wrażliwości na słowo, na kształt, na kolor. Wszystkie inne elementy, w tym znajomość "poprzedników i prekursorów", pełnią funkcje wyłącznie pomocniczą.