WIELKIE CZASY
że serce zabiło i łzy pojawiły się w oczach. To „hura" pociągnęło Saszę aż na ulicę, gdzie podchwycił je lud. Było to cudowne zdarzenie!
„Hura" towarzyszyło mu również dalej. Z Maneżu Michajłowskiego car wracał do Pałacu Zimowego. „Na Łące Carycyńskiej powitało go takie «hura», że ziemia się zatrzęsła" - pisał współczesny świadek.
Dokładnie po dwudziestu latach, również w marcu - gdy zostanie zabity - też będzie wracał z Maneżu Michajłowskiego, też z parady gwardii.
Tak zniesione zostało trwające wiele stuleci niewolnictwo. Nastąpiło to nieco wcześniej niż w Ameryce i bez wojny domowej. Obaj wyzwoliciele jednak zginą.
Nastał więc „miodowy miesiąc" - miłości cara i społeczeństwa. Tak niedługi miesiąc. Przy pałacowej Bramie Sałtykowskiej, skąd car zawsze wychodził na tradycyjne spacery, oczekiwał go rozentuzjazmowany tłum. Aby uniknąć owacji, wychodził teraz z drugiej bramy. „Modliłem się wtedy przed portretami cara" - napisał w dzienniku cytowany już Aleksandr Nikitienko.
Za granicą wróg Hercen wysławiał Aleksandra:
Nie zapomni mu tego ani rosyjski naród, ani historia światowa. Z oddalenia naszych zesłań pozdrawiamy go mianem rzadko kojarzącym się z samodzierżawiem, nie wzbudzając gorzkiego uśmiechu - pozdrawiamy mianem „wyzwoliciela".
Inny słynny radykał rosyjski, książę Piotr Kropotkin, był wówczas młodzieńcem i uczył się w elitarnym Korpusie Paziów. Przyszły filar rosyjskiego anarchizmu wspominał:
Żywiłem wówczas takie uczucia, że gdyby w mojej obecności ktoś dokonał zamachu na cara, zasłoniłbym Aleksandra własną piersią.
Bezpośrednio po reformie car dokonał kroku, który wywołał szok.
Manifest był prezentem dla liberałów i nasz Janus pośpiesznie zwrócił spojrzenie ku wstecznikom. Postanowił zjednoczyć społeczeństwo. Postąpił zgodnie z pouczeniem prababki Katarzyny Wielkiej: „Zaczynać rzecz winni ludzie genialni, a realizować ludzie sumienni".
157