Mokra Łapka oddalił się z Dzikiego Sadu, żeby trochę odpocząć po jedzeniu. W brzuchu nadal mu burczało, ale nie przejmował się tym. Był zadowolony, że najadł się do syta. Kiedy obudził się po krótkiej drzemce, dzików już nie było.
— Do wieczora jeszcze daleko — zamruczał do siebie. Można zobaczyć, co robi Nurowski. Przejdę się nad rzekę.
Mokra Łapka przypomniał sobie Nurowskiego, bo od dawna nie widział wydry. W lecie często kąpał się w strumieniu. Jeszcze nie pływał w rzece. Rzeka nie była bardzo głęboka, miała tylko kilka znacznych zagłębień. Kiedy patrzyło się z wyższego brzegu na rzekę, te głębokie miei-sca były bardzo dobrze widoczne. Miały granatowy kolor, znacznie ciemniejszy niż zielonkawobłękitna barwa głównego nurtu. Nurowski lubił znikać na długo w głębinie, bo nurkowanie było jego pasją, ale Mokra Łapka wolał płytką wodę.
— Teraz woda w rzece jest na pewno chłodniejsza — myślał Mokra Łapka — ale futerko wydry chroni ją nawet przed zimną wodą. Nurowski mówił, że zawsze ma suchą skórę pod futrem, choćby cały dzień nurkował. Jest po prostu przystosowany do nurkowania, widziałem, że między palcami ma błonę.
— Każde zwierzę potrafi coś dobrze robić — rozmyślał dalej Mokra Łapka. — Wydra nurkuje i pływa, dzik ryje w ziemi, borsuk kopie wspaniałe nory. Każdy z moich znajomych umie coś szczególnego. Może wymyślę jakiś wierszyk na ten temat?
Zaczął myśleć nad rymami. Miał dużo czasu, bo do rzeki było dość daleko. Zanim doszedł do brzeziny ułożył pierwszą zwrotkę. Składała się z dwóch pytań i jednej odpowiedzi.
Dlaczego wiewiórka nie daje nurka, a wydra po drzewach nie skacze?
Dlaczego kaczki nie lubią wspinaczki?
Bo każdy z nas żyje inaczej!
Zgodnie ze swoim zwyczajem uznał, że jedna zwrotka nie wystarczy i zaczął myśleć nad rymami do drugiej. Druga zwrotka miała inny rytm niż pierwsza, bo Mokra Łapka szedł teraz w innym tempie.
Borsuk kopie nory, a dzik ma ryj mocny.
Orzeł w dzień poluje, sowa to ptak nocny. Różne mamy pyski, łapy i ogony, każdy jest do czegoś bardziej uzdolniony.
— A ja umiem układać wierszyki — dodał na końcu prozą — i chodzić na dwóch łapach.
Był już nad rzeką. Musiał zjechać ze stromej, piaszczystej skarpy na małą plażę. Zjeżdżał, hamując mocno czterema łapami, ale o mały włos nie przekoziołkował, bo zsuwał się łbem do przodu.
Niedźwiadek zbadał łapką temperaturę wody w rzece. Nie była tak zimna jak się spodziewał. Pomyślał, że to jest dobra okazja do kąpieli, może ostatniej przed nadejściem zimy. Wszedł pomału do wody i zanurzył się cały. Popłynął na środek rzeki i chciał zawrócić, ale wtedy porwał go silny prąd wody.
— Woda mnie znosi — pomyślał Mokra Łapka. — Nie wiedziałem, że jest tu taki silny nurt.
73