78
nas przenieść każ z Jarosławszczyzny, gdzie pod ty-rańskim komisarzem tamtejszym wytrzymać nam niepodobna. Stało się jak oni żądali i książę swoim kosztem budować ich w brzeżańskim komisaryacie ro-zkazał. Po tern dziele na wstępie moim do księcia najpiękniejszem, rozkochałem się prawdziwie w tym panu, tern mocniej, im mniej znalem panów cnotliwych i czujących nędzę ludu ubogiego.
Książę, jako także literat, po obiedzie wziął mię do swego gabinetu i czytał mi dzieło swoje w manuskrypcie, świeżo przez niego napisane, o edu-icacyi pici żeńskiej. — Jak było to pismo warte, tak szczerze po skończonem czytaniu dawałem mu pochwały, ale w}'raz w początku pisma tego, który był taki: „Daruj mi, piękna płci niewieścia, jeżeli co
przeciwko tobie w piśmie tern powiem, wszakże kiedy to piszę dla prawdy, taż sama prawda, która jak 5 wy kobiety, równie niewieściego rodzaju jest, niech was przeprosi;" ten wyraz nie podobał mi się i powiedziałem księciu, że nie zdawałoby mi się, aże-ey w tak poważnej materyi, jak było pismo to, w edukacyi kobiet mieszać obserwacye gramatykałne, że i prawda tego rodzaju białoglowskiego. Zimno to od księcia przyjęto było, że panowie nie przywykli, ażeby im się sprzeciwiać, wszelako najgrzeczniejszym był dla mnie zawsze przez kilka dni bawienia mego w Brzeżanacb, nawet dać mu słowo musiałem, że przyjadę do niego do Warszawy.
Jakem powrócił do domu, moi sąsiedzi winszowali mi łaski księcia, ale mój werydyk, stolnik Piasecki, nazywał to pogodą marcową, która niedługo trwać mogła. I kiedym ja się do Warszawy zwolna wybierał, on mi bardziej radził, ażebym z nim jechał w Mozyrskie, gdzie miał swą cząstkę dziedziczną, twierdząc najpewniej, że tam lud leśny daleko lepszy od ludu warszawskiego.
Tymczasem, przyjechawszy do Lwowa, moi przyjaciele radzili mnie, ażebym, umiejąc cokolwiek prawa naszego, a nie źle pisząc po łacinie, jak w tym języku wszystkie sądy w stolicy odbywały się, przysiągł na patrona w guberskiej kancelaryi, co mi zyski wielkie przynieść miało; jakoż Wolański i Dzieszkowski, patronowie, wielkie potem żebrali pamiątki, bo do milionów poprzychodzili, ale ja śliską tę drogę jeszcze pod Niemcami odrzuciłem i widząc, że wyżyć mogę, spokojną pomierność nad zyski zgryźliwe albo niesumienne obrać wolałem.
Kiedy jeszcze z drogą warszawską ociągam się, odebrałem list od księcia generała, zapraszający mnie do siebie i ofiarujący mnie sekretaryą interesów politycznych przy boku swoim. Zostawiłem dzierżawę moją Dobrowody w ręku siostrzana mojego (bo Piasecki to też mi doradził), żeby dzierżawy tej nie odstępować, że przyjdzie czas (co mu się zgadrąć udało), że porzucę Warszawę i znowu do Dobrowód powrócę. W tej drodze im więcej ku Warszawie zbliżałem się, tern więcej lud prosty wycywilizowany widziałem, nie żeby rozumu naturalnego nad nasze pospólstwo galicyjskie mieli więcej, ale że mniej przesądów, jak naprzykład nikt naszym obywatelom galicyjskim wyperswadować nie mógł o niepewności przepowiedzeń kalendarzów; chłopi zaś tam tak wierzyli w pełnie miesiąca, że wszystkie zachody gospodarskie, które rozpoczynali na pełni, powinny si-ę koniecznie udać. O czarowaniu najuporniej wierzyli, a tęcza u nich, pokazująca się na obłokach, zawsze pić z rzeki albo jeziora musiała, i dopiero zbliżając się ku Warszawie, już tam tęcza ani jadła, ani piła.
Wjechałem nakoniec w stołeczne narodu polskiego miasto w roku 1780, gdzie w domu księcia Adama Czartoryskiego G. Z. P., jako łaskawie zaproszony, tak i przyjęty byłem, po kilku dniach przez księdza Naruszewicza, natenczas koadjutora biskupa smoleńskiego, na rozumnym (jak nazywano) obiedzie królowi prezentowany byłem, który mi powiedział: Waćpana sielanki we Lwowie drukowane, dawniej