— Pytałeś, co słychać. Mokra Łapko? — zaskrzeczała. — Pytałeś niewłaściwą osobę. Wiewiórki nie należą do najlepiej poinformowanych mieszkańców lasu. To pytanie należałoby skierować do mnie.
— O, witaj! — zawołał Mokra Łapka — Ostatnio często się widujemy. Jeśli masz jakieś nowe informacje, chętnie ich wysłucham. Niedźwiadek z naciskiem wypowiedział słowo „informacje”, bo chciał udowodnić sroce, że potrafi nauczyć się trudnych słów. Miś i sroka byli już zaprzyjaźnieni i mówili sobie przez „ty”.
— Lisy mają młode — zaczęła sroka. — Mają trójkę małych lisiąt.
— Słyszałem już o tym wiosną — przerwał jej niedźwiadek.
— To nie koniec — kontynuowała sroka. — Lisięta już podrosły i chcą się z tobą pobawić. Jesteś zaproszony do nich. Pan Rudecki prosił mnie, żebym ci to przekazała.
— Dziękuję — odpowiedział Mokra Łapka. — Czy mam iść do nich zaraz?
— Kiedy chcesz, nie podali żadnego terminu.
— Nie wiem tylko, gdzie ich szukać — stwierdził Mokra Łapka.
— Mogę cię zaprowadzić. Będę leciała powoli, a ty idź szybko albo biegnij.
Sroka pofrunęła między drzewami. Co chwilę dawała znać krzykiem, gdzie jest. Mokra Łapka musiał galopować, żeby za nią nadążyć.
— Skrzydła to praktyczna rzecz — mruczał pod nosem. W takich chwilach zazdrościł ptakom, szczególnie gdy potykał się o korzenie.
— Jak ci idzie. Mokra Łapko? — spytała życzliwie sroka. przefruwając nad jego łebkiem.
— Raczej jak mi się biegnie niż idzie — odburknął miś. — Za to tobie nieźle się leci.
— Już niedaleko — pocieszała sroka, tym razem z wysoka.
Miała rację. Niedźwiadek minął jeszcze dwa zagajniki, przebrnął przez strumień, wbiegł na pagórek, zbiegł z pagórka i dotarł do omszałego głazu.
— To tu — zawołała sroka, sfruwając na kamień.
— Uf! — stęknął Mokra Łapka — odpocznę sobie przez chwilę. I siadł przy omszałym głazie, opierając się o niego grzbietem.
— Nie widzę tu żadnej nory — stwierdził po chwili, rozejrzawszy się dokoła.
— To dobrze — stwierdziła sroka. — Wejścia do lisich nor są dobrze zamaskowane.
— Czy mam tu czekać? — zapytał Mokra Łapka — Nie byliśmy przecież umówieni, może ich tu nie ma?
— Jesteśmy! Jesteśmy! — zawołały lisy, które nagle się pojawiły, nie wiadomo skąd.
Były to trzy małe liski i jeden duży. Tym dużym był pan Rudecki. Przywitał się z Mokrą Łapką, liżąc mu nos, a potem kazał zrobić to samo swoim dzieciom.
— Pobaw się z nami, Mokra Łapko! — wołały lisięta.
— Najpierw musicie się przedstawić — nakazał pan Rudecki.
— Fryga, Niuchacz, Szperacz — liski podały swoje imiona.
— Masz jedną córkę i dwóch synów. — stwierdził Mokra Łapka — Bardzo fajne dzieciaki — dodał, bo na razie
41