Technikum nr 3 w Bielsku Białej
Klasy w szkole
Klasy Pierwsze
1TF
1TH1
1TH2
1TI1
1TI2
1TI3
1TR1
1TR2
1TR3
1TR4
1TIE
1TE
Klasy Drugie
2TF1
2TF2
2TH1
2TH2
2TI1
2TI2
2TI3
2TR1
2TR2
2TR3
2TE
2TTE
Klasy Trzecie
3TF1
3TF2
3TH
3TI1
3TI2
3TR1
3TR2
3TE
3TIR
3A
3B
3C
Klasy Czwarte
4TF1
4TF2
4TH1
4TH2
4TR1
4TR2
4TI1
4TI2
4TE
4TTI
4A
4B
4C
Tekst
Jest dobry powód, dla którego nie nazwaliśmy tej sekcji strony vel news. Mianowicie taki, że, mimo naszych usilnych starań, rzadko znajdują się tu treści nowe, zwłaszcza biorąc pod uwagę dzisiejsze standardy. Na przykład o dwóch sprawach, które zaraz opiszę, miałem pisać chyba tydzień(miesiąc) temu. Cóż, nie wyszło, ale może wyszło mi to na dobre, bo miałem trochę czasu pogdybać i pogrzebać, dzięki czemu poniżej przeczytacie więcej niż tylko suchą informację, coś w rodzaju obserwacji i zaproszenia do dyskusji (znów?). Najpewniej widzieliście już najnowszy montaż z udziałem Miha (oraz, gościnnym, Mateusza Niepokoja z Krosna (zwanego niesłusznie Kasztelanem), który na moje oko ślicznie się z Michałem dogaduje. W zasadzie jest to prawie split-section, ale, że czołówka jest upstrzona logami sponsorów Miha, zakładam, że to tylko tak-zwany "ficzuring"). Już to kiedyś mówiłem i powtórzę: za każdym razem zdumiewa mnie ile można jeszcze relatywnie nowych rzeczy wyczynić na placu Marii Magdaleny. Jeśli ktoś nie był tam osobiście, to śpieszę wytłumaczyć, że jest to coś w rodzaju większej wysepki krawężnikowej o rozmiarze 6x10, osadzonej na lekko pochylonym, betonowym zboczu. Trzeba być więc Mihem, albo innym obdarzonym wyobraźnią riderm, których wszak w grodzie Króla Kraka nie brak. Jeśli o tym miejscu nie będą krążyły legendy, to nie wiem o jakim będą. Ale, ale, nie o tym chciałem wcale pisać. Ciężko nie zauważyć, że do grona sponsorów Michała dołączył nowy logotyp. Ciekaw jestem ile osób zajrzało w zlinkowaną stronkę, by zobaczyć o co biega, co oferuje firma i skąd pochodzi. Mnie zastanowiło natychmiast w jaki sposób dostaje się do niewielkiej brytolskiej firemeki, której opis teamu zaczyna się od słów-przysięgi "Our crew is just a group of good friends (...)". Czy Miho spędził semestr na Wyspach, kiedy ja nie patrzyłem? Żeby nie snuć domysłów zapytałem go wprost o to co chciałem wiedzieć. Jak więc dostaje się do zagranicznej ekipy? Przez Internet. Rozmowę kwalifikacyjną zapewnił sobie filmikiem Cracow Bombs, szybka gadka przez gmail/gtalk/facebook i okazało się, że rajder znad Wisły jak ulał pasuje go tej grupy przyjaciół. Michał zasugerował, że Phil (założyciel i CEO) ma być może dobrze rozwinięte zdolności psycho-analityczne i instynktownie wyczuwa ludzi, którymi chciałby się otaczać. Zdradził też skromnie, że wcześniej, tym razem po internetowej premierze Krakowskich Ulic, odezwała się do niego ekipa DUBbmx z podobną propozycją, ale sprawa jakoś się rozmyła. Wygląda więc na to, że internetowy headhunting stał się faktem. Gdy przeczytacie to zdanie pierwszy raz prawdopodobnie nie zrobi na Was specjalnego wrażenia, ale przeanalizujmy co tak na prawdę to oznacza. Kiedyś "karierę" zaczynało się od lokalnych konkursów na których należało zabłysnąć. Wygraną, szalonym transferem, charakterystycznym stylem, czymkolwiek co zwracało uwagę. Oczywiście "sponsor-me tapes" funkcjonują już od długiego czasu, ale nie znam przypadku w którym ktoś zawarł poważny układ na odległość. Zawsze chodziło o to, aby w jakiś sposób zaistnieć, ale w żywej społeczności. Nawet dziś większość firm nadal opiera się na lokalnych talentach, starych znajomych, albo ludziach z polecenia. Jest oczywiście mnóstwo wyjątków, kiedy wchodzi w grę prawdziwa popularność, żeby nie powiedzieć sława, zdarzyć się może praktycznie wszystko. Jednak trzon tradycyjnych firm stanowią chłopaki z sąsiedztwa. Przybrałem może ciut krytyczny ton, a niekoniecznie chciałbym to zjawisko ganić, po prostu zauważyć. To zabawne, że przy odrobinie pomyślności i obycia, można skompletować międzynarodowy team w jeden wieczór przed komputerem. Nie jest to też całkiem pozbawione sensu - filmy nie znanych szerzej wymiataczy z całego globu zasilają przecież internetowe serwisy prawie równie często, co te pełnowymiarowych prosów, czemu więc nie wykorzystać tego potencjału na reklamę. Filmy Miha w niejednym miejscu sąsiadują z nagraniem jakiegoś Dakoty albo Martineza Największą wadą tego rozwiązania jest wg mnie jego "zdalność". W niewielkich firemkach gratyfikacją za udział są prawie zawsze wyłącznie produkty, w tym wypadku wysyłane paczką na domowy adres. W zamian produkujesz materiał video, nagrywany na własnym podwórku przez tego samego znajomka co zawsze. Wydaje mi się, że to dość duża wirtualizacja BMXa (albo przynajmniej BMXowej "kariery"). Brakuje tu najważniejszego aspektu bycia w ekipie, czyli nowych znajomych, wyjazdów, doświadczeń. Po prostu szerszych horyzontów. Oczywiście nie wykluczam, że nowi koledzy zaproszą Michała na jeden ze słynnych wyspiarskich wyjazdów do Barcelony. Tego, lub pokrewnego, właśnie mu życzę OK, rozpisałem się, a jest jeszcze jedna rzecz na którą chciałbym zwrócić uwagę. Miho od jakiegoś czasu reprezentuje również inny odzieżowy projekt - Bone Co., którego inicjatorem jest operator kamery w powyższym, czyli Baz. Mogłoby się wydawać, że dla jednych albo drugich powinien zaistnieć konflikt interesów. Na szczęście Baz potrafi wyjrzeć za horyzont, a nawet aktywnie wesprzeć Michała w nowym przedsięwzięciu. Trudno zresztą w tej chwili zakładać, że obydwie firmy są w jakimkolwiek stopniu konkurentami. Wydaje mi się jednak, że warto zacząć w Polsce mówić o pewnych zasadach, które zdają się być nam całkiem obce. Szerzej o tym w części drugiej Na początku dam może głos Michałowi Juraszkowi, który jest sprawcą całego zamieszania. Oto jego komunikat prasowy (rzecz w Polsce rzadko spotykana): Pomysł na cały projekt „Standardowo Street Wear” narodził się zupełnie przypadkowo. Od dawna chciałem zrobić jakiś swój projekt, który byłby trochę odmienny niż dotychczasowe produkcje, takie jak trupie czaszki, animowane potwory i tego typu rzeczy. Nazwa „Standardowo” powstała przypadkowo, gdyż spodobało mi się to słowo i tak już został Powstała inicjatywa zrobienia projektu 20”40%. Celem 20”40% jest prosta graficzka trafiająca do osób, które kumają, że BMX to przede wszystkim zabawa, radość z jazdy i wspólne imprezowanie z kumplami, a nie lans na mieście Skrót tej nazwy jest łatwy do rozszyfrowania, choć niektórzy mają z tym problem i nie rozumieją… 20” wzięło się oczywiście od kółek w naszych rowerach. 40% nasunęło mi się od powszechnie lubianego przez większość osób trunku i nie mam tu broń Boże na myśli jakiegoś żulerstwa czy pijactwa, ale dobrą zabawę jaka miedzy innymi panuje na różnego rodzaju afterparty, czy balecikach z dobrymi mordami na balecik. Nawet w podstawówce można przecież imprezować przy koli i jest mega, haha. Na pewno nie wszystkim spodoba się ten pomysł, ale cóż… nie ma to być jakaś masówka jak popularna wśród dzieciaków łyżwa, ale projekt skierowany do ludzi, którzy wiedzą o co chodzi i podobają się im te rzeczy. Niedługo wyjdą nowe koszulki i całkiem nowe projekty, które tym razem będą skierowane do szerszego grona odbiorców. Wiadomo, od razu wszystkiego się idealnie nie zrobi, ale mam nadzieje, ze, z biegiem czasu, będzie coraz więcej osób, które będą chciały się z tym utożsamiać. Wszystkie ubrania są najwyższej jakości, szyte specjalnie na zamówienie w odpowiednich krojach, aby były najlepsze na rower i, co najważniejsze, żaden czajnik nie macza palców w ubraniach ponieważ szyte są w POLSCE! A więc jakość nadruków i materiałów jest naprawdę najwyższa. W niedalekiej przyszłości powinna się ukazać oficjalna strona tego pomysłu, która będzie zawierała filmiki, zdjęcia, newsy i takie tam rzeczy. Będzie też team. Mogę zdradzić, iż na razie jest w nim Bartek Sankowski, który w pełni popiera ten projekt. Wszystkie rzeczy można na razie zobaczyć na modnym portalu społecznościowym jakim jest FB. Nie będę jakoś słodził sobie na ten temat i wychwalał pomysłu, czy zachęcał wszystkich do kupowania produktów, ponieważ każdy, kto będzie chciał, weźmie dla siebie coś co wpadnie mu w oko... Na razie nie ma dużego wyboru, ale od czegoś trzeba zacząć. Są koszulki z prostym logo, czapeczki zimowe w 3 kolorach oraz bluzy z mała graficzką, które dla mnie osobiście są mega Mam nadzieję, że z biegiem czasu, również dzięki Waszemu wsparciu, projekt Standardowo Street Wear, będzie mógł iść naprzód. Prócz fejsbuka, ubrania możecie też obejrzeć w galerii na dole wpisu, a nawet zakupić w sklepie Proletaryat (który, nawiasem mówiąc, często wspiera oddolne inicjatywy jak ta). Prawdopodobnie będzie się też można w nie zaopatrzyć (a nawet obłowić) podczas naszego dżemu. OK, o czym w zasadzie mógłbym jeszcze tutaj napisać? Jura od jakiegoś czasu wspierany jest przez firemkę Tape Clothing. Gdy dołączył do SSG, pomyślałem, że to trochę dziwne, ale OK, skoro ani jednym, ani drugim to nie przeszkadza. Teraz jestem już jednak w lekkim potrzasku. Nie bardzo rozumiem w jaki sposób można jednocześnie reprezentować 3 tekstylne projekty (z których, nota bene, jeden nazywa się SSG, drugi SSW). Jeśli istnieją jakieś zasady w sponsoringu, to jedną z nich jest z pewnością ta, że zakres interesów poszczególnych sponsorów jednej osoby nie powinien zbyt mocno na siebie zachodzić. W tym przypadku w zasadzie się pokrywa. Może (jak często mi się zdarza) trochę przesadzam. Może we wszystkich 3 przypadkach chodzi głównie o wsparcie ziomeczka, a nie jakieś markietingowe względy. Mam też nadzieję, że Jura nie będzie miał mi za złe, że używam jego przypadku jak przykładu, a jego hojni sponsorzy nie zmienią nagle zdania. Są jednak rzeczy w naszej scenie, które robione są zgoła źle i chciałbym o tym porozmawiać. Miałem początkowo napisać tu trochę więcej, ale może już wystarczy. Jeśli będzie potrzeba mogę kontynuować w komentarzach...-----
Tekst przerobiony
Jest dobry powód, dla którego nie nazwaliśmy tej sekcji strony vel news. Mianowicie taki, że, mimo naszych usilnych starań, rzadko znajdują się tu treści nowe, zwłaszcza biorąc pod uwagę dzisiejsze standardy. Na przykład o dwóch sprawach, które zaraz opiszę, miałem pisać chyba tydzień(miesiąc) temu. Cóż, nie wyszło, ale może wyszło mi to na dobre, bo miałem trochę czasu pogdybać i pogrzebać, dzięki czemu poniżej przeczytacie więcej niż tylko suchą informację, coś w rodzaju obserwacji i zaproszenia do dyskusji (znów?). Najpewniej widzieliście już najnowszy montaż z udziałem Miha (oraz, gościnnym, Mateusza Niepokoja z Krosna (zwanego niesłusznie Kasztelanem), który na moje oko ślicznie się z Michałem dogaduje. W zasadzie jest to prawie split-section, ale, że czołówka jest upstrzona logami sponsorów Miha, zakładam, że to tylko tak-zwany "ficzuring"). Już to kiedyś mówiłem i powtórzę: za każdym razem zdumiewa mnie ile można jeszcze relatywnie nowych rzeczy wyczynić na placu Marii Magdaleny. Jeśli ktoś nie był tam osobiście, to śpieszę wytłumaczyć, że jest to coś w rodzaju większej wysepki krawężnikowej o rozmiarze 6x10, osadzonej na lekko pochylonym, betonowym zboczu. Trzeba być więc Mihem, albo innym obdarzonym wyobraźnią riderm, których wszak w grodzie Króla Kraka nie brak. Jeśli o tym miejscu nie będą krążyły legendy, to nie wiem o jakim będą. Ale, ale, nie o tym chciałem wcale pisać. Ciężko nie zauważyć, że do grona sponsorów Michała dołączył nowy logotyp. Ciekaw jestem ile osób zajrzało w zlinkowaną stronkę, by zobaczyć o co biega, co oferuje firma i skąd pochodzi. Mnie zastanowiło natychmiast w jaki sposób dostaje się do niewielkiej brytolskiej firemeki, której opis teamu zaczyna się od słów-przysięgi "Our crew is just a group of good friends (...)". Czy Miho spędził semestr na Wyspach, kiedy ja nie patrzyłem? Żeby nie snuć domysłów zapytałem go wprost o to co chciałem wiedzieć. Jak więc dostaje się do zagranicznej ekipy? Przez Internet. Rozmowę kwalifikacyjną zapewnił sobie filmikiem Cracow Bombs, szybka gadka przez gmail/gtalk/facebook i okazało się, że rajder znad Wisły jak ulał pasuje go tej grupy przyjaciół. Michał zasugerował, że Phil (założyciel i CEO) ma być może dobrze rozwinięte zdolności psycho-analityczne i instynktownie wyczuwa ludzi, którymi chciałby się otaczać. Zdradził też skromnie, że wcześniej, tym razem po internetowej premierze Krakowskich Ulic, odezwała się do niego ekipa DUBbmx z podobną propozycją, ale sprawa jakoś się rozmyła. Wygląda więc na to, że internetowy headhunting stał się faktem. Gdy przeczytacie to zdanie pierwszy raz prawdopodobnie nie zrobi na Was specjalnego wrażenia, ale przeanalizujmy co tak na prawdę to oznacza. Kiedyś "karierę" zaczynało się od lokalnych konkursów na których należało zabłysnąć. Wygraną, szalonym transferem, charakterystycznym stylem, czymkolwiek co zwracało uwagę. Oczywiście "sponsor-me tapes" funkcjonują już od długiego czasu, ale nie znam przypadku w którym ktoś zawarł poważny układ na odległość. Zawsze chodziło o to, aby w jakiś sposób zaistnieć, ale w żywej społeczności. Nawet dziś większość firm nadal opiera się na lokalnych talentach, starych znajomych, albo ludziach z polecenia. Jest oczywiście mnóstwo wyjątków, kiedy wchodzi w grę prawdziwa popularność, żeby nie powiedzieć sława, zdarzyć się może praktycznie wszystko. Jednak trzon tradycyjnych firm stanowią chłopaki z sąsiedztwa. Przybrałem może ciut krytyczny ton, a niekoniecznie chciałbym to zjawisko ganić, po prostu zauważyć. To zabawne, że przy odrobinie pomyślności i obycia, można skompletować międzynarodowy team w jeden wieczór przed komputerem. Nie jest to też całkiem pozbawione sensu - filmy nie znanych szerzej wymiataczy z całego globu zasilają przecież internetowe serwisy prawie równie często, co te pełnowymiarowych prosów, czemu więc nie wykorzystać tego potencjału na reklamę. Filmy Miha w niejednym miejscu sąsiadują z nagraniem jakiegoś Dakoty albo Martineza Największą wadą tego rozwiązania jest wg mnie jego "zdalność". W niewielkich firemkach gratyfikacją za udział są prawie zawsze wyłącznie produkty, w tym wypadku wysyłane paczką na domowy adres. W zamian produkujesz materiał video, nagrywany na własnym podwórku przez tego samego znajomka co zawsze. Wydaje mi się, że to dość duża wirtualizacja BMXa (albo przynajmniej BMXowej "kariery"). Brakuje tu najważniejszego aspektu bycia w ekipie, czyli nowych znajomych, wyjazdów, doświadczeń. Po prostu szerszych horyzontów. Oczywiście nie wykluczam, że nowi koledzy zaproszą Michała na jeden ze słynnych wyspiarskich wyjazdów do Barcelony. Tego, lub pokrewnego, właśnie mu życzę OK, rozpisałem się, a jest jeszcze jedna rzecz na którą chciałbym zwrócić uwagę. Miho od jakiegoś czasu reprezentuje również inny odzieżowy projekt - Bone Co., którego inicjatorem jest operator kamery w powyższym, czyli Baz. Mogłoby się wydawać, że dla jednych albo drugich powinien zaistnieć konflikt interesów. Na szczęście Baz potrafi wyjrzeć za horyzont, a nawet aktywnie wesprzeć Michała w nowym przedsięwzięciu. Trudno zresztą w tej chwili zakładać, że obydwie firmy są w jakimkolwiek stopniu konkurentami. Wydaje mi się jednak, że warto zacząć w Polsce mówić o pewnych zasadach, które zdają się być nam całkiem obce. Szerzej o tym w części drugiej Na początku dam może głos Michałowi Juraszkowi, który jest sprawcą całego zamieszania. Oto jego komunikat prasowy (rzecz w Polsce rzadko spotykana): Pomysł na cały projekt „Standardowo Street Wear” narodził się zupełnie przypadkowo. Od dawna chciałem zrobić jakiś swój projekt, który byłby trochę odmienny niż dotychczasowe produkcje, takie jak trupie czaszki, animowane potwory i tego typu rzeczy. Nazwa „Standardowo” powstała przypadkowo, gdyż spodobało mi się to słowo i tak już został Powstała inicjatywa zrobienia projektu 20”40%. Celem 20”40% jest prosta graficzka trafiająca do osób, które kumają, że BMX to przede wszystkim zabawa, radość z jazdy i wspólne imprezowanie z kumplami, a nie lans na mieście Skrót tej nazwy jest łatwy do rozszyfrowania, choć niektórzy mają z tym problem i nie rozumieją… 20” wzięło się oczywiście od kółek w naszych rowerach. 40% nasunęło mi się od powszechnie lubianego przez większość osób trunku i nie mam tu broń Boże na myśli jakiegoś żulerstwa czy pijactwa, ale dobrą zabawę jaka miedzy innymi panuje na różnego rodzaju afterparty, czy balecikach z dobrymi mordami na balecik. Nawet w podstawówce można przecież imprezować przy koli i jest mega, haha. Na pewno nie wszystkim spodoba się ten pomysł, ale cóż… nie ma to być jakaś masówka jak popularna wśród dzieciaków łyżwa, ale projekt skierowany do ludzi, którzy wiedzą o co chodzi i podobają się im te rzeczy. Niedługo wyjdą nowe koszulki i całkiem nowe projekty, które tym razem będą skierowane do szerszego grona odbiorców. Wiadomo, od razu wszystkiego się idealnie nie zrobi, ale mam nadzieje, ze, z biegiem czasu, będzie coraz więcej osób, które będą chciały się z tym utożsamiać. Wszystkie ubrania są najwyższej jakości, szyte specjalnie na zamówienie w odpowiednich krojach, aby były najlepsze na rower i, co najważniejsze, żaden czajnik nie macza palców w ubraniach ponieważ szyte są w POLSCE! A więc jakość nadruków i materiałów jest naprawdę najwyższa. W niedalekiej przyszłości powinna się ukazać oficjalna strona tego pomysłu, która będzie zawierała filmiki, zdjęcia, newsy i takie tam rzeczy. Będzie też team. Mogę zdradzić, iż na razie jest w nim Bartek Sankowski, który w pełni popiera ten projekt. Wszystkie rzeczy można na razie zobaczyć na modnym portalu społecznościowym jakim jest FB. Nie będę jakoś słodził sobie na ten temat i wychwalał pomysłu, czy zachęcał wszystkich do kupowania produktów, ponieważ każdy, kto będzie chciał, weźmie dla siebie coś co wpadnie mu w oko... Na razie nie ma dużego wyboru, ale od czegoś trzeba zacząć. Są koszulki z prostym logo, czapeczki zimowe w 3 kolorach oraz bluzy z mała graficzką, które dla mnie osobiście są mega Mam nadzieję, że z biegiem czasu, również dzięki Waszemu wsparciu, projekt Standardowo Street Wear, będzie mógł iść naprzód. Prócz fejsbuka, ubrania możecie też obejrzeć w galerii na dole wpisu, a nawet zakupić w sklepie Proletaryat (który, nawiasem mówiąc, często wspiera oddolne inicjatywy jak ta). Prawdopodobnie będzie się też można w nie zaopatrzyć (a nawet obłowić) podczas naszego dżemu. OK, o czym w zasadzie mógłbym jeszcze tutaj napisać? Jura od jakiegoś czasu wspierany jest przez firemkę Tape Clothing. Gdy dołączył do SSG, pomyślałem, że to trochę dziwne, ale OK, skoro ani jednym, ani drugim to nie przeszkadza. Teraz jestem już jednak w lekkim potrzasku. Nie bardzo rozumiem w jaki sposób można jednocześnie reprezentować 3 tekstylne projekty (z których, nota bene, jeden nazywa się SSG, drugi SSW). Jeśli istnieją jakieś zasady w sponsoringu, to jedną z nich jest z pewnością ta, że zakres interesów poszczególnych sponsorów jednej osoby nie powinien zbyt mocno na siebie zachodzić. W tym przypadku w zasadzie się pokrywa. Może (jak często mi się zdarza) trochę przesadzam. Może we wszystkich 3 przypadkach chodzi głównie o wsparcie ziomeczka, a nie jakieś markietingowe względy. Mam też nadzieję, że Jura nie będzie miał mi za złe, że używam jego przypadku jak przykładu, a jego hojni sponsorzy nie zmienią nagle zdania. Są jednak rzeczy w naszej scenie, które robione są zgoła źle i chciałbym o tym porozmawiać. Miałem początkowo napisać tu trochę więcej, ale może już wystarczy. Jeśli będzie potrzeba mogę kontynuować w komentarzach...-----