26
mu mieszkańcy zdziwili i nie dziw, że doktór Gilbert urósł w ich oczach na człowieka niezwykłego.
W dwa dni po zakupieniu zjawił się mężczyzna w wieku, nie dającym się tak łatwo określić i zaczął się rozgospodarowywać, sprowadził rzemieślników i kazał im porobić rozmaite reperacye. Nazwano go od razu doktorem Gilbert, chociaż nie trudnił się wcale praktyką lekarską a powód do tego dał następujący wypadek.
Raz wśród naprawy budynku robotnik pewien przy pracy spadł z rusztowania i złamał sobie obie nogi.
Nabywca domu kazał go zanieść nie do szpitala ale do własnego domu, gdzie go leczył w sposób, który dowodził jego głębokiej nauki lekarskiej. Podwójnie złamana kość zrosła się wkrótce i po niedługim czasie robotnik mógł chodzić, jak dawniej, bez najmniejszego śladu kulawienia.
Od tego to czasu okoliczni mieszkańcy zjawiali się w tajemniczym domku i żądali pomocy lekarskiej od doktora Gilberta. Służący jego opowiadali im zawsze, że Gilbert nie praktykuje ale jeżeli spostrzegli, że proszący o radę lekarską byli w nędzy, nie odmawiali im obfitego wsparcia.
Często ten i ów ciekawiec starał się dowiedzieć, kim właściwie był ów tajemniczy doktór. Próbowano wyciągnąć na słowo jego katnerdyeera i żonę tegoż Małgorzatę ale daremnie.
W końcu przestał się każdy zajmować pochodzeniem tej tajemniczej osobistości, choć często spotykali doktora Gilberta, przechadzającego się we wsi z dwoma olbrzymiemi chartami, groźnie pokazujące-mi zęby, skoro ktoś chciał wejść w poufalszy stósu-nek z nimi.
Mieszczanie i chłopi kłaniali mu się z uszanowaniem, ilekroć go napotykali a on odpowiada! ukłonem i milcząc szedł dalej, fizyognomią tak lodowatą i spojrzeniem tak ponurym, że każdemu odeszła o-chota zagadać do niego,
Doktór Gilbert liczył lat czterdzieści dziewięć choć wyglądał już na pięćdziesięcioletniego starca, czoło pokryte było bruzdami, włosy miał siwe, postać pochyloną była jakby od starości a cala twarz zżółkła była jak pergamin. Oko tylko zachowało szczególny blask. Poznać było w niem można od razu wyższą inteligencyą.
Mimo tych zewnętrznych oznak przedwczesnej starości doktór Gilbert trzymał się krzepko. — Całe-mi dniami od rychłego raua chodził po polach, lasach i ruinach, zawsze milczący z głową na dół pochyloną, zdawający się. wiecznie dumać nad ezemś. Poznać było można, że gniecie go jakaś troska i boleść nieuleczalna.
Tak jak dnie tak i wieczory spędzał samotnie. Często można go było spotkać z twarzą w dłoniach, ukrytą a przez palce sączyły często łzy.
Nazajutrz po owej burzy kilku wieśniaków spotkało właściciela kwadratowego domu rychło rano o 4 godzinie w otoczeniu wiernych swych psów Agra i Nella kierującego kroki swe ku równinie, ozłoconej promieniami wschodzącego słońca.
— Jak się on podstarzał — szeptali pomiędzy
sobą.
— Stary ale jary — mówił jeden z nich.
— Brodę ma zupełnie białą.
— Schudł.
— Pochylił się.