Zmysły
Zmysły… słuch, smak i wzrok. Ramy wyznaczone przez spojrzenie, delikatną wibrację głosu i zlizany z twojej skóry pot..
Patrzysz na mnie chwilę krótszą niż ułamek sekundy. Błysk białka oka, czerń źrenicy i stal tęczówki. I uśmiechasz się. Uśmiechasz się do mnie, Die, zamykając wszystkie chwile w jednej małej, tej od drgnięcia kącików ust i dołeczka w policzku. Lewą dłonią przesuwasz po karku, kiedy odwracasz się ode mnie, sięgając po gitarę. Zabawne… rozmyślnie powoli wodzę wzrokiem po twoim nagim ciele, a ty lekko trzesz zaczerwienioną skórę. Czy czujesz to, kochanie? Czujesz, jak dotykam cię spojrzeniem, przenikając materialne zapory połatanych spodni i drelichowej koszuli? To jest prawie wulgarne, słodko erotyczne preludium gwałtu, kiedy po prostu cię obserwuję. Kropelka potu, spływająca po twojej skroni, oblizane językiem, błyszczące od śliny wargi, delikatna szyja, wyłaniająca się spod rozpiętej marynarki… zarys męskości widoczny pod idealnie skrojonym garniturem. Wyciągasz chusteczkę i ocierasz czoło. Kawałeczki papieru przyczepiają się do spoconej skóry. Jest słona, prawie czuję to na języku. Chciałabym być tą chusteczką, kochanie. Chciałabym czuć… Ale jeszcze trochę, jeszcze tylko kilka godzin. Wrócimy do domu, a tam… poczuję. Smakując każdy, najintymniejszy fragment twojego ciała, zlizując smaki twojej skóry językiem, spijając wargami każdą kroplę płynnego grzechu, jaką ofiarujesz mi z całego siebie. Rozgrzana po kąpieli skóra traci swój naturalny, indywidualny dla każdego człowieka zapach, przesiąknięty kosmetykami zmienia się jej smak, smakujesz lekko tłustawym mleczkiem do ciała i wodą kolońską. A ja lubię delikatny, lekko gryzący, ostry posmak twojego potu, lubię czuć ciebie, całując bladą skórę żeber i wsuwając język do pępka. Przygryzam zębami wrażliwe na dotyk ciało, wysoko, na szyi, koło tętnicy. Przyspieszony, szybki oddech muska moje ucho - Boże, Die, przecież ja też tak oddycham. Szybkimi, urywanymi haustami łapię powietrze, dzieląc się z tobą śliną i przełykając twoją. Cienka niteczka łączy nasze wargi jeszcze chwilę po pocałunku, gdy patrzę ci prosto w oczy, a ty wyciągasz rękę, by zacisnąć palce na moim podnieceniu. Nasuwam się na ciebie - jesteś twardy, gorący, bolesny… i tak cholernie dobry, tak przyjemny, tak bardzo w tej chwili mój. Gardłowy jęk, niczym zapowiedź rozkosznej ekstazy rośnie we mnie, by w końcu wyrwać się przez zaciśnięte wargi na zewnątrz, przeszyć delikatnym drżeniem twoje ciało i zmienić się w długi, ostry krzyk, kiedy zaciskam się dla ciebie, czując lepką, gorącą wilgoć spływającą po moich udach. Leniwie wyciągam dłoń, na palcach błyszczą mlecznobiałe kropelki. Łapiesz mnie za nadgarstek i przyciągasz rękę do swoich ust, by za chwilę zlizać je językiem. I mówisz…
To kocham jest między nami bezsłowne, zanim jeszcze wargi ułożą się do wypowiedzenia słów, a słowa uformują się w tobie, by dotrzeć i do mnie. Ale mówimy, kolejna, magiczna chwila niższego, zachrypniętego głosu i niespokojnego westchnienia.
Smak, słuch i wzrok. Czuję cię, słyszę i mam przed oczami, kochanie. Nie tylko teraz, gdy wtulasz się we mnie, zamykając mnie w ramionach. Mam ciebie dla siebie - zawsze.
A moje zmysły… są ci posłuszne.