Własny scenariusz, Fan Fiction, Dir en Gray


Własny scenariusz

- Toshiya drgnął lekko, unosząc do góry prawą brew. Przed chwilą panująca w domu cisza została przerwana, gdy do drzwi zastukał seksownie ubrany Die. Miał na sobie przezroczystą miniówkę i delikatne jak mgiełka pończochy samonośne z podwiązkami… - Toshiya przerwał czytanie i spojrzał na gitarzystę z zaciekawieniem. - Nosisz coś takiego w wolnych chwilach?
- Idiota - skomentował Die, nie odrywając wzroku od zadrukowanych kartek.
- Nie mógłby, bo to nie istnieje. Albo samonośne, albo z podwiązkami - powiedział mimochodem Shinya, leżący na podłodze. Przeciągnął się i parsknął śmiechem, kiedy sięgający po piwo Kyo przypadkowo dotknął dłonią jego ręki.
- Tak, tak, wiem - westchnął wokalista. - Czekaj, to by było… Kyo zasmucił się, ukradkiem patrząc na perkusistę swoimi wielkimi, czekoladowymi oczami, na których dnie widoczny był smutek.
- Już byłeś zasmucony - przerwał mu Shinya.
- Cicho. Sięgnąłem po grafomańskie. Zatem zasmucony Kyo popatrzył smutnymi oczami i posmutniał, kiedy Shinya odwrócił od niego wzrok.
- Smutny wzrok - podsunął uprzejmie perkusista.
- A to czemu? - zdziwił się Kyo. - To ja jestem w tobie nieszczęśliwie zakochany. Ty jesteś z Kaoru.
- Który jest zakochany w Die'u. Który kocha Toshiyę, którego kiedyś zgwałciłem, dlatego nie może nikogo pokochać - ciągnął ze smakiem lider, sięgając po leżące obok niego teksty.
Die zabrał mu je, chowając za plecami.
- Tego nie - powiedział ostrzegawczo, patrząc na Kaoru z przesadną troską. - Tu są brzydkie rzeczy.
- W tych fikach są same brzydkie rzeczy - mruknął lider, wyciągając rękę. - Dawaj.
- Zgorszysz się…
- Zgorszy? - zdziwił się Kyo. - Czytaliśmy o seksie w piątkę, o tym jak rżnę Shinyę pałeczkami, o Toshiyi, który jest wrażliwym, zamkniętym w sobie nekrofilem i dlatego trzyma w lodówce zwłoki… kogo on tam trzymał?
- Mnie? - zaproponował Shinya. - Ja mam zawsze najgorzej. W tych dzisiejszych umarłem trzy razy. A dwa się sam zabiłem. Raz nawet udało mi się poplamić krwią balkon piętro niżej.
- A raz był zoofilem, którego kręcił jego własny pies - przypomniał sobie Kaoru. - No, Die, dawaj tamtego. Nic gorszego nie będzie. Chyba.
- Wyobraźnia fanek jest nieograniczona. Uwierz.
- Czytaj!
- Dobrze, ale sam chciałeś. - Die odchrząknął, skupiając wzrok na tekście. - Kaoru wbijał się w Die'a lekko, biorąc go mocno. Jego penis był boleśnie twardy, a jądra uderzały o siebie - Kao, proszę, musisz mi to kiedyś pokazać. Kiedy pochylił się, liżąc penisa drugiego gitarzysty… - Die znacząco zawiesił głos, spoglądając po twarzach reszty. Kaoru wpatrywał się w niego z szeroko otwartymi oczami, Kyo marszczył brwi, a Shinya i Toshiya milczeli, skonsternowani.
- Ale jak…? - wyrwało się basiście. Spojrzał badawczo na lidera, który wzruszył ramionami. - Posuwałeś go i jednocześnie mu obciągałeś?
- Musiałbym urwać sobie głowę - mruknął Kaoru. - Pewnie zrobiłem to lekko, ale mocno.
- Krzycząc szeptem.
- I płacząc bez łez.
- Kiedy byłem w nim, ale nie z nim, bo słońce padało, a twarz miałem przystojną, choć brzydką - podsumował Kaoru. - To mi przypomina tego, w którym byliście dziwkami.
- No, a ty byłeś alfonsem i zabawiałeś się na boku z Kyo, który kochał mnie, choć nienawidził gdy brałem go od tyłu. Kyo, proszę, mogę cię wziąć od przodu? - Basista popatrzył na wokalistę z przesadnym zainteresowaniem.
- Nie zastanawialiście się, jakby to było? - zapytał nagle Kyo, nie zaszczycając pytania basisty odpowiedzią.
- Brać cię od przodu?
- Musiałbyś mi zrobić drugie wejście do ciała, które rozciągałbyś delikatnie, powolnymi pieszczotami doprowadzając mnie do szaleństwa z pożądania - wyrecytował Kyo, krzywiąc się lekko. - Ale na serio - no mnie to obrzydza. Lizać czyjś odbyt, fuj.
- A połykanie spermy? - zainteresował się Die, sięgając po papierosy. Zaciągnął się mocno i kontynuował. - Mi te bzdury wzmocniły odporność. Kiedyś bym się skrzywił, a teraz… - urwał nagle, rumieniąc się lekko. - No, nawet bym spróbował. Co tak patrzycie?
- Bo jak teraz któryś powie „ja też”, to pozostała trójka siłą zmusi was do kopulacji bo będzie chciała popatrzeć - westchnął Kaoru. - Dajcie spokój, to pada na mózg. Die, ty jesteś hetero.
- Skoro chciałbym z facetem to tak nie do końca - mruknął Die. Speszył się lekko pod uważnym spojrzeniem lidera. - No nie mów, że nie chciałbyś lizać moich pośladków, przygryzając delikatnie wrażliwą skórę, a potem wbijać się we mnie czując dzikie tętno krwi, gdy zaciskam się na tobie, doprowadzając do orgazmu. Nie, poczekaj, coś pomyliłem.
- Miałeś zaciskać na mnie mięśnie - przypomniał mu Kaoru, kiwając głową.
Kyo skrzywił się, zdegustowany.
- Mnie bardziej zastanawia, czemu zawsze robią ze mnie tego na dole.
- Uke - podsunął usłużnie Toshiya. - Nie zawsze. Dla mnie dominujesz. Dla Shina też.
- To w sumie po równo wychodzi - powiedział powątpiewająco Shinya. - Ja jestem na dole ZAWSZE. I co?
- Idź do łóżka z Kaoru, który prawie zawsze jest na górze i zamieńcie się rolami, nakręćcie to i puśćcie w eter? - zaproponował Kyo.
- I zostaniecie afrodyzjakiem młodych fanek, które was słuchają, bo jak Totchi gra na basie to się tak ślicznie uśmiecha.
- Zamknij się - powiedział ze zgrozą Kaoru. - Bo zacznę chodzić w worku na twarzy. Myślicie, że je… to podnieca?
- A ciebie podniecają dwie kobiety?
- Nie - odparł Kaoru po uczciwym zastanowieniu. - Ale dwóch facetów też nie! - dodał szybko, widząc złośliwy uśmieszek na ustach basisty. - Ani słowa, tylko mnie odwieź. Na dwudziestą mam kolację z rodzicami. I nawet nic nie mów. Obiecałeś, ze mnie podrzucisz.
- Przecież nic nie mówię - mruknął basista, całym sobą demonstrując postawę urażonej niewinności. - Zawsze moja ręka może złapać zamiast dźwigni twojego wyprężonego penisa - podsunął zachęcająco. - A wtedy ty zaczniesz wić się pode mną z rozkoszy, niczym…
- Idziemy, moja ty amebo - westchnął lider, zakładając kurtkę.
Po ich wyjściu reszta natychmiast pogrążyła się w czytaniu.

- Mam dość - oznajmił Kyo w przestrzeń w pół godziny później. - Boli mnie przepona, mięśnie twarzy i nie mogę się już śmiać bo ochrypłem.
- Odbyt cię powinien boleć - przypomniał Die. - Przed chwilą wziąłem cię trzy razy. Masz taki ciasny tyłeczek.
- Za to twoja rozpalona dzida coś zmiękła - odgryzł się wokalista. - Shinya, co ty robisz?
- Pocieram swoje sutki tak, by ściemniały pod dotykiem i stały się czerwonymi guzkami, błagającymi o dotyk - mruknął perkusista. - Nic, ściągam sweter. Bo co?
- Bo mogę rzucić się na ciebie, podniecony widokiem gładkiego ciała, by lizać je i ssać namiętnie, wsłuchany w wydawane przez ciebie jęki i westchnienia rozkoszy?
- Chcesz mi ciało ssać? - zainteresował się perkusista. - Jak…?
- Mocząc każdą najbardziej wrażliwą część twojego ciała śliną, zapewniającą posuwistość ruchów. Potem rozsunę twoje szczupłe pośladki, by wbić się w ciebie mocno i… jak to było? - zagadnął zirytowany Kyo. - Zapomniałem. Waląc?
- Dźgając - oznajmił wyniośle perkusista. - Dźgając w moją prostatę.
- Z rozmysłem.
- I z wprawą.
- Z rozmysłem i z wprawą dźgając w moją prostatę. Gdzie idziesz?
- Do łazienki - powiedział Die, wstając i rozmasowując sobie pośladki. - Potem będę myślał o tobie, onanizując się mocnymi, gwałtownymi ruchami i prawie miażdżąc swoją męskość. Widać, że one nie mają penisów. Miażdżąc?
- I spijając pierwsze, gorzkawe krople nasienia - przeczytał Shinya. - Czemu gorzkawe, moja sperma jest słodka.
- Próbowałeś? - zapytał Kyo po chwili ciszy.
- No, raz - przyznał z ociąganiem perkusista. - Byłem ciekawy…
- Jak ja ostatnio byłem ciekawy, to zostałem zgwałcony twoimi pałeczkami - ostrzegł Kyo. Skrzywił się. - To musiało potwornie boleć.
- Byłeś też rozrywany moim cudownym, twardym fiutem. Pulsował w tobie, wystrzeliwując w poranione wnętrze hektolitry spermy.
- A to mnie zastanawia. Skąd im się bierze tyle spermy? Z jednego wytrysku zbierze się może łyżeczka nasienia. A jak Kaoru posuwał mnie w studyjnej toalecie, opryskał mnie, siebie, ścianę i wchodzącego Toshiyę.
- Ta ja wchodziłem - przypomniał Die, wracając do pokoju z trzema puszkami piwa. - Od razu zresztą się przyłączyłem, wbijając się w niego bez ostrzeżenia.
- Ty brutalu! - rozżalił się Kyo, patrząc na niego z wyrzutem.
- A teraz zamroczę wasze niewinne umysły alkoholem, by was uwieść. Robię to w ponad połowie fików. Czy one uważają, że na trzeźwo mnie nikt nie zechce?
- No i pijanemu nie staje - zauważył Kyo.
Przez chwilę milczeli.
- Może one sugerują, że mniej boli? - zasugerował z wahaniem Shinya.
- Ale bez wzwodu nie wbijesz się w niczyj tyłek - powiedział niepewnie gitarzysta. - Nawet, jak wnętrze kochanka będzie gorące, wilgotne i gotowe.
- I nawet, jak będziesz wykonywał niekontrolowane ruchy biodrami. Jeśli twoja męskość nie będzie nabrzmiała i błagająca o dotyk, nic z tego.
- Dobrze, że Kaoru tego nie słyszy. Ostatnio miał, biedny, kłopoty z erekcją.
- Nic dziwnego - westchnął współczująco Shinya. - Skoro codziennie zrywa nas na próby o szóstej rano, a potem gwałci po kolei…
- Dobrze, że nie jednocześnie - podsumował lider, wchodząc nagle do pokoju i siadając ciężko na podłodze. - Die, przysuń trochę swoje delikatnie umięśnione ciało, chcę się oprzeć.
- Kolacji nie było? - zagadnął Die, przesuwając się posłusznie bliżej.
Kaoru położył głowę na jego kolanach, obejmując go ręką w pasie.
- To jakiś koszmar - powiedział stłumionym głosem z okolicy żołądka drugiego gitarzysty.
- Nie mów, że Toshiya miał wypadek, i że potrąciła go ciężarówka, albo rozpędzony do 200 kilometrów na godzinę samochód.
- Nie, choć wtedy, stojąc nad moim martwym ciałem zrozumiałby może, jak bardzo mnie kochał - warknął basista, pojawiając się również. - A potem popatrzyłby na mnie oczami, w którym zbierałyby się rzewne łzy i zapłakałby, wspominając dotyk moich gorących i wilgotnych ust na swoim rozedrganym członku.
- Skończyła mu się benzyna. Odholowali nas tutaj, byliśmy blisko. Ale i tak musieliśmy pchać.
- I nie rzuciłeś się na szczupłe ciało lidera, błyszczącą potem klatkę piersiową i silne uda? - upewnił się perkusista.
- Skąd, wziął mnie brutalnie, aż moje ciało bolało od okrutnego zgwałcenia - wymruczał Kaoru ironicznie. Die pogłaskał go po włosach, uśmiechając się do niego.
- Słodko wyglądacie - rozczulił się Kyo, przypatrując się gitarzystom z zacięciem. - Teraz możecie się pocałować.
- I ogłosisz nas mężem i żoną? - zapytał Die kpiąco. Kaoru wstał, gdy z korytarza dobiegło dzwonienie jego komórki.
- Możesz się tęsknie pogapić na jego rozkołysane biodra, Die - zezwolił Toshiya, dopijając piwo. - Wiecie, ja nie mógłby iść z żadnym z was do łóżka. Umarłbym ze śmiechu po drodze do sypialni, jakbym sobie to wszystko przypomniał.
- Chyba, że - zaczął Die, patrząc na drzwi do przedpokoju i dokładnie oblizując kuszące, różowe usta - napisałbyś własny scenariusz…



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Gdy coś we mnie umiera, Fan Fiction, Dir en Gray
Sweet, Fan Fiction, Dir en Gray
Umysł typowo humanistyczny, Fan Fiction, Dir en Gray
Miłość Gorąca Jak Benzyna Płonąca, Fan Fiction, Dir en Gray
Die uświadomiony, Fan Fiction, Dir en Gray
Cena, Fan Fiction, Dir en Gray
Pierwsze wyjście z mroku, Fan Fiction, Dir en Gray
Po prostu odszedł, Fan Fiction, Dir en Gray
Na skrzyżowaniu słów, Fan Fiction, Dir en Gray
Platinum Egoist, Fan Fiction, Dir en Gray
Fever, Fan Fiction, Dir en Gray
Drain Away, Fan Fiction, Dir en Gray
Pierwszy pocałunek, Fan Fiction, Dir en Gray
W naszym zawodzie, Fan Fiction, Dir en Gray
Są takie noce, Fan Fiction, Dir en Gray
Perwersja o smaku truskawek, Fan Fiction, Dir en Gray
No nie, Fan Fiction, Dir en Gray
Wszystko inaczej, Fan Fiction, Dir en Gray
Sprawdź mnie, Fan Fiction, Dir en Gray

więcej podobnych podstron