Recepta na zazdrość, Fan Fiction, Dir en Gray


Recepta na zazdrość

Dzwonek odezwał się, kiedy Toshiya kończył odcedzać ryż. Spokojnie wylał resztki wody do zlewu, wyjmując napęczniały woreczek na uprzednio przygotowany talerz. Zakręcił gaz i wypłukał ręce, gdy do drzwi zadzwoniono ponownie.
- Idę! - krzyknął głośno, kierując się do przedpokoju. Odruchowo zerknął w lustro, przygładzając niesforne kosmyki włosów.
- Witaj, Totchi - szepnął nieśmiało Shinya, uśmiechając się niepewnie. Basista patrzył na niego w milczeniu, przytrzymując się dłonią framugi. Usta zadrżały mu nieznacznie, kiedy odsunął się, wpuszczając gościa do środka. - Przyszedłem oddać ci kurtkę.
- Przecież widzimy się na jutrzejszej próbie - powiedział sucho, zabierając mu z rąk ortalionową kurtkę w plastikowej torebce.
- Chciałem ci podziękować - mruknął perkusista, nieco zaskoczony.
- Za co? - spytał Toshiya ledwo słyszalnym głosem.
- Za odwiezienie - Shinya zaśmiał się cicho, patrząc na niego z rozbawieniem. - Za to, że się na komisariacie nie obudziłem.
- Nie ma za co - odparł Toshiya po chwili. - Jesteś głodny, ShinShin?
- A co masz?
- Ryż z warzywami - zaraportował posłusznie Toshiya. - Warzywa mrożone. Ryż się przypalił. Troszkę.
- Troszkę - powtórzył jak echo Shinya, z powątpiewaniem oglądając poczerniałą od spodu torebkę. - Makaron?
- Zjedzmy na mieście - zaproponował z westchnieniem basista. - Kaoru mówił coś o nowej knajpie.

- Nie wspominałeś, ze to knajpa dla gejów - zauważył wyraźnie rozradowany Shinya, skubiąc ryżowe wafle. - Patrz, mają nawet rurę. Ciekawe, czy jest tu go-go.
- ShinShin… - mruknął ostrzegawczo basista, łypiąc ponuro w menu. - Nie wypadało nam już wyjść… a od drzwi nie wyglądało… źle.
- Ale nadal nie wygląda! - zapewnił go z podejrzanym entuzjazmem Shinya, kręcąc się na krześle i zerkając ciekawie po sali. - Myślę, że ten facet mnie podrywa - rzucił konspiracyjnym tonem, wskazując głową na szatyna w skórzanej kurtce, siedzącego na obrotowym stołku przy barze.
Zauważywszy, że mu się przyglądają, uniósł do góry szklaneczkę, spełniając toast. Toshiya sztywno pokiwał głową, a Shinya radośnie zasalutował.
- To nie reaguj - zirytował się basista, kiwając na kelnera. - Biorę sznycel po wiedeńsku, a ty?
- Jakieś grzyby - powiedział nieuważnie jego towarzysz, z niesłabnącą euforią strzelając oczami na boki.
- Krokiety z grzybami?
- Może być. Patrz, co się tam dzieje!
- Gdzie? - przeraził się Toshiya, wykręcając szyję. Na widok dwóch całujących się mężczyzn spojrzał na Shinyę dziwnym wzrokiem. - Jesteśmy w knajpie dla homoseksualistów, wiesz, dwóch panów. Się kochają.
- Albo tylko rżną - sprostował perkusista, ze smakiem gryząc paluszki.
- Albo rżną - zgodził się z nim Toshiya, masując dłonią czoło. - Swoją drogą ciekawe, skąd nasz lider takie miejsca zna.
- Pewnie stąd, że sam w nich bywa - poinformował go beztrosko Shinya, wychylając piwo. - Słuchaj, ja bym chciał tego spróbować - dziabnął palcem w obrazek bajecznie kolorowego drinka - z podwójnym lodem, co? I w ogóle… O bogowie - wyszeptał, wpatrując się zaszokowanym wzrokiem w coś za plecami Toshiyi.
Ten drgnął nerwowo i zaczął się odwracać, kiedy perkusista złapał go za ramiona i zmusił do pochylenia się nad stołem, otaczając go ramionami i przytulając twarz do jego policzka.
- Co się dzieje? - spytał zachrypniętym głosem Toshiya, wstrzymując mimowolnie oddech, kiedy usta perkusisty znalazły się o milimetr od jego warg.
- Kaoru tu jest - powiedział bardzo cicho Shinya, przytulając go jeszcze ciaśniej, tak że schował go praktycznie w objęciach. - Tylko nie zaczynaj krzyczeć, ani nic takiego, dobrze? Jest z kimś. Z mężczyzną jest.
Toshiya milczał, starając się powstrzymać drżenie ciała. Owiała ich fala powietrza, ktoś przeszedł koło ich stolika i usłyszeli niski głos lidera, mówiącego coś z ożywieniem. Basista westchnął lekko, rozczarowany, kiedy Shinya puścił go, przygładzając włosy. Na policzkach wykwitły mu nieznaczne rumieńce, kiedy nieco nieprzytomnie rozejrzał się dookoła.
- Poszli na górę - powiedział z wyraźną ulgą. - Widziałeś, jak wyglądał ten jego facet?
- Lepiej - mruknął basista. - Widziałem, kim był jego facet. Die to był.
- Nie?! - krzyknął podekscytowany Shinya, patrząc na niego oczami wielkości spodków. - Nasz Die?
- Żaden inny - potwierdził Toshiya z krzywym uśmieszkiem. - Nasz Die… swoją drogą kto by pomyślał?
- Prawda? - zgodził się z nim perkusista. - Zwłaszcza, że niedawno z Kyo… - nagle urwał, jak odłączony od prądu, zatykając sobie usta rękami jak krnąbrne dziecko.
Toshiya wpatrzył się w niego nieruchomym spojrzeniem.
- Jak mi nie powiesz, zawisnę wzrokiem na twoich ustach - zagroził. - I drinka nie dostaniesz. I cię na go-go wypchnę. I…
- Dobrze, dobrze - zgodził się pośpiesznie perkusista. - Ale to taka prywatna sprawa - powiedział nieszczęśliwym głosem, wyłamując palce.
- Jak prywatna, to skąd o niej wiesz?
- Widziałem - wyznał z zawstydzeniem. - Kiedyś wpadłem wieczorem do Kyo oddać mu płyty i samochód Kao stał… no i przez okno ich widziałem - dokończył z niejakim rozmarzeniem, w zamian otrzymując podejrzliwie spojrzenie basisty. - Ale to było dość dawno, ze dwa miesiące będą. Nie wiedziałem, że spotyka się z Die'm.
- Ja nawet nie wiedziałem, że są homo - warknął podminowany Toshiya, sięgając po swojego drinka. - Czemu nic nie powiedzieli?
- Mieli wejść na próbę i oznajmić, że rżną się po? - spytał z politowaniem Shinya, kręcąc głową. - Zresztą nie wiem, może myśleli, że nas to obrzydza, czy coś.
- A obrzydza? - podchwycił szybko basista, zaglądając mu w oczy.
Shinya parsknął szyderczo.
- A jak niby, skoro cię wczoraj całowałem… - znów urwał, zagryzając wargi z nieszczęśliwą miną.
Toshiya siedział jak ogłuszony, wpatrując się w niego z napięciem.
- Pamiętałeś - powiedział po chwili z gorzkim wyrzutem. - A ja staję na rzęsach, żeby się nie sypnąć… myślałem, że byłeś pijany!
- Bo byłem - burknął Shinya, wzruszając ramionami. - Ale nie aż tak.
Zanim Toshiya zdążył się odezwać, przy stoliku zmaterializował się kelner, balansując wypełniona tacą. Ze służbowym uśmiechem na ustach podał im zamówione dania, stawiając jednocześnie przed Shinyą wysoką szklankę z jakimś barwnym napojem.
- Od tamtego pana przy barze - powiedział, uśmiechając się pod nosem.
- O, dzięku… - zaczął perkusista, uśmiechając się promiennie do niespodziewanego darczyńcy.
- Dziękujemy, ale proszę odnieść z powrotem - warknął Toshiya, wchodząc mu w słowo. Shinya założył ręce na piersi i wysunął podbródek, ale się nie odezwał. Rozbawiony kelner przeprosił, odchodząc od stolika.
Spod przymrużonych powiek basista widział, jak twarz nieznajomego tężeje w niemiłym grymasie, a on sam gwałtownie zsuwa się ze stołka, szybkim krokiem zbliżając się do ich stolika.
- Kłopoty idą - zdążył wymruczeć Shinya, zanim podszedł do nich, z trzaskiem stawiając szklankę na blacie przed nim.
- Napój jest dla pana - powiedział przez zęby, cedząc słowa. Rozejrzał się, po czym przysunął sobie krzesło, siadając na nim okrakiem. - I pan go tutaj ze mną wypije.
- Się składa, że pan jest tutaj ze mną - powiedział z lodowatym spokojem Toshiya, odsuwając się nieznacznie od stołu. - I pan nie ma ochoty tego pić.
- Pan nie jest chyba ubezwłasnowolniony, prawda? - zapytał mężczyzna z gryzącą ironią, świdrując go przenikliwym wzrokiem. - Pan sam może zadecydować, co ma ochotę pić… i z kim.
Przez chwilę wpatrywali się w siebie z napięciem, powoli przenosząc pałające spojrzenia na twarz lekko podenerwowanego Shinyi.
Perkusista przełknął ślinę, opuszczając głowę i na chwilę zasłaniając twarz włosami.
- Tak, dziękuję bardzo - powiedział głośno, chwytając za chwilę szkło i wychylając do dna jednym haustem.
Zignorował zaskoczone spojrzenie basisty, przełykając palącą ciesz i uśmiechając się lekko do wyraźnie zadowolonego z siebie mężczyzny.
- Smakowało? - spytał, kładąc dłoń na jego dłoni. Perkusista wyszarpnął rękę, pokrywając zmieszanie krótkim śmieszkiem. - Może jeszcze kolejkę?
- A, nie, dziękuję - odmówił grzecznie Shinya, unosząc się lekko. - My już chyba będziemy się zabierać, prawda, Totchi?
- Jako złoto najszczersze - mruknął basista, również wstając.
Nieznajomy podniósł się także, niedbale przeczesując włosy dłonią. Był wyższy od Toshiyi o głowę i o jakieś czterdzieści kilogramów cięższy. Szerokie bary rozpychały ekstrawagancką kurtkę z błyszczącej, ciemnozielonej skóry, a szpakowate włosy z bliska okazały się wysrebrzone farbą z brokatem.
- Może pana odprowadzę? - zaproponował gładko, zaglądając perkusiście w oczy. Toshiya złapał Shinyę za rękę, przyciągając go do siebie.
- Słuchaj no - zaczął gwałtownie, kładąc dłonie na jego ramionach - on jest tu ze mną, pod moją opieką i ze mną wyjdzie. Czy to jasne?
- A o co się tu rozchodzi, moi mili? - Napiętą ciszę przerwał rozbawiony głos zza ich pleców.
Toshiya drgnął, odwracając się szybko. Za nimi stał Die, w swobodnej pozie, z rękami opartymi na biodrach i szelmowskim uśmiechem na ustach. Wzrok nieznajomego powoli przesunął się po jego ciele i na ustach wykwitł mu obrzydliwy uśmieszek.
- Andou, ty bestio jedna! - wymruczał tonem, który w zamierzeniu miał być seksowny, a spowodował grymas niechęci na twarzy gitarzysty. - Sam jesteś?
- Nie, ze mną - powiedział spokojnie Kaoru, wysuwając się zza Die'a. Promiennym uśmiechem obdarzył zaskoczonych kolegów i wyszczerzył się jeszcze bardziej. - O, proszę. Nasze dzidzie w klubie. Dokąd zmierza ten świat, to ja nie wiem.
- To wasz… znajomy? - zapytał dyskretnie Toshiya, z odrazą spoglądając na mężczyznę, którego właśnie Die odprowadzał do stolika, trzymając stanowczo za łokieć.
- Pijak miejscowy i niewyżyty frustrat - podsumował lekko lider, zapinając płaszcz. - DaiDai, wziąłeś wszystko? - zawołał w kierunku gitarzysty, stojącego z ręką na klamce.
Die pokiwał głową, otwierając im drzwi.
- Odwieziemy was do domu… któregokolwiek - mruknął, przepuszczając ich w wyjściu. Toshiya rzucił nieprzyjazne spojrzenie w kierunku baru, ale posłusznie wyszedł za nim. - Totchi, skąd ta mina? A ty, ShinShin?
- Bo wszystko przez niego - warknął rozżalony perkusista. - Nawet mi się zabawić nie daje.
- Bo on chyba chce zabawić się z tobą - konspiracyjnie szepnął do ucha Shinyi. - Wiesz, taki nieporadny w semowaniu.
- Bardzo zabawne, Andou - odszepnął rozbawiony i rozzłoszczony. - Ale on mnie traktuje jak małe dziecko!
- A ty wiesz, ile masz potem profitów z bycia uke? - kusił niezmordowanie Daisuke. - Niewinne oczy sarenki i po sprawie, zrobi dla ciebie wszystko. No, prawie wszystko - zmitygował się nagle. - Na górze ci być nie pozwoli.
- Mam go zaprosić do domu? - spytał z wahaniem perkusista, oglądając się na Kaoru i Toshiyę, zbliżających się wolnym krokiem i pogrążonych w rozmowie. - W ogóle, jak to się stało, że Kao nie jest już z Tooru?
- A kto powiedział, ze nie jest? - błysnął zębami gitarzysta.
- Chyba nic nie rozumiem - stwierdził po chwili nieco oszołomiony Shinya, dając się wziąć za rękę wciąż naburmuszonemu basiście. - To znaczy co?
- A pomyśl sobie, jakimi profitami dla mnie może być posiadanie dwóch seme - odpowiedział Die, przytulając się do Kaoru.
Spowijającą małe osiedle ciszę, przerwał dziki wybuch śmiechu.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Czyli mierz siły na zamiary, Fan Fiction, Dir en Gray
Na dobre. Na złe. Na wszystko..., Fan Fiction, Dir en Gray
Na skrzyżowaniu słów, Fan Fiction, Dir en Gray
Na wariackich papierach, Fan Fiction, Dir en Gray
Znaleźć siłę na dalszą w tę miłość zabawę, Fan Fiction, Dir en Gray
Gdy coś we mnie umiera, Fan Fiction, Dir en Gray
Sweet, Fan Fiction, Dir en Gray
Umysł typowo humanistyczny, Fan Fiction, Dir en Gray
Miłość Gorąca Jak Benzyna Płonąca, Fan Fiction, Dir en Gray
Die uświadomiony, Fan Fiction, Dir en Gray
Cena, Fan Fiction, Dir en Gray
Pierwsze wyjście z mroku, Fan Fiction, Dir en Gray
Po prostu odszedł, Fan Fiction, Dir en Gray
Platinum Egoist, Fan Fiction, Dir en Gray
Fever, Fan Fiction, Dir en Gray
Drain Away, Fan Fiction, Dir en Gray
Pierwszy pocałunek, Fan Fiction, Dir en Gray
W naszym zawodzie, Fan Fiction, Dir en Gray
Są takie noce, Fan Fiction, Dir en Gray

więcej podobnych podstron