charakteru quasi-legalności. Piszemy „quasi”, gdyż sejmiki te przekroczyły niewątpliwie swoje uprawnienia. Zresztą z punktu widzenia formalnoprawnego nie jest to sprawa prosta. Wiadomo bowiem, że również w poprzednich okresach zdarzały się przypadki, że sejmiki wysyłały swych posłów. Trzeba również skonstatować, że w stosunku do takich aktów, jak traktaty pod Ujściem i w Kiejdanach, akta poddańcze szlachty miały jednak niewątpliwie znacznie szersze podstawy prawne. Kończąc rozważania na ten temat należy zwrócić uwagę na fakt bardzo istotny — „kapitulanci” prowadząc swą politykę wobec Szwedów nie zawiązali nigdzie konfederacji, która przecież nadawałaby ich działalności cechy pełnej legalności
Poruszyliśmy tu równocześnie zagadnienie bardzo ważne i istotne, a mianowicie kwestię prawa legacji. Jak wiadomo, prawo to (ius mittendi et ezcipiertdi legatos) pod koniec średniowiecza i w czasach nowożytnych przechodziło dość dużą ewolucję. U schyłku XV w. prawnik hiszpański de Villadiego uważał, że posłem nazywa się każdego, kogo wysyła ktoś inny. Jednakże w ciągu wieku XVI te średniowieczne poglądy na czynne i bierne prawo legacji ulegają dość radykalnej zmianie i zmierzają coraz bardziej w kierunku powiązania prawa legacji z władzą suwerenną. Widać to zarówno w praktyce dyplomatycznej tamtych czasów, jak i przede wszystkim w tradycjach prawniczych. Takie poglądy wyrażali uczeni prawnicy tej miary, co Francuz Pierre Ayrault, Włoch w służbie francuskiej Carlo Pasquale, Flamandczyk Frederic Marselaer, poeta włoski Torquato Tasso, dalej znani już nam Wicquefort i Callićres, czy przede wszystkim tak wielki autorytet w dziedzinie prawa międzynarodowego, jakim był Hugo Grotius. Podkreślał on zdecydowanie, że prawo narodów dotyczy tylko tych dyplomatów, których wymieniają między sobą, władcy cieszący się najwyższą, suwerenną władzą („qui summi imperii sunt compotes”)7*.
Tymi suwerennymi władcami oprócz cesarza i sułtana byli wszyscy królowie. Jak słusznie zauważył Stanisław N a h 1 i k — „tytuł królewski sam w sobie, bez względu na jego rodzaj i pochodzenie, nie dopuszczał wątpliwości co do prawa legacji, chyba, że chodziło o uzurpatora”14.
Te wyraźne tendencje do ograniczania ius legationis wyłącznie do władców suwerennych związane są jak najbardziej z rozwojem centralizmu absolutystycznego w Europie zachodniej, szczególnie we Francji. Natomiast inaczej wyglądała praktyka i teoria w Rzeszy Niemieckiej, i te będą nas bardziej interesowały, albowiem wyraźnie można zaobserwować, że były one bliższe temu, co działo się w Polsce.
” Grotius, De iure pacis ac bellL., cytuję wg Nahlika, op. cit., s. 38. '* S. E. Nahlik, op. cit., s. 39.
u
Fiasko prób unifikacji Niemiec przez Habsburgów i wzmocnienie władzy cesarskiej na terenie Rzeszy, które całkowicie, wyraźnie i ostatecznie nastąpiło w wyniku wojny trzydziestoletniej i traktatu westfalskiego, doprowadziło i na terenie Rzeszy do jeszcze silniejszej niż przedtem „decentralizacji suwerenności”. W wyniku uzyskanego w traktacie westfalskim foederis (prawo zawierania przymierza) wszyscy władcy terytorialni w Rzeszy otrzymali prawo zawierania układów, a więc i wysyłania i przyjmowania poselstw.
Prawnicy niemieccy tej epoki głoszą teorie, że prawo legacji przysługuje nie tylko książętom Rzeszy, lecz także niektórym hrabiom, a nawet szlachcie podległej bezpośrednio cesarzowi (tzw. nobilitas immediata). Rzecz ciekawa, że nie kwestionuje się przy tym zasady, że prawo legacji przysługuje władzy najwyższej, lecz pojęcie tej władzy znacznie się rozszerza. W interesującym nas tu okresie najwyraźniej chyba w ten sposób sformułowane poglądy znajdujemy w traktatach prawniczych Gerarda von Stókkena (De iure legationum dissertatio, Altdorfii 1657) i Jo-hanna Wolfganga Textora (Webera) (Synopsis iuris gentium). Problem prawa legacji w Niemczech zainteresował również i innych zachodnioeuropejskich teoretyków prawa, którzy musieli się do zagadnienia tego jakoś ustosunkować. Okazali się konsekwentnymi w swych poglądach. Najlepiej wyraził je wspomniany już wielokrotnie Wicąuefort, który tylko elektorom przyznał prawo legacji, uzasadniając to bardzo logicznie pozycją tych książąt, którzy wybierają cesarza.
Nie kwestionuje się w zasadzie w ciągu XVII w. prawa legacji w odniesieniu do republik takich, jak Wenecja, Holandia, Szwajcaria, a nawet pomniejszych, jak Genua, Raguza czy Republika Retycka. Pojawiają się nawet głosy, że prawo to przysługuje i poszczególnym kantonom szwajcarskim.
Faktyczne prawo legacji posiadały również wolne miasta, przede wszystkim zaś hanzeatyckie, w tym oczywiście i Gdańsk, chociaż co do tego istniała zasadnicza rozbieżność między poglądami prawników niemieckich (np. S t ó k k e n) i francuskich (de Callieres). Rozbieżność ta w praktyce nie miała jednak żadnego znaczenia, bowiem miasta hanzeatyckie, w tym Gdańsk, korzystały w pełni z prawa legacji. Gdańszczanin Johann N i x d o r f f uzasadniał prawo legacji swego miasta w traktacie Dissertatio de legatis wychodząc z założenia, że Gdańskowi prawo to przysługuje właśnie dlatego, iż jest miastem hanzeatyckim. Ciekawe, iż pisał to w 1644 r., a więc już w okresie zupełnego upadku znaczenia Hanzy, a właściwie jej zaniku.
Problem ośrodków dyspozycyjnych w zakresie polityki zagranicznej i dyplomacji w okresie „potopu” nie był jednak, naszym zdaniem, najważniejszy dla zjawiska decentralizacji suwerenności. Przede wszystkim
17*
259