6
Na tym tle współczesny, tradycyjny czy historyczny zabytkowy krajobraz7 jawi się jako surowy weryfikator poczynań gospodarczych, zwanych planistycz-no-przestrzennymi. Toteż graniczy z paradoksem fakt, iż w całej swej powojennej działalności planowanie przestrzenne w PRL praktycznie ignorowało istnienie krajobrazu, co najwyżej w nieco naiwnej formie uznając walory przyrodnicze niektórych obszarów. Tymczasem błędnie stawiano znak równości tylko między przyrodą i krajobrazem.8 Tak więc organiczne błędy planowania przestrzennego tak kalekiego w sosunku do krajobrazu (a zatem i środowiska) polegały na:
— pomijaniu faktu trójwymiarowości przestrzeni rzeczywistej, stąd jego „płas-kość” mimo pozorów zawartych w tytule,
— ignorowaniu w istocie zastanego, rzeczywistego krajobrazu kulturowego miast i wsi, a w następstwie prymitywności w sprowadzaniu jego zabytkowych problemów do pojedynczych budowli lub ich zbiorów, co najwyżej z enigmatycznym ich „otoczeniem”,
— całkowitym braku wyobraźni odnośnie do tego, jak w istocie będzie wyglądało nasze otoczenie ulic, placów, panoram, czyli z kolei zaprzeczano wielosetlet-nim tradycjom kompozyqi urbanistycznej.9
Presji takiego planowania przestrzennego ulegli, prawie bez reszty, niemal wszyscy specjaliści zajmujący się najszerzej nawet rozumianymi dobrami kultury, zatem konserwatorzy, architekci, historycy sztuki.10 Sprowadzano często, nawet świadomie, cały problem zabytku do wyabstrahowanej bryły branej pod ochronę lub — z drugiej strony — do równie abstrakcyjnej strefy planistycznej, sprowadzającej się zwykle do ochrony zbioru luźno zestawionych brył. Widać to dobrze zarówno w wielu wydawnictwach, jak i niestety w rzeczywistości.11 Presja sprymityzowanego planowania przestrzennego uczyniła konserwatorstwo prawie niewrażliwym na integralną całość, jaką może stanowić krajobraz zabytkowy miasta, miasteczka i wsi. Stąd właśnie tak łatwo znikały i znikają także dziś zabytkowe miasta i wsie, a pozostają tylko pojedyncze budynki w nowym, obcym im, otoczeniu. Tradycyjne przykłady dużych miast, np. Legnicy, a nawet Wrocławia i krakowskiego Kazimierza, setek niegdyś zabytkowych i pięknych miasteczek w rodzaju Kamienia Pomorskiego czy Tomaszowa Lubelskiego i tysięcy już wsi12 dały wyraz budzącej grozę, nazywanej eufemistycznie „nieskuteczności” zarówno rutynowego planowania przestrzennego13, jak postępujęcej w ślad za nim urzędowej ochrony zabytków.
Przy tym wszystkim warto zwrócić uwagę na — rzec można — konserwatorską doktrynę krajobrazową. Tradycja jej sięga przynajmniej początku stulecia. Jej zaś ośrodkiem był bez wątpienia Kraków i tamtejsze grono konserwatorów (Tomkowicz) działające prawie jednocześnie z ruchem ochrony i kształtowania krajobrazu (Kłos, Łuskina, Raciborski). Kontynuację takiego i tak ujętego widzenia zabytków stanowiła też pierwsza ustawa o ochronie zabytków (Dekret Rady Regencyjnej — 1918 r.) wychodząca właśnie od ochrony krajobrazu ku obiektom będącym jej elementami14. Jakże żałośnie przy tym wyglądają niektóre współczesne pomysły tworzenia „struktur przestrzennych” itp., równie mgliste jak zagmatwane.19
Tak przedstawia się problem krajobrazowej skali zabytku wraz z całą jego specyfiką ochrony, rewaloryzacji i kontynuacji Zagadnieniem tym, jak widać, nienowym zajmowali się z całą odpowiedzialnością Tołwiaóski, Ciołek, Czarnecki, zaś w ośrodku krakowskim już po Tomkowiczu m. in. Treter, Gruszczyński, tenże Ciołek, Novak16. W konsekwencji uformowała się tak teoria, jak praktyka działania, zwłaszcza w płaszczyźnie studialno-projektowej; w realizacji jakże trudna wobec rutynowych postaw większości urzędników od planowania przestrzennego i architekutry oraz podporządkowanej im niekiedy nawet myśli konserwatorskiej.
Małe miasto po względnie korzystnym okresie rozwoju po wojnie (można by go nazwać okresem odbudowy) bodaj w pierwszej kolejności, w końcu lat pięćdziesiątych, padło pastwą rutynowych działań zmierzających do upowszechnienia formy „osiedli” (czytaj „blokowisk”) towarzyszących wszelkim tzw. planowym poczynaniom. Margines, jaki początkowo stanowiła i za jaką była uważana indywidualna zabudowa wsi i miasteczka szybko, bo już ok. 1960 r., zmieniła się w żywioł wobec niedostatków ustaw i niedołęstwa służb, przekształcający krajobraz, zwłaszcza dotknięty urbanizacją, we wszechogarniający chaos.17 Sytu-aq'a ta trwa i współczesnym podstawowym problemem staje się znalezienie dróg wyjścia. Tu właśnie pojawia się konieczność dostrzeżenia krajobrazu (por. „Schemat postępowania” — str. 21) jako:
— zasobu będącego źródłem informacji o stanie gospodarki,
— zasobu dającego możliwości dokonywania waloryzacji i formułowania wytycznych,
— planów i projektów ochrony, rewaloryzacji i kontynuacji krajobrazowych tradycji tak kulturowych jak naturalnych.18
Logika takiej* właśnie pragmatyki poczynań wiąże się nierozdzielnie z logiką zakresów działania obejmującą z kolei następujące skale:
— ogólną planistyczną dużych obszarów (całych województw czy gmin),