190 Marek Krajewski
ich rewolucyjnego przebudowywania. Problem ten jest dziś tak doniosły również z innego powodu, o którym piszą Lash i Lury w książce Global Culture Industry, określając go jako „urzeczowienie mediów" i „mediatyzację rzeczy" (Lash, Lury 2007: 7-15). Oba zjawiska sprowadzają się do tego, iż medialne reprezentacje rzeczywistości, by stać się znaczące, muszą zamienić się w realnie istniejące obiekty (ubrania noszone przez gwiazdy stają się dostępne na rynku, każdy z nas może kupić na aukcji internetowej buty, w których chodzi Doda), a komunikacja przestaje opierać się na transmisji znaków, symboli, obrazów, bo pośredniczą między nami rzeczy. Ta ostatnia zmiana jest o tyle istotna, że przedmiotów nie da się czytać jak tekstów, można ich co najwyżej użyć. Relacje społeczne nie opierają się więc tylko, jak chcieliby klasycy symbolicznego inte-rakcjonizmu, na procesach wzajemnego definiowania i interpretowania (Blu-mer 2007). Jak twierdzą autorzy wspomnianej książki: „Gdy media stają się rzeczami, wkraczamy do świata operacyjności (operationality), świata nie tyle interpretacji, co nawigacji. Nie tyle je «czytamy», co wobec nich działamy (Just Do It), albo działamy z nimi (...) W globalnym przemyśle kulturowym to, co uprzednio było medium, staje się rzeczą. Ale także - to, co było rzeczą, staje się medium" (Lash, Lury 2007: 8).
Zarówno materializowanie się fikcji, jak i mediowanie społecznych relacji przez rzeczy oznacza, że tych ostatnich jest coraz więcej i są one coraz bardziej zróżnicowane, a tym samym stają się coraz bardziej doniosłe jako środki pośredniczące między nami i pozwalające adaptować się do rzeczywistości. Kluczowym problemem okazuje się więc kwestia tego, jak włączyć tę puchnącą na naszych oczach zmedializowaną współczesną kulturę materialną do codzienności każdego z nas1. Włączenie to nie sprowadza się tylko do sposobu na zmieszczenie nowych obiektów w miejscach codzienności (choć, zwłaszcza w przypadku polskich mikroskopijnych przestrzeni prywatności, proste zdawałoby się zadanie staje się wyzwaniem), gdzie je ulokować, co zrobić ze starymi przedmiotami. Przede wszystkim rodzi się tu konieczność przeredagowania cykli czynności, sposobów przemieszczania się i używania własnego ciała oraz niezbędnych przedmiotów, a więc też przeformatowania samej jednostki. Nieprzypadkowo więc przyjemność płynąca z nabywania nowych rzeczy rozpoczyna się w momencie wyobrażania sobie ich posiadania i wybierania ich spośród innych, a kończy się zazwyczaj wówczas, gdy zostają one zakupione i przetransportowane do przestrzeni codzienności. W ich obecności czujemy się nieswojo, używamy ich ostrożnie i wypróbowujemy je w pełnym napięciu, testujemy, poznajemy ich możliwości, szukamy dla nich zastosowań2, by po zestaleniu relacji z nimi i znalezieniu dla nich miejsca, włączyć je w struktury codzienności.
Opisane powyżej problemy z przedmiotami zalewającymi nasze życiowe przestrzenie wymagają elastycznej struktury, która byłaby zdolna pomieścić to, co w niej dotąd nie było obecne albo było obecne pod inną postacią. Podtrzymywanie tej elastyczności umożliwiają złożone i systematyczne działania, a więc sprawowanie jednego z wielu podtrzymujących codzienność reżimów. W najprostszym przypadku polega on na codziennym segregowaniu przedmiotów i usuwaniu z zasięgu wzroku/ręki tych, które nie są aktualnie potrzebne (wyrzucanie, przenoszenie do rozmaitych sfer buforowych, takich jak piwnice, strychy, pawlacze, górne rzędy półek i szafek, dna szuflad itd.), na dokonywaniu przebudowy struktur codzienności (robienie miejsca dla nowych rzeczy, zmienianie sposobów ich ułożenia, hierarchii i kolejności używania), na okresowych generalnych porządkach, wyprzedażach, obdarowywaniu niepotrzebnymi przedmiotami znajomych, członków rodziny i nieznajomych potrzebujących. Warto raz jeszcze podkreślić, iż celem tych działań nie jest tylko utrzymywanie drożności miejsc i dbanie o po(d)ręczność systemu obiektów albo proste dbanie o porządek i o to, by wszystko, co posiadamy było na swoim miejscu. Dążą one raczej do tego, by stworzona przez nas struktura codzienności stanowiła efektywną sferę przepływu nowych obiektów, pozwalając tym samym na utrzymywanie przez jednostkę kontaktu ze światem zewnętrznym, ale również na to, by owa jednostka była sobą bez radykalnych zmian swojego charakteru, specyfiki. Codzienność w kontekście globalnego przemysłu kulturowego współczesnego kapitalizmu wymaga systematycznego monitorowania kultury tego ostatniego, otwarcia na jego wytwory napływające do naszych prywatnych enklaw, gotowości na ich przyjęcie i uczynienie oczywistymi standardami normalnego życia. Codzienność dziś jest więc nieodłącznie powiązana z rutyną zmiany, a ta wymaga elastyczności struktur, które jej podlegają.
Zróżnicowania reżimów podtrzymujących
Dla zewnętrznego obserwatora nieuwikłanego w codzienne praktyki konkretnej jednostki różnica pomiędzy perfekcyjnym sprawowaniem reżimów podtrzymujących a niezdolnością do ich utrzymywania może być nieczytelna. Dzieje się tak ze względu na ogromne zróżnicowanie tego rodzaju praktyk i odmienność powiązań zazębiających się cykli działań pozwalających jednostce wypełniać każdego dnia swoje potrzeby. Mówiąc jeszcze inaczej, różnica pomiędzy perfekcyjnym porządkiem a totalnym bałaganem nie ma charakteru naocznego, ale jest raczej odczuwana przez konkretnego konstruktora tego ładu - jest raczej doświadczana „na własnej skórze" podczas codziennych praktyk, niż widzialna. Czasami więc wizualny chaos to perfekcyjny porządek i na odwrót. Istnieją oczywiście kulturowe i społeczne standardy dotyczące porządku (w naszym kręgu kulturowym wzorcem dla nich są zasady obowiązu-
Najprostszy przykład tego problemu to kwestia tego, co robić z zalewającymi nasze mieszkania typowymi przykładami urzeczowionych mediów, a więc materiałami promocyjnymi - ulotkami, katalogami, dodatkami do codziennej prasy, opakowaniami, darmowymi próbkami produktów. Są one w większości bezużyteczne, choć zawsze posiadają pewną wartość - nie można ich po prostu wyrzucić - nie wymagają więc one interpretacji, ale zrobienia czegoś z nimi, wypracowania umiejętności radzenia sobie z nimi i poruszania się wśród nich.
Ten aspekt „włączania" wydaje się szczególnie istotny i interesujący, ponieważ dowodzi, iż naszymi wyborami konsumenckimi nie kierują potrzeby, które zaspokaja nabywany obiekt, ale raczej zgeneralizowane pragnienie nadążania, trzymania ręki na pulsie, podtrzymywane przez upowszechnianie przekonania, iż to, co nowe, jest tożsame z tym, co normalne. Potrzeby, które zaspokajają konkretne nabywane przez nas obiekty materialne, są więc wtórne i stanowią raczej konsekwencję poszukiwania przez jednostkę miejsca nowości w jej strukturach codzienności, a nie rezultat luk, braków w jej obrębie.