kanapach. Pośrodku, przy stole, siedział w koszuli pułkownik Chmieleński i golił się przed lustrem.
Kalita stanął w drzwiach zaskoczony tym widokiem. Podczas jego służby w regularnej armii nie zdarzył się nigdy podobny wypadek, by przełożony, przyjmując na służbie podwładnego wyższego oficera z raportem lub przedstawiającego się, był bez uniformu i pałasza lub szabli.
Major czekał bez słowa. Pułkownik tymczasem skończył swoją toaletę.
— Panowie w jakiej sprawie? Czy coś pilnego? — zapytał.
— Chcę przedstawić siebie i swoich oficerów — meldował Rębajło.
— A forpoczty zostawiłeś, majorze, bez oficerów, tak? — zjadliwie rzekł Chmieleński.
— Tam wszystko w porządku i zabezpieczone — odparł Kalita.
— Dziękuję. Może pan odejść.
Major i oficerowie zasalutowali i opuścili salon. Kalita był wściekły. Sarkał i oburzał się na takie przyjęcie. Ale wiedział, że musi dochować posłuszeństwa.
Dotarli na miejsce już o zmierzchu. Powstańcy stali na zimnym wietrze w pogotowiu. Kalita wysłał jeszcze raz adiutanta do Chmie-leńskiego z prośbą o przydział żywności, której, niestety, nie dostał. Oddział stał do czwartej rano, Kiedy po raz drugi adiutant Rębajły zjawił się we dworze, nie zastał już tam Chmieleńskiego ani jego oddziału. Pomaszerował on bowiem w lasy nie zawiadamiając o niczym Kality.
Znalazłszy się w niekorzystnej sytuacji, major Kalita postanowił skierować się w stronę Cisowa, cały czas trzymając się lasów szcze-ceńskich. Tam też natknął się na Chmieleńskiego, z którym odbył niezbyt przyjemną rozmowę na temat zmian w taktyce oddziałów. Wobec zbliżających się wojsk carskich oddział Rębajły liczący stu osiemdziesięciu ludzi został skierowany w kierunku Łysej Góry. Oddział zaś Chmieleńskiego pomaszerował w inną stronę.
W lasku pod Łysą Górą nastąpiło niespodziewane spotkanie Rębajły z generałem Józefem Hauke-Bosakiem, pułkownikiem Apolinarym Kurowskim i przyjacielem majorem Sza-metem z siedemdziesięcioma kawalerzystami. Generał Bosak wywarł na majorze Kalicie dodatnie wrażenie. Serdeczny w obejściu, zyskiwał natychmiast sympatię przez swój bezpośredni stosunek do rozmówcy. Wzrostu był raczej średniego, blondyn o niebieskich oczach i miłym spojrzeniu.
Major zreferował Bosakowi sytuację, w której się znalazł, oraz nieprzyjemny incydent z Chmieleńskim.
— Widać, że Chmieleński pana nie potrzebuje, więc jesteś teraz wolny. Proponuję ma-
71