PODZIEMNA ROSJA
Później na pytanie: „Ilu należałoby unicestwić podczas rewolucji?" - odpowiadała wciąż z tym samym nieśmiałym uśmiechem: „Trzeba by pomyśleć o tym, ilu będzie można pozostawić".
Jednakże kiedy się spotkali, niezbyt wykształcony, nieznany nauczyciel Nieczajew całkowicie podporządkował sobie intelektualistę Tkaczo-wa, czego ten później nie mógł mu wybaczyć.
W latach 1868-1869 doszło do nowej fali rozruchów studenckich w stolicy. Wszystko zaczęło się od Akademii Medyko-Chirurgicznej należącej do resortu wojskowego. Ministrem wojny był podówczas jeden z niewielu pozostałych w rządzie liberałów - Dmitrij Milutin.
Ignorując zakazy ministra oświecenia publicznego, Dmitrija Tołstoja, zezwolił studentom na zakładanie kas samopomocy, a - co gorsza - na odbywanie zebrań. To ich zgubiło. Już na pierwszych zebraniach studenci oświadczyli, że nie podoba im się podporządkowanie uczelni resortowi wojskowemu, bowiem „stąd w Akademii nadto surowa dyscyplina". Potem zaczęły się wiece. Akademię zamknięto, a zamieszki ogarnęły już uniwersytet, następnie Instytut Technologiczny. Tutaj studenci byli niezadowoleni, że nie mają kas samopomocy i zezwolenia na zgromadzenia. Zażądali, aby w ogóle „zlikwidować wszelką krępującą i uwłaczającą opiekę ze strony władz uniwersyteckich".
Za rozruchami w Petersburgu stał już nasz bies - mały, nerwowy człowiek ze strasznymi oczami - Nieczajew.
Jakże był szczęśliwy w te dni - pędził od domu do domu, przenosił się od kółka do kółka, ze zgromadzenia na zgromadzenie. Straszył przywódców studenckich jakobińskimi przemówieniami, nawoływał do buntu.
Dziwne przy tym, że go wcale nie niepokoiła policja. Niektórzy nawet zaczęli mieć wątpliwości, czy nie jest aby prowokatorem.
Nie był prowokatorem. Raczej komuś w policji stał się potrzebny, żeby straszyć władze nieczajewskimi przemówieniami.
Sam zaś Nieczajew potrzebował... żeby go aresztowano! Wszak tylko dzięki pobytowi w więzieniu można zostać cieszącym się autorytetem liderem studenckim. „Cóż to za zasługa stać po stronie prawdy - trzeba za prawdę posiedzieć" - pisał ówczesny poeta.
I oto nastąpił szczęśliwy dzień: Nieczajewa wezwano do kancelarii burmistrza na przesłuchanie, najprawdopodobniej zostanie aresztowany. Udał się tam jak na skrzydłach.
Wkrótce zaś młoda rewolucjonistka Wiera Zasulicz otrzymała zadziwiający list. Jakiś anonim pisał:
Kiedy spacerowałem dzisiaj na Wyspie Wasilewskiej, widziałem kibitkę przewożącą więźniów. Z okienka wysunęła się ręka i wyrzuciła karteczkę. Po
2 46