116 ANTONINA OSTROWSKA
Niewielkie różnice obserwujemy wśród osób z wykształceniem średnim i podstawowym; odzwierciedlają one tendencję na rzecz zmiany postępowania racjonalnego na rzecz lekceważącego. Generalnie jednak w obu analizowanych okresach wraz ze wzrostem wykształcenia wzrasta częstość racjonalnych zachowań.
Dane powyższe skłaniają do dwóch rodzajów wniosków. Z jednej strony pokazują one, że zachowania związane z poszukiwaniem pomocy w chorobie są silnie zdeterminowane kulturowo. Wyższe wykształcenie, lepsza wiedza medyczna, a także przynależność do klasy średniej i charakterystyczna dla niej socjalizacja pomagają w kształtowaniu zachowań racjonalnych w stosunku do choroby. Można też oczekiwać, a potwierdzają to wyniki badań zagranicznych (Sokołowska 1980), że te same cechy sprzyjają także bardziej racjonalnemu i pełnemu wykorzystaniu kontaktu z lekarzem, gdy ma on miejsce. Chodzi tu przede wszystkim o uzyskanie interesujących pacjenta informacji na temat przyczyn i patomechanizmu jego choroby, alternatywnych terapii, a takie całej listy zaleceń wynikających z praw pacjenta. Badania na ten temat wskazują, że im bliższa pozycji lekarza społeczna pozycja pacjenta, tym większa szansa na realizację właściwych, partnerskich relacji między nimi. Dodatkowe światło na tę kwestię rzucają dane z badania przeprowadzonego w 1976 roku, ukazujące postrzegane przez pacjentów deficyty ich kontaktów z lekarzami. Poza zarzutami, że bhdanie lekarskie było powierzchowne (40%) lub fragmentaryczne (34%), mieszczącymi się raczej w generalnej ocenie przebiegu wizyty, pojawiły się także uwagi odnoszące się do cech rozważanego przez nas partnerskiego stylu kontaktów. W ocenie 39% badanych „lekarz nie wyjaśnił, co mi jest i jakie mogą być przyczyny choroby”, w ocenie 24% pacjentów lekarz się spieszył i „zabrakło czasu na rozmowę”, według 14% badanych lekarz był nieuprzejmy, a według 9% był niekomunikatywny - „używał niezrozumiałych słów, trudno było się z nim porozumieć”.
Badanie to było realizowane na tyle dawno, że nie można utożsamiać uzyskanych w nim wyników z sytuacją aktualną; jakiekolwiek spekulacje na ten temat mogą być raczej źródłem hipotez niż jednoznacznych rozstrzygnięć. Warto jednak odnotować, że w cytowanym badaniu częstość pojawiania się poszczególnych zastrzeżeń związana była w statystycznie istotny sposób z pozycją społeczną pacjentów, pojawiała się najczęściej wśród robotników, następnie pracowników umysłowych, a najrzadziej wśród inteligencji (Ostrowska 1980).
Możliwości porównań dostarczają nam natomiast uzyskane w latach 1976 i 1995 dane na temat zaufania pokładanego w medycynie w ogóle i w lekarzu w szczególności.
Tabela 3. Zaufanie do medycyny i lekarzy (1976,1995)
ZGADZAJĄCY SIĘ ZE STWIERDZENIEM: |
1976 |
1995 |
Większość lekarstw, lecząc jedno schorzenie, | ||
szkodzi na coś innego |
78% |
86,6% |
Przy obecnym rozwoju medycyny za kilkanaście lat | ||
wszystkie groźniejsze choroby będą uleczalne |
28% |
34,7% |
Lekarz wie najlepiej, co jest najwłaściwsze dla pacjenta |
61% |
51,5% |
Rak wcześnie wykryty jest uleczalny |
27% |
67,0% |
Istnieje wiele wypróbowanych starych sposobów leczenia, | ||
które dziś się niesłusznie lekceważy |
66% |
87,8 |
Zestawienie powyższe ukazuje wzrost optymizmu, jeśli chodzi o możliwości skutecznego leczenia poważnych chorób. Szczególnie wyraźnie widać to w przypadku uleczalności wcześnie wykrytego raka; wzrost odsetka przekonanych
0 takiej możliwości jest ponad dwukrotny. Pokazuje to pośrednio wiarę w profilaktykę (wczesne wykrywanie). Wzrost zaufania do medycyny nie jest jednak wszechstronny i całkowicie bezkrytyczny. Towarzyszą mu jednocześnie wzrastające obawy przed ubocznym działaniem środków farmakologicznych oraz, jak można sądzić, inwazyjnością współczesnej, technologicznej medycyny. Tym bowiem można chyba tłumaczyć tęsknoty za „starymi, wypróbowanymi sposobami leczenia”, prostymi i bezpiecznymi.
Z punktu widzenia rozważanej w tym artykule kwestii podstawowa wydaje się zmniejszona wiara w rolę lekarza jako eksperta, który „wie najlepiej”. Trend ten jest zgodny z omówionymi uprzednio wynikami badań zachodnich. Pozostaje otwarte jednak pytanie, czy zmieniająca się w tym względzie rola lekarza prowadzi do zwiększającej się autonomii pacjenta i wzajemnego partnerstwa, czy też raczej prowadzi do rozluźnienia się kontaktu terapeutycznego w ogóle. Ponowne sięgnięcie do danych z 1976 i 1995 roku wskazuje na wzrost częstości modyfikowania „na własną rękę” zaleceń lekarza. Tak więc pacjentom częściej zdarzało się zmniejszać bez wiedzy lekarza dawkę przepisanego leku w obawie przed jego ubocznymi, negatywnymi skutkami (odpowiednio 24% i 37,85%), stosować na własną rękę dodatkowe leki, nie przepisane przez lekarza (21%
1 36,5%) lub w ogóle nie przyjmować przepisanego leku (13% i 21,7%)’.
Negowanie roli lekarza jako wyłącznego eksperta pojawia się nieco częściej wśród osób młodszych (poniżej 40. roku życia), a także wśród mieszkańców większych miast. Najrzadziej jest kwestionowana ta rola na wsi (59% zgadzają-
1 Ostatnia z przytoczonych tu modyfikacji zaleceń lekarza może być jednak także skutkiem znacznego wzrostu cen leków pomiędzy 1976 a 1999 rokiem. Można się jednak ciągle jeszcze zastanawiać. co mówi o partnerstwie między pacjentem a lekarzem fakt przepisywania leków przekraczających znacznie możliwości finansowe pacjenta.