Norberto Bobbio należy do klasyków myśli politycznej. Profesor filozofii, autorytet w życiu naukowym i publicznym współczesnych Włoch w swoich książkach zajmuje się przede wszystkim problematyką demokracji i liberalizmu, równości i wolności oraz historią ideologii XX wieku.
Jego „książeczka” (jak mówi w przedmowie o swojej 107 stronicowej publikacji) w zakresie eseistyki dotyczącej ideologii długo utrzymywała się na liście bestsellerów. Kampania wyborcza i konieczność dokonywania wyborów pomiędzy głównymi siłami włoskiej sceny politycznej stała się pierwszą przyczyną popularności książki. Autor sugeruje nieśmiało, że podstawową przyczyną sukcesu był temat. Diada „prawica - lewica” niezachwianie pozostaje w centrum politycznej dyskusji od ponad dwóch stuleci.
Są sceptycy, którzy podział ten uważają za martwy. Twierdzą, że podział na prawicę i lewicę już nie istnieje lub stracił na znaczeniu. „A przecież te dwa słowa niosą nadal tak wielki ładunek emocjonalny, że rozpalają serca i są używane przez każdą ze stron, by wynosić pod niebiosa siebie albo znieważać przeciwników”.
Autor usiłuje wyłuskać przyczyny, dla których po zburzeniu sławetnego muru lewica nadal istnieje wewnątrz kapitalistycznego świata. Rozróżnienie to ma bowiem długą historię, która znacznie wykracza poza sprzeczności między komunizmem a kapitalizmem. Dwa przekorne słówka, prawica i lewica, weszły do codziennego obiegu. Z całą powagą używane są w związku z politykami, partiami, stanowiskami, gazetami, programami politycznymi i ustaleniami prawnymi. Te dwa pojęcia podbiły całą planetę. Stały się uniwersalnymi kategoriami politycznymi.
Do tkwiącego w tytule książki rozróżnienia Bobbio podchodzi z politycznym umiarkowaniem naukowca, stara się nie wartościować poglądów, nie dokonywać osądu historycznego, choć nie robi tajemnicy, której ze stron czuje się bliższy. Przygląda się problemowi ze wszystkich stron, stosując głównie metodę analizy pojęciowej, nie rezygnując z analizy historycznej. Dokonując przeglądu myśli poprzedników uparcie poszukuje gdzie jest „jądro dychotomii - nieredukowalne i nieusuwalne, a tym samym stale powracające, ideowe a zarazem historyczne i egzystencjonalne”.
W rozdziale I („Kwestionowane rozróżnienie”) rozpatruje stale powtarzaną tezę, początek której dał jeszcze Satre twierdzeniem, że „lewica i prawica to puste przegródki”. Wielu sceptyków uważa, że w wielokierunkowym pluralizmie wielkich społeczeństw demokratycznych, gdzie udział w grze bierze wiele partii, między którymi zachodzą zbieżności i rozbieżności pozwalające na najrozmaitsze powiązania, podział „albo - albo”, prawica lub lewica stracił znaczenie.
Jeżeli prawica jest ideologiczną antytezą lewicy ( i odwrotnie), skąd się biorą partie środka, centroprawicy i centrolewicy lub próby budowania partii „trzeciej drogi” (np. „zieloni”)?
Bobbio dowodzi, że istnienie partii środka bliższych prawicy i obecność partii środka bliższych lewicy nie zmienia wyjściowej antytezy, ponieważ każde centrum rację bytu czerpie z istnienia radykalnych skrzydeł dwóch przeciwieństw. „Między bielą i czernią mieści się szarość; między dniem a nocą jest zmierzch. Lecz szarość nie niweczy bynajmniej różnicy między bielą a czernią, a zmierzch - różnicy między nocą i dniem”.
Wizję polityki dzielącą przestrzeń polityczną na dwie jedyne partie, z których jedna wyklucza drugą i między które nic już nie można wcisnąć, usiłuje się zastąpić wizją triady, która zakłada lokowanie się partii po środku. Budowanie partii „trzeciej drogi”( nie w formule „albo - albo”, lecz w formułach „ani - ani” lub „i - i „) zmierza do syntezy przeciwieństw. W konsekwencji powstają próby powołania partii socjalizmu liberalnego (albo liberal - socjalizmu), partie rewolucji konserwatywnej lub - moim zdaniem - „solidarnej Polski ze społeczną gospodarką rynkową”.
Wielu obserwatorów zaciekłej i pełnej inwektyw walki pomiędzy prawicą a lewicą skłonnych jest uznać ten spór za bezprzedmiotowy, skoro w przeciwnych obozach popiera się często te same idee, a często przeżywająca trudności lewica dążąc do odnowy popiera idee prawicowe i w końcu przekreśla tradycyjną sprzeczność.
Bobbio nie popiera poglądu o samolikwidacji sprzeczności pomiędzy lewicą a prawicą. Dowód przesuwa na końcowe rozdziały książki.
Czy potworne eksperymenty z faszyzmem i komunizmem mają coś wspólnego z poszukiwaniem „trzeciej drogi”, drogi poza tradycyjną sprzecznością pomiędzy lewicą a prawicą? Jak przecież często jedni i drudzy powoływali się na te same autorytety filozoficzne!
Temat komunizmu i faszyzmu autor rozważa na płaszczyźnie rozróżnienia „ekstremiści - umiarkowani”. Faszyści i komuniści w obrębie swoich obozów należeli do skrzydeł skrajnych. Były to ekstremizmy przeciwstawne, nawzajem się zwalczające. Łączyła ich nienawiść do demokracji, przekonanie o skokowym, „rewolucyjnym” biegu historii, niechęć do reformizmu, mediacji, pokojowego rozwiązywania problemów. Rewolucyjna lewica używała za Marksem określenia „akuszerka historii” a reakcyjna prawica - „jedyną higieną dla świata” (Marionetti).
Faszyzm powstał jako skrajnie prawicowa reakcja na rewolucję Lenina. Faszyzm był rewolucyjną odpowiedzią prawicy na rewolucję lewicową. W praktyce politycznej nazizm i komunizm wykluczały się wzajemnie. W przeciwstawieniu pomiędzy ekstremizmem a nurtem umiarkowanym chodzi przede wszystkim o metodę, w antytezie między lewicą a prawicą chodzi przede wszystkim o cele. Sprzeczność wartości jest zawsze ważniejsza niż sprzeczność metod. Pakt o nieagresji i podziale Polski zawarty między Niemcami Hitlera a Związkiem Sowieckim był w istocie krótkotrwałym przymierzem taktycznym, bez konsekwencji ideologicznych.
„Podział na lewicę i prawicę nadal istnieje, jest sprawnym narzędziem i zachowuje swą siłę rozróżniającą” - dowodzi autor w rozdziale III („Diada nadal żywa”). Konsekwencją logiki dwudzielnej (dychotomicznej) są takie rozróżnienia, jak: „wojna - pokój”, „przyjaciel - nieprzyjaciel”, czy w świecie przyrody „światło - ciemność”, „porządek - chaos”. W ideologii i polityce: prawica - lewica.
Aksjologiczna przeciwność nie sprawia, że jeśli jednemu z tych pojęć nada się wartość pozytywną, drugie mieć będzie zawsze złą. Osoby zaangażowane politycznie zawsze będą miały skłonność do przypisywania swoim programom wartości pozytywnej, programom zaś przeciwników - negatywnej. Dla kogoś z prawicy „równość” oznacza ujednolicenie, dla kogoś z lewicy „nierówność” staje się niesprawiedliwym porządkiem hierarchicznym.
Podział na lewicę i prawicę zrodził się w czasie Rewolucji Francuskiej i miał zastąpić podział góra - dół (rządzący - rządzeni). Nowy podział określał relacje między rządzącymi albo rządzonymi. Źli i dobrzy mogli się znaleźć raz po prawej, raz po lewej stronie, zależnie od tego kto wydawał sąd.
Bobbio przeprowadził krytyczny przegląd współczesnych kryteriów rozróżniających lewicę i prawicę.
Wspomina rozróżnienie sacrum i profanum. Cała nowa prawica z ostatnich dziesięcioleci nie czerpie jednak z żadnych religijnych źródeł. Równie ułomne jest przypisywanie całej lewicy niereligijnej, całkowicie ateistycznej wizji życia i społeczeństwa.
A może ducha prawicy najlepiej oddaje dewiza: „Nic poza tradycją i przeciwko niej, wszystko zgodnie z tradycją i poprzez tradycję”. Mając na uwadze rozmaite rozumienia słowa „tradycja” Bobbio taką próbę zdefiniowania prawicy i lewicy odrzuca. Przeciwieństwem „tradycji” jest emancypacja lub modernizacja, a z takich celi ostatecznych i podstawowych żadna ze stron nie odważy się zrezygnować.
Inny autor (Revelli) proponuje pięć kryteriów rozróżnienia pomiędzy lewicą a prawicą: - względem czasu (postęp - zachowawczość), względem przestrzeni (równość - nierówność), względem podmiotów (autogestia - heterogestia), wzgl względem funkcji (klasy niższe - klasy wyższe), względem modelu poznania (racjonalizm - irracjonalizm). Bobbio twierdzi, że jedynym kryterium, które opiera się niszczącemu działaniu czasu jest kryterium „równość - nierówność”. Szczególność tego kryterium polega na tym, że jest „tworzącym inne” kryteria.
To najczęściej używane kryterium do rozróżnienia prawicy od lewicy polega na odmienność postaw jakie ludzie żyjący w społeczeństwie przyjmują w stosunku do ideału równości. Obok ideału wolności i pokoju „równość” należy do tych ostatecznych celów, które ludzie pragną osiągnąć i o które skłonni byliby walczyć.
Pojęcie równości jest względne, nie zaś absolutne. Idea równości mniej czy więcej pożądana jest względna z przynajmniej trzech powodów:
podmiotów, między którymi chcemy rozdzielać dobra i ciężary;
dóbr i ciężarów do rozdzielenia;
kryterium, wedle którego będziemy je rozdzielać.
Z tego wynika, że przy planie podziału dóbr nie można uniknąć odpowiedzi na trzy pytania: „Równość, tak, ale, między kim a kim, w czym, na podstawie jakiego kryterium?”.
Stosując te trzy warunki można wyprowadzić wiele rozmaitych systemów równościowych. Będą się nazywać egalitarnymi mimo znacznych rozbieżności. Graniczny system skrajnie egalitarny (raczej „egalitarystyczny”) pomija względy różnicowania równości (podmiotem równości wszyscy bez względu na sytuację i zasługi, dobrami do podziału - prawa, przywileje, ulgi, stanowiska bez ograniczającego kryterium). Dokładnie według zasady „każdemu według potrzeb”, zamiast „każdemu według jego rangi, zasług, wkładu, starszeństwa...”
Jednak warunkiem przynależności do lewicy nie jest głoszenie zasady „równość wszystkich we wszystkim”. W przeszłości teorie utopijnego egalitaryzmu „doprowadziły tłum do takiej wściekłości, iż nie chciał pracować” (Melanchton).
Ludzie są między sobą zarówno równi, jak nierówni. Istnieją przecież nierówności przyrodzone, upośledzenia wrodzone a z drugiej strony istnieją ludzie obdarzeni przez los przywilejami naturalnymi, talentami szczególnymi. Niektóre nierówności można łagodzić. Od innych, zawinionych przez ludzi, można odwodzić. Przypisując lewicy większą wrażliwość na kwestie nierówności, nie mówimy, że zamierza ona wyeliminować wszystkie nierówności.
Zwolennicy nierówności wychodzą z przekonania, że większość nierówności jest przyrodzona i jako taka nieusuwalna. Dlatego prawica nierówności zamierza zachować. Jest bardziej skłonna zaakceptować, to co naturalne, tym chętniej jak nierówność wynika z tradycji, z przyzwyczajenia, z siły przeszłości. Zwolennik równości potępia nierówność społeczną w imię równości przyrodzonej (Roussea); zwolennik nierówności potępia równość społeczną w imię naturalnej nierówności przyrodniczej (Nietzsche).
Jedną z najgłośniejszych zdobyczy ruchów socjalistycznych jest uznawanie obok praw do wolności także praw socjalnych. Potwierdzone one zostały w „Powszechnej deklaracji praw człowieka”, przyjętej przez społeczność międzynarodową w 1948 roku. Racją bytu praw socjalnych, takich jak prawo do nauki, prawo do pracy, prawo do ochrony zdrowia, jest przyjęcie egalitarystycznego sposobu patrzenia.
W rozdziale przedostatnim („Wolność i władza”) Bobbio podejmuje rozważania o dwóch najważniejszych wartościach, równości i wolności oraz o łączących je relacjach. Ideał sprawiedliwych i szczęśliwych społeczności kojarzony jest niezmiennie z równością i wolnością. Czy oba te terminy o ogromnie emocjonalnym znaczeniu są zgodne i komplementarne? Najnowsza historia daje nam przykłady na to, że systemy społeczne tzw. „realnego socjalizmu” o daleko posuniętej równości budowano z uszczerbkiem dla wolności. Zastosowanie, szczególnie w gospodarce, rozwiązań liberalnych pogłębia nierówności społeczne. Tworzy, jak w Polsce przez ostatnie piętnastolecie, bieguny nędzy i bogactwa, obszary dziedzicznego wykluczenia i nierówności w dostępie do nieomal wszystkich dóbr.
Doświadczenie historyczne, podobnie jak życie codzienne pokazuje nam, że te dwa dobra są ze sobą sprzeczne i że harmonijną społeczność zbudować można na fundamencie kompromisu między nimi, unikając państwa totalitarnego i państwa anarchii. Bez sięgania do wielkiego historycznego sporu pomiędzy komunizmem a kapitalizmem można mnożyć drobne przykłady zarządzeń egalitarnych, które ograniczają wolność, i zarządzeń liberalizujących, które zwiększają nierówność. W życiu codziennym ograniczenia wolności dotyczą bogatego jak i biednego, z tą jedna różnicą, że bogaty traci wolność, z której korzystał naprawdę (np. wolność wyboru modelu konsumpcji, środka komunikacji, szkoły dla dzieci...), a biedny - tylko wolność potencjalną. Wolność uznać można za dobro jednostkowe, w odróżnieniu od równości, która zawsze jest dobrem społecznym.
Przedmiotem kolejnego omówienia, które zbliża autora do ostatecznego przedstawienia definicji lewicy, jest wzajemna relacja wolności i władzy. Jeśli przyjąć, że kryterium rozróżnienia pomiędzy prawicą a lewicą jest odmienna ocena pojęcia równości i że kryterium rozróżnienia pomiędzy skrzydłem umiarkowany a skrajnym - i to zarówno po prawej, jak i po lewej stronie - jest inny sposób podejścia do kwestii wolności, doktryny i ruchy polityczne dzielą się na cztery rodzaje:
na skrajnej lewicy znajdują się egalitarne i jednocześnie w najwyższym stopniu autorytarne (jakobinizm);
ruchy jednocześnie egalitarne i liberalne (centrolewica, „socjalizm liberalny”);
ruchy jednocześnie liberalne i nieegalitarne (centroprawica);
ruchy skrajnie prawicowe równocześnie antyliberalne i antyegalitarne (faszyzm, nazizm).
Przyjęcie takiej klasyfikacji tłumaczy, dlaczego na lewicy mamy komunizm i socjaldemokrację, a na prawicy faszyzm i konserwatyzm.
Komunizm historyczny poniósł klęskę. Pozostało jednak rzucone przez niego wyzwanie dotyczące dążenia do równości doskonałej. Nadal istnieje lewica, dla której równość jest ideałem, o który warto walczyć, swoistą „gwiazdą polarną”. Nadal istnieje sprzeczność między tymi, którzy utknęli na dole drabiny społecznej, a tymi na górze, którzy nie dość, że mają nieograniczony dostęp do dóbr materialnych, korzystając z władzy mają możliwość wskazywania innym właściwego, ich zdaniem, postępowania zarówno w sferze ekonomicznej, jak i politycznej i ideologicznej.
Bobbio przedstawiając prawicę i lewicę jako podstawowe parametry działania politycznego i polityczno - społecznych wyborów we współczesnym świecie, za źródło rozróżnienia przyjmuje stosunek do równości. Nie ma ideału, który nie wzbudzałby wielkich namiętności. Racje za i przeciw jego tezom mogą być podzielone i każdy sam musi dokonać wyboru. Sam Bobbio dążenie do równości uważa za ponadczasowe i nieodparte.
COŚ INNEGO:
1.Początki pojęcia lewica i prawica. Oba terminy powstały podczas Rewolucji Francuskiej w XVIII wieku tworząc klasyczną diadę czyli lewica i prawica.
2.Założenia (refleksje) Norberto Bobbio na temat klasycznej diady:
Ma ona dwa konteksty (uwarunkowania):
historyczny (czasowo - historyczny)np. różnice między XVII a XIX wiekiem;
kulturowy np. terminy lewica i prawica coś innego znaczą w Polsce, a coś innego w USA; ale to nie znaczy, iż nie mają wspólnych elementów;
Omawiane pojęcia nie odnoszą się tylko do partii, instytucji politycznych. Zdaniem Bobbio terminy te odnoszą się też do realnie istniejących konfliktów zaczynając od podłoża typu modele rodziny a kończąc na kierunkach rozwoju społeczeństwa. Zdaniem Bobbio nie chodzi tu również o oficjalne instytucje lewicowe czy prawicowe, ale o ludzi, którzy się między sobą różnią.
Aby można było mówić o lewicy bądź prawicy musi istnieć strona przeciwna. W opozycji stron powstaje tożsamość jednych i drugich.
3.Aktualność pojęcia lewica / prawica.
3a. Kontrargumenty:
W okresie zaraz po II wojnie światowej na skutek zbrodni faszystowskich (prawica) nikt nie chciał się przyznawać do przynależności prawicowej. W tej sytuacji wygrali przedstawiciele lewicy i ich komunizm; pojawiły się głosy, iż diada nie istnieje.
Okres początku lat 90 - tych, kiedy to dochodzi do upadku bloku wschodniego, lewica przezywa kryzys w Europie. Na skutek zaistniałej sytuacji ponownie pojawiają się głosy o nieistnieniu diady. Sama lewica mówi o szukaniu nowych linii podziału, nowych kategorii politycznych po Zimnej Wojnie. W okresie tym pojawia się nowe pojęcia - socjaliberalizm, niestety na gruncie polskim nie przyjmuje się ono.
Gdy jedna ze stron przeżywa głęboki kryzys, poszukuje się nowych sposobów podziału.
3b. Aktualność bądź nie - najważniejsze !
Refleksje oparte na empirycznych obserwacjach - współcześnie przezywamy kryzys ideologii, skrajne bieguny we współczesnym świecie tracą swoją wartość.
Bobbio twierdzi, że:
Pojawia się silne centrum (jest w modzie), ale to wcale nie niweluje lewicy i prawicy, bo one właśnie budują swoją tożsamość w oparciu o skrajne bieguny.
Centrum nie jest jednorodne np. centroprawica, centrolewica.
Bez skrajnych biegunów czyli czerni i bieli nie mogłyby istnieć „inne” kolory.
Rodzaje centrum:
Centrum, które buduje swoją tożsamość na podstawie podwójnej negacji czyli ani lewica, ani prawica. Jest to nowa jakość życia politycznego np. Samoobrona.
Centrum próbujące połączyć obie strony sceny politycznej ( elastyczność, pragmatyzm, otwartość, dobro Polski jest najważniejsze), a więc połączenie dobrych rozwiązań lewicy i prawicy; np. Mazowiecki, Partia Demokratyczna.
Nowe ruchy polityczne tj. ekolodzy, feministki które trudno jest zaszufladkować, prowadzą do sytuacji, w której nie można mówić o lewicy czy prawicy. Bobbio twierdzi, iż nowe ruchy polityczne zostały przecięte poprzecznie przez lewicę i prawicę, bo można wyróżnić ekologów lewicowych i ekologów prawicowych. Nowe ruchy polityczne nie osłabiają klasycznej diady.
Ludzie nie interesują się ideologią. Według Bobbio lewica i prawica są odmiennym wartościowaniem. Fakt, iż danej partii lewicowej czy prawicowej nie ma w mediach, nie oznacza iż jej nie ma. Media sprowadzają podział diady do oficjalnych partii.
4.Kryteria podziału według Bobbio:
Równość jako wartość przez jednych traktowana jest jako coś dobrego, u innych uchodzi za czystą abstrakcję (tworzenie ideologii); np. równość ekonomiczna, równość kulturowa. Przedstawiciele podziału egalitarnego są to lewicowcy, natomiast podziału utopijnego - prawicowcy.
Kryteria czasowe (na przyszłość / na przeszłość). Wszystko dla tradycji i w imię tradycji to hasła charakterystyczne dla lewicy, tradycja jako wartość obojętna charakterystyczna jest dla prawicy.
Podział na sacrum i profanum. To co jest świeckie (profanum) to lewica. To co jest religijne (sacrum) to prawica.
Baza społeczna. Inni ludzie odwołują się (popierają) lewicę, inni prawicę. Czy pojęcie klasy społecznej jest nadal aktualne? Jeśli 70-80% społeczeństwa stanowi klasa średnia lub gdy klasa robotnicza zaczyna zanikać. Jednak zawsze istnieją ludzie biedni i bogaci. Zanika klasa robotnicza, ale na jej miejsce pojawia się inna. Mimo, iż świat się zmienia, to pewne mechanizmy istnieją nadal np. zarobki dzielą ludzi na biednych i bogatych.
Kryterium odwołania się na stosunek do władzy uniwersalnej jako coś co istnieje jako takie. Władza jest czymś pozytywnym, bo stoi na straży; jest zasadą spójności - prawica. Władza może być potencjalnym źródłem represji, nierówności, wyzysku - lewica.
5.Podziały społeczne nie przekładają się na podziały polityczne. Kryteria budowania tożsamości lewicowej / prawicowej w Polsce:
Stosunek do Kościoła
Stosunek do PRL
Polska wschodnia sprzyja prawicy (stronie narodowo - katolickiej).
Polska zachodnia sprzyja lewicy, głównie okręg sosnowiecki (tzw. Czerwone Zagłębie). W tym okręgu siła socjalizacji pierwotnej jest duża, stąd tradycje lewicowe.
6.Dwa główne wymiary mapy politycznej:
ekonomiczne - preferowany model gospodarki
kulturowe związane z wartościami
rynek EKONOMIA
*
PO
*
konserwatyzm UW / SDPL otwartość kulturowa
* KULTURA
PIS
Temat: Cenzura w społeczeństwie demokratycznym. (20.03.2005r.)
1.Zagrożenia dla wolnych mediów oprócz państwa w czasie PRL to:
John Keanes uważa, iż takim zagrożeniem może być rynek. Konkurencja rynkowa pozwala decydować odbiorcom co chcą nabyć. Na rynku panuje wysoka jakość i niska cena. Prywatne media w rękach różnych właścicieli są gwarancją wolności (bastion wolności). Każdy nadawca może wejść na rynek i prezentować swoje zdanie pod warunkiem, że ma swoich odbiorców.
Sektor publiczny jest mało mobilny. W Wielkiej Brytanii liberałowie mówią o tym, że media publiczne są niepotrzebne.
Według Keane'a nieograniczona konkurencja nie jest gwarantem wejścia na rynek, ponieważ trzeba mieć duże pieniądze (znaczny kapitał początkowy i duże zasoby finansowe), aby zacząć istnieć. Przedstawiciele o niskich zasobach finansowych nie mają szans na wejście na rynek.
Mamy do czynienia również ze zjawiskiem koncentracji własności środków przekazu.
WŁOCHY - istnieje około 4000 stacji radiowych, z czego większość należy do premiera Berlusconiego. Poza stacja mi radiowymi posiada on również gazety, czasopisma, stacje telewizyjne.
FRANCJA - koncentracja własności doprowadziła do upadku prasy lokalnej; z 30 tytułów pozostały 4;
Kwestia różnorodności. Tak naprawdę różnorodności nie ma, jest ujednolicenie. Chodzi tutaj o niskie koszta produkcji programów (np. programy na licencjach, które sprawdziły się w innych krajach; programy powtórkowe), przy jednoczesnych wysokich zyskach.
Współcześnie koncentracja własności w mediach jest bardzo widoczna. Wpływa na to fakt, iż każdy etap drogi od napisania książki po jej ekranizację dokonuje się w rękach jednego właściciela. Sytuacja taka jest gwarantem komercyjnej „sieczki”, a nie różnorodności.
Walka o klienta (widza) przez różne stacje telewizyjne powoduje uboższą, mniej oryginalną ofertę programową. Ludzie lubią pewną kategorię programów i każda stacja produkuje masowo daną kategorię, aby przyciągnąć widza. Dzięki takiemu mechanizmowi dochodzi do ujednolicenia. Potrzeby niszowych odbiorców zainteresowanych oryginalnymi programami nie zostaną zaspokojone, ponieważ są nierentowne.
Popularność dyskryminuje pewne nierynkowe programy. Osoba popularna nie musi sobą zbyt wiele reprezentować, bo i tak będzie bardziej ceniona, niż ta niepopularna z dużym zasobem wiedzy, doświadczeniem.
Temat: Cenzura państwa w społeczeństwie demokratycznym 09.04.2005r.
Chomski - cenzura ta ma znaczenie tylko w państwie demokratycznym. Nie może być w nim używana oficjalna przemoc w stosunku do całego społeczeństwa na co dzień, więc trzeba podpierać się przemocą symboliczną, dlatego rola mediów i sektora public relation jest większa w państwie demokratycznym.
MECHANIZMY CENZURY W PAŃSTWIE DEMOKRATYCZNYM WG J. KIN:
- argument tajemnicy wojskowej - nie wiemy wielu rzeczy na temat służb bezpieczeństwa, w związku z tym policja lub wojsko mogą zablokować mediom możliwość propagowania pewnych informacji, które mogą być tajemnicą państwową lub szkodzić opinii publicznej
- uprawnienia wyjątkowe - stosuje się je w wyjątkowych sytuacjach. To zastraszanie części środków przekazu i poddanie się nadzorowi rządowemu:
* poprzedzające ograniczenia - cenzura zapobiegawcza
* cenzura po publikacji - działa między opublikowaniem a rozpowszechnieniem
Uprawnienia wyjątkowe stosuje się w sytuacjach kryzysowych.
- reklama państwowa - komunikaty prasowe przygotowane przez agendy rządowe, służą propagowaniu poglądów rządu
- kłamstwo - połowa sukcesu to tworzenie pewnego obrazu na użytek publiczny a druga połowa to wszelkie starania aby opinia publiczna w to uwierzyła
- korporacjonizm - można pewne zlecenia dawać do wykonania prywatnym lub pozarządowym organizacjom, wtedy niektóre działania są pod mniejszą kontrola opinii publicznej
RECEPTA J.KIN:
media muszą ulec dekomercjalizacji zysku
silniejsze zakorzenienie mediów w rzeczywistość społeczną
Kwestia 2 modeli idealnych funkcjonowania mediów
- model społeczeństwa mas
- model społeczeństwa publiczności
Opinia publiczna (Mils) - wiara w niezależne, wolne media ma swoje początki w Xviii. Gdzie Rousseau mówił, że opinia publiczna nie podlega naciskom. Opinia publiczna jest wynikiem tego, że każdy obywatel miał możliwość przemyślenia sobie czegoś, co na poziomie makro tworzy niezależną opinię publiczną.
XVIII-wieczne założenia dotyczące debat społecznych (wizja opinii publicznej):
w demokratycznym społeczeństwie publiczności sumienie (osąd) jednostki jest ostatecznym osądem
ludzie, którzy tworzą opinię publiczną żyją w pewnej harmonii (interesów, naturalnej wspólnocie) dlatego też opinia publiczna jest jednorodna
założenie o racjonalnej dyskusji jednostki - ludzie zawsze kierują się racjonalnymi założeniami, cała opinia publiczna to głos rozsądku ogółu
ogół społeczeństwa będzie działał zgodnie z tym, co większość uzna za słuszne. Opinia publiczna nie zawsze działa zgodnie z większością głosów np. narodu
4 kryteria wyróżnienia tych modeli:
- ilościowy stosunek tych, którzy wyrażają swoje opinie do tych, którzy je odbierają
1 do 1 - 1 osoba przemawia do 1 osoby
1 do 1000000 - 1 osoba przemawia do miliona za pomocą mediów
- techniczna możliwość odpowiadania na jakiekolwiek represje
* z jednej strony swobodne, symetryczne kreowanie opinii
* z drugiej monopol tworzenia opinii do zdominowanych grup
- relacja między tworzeniem się opinii w społeczeństwie a łatwością z jaką pinia wywiera wpływ na kształtowanie się informacji ważnych dla społeczeństwa
* z jednej strony opinia wywiera realny wpływ
* z drugiej nie ma takiego wpływu
- w jakim stopniu oficjalna władza przenika wraz ze swymi sankcjami do ogółu
* z jednej strony jednostki boją się sankcji ze strony władzy i nie wyrażają opinii
* z drugiej lekceważą sankcje i głoszą opinie
MODEL SPOŁECZEŃSTWA PUBLICZNOŚCI:
stosunek między liczbą odbiorców a nadawców jest symetryczny i nie ma żadnej przewagi jednego nad drugim
swoboda wyrażania swoich opinii i kontrargumentów bez uczucia strachu
opinia publiczna w łatwy sposób przekształca się w decyzje podejmowane w praktyce społecznej
oficjalna władza nie przenika do masy i nie wpływa na ogół, jednostki nie odczuwają dyskomfortu w wyrażaniu własnych myśli
MODEL SPOŁECEŃSTWA MAS:
nie ma symetrii - liczba nadawców jest zdecydowanie mniejsza od odbiorców. Społeczeństwo to bierni odbiorcy na których się oddziałuje
nie ma możliwości odpowiedzi na zasłyszane komunikaty, nie ma dialogu społecznego
opinia publiczna nie ma wpływu na decyzje podejmowane (decyzje ekonomiczne)
ludzie boją się sankcji po wyrażaniu swoich własnych opinii
Temat: Polityka postmodernizmu i jej kontekst społeczny (14.05.2005)
Konsensus wewnątrz państw europejskich w latach 60` - wtedy pojawili się zupełnie nowi ludzie, którzy urodzili się po wojnie i żyli we względnym poczuciu dobrobytu. W związku z tym mieli predyspozycje do patrzenia na pewne sprawy w inny sposób.
Cichy konsensus społeczny - składał się z założeń:
- panowała zgoda, że demokracja parlamentarna jest formą walki klasowej różnych grup, klas, ubranej w mechanizmy charakterystyczne dla demokracji parlamentarnej. Każda grupa, klasa, warstwa ma przedstawiciela w parlamencie
- wzajemna akceptacja biznesu i świata pracy posiadająca swoje ramy. Powstawały związki zawodowe, jako rozwiązanie konfliktu między kapitałem a pracownikiem
- w sferze kulturowej - wszystkie strony życia publicznego zaakceptowały wzrost i postęp społeczny jako najważniejszą sprawę na poziomie makro
Te 3 elementy powodowały zmianę ogólnego klimatu. Stabilizacja społeczna, postęp technologiczny i maksymalizacja konsumpcji są czymś najważniejszym. Następuje koniec klasy robotniczej.
I nagle pojawia się nowe pokolenie, wychowane na konsensusie. Pojawiają się zupełnie nowe konflikty na tle społeczno-kulturowym, o model tożsamości, który model kulturowy ma być dominujący dla wszystkich. Zaczęły pojawiać się nowe ruchy społeczne oparte na strukturze sieci (wszyscy są na równi, tym samym nikt nie ma z kim dyskutować):
* ekolodzy
* feministki
* przeciwnicy działań zbrojnych
* obrońcy praw mniejszości
Nowe ruchy charakteryzują Si bezkompromisowością, co utrudnia negocjacje. Powstają:
inne zaplecza społeczne
inne wartości i inne kwestie
inne formy formułowania wartości
Nowa klasa średnia - grupy peryferyjne - młodzież, studenci - mają dużo czasu na zajmowanie się innymi sprawami niż zapewnienie sobie warunków socjalnych. To nowe zaplecze polityczne
Powstają nowe konflikty - konflikt w sferze społeczno-kulturowej - związany z jakością życia nie z ilością dochodów.
Z polityki postmodernizmu powstał nowy PARADYGMAT wyrażania polityki.
Założenia teoretyczne:
- nie ma granicy między sferą publiczną a sferą prywatną - w tej perspektywie każde zachowanie jednostki może mieć charakter polityczny, każde zachowanie może być manifestacją. W takiej perspektywie nie ma ludzi neutralnych politycznie. Każdy świadomie lub nie reprezentuje jakiś światopogląd (jeśli nie zajmiesz się polityką - polityka zajmie się tobą). Nie ma ludzi niewinnych, nie ma instytucji neutralnych
- polityka różnicy - każda różnica, odmienność może być bazą do budowania politycznego tworu, np. bycie kobietą nie musi być dyskryminacją, może być zalążkiem do tworzenia ruchu społecznego
- polityka denaturalizacji - odbieranie naturalności pewnym zjawiskom, które wcale nie są naturalne, a które są wytworem świadomej konstrukcji społecznej, tworem, który może się przyczynić do dyskryminacji jednej grupy społecznej przez drugą. Polityka ta odbiera naturalność
Krytyka tej perspektywy:
- konserwatyzm (partii, instytucji-kościołów, opozycji tradycjonalistycznych):
* oskarżanie o nihilizm - jeżeli nie ma 1 uniwersalnego kryterium rozróżniania dobra od zła to nie wiadomo, co jest dobre a co złe
* postmodernizm to kolejne wcielenie marksizmu i radykalnej lewicy
* sakralizacja marginesu społecznego, który może uzdrowić nasz świat - tym marginesem jest mniejszość kulturowa, etniczna, religijna itp.
Polityka postmodernizmu stanowiła narzędzie dla ruchów społecznych. Dzięki tej perspektywie dany ruch otrzymywał legitymizację. W makrospołecznym tle dzięki tej polityce państwo narodowe zaczęło tracić dominującą pozycję, cechy kultury masowej stają się dominujące. Powstaje globalizacja - odchodzi się od polityki jako wizji pewnego świata, a zbliża się do wizji REAL POLITIC. Lewica i prawica pozbyły się swoich wizji lepszego świata. Upadek moralnych postaw uprawnia do działań Real politic - dominuje zimna, pragmatyczna polityka.
COŚ NOWEGO:
Czyli rozróżnienie na lewicę i prawicę wciąż jest ważne?
E.L.: Mimo tego, że rozróżnienie na lewicę i prawicę zostało podważone z wielu stron, myślę, że trzeba je zachować, aczkolwiek jego definicja musi się zmienić. Rozróżnienie to podważone, ponieważ wiele ruchów trudno było zaklasyfikować w języku podziału na lewicę i prawicę. Pamiętajmy, że to rozróżnienie ma źródła w polityce europejskiej i w odmiennych kontekstach staje się problematyczne. Powiedzielibyście, że ruch taki jak nazizm był lewicowy czy prawicowy? Że peronizm był lewicowy czy prawicowy? Że ruch Sukarno był lewicowy czy prawicowy? Kiedy spojrzy się na resztę świata, widać, że można mówić o różnych typach polityki emancypacyjnej, które nie są spolaryzowane na lewicę i prawicę w sensie europejskim. Nawet w Stanach Zjednoczonych pojęcia lewicy i prawicy wymagają bardzo skomplikowanych i metaforycznych przekładów. Powiedzmy, że zamiast lewicy i prawicy w klasycznym sensie powinniśmy mówić o podziale społecznym (social division). Jeśli stwierdza się, że konieczne jest utrzymanie podziału społecznego, aby zachować sprawny system polityczny, to jestem za. Myślę bowiem, że gdy dochodzi się, tak jak my dzisiaj, do pewnego rodzaju ugody w centrum, kiedy polityka jest coraz bardziej identyfikowana z administracją, a wyborcy pozbawieni są realnego wyboru, to nie jest to zdrowy system polityczny. Ludzie potrzebują alternatywy. Lewica i prawica nie mogą dziś znaczyć dokładnie tego samego co w przeszłości, ale twierdzę, że pewien rodzaj podziału na lewicę i prawicę trzeba zachować.
Ch. M.: Także moim zdaniem ważne jest, aby nie traktować pojęć lewicy i prawicy esencjalistycznie, mówiąc, że istnieje absolutne znaczenie Prawicy i Lewicy. Naprawdę ważne jest to, żeby system demokratyczny zapewniał rzeczywiste alternatywy, żeby ludzie mieli realny wybór, kiedy głosują. To jest niezbędny warunek ludowej suwerenności, bo jaki sens ma głosowanie, jeśli programy wszystkich partii są zasadniczo takie same. Ważne jest, aby mieć realny wybór, ponieważ rodzaj dominującej obecnie ugody w centrum oraz brak alternatywy to według mnie źródła rozwoju i sukcesu prawicowych partii populistycznych w Europie Zachodniej. Faktycznie tylko one starają się zaproponować alternatywę wobec ugody w centrum. Kiedy nie ma realnej możliwości wyboru w ramach tradycyjnego systemu demokratycznego, to automatycznie przygotowuje to grunt dla prawicowych demagogów, którzy zjawią się i będą próbowali zorganizować ruchy populistyczne wokół hasła „istnieje alternatywa”. Walkę agonistyczną rozumiem jako dostępność podlegających wyborowi alternatyw, które są niezbędne dla istnienia żywotnej polityki demokratycznej - i właśnie o to chodzi w formowaniu rozróżnienia na lewicę i prawicę.
Jednym z tradycyjnych sposobów definiowania lewicowej polityki było identyfikowanie jej z polityką emancypacji. Co sądzicie Państwo o tym pojęciu?
Ch. M.: Oczywiście zależy, co rozumie się pod pojęciem „emancypacji”. Jeśli przyjmiemy jakobiński model lewicowej polityki jako czegoś, co ma przekształcić społeczeństwo od podstaw i stworzyć całkowicie nowy model, i to właśnie utożsamia się z emancypacją, to nie zgodziłabym się z tym rozumieniem. W społeczeństwach, w których wprowadzono system liberalnej demokracji, funkcjonujący lepiej lub gorzej, powinno być miejsce na jakiś rodzaj wewnętrznej krytyki. Nie trzeba myśleć, że należy pozbyć się liberalnej demokracji i wprowadzić kompletnie inny system. Oczywiści realne liberalne demokracje dalekie są od wprowadzenia w życie swoich własnych ideałów - wolności i równości dla wszystkich. Z tego powodu wielu przedstawicieli lewicy mówi: „liberalna demokracja to fikcja - musimy ją zniszczyć, aby ustanowić rzeczywistą demokrację”. Doświadczenie komunizmu, jak myślę, nauczyło nas, że ten sposób rozumienia walki demokratycznej jest zły. Pomysł całkowitej przebudowy społeczeństwa jest skrajnie niebezpieczny. Zawsze lepiej rozpoczynać od istniejącego porządku politycznego, aby go przekształcić, zradykalizować. W przypadku liberalnej demokracji strategia powinna polegać na zmuszaniu rządów do odpowiedzialności za swoje ideały i na formułowaniu krytyki z wewnątrz. To właśnie w Hegemony and Socialist Strategy nazwaliśmy strategią radykalnej demokracji. To nie tyle pozbywanie się liberalnej demokracji w celu zbudowania czegoś nowego, co radykalizacja projektu demokratycznego, dążenie do jego rozszerzenia, aby w centrum ustanowić równość jako zasadę relacji społecznych. Myślę, że ostatecznie różnica pomiędzy lewicą a prawicą - takie stanowisko zajął Norberto Bobbio w swej książce Lewica i prawica - polega na tym, że dla lewicy najważniejszym problemem jest równość, a dla prawicy wolność. Oczywiście wszystko zależy od tego jak rozumie się równość i wolność, jednak ostatecznie ci, którzy upierają się przy równości to Lewica. Dla mnie bardziej niż emancypacja, pojęcie naprawdę bardzo problematyczne, bo można je rozumieć na wiele różnych sposobów, walka o równość jest tym, o co powinna walczyć lewica.
E. L.: Dodałbym, że pojęcie emancypacji było używane w wielu różnych znaczeniach. Można na przykład mówić o emancypacji kobiet, emancypacji niewolników, emancypacji poszczególnych grup społecznych. Emancypacja była jednak także używana w szerszym znaczeniu. Na przykład, kiedy mówi się o emancypacji człowieka w ogóle - kiedy myśli się o emancypacji globalnej - termin ten budzi zupełnie inne skojarzenia. Problem polega na tym, jak przejść od konkretnej emancypacji do emancypacji globalnej. Myślę, że dziś większość zgadza się, że nie ma czegoś takiego jak emancypacja „istoty człowieka”. Jednocześnie konkretne emancypacje mogą być naddeterminowane, tak że zestaw zagregowanych postulatów może prowadzić do jakiegoś rodzaju całościowej zmiany. Myślę więc, że kategoria emancypacji może być zaakceptowana w znaczeniu równości, o której wspomniała Chantall, jako rozszerzenie uprawnień rozmaitych grup; a kiedykolwiek takie rozszerzenie dotyczy więcej niż jednej grupy, pojawia się jakiś rodzaj szerszego dyskursu emancypacyjnego, który na pewien czas zajmuje centralne miejsce.
Myślą Państwo, że to pojęcie, które zostało przez Was wypracowane, byłoby przydatne jako kryterium odróżnienia lewicy i prawicy, czy może dotyczy ono czegoś zupełnie innego?
E. L.: Z pewnością byłoby przydatne, jeśli przez prawicę będziemy rozumieć pozostawianie rzeczy takimi, jakie one są, co jest konserwatywnym typem dyskursu. Mogą się jednak zdarzyć, na przykład w ramach ruchów antykolonialnych, dyskursy emancypacji zawierające takie konotacje, jakich nie uzna klasyczna europejska lewica. Dyskurs, który zmienia status quo w społeczeństwie, zamiast zostawić rzeczy takimi, jakie one są, będzie dyskursem emancypacyjnym w sensie, w jakim rozumiemy go na lewicy.
Ch. M.: Chciałabym powiedzieć o sposobie w jaki emancypacja może być także używana przez prawicę. Przecież dyskurs Thatcher był bardzo emancypacyjny w znaczeniu uwalniania od przymusu państwowego. Oczywiście Thatcher nie była prawicowa w sensie pozostawiania rzeczy takimi, jakie one są, to był radykalny projekt prawicowy, ona rzucała wyzwanie socjaldemokratycznej hegemonii i chciała to zrobić w imię wolności od państwa, emancypacji od przymusu państwowego. Tak więc emancypacja jest pojęciem, które może być używane na wiele różnych sposobów, a nie czymś w sposób konieczny związanym z polityką lewicy.
E. L.: To jest bardzo ważne, gdyż emancypacyjne kategorie lewicy mogą być faktycznie przejęte przez prawicę. Faszyzm na przykład miał rewolucyjny język, w którym pojęcia emancypacyjne używane były w sposób zupełnie odmienny od tego, co mogły one znaczyć dla lewicy. Zatem termin „emancypacja” jest płynnym znaczącym (a floating signifyer), tzn. może podążać w wielu różnych kierunkach.
W klasycznym liberalizmie podmiotem polityki była jednostka. W marksizmie była to klasa. Obydwa te podmioty rozumiane były na sposób esencjalistyczny. Kto jest podmiotem radykalnej demokracji?
E.L.: W radykalnej demokracji nie ma jednego podmiotu. Dowodziliśmy, że radykalna demokracja realizuje się przez coś, co nazywaliśmy logiką ekwiwalencji. Na przykład w pewnym momencie pracownicy mają jakieś postulaty, studenci mają jakieś postulaty, liberalne grupy społeczne mają jakieś postulaty i wszystko to sumuje się w pewien rodzaj całościowego projektu wyzwolenia. Im większy zasięg ma ten łańcuch ekwiwalencji, tym postulaty radykalnej demokracji będą głębsze. Radykalna demokracja nie odnosi się zatem do jednego partykularnego podmiotu, ale do samego pogłębienia projektu radykalnej demokracji poprzez logikę ekwiwalencji.
Ch.M.: Logika teorii radykalnej demokracji zdecydowanie nie jest logiką jednostkową. Problem z liberalizmem i podstawowe uproszczenie z nim związane polega na tym, że nie jest on zdolny zrozumieć polityki, ponieważ polityka zawsze dotyczy tożsamości kolektywnych. Nie można tego zrozumieć, jeśli zaczyna się od jednostek. Marksizm jest z pewnością jakimś postępem, ponieważ pojmuje politykę w języku klasowym, co oznacza odwołanie się do tożsamości kolektywnych. Moim zdaniem problemem marksizmu - i dlatego nasz projekt może być nazwany postmarksistowskim - jest ograniczenie polityki wyłącznie do jednego rodzaju kolektywnej tożsamości, klasy. Marksiści wierzą, że zasadniczo istnieje tylko jedna forma antagonizmu - antagonizm klasowy. W Hegemony and Socialist Strategy dowodziliśmy, że jest dużo więcej kolektywnych tożsamości niż klasy i o wiele więcej ognisk (loci) antagonizmu: na przykład rasa, płeć, także problemy życia i śmierci oraz środowiska. Istnieje zatem wiele możliwych do skonstruowania kolektywnych tożsamości. Powstają one zawsze przez skonstruowanie opozycji „my” i „oni”. To kim są „oni” nie redukuje się do problemu klasowego. Istnieje wiele możliwych antagonizmów, a projekt radykalnej demokracji musi brać pod uwagę wielość demokratycznych postulatów w celu wytworzenia między nimi łańcucha ekwiwalencji. Uznanie wielości tożsamości ma centralne znaczenie dla projektu radykalnej demokracji. Z marksizmem łączy go zgoda co do tego, że polityka dotyczy tożsamości kolektywnych, i tu jest też zasadnicza rozbieżność z liberalizmem. Jednocześnie marksizm krytykowany jest za to, że nie uznaje wagi tożsamości innych niż klasowe.
W marksizmie obecne było pęknięcie między globalnymi celami a lokalnymi praktykami. Marksizm miał międzynarodowe ambicje, ale realizował się wewnątrz państw narodowych. Co sądzicie Państwo o przyszłości narodów? Czy pozostaną one najważniejszym aktorem procesu historycznego, czy może ich czas już przeminął?
E.L.: Postawmy problem w całej jego ogólności. W marksizmie istniało pęknięcie między globalnością zasadniczych celów a partykularnością podmiotów i walk, na których były one oparte. Jednak nie zawsze było tak w przypadku narodów. Prawdziwy problem, który się tu kryje, to pytanie, jak przebiega artykulacja między partykularnością a uniwersalnością. Problem ten nie został przez marksizm rozwiązany, gdyż jest to problem nierozwiązywalny. Ambicją marksizmu było ustanowienie klasy uniwersalnej. Dla Hegla klasą uniwersalną była biurokracja w znaczeniu funkcjonariuszy państwowych, dla Marksa był to proletariat jako jedyny naprawdę uniwersalny moment w społeczeństwie. Marks twierdził, że proletariat nie ma ojczyzny, a jego idea międzynarodówki polegała na tym, aby przekroczyć jakąkolwiek narodową determinację. Jednak istniało wiele partykularnych uwarunkowań, które później podważały tę uniwersalność. Na przykład rok 1914 był momentem, kiedy identyfikacje narodowe stały się silniejsze niż solidarność klasowa. To doprowadziło do rozpadu Drugiej Międzynarodówki. Zatem moment ostatecznego uniwersalnego internacjonalizmu okazał się pusty. Nikt nie myśli dziś w języku uniwersalnych podmiotów. Jeśli chodzi o państwo narodowe, to myślę, że zostało one podkopane w wielu wymiarach. Na przykład na początku XX wieku mówiło się o kapitalizmie zorganizowanym, za centrum tej organizacji uważając państwo narodowe. Pod wieloma względami ta centralna pozycja uległa osłabieniu. Jednakże nie zgadzam się z tymi, którzy mówią, że państwo narodowe jest całkowitym przeżytkiem. Państwo narodowe wciąż jest centrum rozmaitych decyzji. I jeśli obserwuje się wydarzenia w Europie Zachodniej, a dziś zwłaszcza w Europie Centralnej, widać wzmocnienie funkcji państw narodowych w znaczeniu oporu poszczególnych państw wobec jakiejkolwiek integracji w szersze całości. Myślę zatem, że w przyszłości prawdopodobnie te dwie tendencje będą się stanowić dla siebie przeciwwagę. Władza stanie się bardziej lokalna, jednak będzie jednocześnie włączona w szersze całości. Daleko nam jeszcze do końca tego procesu i z pewnością nie podążamy w kierunku czegoś, co mogłoby być w jakimkolwiek sensie czystym uniwersalizmem.
Ch.M.: Między specjalistami od globalizacji trwa oczywiście wielka dyskusja na temat przyszłości państwa narodowego. Są tacy hiperglobaliści, którzy wierzą, że państwo narodowe stało się całkowitym przeżytkiem. Zwolennicy suwerenności przekonani są, że państwo narodowe wciąż jest podstawową jednostką polityczną i wszelkie dążenia wykraczające poza ten wymiar traktują jako przedsięwzięcia antydemokratyczne, ponieważ uważają państwo narodowe za jedyny obszar realizowania się demokracji. Myślę, że najbardziej przekonująca jest pozycja broniona przez Hirsta i Thompsona w książce Globalization in Question. Według nich nawet w kontekście globalizacji państwo narodowe wciąż pozostaje bardzo ważnym aktorem. Globalizacja nie mogłaby mieć miejsca inaczej niż przez interwencję państw. To stanowisko wydaje się zatem najbardziej realistyczne. Uważam, że państwo narodowe wciąż jest ważnym aktorem, ale podążamy w kierunku powstania kilku regionalnych jednostek, ponieważ jest wiele problemów, które nie mogą być już rozwiązane na poziomie państwa narodowego. Dlatego powstanie Unii Europejskiej jest takie ważne, pozwala bowiem na rozwiązywanie wielu trudnych kwestii na poziomie Europy. Alternatywą pozostaje to, co głoszą kosmopolici: potrzebujemy kosmopolitycznej demokracji, kosmopolitycznego obywatelstwa, ponieważ jesteśmy tak globalni, że efektywną demokrację możemy mieć tylko na poziomie kosmosu. Myślę, że to kompletnie chybiony pomysł, nie można bowiem mieć funkcjonującej demokracji na poziomie ludzkości. Zatem, poza alternatywą polityki narodowej i polityki kosmopolitycznej, powstają duże regionalne jednostki, takie jak Unia Europejska czy Mercosur w Ameryce Łacińskiej. Obecnie dążymy do stworzenia wielobiegunowego porządku światowego, a prowadzi do tego powstawanie jednostek regionalnych. Jesteśmy obecnie świadkami tego, jakie są konsekwencje funkcjonowania układu jednobiegunowego, hegemonii Stanów Zjednoczonych. Moim zdaniem na przykład rozwój terroryzmu i pojawienie się wielu innych problemów, których doświadczamy, wiąże się z niemożliwością legalnej i prawomocnej artykulacji sprzeciwu w świecie jednobiegunowym, po upadku komunizmu. To tłumaczy zaognianie się konfliktów. Rozwiązaniem nie jest stworzenie nowej formuły Narodów Zjednoczonych zakładającej przezwyciężenie hegemonii Stanów Zjednoczonych przez środki prawne. Ludzie opowiadający się za tym rozwiązaniem wierzą w możliwość istnienia świata bez hegemonii i bez suwerenności. Myślę, że to iluzja. Każdy porządek jest porządkiem hegemonicznym. Nie ma porządku, który mógłby zostać ustrukturowany inaczej niż przez hegemonizację. Wszystko, co możemy zrobić, aby uniknąć niebezpieczeństwa wynikającego z istnienia tylko jednego centrum hegemonii, to pluralizować hegemonię, dążyć do stworzenia wielu centrów hegemonii i właśnie tak rozumiem wielobiegunowy porządek światowy. Według mnie przyszłość naprawdę należy do dużych regionalnych ośrodków. To właśnie stanie się w przyszłości, powstaje nowa forma porządku i musimy ją w Europie naprawdę wziąć pod uwagę. Możemy stworzyć polityczną Europę, niezależną od Stanów Zjednoczonych, która nie będzie po prostu niewolnikiem Stanów Zjednoczonych, ale ważnym aktorem na świecie, posiadającym specyficzny model ekonomiczny, własny model praw obywatelskich, a także odmienne relacje z resztą świata, tak aby ustanowić przeciwwagę dla hegemonii Stanów Zjednoczonych.
Inną konsekwencją tej hegemonii jest wspominany już populizm…
Ch.M.: Tak, w książce On the Political, którą właśnie skończyłam pisać, stawiam dokładnie taką tezę. Dziś zarówno na poziomie krajowym, jak i międzynarodowym jesteśmy świadkami braku możliwości wyrażenia sprzeciwu przez prawomocne kanały polityczne. Na poziomie polityki krajowej winny temu jest konsens w centrum: ani centrolewica, ani centroprawica nie oferują prawdziwej alternatywy. Jedyna droga wyrażenia sprzeciwu to partie antyestablishmentowe, takie jak populiści. Moim zdaniem to brak agonicznej walki (agonistic struggle) stwarza grunt dla populizmu. Na poziomie międzynarodowym sytuacja jest analogiczna. Nie istnieją prawomocne kanały wyrażenia niezgody na model amerykański. Ich brak jest źródłem nowych form terroryzmu. Moim zdaniem przekonanie, że postęp i modernizacja mogą nadejść tylko dzięki westernizacji, przez narzucenie jednego modelu i wykluczenie innych, odmiennych sposobów wchodzenia w nowoczesność, jest siłą napędową terroryzmu. Istnieje wyraźna analogia między tym, co dzieje się na poziomie polityki krajowej i międzynarodowej.
Czy można mówić o lewicowym i prawicowym populizmie? Czy istnieje między nimi różnica?
E.L.: Uważam przede wszystkim, że populizm jest kategorią, która nie odnosi się ani do lewicy, ani do prawicy. Odnosi się po prostu do sposobu politycznej agregacji roszczeń. Jednostką analizy społecznej nie powinna być grupa. Pytać o to, jaką grupę reprezentują populiści, to źle stawiać pytanie. Populizm to po prostu pewien sposób łączenia postulatów. Jeśli istnieją postulaty dotyczące mieszkalnictwa, wody, transportu i jeśli połączą się one ze sobą, to w pewnym sensie wokół wielości roszczeń tworzy się szersza ludowa (popular) tożsamość. Ludowa tożsamość wyrazi się poprzez opozycję wobec jakiegoś wroga, a im bardziej heterogeniczne będą postulaty, tym mniej określony będzie wróg. Dlatego przeciwieństwem populizmu jest polityka administracyjna. Jeśli pojawiają się postulaty dotyczące mieszkalnictwa, a istnieje państwowa instytucja odpowiedzialna za mieszkalnictwo, to wtedy wiadomo, z kim się jest w konflikcie. Jednak jeśli połączy się mieszkalnictwo, wodę, edukację itd., wtedy wróg staje się dużo mniej wyrazisty. Z jednej strony jest więc szeroka ludowa tożsamość, z drugiej strony - mało wyrazisty system, przeciwko któremu się występuje. Ruch populistyczny pojawia się wraz ze wzrostem nieokreśloności na tych dwóch poziomach. Przeciwieństwem populizmu na poziomie polityki społecznej (policy) jest indywidualne zaspokajanie potrzeb. Im mniejsze jest indywidualne zaspokojenie potrzeb, tym bardziej prawdopodobna jest krystalizacja ludu jako czegoś przeciwstawionego władzy. Społeczeństwo nigdy nie jest tak ustrukturowane, aby wszystkie potrzeby były systematycznie zaspokajane. Jakiś rodzaj populizmu zawsze będzie obecny w systemie politycznym. Z drugiej strony nie zdarza się też, aby wszystkie postulaty zostały odrzucone. To, kto jest ludem i jak ludzie protestują, jak rozwija się populistyczny język, zależy od możliwości absorpcji postulatów przez system społeczny i od tego, na ile odrzucone postulaty są w stanie wyłonić antysystemową ludową siłę. Jeśli wiele postulatów nie może zostać zaspokojonych, to system instytucjonalny zacznie się rozpadać. Wtedy pojawi się ktoś z góry, kto odwoła się do ludu przeciw systemowi, właśnie dlatego, że postulaty nie zostały spełnione. To wezwanie może pojawić się na lewicy albo na prawicy, a czasami wiąże się z typem przywództwa, o którym nie wiadomo, czy jest lewicowe czy prawicowe. Ważne jest, że lewicowy populizm musi postępować dokładnie w ten sam sposób, co populizm prawicowy, konieczne jest łączenie roszczeń i określenie wroga. Klasyczna lewica myślała, że proces będzie przebiegał inaczej. Koncentrowała się na postulatach robotników w przekonaniu, że staną się oni większością, po prostu dlatego, że ekonomiczne prawa kapitalizmu doprowadzą do zaniku klasy średniej i chłopstwa. Pod koniec tego procesu proletariat i większość miały być tym samym. Historia potoczyła się jednak inaczej. Zatem jeśli chce się skonstruować podmiot zmiany społecznej, należy zacząć nie od homogeniczności klasy, ale od heterogeniczności znajdującej artykulację w tym, co nazywamy logiką ekwiwalencji - od wielości różniących się między sobą postulatów.
Chcielibyśmy Państwa zapytać o rolę moralności w polityce. W polskich debatach publicznych krytyka świata politycznego wiąże się często ze stwierdzeniami, że w polityce za mało jest moralności. Biorąc pod uwagę Państwa koncepcję rozprzestrzeniania się populizmu w Europie, można by postawić odwrotną tezę - w polityce jest za dużo moralności.
Ch.M.: Rzeczywiście problemem jest dzisiaj to, że polityka rozgrywa się w obszarze moralności. To bezpośrednio łączy się ze stwierdzeniami ludzi takich jak Giddens czy Beck o przezwyciężeniu konfliktowego modelu polityki. Mówią oni, że nie mamy już kolektywnych tożsamości i że nie istnieją realni przeciwnicy (adversaries). Moim zdaniem polityka to zawsze kwestia stworzenia podziału na „my” i „oni”. Dzisiejszy problem ma swe źródło w niemożności stworzenia tego podziału w wymiarze politycznym. Brak odmiennych projektów zorganizowania wspólnego życia czy nieobecność alternatywy dla neoliberalizmu sprawiają, że mamy do czynienia z polityką, w której nie mówi się już o prawicy i lewicy (right and left), lecz o dobru i złu (right and wrong). Według mnie jest to bardzo niebezpieczne z wielu powodów, jednak najistotniejsze jest to, że jeśli adwersarz skonstruowany jest nie jako przeciwnik polityczny, ale ujęty zostaje w terminach moralnych, jako zło - my jesteśmy dobrzy oni są źli - musi to prowadzić do wytworzenia się antagonizmu przyjaciel-wróg. Z „nimi” jako wrogami nie można wejść w agoniczną walkę, gdyż nie traktuje się ich jako prawomocnych przeciwników. Dla przykładu w polityce międzynarodowej mamy bushowski dyskurs „osi zła”, moralną krucjatę, która wydaje mi się szczególnie niebezpieczna. Musimy zdać sobie sprawę, że to samo ma także miejsce w polityce narodowej. Widać to na przykładzie reakcji tradycyjnych partii demokratycznych, zarówno centrolewicowych, jak i centroprawicowych, na wzrost popularności prawicowego populizmu. Te partie nawet nie próbują zrozumieć przyczyn sukcesu populistów. Oczywiście nie szukają przyczyn, bo byłoby to dla nich równoznaczne z samokrytyką i przyznaniem, że swoją polityką w dużej części przyczyniły się do sukcesu populistów. O wiele łatwiej jest im wygłosić moralne potępienie. Tak właśnie stało się w przypadku sukcesu partii Jorga Haidera w Austrii, gdzie ludzie lewicy mówili: „nie powinniśmy nawet odzywać się do tych, którzy głosowali na Haidera”. Ale to było 26 lub 27 procent Austriaków! Naprawdę jest bardzo ważne, aby zrozumieć, dlaczego ci ludzie tak głosowali. Nie są przecież strasznymi rasistami czy neonazistami. W przypadku Austrii, zajmowałam się tym dokładniej, partia Haidera artykułowała bardzo wiele demokratycznych postulatów. Stało się tak, ponieważ w Austrii z powodu „Wielkiej Koalicji” konserwatystów i socjaldemokratów oraz utworzonej przez nich soziale Partnerschaft, wielu ludzi było wykluczonych z polityki - wszyscy ci, którzy nie chcieli być ani konserwatystami, ani socjaldemokratami, nie mieli dla siebie miejsca. Istniało zatem mnóstwo postulatów, które nie mogły być artykułowane przez tradycyjne kanały. Haider prezentował się jako jedyny, kto może dać tym ludziom głos. Zrealizowało się to przez dyskurs ksenofobiczny, ale istniała prawdziwa potrzeba większej partycypacji. Partie dominujące nie próbowały nawet zrozumieć tej sytuacji i określały ją jako „neofaszyzm”. Zasadniczo w ten sam sposób ludzie we Francji reagują na Le Pena, jest to tradycyjna moralistyczna reakcja, moralne potępienie. To jest naprawdę negatywne zjawisko, bo jeśli nie rozumie się powodów, które przyciągnęły wyborców do partii populistycznych, nie będzie także wiadomo, jak ich odzyskać. Myślę, że bardzo ważne jest wydobycie się z takiego umoralniania polityki i powrót do prawdziwej debaty w kategoriach politycznych.
Usłyszeć można, że koniec polityki równoznaczny jest z końcem intelektualistów - ludzi, którzy, choć nie są profesjonalnymi politykami, działają w sferze publicznej i mają coś do powiedzenia w polityce. Koniec intelektualistów oznaczać ma także koniec związków między teorią a praktyką.
E.L.: Oczywiście stara marksowska koncepcja zakłada, że wraz z końcem polityki powstanie świat o wiele bardziej automatyczny, ponieważ istnieć będzie jedna wola powszechna. Jeśli chcecie ujmować to przez relacje między teorią a praktyką, to żeby istnieli intelektualiści musi istnieć funkcja intelektualna do spełnienia. Problemem pozostaje to, jak ważny jest moment intelektualnej artykulacji. Jeśli mamy wolę powszechną - absolutnie spontaniczną we wszystkich sferach - wtedy oczywiście funkcja intelektualisty jest niepotrzebna. Istnieje na przykład maoistowska koncepcja jedności pracy intelektualnej i fizycznej, która przekształciłaby intelektualistów w klasę zmierzającą do zaniku. Mój uniwersytecki kolega marksista powiedział kiedyś, że w społeczeństwie socjalistycznym instytucja uniwersytetu będzie niepotrzebna, ponieważ każda percepcja będzie spontanicznie naukowa… Problem leży w tym, do jakiego stopnia istnieje różnorodność heterogenicznych elementów, które nie podlegają takiej spontanicznej współbieżności. Jeśli niezbędny jest jakiś rodzaj artykulacyjnego zapośredniczenia, to będziemy mieć do czynienia z rozszerzeniem funkcji intelektualisty. To jest dokładnie to, co Gramsci rozumiał przez intelektualistę organicznego. Starał się on rozszerzyć kategorię intelektualistów, tak, by nie ograniczała się ona do grupy ludzi zajmujących społeczne szczyty, niezwiązanych z praktycznymi problemami. Aktywność intelektualną określał on jako praktykę artykulacji. Organiczny intelektualista to ktoś taki jak przywódca związkowy, jak dziennikarz - ludzie, którzy rozszerzają działania grupy na różnorodnych polach. Zatem funkcja intelektualisty, jeśli żyjemy w coraz bardziej heterogenicznym społeczeństwie, nie będzie zanikać. Będziemy mieli coraz więcej rodzajów intelektualistów. Intelektualiści ci będą w mniejszym stopniu zamkniętą kastą, a bardziej wielością grup działających w społeczeństwie na różne sposoby. Wiele funkcji technicznych doprowadzi do wytworzenia specjalistycznych pism, specyficznych działań o rosnącym stopniu autonomii. Rola intelektualistów w społeczeństwie będzie raczej rosnąć niż maleć.
Ch.M.: Chciałabym sprecyzować pytanie. Czy chodzi o to, że koniec polityki wiąże się ze zniknięciem intelektualistów? Rzeczywiście intelektualiści nie odgrywają już wcale swojej roli…
Wielu mówi, że rolę intelektualistów przejęli eksperci. Ekspertyza nie uwzględnia szerszej perspektywy, opiera się na wąskiej technicznej wiedzy służącej rozwiązywaniu bieżących problemów.
Ch.M.: To jest dokładnie to, co określam mianem wizji postpolitycznej, ponieważ problemy polityczne są postrzegane jako problemy techniczne. Nie ujmuje się ich jako problemów, które zależeć mogą od decyzji podejmowanych przez zwykłych ludzi. W polityce zawsze jednak obecny jest konflikt, nie ma sposobu na dotarcie do jakiegoś racjonalnego konsensu. Zawsze istnieje konflikt pomiędzy różnymi wizjami organizacji życia. Na tym polega konfliktowy model polityki, który - jak sądzi wielu - jest już przeżytkiem. Skoro nie ma już konfliktów, a tylko problemy do załatwienia, to właśnie eksperci powinni podejmować decyzje. Argumentuje się oczywiście, że w dobie globalizacji nie ma alternatywy dla obecnego neoliberalnego porządku. Jeśli nie ma alternatywy, wtedy oczywiście wszystkie decyzje to tylko decyzje techniczne. Właśnie to nazywam perspektywą postpolityczną. Uważam, że należy rzucić wyzwanie tej perspektywie i znów uczynić politykę obszarem agonistycznej debaty, tak aby ważne decyzje miały charakter polityczny, a nie tylko techniczny.
Maj 1968 roku często postrzegany jest jako moment wprowadzenia szaleństwa w porządek polityczny. Czy myślą Państwo, że w przyszłości będzie miejsce na taki rodzaj twórczego politycznego szaleństwa?
E.L.: Tak właśnie myślę. I to w coraz większym stopniu. Mówiliśmy o pojęciu porządku postpolitycznego, regulowanego przez spontaniczny mechanizm, gdzie nie byłoby potrzeby odwoływania się do twórczej wyobraźni. Wydaje mi się jednak, że ma miejsce coś dokładnie przeciwnego. Zmierzamy w stronę społeczeństwa, w którym jest coraz mniej automatyzmu. Musi być ono zatem rekonstruowane w coraz większym stopniu na poziomie wyobraźni. Wyobraźnia ta oczywiście nie zawsze związana jest z lewicą, może pochodzić z przeciwnej strony. Nasze społeczeństwo i nasz system polityczny wymagają jakiejś szerszej wyobraźni.
Czy myślicie Państwo, że wciąż warto walczyć o socjalizm?
Ch.M.: To zależy jak się rozumie socjalizm. W Hegemony and Socialist Strategy twierdzimy, że możliwe jest wpisanie celów socjalistycznych w kontekst radykalnej demokracji. Socjalizm nie oznacza dla nas jakiegoś modelu społeczeństwa, wzorca społeczeństwa, są jednak socjalistyczne cele związane z równością, partycypacją, kontrolą nad ekonomią, które są ważne jak nigdy dotąd, trzeba je jednak wpisać w szerszy projekt. Trzeba je artykułować wraz z innymi postulatami. Wielu ludzi stara się zredefiniować socjalizm poprzez połączenie go z innymi postulatami, na przykład z roszczeniami kobiet. Jesteśmy wobec takich zabiegów bardzo podejrzliwi, bo istnieje zagrożenie podporządkowania nowych postulatów roszczeniom klasy robotniczej. Zdecydowaliśmy się zaproponować inną strategię - radykalną demokrację. Oznacza to artykulację postulatów socjalistycznych wespół z innymi postulatami tak, aby wytworzyć łańcuch ekwiwalencji między nowymi i starymi ruchami. Problem z Giddensem i Beckiem polega na tym, że traktują oni socjalizm jako specyficzny projekt XIX i XX wieku i argumentują za potrzebą stworzenia zupełnie nowego projektu obejmującego wyłącznie kwestie polityki życia. Z takiego punktu widzenia socjalizm jest oczywiście przeżytkiem. Tymczasem dla projektu radykalnej demokracji postulaty socjalistyczne są wciąż są bardzo ważne, ale muszą być artykułowane w łańcuchu ekwiwalencji z innymi postulatami, i właśnie dlatego wolimy nazywać tę wizję projektem radykalnej demokracji.
opcja liberalna (socjalna)