— Czy ty na pewno jesteś Igielski? — zapytał Mokra Łapka — Igielski, którego znam, jest sympatycznym jeżem, a ty jesteś zgryźliwy jak stary wąż, chory na reumatyzm.
— Możliwe, że jestem niezbyt sympatyczny — przyznał Igielski. — Szykuję się już do zimowego snu, który będzie bardzo długi. Jestem bardzo tłusty i ociężały i to zapewne wpływa na mój humor. Nie wychodzę stąd, jeśli nie muszę, bo teraz jestem cenną zdobyczą dla lisa. Miałby ze mnie niezłą ucztę.
— Przecież masz kolce i umiesz zwijać się w kłębek
— zdziwił się Mokra Łapka.
— Niestety, lis ma na to swoje sposoby. Może na przykład poturlać mnie łapą do najbliższej kałuży. Będę musiał się wtedy rozprostować i uciekać, żeby nie utonąć, a on na to tylko czeka. Zaraz chwyciłby mnie za brzuch, gdybym tylko się rozwinął. Sam wiesz, że w taki deszcz nie trzeba daleko szukać kałuży. Lis ma teraz dogodne warunki do swoich wrednych sztuczek.
— Rozumiem — sapnął Mokra Łapka. — Z drugiej strony nie można mieć pretensji do lisa, który jest mięsożerny i musi polować.
— Nie mam pretensji do nikogo — odparł Igielski — ale mam zamiar żyć tyle, ile się da. Nie mogę sobie pozwolić na ryzyko. To byłoby głupie.
— Pewnie — zgodził się niedźwiadek — każdy w lesie stara się przeżyć jak najdłużej.
— A co się stało z twoimi dziećmi? Było ich chyba pięcioro?
— Podrosły i poszły swoimi drogami — odparł Igielski
— Muszą sobie teraz same poradzić. W przyszłym roku moja żona urodzi następne jeżyki. A twoja mama nie będzie miała na wiosnę następnych niedźwiadków?
— Nic mi o tym nie wiadomo — odpowiedział Mokra Łapka zaskoczony tym pytaniem. — Nie zastanawiałem się nigdy, czy chciałbym mieć młodsze rodzeństwo, a mama nic mi o tym nie mówiła.
— Dobrze, zostawmy ten temat — powiedział Igielski. — Jesteś jeszcze dzieckiem i trudno z tobą rozmawiać o tych sprawach. Zresztą czuję, że zbiera mi się na sen. Za długo z tobą gadałem. Nie mogę tyle mówić, bo schudnę. Idź już, misiu. Do zobaczenia wiosną. Obudzę się dopiero, gdy będzie ciepło. Cześć!
— Cześć! — odpowiedział Mokra Łapka.
Poszedł dalej, myśląc o Igielskim i jego zimowym śnie. Te myśli zaczęły mu się układać w wiersz. I tak powstała trzecia zwrotka:
Kiedy tak pada ciągle deszcz O tej jesiennej porze,
Pod kłodą buka mały jeż Zasypia w swojej norze.
— Spotkałem dwóch znajomych — rozmyślał Mokra Łapka po zakończeniu trzeciej zwrotki — i obaj bali się lisa. Ten Rudecki nie ma dobrej opinii w lesie. Chyba żaden mięsożerca nie cieszy się wielką sympatią. Dobrze, że niedźwiedzie mogą jeść wszystko. Nie muszą polować na zająca ani najeża, ani na sarnę. Podobno bywają drapieżne niedźwiedzie, ale ja nie przepadam za polowaniem. No, rybę mógłbym zjeść. Ale z rybą trudno się przyjaźnić, bo nie chodzi po lesie.
87