227
Jarosława Ośmiozmysła (ob. Enc. Pow. t. XIII str. 106), Włodzimierz, był ostatnią latoroślą rodu i do tego latoroślą zgniłą, jako tyran bez wielkości, niedołężny i ograniczony. Za życia ojca wygnany do Romana uciekł na Wołyń, lecz mu nie dał książę schronienia. Roman począł zawczasu myśleć o tern jakby pochłonąć Halicz, i Wołyń z nim w jedno państwo połączyć. Rzecz była niezmiernie trudna. Bo do tej halickiej ziemi, jako do swoich grodów czerwieńskich zawsze wyciągała ręce Polska, a jak naówczas w zastępstwie jej, książę krakowski, Kazimierz Sprawiedliwy. Dalej Węgry już po całym zakarpackim kraju rozlawszy się, powoli sięgały wpływem swoim i orężem po za góry, chciały się na północy rozwijać. Spadek bezdziedziczny mógł Kazimierza popchnąć na Halicz, mógł zaostrzać i smak Węgrów. Tam gdzie potęgi większe się ścierały, nie mógł Roman myśleć, że i jemu się coś uda, tern bardziej, że sam na wszystkie strony musiał sie oglądać, a położenie książąt waregskich było zawsze niepewne, jeden czyhał na zgubę drugiego i bez znacznej siły zbyt się mięszać do spraw obcych nie było co, bo można było i swoję ojcowiznę stracić. Jednakże Roman nie zawahał się, a dla dopięcia swego celu użył wszystkich środków, jakich mu dostarczała wypróbowana polityka rodu, tj. siły, podstępu, wiarołomstwa, pochlebstwa, to uniżania się, to d imy. Roman najprzód księcia halickiego chciał oplątac, swatał za jego syna swoje córkę, potem wdar się w tajne zmowy z bojarami Halicza, radził im Włodzimierza obalić po prostu, jego do władzy przyzwać, Pomiarkował rychło zagrożony książę, w jakiem zostaje położeniu. Poczęli mu spiskowi wyrzucać to i owo, dąsać się na niego, warunki posyłać, najwięcej oburzali się na jego nieprawe związki z popadją. Włodzimierz przelękniony uciekł z całą rodziną i skarbami do Węgier. Roman przywołany opanował tron halicki. Córki jego Teodory nie dali wziąć Włodzimierzow z sobą Haliczanie. Król Bela oczywiście wdał się za wygnańcem w zamiarach zdobyczy, roku 1188. Nie mógł się Roman bronić, bo przez spisek tylko dorwał się władzy, owszem bojarowie, którzy do zmowy nie należeli, żle patrzeli na wdziercę, bali się większego tyrana, niżeli rozpustnika. Na wieść zatem, że Węgry z gór się spuszczają, Roman pochwycił skarby halickie, zabrał swoich stronników i powrócił co rychlej na Wołyń. Bela zalał kraj, syna swojego Andrzeja ogłosił królem Halicza, Włodzimierza w niewolę za sobą uprowadził. Roman był srodze ukarany za tę zdradę. Wychodząc na wojnę oddał straż nad stolicą swoją bratu Wszewłodowi bełzkiemu, łudził go podobno, że Wołynia mu odstąpi w razie zwycięstwa. Widząc, że Roman wraca zniczem, Wszewłod zamknął przed nim bramy stolicy. „Tu ja książę a nie ty!” mówił do niego Roman, żonę odesłał da OwTucza, halickie niewiasty do Pińska i musiał szukać postronnej pomocy. Prosił o nią wuja Kazimierza Sprawiedliwego i Ruryka Rościsławowieża swego teścia, już książęcia na Białogrodzie. Polstca nie dała mu z razu pomocy, tylko teść posłał z drużyną syna swojego i wojewodę SławnęBorysowieża. Roman wkroczył do halickiej ziemi z drużyną teścia i obiegł grodek Piesków nad rzeką Ro-ską, lecz odparły go i Węgierskie siły i Haliczanie. Drugi raz w tedy pobiegł Roman do Kazimierza Sprawiedliwego i uzysaawszy pomoc przyszedł pod Włodzimierz z Mieczysł. Starym, lecz oblegali obadwaj stolicę na próżno. Żalem zdjęty powrócił do teścia i dostał od niego na chwilową dzielnicę Torczesk-Wszewłod wreszcie pomiarkował, że nie obroni się przeciw tak silnym nieprzyjaciołom i ustąpił dobrowolnie rządów na Wołyniu Romanowi. Tymczasem wygnaniec halicki uciekłszy z Węgier powrócił do dzielnicy swojej za wsparciem Kazimierza Sprawiedliw ego, lecz otoczony chciwemi sąsiadami drżał na tronie, a najwięcej się bał Romana. Rzeczywiście ten książę ani na
15*