216
blicznych angielskich (1817) zapowiedź mowy odczytanćj na cześć założenia tćj katedry. Nie wierzę w dobrą wiarę Warburtona: ale gdyby nawet była możliwą ze strony pojedynczego człowieka, jakże wyobrazić sobie jako rzecz możliwą, iżby się dobrał szereg szaleńców, którzy utraciwszy rozum, w jednym kierunku wyobrażeń dostali fiksacyi i prawią w dobrćj wierze rzeczy nie do rzeczy? Zdrowy rozsądek nieprzypuszcza takiej powszechnćj umy-słowćj choroby, i raczćj zgodzić się na to należy, iż ci ludzie bez najmniejszej wątpliwości wszyscy, lub wielu z nich, mówili za pieniądze, przeciw własnemu przekonaniu. Niechajże sobie teraz ktoś wystawi, iż taki Pitt, Fox, Burkę, Grey albo Granville, lub tylu innych mężów tak uzdolnionych, są obecnymi na jednem z tych kazań. Nie tylko, że kaznodzieja straci wiele w ich sądzie, ale niełaska spadnie nawet na całe zgromadzenie kaznodziei.
Dotykam tu szczegółowego wypadku: ale jest wiele innych przyczyn ogólnych, zniżających powołanie duchownego odszcze-pionej wiary, i szkodliwych mu w opinii. Nie podobna, ażeby ludzie, którym się ustawicznie nie dowierza, używali wielkiego znaczenia : uważać ich będą nawet śród ich własnego stronnictwa za płatnych tej albo owej sprawy obrońców. Nikt nie odmówi im talentu, umiejętności, punktualności w obowiązkach; ale co się dobrej wiary dotyczy, to rzecz zupełnie inna.
„Doktryna kościoła reformowanego", mówi Gibbon „nie ma nic wspólnego z światem i wiarą tych, którzy stanowią cześć tegoż kościoła: i duchowieństwo nowoczesne z uśmiechem tylko, albo z westchnieniem przystaje na formy orlodoksyi i na ustanowione symbole..... Przepowiednie katolickie spełniły się. Armeńczycy,
Aryanie, Socynianie, (których liczby nie należy wedle ich właściwych zborów obliczać), zniweczyli i odrzucili łańcuch tajemnic."
Gibbon wyraża w tych słowach powszechną opinią oświeconych protestantów o duchowieństwie. „Przekonałem się o tem i doświadczyłem wielokrotnie, iż niemasz już drogi pośrednićj dla protestanckiego ministra. Jeżeli głosi dogmat, sądzę, że go bronić nie umie.
Ponieważ charakter święty zupełnie startym został z czoła tych ministrów, monarchowie świeccy poczęli w nich widzieć jedynie urzędników cywilnych, mających iść z resztą trzody pod wspólnym sztandarem. Nie bez wielkiego zajęci? czytać będziemy tkliwe skargi, jakie jeden z samychże członków tego nieszczęśliwego zgromadzenia rozwodzi, o sposobie, w jaki władza doczesna z niem postępuje. Po deklamacyach pospolitego człowieka przeciw hierarchii katolickiej, wznosi się nagle nad przesądy i wymawia te słowa uroczyste: