wrócony, chciałby załatwić w mieście pewną sprawę i prosi o wydanie przepustki do miasta.
Był to plan rzeczywiście godzien tylko panny, która się nasłuchała fantastycznych opowieści. W pierwszej chwili odrzucono go, ale po krótkim zastanowieniu się mężczyźni doszli do wniosku, że ten fantastyczny pomysł może istotnie uratować wszystkich, o ile się, oczywiście, uda. Toteż bez dłuższych dyskusji zaprzężono konie, przebrano pułkownika w suknie i kareta ruszyła do obozu rosyjskiego.
W obozie ojciec Bolesławy udał się do komendanta, a w otwartym powozie została dziewczyna z przebranym Wróblewskim, co widząc oficerowie zbliżyli się do nich, próbując poflir-tować z młodą panną. W pewnym momencie jeden z nich począł się badawczo przypatrywać ochmistrzyni.
— Czyż ta panna nie jest przypadkiem przć^ branym powstańcem?! — wykrzyknął nagle.
Wróblewski zbladł. Zbliżała się katastrofa. Ostrożnie zaczął szukać pod fałdami sukni pistoletu, by rozwalić łeb oficerkowi, a potem w siebie strzelić, ale w zdenerwowaniu nie mógł natrafić na kieszeń.
Z boku stał starszy rangą oficer, a słysząc śmiałe pytanie młokosa, podszedł do powozu i odpędził podwładnych pod pozorem, że prawią damom nieprzyzwoitości. Potem spojrzał uważnie na Wróblewskiego i szepnął:
— Niech pan zwróci uwagę na swoją twarz.
Pułkownik przeciągnął ręką po policzku, strużka krwi płynęła spod chustki. Obejrzał się, oficera już nie było, szybko odjechał na koniu w głąb obozu.
Po chwili wrócił ojciec panny Bolesławy z przepustkami. Powóz ruszył wolno ku granicy.
*
Władze carskie skazały pułkownika Walerego Wróblewskiego zaocznie na karę śmierci, ale gdy wyrok ogłoszono, był on już bezpieczny we Francji.