Najciemniej jest zawsze pod latarnią, Fan Fiction, Dir en Gray


Najciemniej jest zawsze pod latarnią

Kaoru siedział na barowym stołku, obracając w palcach papierosa. Cholerny Shinya! Spóźniał się już ponad godzinę, a on miał ostatnią fajkę, schowaną na czas głodu i rozpaczy. Perkusista zadzwonił niecałe pół godziny temu, że już, że zaraz będzie i rozłączył się, zanim lider zdążył powiedzieć choć słowo. A że miał załamany głos, Kaoru wolał na niego poczekać. Westchnął. Papierosy skończyły się szybko. W barze nie mieli. Chciało mu się palić… ale cholera wie, za ile zjawi się Shinya… Wzdychając, sięgnął po zapalniczkę, gdy ktoś nagle rzucił mu się w objęcia, śmiejąc głośno. I pociągając za sobą na ziemię, gdy stracił równowagę.
Kaoru leżał na wciąż śmiejącym się Shinyi, wciąż nieco oszołomiony. Podparł się na łokciu, stwierdzając przy okazji, że perkusista zaczął płakać. Podniósł się szybko, pociągając go do stolika, stojącego na uboczu. Zamówił jeszcze tylko dwa piwa i usiadł naprzeciwko, patrząc uważnie.
- No? - zapytał niespokojnie, poklepując Shinyę po wierzchu dłoni, bo ten jakby tracił kontakt ze światem zewnętrznym. Konkretniej, nie reagował na niego w najmniejszym stopniu. - Shin? Shinya! - ryknął, zirytowany brakiem odzewu. Perkusista, z miną wyrażająca skrzywdzoną niewinność, patrzył na niego szeroko otwartymi oczami.
- Co? - spytał w końcu, naburmuszony i zły. Lider westchnął. Nieważne, że to Shin chciał porozmawiać, nieważne, ze nie ma co palić i palić nie może, bo knajpa dla niepalących, bo Shin dymu nie lubi. I nieważne, że osoba, która wyciągnęła go, by porozmawiać, milczy jak głaz.
- No mów, co się stało. Skoro już tu jesteśmy…
- Nawet ty! - wykrzyknął rozpaczliwie Shinya, patrząc na niego z wyrzutem. - Nawet ty masz mnie dość!
Lider miał wrażenie, że zwiedziona jego uroczymi, pełnymi łez oczami, patrzy na niego z wyrzutem polowa pubu. Skulił się i odchrząknął.
- Shinya - syknął cicho, pochylając się do histeryka, zwanego przyjacielem. - Natychmiast mów, co się stało!
- Bo Kyo mnie w ogóle nie kocha… - załkał perkusista, a lider powstrzymał w sobie nagłą ochotę palnięcia sobie w łeb.
- Ale o tym przecież wiesz… - wyrwało mu się, zanim zdążył pomyśleć. Perkusista strzelił w niego zabójczym spojrzeniem głodnego bazyliszka. - To znaczy  - poprawił się szybko lider - nie wiesz, bo mu nie powiedziałeś, że ty go…
- Kaoru - powiedział wyjątkowo spokojnie Shinya, zaprzestając na chwilę odgrywanego spektaklu. Być może wyczuł, że lider traci zainteresowanie. - Bo ja nie mam odwagi. I mam prośbę. Bo ja bym chciał, byś ty zapytał się Kyo, czy… czy ja mam u niego jakiekolwiek szanse.

*****

Najciemniej jest zawsze po latarnią, prawda? Toteż nie zdziwimy nikogo, mówiąc, że o godzinie 21.45, pod miejską latarnią rzucającą złotawe światło na mokry od deszczu chodnik, a stojącą naprzeciwko parterowego domku, dość małego, ale z daleka wyglądającego na bogaty, miotały się dziko dwie osoby. Szczupły, ciemnowłosy mężczyzna, ze znudzeniem, sugerującym, że wykonuje ową czynność nie po raz pierwszy, popychał do przodu równie szczupłego blondyna, zapierającego się dziko nogami. Gniewne głosy mąciły ciszę. Gdzieś w oddali szczekały psy. Osiedle miejscowych bogaczy było raczej spokojne.
- Nie ma go w domu, nie pchaj mnie!...
- Jest, zobacz, pali się światło w kuchni!
- To odblask od latarni!
- Sam jesteś odblask! Musisz mu powiedzieć, bo ja szału dostaję. - Ciemnowłosy zaprzestał na chwilę szarpania towarzysza, grzebiąc w kieszeni płaszcza. Z ulgą zaciągnął się papierosem. - Shinya, pomyśl logicznie. Kochasz go, tak?
- Tak.
- Świetnie. To wejdź tam i powiedz mu to!
- A ty nie mógłbyś? Toshiyi ja mówiłem.
Lider zaczerwienił się na wspomnienie swoich nieśmiałych manewrów przy basiście.
- Tak, ale to była inna sytuacja! Nawet nie wiedziałem, czy Totchi jest gejem.
- A ja nie wiem, czy Kyo jest! - zaszemrał rozpaczliwie perkusista, machając rękami. - Ja nawet nie wiem, gdzie on jest! Może podrywa właśnie w barze jakąś pannę?
- A może zwyczajnie śpi… - zasugerował Kaoru, wyrzucając niedopałek. Zacisnął mocniej pasek od szlafroka. Wiało.
- A może właśnie się rżnie z jakąś babą…
- A może posuwa faceta.
- A może - odezwał się rozbawiony głos za nimi - stoi tu i nie ma pojęcia, czemu tak was interesuje jego życie uczuciowe?
Odwrócili się jak na komendę, doszczętnie osłupieli. Kyo stał za nimi, prawie niewidoczny poza okręgiem światła, patrząc na nich uważnie. Shinya przełknął ślinę. Wokalista najwyraźniej się spieszył, idąc do nich. Miał na sobie czarne dżinsy - i to wszystko. Jasne włosy były potargane, nieumalowany, pozbawiony kolczyków i całej koncertowej otoczki, wyglądał jak dziecko. Tylko oczy, ciemne, koloru gorzkiej czekolady, które Shinya tyle razy widział we śnie, chowały na dnie jakiś cichy smutek, który tak przyciągał do Kyo przyjaciół. Pozornie chłodny, ostry, może nawet niechętny innym, był ciepły, był tego ciepła nośnikiem. Do niego garnęli się z problemami, przed nim gadali o bzdurach, drażniących serca. Słuchał, czasem tylko to wystarczało. Nie mówił nigdy wiele, nie ponaglał, nie umoralniał. I nie rozwiązywał za nich problemów. Śmiał się kiedyś, że nie mógłby, skoro własnych nawet rozwiązać nie umie. Teraz tylko oczy zdradzały, że może faktycznie nie jest odporny na demony, na troski. Ale i teraz się uśmiechały. Mimo smutku tak piękne. A może - przez niego.
Och, do diabła z tym, pomyślał gitarzysta, patrząc na pobladłego Shinyę i milczącego Kyo. To będzie albo samarytanizm, albo morderstwo z dobrej woli. Wolał nie myśleć, czym wybrukowane jest piekło, ani czemu mówi się czasem o niedźwiedziej przysłudze, kiedy wypalił:
- Shinya cię kocha, chce z tobą być, a ja znikam, bo obiecaliśmy dziś Die'owi, że wpadniemy, o, taksówka, na razie.
Samochód pojawił się faktycznie, choć cuda się podobno nie zdarzają. Lider zamachał na niego, podbiegł i wsiadł, zatrzaskując z łomotem drzwiczki wozu. Na ulicy zostało dwóch mężczyzn, z których jeden patrzył na drugiego z wymalowanym na twarzy zdumieniem, a drugie splatał palce, nie śmiąc nawet podnieść wzroku. Shinya drgnął, gdy ciepła dłoń dotknęła lekko jego policzka. Powoli, z ociąganiem, podniósł wzrok. Bał się jego spojrzenia. Bał się, że zobaczy zrozumienie, współczucie, troskę. Zamarł, gdy jego orzechowe oczy spotkały się z tymi czekoladowymi.
Pożądanie. Ulga. Złość.
- Czemu, do brzydkiego słowa, nie powiedziałeś mi tego wcześniej? - prychnął rozjuszony wokalista, zakładając ręce na piersi. - Co to miało być, zabawa? Ja się męczyłem, kretynie niedorobiony!
- Czemu niedorobiony? - wrzasnął rozżalony Shinya, łowiąc uchem jeszcze lekko słyszalne fanfary i trąby anielskie, towarzyszące romantycznym uniesieniom. Kyo je zdecydowanie przepłoszył.
- Bo nie do końca, Bogu dzięki - warknął zirytowany wokalista, przyciągając go nagle do siebie.
Stali przez chwilę tuż przy sobie, ciężko oddychający, ale już szczęśliwi. Shinya pochylił się szybko, sięgając po pocałunek. Lekko, jeszcze z wahaniem, jego wargi dotknęły ust Kyo, po prostu tak trwając. Patrzył z bliska w te niesamowite oczy, pod dłońmi, które nie wiadomo kiedy, objęły wokalistę w pasie, wyczuwał drżenie mięsni. I nagle w tych oczach nie było już żalu. Nie było złości. Uśmiechnął się prawie niezauważalnie, takim trochę ironicznym, krzywym grymasem, gdy pociągnął go do domu. Potykając się o własne nogi, wciąż śmiejąc, jak małe, uciekające z zajęć dzieci, wpadli do ciemnego przedpokoju. Z pokoju dobiegała cicha muzyka, pościel na łóżku była zwichrowana w nieładzie, w łazience paliło się światło. Kyo parsknął śmiechem, gdy Shinya, nic sobie z własnego rumieńca nie robiąc, szybko zdjął sweter. Pocałował go, wspinając się na palce, z całym tym zażenowaniem, jakie pierwszemu pocałunkowi towarzyszy.
I, jak myślał Kyo, gdy później, nie tak znowu wiele później, Shinya znów krzyczał jego imię, a on sam z jękiem opadał na jego szczupłe ciało - w sumie każdy kolejny ma coś z tego pierwszego przecież.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
To jest we mnie, Fan Fiction, Dir en Gray
Miłość jest groźna, Fan Fiction, Dir en Gray
Gdy coś we mnie umiera, Fan Fiction, Dir en Gray
Sweet, Fan Fiction, Dir en Gray
Umysł typowo humanistyczny, Fan Fiction, Dir en Gray
Miłość Gorąca Jak Benzyna Płonąca, Fan Fiction, Dir en Gray
Die uświadomiony, Fan Fiction, Dir en Gray
Cena, Fan Fiction, Dir en Gray
Pierwsze wyjście z mroku, Fan Fiction, Dir en Gray
Po prostu odszedł, Fan Fiction, Dir en Gray
Na skrzyżowaniu słów, Fan Fiction, Dir en Gray
Platinum Egoist, Fan Fiction, Dir en Gray
Fever, Fan Fiction, Dir en Gray
Drain Away, Fan Fiction, Dir en Gray
Pierwszy pocałunek, Fan Fiction, Dir en Gray
W naszym zawodzie, Fan Fiction, Dir en Gray
Są takie noce, Fan Fiction, Dir en Gray
Perwersja o smaku truskawek, Fan Fiction, Dir en Gray
No nie, Fan Fiction, Dir en Gray

więcej podobnych podstron