WSTĘP DO PAŃSTWA I PRAWA - ćwiczenia 16 kwietnia 2007, Wstęp do nauki o państwie i prawie


LEKTURA DO KONWERSATORIUM

Idee I Rzeczypospolitej

Wybrane fragmenty pochodzą z Traktatu o władzy Papieża i Cesarza w stosunku do pogan

Stan faktyczny i wynikłe zeń konsekwencje prawne

Kiedy dawno temu srożyli się Prusowie, podówczas niewierni, oraz inni przeciw Polakom chrześcijanom, zostali wpuszczeni do Polski przez książąt Polski na pomoc Krzyżacy, którzy nazywają się Braćmi Świętej Marii Szpitala Jerozolimskiego z Domu Niemców, i przez książąt Polski zostały im wyznaczone i dane pewne posiadłości nad granicą rzeczonych niewiernych. Z tych to posiadłości, z pomocą Polaków i innych chrześcijan, z biegiem czasu podbili sobie okrutny naród Prusów, podówczas niewiernych, i zajęli państwo i dlatego nazywają się panami z Prus. [...]

I choć po podbiciu Prusów pod ich władzę już dawno skończyło się okrucieństwo pogan, przejawiane w napadaniu na chrześcijan, ci jednak Krzyżacy dotychczas nie przestali napadać niewiernych, choć uśmierzo­nych i spokojnych, i nachodzić ich ziemie i państwa; przeciwnie, pod pierwotnym pozorem, jakoby zaciekłość pogańska nadal srożyła się przeciw chrześcijanom, przywołując na pomoc chrześcijan biorą sobie za regułę nachodzić z silnym wojskiem ziemie niewiernych dwa razy na rok [...]. I tak przechodzi w zwyczaj błąd polegający na tym, że wierni Chrystusowi w celu pełnienia służby wojennej, wierząc, że oddają hołd Bogu, schodzą się tam tłumnie i spokojny naród niewiernych z okazji szerzenia wiary katolickiej jest okrutnie atakowany. Stąd wynikają zabójstwa, wierni na równi z niewiernymi są zagrożeni niebezpieczeń­stwem potępienia, następują rabunki i nieskończone inne niegodziwości. I tak rośnie sława Zakonu, rosną bogactwa z potęgą, z obu stron zgarniają Krzyżacy do skarbców i wzbogacają się: kosztem chrześcijan i kosztem pogan. Wyjednują pisma papieży i cesarza, aby ich były wszelkie okolice, ziemie czy państwa niewiernych, które zdobędą czy zajmą.[...]

Ale jakkolwiek wobec ustania naporu jednych pogan już odrodzonych w chrzcie świętym, a innych już w zupełności poddanych władzy chrześcijańskiej,[...] dawno skończyła się w tamtych stronach funkcja prowadzenia walk pełniona przez tychże szpitalników, jednak sądzą oni, że wspomniane pisma cesarzy i papieży, które, jak twierdzą, posiadają, dały im sposobność i upozorowanie czynienia tego wszystkiego, co powyżej wspomniano.

Przeto, stwierdziwszy naprzód ten zupełnie prawdziwy i zupełnie oczywisty stan faktyczny, aby uczynić rycerzy chrześcijańskich ostrożniejszymi w pełnieniu zawodu rycerskiego, ja, mistrz Paweł Włodkowic, kustosz i kanonik diecezji krakowskiej, [...] przedkładam do rozważenia trzy sprawy z zastrzeżeniem, że zawsze mogą mnie korygować ci, do których to należy.

Po pierwsze, co do władzy papieża, po drugie, co do władzy cesarza odnośnie do niewiernych, a każda z tych spraw dla pełniejszego wyjaśnienia materii zawiera jedenaście pytań; po trzecie, będzie przytoczona pewna błędna opinia w tej sprawie, która zostanie odrzucona, a na jej racje dana będzie odpowiedź.

Jeśli idzie o pierwszą sprawę, to po pierwsze, zachodzi pytanie, czy monarchowie bez grzechu mogą wypędzać Saracenów i żydów ze swego królestwa i zabierać im mienie. I czy papież może to monarchom polecać lub zalecać.

Po drugie, jeśli niewierni mają królestwa i prowincje oddzielne od naszych i tam wykonują władzę i wszystko dzierżą, to czy wolno chrześcijanom bez grzechu wszczynać wojnę przeciw nim, żyjącym w pokoju, i zajmować ich mienie.

Po trzecie, w tym związku: czy wolno chrześcijanom bronić Ziemi Świętej i mieszkających w niej wiernych.

Po czwarte, czy wolno papieżowi z tytułu imperium rzymskiego zabierać niewiernym władzę, której ci niewierni pozbawili imperium.

Po piąte, czy Kościół rzymski i wszystkie inne godziwie dzierżą to, co dzierżą, skoro zdaje się, że to wszystko w drodze gwałtu nabyte zostało przez cesarzy rzymskich.

Po szóste, czy wolno zajmować mienie heretyków i schizmatyków.

Po siódme, czy w jakimś wypadku papież mógłby karać niewiernych.

Po ósme, czy papież może wykonywać władzę nad niewiernymi i nie dzierżącymi ziemi, na której poprzednio mieli władzę monarchowie chrześcijańscy.

Po dziewiąte, zachodzi pytanie, czy papież może nakazywać nie­wiernym, aby dopuszczali kaznodziejów głoszących Ewangelię na swoje ziemie.

Po dziesiąte, zachodzi pytanie, co się stanie, jeżeli papież faktycznie nie może ich ukarać.

Po jedenaste, zachodzi pytanie, jakie jest prawo, jeżeli lud jakiegoś niewiernego monarchy zostaje nawrócony na wiarę, a monarcha nie.

Jeśli idzie o drugą sprawę, to zachodzi po pierwsze pytanie co do władzy cesarza, mianowicie, jaką władz czy kompetencję ma cesarz nad niewiernymi i ich mieniem, i tam jest naprzód pewna przedmowa, zawierająca liczne argumenty, które skutecznie dowodzą, że jedynie papież jest władcą świata mającym oba miecze, cesarz zaś jest ministrem w dziedzinie świeckiej, mającym władzę od papieża z mocy prawa pozytywnego.

Po drugie, zachodzi pytanie, czy cesarz może dać upoważnienie do zajmowania ziem niewiernych, zwłaszcza nie uznających jego imperium.

Po trzecie, zachodzi pytanie, czy pisma papieży i cesarzy, dane Krzyżakom, a dotyczące zajmowania ziem niewiernych, przyznają im jakieś prawo nabywanie tych ziem siłą lub pozywania o nie.

Po czwarte, zachodzi pytanie, czy Krzyżacy, walcząc ze spokojnymi niewiernymi, prowadzą wojnę sprawiedliwą.

Po piąte, zachodzi pytanie, czy w ogóle wolno niewiernych zmuszać bronią lub środkami ucisku do przyjmowania wiary.

Po szóste, czy jest do zniesienia lub dozwolone, że chrześcijanie przybywają Krzyżakom na pomoc w celu napadania na niewiernych, dlatego że są niewiernymi, niezależnie od tego, czyby się twierdziło, że to się dzieje dla szerzenia wiary chrześcijańskiej, czy że dla wykonywania zawodu rycerskiego.

Po siódme, czy w dni świąteczne wolno bez konieczności walczyć albo szykować się do walki z niewiernymi.

Po ósme, czy poddani Krzyżaków, walczący z niewiernymi albo nachodzący ich czy też odbywający przeciw nim „rejzy" dwa razy na rok, jak wyżej powiedziano, albo świadomie napadający niesprawiedliwie na chrześcijan nawet z rozkazów swych panów, mogą być uznani za nie grzeszących.

Po dziewiąte, zachodzi pytanie co do rzeczy, ziem czy państw zajętych w tego rodzaju wojnie: czy są odtąd tych, którzy je zajęli, i czy przeto mogą być zatrzymane bez grzechu. A jeżeli nie, to czy wódz w wojnie albo osoba czy osoby główne ma lub mają obowiązek pod grozą utraty zbawienia oddać to, co zabrano, i wynagrodzić szkody wyrządzone przez nich i przez innych, aby grzech został im odpuszczony.

Po dziesiąte, czy chrześcijanin może bez grzechu korzystać z pomocy niewiernych dla obrony własnej i swej ziemi.

Po jedenaste, zachodzi pytanie, czy niewiernemu, żądającemu przed sędzią chrześcijańskim zwrotu rzeczy zrabowanej, winna być wymierzona sprawiedliwość

Tolerancja wobec spokojnych innowierców krajowych

1. Na pierwsze pytanie trzeba powiedzieć, że skoro niewierni chcą żyć spokojnie wśród chrześcijan, nie należy wyrządzać im żadnej przykrości na osobach ani mieniu [...]. Grzeszy więc władca, jeżeli bez powodu ich pozbawia; nawet i papież nie powinien zabierać im mienia, lecz przeciwnie, dopóki może, winien ich tolerować [...]. A szczególnie należy tolerować żydów, ponieważ przez ich księgi udowadniamy prawdę i wiarę naszą; [...] I to jest prawdą, gdy nie grozi chrześcijanom niebezpieczeństwo lub zgorszenie [...]. Z tych ostatnich bowiem przyczyn mogą być wypędzeni i pozbawieni mienia, albowiem skoro są tolerowani przez Kościół z pobożności i łaski [...], to jeśli nadużywają jej, zasługują na utratę przywileju jako niewdzięczni [...].

Państwa niewiernych

Zanim przejdę do odpowiedzi na pytanie drugie, trzeba wiedzieć, że choć dostojni ojcowie Innocenty i Ostyjczyk zdają się być przeciwnych zdań, wszyscy razem najtężsi uczeni obojga praw w pismach swoich idą za ojcem praw Innocentym [...], własność rzeczy, władztwo i posiadłości mogą godziwie bez grzechu należeć do niewiernych.

Dowodzi się tego naprzód co do posiadłości, ponieważ w istocie rzeczy ziemia i wszystko, co na niej, jest Boga. Atoli Bóg sam to wszystko poddał istocie rozumnej, dla której wszystko stworzył [...]. A było to z początku wspólne wszystkim, aż praktyką pierwszych rodziców zostało zaprowa­dzone, aby jedni jedne rzeczy, a inni inne posiadali i sobie przywłaszczali; a to dlatego, że jest naturalne, iż rzeczy wspólne są zaniedbywane i wspólnota rodzi niezgodę [...]. I dlatego wedle prawa narodów zostały rozróżnione państwa i rozdzielone królestwa [...]. A z tego jest jasne, że od początku istoty rozumnej nie były własnością niczyją jak tylko Boga i dlatego były przyznawane zajmującemu je [...].

Nadto, co się tyczy własności, to mówi Innocenty, że przed prawem narodów nikomu nie przysługiwała ona w stosunku do ludzi jako niewolników, gdyż z natury wszyscy ludzie byli wolni.

Ale o władzy mówi Innocenty, że na mocy prawa natury ojciec rodziny miał nad rodzinami swoimi od początku władzę ogólną, czyli wszechstronną, lecz dziś ma ją tylko co do niewielu rzeczy, a ta ma już charakter szczegółowy. I stąd wywodzi się, że władza zaczęła się od władzy ojca rodziny [...].

Stwierdziwszy to, powiada Innocenty, że państwa, posiadłości i władza mogą godziwie bez grzechu być przy niewiernych, gdyż zostały one utworzone nie tylko dla wiernych, ale dla każdej rozumnej istoty. [...] Z tego wynika, wedle Innocentego, że nie wolno zabierać niewiernym ich państw, posiadłości czy władzy, gdyż posiadają je bez grzechu i za sprawą Boga. [...]

Wybrane fragmenty pochodzą z O poprawie Rzeczypospolitej

Co to jest Rzeczpospolita

Trzeba tedy, jak to ludzie wielce uczeni uważają w każdej rozprawie za rzecz konieczną, byśmy przede wszystkim określili istotę i naturę rzeczy, o której mamy mówić, i powołali się na określenie jej przez tych, którzy tę materię roztrząsali przed nami. Twierdzą oni, że rzeczpospolita to zgromadzenie i pospólność ludzka, związana prawem, łącząca wielu sąsiadów, a ustanowiona ku życiu dobremu i szczęśliwemu. Nie nosi bowiem nazwy rzeczpospolitej jedna rodzina albo dom jeden. To jest rzecz prywatna, ma nazwę mienia prywatnego i rodzinnego; polega zaś na tym, że rodzina i wszyscy domownicy żyją razem i wspólnie pracują, aby zdobyć, co konieczne do życia. Ten, kto tam pierwszy i władzę ma nad rodziną, zwie się ojcem rodziny. Z rodzin i licznych domów powstają wsie, ze wsi zaś i gmin rośnie społeczność obywateli, którą nazywamy rzecząpospolitą. Że człowiek do takiego wspólnego obcowania i stowarzy­szenia się jest wielce sposobny, pokazuje i rozum, i mowa. One bowiem powodują wzajemną życzliwość ludzi, która jest szczególną więzią tej tak szeroko rozciągającej się społeczności; kto w niej żyje, winien wszystkie swe prace, chęci, trud, pilność i skrzętność ku temu obracać, by wszystkim obywatelom działo się dobrze i aby wszyscy mogli żyć szczęśliwym życiem. Rzeczpospolita bowiem jest niby ciało żyjącego stworzenia, którego żaden członek nie służy sobie samemu, ale i oko, i ręce, i nogi, i inne członki mają pospólnie o siebie staranie i tak pełnią swe obowiązki, aby całe ciało miewało się dobrze; gdy ono ma się dobrze, mają się dobrze i one; gdy ono zaś źle, muszą być także członki upośledzone. I jak któryś członek, gdyby go oderwano od ciała, już na imię swe nie zasługuje, bo ani żyć, ani obowiązków swych pełnić nie zdolny, jeśli z ciałem niezłączony, tak samo nikt z obywateli poza państwem dorzecznie żyć nie może ani pełnić swych obowiązków. Ani bowiem król królować, ani żaden urzędnik powinnego mu urzędu sprawować, ani nikt prywatny miłego i spokojnego żywota długo wieść nie może poza państwem. A jeśliby się ktoś znalazł, kto byłby zdolny żyć bez ludzkiego towarzystwa i nie potrzebując nikogo sam sobą by się zadowalał, to takiego, jak mówi Arystoteles, należałoby uważać albo za zwierzę, albo za boga jakiego.

Niech tedy to będzie celem rzeczypospolitej, by w niej wszyscy obywatele mogli żyć dobrze i szczęśliwie, to jest (jak tłumaczy Cycero) uczciwie i sprawiedliwie, aby wszyscy rośli godnością i pożytkami, aby wszyscy wiedli żywot spokojny i cichy, aby każdy mógł strzec swej własności i ją zachować, aby przed krzywdą i mordem każdy był jak najmocniej zabezpieczony. Bo przed tym właśnie szukano obrony w miastach i rzeczachpospolitych [...].

O prawach

[...] I nie można mieć nadziei, żeby Rzeczpospolita, w której panuje takie prawo, iż ktoś jest panem twojego życia i śmierci, ty zaś z lęku przed śmiercią musisz znosić od niego wszystkie krzywdy i zniewagi; gdzie dla niego jest żartem i igraszką zabić ciebie, podczas gdy tobie poczytuje się zabicie go czy poranienie za zbrodnię główną — żeby taka Rzeczpospolita zmierzała do tego celu, dla którego powstają ludzkie społeczności, to jest — aby wszyscy obywatele mogli żyć spokojnie i szczęśliwie. [...]

Tu tyle tylko powiem, że konieczną rękojmią dla prawa jest myśl, aby obywatele mogli żyć, jak im nakazuje cnota, i aby przy karaniu występków nie brano żadnego względu na osoby. Bo z prawami rzecz się ma (aby pozostać przy poprzednim przykładzie) tak jak z lekarstwem, przy którego stosowaniu żaden doświadczony lekarz nie ogląda się na osobę chorego; wystarcza mu wiedzieć, na co chory niedomaga, a nie kłopocze się tym, czy ten, co wymaga leczenia, jest panem czy sługą, szlachcicem czy plebejuszem. Tak samo i prawa po to istnieją, aby karały występki winowajców jedną miarą i jednakowo troszczyły się o pożytki, spokój i całość wszystkich. A dla osiągnięcia tego nie znaleźć bodaj drogi sposobniejszej jak ta, gdy się będą stosowały do owej zasady, wedle której winniśmy tak czynić innym, jak chcielibyśmy, by nam czyniono. To bowiem jest zasada, która — jakoby z nieba zesłana — przylgnęła do naszej natury i którą Chrystus, zbawiciel nasz, tylokrotnie wypowiedział dla poprawy naszego żywota i naszych uczynków.

Niechże dobrze zrozumieją, co mówią, ci, którzy chcą, by przy ustanawianiu praw brano wzgląd na ich zasługi lub na nie wiem już na jakie tam wolności. Bo przez zasługi trzeba rozumieć, w czym się przejawia czyjaś cnota przy czynieniu dobrze czy to dla Rzeczypospolitej, czy dla ludzi prywatnych. Daleka ode mnie niechęć, aby prawodawca nie baczył na takie zasługi, dalekim od tego, aby nie pragnąć widzieć je uświetniane największymi nagrodami. Ale jeśli ktoś uważa za zasługę niesprawiedliwie popełnione mężobójstwo sądząc, że ponieważ jest szlachcicem zacnego rodu, powinien lżej być karany, ten zanadto już nadużywa pięknej zasady, odnosząc ją do występku zamiast do cnot, do mordu, który popełnia, zamiast do świętych uczynków. Co zaś do wolności, o której mówi, to prawdziwa wolność nie polega na swawoli czynienia, co by się tylko zachciało, ani na nadmiernej pobłażliwości prawa dla tych, co się dopuścili zbrodni głównych, ale na poskramianiu ślepych i szalonych namiętności i na panowaniu nad nimi rozumem, wedle którego wskazań żyje się najlepiej i najświątobliwiej, jak też na niezawodnej karności w życiu, na sprawiedliwym porządku prawa; na takim samym odnoszeniu się do takich samych spraw bez żadnego względu na osoby; na równi w sądzeniu, wydawaniu wyroków i wy­konywaniu ich. Czy są straszniejsi władcy od namiętności, co w ludziach, w których wezbrały i w siłę porosły, rozum i sąd obalają, przemagają i łamią? Nikt nie jest bardziej niewolnikiem niż ten, co służy tak bezwzględnym panom, choćby i opływał w majętności i zaszczyty. Czyż wiec można wyobrazić sobie większą wolność jak niepodleganie ich władzy?

Porównajże z tą wolnością owych chełpliwych chwalców wolności, której nadużywają najczęściej nie inaczej niż konie, co bez wędzideł i uździenic wpadają na siebie, zębami i kopytami zadając sobie nawzajem rany, tak że w końcu nie mogą się na nic przydać Rzeczypospolitej. Cóż zaiste byłoby dla tych koni bardziej pożądane jak poskromienie ich wędzidłem, by ani sobie, ani innym nie mogły uczynić nic złego? I cóż pożyteczniejszego dla jeźdźca jak wraziwszy w pysk takiej dzikiej bestii ostre wędzidło powodować nią wedle swojej woli? Lecz bydlęta tego nie rozumieją, a przeto sobie i nie życzą. A dla ludzi obdarzonych rozumem nie powinno być nic słodszego, nic milszego, jak kiełzać swe namiętności wędzidłem praw i uczynki swe kierować w szranki dobrego rządzenia nimi. Może się to wydawać pętami, ale w każdym razie takimi, które powstrzymują nas od lekkomyślności, wyuzdania, okrucieństwa i innych wad, a wiodą do roztropności, skromności, ludzkości i powinności wszystkich cnót.

Nikt nie uważa, że Bóg pozbawiony jest wolności, dlatego że grzeszyć nie może; dlatego niech nikt nie sądzi, że swoboda jego jest ograniczona, jeśli prawa i surowe kary odejmują mu wolność grzeszenia. Najszpetniej-sza to bowiem i najniebezpieczniejsza dla rodzaju ludzkiego wolność, gdy ktoś popuszcza wodzów namiętnością nieprawym, czyha na cudze, zdradza, krzywo przysięga, rabuje, co raz sobie zuchwale poczyna z życiem i dolą ludzi niższego stanu, a po tym i temu podobnych sprawkach chełpi się swym rodem i majętnością, pod których osłoną albo jak najpobłażliwszym karom podpada, albo ich zgoła uchodzi.

Na niego nie masz jeszcze praw — powiada — To sobie weźmie, co mu szabla nadała.

Ale jeśli inni się czegoś wobec niego dopuścili, uważa, że jest to godne najsurowszej kary. Któż tedy nie widzi, że owa wolność związana jest z największą niewolą ludu? A i nadmierna niewola i wolność nadmierna jest rzeczą nienawistną; kiedy natomiast są umiarkowane, mogą być długotrwałe i wedle mniemania ludzkiego są czymś bardzo dobrym.

Piszą historycy, że jak państwo perskie zniszczało przez zbytnią niewolę, tak ateńskie przez nadmierną wolność. U nas plebejusze są ponad miarę gnieceni niewolą, a szlachta zbytnio swawoli na skutek wielkiej wolności. Czegóż tedy dobrego można się spodziewać z tego jaskrawego nadużywania rzeczy wręcz przeciwnych?

Niechże sobie rozważy, kto chce, obyczaje tych ludzi, których serca opanowane są mamidłami ich przywilejów i tytułów do wolności. Wielu z nich z jakiejś nienawiści do ludzi, inni z przyrodzonej dzikości, niektórzy z natury nawet dobrzy i skromni, ale jakby zarażeni towarzyst­wem złych, wszyscy oni popełniają wiele czynów bezecnych wobec ludzi niższych stanów, jawnie ich cnocie zazdroszcząc, zniekształcając ich najznamienitsze uczynki oszczerstwami i okrutną złośliwością.

Cóż nam mówić o tych, którzy zabijają ludzi, jak im tylko przyjdzie chętka, zachęceni oczywista tym prawem, co ledwo ich karząc za krzywdy i zabójstwa stawia bogaczy ponad ubogimi, szlachtę nad plebejuszami, niby ludzi nad psami, jak to odczuwają i głośno nazywają rozliczni obrońcy tej wolności. Ilu tedy szlachciców, tyle królewiąt nad plebejuszami, i ilu możniejszych tyle królewiąt nad biednymi. Żaden bowiem król, żaden nawet tyran nie może mieć władzy większej niż władza nad czyimś życiem i śmiercią; że nasze prawa taką władzę dały temu, kto silniejszy, to obszerniej wykazywałem gdzie indziej.

Nie masz tedy dla Rzeczypospolitej rzeczy niebezpieczniejszej niż niejednakie prawa i kary, zależnie od różności przestępców. Bo jednakie prawo winno do wszystkich i takim samym głosem przemawiać, jedną i taką samą władzą panować nad wszystkimi, i kiedy nakazuje, i kiedy zakazuje, uzasadniać i uświęcać jednaką i taką samą racją i pożytki wszystkich, i przykrości, i krzywdy. Kto takim prawom służy, tego trzeba uważać za prawdziwie wolnego, jako tego, który zgodził się być niewolnikiem prawa, aby móc być długo wolnym. Tamtą zaś wolność, połączoną z żądzą czynienia, co jeno zechcesz, ledwo można znaleźć barbarzyńskiego jakiegoś narodu, a daleko ona od tego, by godziła się dobrze urządzonej rzeczypospolitej. [...]

Wybrane fragmenty pochodzą z O senatorze doskonałym

Rozpatrzyliśmy wszystkie formy ustrojowe, ich właściwości i ludzi, na których się opierają, aby na ich przykładzie łatwo było dostrzec, że królestwo i ustrój arystokratyczny przewyższają inne ustroje. Ustrój arystokratyczny z tego powodu, że znajduje się w nim wielu znakomitych mężów, którzy sprawują urzędy publiczne. Królestwo zaś dlatego, że stanowi ono jedną powszechną wolę zmierzającą do zachowania dobra publicznego i myśl w nim jedna panuje niby królowa; w nim to człowiek najlepszy, wybrany spośród ogółu dobrych, zostaje wyróżniony oddaniem mu najwyższej władzy. Ponadto w obu tych ustrojach wyraża się zasada najlepszego życia, która uszczęśliwia nie tylko państwa, ale i samych obywateli.

Niektórzy za doskonały uważają ustrój, składający się z trzech stanów i z tego względu chwalą państwo Spartan, iż złożone ono było z optymatów, czyli senatorów, z jednowładców, czyli królów, oraz ludu, reprezentowanego przez eforów, którzy spośród niego byli wybierani. Polibiusz darzy najwyższymi pochwałami państwo rzymskie, ponieważ również i ono składało się z króla, optymatów i ludu. W państwie tym królowie z obawy przed ludem nie pozwalali na samowolę, a lud znowu z uwagi na senatorów nie ośmielał się gardzić królami. Nie bez racji uważano taki właśnie ustrój pań­stwowy za najsprawiedliwszy. „Bo jak przy grze na lutni — powiada Cyceron — melodia powstaje z miarkowania różnych tonów — tak samo w państwie połączenie różnych stanów, najwyższego, najniższego i pośrednich jakby w jeden harmonijny ton, stanowi najlepszą i najpewniejszą rękojmię jego pomyślności". I ja również uważam za doskonałe takie państwo, które składa się przede wszystkim z dobrych i znamienitych cnotą obywateli, a następnie z tych trzech stanów — króla, senatorów i ludu. Pragnę wszakże takiego mieć króla, który byłby związany i ograniczony prawami, postępował uczciwie i słuchał rad senatu. W każdym bowiem państwie prawo stanowi najwyższą normę, a kto prawu jest posłuszny, jest również posłuszny i Bogu — także najwyższej normie. Pragniemy również, aby senatorowie byli ludźmi wielkiej cnoty, którzy by pośredniczyli między królem a ludem i tak kierowali państwem swoimi radami, iżby było ono zawsze bezpieczne i w kwitnącym stanie. Istota urzędu senatorskiego polegać winna na doradzaniu, opiniowaniu i kierowaniu; król winien uważać senatorów za przyjaciół i doradców i korzystać w trudnych sytuacjach z ich cnoty i rady. Dzięki nim król może być nazwany władcą o wielu nogach, oczach i rękach. Tak jak kierowanie państwem przez jednego tylko człowieka boskiego raczej a nie ludzkiego wymagałoby umysłu, tak też należy sądzić, że w sytuacji, gdy w rękach wielu spoczywa troska o zarządzanie państwa, a mają przy tym jednego tylko króla, który rady ich wypełnia, wszystko ułoży się należycie. Kto bowiem postępuje zawsze według własnego tylko zdania, ten bardziej jest zarozumiały niż mądry. Rady senatorów tylko wtedy pożyteczne są dla państwa, gdy jeden król je wypełnia, nie przynoszą zaś pożytku, kiedy wielu w czyn je wciela. Gdy człowiek mający licznych służących poleci im coś zrobić, a spostrzega, że tylko biegają po próżnicy, powierza wówczas wykonanie tego zadania tylko jednemu służącemu i wtedy zwykle jest ono spełnione. Tak samo dzieje się w państwie, w którym wielu ludzi dysponuje możliwościami rządzenia i wypełniania zaleceń senatu. Albowiem jedni oglądają się wtedy na drugich w nadziei, że tamci rzecz załatwią, sami zaś zaniedbują swoje obowiązki wobec państwa. Źle jest — jak mówi przysłowie — gdy wielu rządzi, król więc niech będzie tylko jeden. Tak jak głowy od serca bez niebezpieczeństwa śmierci nie można oddzielić, tak samo — moim zdaniem — nie należy nigdy oddzielić w państwie senatu od króla, bo wynika stąd niezgoda, zamęt i zagłada wszystkiego. Senat bardziej jest pożyteczny dla państwa niż król, bo udziela rad zarówno królowi, jak i państwu, tak samo jak ów duch witalny umieszczony w sercu, udzielający życiodajnych tchnień tej części duszy, która uczestniczy w rozumowaniu i w głowie ma swe miejsce. Także i król, który przy rządzeniu państwem kieruje się radami senatu i z własną wolą je utożsamia, podobną korzyść państwu przyniesie. Wszak panuje on nad wszystkimi, chociaż korzysta z ich rad, podobnie jak rozum, który w działaniu korzysta z usług wszystkich zmysłów, aczkolwiek nad wszystkimi góruje. Monarcha tedy słuchający rad senatu lepszy jest i mądrzejszy od wszystkich, albowiem rozum jego wyposażony jest obficie w wiedzę i rady licznych ludzi. W ten sposób król będzie rządził najlepiej, nie będzie bowiem kierował państwem tylko własnym rozumem, który często może go zwieść na manowce, lecz wspólnym rozumem i radą. Tak oto zyska rozum doskonały i absolutny, taki właśnie, jaki z ludzi bogów niemal czyni. Jak bowiem ręka podzielona na palce silniejsza jest i bardziej sposobna do chwytania różnych rzeczy, tak i ten, kto przy kierowaniu państwem dobiera sobie pomocników i doradców, rządzi roztropniej i lepiej. Wszak jeden człowiek nie może być uzdolniony wszechstronnie. Aleksander Macedoński przy pomocy małego oddziału potrafił rozbijać największe wojska wrogów; Pyrrus umiał wybrać zawsze najlepsze miejsce na obóz; Hannibal odnosił zwycięstwa, ale nie umiał ich wykorzystać; Filopemen uchodził za umiejącego dowodzić bitwą na morzu, a Kleon za dobrego dowódcę na lądzie. Cycerona uważano za najlepszego mówcę, Pompejusza za najlepszego wodza, a Katona i Scypiona za najlepszych senatorów. Jak mówi przysłowie — każdy jest Roscjuszem w swojej specjalności.

Pragnę, iżby stan ludowy, który współuczestniczy w rządzeniu naszą rzeczypospolitą składał się z obywateli wyróżniających się znakomitością rodu, szlachectwem i cnotą i dzięki temu upodobniał się jak najbardziej do stanu arystokratycznego. Stan ludowy będzie bowiem kolebką senatorów i innych urzędników, którzy różnią się od reszty ludu tylko tym, że dzięki urzędom, powadze wieku i godności bardziej są dostojni i czcigodni. Lud nie sprawujący żadnych urzędów niech prowadzi życie godne obywateli i posłuch daje nakazom urzędników.

Nie chcę natomiast, by stan ludowy składał się z ciżby rolników, rzemieślników i tym podobnej ludzkiej zbieraniny, lecz tylko z obywateli pochodzenia szlacheckiego, wolno urodzonych, do których należy władza w państwie. Skoro bowiem mam mówić o państwie doskonałym, a państwo jest nim wtedy, kiedy jego lud jest szczęśliwy, szczęście zaś pochodzi z cnoty, to trzeba, aby w państwie byli ludzie sposobni do cnoty, szczęścia i szlachetności. Stąd też wyłączam z rzeczypospolitej rzemieślników, kupców i poddanych, gdyż życie tych ludzi jest przyziemne i nie sprzyjające cnocie. Spełniają oni wprawdzie pożyteczną rolę, podtrzymując wspólnotę państwową, ale ponieważ parają się zajęciami niegodnymi ludzi wolnych, powinni być całkowicie odsunięci od rządzenia państwem. Z tego właśnie powodu cesarz Konstantyn wydał prawo zabraniające kupcom i plebejuszom sprawowania urzędów. Należy bowiem zgodzić się z tym, że państwa powstały dla ludzi wysokiego rodu, nie zaś dla ludzi tylko państwu potrzebnych. Nie należy jednak z tego powodu nimi gardzić i w wielkiej nędzy ich trzymać. Niesprawiedliwe i szkodliwie dla utrzymania zgody między obywatelami byłoby pozbawienie ich wszelkich zaszczytów i nagród, skoro współuczestniczą w świadczeniach na rzecz państwa i państwo w żaden sposób nie mogłoby bez nich istnieć. Dlatego trzeba przy­znawać im właściwe i odpowiednie dla nich zaszczyty, a również nagrody za ich cnotę; tak jak wśród wolno urodzonych i szlachetnych, tak też i wśród nich należy obdarzyć zaszczytami ludzi, którzy wykażą się dowodem jakiejś szczególnej cnoty. Arystoteles oraz jego mistrz i nauczyciel Platon wymieniają sześć rzeczy, w które każde państwo powinno obfitować i bez których w żaden sposób nie może istnieć. Na pierwszym miejscu stawiają żywność wytwarzaną przez rolników i pasterzy. Na miejscu drugim umiejętności potrzebne do życia, w którym potrzeba przecież odzieży i innych rzeczy wy­twarzanych dzięki wiedzy rzemieślników. Na trzecim miejscu siłę zbrojną. Państwo potrzebuje przecież przygotowanych i wyćwiczonych żołnierzy do odpierania ataków wrogów, obrony przed zaborczymi sąsiadami i uspokajenia wybryków zuchwałych ludzi. Na miejscu czwartym pieniądze na wydatki wojskowe i cywilne. Na piątym służbę bożą, na szóstym — sądy i organy doradcze. Albowiem konieczne jest, iżby państwo najlepszymi radami było kierowane, by okiełznano w nim niesprawiedliwość, przemoc i niegodziwość ludzką i karano tych, co krzywdzą innych, nie liczą się z prawami i postępują niesprawiedliwie [...].

Wybrane fragmenty pochodzą z O powstawaniu społeczności ludzkich

O tym, jaką była milość w stanie niewinności;

a ponieważ po pojawieniu się grzechu

nie mogła być ona tak doskonalą, więc z racji na jej niedostatki,

o powstaniu prawa

Skoro mam zamiar mówić o miłości, wydaje mi się najbardziej wskazane zbadać najpierw, jaką ta cnota była w swych początkach i niejako u źródeł, to znaczy w stanie niewinności, a mianowicie wówczas, kiedy człowiek, nie dotknięty żadną zmazą grzechu, był naśladowcą boskiej dobroci i praktykował ją w stosunku do bliźnich. Powiedziałem, iż zbadanie tej sprawy uważam za najbardziej słuszne dlatego, abyśmy w tym stanie, kiedy to miłość jest w wieloraki sposób skażona, dążyli jak najusilniej do przywrócenia jej stanu pierwotnego, tak aby prawo, powstałe z racji na jej niedostatki, na ile to tylko jest możliwe, do niej nas doprowadziło i przygotowało.

W rozdziale tym mówić będę o trzech zagadnieniach. Najpierw wykażę, na czym polegał stan miłości pierwotnej. Następnie uzasadnię, że po pojawieniu się grzechu nie mogła ona istnieć w tym stanie. Po trzecie udowodnię, iż było rzeczą konieczną, aby w oparciu o prawo naprawić ją i ponownie odzyskać.

O stanie miłości pierwotnej

Kiedy więc zastanawiam się nad miłością pierwotną, przychodzi mi przede wszystkim na myśl, że z koniecznością opierała się ona na trze rzeczach, które utrzymywały ją w stanie doskonałości i zachowywały, a mianowicie: na ochotnie pojmowanej przez wszystkich wzajemnej równości, na wspólnocie wszystkich dóbr i na wolności od przymusowego świadczenia sobie nawzajem czegokolwiek. Najpierw bowiem wzajemna miłość utrzymuje się najdoskonalej między równymi; następnie między tymi, którzy nic nie przywłaszczają sobie jako własne; i wreszcie między tymi, którzy niczego od siebie nawzajem nie wymagają w sensie należnych powinności.

Równość jest pierwszym źródłem miłości. Skoro bowiem każdy, z natury rzeczy, kocha samego siebie, więc kocha również każdego do siebie podobnego, a więc równego sobie. W nim bowiem kocha samego siebie. Stąd owo znane powiedzenie, że przyjaźń albo rodzi się między równymi, albo równymi czyni. Następnie, drugim źródłem miłości jest wspólnota dóbr. Skoro bowiem zwykle główną przyczyną niezgody jest bezprawne przywłaszczanie sobie przez wielu jakiejś rzeczy, która nie może w dostatecznej mierze zaspokoić potrzeb wielu, więc z chwilą zaprowadzenia wspólnoty oraz po zabezpieczeniu wszystkim jednako­wego zaspokojenia ich potrzeb (co było nieodzownie konieczne w życiu wspólnym), łatwo zapanowała między nimi miłość. Wreszcie sprawcą miłości jest wolność od świadczeń. Przymusowe świadczenie należnych powinności jest przykre i sprowadza człowieka do rzędu niewolnika; z tego też powodu jest znienawidzone. Po zlikwidowaniu tego rodzaju wymagań pozostaje miłość, spontanicznie i dobrowolnie świadcząca to, czego domagał się obowiązek.

Te trzy rzeczy, na których opierała się miłość, mogły być łatwo utrzymane w stanie życia niewinnego. Równość bowiem wynikała najpierw z równości położenia, w jakim zostaliśmy stworzeni i dzięki któremu wszystko mieliśmy jednakowe; następnie z pewnej wyjątkowej dobroci, która nie pozwalała na to, aby siłą zdobywać władzę, z natury przysługującą każdemu tylko wobec samego siebie i z tego względu nazywaną wolnością. I wreszcie, ponieważ każdy dorosły sam w sposób dostateczny zaspokajał wszystkie swe potrzeby (pomijam tu bowiem maleńkie dzieci), więc nie istniała potrzeba domagania się usług od innych. Łatwo też było utrzymać wspólnotę wszystkich dóbr. Zajmowanie ich bowiem siłą, władanie nimi i posiadanie na własność, było czymś zupełnie bezużytecznym, gdyż dostateczna ich ilość oraz łatwa osiągalność rzeczy, zdobywanych bez najmniejszego wysiłku, sprawiały, iż posiadanie ich na własność było zupełnie zbyteczne. I wreszcie całkowita niezależność sprawiała, że z konieczności nie istniało jakiekolwiek wymuszanie obowiązkowych świadczeń. Skoro bowiem nikt nie był zobowiązany do świadczenia usług drugim, ani też nikt nie potrzebował wymagać ich od innych, więc też nikt od nikogo niczego nie żądał, ale pozostawiał to swobodnemu uznaniu udzielającego. Zresztą nie zachodziła też potrzeba udzielania komukolwiek czegoś, gdyż przy samowystarczalności każdego mogła pojawić się raczej dobrowolna szczodrobliwość niż dobroczynność. I wydaje się, że i na przyszłość miał być zachowany ten stan doskonałej i pełnej miłości, stan, w którym by nie istniała potrzeba prawa ani pisanych ustaw, gdyż ludzie bez złych skłonności i pożądań mogliby działać również bez groźby żadnych kar i bez przymusu.

O niemożliwości pierwotnej miłości

Jednak po zdeprawowaniu się rodzaju ludzkiego skutkiem grzechu pierwszego rodzica, tego rodzaju miłość w żadnym przypadku nie mogła się ostać. Albowiem, jako kara za grzech, dotknęła nas wszystkich najpierw ułomność ciała, mianowicie w momencie, gdy Bóg powiedział pierwszym rodzicom, że jesteśmy prochem łatwym do rozsypania, i sprawił, że faktycznie staliśmy się nim. Następnie głód, gdy tenże Bóg dał nam, potrzebującym pożywienia, ziemię rodzącą z siebie jedynie ciernie i osty. Wreszcie doszła do tego praca, gdyż zdani zostaliśmy i skazani na spożywanie chleba w pocie czoła. Te trzy rzeczy zmusiły do tego, by wyzuć się z równości, dążyć do własności oraz do zawierania układów nakładających powinności.

Trzeba było zatem przy pomocy siły narzucić władzę, którą zmuszeni byli znosić: niedołężniejsi, by mieć wsparcie dla swej słabości, silniejsi zaś

dla większej swej korzyści. Żeby jednak ta władza, nabyta prywatnie, nazbyt się nie rozrosła, przekazano ją, za zgodą wszystkich, państwu. Ale w ten sposób zniesiona została równość, a w konsekwencji

ponieważ zanikła też i miłość — obcy nie mógł być bezpieczny przed obcym i nikt już nie wystarczał sam sobie.

Następnie, ponieważ zaczęto odczuwać niedostatek środków potrzebnych do utrzymania życia, a każdy, idąc w tym za wskazaniami natury dążącej do zachowania samej siebie, wolał raczej przywłaszczać te środki dla siebie niż pozostawiać je komuś innemu, a zatem, przy powszechnym odczuwaniu niedostatku, doszło do tego, iż zaczęto zajmować je siłą. Jeśli więc komuś pierwszemu udało się zagarnąć je własnymi rękoma lub też dotknięciem swych nóg wyznaczyć im granice, wówczas komuś innemu nie godziło się już wyrywać mu tego. W ten sposób z konieczności, po powolnej likwidacji wspólnoty wszystkich rzeczy (zwłaszcza że rodzaj ludzki powiększył się i nie posiadał dostatecznej ilości środków), każdy mógł zajmować je siłą na własność.

Po trzecie wreszcie, ponieważ praca była trudną i uciążliwą, a nikt już nie wystarczał sam sobie, ludzie zaczęli zobowiązywać się wzajemnie i zmuszać różnymi powinnościami do jej wykonywania i oddawania jej owoców. W ten to sposób, odkąd została zniesiona powszechna wolność od świadczeń i powinności, pojawiła się potrzeba doglądania, czy obietnice oraz warunki umów i kontraktów są dokładnie spełniane. Tym bardziej że praca, nawet podejmowana wspólnie i grupowo, była nie mniej przykra. Albowiem trud, jaki jest potrzebny do zdobywania rzeczy, oraz pożytek płynący z ich użytkowania, winien być równy dla wszystkich, to zaś stać się nie mogło wskutek zaniku miłości.

Do tej niedoli cielesnej, wobec której prawie że nie mogła się ostać owa miłość pierwotna, dołączyła się jeszcze potrójna żądza, która zdeprawowała ducha i niezmiernie zwiększyła trudności dla przejawiania się owej między ludźmi wzajemnej miłości. Wskutek tej żądzy, ludzie nie zadowalając się tym, co konieczne, zaczęli pragnąć tego, co wykracza poza konieczności życiowe, czyli rzeczy próżnych i zbytecznych, a więc złych. Wspomnę tu tylko o urokach ciała, pokusach powodzenia, próżnej sławie, pysze oraz różnego rodzaju bodźcach do wynoszenia się, co wystarczy, by ujawnić wady, którymi przesycony jest rodzaj ludzki. Głównie chciwość i chęć wyniesienia się zlikwidowały miłość, zniszczyły zgodę, spowodowały użycie siły i wojny. W konsekwencji doprowadziły do całkowitego zniesienia równości, wspólnoty rzeczy, wolności od powinności i świadczeń. A przecież nie należało ich znosić całkowicie, ale jedynie sprowadzić do pewnej miary i utrzymać w odpowiednich granicach.

O konieczności prawa pisanego dla utrzymania społeczności obywatelskiej (której pokazuje się początki)

To właśnie zadanie spełnia instytucja prawa pisanego, która z chwilą ustanowienia władzy i powinności musiała z koniecznością się pojawić. Gdyby bowiem władza i powinności nie zostały utrzymane we właściwych granicach przez prawo, rodzajowi ludzkiemu groziłaby wieczna niezgoda, wojna oraz rozprzężenie. Jeśli bowiem każdemu wolno by było ujarzmiać, kogo tylko zechce, siłą zajmować to, co zechce, w dowolny sposób zobowiązywać innych do świadczeń, wszystko dokonywałoby się na drodze przemocy i użycia broni. Zwłaszcza gdyby każdy miał również jednakową swobodę dawania odporu, a także gdyby każdemu dozwolone było zarówno przeciwstawiać się przemocy, jak i ją zadawać. W ten sposób ludzie rozdarci byliby wiecznie trwającymi nienawiściami, a w duszach ich nigdy nie wygasłaby, raz zrodzona, wściekłość; mężniejszy i szczęśliwy trzymałby zawsze broń w pogotowiu, niefortunny i pokonany przygotowałby ją od nowa w żądzy zemsty. W ostatecznym efekcie, gdyby nie ustanowiono prawa, zapanowałoby między ludźmi życie typowo zwierzęce i wojenne szaleństwo, które doprowadziłoby społeczność do zagłady.

Zatem źródłem społeczności obywatelskiej jest wzajemna potrzeba, mowa jest zachętą, potomstwo zaczątkiem, rodzina postępem, państwo uwieńczeniem, duszą zaś państwa jest prawo.

W taki to sposób stopniowo rozwijała się forma państwa i w tym należy doszukiwać się jego wewnętrznej przyczyny. I tak potrzeba wzajemnej pomocy była wśród nas oczywista. [...] W wyniku tego, gdybyśmy nie otrzymali wsparcia w postaci pomocy i siły ogółu, z koniecznością musielibyśmy zginąć. Podobnie zaś, jak poszczególne członki różnymi swoimi funkcjami i czynnościami służą całemu ciału i przyczyniają się do jego wygody, tak również różne obowiązki, posługi, zawody i prace wielu, przyczyniają się do wspólnego dobra społeczności, wspomagają się wzajemnie i sprawiają, że życie społeczne staje się ze wszech miar godne pożądania. Zwłaszcza zaś, gdy dochodzi do tego zdolność mówienia dana nam nie dla innego powodu, lecz właśnie w celu prowadzenia rozmowy i porozumiewania się, a która skłania nas do zrzeszenia się i utrzymywania stosunków; w przeciwnym bowiem przypadku na próżno bylibyśmy nią obdarzeni przez Naturę, czyli przez Boga. W tym też celu wynalezione zostało pismo, dzięki któremu przemawiamy także do nieobecnych, a nawet do tych, którzy przyjdą po nas, oraz przechowujemy pamięć naszych przodków. Korzystając z jego dobrodziejstwa możemy się kusić o to, aby traktować jako obecnych i zjednoczonych z nami tych, którzy dopiero będą po nas, oraz tych, którzy istnieli przed nami. Tak daleko bowiem posuwa się dążność do jednoczenia się ludzi.

Powiedziałem, że zaczątkiem społeczności jest potomstwo. Zgodnie bowiem ze skłonnościami natury, miłość powstaje najpierw między rodzicami i dziećmi. Nakazuje ona, by pielęgnować, otaczać opieką i wychowywać to, co zostało zrodzone. Stąd właśnie wywodzi się to, iż człowiek nie jest sam ani też nie troszczy się wyłącznie o siebie tylko, ale daje początek społeczności takiej, jaką jest rodzina. Ta składa się z matki, ojca, dziecka i sługi, a powiększana w różny sposób, tworzy dom. Następnie, ze zjednoczenia rodzin pochodzą wsie, miasteczka, z nich zaś, połączonych wzajemnymi przymierzami, po ustaleniu wspólnego kierownictwa oraz ustanowieniu najwyższej władzy o ściśle określonej formie, powstaje duże państwo jakiegoś jednego narodu. Duszą zaś tego państwa jest, jak powiedziałem, prawo. To właśnie po to, abyśmy mogli z niego korzystać, bezpieczni wobec przemocy i bezprawia, wielość osób zrosła się w ciało jednego narodu.

Prawo zaś [...] odnosi się albo do osób, albo do rzeczy, albo do zachowań. Osobom odpowiada władza; rzeczom — władanie lub posia­danie, zachowaniom—powinność. Te trzy czynniki, powtarzam, prawo sprowadza do ściśle określonych granic oraz porządkuje, a to w tym celu, by z jednej strony mogła być utrzymana miłość i zachowana społeczność, a mimo to, z drugiej, by każdy mógł zachować w całości to, co przydatne do zachowania siebie samego.

Te zaś trzy części składowe i rodzaje prawa ludzkiego, wprowadzone, jak zaznaczono, z konieczności, potwierdził Bóg przykazaniami Dekalo­gu, danymi pierwotnie wprawdzie tylko Żydom, ale słusznie obowiązu­jącymi również chrześcijan, gdyż ujmują one w sposób doskonały cały zakres życia społecznego. Albowiem po przykazaniach odnoszących się do Boga i pobożności, mianowicie pierwszym i trzecim, pozostałe w sposób oczywisty ujmują wymienione wyżej części składowe prawa. Do władzy bowiem odnosi się nakaz zawarty w przykazaniu czwartym, dotyczący czci rodziców, to jest przodków i zwierzchników, jak również tych, którzy panują nad nami dla naszego dobra i naszej wygody. Albowiem wszyscy oni słusznie winni być uważani za zastępców rodziców i na mocy tego przykazania należy się im szacunek i posłuszeństwo. Do tego też, następnie, odnosi się zakaz zabijania, zawarty w przykazaniu piątym. Jeśli bowiem nie zezwala się na niegodne stosowanie siły oraz zakazane jest posługiwanie się przez władzę przemocą wbrew słuszności, tym samym utrzymuje się ją w granicach określonych prawem. Nawet i cudzołóstwa dlatego są zakazane w przykazaniu szóstym, gdyż łamią władzę naturalną [...] i prowadzą ją do upadku. Wymienione wyżej przykazania odnoszą się do władzy.

Natomiast dla umocnienia władania i posiadania zakazane są kradzieże oraz pożądanie cudzych dóbr, w przykazaniach: siódmym, dziewiątym i dziesiątym. Wreszcie dla utwierdzenia powinności uświęca się, w przykazaniu drugim, obrząd przysięgi, zakazując przysięgi próżnej, czyli nadaremnej. W przykazaniu zaś ósmym nakazana jest szczerość i prawdomówność, czyli podstawa wszelkiej umowy, mianowicie zakazem składania fałszywego świadectwa. W ten więc sposób, jak powiedziałem, cały zakres prawa ludzkiego został ustalony i umocniony autorytetem bożym, a owe tablice (jak to określił Tertulian) kodeksu niebieskiego oraz sankcja najświętszego prawa zatwierdziła władzę, władanie i powin­ności. Słusznie więc należy uważać, iż jesteśmy skrępowani tymi więzami, które wprowadziła konieczność, zatwierdził Bóg, a ustanowione prawo zachowało i nakłada je na nas w ściśle określony sposób i we właściwych granicach.

Kierunek: stosunki międzynarodowe, Marcin Romanowski, wstęp do nauki o państwie - ćwiczenia

Materiały na zajęcia 16.04.2008.

Kierunek: stosunki międzynarodowe, Marcin Romanowski, wstęp do nauki o państwie - ćwiczenia

Materiały na zajęcia 16.04.2008.

12



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
cwiczenia 4 16.11.2007, cwiczenia - dr skladowski
cwiczenia 4 16 11 2007 doc
kolo wstp do nauki o pastwie i prawie
X Wykładnia prawa ćw, Politologia, Wstęp do nauki o państwie a prawie, Ćwiczenia
VIII System prawa ćw, Politologia, Wstęp do nauki o państwie a prawie, Ćwiczenia
WSTĘP DO PAŃSTWA I PRAWA ćwiczenia ne 5, Wstęp do nauki o państwie i prawie
I Pojęcie i funkcja prawa ćw, Politologia, Wstęp do nauki o państwie a prawie, Ćwiczenia
WSTĘP DO PAŃSTWA I PRAWA ćwiczenia nr 3, Wstęp do nauki o państwie i prawie
XI Przestrzeganie i stosowanie prawa ćw, Politologia, Wstęp do nauki o państwie a prawie, Ćwiczenia
V Język prawa ćw, Politologia, Wstęp do nauki o państwie a prawie, Ćwiczenia
XIV Sprawiedliwość i rządy prawa ćw, Politologia, Wstęp do nauki o państwie a prawie, Ćwiczenia
IX Tworzenie prawa ćw, Politologia, Wstęp do nauki o państwie a prawie, Ćwiczenia
WSTĘP DO PAŃSTWA I PRAWA ćwiczenia nr 4, Wstęp do nauki o państwie i prawie
VII Obowiązywanie prawa ćw, Politologia, Wstęp do nauki o państwie a prawie, Ćwiczenia
X Wykładnia prawa ćw, Politologia, Wstęp do nauki o państwie a prawie, Ćwiczenia
VI Normy i przepisy prawne ćw, Politologia, Wstęp do nauki o państwie a prawie, Ćwiczenia
II Prawo jako przedmiot badań naukowych ćw, Politologia, Wstęp do nauki o państwie a prawie, Ćwiczen
III Prawo i inne regulatory zachowań ćw, Politologia, Wstęp do nauki o państwie a prawie, Ćwiczenia
ŚCIĄGA Kierunki prawa, Technik Administracji, WSTĘP DO NAUKI O PAŃSTWIE I PRAWIE, Wstęp do nopip, Ws

więcej podobnych podstron