Wydawca „MYŚL POLSKA”; 8, Alma Terrace, London, W. 8
Z zasiłkiem Instytutu im. Romana Dmowskiego w St. Zjednoczonych
Do druku przygotowali: Antoni Dargas, Józef Płoski i Hanka Świeżawska
Printed by Gryf Printers (H. C.) Ltd. — 171 Battersea Church Road, London, S. W. 11.
STANISŁAW KOZICKI
HISTORIA LIGI NARODOWEJ
(OKRES 1887 — 1907)
„MYŚL POLSKA”, LONDYN 1964
CZĘŚĆ IV
DZIAŁALNOŚĆ WYCHOWAWCZO-POLITYCZNA,
OŚWIATOWA I KULTURALNA LIGI NARODOWEJ
ROZDZIAŁ CZWARTY
PRACA WŚRÓD NAUCZYCIELI
Pracę oświatową wśród nauczycieli szkół powszechnych rozpoczęto w roku założenia Towarzystwa Oświaty Narodowej. Była to praca wielkiej wagi ze względu na rolę, jaką odgrywali nauczyciele zarówno w miastach i miasteczkach jak i na wsi. Nie tylko uczyli dzieci, lecz byli w ciągłej styczności z gospodarzami rolnymi, z rzemieślnikami, robotnikami i drobnomieszczaństwem. Mogli albo służyć celom wskazanym im przez władze, a więc dziełu rusyfikacji, albo też stać się narzędziem pracy oświatowej w duchu narodowym.
Przez długie lata byli pozostawieni sami sobie. Co najwyżej jakiś ziemianin lub inteligent w mieście oddziaływał na nich indywidualnie. Położenie ich było na ogół bardzo przykre i trudne. Pochodzili z warstw ludowych, naukę w seminariach otrzymywali bardzo niedostateczną, towarzysko odbiegali od warstwy, z której wyszli, nie łatwo zaś było im nawiązać stosunki z inteligencją prowincjonalną. Do nauczycieli szkół powszechnych odnoszono się przeważnie bardzo nieufnie, podejrzewając, że są na usługach administracji rosyjskiej. Czuli się więc osamotnionymi, pozbawionymi własnego życzliwego środowiska.
Byli wśród nauczycieli oczywiście ludzie rozsądni i myślący, kulturalni i dobrzy Polacy, ci tym bardziej odczuwali silnie to odosobnienie, często popadali w zniechęcenie, zasklepiali się w kole interesów materialnych, ulegali zgorzknieniu i byli skłóceni z otoczeniem. Rozpoczęcie pracy społecznej wśród nauczycieli szkół powszechnych stało się tedy w ich życiu wydarzeniem dużej wagi. Myśl zajęcia się nauczycielstwem powstała równocześnie w Kole Głównym T.O.N. i w organizacjach radykalno-socjalistycznych. I tu i tam postanowiono zwołać do Warszawy zjazd wybitniejszych i znanych z dążeń społecznych nauczycieli i rozpocząć z nimi systematyczną pracę polityczno-oświatową. Ponieważ w owym czasie (ostatnie lata wieku XIX) istniały stosunki osobiste między działaczami narodowymi i socjalistycznymi, ponieważ prowadzili oni niejedną pracę wspólnie, ponieważ łączyła ich walka z rządem, więc spróbowano porozumieć się i urządzić wspólnymi siłami zjazd nauczycielski. Po rozmowach, jakie przeprowadził Kazimierz Łazarowicz przekonano się że porozumienie jest możliwe, że może się odbyć zjazd o charakterze pedagogiczno-zawodowym z frontem przeciwrządowym. Nastąpiło spotkanie delegatów dwóch stron w mieszkaniu panny Stefanii Sempołowskiej na ul. Ś-to Krzyskiej. Koło Główne T.O.N. reprezentowali Teofil Waligórski, Zygmunt Makowiecki i dr Wacław Łapiński, a sfery lewicowe — S. Sempołowska, rejent Marek Borkowski i dr Antoni Natanson. Osiągnięto porozumienie — ustalono, że przemówienie powitalne wygłosi p. Józef Kordzikowski zaproponowany przez przedstawicieli T.O.N., a referentów dostarczą obydwie strony.
Zjazd odbył się w czasie Zielonych świąt w mieszkaniu malarza Kosikiewicza (Elektoralna 1). Przemówił pierwszy J. Kordzikowski, nadając tym samym barwę ideologiczną zjazdowi. Wykłady wygłosili Maria Weryho (dr Radziwiłłowiczowa), Marian Massonius, Adam Jarzynowski, Wincenty Lutosławski i inni. Przybyło na zjazd 35 nauczycieli i nauczycielek ludowych.
Nawiązane w ten sposób stosunki rozszerzyły się szybko i wkrótce w szeregach T.O.N. stanęło wielu nauczycieli ludowych, jako poważny czynnik w pracy politycznej i oświatowej. Spośród członków Ligi ze szczególną gorliwością zajął się pracą wśród nauczycieli Aleksander Zawadzki, który dał dowód wielkiej energii i umiejętności konspiracyjnej, zbierając pieniądze, pozyskując ludzi do pracy, wykazując dużą inicjatywę. Spośród nauczycieli najpierwszymi pracownikami byli: Józef Przyłuski, Władysław Dąbrowicz z Lubelskiego, Antoni Łazarczyk z Radomskiego, Kazimierz Kwiatkowski z Żyrardowa, Jan Kwieciński z Łodzi, Adolf Tworkowski i Stanisław Tomczyk spod Warszawy.
Najbardziej oddanym pracownikiem jednak i osobą cieszącą się największym poważaniem wśród kolegów był Michał Arcichowski, nauczyciel szkoły ludowej w Mokotowie pod Warszawą. Zajmował skromne stanowisko społeczne i odznaczał się niezwykłą skromnością, był jednak człowiekiem niepospolitym. Wszystkie jego uczucia, myśli, były zwrócone ku sprawie publicznej — sprawie Polski. Miał przy tym ducha prawdziwie apostolskiego. Umiał przemawiać w sposób trafiający do serc i umysłów słuchaczy, zarówno nauczycieli jak chłopów czy robotników. Głęboko religijny, posiadający dużą wiedzę o Polsce, charakter mocny — wybijał się ponad innych. Wszedł wkrótce do Ligi i pozostał wiernym bojownikiem w szeregach Demokracji Narodowej (aż do śmierci 24 marca 1937), jako radny miejski (1916—1917), jako poseł do pierwszego i drugiego Sejmu i jako członek Stronnictwa Narodowego. Jemu w dużym stopniu zawdzięczać należy szybki i pomyślny rozwój pracy nauczycieli ludowych. Później najbliższym pomocnikiem „pana Michała” był Stanisław Gołębiowski, młody nauczyciel z gub. płockiej wydalony za nieprawomyślność. Został on „inspektorem tajnym”, objeżdżał cały kraj, odwiedzał nauczycieli, wciągał ich i zachęcał do pracy narodowej. „On to — pisze M. Arcichowski w odczycie wygłoszonym w dniu 30.XI.1930 w sali Techników w Warszawie — od 1901 czy 1902 do 1906 roku przy pomocy mapy i z poleceniami do wtajemniczonych nauczycieli i do działaczy narodowych przewędrował od szkoły do szkoły całe Królestwo Polskie z wyjątkiem trzech jego wschodnich gubernii. Często ścigany przez władze rosyjskie nocował na polach w zbożu, lub w stogach siana. Brat Łata miał szczęśliwy dar zjednywania nauczycieli dla pracy narodowej. Jego niezwykła pamięć pozwalała mu bez notatek, bardzo wtedy niebezpiecznych, wiedzieć imiona i nazwiska nauczycieli, ich miejsca zamieszkania, nawet stan rodzinny i charakterystykę. Kilkoletnią bardzo ofiarną pracą swoją Stanisław Gołębiowski zorganizował nauczycielstwo ludowe”. Potem został redaktorem Narodu. Zmarł w czasie pierwszej wojny światowej.
Począwszy od pierwszego, czerwcowego, odbywały się zjazdy stale po kilka razy do roku — podczas Świąt Bożego Narodzenia, Wielkiej Nocy, wakacji, czasem na „ostatki” i w Zaduszki, początkowo tylko w Warszawie, a potem — rzadziej — i w innych miejscach — w Łodzi, Radomiu, Kielcach, Piotrkowie i Włocławku. Na zjazdach odbywały się wykłady: języka polskiego, literatury, historii i geografii Polski, przyrody, nauk społecznych, wygłaszano aktualne referaty polityczno-narodowe, podawano też wiadomości prawne, by nauczyciele wiedzieli jak się mają zachować wobec wymagań inspektorów szkolnych i władz w ogóle. Prelegentami byli: prof. Aleksander Jabłonowski, historyk Adam Szpadkowski, geograf Paweł Sosnowski, historyk Adam Jaczynowski, Kazimierz Król, Antoni Kryński, Wacław Jezierski, Ania Szycówna, Edmund Jankowski, przyrodnik Ksawery Sporzyński, Cecylia Niewiadomska, Helena Ceysingerówna, Maria Dzierżanowska, Konrad Chmielewski, Ignacy Chrzanowski, Kazimierz Kujawski, Mieczysław Brzeziński, Stanisława Pisarzewska, Stefan Dziewulski, dr Antoni Rząd i inni. Przychodzili na zebrania także ci, co dawali środki pieniężne na tę pracę. M. Arcichowski w swych wspomnieniach wymienia Mariana Kiniorskiego, ordynata Maurycego Zamoyskiego i ks. Zdzisława Lubomirskiego.
Nauczycielom, biorącym udział w pracy narodowej, ułatwiano nabywanie podręczników do samokształcenia i rozdawano bezpłatnie biblioteczki dla uczniów i dla starszych. Biblioteczka taka kosztowała 10 rubli. Na podstawie kwitów wydawała komplety książek Księgarnia Polska na Wareckiej 14 i księgarnia Centnerszwera na Marszałkowskiej, gdzie subiekt Zraziński, gdy kogoś znał, dawał nieraz i nielegalną książkę i numer Polaka. Dużym powodzeniem cieszyły się wycieczki krajoznawcze dla nauczycieli, a także zbiorowe wycieczki do Krakowa, celem obejrzenia pamiątek narodowych i zapoznania się ze stosunkami w tej części Polski, gdzie istniała największa wolność.
Praca tak się rozrosła, że trzeba było — obok Stanisława Gołębiowskiego — powołać do niej ludzi, którzy by jej całkowicie czas swój mogli poświęcić. W 1904 r. ustanowiono specjalnego „inspektora” w osobie młodego prawnika, Eugeniusza Nawroczyńskiego, w r. 1905 zaś „inspekttorem” na okręgi radomski, piotrkowski i kielecki został młody prawnik, później ziemianin w pow. płockim, Wacław Rosiński, a na okręgi warszawski i wschodnie prawnik Aleksander Zwierzyński, późniejszy poseł i wicemarszałek Sejmu. Prócz tego działali nauczyciele ludowi: Seweryn Dziubałtowski (później profesor uniwersytetu), Daniel Nowak, Andrzej Legat, Stanisław Jezierski i Jaroszyński.
Jakie rozmiary przybrała organizacja nauczycieli szkół ludowych, o tym zaświadczyła później akcja nauczycielska na rzecz szkoły polskiej, postanowiona na XXII zjeździe nauczycielskim, który się odbył 27 listopada 1905 r.
Praca mająca na celu uświadomienie nauczycieli szkół powszechnych i pozyskanie ich dla akcji wśród warstw ludowych musiała — oczywiście — zwrócić się także do t.zw. seminariów nauczycielskich, w których kształcono przyszłych nauczycieli.
Seminariów takich było w dawnym Królestwie Polskim pięć: w Siennicy (gub. warszawska), w Łęczycy (gub. kaliska), w Jędrzejowie (gub. kielecka), w Solcu (gub. radomska), w Wymyślinie (Skępem) w gub. płockiej. Były to szkoły, które — w pojęciu władz rosyjskich — miały przygotowywać rusyfikatorów dzieci włościańskich i robotniczych. Starano się tedy nie tylko o danie seminarzystom potrzebnych im wiadomości, lecz także o takie ich wychowanie, by byli powolnymi narzędziami administracji oświatowej. Osiągnięcie tego celu było ułatwione dzięki temu, że do seminariów szli synowie włościan i drobnomieszczaństwa, którzy z domu nie wynieśli szerszej kultury narodowej, byli ubodzy i pragnęli wyniesienia się na wyższy szczebel drabiny społecznej. Taki materiał usiłowali „wychowawcy” urobić na swój sposób i dla swoich celów. Nauka stała w seminariach na niskim poziomie, a prowadzący ją nauczyciele Rosjanie nie mieli kwalifikacji ani naukowych ani pedagogicznych.
O dotarciu do uczniów tych seminariów pomyślano natychmiast, gdy się zwrócono do działalności oświatowej. Już Koło Oświaty Ludowej studentów Uniwersytetu Warszawskiego (1894 —1898), zajęło się było seminariami, nawiązując stosunki z uczniami w Siennicy i w Wymyślinie. Jan Załuska przez swego brata, który był proboszczem w Osieku Wielkim w powiecie rypińskim, zapoznał się z księdzem Pilaszewskim ze Skępego i przez niego dotarł do uczniów seminarium. Założono u jednego z uczniów bibliotekę polską i dostarczano do niej stale materiału.
Szerzej rozwinęła się ta praca po założeniu Towarzystwa Oświaty Narodowej, a zwłaszcza sekcji nauczycielskiej. Przez nauczycieli wciągniętych do pracy narodowej nawiązano stosunki ze wszystkimi seminariami. W Warszawie kierownictwo tej pracy wzięli w swe ręce Klawerowie i Cecylia Niewiadomska. Pomagał im stale Michał Arcichowski i skupieni koło niego nauczyciele.
Na Boże Narodzenie i na Wielkanoc, gdy uczniowie seminariów mieli ferie, urządzano w Warszawie dla nich kursy, na których wykładano te przedmioty, których nie mieli w swych zakładach, a więc przede wszystkim geografię i historię Polski, a także starano się uzupełnić w duchu właściwym ich wykształcenie pedagogiczne. Wykłady prowadzili nauczyciele Polacy szkół warszawskich i różne osoby odpowiednio do tego przygotowane. Urządzano dla seminarzystów zebrania towarzyskie, pokazywano im Warszawę itd. W czasie wakacji letnich urządzano zbiorowe wycieczki po kraju, które dawały okazję do bliższego poznania się i do trwalszego oddziaływania na uczestników. Wreszcie urządzano biblioteki polskie dostępne dla seminarzystów u osób zaufanych mieszkających w miejscowościach, gdzie były seminaria. Kursy i zebrania odbywały się najczęściej u Włodzimierza Klawera, który był urzędnikiem Towarzystwa Kredytowego Ziemskiego i miał w gmachu Towarzystwa obszerne mieszkanie z wejściem dogodnym i łatwym do zakonspirowania.
W pracy tej pomagało wiele osób. Bo nie tylko trzeba było mieć cały zastęp wykładających, lecz także osoby takie, które dawały noclegi, współdziałały przy urządzaniu zebrań, oprowadzaniu po mieście, wycieczkach itp. Szczególnie gorliwie pomagała młodzież uniwersytecka, a także z wyższych klas gimnazjum.
Działalność T.O.N. w seminariach nauczycielskich dała dobre wyniki. Nie wszyscy wprawdzie kończący te szkoły zostawali nauczycielami. Wielu wybitniejszych porzucało zawód, który dawał skromne zarobki, był bardzo przykry i ciężki, szukając lepszych stanowisk i pragnąć się wybić w życiu. A właśnie spośród tych wybitniejszych rekrutowano uczestników zjazdów, kursów i konspiracyjnych kółek oświatowych. Lecz trzeba uwzględnić to, że kółka te promieniowały na ogół seminarzystów, że istnienie ich oddziaływało nawet na tych, co do nich nie należeli.
Teczka dr W. Łapińskiego.
Michał Arcichowski, „Towarzystwo Nauczycieli Ludowych Królestwa Polskiego”, Przegląd Wszechpolski, r. 1924, str. 733—751 i Teczka M. Arcichowskiego.
Sprawozdanie Komitetu Centralnego dla Skarbu Narodowego, 1898—1899.
Teczka M. Arcichowskiego.
Teczka M. Arcichowskiego.
Przegląd Wszechpolski, r. 1924, str. 735.
Jan Załuska, Koło Oświaty Ludowej, Przegląd Wszechpolski, r. 1924, str. 211.
Cecylia Niewiadomska pisze w swych wspomnieniach: „Sekcja seminaryjna miała do pomocy młodzież uniwersytecką i uświadomionych ideowych nauczycieli ludowych, którzy najlepiej kierowali pracą. Zarząd zbierał się zwykle u mnie. Szukamy drogi, wysyłamy do danego seminarium kogoś z młodzieży organizacyjnej, poznać zakład, bo pragnie tam kogoś umieścić. Rozmawia z kierownikiem, mimo pewnej trudności zapoznaje się z wychowańcami bo nieraz wypada czekać na pociąg dość długo, jakaś wspólna przechadzka, może znalazł tam znajomego, krótka sposobność do szerszej rozmowy i węzeł zawiązany, i obiecuje przyjechać znowu. Bardzo ostrożnie nowe odwiedziny. Czasem można w mieście znaleźć pośrednika i w seminarium się nie pokazać. Gość zachęca do samokształcenia, wskazuje braki, obiecuje pomoc, radzi zawiązać z kilku wybranych i pewnych. Młodzież przyjmuje projekt, urządza już wszystko od siebie, dostarczamy im książek, poprawiamy ćwiczenia, które nam nadsyłają. Poprawianie to musi być z objaśnieniami, nieraz bardzo obszerne. W seminarium powstaje tajna organizacja oświatowa z uczniów dwóch ostatnich kursów. Chłopcy pracują, budzą się. Dwa, trzy razy do roku sprowadzamy ich do Warszawy i tu mają wykłady, pogadanki i konferencje, zwiedzanie, teatr, zebranie towarzyskie i egzamin z języka, literatury i historii ojczystej. Pierwszy zjazd bywał zwykle podczas ferii Bożego Narodzenia i trwał do 5 dni. Miewali dziennie po 3—4 godzin wykładów, konferencje w sprawach bieżących, i w ogóle chodziło o porozumienie i poznanie się wzajemne. Zwiedzaliśmy też z nimi kościoły, wystawy, muzea, woziliśmy ich do Wilanowa, a wieczorem w zamożnych, gościnnych domach zebrania towarzyskie. Tam były przemówienia, piękne czytanie ustępów z Dziadów, Kordiana, Ksiąg Pielgrzymstwa, Pokusy, naturalnie z objaśnieniami, śpiewy chóralne, deklamacje, no i towarzyska rozmowa o seminariach, książkach, położeniu uczniów, obowiązkach nauczyciela ludowego i zadaniach szkoły... Drugi zjazd na Wielkanoc, najczęściej wtedy były egzaminy. Początkowo na prelegentów i egzaminatorów staraliśmy się zdobyć siły profesorskie, literatów, działaczy, nazwiska dobrze zapisane. Okazało się, że to na nic. Zbyt wielka różnica poziomu. Pierwszy raz egzaminował Stanisław Krzemiński. Chłopcy pobaranieli. Nie rozumieli pytań ani języka, jakim przemawiał do nich. On wyszedł zgnębiony, my również, a biedne chłopaki... A zwykły nauczyciel, czy nauczycielka wiele z nich zdobyć mogli... W czerwcu po zamknięciu szkoły urządzaliśmy dla nich zbiorowe wycieczki do Krakowa, w Poznańskie, na Pomorze, a choćby do Ojcowa. Chłopcy ogromnie lubili te zjazdy, do nauki garnęli się chętnie, okazywali nam wdzięczność. Postęp w ich rozwoju był widoczny, po paru latach takiej pracy wyrabiali się też uczuciowo. Mieliśmy jednak do czynienia tylko z delegatami, tj. czołem ruchu. Inaczej było niepodobne ze względu na niebezpieczeństwo. Najlżejsze podejrzenie i cała robota stracona. Zostawszy nauczycielami, wychowańcy nasi utrzymywali zwykle łączność z nami, były i dla nich zjazdy. Nieraz jednak najzdolniejsi opuszczali szkołę ludową i szli na drobnych urzędników, ponieważ to dawało lepsze utrzymanie i znośniejsze warunki. Na dolę nauczyciela uskarżali się w ogóle wszyscy. Tą pracą kierowaliśmy z Klawerem Włodzimierzem, unikając o ile można Zawadzkiego. Ludzi jednak potrzeba było wiele do pomocy. W czasie zjazdu dla wszystkich przygotować prywatne mieszkania bez meldunku, także życie, wynaleźć odważnych i zamożnych ludzi, którzy by urządzili wieczorne przyjęcia na kilkadziesiąt osób, na wycieczki potrzeba przewodników: a poza tym nauczycieli i przyjaciół. Pożegnalne zebranie bywało zwykle u Klawera. Urzędnik Tow. Kredytowego Ziemskiego miał w tym gmachu dosyć obszerne mieszkanie, a że całą duszą oddany był tej pracy, więc i chłopcy u niego czuli się najswobodniej. On sam muzyk grał pięknie, akompaniował do śpiewu, przemawiał serdecznie, a prosto. Żona była najuprzejmiejszą gospodynią. (Teczka C. Niewiadomskiej).
Strona 4 z 5