150 ,Aby zyskać na czaiła". Iwona, księżniczka Burgunda
swoje wiersze, i Iwona, zarówno wtedy, kiedy milczy, jak i wtedy, kiedy otwiera usta, próbując coś powiedzieć. Gdy odrzuca niechcianego Innocentego i—pośrednio - wyraża swoje uczucia, jest w niej zaskakująca, dzika energia:
„INNOCENTY:
(do Iwony z niespodziewaną pasją) Zakochałaś się w nim? W nim? Co? Co?
IWONA (krzyczy)
Precz! Precz! Precz! Won!
INNOCENTY Zakochana!” (s. 38).
Małgorzata i Iwona - „stara” i „brzydka”. Dwie kobiety, które nie stanowią przedmiotów pożądania, a fakt, iż mają odmienne, różne kłopoty z mówieniem, z wyrażaniem się, że chcą od mowy czegoś nowego, nieznanego, zdradza, że usiłują stać się podmiotami pragnienia. Także dlatego są takie śmieszne i straszne.
Potem też jest dziwnie. Gombrowicz mówi w komentarzu o Filipie: „Dopiero kiedy w zupełnej dowolności całuje Izę, damę dworu - naraz wraca do poprzedniej swojej, normalnej rzeczywistości [...] [podkr. moje - E. G.]”20.
Iza pojawia się w dramacie jeszcze przed Iwoną i wyraźnie nudzi wtedy księcia, nieuważnie kpiącego z jej sposobów produkowania wdzięku i urody:
„KSIĄŻĘ
[...] A pani dlaczego nie w orszaku królowej?
IZA
Spóźniłam się. Właśnie lecę. Byłam na spacerze.
KSIĄŻĘ
A właśnie pani leci. Dokąd?
IZA
Książę roztargniony? Skąd ta melancholia w głosie księcia? Csiążę nie cieszy się życiem? Ja nic innego nie robię” (s. 10). Filip nie zadaje sobie trudu, żeby słuchać Izy, bo dobrze wie, ż to, co mówi dziewczyna, służy wyłącznie do produkcji jej /dzięku, że niczego innego tam nie ma.
Jak już o tym pisałam, pod wieloma względami, zwłaszcza z punktu widzenia księcia, Iza i Iwona są sobowtórami (pięknym i brzydkim), ale obie w gruncie rzeczy są mu obojętne, czy wręcz zawadzają Filipowi. Zaręczyny z Izą - powrót księcia do seksualnego i społecznego status quo „sprzed rewolucji” - mają charakter kapitulacji, nie stanowią więc żadnego powrotu do normalnej rzeczywistości. Iza nie jest alternatywą wobec Iwony, gdyż należy do tej samej serii (czy zbioru), jest tylko lepiej, znośniej wykonanym, zręczniej zamaskowanym egzemplarzem tego samego „produktu”. Normalnej rzeczywistości - o ile rozumiemy ją, w mniej lub bardziej pozytywnym sensie, jako świat, który nie tylko nudzi i męczy - nie było w dramacie na długo przed pojawieniem się Iwony i tym bardziej nie może jej być po zabiciu Cimcirymci.
Powrót Króla
Ten istniejący od samego początku brak „dobrej” normalności naprowadza nas zresztą na jeszcze jedną bardzo ważną właściwość utworu: na jego zaskakujące relacje czasowe, związane z faktem połowiczności, cząstkowości spełniania się zdarzeń w dramacie. Jak już o tym pisałam, wydarzenia „rozbłyskują” i „gasną”, często raczej mogłyby się zdarzyć, niż dzieją się naprawdę. Pojawienie się Iwony Copek spowodowało, że kurtyna uchyliła się na chwilę, ukazując kulisy społeczno-seksualnego teatru, ale lęk postaci kazał im prawie natychmiast się wycofać, uciec. Cimcirymci nie wywołała więc kryzysu, tylko na chwilę odsłoniła jego długotrwałe wcześniejsze istnienie.
Coś próbowało się wydarzyć. System symbołiczno-seksualny, społeczno-seksualny, został podważony w dwu miejscach: przez chwilę kobieta ukazała się - jawnie, krzycząco - jako brak, pustka, defekt, a zarazem jako niewyobrażalne, obce monstrum, a mężczyźni - autor przede wszystkim (poprzez strukturę dramatu, całą jego konstrukcję), ale może nie tylko on, lecz także - przez chwilę - Filip i Cyprian, zakwestionowali porządek,