297
czego Stwórca natury żadnej innej części wszechświata nie pozostawił takiej dowolności, jakaby co do ludzi miała miejsce, gdyby nie było zapłaty na drugim świeciea. Człowiek bowiem musi albo dobrowolnie, albo przez cierpienie uczuć swą zależność od Stwórcy. Powstał on z nicości, li tylko z dobroci Boga, taż sama dobroć utrzymuje go wciąż ponad przepaścią nicości. Powinien więc człowiek uznać dobrowolnie tę zależność od Stwórcy, bo tego wymaga równowaga świata, by każda istota zależna odpowiadała swemu przeznaczeniu, czyli uznawała się za zależną, a Stwórcę za niezależnego. Ta więc równowaga zostaje zwichniętą, ile razy istota stworzona uważa siebie choćby na chwilę za niezależną od Stwórcy. W rzeczy samej każde przestępstwo prawa Bożego, czyli grzech jakikolwiek, jest ogłoszeniem tej niepodległości, jest zerwaniem ze Stwórcą, a poczytywaniem siebie za istotę absolutną, niezależną. Dodajmy jeszcze i to, że nawet do tego aktu buntowniczego człowiek nie może się obejść bez pomocy Stwórcy, a to jeszcze wstrętniejszym go czyni.
Ta zatem równowaga zwichnięta — musi być przywrócona, a stać się to może tylko przez cierpienie, bo jest ono najdotkliwszym objawem zależności i niemocy, dwóch przymiotów, do których istota zależna przyznać się nie chciała, dopóki trwała w swem oderwaniu od Bóstwa.
To jednak nie dość. Ta sprawiedliwość wymaga nie-tylko jakiejkolwiek kary lub nagrody, ale wiecznej. Inaczej człowiek nie zostałby należycie powstrzymany od zbrodni, gdyby mu przyświecała nadzieja, że choćby po najdłuższem cierpieniu, nastanie dla niego szczęście bez granic; czasowa zatem kara popierałaby raczej, aniżeli powstrzymywała rozwój zbrodni i występków, czego przecież Bóg nie może chcieć. Powtóre, cóżby to była za nagroda dla cnotliwego, gdyby tylko jakąś chwilę pozwolono mu zakosztować szczęścia niezmiernego, a później miano go skazać napowrót do nicości? Czyż można szczęściem prawdziwem nazwać szczęście jakieś, choćby niewiedzieć jak długo trwało, jeżeli z niem połączona