równo w radach konfederackich uczestniczyli senatorowie, którzy przystąpili do konfederacji sandomierskiej, jak z kolei w radach senatu brali udział delegaci szlacheccy wyłonieni z sejmu 1703 r. i potem potwierdzeni w większości przez akt konfederacji) podejmowało decyzje tyczące wysyłania poselstw za granicę lub deputacji do znajdujących się w kraju obcych ministrów czy władców, ustalało dla nich wynagrodzenie, przyjmowało poselstwa obce (np. poselstwo od Rakoczego w 1707 r.), zawierało umowy z obcymi dworami (np. umowa z Piotrem I w Żółkwi), albo prowadziło rokowania o zawarcie takich układów (z Prusami), wreszcie ratyfikowało sojusze (jak rada grodzieńska w 1705 r., która w konkluzji stwierdzała o traktacie narewskim, że go „według wszystkich praw i zwyczajów dawnych ratyfikowany we wszystkich punktach i artykułach stwierdzamy i jako z naszej strony szczerze i statecznie dotrzymać chcemy, i car dotrzyma, nie wątpimy i tego się dopominać nie omieszkamy”)43. Rady konfederacji sandomierskiej zajmowały się również spisywaniem jiistrukcji dla wysyłanych posłów. Rada lwowska w 1707 r. w 'TeiTiposób przygotowała instrukcję dla posłów delegowanych na rozmowy z carem w Żółkwi.
Największą samodzielność w sprawach polityki zewnętrznej zdobyła sobie generalność konfederacji sandomierskiej po rezygnacji Augusta II w 1706 r. Ale i po jego powrocie na tron sandomierzanie próbowali utrzymywać swą poprzednią pozycję. Stanowisko to znalazło wyraz w postanowieniu walnej rady warszawskiej z 1710 r., która nie tylko zgodnie z poprzednią praktyką uznała się za uprawnioną do wysyłania poselstw, ale także zastrzegła się, by posłów Rzeczypospolitej mianowano nie tylko za zgodą rezydującego przy królu senatu i ministrów, ale także marszałka konferencji sandomierskiej oraz jej deputatów i nawet deputatów wybranych na sejmie lubelskim.
Nie inaczej postępowała przecież i konfederacja warszawska. Wyznaczeni przez nią komisarze po przewlekłych rokowaniach podpisali w 1705 r. ze Szwecją traktat warszawski. Późniejsza działalność rad konfederacji warszawskiej nie jest pod tym względem dokładniej znana, wydaje się wszakże, że Leszczyński starał się blisko współdziałać z ge-neralnością warszawską w zakresie polityki zewnętrznej, o ile nie bruździli mu w tym Szwedzi. W każdym razie rady konfederackie starały się wytyczać kierunek poczynań dyplomatycznych.
Późniejsze konfederacje generalne kontynuowały te tradycje. Wzrastała w nich rola marszałka konfederackiego, do którego należało przygotowanie instrukcji i listów uwierzytelniających, tudzież korespondencja z posłami czy agentami. Nie wszyscy wszakże marszałkowie generalni dorastali do swej funkcji. Stosunkowo dobrze prezentował się pod tym
° Conclusum Najjaśniejszego Króla J.M. Augusta II, 16 XII 1705 DS.
wzglądem marszałek konfederacji sandomierskiej, Stanisław Denhoff, miecznik koronny, z czasem hetman polny litewski. Niezłe rozeznanie w problemach sytuacji międzynarodowej wiązał z poczuciem godności i troską o utrzymanie praw i niezależności Rzeczypospolitej, co pozwalało mu na zajmowanie dość samodzielnej pozycji wobec Piotra I nawet w najtrudniejszych chwilach po pokoju w Altranstadt. Ale w sprawach dyplomatycznych opierał się na podkanclerzym Szembeku i hetmanie Adamie M. Sieniawskim. Najwybitniejszą postacią wśród marszałków konfederackich był przecież Stanisław Ledóchowski, marszałek tarno-grodzian. Był on niewątpliwym kierownikiem polityki zewnętrznej konfederatów. Próbował dość zręcznie lawirować między Petersburgiem a Sztokholmem, Stambułem a Wiedniem; zabrakło mu wszakże doświadczenia, dobrych dyplomatów, a także chyba rozeznania, by osiągnąć powodzenie. Była to przecież „kanclerska głowa” i szkoda, że swą karierę skończył na kasztelanii wołyńskiej. Marszałek dzikowian, Adam Tarło, starał się wprawdzie wraz ze Stanisławem I rozwijać energiczniejszą akcję dyplomatyczną, okazał dużą pomysłowość w przygotowywaniu instrukcji (nie bez pomocy swej rady konfederackiej), rozeznanie i doświadczenie miał wszakże jeszcze mniejsze niż Ledóchowski, a co gorsza, wraz z Leszczyńskim dzielił naiwną wiarę w pomoc i1 potęgę Francji. Dość bezbarwnie wyglądają natomiast dwaj marszałkowie kolejnych konfederacji warszawskich. Piotr Bronisz miał ograniczone pole do działania: nie okazał dostatecznego rozsądku politycznego w rokowaniach ze Szwedami, a jego próby remonstrowania u Karola XII przyniosły mu tylko upokorzenia. Antoni Poniński, instygator koronny, główną swą działalność dyplomatyczną skoncentrował chyba wokół sprawy wyprowadzenia wojsk obcych z kraju.
W każdym razie, dzięki konfederacjom, przez stosunkowo długie okresy istotny wpływ na działalność dyplomatyczną, a chwilami jej kierownictwo, uzyskiwali ludzie nie przygotowani do tych zadań. Gdy brakło i talentu, i rutyny, skutki dla międzynarodowej pozycji Rzeczypospolitej mogły być tylko ujemne. Dając się łatwo powodować inspiracjom z zewnątrz, konfederacje stawały się bowiem narzędziem innych państw, ułatwiającym im realizowanie ich celów politycznych na terenie Polski. Przy tym występujący za granicą przedstawiciele skonfederowanej Rzeczypospolitej nie wszędzie mogli liczyć na uznanie legalistycznie nastawionych dworów.
Nie tylko konfederacje generalne rościły sobie wszakże pretensje do prowadzenia własnej polityki zewnętrznej. Podobnie postępowały niektóre konfederacje prowincjonalne. Tak więc związek antysapieżyński na Litwie pozostawał w ustawicznych kontaktach dyplomatycznych z Rosją, wysyłając do cara swych posłów i rezydentów, a nawet zawierając układy międzynarodowe. Zdarzały się również wypadki szukania
421