Ranek 6 września byt chłodny i mglisty. Naprzeciw szańców nr 57 i 54 ukazały się korpusy Pahlena i Kreutza. Generał Geismar uderzył na szaniec nr 55. Huk dział i tłumy rosyjskich żołnierzy wlewają się zewsząd.
Minęła zaledwie godzina od artyleryjskiej kanonady, a już do szturmu ruszyły kolumny piechoty feldmarszałka Paskiewicza, cztery bataliony piechoty — na bastion południowo-zachodni, osiem batalionów — na północno-zachodni, cztery bataliony wyłoniły się od strony wschodniej. 70 dział zasypywało ogniem polskie stanowiska, zaskoczone, kruche. Tylko szaniec nr 54 bronił się zaciekle.
O obronie szańca nr 54 wiele już napisano, przeszła ona do historii pod nazwą reduty Ordona, od nazwiska dowódcy artylerii kapitana Juliana Konstantego Ordona, który — jak niesie legenda — miał wysadzić prochownię reduty, grzebiąc pod gruzami atakujących Rosjan i bohaterskich obrońców.
O zaciekłej obronie reduty dowiedział się generał Kołaczkowski przelotnie od Prądzyńskie-go. Spotkał go przy rogatkach Wolskich i krzyknął tylko:
— Nr 54 długo się trzymać nie może!
Kołaczkowski nie namyślając się długo, postanowił zorganizować pomoc dla obrońców. „Spiąłem konie ostrogami i przybyłem do Czystego. Tu znalazłem cztery bataliony 5 pułku strzelców pieszych (Dzieci Warszawskie) pod komendą jenerała Młokosiewicza, szukające zasłony za szańcami nr 21, 22, lecz żadnej innej dyspozycji nie spostrzegłem, która by zmierzała do uratowania szańca nr 54. Na prawo od szosy stał Bogusławski z czterema batalionami 4 i 10 pułku piechoty, równie nieczynny”.
Gdy Kołaczkowski nakłaniał generała Młokosiewicza do udzielenia pomocy reducie, ten odparł:
— Mamże z czterema batalionami iść przeciwko całej armii bez żadnego odwodu? Wreszcie mam rozkaz wyraźny bronić tej pozycji, na której stoję!
Po chwili przeciwnik podwoił siłę ataku.
„...nieprzyjaciel przypuścił atak do reduty nr 54 z prawego i obszedł ją od strony szyi — wspominał później Kołaczkowski. — Załoga nasza pułku pierwszego strzelców pieszych, zamiast dać ognia w chwili, gdy nieprzyjaciel za-wikłany był wilczymi dołami, nie pokazała się na ławkach ani na przedpiersiu, zdawała się jakby sparaliżowana. W oka mgnieniu ochotniki rosyjskie na czele kolumny maszerujący spuścili się do rowu, przestąpili' palisady i bez najmniejszej przeszkody wdrapali się po spadkach i ukazali się na przedpiersiu. Ani jednego granatu ręcznego nie rzuciła załoga, ani bagnetów, ani kos nie użyła do odparcia szturmujących. Od tej chwili ustał zupełnie opór. Oficer artylerii, dowodzący działami, zabity został na samym początku. Kolumna piechoty rosyjskiej
8 — Generał Klemens Kołaczkowski
113