236 Próba psychologicznej interpretacji dogmatu o Trójcy św.
trynitarne, które zresztą — zgodnie z moim doświadczeniem — pojawiają się stosunkowo rzadko. Przypadki tego rodzaju, które dokładnie badałem, wyróżniają się czymś, co trudno określić inaczej niż jako „średniowieczną psychologię”. Nie mam tu na myśli jakiegoś zacofania — w ogóle zresztą nie chodzi mi o wartościowanie — lecz specyficzną problematykę: w tego rodzaju przypadkach mamy do czynienia z tak wielką ignorancją i odpowiednim prymitywizmem, że uduchowienie wydaje się wskazane jako kompensacja. Symbolem soterycznym jest wówczas triada, której brakuje pierwiastka czwartego, bezwarunkowo godnego odrzucenia.
Zgodnie z moim doświadczeniem, właściwe pojmowanie symboli wskazujących na całość ma poważne znaczenie praktyczne. Są one mianowicie środkiem pomocniczym, który pozwala usunąć nerwicowe rozszczepienia, przywracając świadomości tego ducha i ową postać, jakie ludzkość od dawien dawna uważała za zbawienne i uzdrawiające. Stanowią one reprćsentations collectives, które począwszy od czasów prehistorycznych umożliwiały tak konieczny związek świadomości z nieświadomością. Do tego zespolenia nie może dojść ani na drodze intelektualnej, ani praktycznej, ponieważ w pierwszym wypadku buntuje się sfera instynktów, w drugim zaś opierają się temu rozum i moralność. Każde rozszczepienie w sferze nerwic psychogennych polega na tego rodzaju sprzeczności, którą przemienić w jedność można tylko za pomocą symbolu. W tym celu sny wytwarzają symbole, które ostatecznie zbiegają się z symboliką przekazaną historycznie. Jednakże takie obrazy senne świadomość może przyjąć, a intelekt i uczucie mogą uchwycić tylko wtedy, kiedy świadomość dysponuje do tego niezbędnymi kategoriami intelektualnymi i uczuciami moralnymi. Tu psychoterapeuta ma często do wykonania pracę, która jego cierpliwość poddaje najcięższej próbie. Synteza świadomości i nieświadomości może się dokonać tylko poprzez świadomą rozprawę z nieświadomością, a to jest możliwe tylko wtedy, kiedy rozumiemy, co nieświadomość nam mówi. W takiej rozprawie napotykamy symbole, które stanowią przedmiot moich badań, a tym samym odnajdujemy utracony związek z tymi wyobrażeniami i uczuciami, które umożliwiają syntezę osobowości. Utrata gnosis, tj. poznania rzeczy ostatecznych, ciąży na nas o wiele bardziej, niż zazwyczaj sądzimy. Sama wiara również by wystarczyła, gdyby nie była charyzmatem, którego prawdziwe posiadanie (a nie kurczowe trzymanie się) jest czymś rzadkim. Gdyby tak nie było, my, lekarze, oszczędzilibyśmy sobie wiele ciężkiej pracy. Teologia nieufnie patrzy na nasze wysiłki w tym zakresie, ale sama nie podejmuje tego tak ważnego zadania. Głosi naukę, której nikt nie rozumie, i wymaga wiary, na którą nic można się zdobyć. Tak przedstawiają się sprawy w świecie protestanckim. Natomiast sytuacja w świecie katolickim jest delikatniejsza. Tam zachował się przede wszystkim rytuał, z jego sakralnymi czynnościami, który uzmysławia żywą realizację archetypowego sensu i tym samym bezpośrednio porusza nieświadomość. Kto np. potrafi obronić się przed wrażeniem, jakie wywiera msza, jeśli tylko rozumie ją choćby w najmniejszym stopniu ? Ponadto Kościół katolicki posiada instytucję spowiedzi i funkcję directeur de conscience, które mają ogromne znaczenie praktyczne, jeśli czynności te spełniają odpowiedni ludzie. To, że nie zawsze tak się dzieje, jest, niestety, równie wielką wadą. Po trzecie, Kościół katolicki posiada bogato rozwinięty i nie pomniejszony świat wyobrażeń dogmatycznych, który bogactwu postaci nieświadomości dostarcza godnego naczynia, a tym samym pewnym ważnym życiowo prawdom, które powinny być bliskie świadomości, daje plastyczny wyraz. Wiara katolika nie jest ani lepsza, ani silniejsza od wiary protestanta. Ale na człowieka, który nie troszczy się o słabości swej wiary, forma religii katolickiej