73
czapel; różni się jednak od czapli krótszym i grubszym dziobem i upie-rzonemi prawie do przegubu nogami. Ogólny ton sukni jest żółtawo-brunatny. Ptak ten prowadzi nocny tryb życia. W razie niebezpieczeństwa lub zraniony wyciąga szyję pionowo w górę i stoi nieruchomiej, wygląda wtenczas w otoczeniu trzciny jak kołek i trudno go poznać. Bąk jest ciekawym, ale niesympatycznym ptakiem, niespokojnym za-wadjaką, który zaczepia i napada śpiczastym swym dziobem inne ptactwo. Oprócz ryb pożera ślimaki, owady, myszy i płazy. Porą wiosenną wydaje charakterystyczny ryk, który daleko, nieraz na pół mili słychać. Długo nie wiedziano, w jaki sposób powstaje to okropne bą-czenie. Ornitolog nasz hr. Wodzicki pierwszy obserwował bąka, wydającego te tony straszliwe. Oto, co pisze: „Artysta stał na obu nogach, resztę ciała trzymał w postawie poziomej, dziób zanurzony był w wodzie. Rozpoczęło się bączenie, przyczem woda za każdą rażą podtryskiwała. Po kilku tonach słyszałem głos „Uy‘‘, o którym pisze Naumann. Samiec podniósł szybko głowę, zarzucił ją wtył, zanurzył dziób prędko w wodzie i wtenczas zabrzmiał taki ryk, żem się przestraszył. Teraz mi było jasnem, że te tony, które tylko z początku tak donośnie brzmią, powstają wtedy, gdy ptak nabrał wody głęboko w gardziel, i z siłą o wiele większą, jak zwykle, znów ją wypychał. Rozumie się, że głosy te brzmią w ciszy nocnej i w dzikich, bagnistych zaroślach przejmującej i groźniej, aniżeli za dnia, kiedy je także słychać".
Jeszcze więcej skrytym i tajemniczym ptakiem wód naszych jest b ą c z e k (Ardetta minuta), mała czapelka, z wierzchem u samca czarnym, zresztą płowa, z bokami gardzieli białemi. Bączek ściele gniazdko w miejscach trudno dostępnych na głębokiej wodzie. Ptak ten umie z bezprzykładną zgrabnością i zwinnością czepiać się łodyg trzciny i zachowuje się tak cicho, że gości w niejednej okolicy niedostrzeżony. Za dnia śpi z szyją wciągniętą; ze zmrokiem dopiero poczyna się ruszać. Upolować go bardzo trudno, bo niczem nie da się skłonić do zerwania się; czepiając się raczej wciąż trzciny, pozostaje dla myśliwego niewidzialnym. Znany i doświadczony ornitolog niemiecki Naumann trudził się raz przez dwie godziny zmusić ptaka do porwania się z trzciny. Wszelki mozół był daremny — badacz zniewolony był zaprzestać swojej pracy, nic nie wskórawszy. —
W miarę wysuszania bagnisk i moczarów, regulowania rzek i strumyków, wycinania lasów i barbarzyńskiego spuszczania starych drzew z licznemi dziuplami, nieraz całych alei wspaniałych topoli, pamiętających czasy dawnej Rzeczypospolitej polskiej, avifauna nasza i krajobraz wielkopolski bardzo poważnego doznały uszczerbku, Z punktu widzenia miłośnika przyrody jest to objaw pożałowania go-