poz.8, Filologia polska, Młoda Polska


8. Ignacy Dąbrowski, Nowele wybrane, Kraków 1969.

W skład tego zbioru wchodzą następujące opowiadania: „Idylla”, „Sama”, „Kolega szkolny”, „Niepotrzebny”, „Zmierzchy”, „Matka”.

Idylla

W skład tej noweli wchodzą dwa listy- pierwszy z datą 4 grudnia, wysłany z Meranu (?), adresowany do Julka („Mój drogi Julku!”).

List jest od kobiety. Ma żal do Julka, że ją oszukuje- nie powiedział, że „odnajął” salon i mieszka tylko w kuchni. Pani Kowalska doniosła jej także o tym, że Julek nie śpi po nocach (coś pisze) i źle wygląda. Kobieta nie może wrócić, bo nie ma pieniędzy ma drogę. Martwi się, że Julek pogniewa się na nią o to, że się martwi (także o pieniądze - on ciągle zapewnia ją, że pieniądze są).

Kobieta martwi się, że w kuchni są nieszczelne okna i Julka zawieje. Karze mu powpychać waty w szpary w oknie („Jak mnie kochasz, zrób to zaraz…”). Pyta Julka, komu wynajął salon, bo martwi się, aby ten lokator mebli im nie uszkodził.

Kobieta pisze, żeby Julek nie martwił się o jej zdrowie - gdyby nie kaszel czułaby się dobrze i nie musiałaby być w tym miejscu, w którym jest. Opowiada, że w aptece się pomylili i sprzedali jej więcej tabletek (lekarstwo), dzięki czemu zaoszczędziła.

Zapewnia Julka, że nie kłamie na temat zdrowia, bo przecież obiecała mu, że będzie pisała prawdę. Kobieta ma nadzieję, że na Wielkanoc lekarz pozwoli jej wrócić do domu - do Warszawy.

Prosi Julka o przesłanie 50 rubli - nie ma na opłacenie mieszkania. Chciała robić kapelusze i w ten sposób dorobić, ale nikt się do niej nie zgłosił… Kobieta żali się, że nawet nie ma z kim porozmawiać (chyba chodzi o barierę językową - tu mówią po niemiecku). Całymi dniami siedzi w pokoju i na balkonie- nie wychodzi. Gdyby nie jej doktor zapomniałaby mówić!

Prosi Julka, by pisał do niej długie listy. Tych listów ona wyczekuje jak zbawienia.

Kobieta tęskni, bo Julka przy niej nie ma. Czegoś się boi, gdy go nie ma. Kobieta żali się, że chce jej się mówić, a pozostało jej tylko pisanie listów. Czasem wyobraża sobie, że rozmawia z Julkiem.

Choćby ją tam trzymali, to ona wróci - choćby piechotą! Kiedy wyjeżdżała od Julka cieszyła się, że jedzie za granicę… teraz jest inaczej - tęskni.

Kobieta wyznaje miłość Julkowi, pisze, że nie mogłaby bez niego żyć. Gdy się spotkają ona chyba umrze ze szczęścia! Codziennie się modli do Boga… Bóg jest dobry.

Pod listem mamy podpis: Maria

Drugi list:

Warszawa, 8 grudnia.

„Najdroższa moja Maniusiu” (czyli jest to odpowiedź na pierwszy list)

Mężczyzna (Julek) wypomina Maniusi, że nie pisała do niego cały tydzień. Chce, by pisała do niego dwa razy „na tydzień”, a nie raz (jak wcześniej ustalili).

Julek pisze, że doktor Marii zaręczył mu, że wróci do domu zdrowa. Jej płuca są zdrowe, nawet jeśli znów powtórzy się krwotok. Julek uważa, że Marii najbardziej szkodzi to, że się zamartwia. Zwraca się do niej w liście „moja Maniusiu”. Mówi, że tak nagada tej „starej plotkarce Kowalskiej” (za te głupstwa, które plecie), że jej w pięty pójdzie! Julek tłumaczy, że słowa Kowalskiej to nieprawda: salonik wynajął tylko dlatego, że poprosił go o to naczelnik (przyjechali znajomi naczelnika ze wsi). Julek zapewnia Marię, że na pewno dostanie oczekiwaną gratyfikację na Nowy Rok. Za wynajęcie saloniku Julek dostanie 15 rubli. Dlatego prosi Marię, by wynajęła sobie pokój od południa (słyszał że to ważna rzecz).

Julek dostał jakąś fuchę przepisywania akt i dlatego teraz więcej pracuje. Być może kolega załatwi mu miejsce kontrolera biletów w cyrku (dobrze płatne!).

Julek prosi, by M. nie martwiła się o pieniądze. Ma kupować wszystkie zalecone lekarstwa. Przesyła jej 47 rubli (resztę dośle, bo kolega gwałtem wymusił od niego pożyczkę). Pisze też o „nowościach”, np. o tym, że Krajewskim znów córka przybyła, o tym, że ci, którzy mieszkają w mieszkaniu niżej wyprowadzają się od Nowego Roku - gdzieś na Wspólną (a ta lokatorka serdecznie wypytywała Julka o Marię).

Julek nigdzie nie wychodzi w wolnym czasie - gdy ma wolną chwilę, to myśli o Marii. Gdy ona wróci, on weźmie urlop, żeby mogli się sobą nacieszyć. Do Wielkanocy już blisko. Jeśli będzie ciepło, to Julek zabierze ją do Wilanowa albo Czerniakowa. Jeśli Maria się zmęczy, to on ją weźmie na ręce.

Ostatnie zdania listu to wyrażanie tęsknoty. Jeszcze nigdy Julkowi nie było tak w życiu źle jak teraz, gdy nie ma przy nim Maniusi. Gdyby mu nie było wstyd, to płakałby jak dzieciak.

Podpis: Julek

Sama

Mówi kobieta zmęczona życiem („Jestem stara, sterana życiem kobieta”). Zwraca się do czytelników: „Nie potrzebuję się wam przyznawać, że to była komedia, taka bolesna komedia”. Kobieta nazywa siebie „suchym wiórem”, który nie zdoła już wydać „świeżego pędu życia”. Kosmetykami, ubiorem starała się zatrzymać przemijający czas (starzenie się) - teraz z tym kończy. Przyznaje się ile ma lat: „Mam czterdzieści siedem lat- słyszycie?”. Chyba mówi dalej do jakiejś grupy ludzi, która zawsze -przez złośliwość - dodawała jej lat. Dziś jest jej to całkowicie obojętne.

Kiedy miała lat 13, 15, 16 dodawała sobie wieku - pragnęła być dorosłą panną. Teraz chciałaby znów przeskoczyć kawał swojego życia i być od razu staruszką.

Kobieta jakby się spowiada: przyznaje, że rujnowała swój szczupły budżet nauczycielki na kremy, pudry. Głodziła się, by nie przytyć. W dzień siadała zawsze pod światło, a wieczorem jak najdalej od lampy - tak ukrywała swoje niedoskonałości. Od trzech lat kobieta cierpi na bóle krzyża i chodzenie w gorsecie sprawiało jej torturę. Przyznaje, że jej częsty uśmiech (przymusowy) był jękiem bólu. Latem doskwierały jej kokardy i kołnierze, pod którymi chciała ukryć „wyschłą” szyję.

Wspomina jak słyszała wszystkie obelgi pod swoim adresem, czuła na sobie przelotne spojrzenia. Zadaje pytanie: „I czy wy myślicie […], że nie gryzłam do krwi warg, że nie krztusiłam się sztucznie, ażeby powstrzymać gwałtowny rumieniec, kiedy przy mnie mówiono p czyiś latach, o staropanieństwie, kiedy wyliczano panny na wydaniu?”. Mimo tego grała komedię…

Kobieta chce wyspowiadać się do końca: udawała młodą, bo pragnęła wyjść za mąż. Jeszcze do wczoraj oddałaby wszystko, by mieć męża. Mówi, że mylą się wszyscy, którzy uważają, że pragnęła tego dla nasycenia zmysłowego. Pożądała nie mężczyzny, ale męża, nie uciech, ale praw, nie miłości, ale serca i przywiązania. Ale przede wszystkim pożądała dzieci.

Męża wciąż mogłaby mieć, ale na dzieci jest już za późno (z tego powodu cierpi ta kobieta).

Wspomina swą miłość (to było 33 lata temu). Była na jakimś kursie i tam poznała JEGO. Był aptekarzem (brat koleżanki). [bohaterka opowiada o wyglądzie chłopaka - duża dokładność] Mieli się ku sobie - ich spojrzenia wyrażały wszystko. Nadszedł maj - czas egzaminów. ON uczył się w Łazienkach. Pewnego ranka ona wybiegła z domu (temu opisowi towarzyszą opisy przyrody, np. ćwierkanie ptactwa). Kierował nią instynkt. Gdy go ujrzała zrozumiała, że robi niewłaściwie - ale szła jak zahipnotyzowana. Gdy ją zobaczył zerwał się z ławki. W całym jej życiu nikt tak na nią nie spojrzał jak on wtedy. Chłopak chwycił ją i poczuła jego pocałunki. Poddawała się wszystkiemu. Nigdy, ani przedtem, ani później, nie kochała tak nikogo i nie czuła się tak kochana. Chodzili po parku - mówił do niej „złoto”. On nazywał się Franciszek. Mówiła do niego „Ciszku”♥. Łazienki stały się dla nich „rajem biblijnym” (Pan Bóg osadził tam ją i jego). Inni ludzie byli jak z innej planety. Śpiew słowików. Franciszek powiedział jej, że jest ubogi i na początek będą musieli pracować oboje. Myśl, że będzie pracowała przy nim, dla niego doprowadziła ją do płaczu. Zobaczyła pracujących kamieniarzy i pomyślała, że dla całego świata jest dzień powszedni, tylko dla niej i F.- dzień Narodzenia.

Widywali się prawie codziennie. Dostawała od niego bukieciki z coraz to nowych kwiatów (rumianki, maki). Obawiała się jedynie, że rodzice zorientują się, że ich oszukuje i spotyka się z chłopakiem.

Ostatnie dostała od Franka róże.

Franek poszedł poznać jakieś wyniki, od którym zależało otrzymanie świadectwa z uczelni. Ona miała czekać na niego w kościele Św. Krzyża. Franek otrzymał świadectwo - pojechali tramwajem na Pragę (park), bo chcieli uczcić to tylko we dwoje. Ustalili, że następnego dnia chłopak przyjdzie do jej rodziców prosić o jej rękę.

Rodzice odrzucili prośbę o rękę córki. Nie mogła wychodzić z domu. Ona była młoda i bierna, a on nie zjawił się, by powiedzieć „ucieknijmy”….ich szczęście przepadło.

Któregoś dnia odwiedziła ją siostra Franka, by się odegrać za brata. Powiedziała, że ten dostał świetną pracę i wyjechał. Po dwóch latach dowiedziała się o ślubie Franciszka - ożenił się z miłości, z ubogą panienką. Zaczynała wierzyć (zepsuta powodzeniem u mężczyzn na balach), że F. nie był partią dla niej.

Kolejne związki miłosne były niepowodzeniami (adwokat, pomocnik naczelnika z kolei, doktor). Uczęszczała na bale, miała wielu mężczyzn. Mama robiła jej często wymówki, że nie umie utrzymać nikogo przy sobie. Gdy dobiła 30-stki zorientowała się, że jest odrzucana (jako żona), bo nie ma posagu. Powoli nauczyła się podkreślać swoje dodatnie strony. Ze względu na ambicję chciała dopiąć swego i mieć jakiegoś męża. We wnętrzu siebie czuła wrogość do mężczyzn, ale na zewnątrz chciała ich podbić, upokorzyć. Doszły ją słuchy, że nazwano ją „lwicą salonową” [rodzice wydawali wszystkie pieniądze, by bywać na salonach]

Umarł jej ojciec. Dodatkowo kłopoty pieniężne i długi. Zaczęła dawać lekcje muzyki. Po „upływie” żałoby znów zaczęły bywać z matką na salonach (inicjatywa matki). Ten czas kobieta (opowiadająca) wspomina chyba jako najlepszy - przejście i praca uszlachetniły ją. Była wówczas dojrzałą kobietą, która uczestniczyła w „grze świata”. Nie myślała o zamążpójściu - była zadowolona ze swojego spokojnego życia.

Koniec opowiadania. Znów powrót do tego, co teraz. Kobieta mówi, że gardzi mężczyznami. Nie dziwi się, że mężczyźni nie chcieli jej, gdy była głupią lalką prowadzoną przez mamę na salony, że nie chcieli jej jako „lwicy salonowej”, ale nie może pojąć, dlaczego nie chcieli jej, gdy była wartościową trzydziestoletnią kobietą?!

Wspomina jak straciła matkę (kolejny cios). Kochała matkę, lecz nie umiała wybaczyć jej krzywdy kiedyś wyrządzonej. Bohaterka została sama (świadomość zupełnej samotności). Doszły ją wieści o Franciszku - jego najstarsza córka zmarła (pozostawiła po sobie dzieci).

Narratorka opowiada teraz o przypadkowym spotkaniu Franciszka - był w parku, z żoną i wnukami. „Emancypacja, samodzielność, niezależność od nikogo” - to tylko owoc smakowity dla tych, dla których jest zakazany. Ona nie chce na tych pustych słowach opierać życia - chce kogoś kochać i czuć się komuś potrzebna. Nie ma nawet komu się żalić, bez narażenia się na śmieszność.

Kobiecie ta spowiedź daje możliwość wykrzyczenia tego, co czuje, co myśli. Nie może pojąć, dlaczego jej ciału nie pozwolono spełnić obowiązków nałożonych przez naturę? „Wołam, rzucam wam krzyk protestu i buntu: dlaczego?”. Czuje, że więdnie jak bezużyteczny świat… Jej łono nie wydało nowego życia.

Narratorka zwraca się do ludzi, że jeśli zobaczą starą kobietę z uśmiechem, niech pomyślą o tym, co się pod tym uśmiechem kryje - krzyki bezsilnego protestu. Żyje się tylko raz i niczego wrócić nie można…

Ostatni akapit (oddzielony).

Jest wczesny wieczór listopadowy. Niebo ciężkie jak niedola. Szaruga jesienno-zimowa, zbliżają się długie noce i dni krótkie, posępne. „Żyć jakoś trzeba…”.

Kolega szkolny

Narracja w 1.os., l.poj. - mężczyzna

Narrator siedzi w przedziale pociągu. Nagle wchodzi jakiś trzydziestokilkoletni mężczyzna (średniego wzrostu, okulary na nosie, dobrze odżywiany) z dwoma torbami w ręki i dziecinnymi taczkami pod pachą. Był bardzo zmęczony. Narrator jest pewien, że mężczyzna cały ranek przed odjazdem pociągu spędził na tzw. „lataniu po mieście” za rzeczami, które miał wypisany w jakimś liście. Jego wzrok był rozbiegany, jakby sprawdzał, czy wszystko ze sobą zabrał.

Narrator miał wrażenie, że gdzieś już widział twarz tego mężczyzny. Ale chciał zaprzątać sobie tym głowy, bo wyruszył z Warszawy w dobrym nastroju i nie chciał, by uległ on zmianie.

„Pociąg był już w pełnym biegu”, wokół wsie i pola. Czerwiec. Wszędzie świeża, młoda zieleń, która ma przed sobą miesiące życia. Narrator czuje się wolny - jedzie dokąd chce, na spotkanie lasom, polom. Nauczył się już, że w każdej podróży najprzyjemniejsze jest to, co „własne”, czyli to czego nie ma w przewodniku. Dlatego, dzięki tej „samowiedzy”, otwierał duszę i chwytał po drodze każdy promień i blask. Narrator mówi o tym, że jest w nas jakaś „wyłączność nastroju”, która sprawia, że nie lubimy, gdy ktoś w naszym otoczeniu czuje zupełnie inaczej niż my. Ten mężczyzna, który wsiadł do wagonu zawadzał narratorowi - nie wpasowywał się w żaden sposób w jego obecne widzenie świata.

Narrator obserwuje jak mężczyzna siedzi spokojnie i zapisuje coś w notesie. Po ruchu ołówka wnioskuje, że zapisuje cyfry, czyli pewnie sporządza rachunek za zakupy. Wzrok narratora spotkał się ze wzrokiem mężczyzny - wtedy do narratora powróciły dawne wspomnienia. Ten mężczyzna to Władek Borowski - szkolny kolega, przyjaciel.

Czasem lata życia przepływają „szaro” i niewiele się z nich pamięta, a czasem poszczególne miesiące, tygodnie, dni świecą w pamięci jak najjaśniejsze gwiazdy. Do takich chwil człowiek wyciąga „ramiona wspomnień”. Im dalej się idzie w życie, tym trudniej o te „gwiazdy”.

Narrator twierdzi, że nie żyjemy ciągle. Czasem przez miesiące, przez lata żyjemy tylko „wierzchem duszy” - nie napotykamy fal, które wstrząsnęłyby nami do dna. Są to lata „porządne”, z reguły „owocne w płody mrówczej pracy”, ale monotonne i nudne. Uciekają one szybko z pamięci. Ale takie życie, wg narratora, to nie życie. Bo żyjemy prawdziwie tylko w te dni, w których wywlekamy na wierzch całą naszą duszę i pozwalamy ją przeglądać „jak obraz na szkle”. Wtedy bierzemy serce w dłoń i chcemy pokazać światu jak bije Czasem żałujemy, że pokazaliśmy nasze serce niewłaściwej osobie, ale samego faktu pokazywania nie żałujemy.

Tu narrator zaczyna wspominać czasy znajomość z Władkiem Borowskim. Było to w klasie pierwszej. Początkowo narrator nie za bardzo zwracał uwagę na Władka, nie siedzieli razem. Władek uchodził za biedaka. Był pracowity, ale to nie bardzo przekładało się na oceny. Wyjątkowo słaby był z arytmetyki. Gdy kiedyś Władek rozwiązywał jakieś zadanie przy tablicy, narrator podpowiedział mu z ławki złe rozwiązanie (celowo). Władek dostał dwóję… chwilę potem narrator usłyszał jego ciszy płacz. Wtedy narrator podbiegł do nauczyciela i wyznał prawdę. Dostał od nauczyciela pstryczek w ucho, ale nie postawił Władkowi dwói. Kolejne dni przesiedział z Władkiem nad arytmetyką i gdy Władek ponownie został poproszony do tablicy dostał 3+ (po raz pierwszy w życiu!). To doświadczenie zbliżyło chłopaków. Często widywali się poza szkołą. Narrator pamięta ich wspólne wieczory jakby to było wczoraj. Matka Władka zajmowała się wyrabianiem „tutek papierowych do proszków dla aptekarzy” (Władek jej pomagał, ale sam nie miał dużo czasu). Z czasem i narrator pomagał w robieniu tych tutek. Mama Władka przy tych swoich pracach potrafiła ciągle coś opowiadać. Władek znał już jej całe życie lepiej niż swoje. Ubolewał, że nie może wykupić dla matki jakiegoś `paltocika'. Matka mówi do Władka, że widziała Czerwińskiego - swojego dawnego adoratora, który teraz stawia sobie dom na Solcu. Władek wzdycha, że to za niego matka nie wyszła za mąż. Ale matka podkreśla, że ojciec Władka też nie był biedny, ale nieobrotny był i szczęścia nie miał. Niestety pozostawił ich w biedzie… Kobieta każe Władkowi kochać ojca. Władek kochał ojca, ale czasem mówił narratorowi, co by było, gdyby był „Władkiem Czerwińskim”, a nie „Borowskim”. Dowiadujemy się, że nasz narrator ma na imię Julek, bo mama Władka nazywała go „Julciem”.

Po szkole Władek z Julkiem po kilka razy odprowadzali się wzajemnie pod swoje bramy. Zawsze mieli za mało czasu, by się nagadać. Teraz Julek nie pamięta już o czym rozmawiali. Ale wie, że nie mieli przed sobą tajemnic. Chwile spędzone osobno przestały mieć dla chłopców znaczenie. Z czasem zaczęli mieć takie same myśli, odczucia, marzenia.

Różnili się usposobieniami. Narrator był żywy, ryzykowny, a Władek cichy, bojaźliwy. Julek czuł, że ma na Władka wpływ. Pod jego wpływem Władek zdobywał się na figle w klasie. Chłopcy snuli plany na przyszłość - nie chcieli się nigdy rozstać. Wszystkie wielkie plany dla nich tworzył Julek. Władkowi imponowała wiedza geograficzna Julka. Chłopcy planowali m.in. wyprawę „do bieguna”. Mieli też upatrzone miejsce na Krakowskim Przedmieściu, gdzie w przyszłości miał stanąć ich pałac. Raz, gdy Władek wybrał pływanie łódką z innym kolegą, Julek pobił go za brak lojalności.

Nadeszła wieść, że matka Władka dostała pracę (gospodyni u księdza) w Lublinie i wyjeżdża z synem. Julek zapłakany błagał ją, by nie wyjeżdżali… Ale matce Władka ręce odmawiały posłuszeństwa i nie mogła już tak szybko wykonywać swej dotychczasowej pracy, przez co mniej zarabiała. Musiała z Władkiem wyjechać do Lublina.

Ostatni wieczór przed wyjazdem Julek spędził u Władka. Pierwszy raz siedzieli z panią Bobrową, która nie była zajęta pracą. Narrator wspomina, że jej palce sprawiały wrażenie jakby nieustannie pracowały - rozchylały się i skurczały. Chłopcy poprzysięgli sobie, że będą do siebie pisać listy (małymi literami, by jak najwięcej tekstu się zmieściło). Julek pyta (kolejny raz) Władka, czy wziął ze sobą „Ducha puszczy”. Gdy Julek wychodzi, pani Bobrowska pyta go, czy nie zapomni o Władku. Władek odprowadza Julka do domu - wchodzą jeszcze razem do sieni. Julek proponuje Władkowi, żeby został - mogliby sobie mieszkać w tej sieni, pod dachem (tu nikt nie chodzi). Władek robi praktyczną uwagę, że przecież byłoby im tutaj zimno Julek na to, że przecież teraz jest lato. Między chłopcami panuje cisza. Narrator wykrztusił, że gdyby Władek o nim zapomniał, chyba by umarł. Płaczą.

Władek wyjechał. Już nigdy więcej się spotkali, ich korespondencja szybko się urwali. Teraz narrator ocenia, że winę za to ponoszą obaj. Dlaczego ta ich przyjaźń musiała się skończył? Dlaczego kończy się młodość, zapał? Dlaczego ludzie mogą się kochać po 5 razy w życiu? Narrator tego nie wie.

Narrator kończy opowiadać wspomnienia, wraca do sytuacji w pociągu. Władek bardzo się zmienił od tamtego czasu. Nie rozpoznał Julka. Narrator zwrócił się do mężczyzny po imieniu i spytał, czy go poznaje. Rozpoznał Julka, ale z jego twarzy nie schodziło zakłopotanie. Było niezręcznie. Julek pyta, czy pani Bobrowa jeszcze żyje. Władek odpowiada, że zmarła 10 lat temu. W rozmowie wychodzi, że Władek się ożenił. Tylko Julek zadaje pytania: czy pamięta ich ostatnią rozmowę na schodach, jak dawno się ożenił? Władek odpowiada, że zaraz po gimnazjum wziął ślub (nie było pieniędzy na uniwersytet), ma czworo dzieci. Narratorowi udało się „rozgadać” Władka i wreszcie zaczął coś mówić sam z siebie. Tu dowiadujemy się o zmianach pracy Władka, ile zarabiał, o kłopotach z dziećmi. Władek pyta Julka dokąd jedzie, ten odpowiada, że do „Murzzuschlag” (w Austrii), a potem dalej.

Nagle Julko wpadła do głowy myślę, że może wysiądzie na tej stacji co Władek i spędzi cały dzień i wieczór z jego rodziną (wśród polskiej wsi). Pociąg dojechał na stację, gdzie wysiadał Władek. Na peronie czekała na niego żona i dzieci. Pożegnał się z Julkiem i spytał o jego adres. Julek widział przez okno Władka otoczonego rodziną (mamy opis [oczami narratora] żony, dwóch córek, syna). Nikt nawet nie obejrzał się za Julkiem. Uwagę narratora przyciągnął zapewne najstarszy syn Władka - także Władek. Był w takim wieku jak chłopcy (W. i J.), gdy się przyjaźnili.

Narrator poczuł się o wiele starszy niż dotychczas - Władek miał już prawie dorosłego syna! Zrozumiał, że jakieś wrota jego życia właśnie się zamknęły.

Pociąg ruszył. Ludzie zaczęli jakby zasuwać się jedni za drugich, potem za drzewa [perspektywa patrzenia przez okno]. Potem, gdy pociąg skręcił za las, narrator widział już tylko „ciemny wał drzew”. Poczucie przemijania - to, co wspominał już dawno się skończyło. Na widnokręgu gdzieniegdzie zaczęły ukazywać się wzgórza. Pociąg skręcał, zataczając niewielkie łuki. Narrator zapuścił wzrok przed siebie, w dal i zdawało mu się, że za pagórkami czekają na niego te góry, morza, wielkie lodowce i nieznani ludzie, do których spieszył po nowe wrażenia.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
MP Poezja Młodej Polski, Filologia polska, polonistyka, rok III, Młoda Polska
Aleksanderr Świętochowski Dumania pesymisty, Filologia polska, Młoda Polska
szczeście frania, Filologia polska UWM, Młoda Polska
M. Bałucki - Dom otwarty KOMEDIA, Filologia polska, Młoda Polska
Młoda Polska czyli Modernizm, Filologia polska, polonistyka, rok III, Młoda Polska
Zagadnienia z Młodej Polski, Filologia Polska, Młoda Polska
Noc listopadowa, FILOLOGIA POLSKA, Młoda Polska
Motywy biblijne w Idiocie, Filologia Polska, Młoda Polska
Pałuba streszczenie, FILOLOGIA POLSKA, Młoda Polska
krzak analiza, Filologia polska UWM, Młoda Polska
Realia historyczne w Europie i kraju, FILOLOGIA POLSKA, Młoda Polska
Na drodze, Filologia polska, Młoda Polska
Staff, Filologia polska UWM, Młoda Polska, opracowane zagadnienia
Młoda Polska tom1, filologia polska UWr
Dwudziestolecie a Młoda Polska 1, filologia polska, HLP, III rok (po 1918)

więcej podobnych podstron