(De)Konstrukcje kobiecości
202
poziomie podmiotu odpowiada zatem ich niematerializacja czy też nieprawidłowa materializacja na poziomie abjects. Wobec tego abjects to coś mniej niż człowiek. Być może, czego Butler nie pisze wprost, to ucieleśnienie norm uznanych w ramach istniejącego dyskursu za: złe, naganne, nienaturalne.
Najbardziej znaczące ciała/podmioty, które stanowią najpełniejszą realizację norm - choć należy zaznaczyć, że sam ideał nie jest nigdy w pełni możliwy do osiągnięcia - to jednostki o białym kolorze skóry, ucieleśniające kulturowe normy kobiecości czy męskości i heteroseksualne. Doskonale odpowiada to procesowi społecznego wartościowania, opisanemu przez Gayle Rubin w tekście Thinking sex. Hierarchicz-ny podział na seks dobry i zły decyduje o pozycji jednostek w społeczeństwie, ich prawach i czerpanych profitach. Na szczycie tej seksualnej piramidy znajdują się oczywiście osoby zamężne, heteroseksualne, posiadające dzieci: „Jednostki, których zachowanie jest stawiane wysoko w hierarchii, są nagradzane poświadczonym zdrowiem psychicznym, szacunkiem, legalnością, społeczną i fizyczną mobilnością, zinstytucjonalizowanym wsparciem i materialnymi korzyściami. Jednostki praktykujące pewne seksualne zachowania umieszczone niżej na skali są podejrzewane o chorobę psychiczną, otaczane złą opinią, uznane za potencjalnych kryminalistów, ogranicza Się ich społeczną i fizyczną mobilność, tracą zinstytucjonalizowane i materialne wsparcie" (Rubin 1993, 15)14. Można by tę hierarchię rozszerzyć, zwiększając ilość czynników: układając dała od najlepszego, czyli w pełni realizującego normy, do tego najgorszego, które nie mieści się na skali, istnieje na marginesie i jest w sensie kulturowym nieznaczące.
Obecność wykluczonych istnień, ciał przemilczanych, nietypowych, stanowi ciągłe zagrożenie dla zakładanej stabilnośd podmiotu uosabiającego normy kulturowe; ich nagłe pojawienie się może zniszczyć czy też przełamać granice utrzymujące podmiot w jego zakładanym społecznic kształcie. Dlatego też podmiotowość czy też tożsamość narażona jest na ciągłe ryzyko obalenia, jest zawsze niestabilna i zależna od narzędzi
Wyjście z pułapki wykluczenia...
203
oraz praktyk wykluczających. Możliwość dojścia do głosu przemilczanych identyfikacji oznacza konieczność ich ignorowania czy wręcz niszczenia, denaturalizowania. Zdaniem Butler, ów przymus ciągłego sięgania po regulacyjno-wyklu-czające praktyki, jak też sam fakt istnienia wykluczonych elementów jako „konstytutywnego zewnętrza” dla konstrukcji podmiotu, nie tylko kwestionują pewność i stabilność podmiotu. Podważają również użyteczność kategorii tożsamościowych dla feminizmu czy jakiejkolwiek innej teorii - „tożsamość jako punkt wyjścia nigdy nie może stanowić solidnego gruntu dla feministycznego ruchu politycznego” (jw.). Jest to bowiem zawsze tożsamość, która z definicji nie obejmuje różnorodności kobiecych doświadczeń i narażona jest na ciągłą krytykę czy też kontestację ze strony marginalizowanych grup. Te zaś głosy, podważające jej prawomocność, nie mogą być dłużej ignorowane. Toteż ze względu na niestabilność i przygodność podmiotu, jego wykluczający charakter, uznanie go za podstawę ruchu feministycznego czy jakiegokolwiek innego jest, zdaniem Butler, strategicznie błędne, a etycznie szkodliwe.
„KOBIETY" JAKO PODMIOT FEMINIZMU"
Mówienie o prawach „kobiet” czy żądanie tych praw w imieniu ich wszystkich zawsze przemilcza, zdaniem Buder, istnienie innych, niemieszczących się w definicyjnych założeniach tej kategorii. Stanowi realizację partykularnych interesów wybranej grupy kobiet, ukrytych pod płaszczykiem uniwersalnej kategorii „kobiety” w celu zwiększenia skuteczności żądań: „Feministyczne «my» jest zawsze i wszędzie tylko fantazmatem, konstrukcją, która ma swoje cele, ale która neguje wewnętrzną złożoność i nieokreśloność terminu i stwarza siebie tylko poprzez wykluczenie części członków, których jednocześnie zamierza reprezentować” (Buder 1990,142). Oznacza to, że dążąc do przedstawicielstwa politycznego, żądając pewnych praw „w imieniu kobiet”, żąda się ich tak naprawdę jedynie w imieniu niektórych, przemilczając często całą resztę i ich potrzeby.