370 Wybór autorów obcych
CENI
I ty także! O mój Boże! Jakbyśmy się były pomyliły na flaszeczkach!
Scena V
WRÓŻKA, MELINDA, CENI, IPHIS
WRÓŻKA
Uspokójcie się, moje dzieci, i ucałujcie nas.
I
MELINDA (całując je)
Iphis! Ceni! O, jakże was kocham.
CENI
Już tedy jesteśmy szczęśliwe... ale jakim cudem flaszeczka biała...
WRÓŻKA
Po dopełnieniu tego, coście uczyniły, już nie jesteście więcej dziećmi. Nie chcę ja was dłużej zwodzić, wszystko, co wam się przytrafiło, było tylko doświadczeniem. Przywiązanie wasze ku Melindzie i ku mnie przewyższyło nad waszą próżnością, ta ofiara była razem dziełem rozumu i czucia, zważcie, jak nam jest miła i jak ją umieją ocenić serca nasze.
IPHIS
Ale my zawsze będziemy miały też same wady.
MELINDA
Wybierając flaszeczkę białą, tym samym pokazałyście, żeście jej nie potrzebowały.
CENI (do Melindy i Wróżki)
Ponieważ jesteście z nas kontente, więc i my być musiemy.
MELINDA
Utraciłyście waszą szpetność i stałyście się nam milszymi jak nigdy; a to jest, coście zyskały, dobrze się sprawując. Nie zapominajcie nigdy, moje dzieci, iż we wszelkich przypadkach życia ułożenie najuczciwsze i najcnotliwsze jest zawsze najpewniejsze i najlepsze.
ARNAUD BERQUIN GNIAZDO WRÓBLO W*
Mały Robert spostrzegł dnia jednego gniazdo wróblów ponad brzegiem dachu domu mieszkalnego, pobiegł natychmiast po siostry, opowiadając to szczęśliwe zdarzenie, i razem naradzali się, jakby przysposobić sobie to gniaz-deczko. Osądzili, że trzeba czekać póki się młode w piórka nie przyodzieją, że wtedy Robert za pomocą drabiny, którą siostry trzymać będą, zdejmie gniazdo. Gdy rozumieli, że ptaszki w piórka się przyodziewali, umyślili do końca doprowadzić zamysł. Szczęśliwie im się udało: znaleźli trzy młode ptaszki. Ojciec i matka żałośnie wołali, widząc wydarte sobie dzieci, które z taką troskliwością karmili; lecz Robert i siostry tak byli uszczęśliwione, że nie zastanowili się nad narzekaniem ptaszków, nie wiedzieli zrazu, co z nimi robić. Adelina, najmłodsza, serca łaskawego i litościwego, chciała, aby ich wsadzić do klatki, brała na siebie staranie i dostarczenie żywności. Nakłaniała brata i siostrę, mówiąc, wiele będą mieć satysfakcji, kiedy dorastających widzieć będą. Sprzeciwiał się temu Robert, mówiąc, że lepiej oskubać i że więcej będą mieli satysfakcji widzieć ich goluteńkich biegających po pokoju, jak w klatce zamkniętych. Cecylia, najstarsza, poszła za radą Adeliny, Robert trwał uporczywie na swoim; na koniec, dwie siostry, widząc, że brat ustąpić nie chce i że ma w ręku swoim gniazdo, zezwoliły wszystkie na chęć Roberta. Nie czekał na to, a już dopełniał; jednego opirzył, już mówi: jeden rozebrany, kładąc go na ziemię. W ten moment to same obejście spotkało i drugie; biedne ptaszki boleśno krzyczeli, drżeli z zimna, ale zamiast że Robert ulitowanym być powinien ich cierpieniem, nie przestawał na tym, trącał ich nogą, przymuszając do postępowania, a gdy ze słabości padali, niezmiernie się śmiał. Oddając się tej okrutnej zabawie spostrzegł Dyrektora z daleka; każdy ptaszka wziął do kieszeni. Gdzież to idziecie? — mówi Dyrektor — chodźcie tu. Na len rozkaz musieli się zastanowić, z wolna zbliżyli się, oczy mając spuszczone.
Dyrektor
Czegóż uciekacie ode mnie?
Robert
Bośmy się bawili.
Przyjaciel dzieci. Lwów 1819, T. II.